Ciche
dni z ojcem Rydzykiem wyborcze listy wysokiego ryzyka i chaos w sztabie Nie tak
PiS wyobrażał sobie start europejskiej kampanii.
Anna Gilewska Agnieszka Burzyńska
Kilkanaście dni temu, końcówka obrad
komitetu politycznego PiS. Władze partii przyjmują listy do europarlamentu.
Chwilę później do samochodu wsiadają sekretarz generalny partii Joachim
Brudziński i szef klubu Mariusz Błaszczak. Ruszają do Drohiczyna. Tam, w
siedzibie bpa Antoniego Dydycza, mają się spotkać z o. Tadeuszem Rydzykiem.
Zanim dojadą, media podają już wszystkie wyborcze jedynki
PiS. Nie ma wśród nich ani jednej osoby wskazanej wcześniej przez dyrektora
Radia Maryja. Do księdza dzwonią zaufani politycy PiS i przekazują informacje,
że „jego” kandydaci zajmują dalsze miejsca na listach.
Po kilku godzinach jazdy samochód z Brudzińskim i Błaszczakiem
podjeżdża pod kurię. Na parkingu politycy widzą już auto Rydzyka. Kiedy
dzwonią, wychodzi do nich jego współpracownik: - Ojciec nie ma przyjemności w
spotkaniu z panami ani w najbliższych dniach, ani tygodniach - ma oświadczyć
politykom. Ci jak niepyszni wracają więc do Warszawy. - Dostali czarną polewkę
- kwituje jeden z polityków blisko rozgłośni.
KRYZYS CZY NEGOCJACJE
Polityk z władz partii: - Jestem zaskoczony tą całą
awanturą, przecież dotrzymaliśmy wszystkich ustaleń. Naprawdę nam nie zależy
teraz na ochłodzeniu z Toruniem.
O jakie ustalenia chodzi? Z nieoficjalnych informacji
wynika, że kilka tygodni temu doszło do rozmowy Jarosława Kaczyńskiego i
Tadeusza Rydzyka. Dotyczyła przede wszystkim wyborów. Polityk kojarzony z
Toruniem: - Wniosek z rozmowy był taki, że troje kandydatów, tj. Piotrowski,
Jaworski Krupa, wystartuje z pierwszych miejsc.
Rozmówca z kierownictwa partii: - Nie było deklaracji, że to
będą jedynki, ale miejsca biorące.
Najwięcej emocji wzbudzała w PiS kandydatura europosła
Mirosława Piotrowskiego. W poprzednich wyborach wszedł z jedynki lubelskiej
listy PiS z poparciem radiomaryjnego elektoratu. Ale potem odszedł z frakcji
konserwatywnej w PE, flirtował z Solidarną Polską, pojawił się nawet na
konwencji tej partii. W PiS uchodził więc za zdrajcę. Teraz dostał drugie
miejsce za mało znanym prof. Waldemarem Paruchem. - To oznacza, że mandat
weźmie Piotrowski, co jest gestem wobec Rydzyka, ale przy okazji prezes
dotrzymuje ustaleń ze środowiskami akademickimi. Wilk syty i owca cała - podsumowuje
nasz rozmówca z PiS.
A jednak do sytości Rydzykowi daleko. Na dwójce w Łodzi
wylądowała też ulubienica toruńskiej rozgłośni Urszula Krupa (jedynkę ma tam
Janusz Wojciechowski). PiS jest przekonane, że w tym okręgu weźmie dwa mandaty,
tyle że na trójce znalazł się poseł Witold Waszczykowski, który może
przeskoczyć Krupę.
Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że niemal
pewniakiem na jedynce z Kujawsko-Pomorskiego jest Andrzej Jaworski, jeden z
najbliższych Rydzykowi polityków PiS, który uchodzi też za współautora sojuszu
politycznego między Nowogrodzką a Toruniem. Ale jedynki dla niego zabrakło. PiS
przymierzał Jaworskiego na trójkę na Pomorzu. - Wyszło jednak, że mógłby przeskoczyć
Annę Fotygę - przyznaje jeden z polityków PiS. Podobnie jak Dorota Arciszewska,
która miała wprost usłyszeć od prezesa, że nie może kandydować, bo jeszcze
przeskoczy Fotygę.
Jaworski ostatecznie wylądował na trzecim miej scu w
Wielkopolsce. Propozycji jednak nie przyjął i zrezygnował z kandydowania. W
nieoficjalnych rozmowach zastanawiać się nad rezygnacją miała także Urszula
Krupa. Miejsca na liście zabrakło też dla dobrze odbieranego w Toruniu
Krzysztofa Jurgiela.
Ostateczny kształt list nie mógł więc przypaść do gustu
Rydzykowi; jak twierdzą nasze źródła, „poczuł się oszukany”. W ślad za
„pomrukami niezadowolenia z Torunia” ukazał się artykuł w „Naszym Dzienniku”
ostro atakujący Chrisa Cieszewskiego, jednego z najważniejszych ekspertów współpracujących
z zespołem Macierewicza do spraw wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej.
- Na razie traktujemy to jako dyrektorskie zwykłe
negocjacje. Nie została złamana umowa, zgodnie z którą za miejsca na listach
dla swoich ludzi ksiądz nie będzie zapraszać ziobrystów do telewizji i radia.
Oprócz Kempy oczywiście, bo ją ojciec dyrektor uwielbia i z tym musimy się
pogodzić - mówi nam polityk z władz PiS.
A gdyby jednak ziobryści zaczęli częściej się pojawiać w
mediach ojca dyrektora? - No to wojna - nie ma wątpliwości nasz rozmówca.
Sprawa jest otwarta do czasu rejestracji list. Według
naszych źródeł nie bez powodu politycy PiS dostali SMS, zgodnie z którym mają
zbierać podpisy na listy do ostatniej chwili. Oficjalnie dlatego, by mieć ich
jak najwięcej. Ale przy okazji to czas na ewentualne
zmiany. Do tego z Nowogrodzkiej w miniony weekend zaczęły płynąć sygnały: jeśli
Rydzyk złamie ustalenia, jego kandydaci mogą stracić biorące miejsca. Wtedy PiS
może popierać kolejne mocne nazwiska z list, jak Waszczykowskiego w Łodzi.
SKAZANI NA SIEBIE
To nie pierwszy kryzys na linii
PiS - Rydzyk. Ale pierwszy tak poważny od katastrofy smoleńskiej.
Sojusz Nowogrodzkiej i Torunia był
zawsze pragmatyczny, co podkreślają wszyscy nasi rozmówcy. Jarosław Kaczyński i
dyrektor rozgłośni nigdy się szczególnie nie lubili. Początki ich współpracy
wspominał w książce „Koniec PiS” Michał Kamiński, były spin doktor
Kaczyńskiego, dziś kandydat PO: „Kaczyński przez lata nie znosił go. Pytany o
Rydzyka Jarosław robił tę swoją minę »wiem, ale nie mogę wszystkiego
powiedzieć« i z ironicznym uśmiechem mówił, że to nie jest przypadek, iż jego
nadajniki są na Uralu. (...) Potem nastąpiło typowe dla Kaczyńskiego zjawisko -
zimny deal zmienił się w gorące poparcie. U progu kampanii w 2011 na
Wałach Jasnogórskich mówił: dziękujemy za wszystko nieocenionemu ojcu
dyrektorowi’:
W ciągu tych lat zniknęła z
politycznej mapy popierana wcześniej przez Rydzyka Liga Polskich Rodzin, a
politycy PiS zdominowali radiomaryjną antenę. To była jednak relacja zawsze
podatna na kryzysy. Jak ten, gdy rozgłośnia poddała brutalnej krytyce byłego
prezydenta Lecha Kaczyńskiego w związku z traktatem lizbońskim czy pierwszą
damę, która była skłonna dyskutować o in vitro. Wtedy z
ust Rydzyka padły słynne słowa o „szambie i perfumerii”, z których nigdy się
nie wycofał. Dyrektorowi nie podobało się też, gdy w ostatniej kampanii
prezydenckiej szefową sztabu została Joanna Kluzik-Rostkowska, dziś szefowa
resortu edukacji w rządzie Tuska.
Najpoważniejszy jak dotąd zakręt
dotyczył jednak abpa Stanisława Wielgusa. Kiedy przyjaciel o. Rydzyka miał
zostać metropolitą warszawskim, „Gazeta Polska” ujawniła, że był on tajnym
współpracownikiem bezpieki w PRL. Rozpętała się gigantyczna afera zakończona
cofnięciem ingresu. Do takiej decyzji Stolicy Apostolskiej przyłożył się
wówczas także Pałac Prezydencki. Lech Kaczyński w archikatedrze św. Jana bił
brawo, gdy Wielgus ogłaszał rezygnację.
Ta sprawa do dziś wraca jak
bumerang niemal w każdej rozmowie Rydzyka z Jarosławem Kaczyńskim. Czy to w
Drohiczynie, czy w Toruniu. - Ze strony ojca dyrektora zawsze pada jakaś
złośliwość. A prezes wtedy zmienia temat -
przyznaje jeden z naszych rozmówców.
Okazją do rozmów są też audycje w
Radiu Maryja i Telewizji Trwam, w których Kaczyński regularnie się pojawia.
Pełna symbioza nastała po katastrofie smoleńskiej. Radio Maryja i PiS wspólnie
organizowały wielkie demonstracje i żądały wyjaśnienia okoliczności katastrofy.
- Ale Kaczyński i Rydzyk to bardzo
silne osobowości. Mają zbyt wiele wspólnych cech, od lat się wzajemnie szachują
- podkreśla dobrze zorientowany polityk.
Kartą przetargową Rydzyka ostatnio
była Solidarna Polska. Kaczyńskiego - konkurencyjne media prawicowe, zwłaszcza
TV Republika, dziś już w otwartym konflikcie z TV Trwam. Równolegle jednak PiS dbało o relacje z Toruniem,
wpłacało nawet pieniądze na fundację Lux Veritatis.
Tyle że dziś sondaże wróżą
Solidarnej Polsce dotkliwą porażkę. Może się więc okazać, że Rydzyk staje się
Kaczyńskiemu coraz mniej potrzebny. Zwłaszcza że radio- maryjny elektorat nie
bardzo ma alternatywę wobec PiS. - To jest eksperyment prezesa na prawicy. Czy
jest w stanie zmieść ziobrystów własnymi siłami? - zastanawia się dobrze
zorientowany polityk PiS.
Nawet jeśli tak, to współpraca
toruńskiej rozgłośni i PiS opłaca się wciąż obu stronom.
Media o. Rydzyka za rządów
Jarosława Kaczyńskiego przeżywały swój złoty wiek - tam podpisywano umowę koalicyjną i tam w pierwszej kolejności
udawali się ministrowie. Zapadały też przychylne decyzje dla biznesów Rydzyka z
budową geotermy na czele. Powrót PiS do władzy to dla dyrektora toruńskiej
rozgłośni szansa na kolejne tłuste lata. Z kolei dla Kaczyńskiego w wyborach
będzie się liczył każdy głos, który może mu pomóc doprowadzić do zwycięstwa z
Platformą. Dla obu - najbliższa seria wyborcza to w zasadzie ostatni moment na
władzę.
Politycy PiS oczekują więc na ruch
Rydzyka i nerwowo wsłuchują się w przekaz toruńskiej rozgłośni. Co zrobi
ojciec dyrektor? - Pewnie tak jak w poprzednich eurowyborach
będzie po prostu wskazywał na listach konkretne nazwiska, które słuchacze
powinni popierać - prognozuje polityk PiS bliski Rydzykowi.
Instrukcje były wówczas faktycznie
precyzyjne: „w Warszawie nie na jedynkę (Michał Kamiński), tylko trójkę -
Arkadiusza Mularczyka; na Mazowszu nie na Adama Bielana, tylko dziesiątkę
Gabriela Janowskiego, w Gdańsku na piątkę - Tadeusza Cymańskiego, na Podlasiu
- na dwójkę, czyli Jurgiela. Wówczas słuchacze dowiedzieli się, że w PiS są dwa
nurty, dlatego nie można głosować na ślepo” (za „Imperatorem” Piotra
Głuchowskiego i Jacka Hołuba). Podobnie było w ostatnich wyborach do Sejmu,
dzięki temu w ramach PiS funkcjonuje dziś stosunkowo skonsolidowane środowisko
posłów radiomaryjnych.
KLIMATY SZTABOWE
Układanki między PiS a Rydzykiem i
porządki na prawej flance to jednak tylko wstęp do najważniejszej batalii
Jarosława Kaczyńskiego. Wydawałoby się więc, że w starciu z Platformą na żadne
eksperymenty nie ma miejsca. - Zwarcie szeregów i armaty - zapowiadali jeszcze
kilka tygodni temu pewni swego sztabowcy PiS, kiedy sondaże dawały im sporą
przewagę.
Dziś już niewiele z niej zostało.
Przede wszystkim za sprawą Ukrainy, ale też PiS zaczęło tę kampanię wyjątkowo
kiepsko. Po komitecie politycznym zatwierdzającym listy odbywało się przyjęcie
u Ryszarda Czarneckiego. Politycy PiS trzymali fason, bo na imprezie byli też
przedstawiciele innych formacji, np. Grzegorz Schetyna. Ale w kuluarach można
było usłyszeć utyskiwania na kształt list i przygotowanie kampanii.
Listy mogły być lepsze, bo na czas
wojny potrzebni są fighterzy i duże nazwiska, a nie profesorkowie - przyznaje
polityk z władz PiS. Taką opinię można usłyszeć częściej. Tyle że układając je,
prezes jakby nie mógł się zdecydować, czy ważniejszy jest wynik, czy drużyna, z
której nie wyskoczy potem żaden „zdrajca”, tak jak w ostatniej kadencji w PE.
Kiepska atmosfera panuje też w
sztabie. Kampanię zaczął od serii wpadek. - Inauguracja w ciasnej salce na
Nowogrodzkiej w zderzeniu z wielkim eventem PO z Kłiczką. Wyglądało, jak
byśmy przedstawiali kandydatów na europejskie salony w remizie strażackiej. A
potem jeszcze ten nieszczęsny spot... - wylicza jeden z polityków PiS.
Spot miał być zresztą gotowy już w
sobotę, na inaugurację kampanii. - Mieliśmy zepsuć superkonwencję Tuska i
humor Platformie, tyle że klip nie nadawał się do emisji. Procesówka -
podsumowuje jeden z naszych rozmówców.
Prezes się zdenerwował i kazał
klip poprawić. A jednak we wtorek okazało się, że wciąż są w nim poważne błędy
- choćby Jacek Rostowski jako minister skarbu, którym nigdy nie był. Sztab oglądał
reklamówkę przed emisją, ale niedoróbek nikt nie wyłapał.
Nigdy nie było takiego chaosu,
Duda [Andrzej Duda, szef sztabu - red.] jest sympatyczny, ale tego nie
ogarnia. A Brudziński, Hofman i Błaszczak ogrywają go, jak chcą twierdzi nasz
rozmówca. Wcześniej to Hofman odpowiadał za kampanię. - Teraz jest obrażony,
usiłuje pokazać, że bez niego nic się nie udaje - usłyszeliśmy od kilku
polityków PiS.
Przykład? Na jedno z posiedzeń
sztabu Duda przyprowadził swojego eksperta, znajomego z Krakowa Piotra Agatowskiego.
Opowiadał jakieś brednie, to był
kompletny bełkot. Twierdził, że trzeba prowadzić kampanię pozytywną, bo mu tak
wyszło z badań, które obejrzał gdzieś w internecie - opisuje polityk z władz
partii.
Hofman go dosłownie rozstrzelał.
Duda prosił potem, żeby mu chociaż zapłacić za ten wykład, ale nic z tego -
precyzuje inny poseł PiS.
Ze sztabem współpracuje za to dr
Sergiusz Trzeciak, który od dawna doradza PiS w dziedzinie marketingu
politycznego. To on przygotowywał stronę internetową, którą PiS ma
zaprezentować w najbliższych dniach.
Współpracownicy prezesa nerwowo
przyglądają się kolejnym sondażom, które raz po raz przechylają szalę
zwycięstwa na stronę PO. - PiS jest dobre w sparingach, ale od lat przegrywa w
kluczowych meczach - ocenia jeden z byłych polityków tej partii.
Jeśli przegra w kolejnym, będzie
to dla Kaczyńskiego fatalna sytuacja przed wyborami parlamentarnymi w 2015 r.
Nie bez powodu jakiś czas temu miał powiedzieć swoim współpracownikom, że jego
brat Leszek przeszedł do historii jako prezydent, a jego premierostwo jeszcze
się tak nie zapisało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz