Jacek i Michał
Karnowscy rozmawiają z PRZEMYSŁAWEM WIPLEREM , prezesem Stowarzyszenia
„Republikanie"
Zaskoczył
pan Polskę obroną Jacka Protasiewicza, który dość twardo potraktował
niemieckich funkcjonariuszy na lotnisku, odwołując się do Auschwitz i Hitlera.
No i był przy tym mocno pijany.
Nie mam potrzeby ani ochoty go
bronić. Jednak z oceną tej sprawy poczekam do chwili, gdy poznam fakty. Chcę
zobaczyć obraz z nagrania i usłyszeć dźwięki, zanim rzucę kamieniem. Oczywiście
wygląda na to, iż Protasiewicz był pijany i że zabrał komuś wózek, ale wiem
też, że funkcjonariusze na lotniskach potrafią zachowywać się niespecjalnie
przyjaźnie. Wiem również, co wypisywał o mnie jeden z niemieckich tabloidów w
Polsce, więc domyślam się, że i niemiecki tabloid może
podawać nieprawdę.
Co z
pana sprawą? Chodzi oczywiście o incydent pod klubem Enklawa, gdzie według
policji miał pan pod wpływem alkoholu brutalnie potraktować funkcjonariuszy.
Sejm uchyli panu immunitet?
Minęły ponad cztery miesiące i
chciałbym wreszcie, aby sprawa ruszyła z miejsca. Do tej pory nie miałem
żadnego kontaktu ani z policją, ani z prokuraturą.
Nikt
się z panem nie kontaktował?
Nikt! Była tylko ostra akcja
medialna i nic więcej. Policja uwiarygadniała się, zapowiadając co chwila
ujawnienie nagrania z monitoringu, czego ja zażądałem pierwszego dnia, a co do
dziś nie nastąpiło. Chcę jak najszybciej stać się stroną postępowania procesowego,
bo wówczas uzyskam dostęp do akt, łącznie z nagraniami.
Czy
dziś poprowadziłby pan tę sprawę podobnie? Słynna konferencja, na której
prezentował pan obrażenia, będzie prześladowała pana może i przez lata.
Oczywiście, dziś zachowałbym się
inaczej. Proszę jednak pamiętać, że byłem w dużym szoku. Zostałem brutalnie
pobity przez funkcjonariuszy państwa polskiego, w stosunku do których w żaden
sposób nie okazywałem agresji. Miałem tak duże poczucie niesprawiedliwości, że
zdecydowałem się wystąpić. Chciałem powiedzieć światu, co się stało. Dziś wiem,
że to była zła decyzja, ponieważ w Polsce jest dość niskie zaufanie do policji,
ale jeszcze niższe do polityków. Wielu widzów miało więc satysfakcję, widząc
pobitego polityka, i nie dociekało już, co się stało naprawdę.
Policja
mruga okiem: upił się, i tyle, pewnie nie pamięta, co robił.
Sam poprosiłem o badania krwi, bo
- owszem -wiedziałem, że wypiłem trochę alkoholu, ale też nie tak wiele.
Poprosiłem również o badania na obecność substancji odurzających, ponieważ
jeden z rzeczników policji rozpuszczał pogłoski, iż byłem pod wpływem środków
psychotropowych. Ta sprawa będzie mnie jeszcze sporo kosztowała, ale większą
część ceny już zapłaciłem. I dojdę sprawiedliwości w sądzie.
Wiele osób przyznaje, że w Polsce można zostać pobitym
przez policję za nic. Ale też wiele pyta, czy poważny polityk powinien chodzić
po nocy po knajpach?
To oczywiste, że nie powinienem
być w takim miejscu o tej porze. I szczerze
mówiąc - planowałem wrócić do domu dużo szybciej. Plany te legły jednak w gruzach, bo koledzy chcieli zostać
dłużej. Ale oczywiście to był mój błąd.
Dziś pana kariera, do niedawna świetnie się zapowiadająca,
jest na zakręcie. Także politycznym. Czy
warto było wychodzić z PiS, a więc z partii, która ma duże szanse na objęcie
władzy?
Moja decyzja o wystąpieniu z Prawa
i Sprawiedliwości była konsekwencją wyboru Jarosława Kaczyńskiego. PiS nie
jest dziś formacją wielonurtową, w której znajdzie się miejsce dla ludzi o
poglądach socjalno-narodowych i jednocześnie konserwatywno-liberalnych. Widać
to najlepiej w najnowszym programie tej partii. I dziś nie mam już argumentów,
które miałem dwa lata temu. Nie mogę już mówić, że będzie powtórka z lat
2005-2007, gdy PiS obniżało podatki, koszty pracy, składkę rentową. Jarosław
Kaczyński zapowiada przecież np. poparcie dla ozusowienia zleceń i umów o
dzieło.
Jak to jednak jest, że politycy PO trwają w swej partii,
mimo że można wśród nich odnaleźć i socjalistów, i liberałów, i narodowców, i
nihilistów narodowych. Dlaczego na prawicy nie można trwać przy największej
partii, czekając na swój moment?
W Platformie nie ma żadnych
środowisk ideowych. PO to wielka spółdzielnia żyjąca z publicznych pieniędzy.
Oni tylko liczą miejsca pracy, które dali lub mogą dać swoim krewnym i
znajomym. To system klienteli- styczny, nie ideowy. To polityczna mafia, nie
partia.
Jeżeli ktoś jest politykiem, to musi jednak podejmować
dojrzałe decyzje. Powtarzamy więc pytanie: może lepiej wpływać na duży obóz,
niż budować kolejne małe partie?
Tak myślałem, gdy kandydowałem z
listy PiS w 2005 r. Wiedziałem, że nie jestem w głównym nurcie intelektualnym
tego ugrupowania, ale ryzykowałem. Ludzie myślący jak ja, którzy zostali w
PiS, muszą dziś zagryzać zęby, czekając na lepsze czasy. Ja zdecydowałem się
na inną drogę: buduję młode, podmiotowe środowisko, które wcześniej czy później
wejdzie do dużej polityki. Myślałem, że nastąpi to dość szybko, dziś widzę, że
to zajmie trochę czasu, że oprócz zaplecza intelektualnego musi powstać ruch
społeczny.
Takie czekanie to jak gra w ruletkę. Można wiele wygrać, można wszystko przegrać.
Wiem, że w końcu dostaniemy szansę
na zmianę Polski. Pamiętajmy, że średnia wieku liderów polskich partii to 57
lat! Ci ludzie mają niewiele wspólnego z moim pokoleniem. Budują zamknięte
ugrupowania o charakterze urzędniczym. Na przykład w przypadku PiS jakość
otoczenia partii, sympatyków jest dużo lepsza niż kadr partyjnych. Mając przeciwko
sobie wielkie media i wielkie interesy, nie można wygrywać, jeżeli nie ma się
za sobą silnego ruchu społecznego.
Po wyjściu z PiS nawiązał pan współpracę z Polską Razem
Jarosława Gowina. Dziś to już również przeszłość. Powstaje wrażenie, że nie
może pan znaleźć swojego miejsca.
Nie chcę i nie muszę być w
polityce za wszelką cenę. Jeśli się okaże, że teraz nie ma zapotrze
bowania na ludzi o moich poglądach,
to mogę czekać. Wierzę, że w końcu Polacy przychylnie spojrzą na prawicę
konserwatywną obyczajowo, a jednocześnie wolnościową w gospodarce. Przed nami
seria wyborów i wszystko będzie jasne.
Będzie jasne, czy ten elektorat, o którym pan mówi, da
sukces Jarosławowi Gowinowi.
Jarosław Gowin ma poważny problem,
bo powstaje pytanie, czy to, co dziś głosi, znajduje odbicie w tym, jak w
ostatnich latach głosował. Trudno krzyczeć, że rozkradane są OFE, gdy samemu
wcześniej się głosowało nad przeniesieniem składek z OFE do ZUS. Trudno zapowiadać
obniżenie podatków, kiedy głosowało się przeciw rozwiązaniom prorodzinnym w PIT, za podniesieniem składki rentowej czy podatku VAT.
Można powiedzieć: nie przeszkadzało to panu, gdy nawiązywał
pan współpracę z Gowinem.
Bo pamiętam też o pozytywnych
skutkach otwarcia dostępu wielu zawodów, czyli projektu, przy którym wspólnie
pracowaliśmy. Oczywiście jeżeli chodzi o moje rozstanie z Gowinem, zdecydowało
to, z kim on chce budować przyszłość. Miałem nadzieję, że będzie taranem, który
swoim nazwiskiem przebije mur do polityki ludziom nowego pokolenia,
wartościowym, a obecnie szerzej nieznanym.
Gowin też miał taki plan, mówił o tym „wSieci” kilka
miesięcy temu.
Mówił, ale przestał wierzyć, że to
możliwe. Zamiast postawić na młodych, zaczął zbierać ludzi, którzy wypadli z
polityki, lecz mają jakieś nazwiska, jakieś zasoby. Sięgnął po kadry PJN, SKL,
po Elżbietę Jakubiak i Artura Balazsa, po ludzi mało ideowych, którzy w
klęsce go porzucą. I nie chce wyłaniać liderów swej formacji oddolnie w ramach
prawyborów, prawdziwego otwarcia.
Może uznał pan, że Polska Razem nie ma już większych szans?
Albo zdecydowała krytyka ze strony Gowina za incydent pod klubem Enklawa?
To ja zdecydowałem o zakończeniu
tej współpracy, do końca miałem zagwarantowane dobre miejsce na liście. Główną
przyczyną rozstania był fakt, że ludzie z mojego środowiska, zwłaszcza w
naszym bastionie - w Warszawie - nie mieli praktycznie żadnego wpływu na
budowanie partii. Zamiast nich wskazywano na pełnomocników, mało wiarygodnych
w projekcie wolnorynkowym urzędników. Ale nadal uważam, że Jarosław Gowin to
bardzo pracowity polityk, i wiem, iż będzie ostro walczył o sforsowanie progu 5
proc. Później będzie miał jeszcze drugą szansę w wyborach prezydenckich. On
osobiście ma większe poparcie niż jego partia, bo jego wyborcy nie akceptują
wielu polityków chowających się za jego plecami. Prezydenckie szanse Gowina są
większe niż Ziobry.
Dlaczego Ziobro nie ma szans?
Jest przerysowaną wersją
Kaczyńskiego. Nie ma jego zalet, lecz ma niektóre jego wady. Solidarna Polska
od początku była nietrafionym pomysłem, ponieważ ludziom, którzy nie lubią
wódki, zaproponowano czysty spirytus.
Pan ma ambicje prezydenckie?
Nie.
Co dalej?
Pamiętajcie panowie, że oprócz
grupy Gowina na scenie politycznej jest druga formacja
konserwatywno-liberalna, która ma charyzmatycznego lidera. Mówię oczywiście
o Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikkego. A w sytuacji,
gdy są dwa podobne projekty, wygra ten, w którym znajdą się dynamizm, energia i
masa młodych ludzi. Trzy tygodnie temu na spotkaniu z Korwin-Mikkem w Łodzi
było 1500 osób! Ja wyrosłem z tego środowiska, zjeździłem Polskę z panem Januszem,
więc wiem, co mówię.
Wielu młodych było przy UPR15,10 i 5 lat temu. Ludzie z tego albo wyrastają, albo się
zniechęcają, bo i ten lider ma obok zalet również wady. W ten potencjał wpisana
jest autodestrukcja.
Janusz Korwin-Mikke jak każdy ma
wady, ale ma też fundamentalną zaletę: nikt nie uwierzy, że on mógłby
zagłosować za podniesieniem podatków, wprowadzeniem nowych czy zwiększeniem
liczby urzędników. Ta jego żelazna konsekwencja właśnie teraz może przynieść
premię, bo został sam na placu boju o wolność gospodarczą. Jest liderem partii
protestu przeciw uciskowi fiskalnemu i biurokracji, bo innych wiarygodnych
kandydatów do tej roli nie ma.
Więc wystartuje pan do europarlamentu z list Kongresu Nowej
Prawicy?
Rozmawiamy o tym. Z pewnością
eurowybory są dla tej formacji korzystne. Wiemy, że ten Parlament Europejski
jest ciałem fasadowym, można zatem dać wyraz swoim poglądom. Ale oczywiście w
pełni utożsamiam się dziś z ludźmi z mojego Stowarzyszenia „Republikanie”. My,
inaczej niż Korwin-Mikke, bardziej wierzymy we wspólnotę. Dopuszczamy nieco
większy zakres ingerencji państwa np. w kwestii bezpieczeństwa energetycznego.
Tych spraw nie można puścić na żywioł, bo oznaczałoby to oddanie Polaków
Gazpromowi.
Jest więc pan w oczach zwolenników czystości doktryny
liberalnej zwykłym socjalistą. Wręcz lewakiem (śmiech). Mnie to cieszy i bawi. Bo rozumiem
tę postawę. Dla mnie samego lewakami byli swego czasu ludzie tacy jak Kazimierz
Michał Ujazdowski.
Współpraca z Januszem Korwin-Mikkem nieuchronnie skończy
się koniecznością komentowania jego skandalizujących wypowiedzi, takich jak
twierdzenie, że więźniowie niemieckich obozów pracy mieli się lepiej niż
Polacy w III RP.
Tak nie powiedział, ale
niezależnie od tego nie będę już nigdy komentował publicznie jego wypowiedzi, z
którymi się nie zgadzam. Zresztą nawet najbardziej kontrowersyjne wypowiedzi
jakiegoś polityka nikomu nie robią krzywdy, w przeciwieństwie do zadłużania
Polski, podnoszenia podatków i wypychania tysięcy młodych obywateli za
granicę. Pamiętajmy też o Barrym Goldwaterze, kandydacie republikanów na
prezydenta, który w latach 60. głosił radykalne tezy wolnościowe. Przegrał
wszystko, co mógł przegrać, ale z jego formacji wyszło wielkie pokolenie
Reagana.
Jeśli jednak Korwin-Mikke wejdzie do polskiego parlamentu,
w Sejmie będzie jeszcze więcej egzotyki. Czy powinniśmy powierzać Polskę ludziom
tak ekscentrycznym, tak nieprzewidywalnym? To ryzyko.
Największym ryzykiem dla Polski
jest trwanie obecnego układu, pozostawienie Donalda Tuska u steru rządów w
oparciu o PO, SLD i Palikota. Czyli dalszy dryf w kwestiach gospodarczych i
rewolucja w obszarze obyczajowości, edukacji, wychowania. To będzie polski
zapateryzm.
Groźba jest poważna, pełna zgoda, i może w tej sytuacji
należy się skupić przy najsilniejszym na prawicy?
Jarosław Kaczyński nie przedstawia
alternatywy w oczach tych wyborców, którzy żądają zmniejszenia zjawiska
biurokracji, obniżenia podatków, ograniczenia ingerencji aparatu państwowego w
życie ludzi.
Czy my za bardzo nie narzekamy na nasze polskie podatki? Istnieją
dane, które pokazują, że płacimy niższe podatki niż obywatele państw
zachodnich.
Polacy emigrują najchętniej do
kraju o podatkach znacznie niższych niż u nas, a więc do Wielkiej Brytanii.
Tam, jeżeli zarejestrujemy jednoosobową działalność gospodarczą, miesięcznie
zapłacimy 55 zł składek na ubezpieczenie społeczne, a nie prawie 1100 zł, jak
w Polsce. Kwota wolna od oskładkowania to ponad 25 tys. zł, kwota wolna od
podatku PIT to prawie 50 tys. zł. Dlatego ludzie chcą tam zaczynać nowe
życie.
Prawo i Sprawiedliwość mówi jednak: bez aktywności państwa
nie awansujemy do ligi krajów zamożnych. Chce budować koła zamachowe, które
rozruszają gospodarkę i uruchomią rezerwy.
Znam wielu przedsiębiorców, także
odnoszących ogromne sukcesy, i wiem, że oczekują oni od państwa po pierwsze
stabilności prawnej, po drugie niskich podatków. I to nie z zachłanności, lecz
dlatego, że te fabryki są często budowane na drogi kredyt.
I jeżeli mamy skok obciążeń, to
niszczymy konkretne przedsiębiorstwa. Jeżeli chcemy dobrych miejsc pracy i
przemysłu, to musimy przeprowadzić głębokie zmiany i jednocześnie szybko je
ustabilizować. Bez tego będziemy mieli tylko montownie
Kto będzie premierem po 2015 r.?
Obawiam się, że albo Donald Tusk,
albo Leszek Miller.
PiS łapie w niektórych
sondażach szansę na samodzielną większość.
Jeśli się okaże, że będzie mogło
rządzić samodzielnie, bez pomocy skorumpowanego PSL, i nie będzie wolnościowej
alternatywy, zrobię co w mej mocy, by partii Kaczyńskiego pomóc. To jednak mało
prawdopodobne. Dlatego buduję własne środowisko, propaństwowe, ale i
wolnościowe w sferze gospodarczej. I wierzę, że przyjdzie nasz czas.
WSIECI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz