Oficjalnie wystąpić z
Kościoła to nie jest łatwa sprawa. Jeszcze trudniej zniknąć z kościelnych
kartotek. Bo polski Kościół wciąż lub liczyć martwe dusze.
MAŁGORZATA ŚWIĘCHOWICZ, RAFAŁ GĘBURA
Grażyna
Barzdo-Waeli mieszka w Gdańsku, zajmuje się konsultingiem, ma 59 lat. Zanim
poszła powiedzieć proboszczowa, że nie chce już należeć do Kościoła, spisała,
co jej się z Kościołem kojarzy. Wyszło pół tysiąca wyrazów, w tym:
indoktrynacja, podejrzliwość, wrogość, nietolerancja, przemoc, władza, fałsz,
bogactwo, tuszowanie niegodziwych czynów.
Złożyła akt apostazji, czyli
została - trzymając się kościelnego języka - odstępcą, odszczepieńcem. Aby
zostać apostatą, trzeba mieć minimum 18 lat (ma), podać przyczynę odejścia od
wiary (załączyła 500 wyrazów), stawić się osobiście w parafii (stawiła się) ze
świadkami (wzięła ze sobą córki). Ksiądz powiedział, że córki być nie mogą,
więc zadzwoniła po znajomych, przyjechali. Niedługo minie pól roku, odkąd
zrobiła wszystko, co trzeba, żeby się wypisać z Kościoła. Powinna dostać
skorygowany odpis aktu chrztu. Nie dostała.
Krzysztof Poradziński z Krakowa
(28 lat, filozof) złożył akt apostazji ponad dwa lata temu i również wciąż nie
ma metryki chrztu z adnotacją, że wystąpił z Kościoła.
Robert Binias, prawnik z Chorzowa,
to dopiero ciekaw przypadek. Doszedł do wniosku, że religia jest duchową
protezą, a on nie chce się na protezie opierać. Pisemne oświadczenie o tymi,
że odchodzi z Kościoła, zaniósł proboszczowi 22 lata temu. Pamięta, że
sekretarka proboszcza aż się popłakała, bo wtedy takie deklaracje rzadko się
zdarzały. Binias sądził, że skoro zrywa z Kościołem, to i Kościół z nim. Po
kilkunastu latach coś go tknęło. - Pomyślałem: sprawdzę, jak wygląda sytuacja.
Okazało się, że cały czas figurowałem jako wierzący.
Proboszcz włożył jego oświadczenie
między papiery. Nigdzie tej apostazji nie odnotował.
Martwe dusze
- Apostazja - profesor Zbigniew
Mikołejko, filozof, historyk religii, nie lubi tego słowa. Przypomina mu
średniowieczne praktyki wykluczenia ze społeczności. Bo apostazja ma w
sobie coś z pochówku. W obecności świadków apostata wygłasza formułę, że
wyrzeka się wiary w Boga, a uczestniczący w obrzędzie ksiądz ma czarną stułę.
Czarnych szat liturgicznych używa się podczas mszy pogrzebowych, czarny to
zresztą nie tylko kolor śmierci, nicości, lecz takie wyniszczenia, grzechu.
- Apostata - prof. Mikołejko znów lekko się krzywi - znaczy odstępca. To
określenie stygmatyzuje, upokarza. Sugeruje, że ktoś był na dobrej drodze,
jednak zszedł, zmierza w złym kierunku.
Profesor nie poddałby się
apostazji, bo odcinając się od Kościoła za pomocą kościelnych rytuałów,
przyznałby tej instytucji prawo do decydowania o swoim losie. Wolałby wypisać
się w prostszy sposób: po prostu przestałby go Kościół obchodzić. Ale są tacy,
którym zależy na zaakcentowaniu odejścia. Nie chcą być martwymi duszami.
Gdy nie chodzi się do kościoła, to
na dobrą sprawę nie 'wiadomo, do którego pójść, by się wypisać.
- Poszedłem do najbliższego - mówi
Krzysztof Gutkowski, 30-letni etnolog z Warszawy (odkrył, że jest Żydem, nie
chce być w Kościele katolickim, drażnią go żenujące wypowiedzi ojca Rydzyka).
Trafił na młodego księdza. - Zacząłem od tego, że jestem niewierzący, nie
wyrażałem zgody na chrzest, to się stało wbrew mojej woli - wspomina Gutkowski.
- A ksiądz na to, że „dupa po śmierci nie decyduje”. Nie mam pojęcia, co chciał
przez to powiedzieć. Odesłał mnie do kościoła, gdzie zostałem ochrzczonym Tam
ksiądz, gdy się dowiedział, w jakiej sprawie przychodzę, zaczął mnie zwodzić,
nigdy nie miał dla mnie czasu. Wreszcie złapałem go między jedną a drugą mszą,
podałem dokumenty, cisnął nimi, nawet nie spojrzał - mówi Gutkowski. Złożył
skargę w kurii, pomogło. Po pół roku proszenia, chodzenia proboszcz wydal
pismo informujące, że „na marginesie aktu chrztu świętego odnotowane zostało
oświadczenie Pana Krzysztofa Piotra Gutkowskiego o jego, jak to oświadczył,
rezygnacji z członkostwa w Kościele katolickim”.
Zdarzają się księża uprzejmi, nie
robią problemów. Wydają skorygowany akt chrztu, jeszcze potrafią dopisać: „Z
wyrazami szacunku”. Ale nawet w takich przypadkach bywa niełatwo. -
Trzeba zebrać dokumenty, świadków i liczyć na laskę proboszcza. To uwłaczające
- narzeka Krzysztof Mrozik (35 lat, księgowy z Poznania) i dodaje, że większy opór napotkał w domu niż na plebanii. Mama, jak
tylko się dowiedziała, co on wyczynia, przestała go traktować jak syna, stał
się szatanem, bluźniercą, dziwakiem, cudakiem.
I chociaż Mrozik nie ma jeszcze
dowodu (czeka od roku), że jego więzi z Kościołem został zerwane, to ma -
niestety - wiele dowodów na to, że pozrywały się więzi rodzinne: mama już do
niego nie dzwoni ani on do niej. Przestali się odwiedzać.
W Niemczech wystarczy wypełnić
formularz w urzędzie stanu cywilnego, w Austrii wnioski przyjmują starostwa, w
Szwajcarii - parafie, ale nie trzeba uzasadniać odejścia ani przyprowadzać
świadków. W Polsce apostata może sądzić, że odszedł z Kościoła, tymczasem wciąż
tam jest. W myśl zasady: semel catholicus, semper catholicus - raz
katolik, zawsze katolik.
- Miałem szczęście, że moja
apostazja przebiegła mniej więcej tak jak wizyta w urzędzie skarbowym:
złożyłem pismo, podpis i ksiądz od razu, przy mnie, dokonał korekty w księdze
chrztu - wspomina Jarosław Milewczyk, założyciel serwisu Apostazja.pl. Został apostatą osiem lat temu, kiedy nie było jeszcze
instrukcji Konferencji Episkopatu i księża nie bardzo wiedzieli, co począć z
kimś takim jak Milewczyk. Teraz się usztywnili. Ludzie skarżą się Milewczykowi.
Jeden pan narzeka, że trzeba się sporo nachodzić w sprawie wyjścia z Kościoła,
a on bez nóg. Płyną także skargi od wielu rodziców: chcieliby wypisać swoje
dzieci - nie mogą, instrukcja episkopatu nie pozwala. Jeśli ochrzcić, to proszę
bardzo, można każdego, zaraz po urodzeniu. Ale żeby wypisać, to dopiero od 18.
roku życia.
Ze strony Apostazja.pl w ciągu ostatnich lat pobrano kilkaset tysięcy wzoru aktu
apostazji. Ale ilu z tych, którzy pobrali formularz, wypełniło go i zaniosło
do kościoła? Ilu proboszczów nigdzie tego nie odnotowało, a ilu rzetelnie
zapisało każdy akt?
Rzecznik Konferencji Episkopatu
Polski pytany o liczbę, odsyła do Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego.
W instytucie twierdzą, że tym się nie zajmują. Ostatni raz liczyli apostatów w
latach 2008-2010, wówczas zarejestrowano 1057 osób.
Ciekawe, dlaczego nie aktualizuje
się tych danych?
- Nie wiem, czy to lęk, czy
demonstracyjne lekceważenie wynikające z myślenia: jesteśmy tak silnym
Kościołem, że wyjście tych czy tamtych nie robi nam różnicy - mówi prof. Mikołejko.
- Dla księży apostazja to trudny
temat - przekonuje dr Paweł Borecki z Katedry Prawa
Wyznaniowego UW. - Jeśliby się
okazało, że w jakiejś parafii jest dużo podobnych przypadków, przełożony mógłby
pomyśleć, że proboszcz sobie nie radzi. Ale z drugiej strony w wielu diecezjach
obowiązuje tzw. poduszne, czyli podatek od duszy - im więcej wiernych, tym
więcej pieniędzy trzeba odprowadzić do diecezji. Utrzymywanie sztucznie zawyżonej
statystyki pociąga za sobą koszty. Lepiej byłoby chyba jednak ustalić, ilu
tych wiernych rzeczywiście jest - mówi dr Borecki.
Nie widzi też sensu w tym, by
mnożyć przeszkody i nie pozwalać ludziom wychodzić z Kościoła. - Trzymanie
owiec w zagrodzie pod przymusem będzie tylko te owce zniechęcać - przypuszcza.
- A może nawet wzbudzić nienawiść, bunt.
Dane prawdziwe
Maciej Psyk, twórca portalu Wystap.pl, poleca rozstać się z Kościołem po włosku: napisać grzeczne,
jednoznaczne oświadczenie, że chce się wystąpić. Podpisać, dołączyć kserokopię
dowodu osobistego i wysłać za zwrotnym potwierdzeniem odbioru do parafii, w
której było się kiedyś ochrzczonym. W piśmie poprosić o naniesienie poprawki w
kościelnej dokumentacji i o przesłanie odpisu aktu chrztu z adnotacją o
wystąpieniu z Kościoła.
We Włoszech tak to działa od ponad
10 lat. Tamtejszy Gwarant Ochrony Danych Osobowych (odpowiednik polskiego
GIODO) uznał, że każdy ma prawo żądać, by w kościelnych dokumentach dane
o nim były prawdziwe.
- By ksiądz nie miał wątpliwości,
że ja to ja i że występuję z Kościoła, będąc trzeźwym oraz w pełni władz umysłowych
, poszedłem najpierw do notariusza - opowiada Marcin Kaliński (32 lata, filozof,
pracę magisterską pisał z filozofii religii).
Swój akt woli wystąpienia z Kościoła
(notarialnie potwierdzony) wysłał proboszczowi i poinformował na Facebooku, że
się wypisał. Czterech znajomych od razu też postanowiło się wypisać, skoro to
takie proste.
A tu proboszcz przysyła
Kalińskiemu odmowę. - Radzi się zastanowić, obiecuje, że się będzie za mnie
modlił - mówi Kaliński. - Niech się ksiądz modli, a ja i tak nie zmienię
zdania - zapowiada. Napisze skargę na księdza. Jak trzeba będzie, wystąpi do
sądu. Nie odpuści.
Artur Grzelski z Pobiedzisk pod
Poznaniem (43 lata, pracuje w firmie produkującej hale namiotowe) pismo, w
którym poinformował, że występuje z Kościoła, wysłał do proboszcza w
listopadzie 2012 roku. I od tej pory stale korespondują: ksiądz do niego, że
tak się nie da, on do księdza, że chce właśnie w ten sposób. Potem pisma: do
kurii, do biura Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (ze skargą na
księdza), do sądu (ze skargą na bezczynność GIODO).
Ostatecznie trzy miesiące temu
radość.
- Biuro GIODO nakazało
proboszczowi zaznaczyć w akcie chrztu, że wystąpiłem z Kościoła - mówi
Grzelski. I już dawno powinien dostać odpis aktu. A wciąż nie ma. "Wysłał
do księdza pismo przypominające. Żadnej reakcji.
- Trzeba będzie napisać do GIODO,
żeby wyegzekwował swoją decyzję - mówi Grzelski.
- Tyle pisania, zachodu. I po co?
- pytam.
- Nie chcę być w kościelnych
statystykach - mówi Grzelski.
To samo inni.
Paweł Czubiliński (37 lat, pilot)
zadał sobie trud właśnie po to, żeby zniknąć ze statystyk: - Jestem niewierzący,
zostałem ochrzczony jak prawie każde
dziecko, z rozpędu - tłumaczy Sylwia Młodowiedzka z Warszawy
(złożyła akt apostazji trzy lata temu): - Nie chcę być członkiem organizacji,
której zachowania mnie odrzucają i do której zapisano mnie bez mojej zgody, a
sądząc po tym, jak się darłam - to wręcz przy sprzeciwie. Nie chcę im poprawiać
statystyk.
Robert Binias, prawnik z Chorzowa,
nie chciał, żeby jakiekolwiek informacje o nim były w kościelnej bazie. Sprawa
oparła się nawet o sąd. Decyzja sądu: Kościół nie może przetwarzać danych
osób, które z niego wystąpiły.
- I tu dotykamy sedna sprawy
- twierdzi Psyk. - Informacje, które Kościół
gromadzi, są przecież poza jakąkolwiek kontrolą. Dopóki byty to tylko księgi
parafialne, w których odnotowywano chrzty, śluby czy zgony, nie było
wielkiego problemu. Ale teraz są programy komputerowe do obsługi parafii - mówi
Psyk.
Na przykład program FARA pozwala
prowadzić kartoteki rodzinne: kto kiedy ochrzczony, bierzmowany, czy brał ślub
kościelny. Kto w rodzinie praktykuje, kto nie? Zawód, miejsce pracy, zaangażowanie
w życie parafii, wpłaty Jaka jest stopa życiowa rodziny? Czy przyjmuje księdza
po kolędzie? Jeśli w rodzinie ktoś jest
chory, to na co? Jeśli są dzieci, to można kartotekę rodzinną połączyć z historią
ucznia i dziennikiem klasowym: oceny z
religii, zachowanie na lekcjach, frekwencja.
Z takiej sieci informacji naprawdę
nie jest łatwo się wyswobodzić.
- Archiwa kościelne zawsze był potężne,
teraz jeszcze - w miarę możliwości technicznych - poszerzyły się - przyznaje prof. Mikołejko.
- Jeżeli ktoś nie chce być w
Kościele, powinien móc wystąpić i mieć gwarancje, że jego dane zostaną
usunięte - Robert Binias snuje wizje miłe tym, którzy próbują opuścić Kościół.
Na razie nie ma ani swobody, ani kasowania danych. I po co tyle starań, żeby
odejść? Co się zyskuje?
- Spokój, że to już nie moja
wspólnota - mówi Binias.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz