sobota, 1 marca 2014

Musisz pochować 3 milimetry



Maja Sałwacka

Pielęgniarka: Podaj imię dziecka. Iwona: Jakiego dziecka? Przecież lekarka mówiła, że tam nic nie było
- Wybierz imię.

- Skąd mam wiedzieć, czy to był chłopiec, czy dziewczynka? Nie jestem Bogiem.

- Obojętnie. Ola, Ala, a może chłopczyk... Takie są procedury. Musisz podać imię.

- Jak obojętnie, niech pani sama wymyśla.

- Muszę tu coś wpisać, takie jest prawo. No mów... - dociska pielęgniarka.

- Niech będzie Wanesa. Kiedyś mówiliśmy, że będzie Wanesa.

- Przez w czy v? - precyzuje pielęgniarka.

- Zwyczajnie.

- Wanesa przez w - pielęgniarka wpisuje imię do karty i dodaje: - Jeszcze ktoś do pani przyjdzie...

***

Iwona mieszka w małej wsi pod Lubskiem. Kilka domów, pola, łąki, dalej las. Ma 20 lat, ale wygląda jak gimnazjalistka. Od kilku miesięcy jest na kuroniówce. Dzień po Bożym Narodzeniu robi test ciążowy. Wychodzą dwie kreski. Cieszą się z Pawłem, że zostaną rodzicami. Paweł pracuje na rodzinnej gospodarce. Jakoś sobie poradzą.

2 stycznia idzie na wizytę do ginekologa. Prywatnie. Doktor D. przyjmuje w gabinecie w Lubsku. Prowadziła ciąże sióstr Iwony. Były zadowolone.

Ginekolożka robi USG. To szósty tydzień ciąży. Ale przestrzega: tętno dziecka słabo wyczuwalne. Przepisuje luteinę na podtrzymanie ciąży. I każe czekać.

- Powiedziała, że jak będzie, to będzie, jak nie, to nie... Tak się zdarza - mówi matka Iwony. Dziewczyna łyka tabletki i czeka na kolejną wizytę. Przyzwyczaja się do myśli, że będzie mamą. Gdy po trzech tygodniach znów zjawia się u ginekolożki, ona nie ma już dobrych wiadomości.

Ciąża obumarła. Trudno ocenić, kiedy. - Powiedziała, że mogło się to stać tuż po pierwszej wizycie. Między szóstym a dziewiątym tygodniem - mówi Iwona. Lekarka mówi, że ciąża była bardzo mała. Na zdjęciu USG długość płodu określono na 3,2 milimetra.

Lekarka: To właściwie nic nie było

Lekarka pociesza Iwonę. Jest młoda, jeszcze urodzi. Odsyła do domu.

- Tłumaczyła, że organizm sam się oczyści. Ale gdyby krwawienie było obfite, mam przyjść do szpitala - mówi Iwona.

Żaneta, siostra Iwony: - A może lekarka wiedziała, co czeka Iwonę w szpitalu? Chciała ją oszczędzić? Wolała, by poroniła w domu? - zastanawia się.

Iwona po sześciu dniach jedzie jednak do szpitala wojskowego w Żaganiu. Boli ją kręgosłup. Boi się komplikacji. Wie, że nosi martwy płód.
Środa w szpitalu, 29 stycznia. W południe lekarka podaje tabletki wywołujące poród. Iwonie lżej, bo dyżur ma właśnie dr D.

O północy czuje, jak coś chlupie jej w brzuchu. - Chciałam iść do toalety, ale zrobiło mi się słabo. Pielęgniarki nie pozwoliły. Zaprowadziły na badania. Kazały się rozebrać i usiąść na fotelu.

Zrobiła kilka kroków, na podłogę wypadł skrzep krwi. - Mała plamka - mówi Iwona. Pielęgniarka szybko zbiera ją do plastikowego kubeczka. Odstawia na półkę.

- Lekarka powiedziała: "Nie przejmuj się, to właściwie nic nie było". To mi pomogło. Pomyślałam, że niewiele straciłam - mówi Iwona. Wraca na salę. Ale potem płacze przez całą noc.

Szpital: Co z ciebie za matka?

Zamknięty słoik nie kończy sprawy. Rano lekarka bada Iwonę, wyjmuje resztki skrzepów. Pielęgniarka pyta drugą, gdzie jest kubeczek "tej Kowalskiej". - Chyba chciały tam włożyć tę resztę - domyśla się dziewczyna.

Wydaje jej się, że na korytarzu pielęgniarki strofują ginekolożkę, by zbadała wielkość płodu. - Lekarka mówiła, że nie ma sensu, a one, że wezwą ordynatora - mówi Iwona.

Mija dzień. Pielęgniarki mówią jej, że zanim wyjdzie do domu, musi podać płeć i imię, bo takie jest prawo. Naciskają.

Marzena, matka Iwony: - Zadzwoniła do mnie. Płakała. Bo ma wybrać imię. Zgłupiałam. Myślałam, że coś pomyliła.

Iwona pod presją wybiera imię. Ale zastrzega, że poroniony płód ma zostać spopielony przez szpital. Pielęgniarka dziwi się. Mówi, że warto wyprawić pochówek. Żeby przemyślała. Tajemniczo uprzedza, że ktoś ją za chwilę odwiedzi. Pół godziny później w drzwiach staje mężczyzna. Nie przedstawia się, pielęgniarka zamyka za nim drzwi.

- Czarne włosy, ciemny zarost, czarna kurtka. Nigdy go wcześniej nie widziałam na oddziale - opowiada Iwona. - Zapytał, czy zmieniłam zdanie i czy zrobię pogrzeb. Ja na to, że nie. Wtedy zaczął mnie obwiniać: "Co z ciebie za matka? Jak możesz Wanesy nie pochować? Sumienie cię zagryzie, będziesz żałować całe życie. Przecież oni ją spalą".

Płakałam, a on dalej. Że na pogrzebie zarobię, że to są dobre pieniądze. A tak oni będą mieć problem, bo mieszkam daleko od szpitala - opowiada Iwona. - I jeszcze mówił, że pieniądze wydam na podratowanie zdrowia, że w ogóle się przydadzą.

Nie zgodziła się.

Paweł przyjechał po nią kwadrans później. Iwona była już spakowana. Razem czekali na wypis. - Pielęgniarka, która dała nam wypis, pytała, czy zmieniliśmy zdanie. Mówiła o pieniądzach za pogrzeb, kusiła, że warto - potwierdza Paweł. Odmówili.

Tydzień później Marzena, matka Iwony, odbiera telefon z Ośrodka Pomocy Społecznej w Lubsku. Ma przyjechać. - Kazali mi podpisać, że jako babcia zrzekam się świadczenia pogrzebowego z ZUS (4 tys. zł). Pogrzeb ma być na miejskim cmentarzu w Żaganiu. Grób wskazano pod płotem. - opowiada matka Iwony. Urzędniczki wytłumaczyły, że to ona płaci składki, jest ubezpieczona. Iwona nie pracuje.

Marzena dziwi się, że musi podpisać dokument, ale wierzy urzędniczkom, że "takie są procedury". - Przez głowę mi nie przeszło, że oni chcą pogrzeb zrobić.

Trzy dni później znów odbiera telefon z ośrodka i robi jej się słabo. Pracowniczka socjalna zaprasza ją na... pogrzeb wnuczki Wanesy. - Nie wiedzieliśmy - mówić Iwonie czy nie?

Opieka: Grób będzie w Żaganiu

Po rodzinnej naradzie siostry mówią Iwonie o pogrzebie. Dziewczyna w płacz.

Żaneta: - Strata ciąży to był cios. Ale to, co jej zafundował szpital, to już horror.

Szpital zlecił pogrzeb. Ma być grób, trumienka, przyjdzie ksiądz. Nie wierzą. W urzędzie stanu cywilnego dowiadują się, że na podstawie szpitalnego zgłoszenia wystawiono akt urodzenia (z adnotacją, że dziecko urodziło się martwe).

- W obcym mieście? - zżyma się Iwona. - Kto zadba o grób? Nie mam siły, żeby jeździć i doglądać. Czekałam na to dziecko. Ale to nie znaczy, że mam teraz do końca życia mieć w pamięci te chwile. Pielęgnować smutek. Dużo kobiet roni, nawet o tym nie wie.

Wieś: Podobno nie chciała pochować

We wsi Iwony huczy. Wszyscy już wiedzą, że nie chciała pochować dziecka, że wyręczy ją opieka społeczna. Ktoś podsłuchał rozmowę pracownic w ośrodku. Powtórzył w sklepie.

- Zadzwoniła sąsiadka. Podobno ludzie plotkują też w sąsiednich wsiach. Że dziecko było duże, a Iwona nie chciała pochować - opowiada Marlena, druga siostra Iwony.

- Nawet dziennikarka z regionalnej gazety przyszła - mówi.

Iwona myśli, że jak pochowają w Żaganiu, dopiero ludzie rozpuszczą języki. - Nie wytłumaczysz, że to był 3-milimetrowy zalążek. Tylko że urodziła niemowlaka i wyrodna zostawiła w szpitalu. A my też wszystkie bez serca - mówią siostry.

Dzwonią do opieki. Mówią, że same urządzą pogrzeb. Urzędniczki cofają ustalenia z grabarzami z Żagania. Polecają, by wynająć jakiś zakład pogrzebowy, który przewiezie kubek ze szczątkami i pochowa w rodzinnym grobie.

Z kosztów pogrzebu zakład rozliczy się z ZUS-em.

Decydują, że pochowają płód w grobie babci. Umawiają Iwonę z lekarzem. Dziewczyna dostaje leki uspokajające.

ZUS: Musi być pogrzeb

Siostry myślały, by włożyć kubek do małej drewnianej szkatułki. Nie można. ZUS nie zwróci zakładowi pogrzebowemu za pochówek, jak nie będzie trumny. Biorą więc taką dla noworodka - małą, białą. Nie wzywają księdza. Wyjechał na urlop. - Potem poprosimy, żeby odprawił mszę za wszystkie zmarłe małe dzieci - tłumaczą.

Grabarze wykopali dołek przy grobie babci Iwony. Wokół rozłożyli dywanik. Na gest Iwony schowali trumnę w ziemi. Kobiety pomodliły się i poszły do domu.

- Iwona cały dzień łkała, choć była na lekach uspokajających - mówi jedna z sióstr. Nie postawią żadnej tabliczki. - Żeby nie było wspomnień. Po co jej to? - tłumaczą.

Matka Iwony: - Gdyby wytłumaczyli, że inaczej nie można, człowiek nie robiłby tego zamętu. Zabrałby to i tyle. Bo już nie wiem, jaka jest prawda. Chować czy nie chować. W OPS-ie powiedzieli, że już pierwszego dnia trzeba chować, a sąsiadka poroniła w Zielonej Górze i żadnego pogrzebu nie robiła.

Psycholog: Stres pourazowy

Iwona: - Ja nadal tego nie rozumiem. Nie wiem, czy był to chłopiec, czy dziewczynka. Jak uwierzyć, że to Wanesa?
Iwona cały czas bije się z myślami, dlaczego jej kazali robić pogrzeb, gdy inne kobiety nie muszą. Zmieniło się prawo? W pamięci wraca szpital i brunet w czarnej kurtce.

Paweł: - Jest źle. Nie ma już wesołej dziewczyny.

Iwona zaczęła chodzić do terapeutki w Żarach. Sprawą przejął się starosta żarski. Umówił Iwonę z psychologiem.

Lucyna Hoffmann-Czyżyk, terapeutka i szefowa poradni psychologiczno-pedagogicznej w Żarach: - Dziewczyna ma lęki, nie potrafi poradzić sobie ze słowami w szpitalu. Sa dla niej piętnem. Zrobiono jej krzywdę. Iwona ma wszystkie objawy stresu pourazowego.

Tłumaczy, że silny stres występuje nie tylko przy zagrożeniu życia, ale też przy utracie poczucia własnej wartości, utracie dobrego imienia. Według niej samo poronienie nie było aż tak wielkim urazem. Dziewczynę wspierała rodzina, lekarka przekonująca, że ciąża była niewielka.

- Postrzeganie sytuacji zmienił nieznajomy mężczyzna i pielęgniarki, które kazały wybierać płeć dziecka. Do tego doszły głosy potępienia z rodzinnej wsi - tłumaczy Hoffmann-Czyżyk. - Próba wmówienia Iwonie, że nie straciła wczesnej ciąży, ale w pełni ukształtowane dziecko, któremu należy się pogrzeb, skutkuje głębokim przeżywaniem żałoby. Lekarze często w przypadku kobiet, które ronią ciąże na wczesnym etapie, depersonalizują płód, by nie zwiększać cierpienia matki. Komunikat "umarł człowiek" gwarantuje głębsze przeżywanie.

OPS: Jeszcze nam podziękuje

Małgorzata Olczak jest zastępcą kierowniczki OPS w Żaganiu. Potwierdza, że szpital wojskowy zleca pochówki urodzonych martwych dzieci. Ostatnio ośrodek wyprawił kilka takich pogrzebów. Szpital wystawia dokumenty, OPS zleca, wyrabia akt urodzenia w żagańskim USC. A skoro rodzina Iwony zrzekła się zasiłku pogrzebowego, ZUS pokryje koszt pochówku zorganizowanego przez ośrodek. Zwróci dokładnie za tyle, ile widnieje na fakturze.

Olczak dziwi się, że dzwonię w sprawie Iwony.

- Ciąża miała 3 milimetry, to był płód między szóstym a dziewiątym tygodniem ciąży - dopowiadam.

- A jakie ma to znaczenie? To jest człowiek. Myśli pani, że jak kobieta się zrzeknie ciała, to ono samo wyparuje? Dziecko umarło, trzeba je pochować - mówi Olczak.

Cieszy się, że Iwona pochowała. - Sama pani widzi, że sumienie ją ruszyło. Jeszcze nam kiedyś podziękuje. Bo za dziesięć lat mogłaby sobie tego nie wybaczyć - zapewnia, że ośrodek zawsze zadba o godny pogrzeb. Ma być krzyż, mała trumienka i ksiądz.

- To nie skrzynka ze zgniłymi jabłkami, żeby ją gdzieś wrzucić. Jak nie wiem, co to za rodzina, to robię pogrzeb, tak jak zrobiłabym sama w takiej sytuacji - mówi Olczak. Sama na pogrzeby nie chodzi. - Ale koleżanka bywa. Zawsze jest piękna ceremonia - mówi. Dodaje: - Może gdyby dyrektor wojskowego szpitala był ateistą, dzieci szłyby do pieca, ale jest inaczej. Przez 45 lat tłumaczyli nam, że płody idą do kosza. Ale nie żyjemy już w komunistycznym kraju. Teraz można dzieci chować jak ludzi.

Radzi, by poczekać, aż emocje opadną.

Grabarz: Nie zarabiamy na tym

Paweł Kalinowski pracuje w jednym z żagańskim zakładów pogrzebów. Jego firma wygrała zlecenie OPS na ten konkretny pogrzeb. Razem ok. 450 zł.

- To marne stawki. Nie zarabiamy na tym. Wszystko pożerają koszty trumny, krzyża... Ledwie 100 zł zostaje dla grabarzy za wykopanie mogiły - tłumaczy.

Zakład zamówił białą trumienkę o długości 30 centymetrów, kwiaty, wieniec i krzyż. - A OPS zamówił jeszcze księdza - kończy Kalinowski.

Kubek z płodem leżał w kostnicy, którą zakład dzierżawi od szpitala wojskowego w Żarach. Za dzień rodzina musi zapłacić 68 zł. - Nie można go położyć gdzieś z boku, wcisnąć komuś pod nogi. To byłaby profanacja. Jest akt zgonu, to są zwłoki. Należy się szacunek - tłumaczy Kalinowski.
Profesor: Jest prawo, nie ma obowiązku

Prof. dr hab. Stanisław Radowicki, konsultant krajowy w dziedzinie ginekologii i położnictwa powołany przez ministra zdrowia: - Są odpowiednie procedury, jak szpitale mają obchodzić się z płodem po poronieniu, czyli do 22. tygodnia ciąży. To są czytelne i jasne instrukcje. Kobieta ma prawo zostawić szczątki w szpitalu, by je spopielił. Szpitale dostają na to pieniądze. Nie może być mowy, by ten przykry obowiązek był spychany na kobietę.

- Pielęgniarki nie miały prawa prosić o wybranie imienia dziecka. Nie mogły wymagać od rodziny, by pochowała płód. Takie sytuacje nie mogą mieć miejsca. Światopogląd trzeba odłożyć na bok - tłumaczy.

Minister: Nie wolno wybierać płci

- W przypadku utraty wczesnej ciąży rodzice mają prawo do pochówku płodu, ale to nie obowiązek - potwierdza Krzysztof Bąk, rzecznik Ministerstwa Zdrowia. Pacjentka ma prawo wiedzieć o możliwości pochowania płodu, jak i zostawienia go w szpitalu. Lecznica może: zlecić spopielenie zwłok (prochy trafiają do zbiorowej mogiły, kolumbarium) lub zlecić pochówek gminie. Nie ma obowiązku informowania rodziców, gdzie jest grób.

Ciała dzieci martwo urodzonych - wedle rozporządzenia ministra zdrowia (dokładnie chodzi o ustawę z 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych oraz rozporządzenie ministra zdrowia z 7 grudnia 2001 r .) - bez względu na czas trwania ciąży są traktowane jak zwłoki dorosłego człowieka.

- Tyle że do ich pochowania, zwłaszcza tych z bardzo wczesnych ciąż, nie jest konieczna rejestracja w urzędzie stanu cywilnego - zaznacza Bąk. Szpital powinien wystawić zaświadczenie lekarskie stwierdzające pochodzenie szczątków. - Nie jest konieczne ani określenie płci, ani nadanie imienia.

Ministerstwo Sprawiedliwości po serii sygnałów od lekarzy i położnych, że są zmuszani do poświadczania nieprawdy w dokumentach - bo rodzice naciskają na wskazanie prawdopodobnej płci płodu na podstawie odczuć matki - wydało oficjalne stanowisko. Lekarze i położne nie mogą sami określić płci. Rodzice, którzy chcą wystawić akt urodzenia martwego dziecka, powinni zdecydować się na określenie płci w badaniach genetycznych.

- Wykonuje się je wyłącznie na życzenie i koszt osób wnioskujących o wystawienie takiego zgłoszenia - zaznacza Bąk.

Kim był człowiek w kurtce?

105. Szpital Wojskowy w Żarach ma 70-letnią tradycję. Najpierw szedł za frontem i II Armią Wojska Polskiego idącą na Berlin. W 1946 roku rozlokował się w kompleksie poniemieckiego zakładu psychiatrycznego. W 1999 roku minister obrony udostępnił go cywilom. Dziesięć lat temu połączono go ze szpitalem w Żaganiu. W obu pracuje blisko 800 osób, w tym 160 lekarzy.

Justyna Wróbel, rzeczniczka szpitala, zapewnia, że pacjentki są informowane o ich prawach do pochówku martwo narodzonych dzieci. Mogą je też zostawić w szpitalu. A że on nie ma możliwości spopielenia zwłok, zleca pochówek miastu.

- Organizacja zależy już od ośrodka pomocy społecznej - tłumaczy Wróbel. Nie pozwala mi porozmawiać z pielęgniarkami.

Chcę dowiedzieć się o liczbę takich pochówków. Czy te same procedury dotyczą kobiet, które poroniły w domach i wezwały żagańskie pogotowie (podlega szpitalowi)? Czy w takich przypadkach lekarze także są zobowiązani wezwać zakład pogrzebowy do domu pacjentki, jeśli ona nie chce pochować sama płodu?

Rzeczniczka nie odpowiada. Nie odbiera telefonów, nie odpisuje na maile. Czekam tydzień.

Podpułkownik Piotr Luczek, rzecznik Inspektoratu Wojskowej Służby Szpitalnej podlegającej ministrowi obrony narodowej, zapewnia, że inspektorat przyjrzy się sprawie. Na początek dyrektor szpitala miał wysłać oficjalny meldunek. - Dyrektor twierdzi, że działa zgodnie z prawem. Tę kwestię wyjaśni szczegółowa kontrola inspektoratu. Drobiazgowa - zapewnia Luczek. Przyznaje, że szpital nie dosłał statystyk dotyczących liczby poronień, liczby zleceń na pochówek dla OPS.

- Kim jest tajemniczy mężczyzna, który nachodził kobietę? - pytam.

Luczek uspokaja. - Jest pracownikiem szpitala.

Jaką pracę wykonuje? Ma wykształcenie psychologiczne?
- Nie wiem, szpital tego nie podaje w meldunku - rozkłada ręce Luczek.

Prokurator: Poświadczenie nieprawdy

Iwona zgłosiła sprawę prokuratorze w Żarach. Czuje się oszukana, bo żadna z jej koleżanek nie musiała grzebać płodu. Śledczy badają sprawę. Pod kątem poświadczenia nieprawdy w dokumentach państwowych - wystawienia aktu urodzenia martwego dziecka bez przeprowadzenia badań określających płeć.

- A także podżegania do oszustwa - mówi Grzegorz Szklarz, rzecznik zielonogórskiej prokuratury okręgowej.

Wg danych Stowarzyszenia "Poronienie" w Polsce rocznie roni ok. 50 tysięcy kobiet, a 2 tysiące dzieci rodzi się martwych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz