czwartek, 3 grudnia 2015

TVPiS



Po Trybunale Konstytucyjnym PiS uruchamia drugi kluczowy front mający umożliwić długie i bezproblemowe rządy tej partii – bierze się za media.

Na radiowych i telewizyjnych korytarzach nastroje jak po trzęsieniu ziemi - zniszczeń jeszcze nie widać, ale wiadomo, że tsunami uderzy. - Czekamy na nie­uchronne - wylecimy pierwszego dnia ich obecności na Woronicza. Do świąt raczej jesteśmy bezpieczni, potem będzie rzeź - twierdzi jeden z ważnych dyrektorów w TVP. Po pamięt­nym wystąpieniu wicepremiera Piotra Glińskiego w TVP Info, w którym zarzucił stacji, że „uprawia propagandę i manipulację od kilku lat”, nadzieję na przetrwanie mają głównie ci, którzy funkcjonują na głębokich tyłach.
Pewne jest, że takiego wstrząsu, jaki za moment dosięgnie publiczne radio i telewizję, nie było od 1993 r., czyli od likwida­cji Radiokomitetu. Powstałe wtedy niezależne spółki radiowe i TVP SA mają teraz zostać zlikwidowane. Zastąpią je „media narodowe”. „Uczciwe” - mówi Krzysztof Czabański, poseł PiS i pełnomocnik rządu do spraw przygotowania reformy publicz­nej radiofonii i telewizji - z lepszym programem i bez komercji, kulturotwórcze, a nie polityczne. Dbające o promocję Polski i edukację historyczną.
W rozmowie z POLITYKĄ Czabański zapewnia, że co praw­da zmiany strukturalne i programowe będą głębokie, ale bez czystek personalnych. - Będzie automatyczne przejście pracow­ników do nowych instytucji - zapewnia. Jednak z wypowiedzi jego samego i innych polityków PiS, które chętnie cytują prawi­cowe media, wynika coś zupełnie innego. Postulaty odebrania „kłamcom radia i telewizji” i usunięcia z ekranu „funkcjona­riuszy władzy” łączy się z wymienianiem nazwisk Tomasza Lisa, Piotra Kraski czy Beaty Tadli. „To jest moje wyborcze zo­bowiązanie, które traktuję śmiertelnie poważnie: cała operacja zmiany mediów publicznych będzie podporządkowana temu, żeby media były uczciwe i głosiły prawdę” - obiecywał Cza­bański „Gazecie Polskiej” tuż przed wyborami. Słowa te nie­dawno powtórzył.


Całe media w ręce PiS
Opracowywana przez Krzysztofa Czabańskiego ustawa zakłada, że publiczna telewizja, radio i jego oddziały lokal­ne oraz Polska Agencja Prasowa znikną jako spółki. Staną się państwowymi osobami prawnymi, a nie instytucjami kultu­ry, co jeszcze niedawno zapowiadał Piotr Gliński. W prakty­ce oznacza to, że rady nadzorcze i zarządy będą rozwiązane, a szefostwo stanie się jednoosobowe. Zamiast prezesów będą dyrektorzy TVP, PAP, Polskiego Radia oraz jego 17 rozgłośni regionalnych. W sumie -20 osób z ogromną władzą, ale raczej bez gwarancji niezależności i nieodwoływalności podczas ka­dencji. Wybierze ich Rada Mediów Narodowych według zasad, które sama określi.
RMN będzie co prawda całkowicie nową instytucją, ale po staremu upolitycznioną. Jej członków wskażą tylko te insty­tucje, w których rządzi PiS, a więc prezydent, Sejm oraz Senat, na minimum pięcioletnie kadencje. Zawieruszył się gdzieś po­mysł, by o obsadzie mediów państwowych współdecydowały środowiska twórców i naukowców. Ich przedstawiciele mają się znaleźć w składach społecznych rad, które będą czuwać nad tym, czy misja jest przestrzegana czynie. Nie wiadomo jednak, na ile te zespoły będą pluralistyczne.
Na nowe media zrzucą się wszyscy. Abonament - po 10 zł miesięcznie od firmy lub gospodarstwa domowego, czyli o po­łowę mniej niż teraz. Danina ma być ściągana powszechnie, choć z zachowaniem zwolnień i ulg, które obowiązują dziś (abonamentu nie płaci m.in. część emerytów oraz osoby powy­żej 75. roku życia). Na razie niewiadomo, czy będzie pobierana przez urzędy skarbowe razem z innymi podatkami dochodo­wymi (PIT, CIT) i podatkiem rolnym, czy też będzie dołączana do rachunków za prąd. Według wyliczeń nowej ekipy rocznie w ten sposób do TVP, radia i PAP trafi ponad 1,5 mld zł, czyli
dwa razy więcej niż media publiczne otrzymały z abonamentu w 2014 r. (roczny budżet samej tylko TVP to dziś ok. 1,5 mld zł, większość to wpływy z reklamy).
Dla Czabańskiego, rocznik 1948, politologa z wykształcenia, z zawodu dziennikarza, reforma mediów to będzie zupełnie nowe doświadczenie, można powiedzieć - dzieło życia. CV ma bardzo bogate - w PRL pracował w kilku nieistniejących już tytułach, zaczynając jako 19-latek w „Sztandarze Młodych”. Jest jednym z tych polityków PiS, którzy mają za sobą członko­stwo w PZPR (wiatach 1967-80). Jak wspominał kilka lat temu w „Dzienniku”, wstąpił do partii, bo „na własnej skórze” do­świadczał „awansu społecznego obiecywanego przez władzę ludową”, choć pod koniec „swoją rolę odegrał też, co tu dużo kryć, pewien konformizm, oportunizm”. Ostatecznie rozcza­rował się do PRL w „karnawale Solidarności”.
Na ważnych stanowiskach w mediach pojawia się cyklicznie, od kiedy na początku lat 90. Jarosław Kaczyński zaczął się liczyć w polityce. Znają się dobrze co najmniej od czasów, gdy obec­ny prezes PiS kierował „Tygodnikiem Solidarność” (1989-90), a Czabański był jego zastępcą. Od tamtej pory jego kariera bie­gnie w rytmie wzlotów i upadków prezesa. Razem zakładali Fundację Prasową Solidarności, która stała się finansowym fundamentem partii Kaczyńskich. Ale z cienia wyszedł tak na­prawdę dopiero w 2006 r., kiedy PiS powierzyło mu stanowi­sko prezesa publicznego radia (był nim przez trzy lata). Za jego rządów tępiono „złogi gierkowsko-gomułkowskie” i ubekistan (pracownicy mieli zwracać się do IPN z wnioskami o autolustrację), w ramach zwolnień grupowych z rozgłośni musiało odejść ponad 250 pracowników. Powstała przystań, w której zakotwiczyli publicyści i twórcy sympatyzujący z prawicą. Dyrektorem radiowej Jedynki został Marcin Wolski, Trójki Krzysztof Skowroński, wiceszefem IAR Wojciech Reszczyński. Programy zaczęli prowadzić m.in. Jacek i Michał Karnowscy, Tomasz Sakiewicz czy Rafał Ziemkiewicz.

Reformowanie przez zwalnianie
Czabański zapewnia w rozmowie z POLITYKĄ, że teraz żad­nego skoku na media nie będzie. - Jak na przykład patrzę na sy­tuację w telewizji, to nie rozumiem, czego pracownicy publicz­nych mediów się obawiają, bo gorzej być już tam nie może. Dzięki poprawie sytuacji finansowej mediów wreszcie będą mogli robić sensowne programy - podkreśla wiceminister. Doświadczenie podpowiada jednak co innego.
W latach 2006-08 i 2009-10 telewizją rządzili prezesi z nada­nia PiS, publiczny nadawca słynął ze wszystkiego, ale na pewno nie z jakości i rzetelności. Sztandarową zmianą wprowadzoną po objęciu funkcji prezesa przez Bronisława Wildsteina było wieczorne pasmo „Nie ma przebacz”, a w nim lustratorska „Li­nia specjalna” Anity Gargas, którą Wildstein mianował wiceszefową publicystyki w Jedynce. Patrząc na programy z Polską w tytułach („A dobro Polski?”, „Polacy”, „Debaty Polaków”), które wtedy pojawiły się na antenie, można powiedzieć, że już wtedy telewizja zamieniła się w „medium narodowe”. Wildstein zaczął od wyczyszczenia stanowisk funkcyjnych-pracę stracili m.in. szef Jedynki i jego zastępcy, szef TVP Kultura, dyrektor programowy TVP oraz szef „Wiadomości”. Szefowa Dwójki, legendarna Nina Terentiew, odeszła sama, podobnie jak Mo­nika Olejnik, której program przesunięto w okolice północy. Publiczna telewizja zaczęła być nazywana TVPiS.
Ale dla PiS to było za mało - Wildstein mimo to stracił stanowisko, bo według polityków tej partii był dla niej zbyt krytyczny. Miał to naprawić jego następca Andrzej Urbański, bliski współpracownik Lecha Kaczyńskiego, który przyszedł na Woronicza wprost z prezydenckiej kancelarii. Za jego rzą­dów telewizja jeszcze bardziej skręciła w kierunku PiS. Szcze­gólnie „Wiadomości”, w których rządził - jak wspominają dziennikarze - „polityczny komisariat” złożony z trzech osób. Jedną z nich była ówczesna wiceszefowa Agencji Informacji Patrycja Kotecka, wtedy partnerka, dziś żona ministra Zbigniewa Ziobry.
Mimo wszystko jest różnica między tym, co działo się w mediach publicznych wtedy, a co może zdarzyć się niebawem. W latach 2006-09 PiS musiał dzielić się władzą z Samoobroną i LPR, a póź­niej także z SLD. Teraz będzie decydować o nich niepodzielnie.

Prawica w „wieży Babel"
W TVP spekulują, że odzyskiwanie mediów dla narodu za­cznie się od „Placu”, czyli siedziby „Wiadomości” i TVP Info przy placu Powstańców Warszawy.
Ważna osoba z TVP Info: - Atmosfera jest straszna, nie da się pra­cować. Ludzie snują się po korytarzach, zastanawiają się, co będzie. Większość jest przerażona, część żyje złudzeniami, że wszystkich nie wyrzucą. Ja ich nie mam - mnie już tu faktycznie nie ma. Teo­ria o mediach narodowych to wielka ścierna, PiS chodzi wyłącznie o przejęcie telewizji i radia. Załatwią nas jeszcze szybciej niż Try­bunał, a ludzie, widzowie, palcem nie kiwną.
Wydawca programów informacyjnych: - Tu jest jak na „Ti­tanicu”, za miesiąc, półtora będziemy pod wodą. Pierwsi pole­cą dyrektorzy anten, następnego dnia ludzie, których ściągnęli do firmy. Wycięci zostaną nie tylko Lis, Kraśko czy Tadla, ale też tacy dziennikarze jak Lewicka, Ordyński czy Kulczycki. Niektórzy więc się radykalizują, wychodząc z założenia, że skoro i tak mamy się rozbić o tę górę lodową, to przynajmniej zróbmy to widowi­skowo. Inni podnoszą głowy i mówią, że wreszcie nadchodzi lep­sza władza i że już niedługo nareszcie będziemy mówić prawdę.
Podobne nastroje panują na Woronicza. Poruszenie wywołał tam tekst byłego szefa Jedynki za rządów PiS Witolda Gadowskiego (uważanego za przyjaciela Zbi­gniewa Ziobry), dziś prawicowego pu­blicysty, który opublikował listę osób do zwolnienia w pierwszym rzucie.
I tak np. szefowa TVP Kultura Kata­rzyna Janowska „za genderowo-antypolski kształt produkcji tego kanału”, dyrektor Dwójki Jerzy Kapuściński za „zianie nienawiścią do opcji nie­podległościowej”, zaś Jacek Snopkie­wicz za blokowanie wszelkich „prób przygotowania rzetelnego filmu o ka­tastrofie smoleńskiej”.
Kto powinien przyjść na ich miej­sce, Gadowski nie pisze, ale dla wszystkich jasne jest, że zaciąg ka­drowy będzie pochodzić z wszystkich „niepokornych mediów” - od tygo­dnika „wSieci”, przez TV Republikę, po „Gazetę Polską”. - Wró­cą Karnowscy, Ziemkiewicz, Gargas, Raczyńska, Sakiewicz, z tych mniej kojarzonych z PiS może Iwona Schymalla, Wojciech Hoflik już wrócił - mówi nasz rozmówca z Woronicza.
Właśnie Hoflik to ostatnio temat numer jeden w „wieży Ba­bel”, czyli głównej siedzibie TVP przy Woronicza. Dla wielu jego zatrudnienie oraz coraz bardziej prawdopodobne pozostawie­nie programu Jana Pospieszalskiego to dowody na to, że lis już wszedł do kurnika i że prezes TVP Janusz Daszczyński próbuje układać się z nową władzą. To on ściągnął do firmy kojarzo­nego z PiS Hoflika, szefa Jedynki za prezesury Urbańskiego, dając mu dużą władzę- jako pełnomocnik prezesa odpowiada za produkcję filmów, seriali i spektakli Teatru TV. - Dysponuje wielomilionowym budżetem, z którego wielu związanych z prawicą aktorów, wydawców, publicystów może się nakarmić do syta - wskazuje nasz informator.
Na tsunami szykują się też w Polskim Radiu. Znany dzienni­karz: - Sprawa jest przesądzona, nie ma co się obrażać na świat. Wygrali wybory, mogą robić, co chcą. W publicystyce i informa­cjach uderzą lotem jastrzębia, bo muszą mieć tam ludzi, któ­rzy wyborcom PiS będą tłumaczyć to, co robi rząd. W kulturze
spodziewam się raczej lotu gołębia, bo przecież ktoś musi tych nowych mediów słuchać.
O bezceremonialnym przejęciu przekonani są posłowie opozy­cji. - Dotychczasowe działania PiS są zaprzeczeniem wszystkiego, z czym wiąże się demokratyczne państwo prawa. Nie sądzę, bym w przypadku zmian w mediach miała się rozczarować -komen­tuje Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO), wiceszefowa sejmowej komisji kultury. Jej zdaniem zamiast likwidować spółki medialne, wystarczyłoby zapewnić im stałe finansowanie na odpowiednim poziomie i ograniczyć reklamy. Pieniądze z abonamentu dzieliłby specjalny fundusz, w którym zasiadałyby osoby maksymalnie niezależne od polityków. Projekt PO zakładający takie właśnie zmiany nie wyszedł jednak z partyjnych szuflad.
- Nowe media publiczne będą miały charakter ideologiczny, na co wskazuje przymiotnik „narodowe" - mówi inny poseł z ko­misji kultury Krzysztof Mieszkowski (Nowoczesna). - Obawiam się programów tworzonych według kryteriów aksjologicznych wyznawanych przez PiS i jego zwolenników.

Cel następny: „prywatne monopole"
Niektórzy zwracają uwagę na inne rafy, o które mogą rozbić się wizje wiceministra Czabańskiego. - Jednoczesne finanso­wanie z reklam i abonamentu, który ma przyjąć nową formę, będzie wymagało zgody Komisji Europejskiej. Takie państwowe przedsiębiorstwo jako część sektora finansów publicznych będzie poddane licznym rygorom właściwym firmom państwowym, co może utrudniać skuteczną rywalizację na silnie konkuren­cyjnym rynku mediów - twierdzi prof. Tadeusz Kowalski, medioznawca i członek rady nadzorczej TVP.
- Aby media publiczne mogły pełnić swoją rolę, musiałyby być naprawdę niezależne: politycznie i od pienię­dzy zbieranych z rynku. Byłabym bardzo zdziwiona, ale i ukontento­wana, gdyby to się udało w formie, jaką proponuje PiS - dodaje Beata Chmiel z ruchu Obywatele dla Kul­tury, który za rządów PO przygotował własne propozycje zmian w ustawie medialnej (część z nich znalazła od­bicie w projekcie PiS). Mimo obietnic ze strony Donalda Tuska, że zostaną uchwalone, pozostały na papierze.
PiS nie kryje, że na oku ma kolej­ne terytoria - tym razem prywatne, w czym pomóc ma kolejna ustawa. Krzysztof Czabański wyjawia: prawo prasowe z 1984 r. do kosza, a na jego miejsce zupełnie nowa ustawa. Jej celem będzie m.in. ograniczenie udziału kapitału zagranicznego w polskich mediach i walka z „monopolami me­dialnymi”. - Coraz większy udział kapitału zagranicznego przy­brał patologiczne rozmiary. Prasa regionalna jest już chyba w stu procentach w obcych rękach- podkreśla wiceminister kultury.
I dodaje: - Powinno zostać wprowadzone prawne i podatkowe wspomaganie wszelkich polskich inicjatyw na naszym rynku. Niekorzystna dla dyskursu publicznego jest również sytuacja, gdy jeden właściciel ma telewizję, radio i gazety. Opinia publiczna staje się wówczas opinią medialną.
Pytany, jakich wydawców ma na myśli, Czabański odpowia­da bez zastanowienia: - Ma pan Agorę, która dostała niedaw­no koncesję na nadawanie programu telewizyjnego. Ale to nie jedyny przykład. Zjawisko monopolizacji tego typu zostało już zauważone przez ekspertów z Klubu Jagiellońskiego. Zaczyna być poważniejsze niż skupienie mediów w rękach obcego kapitału.
Czabański zastrzega, że to jego prywatny pogląd. Ale jako człowiek wskazany do medialnej roboty przez samego prezesa na pewno wie, co mówi.
Grzegorz Rzeczkowski

1 komentarz:

  1. Oczyścić Tvp z dyrektorów sympatyzujących z PO (czyli prawie wszystkich), nie należy karmić ludzi wroga.
    Zlikwidować dublujące się biura: reklamy, handlu, marketingu. Biuro Marketingu i Handlu powinny być komórkami w biurze reklamy i marketingu nie oddzielnymi biurami. Trzy w jednym. Do Biura Kadr włączyć Ośrodek Szkoleń i stworzyć Dział Szkoleń w tym Biurze. Po co Biuro Prawne i tabun słono opłacanych radców prawnych z których firma nie ma pożytku, bo są słabi i dlatego prawie do wszystkiego wynajmuje się za grube honoraria kancelarie prawne. Po co utrzymywać takie biuro ? Wystarczy mała komórka prawna w biurze zarządu jak i tak nie ma z tego pożytku tylko ogromne roczne koszty i bazować na kancelariach, które muszą się starać żeby zarobić.

    OdpowiedzUsuń