Krzyk zamordowanego
przez chłopów Żyda przez pół wieku obciążał częstochowskiego kupca
HELENA KOWALIK
W najnowszym sondażu
CBOS poruszono kwestie dotyczące relacji polsko-żydowskich oraz pamięci o wydarzeniach
z czasu li wojny światowej.
Pytanie,
z których to Walaszczyków, wisiało nad synami kupca Jana od 1945 r. Jeśli nawet
nie zostało wypowiedziane, zdradzały je porozumiewawcze spojrzenia ciekawskich
nad ich głowami. Najczęściej jednak częstochowianie nie ukrywali pogardy dla
rodziny człowieka, który był zamieszany w morderstwo Żyda w czasie okupacji.
W połowie 1991 r. Jan Radosław
Walaszczyk junior napisał do prokuratury w Częstochowie: „Aż do upadku
komunizmu czekałem, aby móc walczyć o dobre imię mojego ojca Jana, skazanego w
1946 r. na wieloletnie więzienie. [...] Jestem przekonany, że gdyby były dwa
oddzielne procesy - ojca biorącego udział w wykopaniu skarbu Abrahama Kapłana
na wyraźny rozkaz Komendy Głównej Polskiego Związku Wolności i pozostałych dwóch
oskarżonych o zabójstwo tego Żyda, inaczej brzmiałby wyrok. Ale na tym polegała
perfidia ówczesnych komunistycznych organów ścigania”
SKARB ZA FABRYCZNYM MUREM
22-letni Kapłan nie chciał iść do
getta. Uciekając przed gestapo, zrobił to, co wielu jego pobratymców - poszukał
schronienia najpierw w bunkrze za miastem, a potem u chłopów, którzy za sowitą
opłatą gotowi byli ukryć Żydów w chlewiku czy stodole. Takim zbawczym adresem
była podczęstochowska wieś Baranów, gdzie mieszkał Józef Blachowicz. Nie wiadomo,
skąd miał pieniądze, bo gospodarz był z niego żaden. Zaobserwowano tylko
jakichś Żydów w jego obejściu, którzy często się zmieniali. Ludzie bali się
Blachowicza, gdyż często pił ze znanym w okolicy konfidentem gestapo.
Jesienią 1943 r. do kupca Walaszczyka,
który wyrzucony przez Niemców z własnej kamienicy prowadził częściowo nie
zarekwirowany hotel, zapukał jego dawny znajomy - walczyli w III powstaniu śląskim - Bronisław Połacik.
Niespodziewany gość powiedział, że na terenie zajętej przez Niemców
pożydowskiej fabrykiluster znajduje się zakopany jeszcze przed wojną skarb.
Miał o tym wiedzieć od swego kuzyna Blachowicza, a ten uzyskał takie informacje
w Niemczech, gdzie był na robotach. Połacik zaproponował wspólne wykopanie
skarbu - we dwójkę z Blachowiczem nie mogli tego zrobić, gdyż trzeba było się
dogadać z zarządcą fabryki, zniemczonym Polakiem, do którego tylko Walaszczyk
miał dojście.
Kupiec zrazu był nieufny. Miał
powody. Jako skarbnik Polskiego Związku Wolności, organizacji o proweniencji
akowskiej,
przechowywał u siebie pieniądze,
wydawał partyzantom broń. Musiał się liczyć z możliwością zaszantażowania go,
co już mu się raz zdarzyło.
- To cenne przedmioty ze srebra i
złota oraz tona celuloidu - kusił Połacik. - Można by sprzedać i podzielić się
pieniędzmi.
Walaszczyk przyjął propozycję,
gdyż - jak wyjaśniał potem przed sądem - zamierzał w ten sposób zdobyć
pieniądze dla swej organizacji.
Po dwóch dniach penetrowania
ogrodu - Blachowicz uparcie kopał w niewłaściwym miejscu - natrafili na skarb.
Rozczarowanie przyniosła drewniana skrzynka, w której zamiast sztabek złota
leżały dwie cegły. Widocznie ktoś wcześniej dobrał się do skrytki. Walaszczyka
przedmioty ze srebra nie interesowały. Celuloid sprzedał i uzyskane pieniądze
podzielił tak, jak uzgodniono.
ZBRODNIA W CHLEWIKU
Wkrótce Walaszczyk musiał uciekać
z Częstochowy w związku z aresztowaniami w jego podziemnej organizacji. Niemcy
złapali Mieczysława Gaczkowskiego z częstochowskiego PZW. Aresztowany, bojąc
się, że w czasie tortur wyda towarzyszy, połknął cyjanek. Gestapo zabrało też
żonę Walaszczyka.
Gdy w 1945 r. kupiec wrócił do
domu, dowiedział się, że Niemcy postawili przed sądem Połacika i Blachowicza za
zamordowanie Żyda - niejakiego Kapłana.
Na mieście opowiadano zupełnie
inną wersję pochodzenia kosztowności, w wykopaniu których Walaszczyk brał
udział. Miała to być własność ukrywającego się u Blachowicza Abrahama Kapłana.
Żyd zdradził miejsce ukrycia swego kapitału, ponieważ właściciel chlewika
szantażował go wydaniem gestapo. Skończyły się bowiem pieniądze, które z
oszczędności Kapłana wypłacał chłopu zaufany człowiek z Częstochowy. Połacik z
Blachowiczem, gdy tylko zabrali swoje udziały za sprzedane celuloid i
biżuterię, uznali, że nie opłaca im się trzymać ogołoconego ze wszystkiego
Żyda.
Początkowo usiłowali go otruć. Ale
gdy trutka na szczury nie podziałała, do morderczego planu włączyli syna
Połacika Stanisława. W marcu 1944 r. po wypiciu bimbru poszli do chlewika.
- Stasiek bił go drewnianą pałką
od tłuczenia świniom kartofli - zeznał przed sądem stary Połacik. - Żyd
uciekał, przewrócony na ziemię krzyczał, musieliśmy się spieszyć, żeby ktoś nie
usłyszał. Potem wepchnęliśmy go do worka i gdy przestał się ruszać, Blachowicz
zakopał ciało w stodole.
Wkrótce w obejściu zjawili się
Niemcy - doniesiono im, że gospodarz handluje
mięsem. Pies gestapowców wywąchał trupa. Odbył się proces - Blachowicz został
skazany na obóz koncentracyjny. Wybawienie od śmierci przyniosła mu Armia
Czerwona. Połacikowie uniknęli aresztowania, bo uciekli do lasu. Po zakończeniu
wojny Stanisław przepadł na Ziemiach Zachodnich i tylko senior stanął wraz z
Blachowiczem i Walaszczykiem przed Specjalnym Sądem Karnym w Częstochowie.
REWANŻ KONKURENCJI
Miejscowa gazeta w relacji z
procesu pominęła współtowarzyszy Walaszczyka na ławie oskarżonych. Tytuły
wybijały nazwisko znanego w Częstochowie kupca w kontekście zamordowania
Abrahama Kapłana. Choć nie miał postawionego takiego zarzutu - oskarżony był o
zagarnięcie części majątku ofiary w tragicznych dla niej okolicznościach.
W drugim dniu rozprawy obrona zrezygnowała
z koronnego świadka Feliksa Barteckiego, szefa PZW, a następnie AK w
Częstochowie. A tylko ten człowiek mógł oczyścić Walaszczyka z zarzutu, że
skarb Kapłana zabrał dla siebie.
PZW reprezentował na sali świadek
Piotr Krawczyk, który wprawdzie potwierdził funkcję Jana Walaszczyka w
podziemnej organizacji, ale dodał też, że on nic o skarbie nie słyszał. Tylko
wtajemniczeni rozumieli podtekst tego w gruncie rzeczy niekorzystnego dla
Walaszczyka zeznania. Krawczyk był jeszcze przed wojną skłócony z kupcem.
Najbardziej obciążały Walaszczyka
oświadczenia świadków, którzy dobrowolnie zgłosili się do prokuratora. Syn
oskarżonego z przerażeniem zobaczył na korytarzu sądu dobrze mu znanych dwóch
Żydów, którzy przed wojną mieli sklepy w alei NMP. Ojciec nie dawał się
konkurentom wyznania mojżeszowego, a gdy usiłowali go szkalować, zakładał
sprawy o pomówienie. Efektem wygranej były przeprosimy w „Częstochowskim
Gońcu”. W archiwum tej gazety z 1938 r. rzeczywiście natrafiłam na taki
wymuszony przez sąd anons.
Jeden z tych świadków, Arnold
Rotbaud, oświadczył, że oskarżonego Walaszczyka zna bardzo dobrze jako
spekulanta, który w czasie okupacji wybudował hotel dla Niemców i załatwił z
gestapo, aby wyrzucili lokatorów z sąsiedniego domu, gdyż chciał ten budynek
przyłączyć do swego hotelu.
W aktach te zeznania są
podkreślone czerwoną kreską. Wpięty jest też anonim informujący prokuratora, że
Jan Walaszczyk przechowywał u siebie Żydów, uciekinierów
z getta, a potem oddawał ich w
ręce Niemców. Za udzielenie choćby chwilowego schronienia żądał złota,
brylantów i platyny.
Prasa częstochowska wyeksponowała
w relacjach z procesu tylko te wypowiedzi, które godziły w Walaszczyka. Poza
zainteresowaniem reportera pozostawali mordercy młodego Żyda. Grubą czcionką
wyróżniono fragment zeznań Pelagii Walaszczykowej przed gestapo, gdy Niemcy
przygotowali oskarżenie Blachowicza i Połcika. Żona ukrywającego się wówczas
skarbnika PZW wspomniała, że pod koniec wojny mąż przyniósł do domu srebrne
sztućce, a ona nie spytała, skąd je miał.
Wyrok zapadł 18 października 1946
r.: sąd ogłosił, że z braku dowodów uniewinnia Blachowicza i Połacika od
zarzutu morderstwa Kapłana (przyjęto wersję o zamordowaniu go przez Niemców).
Natomiast sąd nie miał wątpliwości, że wszyscy trzej z ławy oskarżonych
wiedzieli o pochodzeniu skarbu. Jako okoliczność szczególnie obciążającą
Walaszczyka wskazano jego bezwzględność przy podziale znalezionego mienia.
LISTY DO BIERUTA
Skazany Jan Walaszczyk wysyłał
wiele starannie wykaligrafowanych próśb do prezydenta Krajowej Rady Narodowej.
Jego żona Pelagia powtarzała błagania o złagodzenie wyroku. W tej
korespondencji raz po raz przewijała się kwestia nieobecności koronnego świadka
Feliksa Barteckiego na sali rozpraw. - Skazany na łaskę nie zasługuje -
otrzymała odpowiedz.
Mimo to w 1947 r. rodzina więźnia
zebrała poświadczone przez notariusza zeznania zaangażowanych w walkę z
okupantem osób, które zaprzeczały konstatacji stalinowskiego sądu, że
Walaszczyk popełnił przestępstwo z chęci osobistego zysku.
Również 53 mieszkańców wsi Mokre
podpisało się pod oświadczeniem, że Jan Walaszczyk wykupywał z gestapo
związanych z partyzantką chłopów.
Cierpiał nie tylko skazany.
Również jego najbliższa rodzina. Bardzo zubożała, gdyż w wyroku zasądzono
przepadek mienia. Pelagia Walaszczykowa początkowo prowadziła hotel, ale
później obiekt został uwłaszczony. Najstarszy syn Jan Radosław wywieziony w
czasie okupacji do Buchenwaldu po powrocie nie mógł iść na studia. Jako
potomek przestępcy był obywatelem drugiej kategorii.
Trzeba było jeszcze trzech lat,
amnestii i popaździernikowej odwilży, aby Jan Walaszczyk znalazł się na
wolności. Dostał robotę przy łopacie w Hucie im. B. Bieruta. Parokrotnie
występował o zatarcie skazania, bez skutku. Jego nazwisko było łączone z zamordowaniem
Abrahama Kapłana.
REHABILITACJA
W1991 r. pełnomocnik syna Jana
Walaszczyka mec. Zygmunt Sobkiewicz wystąpił o stwierdzenie nieważności wyroku
na nieżyjącego już kupca. Z obszernej listy świadków żył już tylko Mirosław
Gaczkowski. Gdy aresztowali Walaszczyka, miał kilkanaście lat. Jego ojciec
popełnił w areszcie gestapo samobójstwo. W1943 r. pani Gaczkowska, która
konspirowała razem z mężem, została uprzedzona przez Walaszczyka, aby się ukryła.
Znalazła schronienie w Łodzi i tam kupiec wspierał ją finansowo. Gaczkowska
była łączniczką między centralą PZW w Warszawie a Częstochową. Dokumenty
przewoziła na plecach synka, przylepione do skóry plastrem. Przed aresztowaniem
Walaszczyka wtajemniczyła chłopca w niektóre sprawy konspiracji. Dowiedział
się m.in., że jesienią 1943 r. matka otrzymała zadanie przekazania Janowi Walaszczykowi
dyspozycji komendanta PZW Antoniego Szadkowskiego o przejęciu na rzecz
organizacji jakiegoś mienia znalezionego na terenie getta.
W tygodniku „Nie” ukazał się
artykuł o zakusach synów starego Walaszczyka
na skomunalizowany hotel, niegdyś własność ojca. Autor dawał do zrozumienia, że
chcą się dorobić potomkowie człowieka, który nie tylko w czasie okupacji
ograbił ściganego przez gestapo Żyda, ale jest zamieszany w zamordowanie
nieszczęsnego człowieka.
I oto za sprawą jednej publikacji
w aurze rozhuśtanych nastrojów w mieście, do którego zaczęło ściągać z
zagranicy wielu byłych właścicieli lub spadkobierców przedwojennych fabryk i
kamienic, synowie Walaszczyka znów znaleźli się pod pręgierzem opinii
publicznej. Tym usilniej walczyli o rehabilitację
zmarłego ojca.
Mecenas Sobkiewicz poszukiwał w
aktach z lat 50. odpowiedzi na wątpliwości, czy informacja o właścicielu
skarbu oczekującym na swoją część została przekazana Walaszczykowi przed
otwarciem kryjówki.
Połacik zeznał, że uraczył kupca
opowieścią o niemieckim źródle wiedzy na temat skarbu. Kupiec nadal był
nieufny, zażądał spotkania z Blachowiczem, który miał mieć informacje z
pierwszej ręki. Ale obaj chłopi uzgodnili między sobą jedną wersję.
Zapytani, skąd wiedzą o ukrytym celuloidzie,
odpowiedzieli, że przed wojną ukryli go żołnierze w ogrodach Bullego koło muru
fabryki luster. Tak to zaprotokołowano w śledztwie. Sąd nie wyjaśnił, dlaczego
Blachowicz dla zmylenia wspólników, jak sam tłumaczył, zaczął kopać w innym
miejscu, gdzie skarbu nie było. Przy pełnym porozumieniu sprawców nie byłoby
to możliwe. Sąd pominął te okoliczności jako nieistotne. Tymczasem było to
ważne, bo inne miejsce to sąsiedni ogród Bullego, gdzie rzekomo w 1937 r. dwa
metry od muru żydowskiej fabryki wojsko miało zakopać skarb. Można domniemywać,
że ta wersja została stworzona specjalnie dla Walaszczyka. Na rozprawie
apelacyjnej adwokat podnosił jeszcze kilka innych uchybień procesowych.
Prokurator podzielił opinię
adwokata i poparł wniosek o unieważnienie
wyroku. Jednakże sąd w zmienionym nagle składzie potwierdził winę Walaszczyka.
Uniewinnienie i rehabilitację przyniosła mu dopiero rewizja wyroku.
Rodzina kupca odzyskała swój
hotel.
Jakie postawy zdaniem badanych przeważały
podczas wojny?
55% - więcej było przypadków ukrywania Żydów przez Polaków i
pomagania im niż donoszenia na nich i mordowania
22% - obie postawy były tak samo częste
7% - więcej było przypadków donoszenia i mordowania niż
pomocy dla Żydów
Jakie odczucia budzą dziś doniesienia o
zbrodniach popełnionych przez Polaków na Żydach?
36% - współczucie dla ofiar
34% - potępienie sprawców
29% - poruszenie, że ludzie ludziom zgotowali
taki los
26% - wstyd, że doszło do takich zbrodni
25% - oburzenie, że tyle mówi się - zbrodniach Polaków na Żydach, a za mało o
Polakach, którzy ratowali Żydów
13% - oburzenie na tych, którzy szkalują dobre
imię Polski - Polaków
13% - oburzenie, że tyle się mówi o zbrodniach
Polaków na Żydach, a nie mówi się o zbrodniach Żydów na Polakach
11% - wątpliwość, czy rzeczywiście Polacy byli
sprawcami takich zbrodni
9% - niewiedza, że w czasie okupacji Polacy
mordowali Żydów
5% - obojętność
"przez półwieku" powinno być: "przez pół wieku"
OdpowiedzUsuń"prokuratury w Często - chowie" powinno być: "prokuratury w Częstochowie"