poniedziałek, 24 marca 2014

Historia jednej prowokacji



Działacze partii Palikota sięgają do dorobku SB. Bo w romans i nieślubne dziecko bezpieka próbowała wrobić papieża już w latach 80. Szykowała też prowokację przeciwko ks. Dziwiszowi.

Na początek kwietnia fundacja Ateizm Świeckość Antyklerykalizm zapowiada kampanię billboardową z Janem Pawłem II w roli głównej. Na plakatach Karol Wojtyła ma być pokazany z kobietą i dzieckiem. Twórcy projektu sugerują, że to kochanka i nieślubny syn przyszłego papieża. Fundacja zapowiada kolejne antypapieskie plakaty. Politycznego wymiaru całej sprawie nadaje to, że za akcją stoją działacze Twojego Ruchu, którego lider pośrednio poparł przedsięwzięcie. – Bardzo bym się dziwił, gdyby Karol Wojtyła nie miał nieślubnych dzieci – wypalił Janusz Palikot. Kampania antyklerykalnej fundacji ma związek z prowokacją, którą w latach 80. preparowali funkcjonariusze komunistycznych służb specjalnych. Jej dzieje to jedna z najbardziej perfidnych akcji PRL-owskiej bezpieki wymierzonych w Kościół.
Do krakowskiego mieszkania ks. Adama Bardeckiego przy pl. Sikorskiego w lutym 1983 r. pukają dwie kobiety. Podają się za pracownice opieki społecznej. Tak naprawdę to dwie funk­cjonariuszki SB: Barbara Szydłowska i Barbara Borowiec. Obie blisko współpracują z Grze­gorzem Piotrowskim, esbekiem, który półtora roku później zamorduje ks. Jerzego Popiełuszkę.
Ks. Bardeckiego, wieloletniego asystenta kościelnego „Tygodnika Powszechnego” nie ma w domu, kobietom otwiera więc jego gosposia. Starsza pani wdaje się w rozmowę z kobietami, które twierdzą, że przyniosły paczkę żywnościową. Opowiada im o choro­bach, wymienia leki, które zażywa. Wszystko trwa jakieś 20 minut. W tym czasie jedna z funkcjonariuszek idzie do łazienki, otwiera okno, żeby inni esbecy mogli tam później wejść i założyć podsłuch. Zapewne wtedy podrzuca maszynopis ze sfabrykowanym pamiętnikiem Ireny Kinaszewskiej. Maszy­nopis miał zawierać informacje o romansie rzekomej autorki z ks. Karolem Wojtyłą.
Zdaniem zmarłego rok temu Krzysztofa Kozłowskiego, byłego wicenaczelnego „Tygo­dnika Powszechnego” w prowokacji miał też uczestniczyć krakowski dziennikarz Konrad Strzelewicz. Przyjaźnił się z Kinaszewską, a pamiętnik miał podrzucić w kapciach. (Strzelewicz żyje do dziś, ale nie rozmawia z mediami).
Dalszy plan jest równie przebiegły: SB pla­nuje zaaranżowanie włamania do mieszkania ks. Bardeckiego. Wezwana milicja przypad­kiem trafi na „notatki Kinaszewskiej” „Kompromitujące” Wojtyłę materiały „zatroskane” władze przekażą do Watykanu, niby w trosce
o dobre imię papieża. Jedna z wersji mówi, że pamiętnik zamierzał osobiście przekazać papieżowi gen. Wojciech Jaruzelski. Okazją miała być zbliżająca się pielgrzymka Jana Pawła II do Polski.
Według Grzegorza Piotrowskiego, który w 1990 r. już w wolnej Polsce składał w tej sprawie zeznania w prokuraturze, komuniści chcieli powiedzieć papieżowi, że wywiad PRL przechwycił zapiski z rąk tureckich służb specjalnych. Według wersji wymyślonej przez PRL-owskie władze Turcy chcieli ich użyć w rozmowach z Watykanem. Chodziło o wy­warcie presji na rzecz uwolnienia niedoszłego zabójcy papieża, Alego Agcy.
- Wersji z Alim Agcą nie traktowałbym poważnie - mówi dr Marek Lasota, dyrektor krakowskiego IPN, autor książki „Donos na Wojtyłę’.' - Z dokumentów IPN wynika, że informacje o romansie Wojtyły i Kinaszewskiej były całkowicie zmyślone, trudno więc sobie wyobrazić, że papież miał się ich przestraszyć. Myślę, że chodziło raczej o zasianie zamętu
w Kurii Rzymskiej. Pokazanie: „Sporo wiemy o waszym szefie, nie bądźcie zbyt radykal­ni” - przypuszcza dr Lasota. - W obliczu zbliżającej się pielgrzymki papieża do Polski taka prowokacja mogła się władzom wydawać całkiem sprytna. Okazała się raczej dość nieporadna i groteskowa - dodaje historyk.
Tym bardziej że twórcy prowokacji do­słownie wywracają się na ostatniej prostej. Po udanej akcji z podrzuceniem pamiętnika Grzegorz Piotrowski zaprasza obie funkcjo­nariuszki na oblewanie sukcesu do restauracji przy krakowskim motelu Wanda. Ambitny funkcjonariusz najwyraźniej jest przekonany, że dokonuje właśnie akcji życia. Po imprezie po pijanemu rozbija służbowe auto. - O wy­padku huczało pół Krakowa, sam pamiętam, że mówiono o takim zdarzeniu. W efekcie do sfingowanego włamania u ks. Bardeckiego nie doszło, co pokrzyżowało plany bezpieki - mówi dr Lasota.
Niemal identyczny scenariusz ta sama grupa funkcjonariuszy zrealizuje jednak dziesięć miesięcy później w warszawskim mieszkaniu ks. Jerzego Popiełuszki. Tym razem skutecznie. Do mieszkania kapelana „Solidarności” bezpieka podrzuci nie pa­miętnik, lecz materiały wybuchowe.
W przypadku ks. Bardeckiego prowokacja się jednak nie udaje. Dwa dni później milicja dokonuje rewizji w jego mieszkaniu, ale nic nie znajduje. Najprawdopodobniej przytomna gosposia powiadomiła księdza o tajemniczej wizycie dwóch kobiet. Dzięki temu ksiądz znalazł pamiętnik i prawdopodobnie go zniszczył.
Tego, co zawierał spreparowany pamięt­nik, pewnie nigdy się więc nie dowiemy. Pozostają spekulacje.

BÓSTWO U FRYZJERA
- Nie ma wątpliwości, że Irena Kinaszew­ska bardzo się w znajomość z ks. Wojtyłą zaangażowała. Najprawdopodobniej była to nawet jakaś forma jednostronnej uczu­ciowej fascynacji - ocenia dr Marek Lasota, który badał materiały SB dotyczące kobiety.
- Bezpiece opowiadało o tym zresztą dwóch tajnych współpracowników: dziennikarz Konrad Strzelewicz i adiustatorka z „Tygo­dnika Powszechnego” Sabina Kaczmarska - dodaje.
- To, że mimo takich „tropów” nie udało się znaleźć na Wojtyłę żadnych haków, potwierdza tylko, że cała sprawa jest od początku do końca wymyślona - pod­kreśla dr Lasota.
Bliskie relacje Kinaszewskiej i Wojtyły wzbudzają u niektórych niezdrowe zainte­resowanie. W1965 r. pracownica „Tygodnika Powszechnego” donosi funkcjonariuszowi SB, że Irena szykuje wystawne przyjęcie na część krakowskiego arcybiskupa. „Robiła się u fryzjera na bóstwo!” - wyłapuje spraw­nym okiem koleżanki z pracy. „Kontakty Wojtyły z nią mogą postawić go w przyszłości w trudnej sytuacji, a nawet złamać mu karierę” - dodaje Sabina Kaczmarska.
Inny współpracownik bezpieki Konrad Strzelewicz raportuje, że Kinaszewska jest wyraźnie oczarowana krakowskim biskupem, a nawet że wyraża się o nim z uwielbieniem. „Jej zachowanie i słowa świadczą o stanie, który można by nazwać »zakochaniem się« w biskupie, tak dalece bowiem admiracja i podziw zazwyczaj nie sięga”
Karol Wojtyła zna wtedy Kinaszewską już od co najmniej kilku lat. Kobieta pracuje w „Tygodniku Powszechnym”, z którym krakowski biskup jest wówczas blisko związany. Pełni funkcję sekretarki, jest niezrównana, jeśli chodzi o tempo pisania na maszynie. W gazecie opowiada się anegdotę, że umie jednocześnie coś pisać
czytać książkę. Jako pierwsza w redakcji opanowuje też obsługę magnetofonu, którego możliwościami technicznymi jest zafascynowana. Nagrywa m.in. korespon­dencje telefoniczne Jerzego Turowicza, który z Rzymu relacjonuje Sobór Watykański II. Później spisane ukazują się drukiem.
Jednak pani Irena jest też zafascynowana ks. Karolem Wojtyłą. Postanawia, że będzie nagrywała jego wszystkie wystąpienia, jeździ za nim po Polsce. Później spisuje przemó­wienia i składa do prywatnego archiwum. Krakowscy znajomi trochę się dziwią, uważają, że to przesada. Jednak gdy biskup zostanie papieżem, teksty okażą się rarytasem i zostaną wydane.
Już wcześniej opiekę nad Kinaszewską roz­tacza zaprzyjaźniony z papieżem ks. Andrzej Bardecki. To on (być może zresztą na prośbę Wojtyły) załatwia jej pracę w „Tygodniku”. Kobieta jako sekretarka biskupa budzi kon­trowersje. Tym bardziej że jest po rozwodzie, samotnie wychowuje syna, mówi się też o jej wcześniejszych kłopotach z alkoholem.
Dla SB taka osoba to smaczny kąsek. Jej wyjątkowa gadatliwość i emocjonalny sposób bycia zapowiadają ją jako świetnego współ­pracownika. W listopadzie 1961 r. kobieta jest już pod lupą SB. Funkcjonariusze notują: „Należy przeprowadzić analizę ostatnich materiałów dot. kontaktu figuranta [tj. Wojtyły - red. ] z ob. Ireną Kinaszewską pod kątem ewentualnego przeprowadzenia z nią rozmowy operacyjnej”
Ponieważ bezpiece jednak nie udaje się złamać pani Ireny, zaczyna ją inwigilować.
Już w marcu 1961 r. donos na nią składa Konrad Strzelewicz. Według Krzysztofa Kozłowskiego niedoszły dziennikarz „Ty­godnika Powszechnego” podkochiwał się w Kinaszewskiej. A może tylko udawał, żeby znaleźć się w jak najbliższym otocze­niu Wojtyły? „Niektóre osoby podejrzewają [Kinaszewską] o intymne stosunki z jej bpem Wojtyłą. W sprawie tej mówi się tylko w za­ufaniu z obawy, żeby to nie stało się publiczną tajemnicą. Mówi się, że Kinaszewska często bywa u Wojtyły, że ostatnio on jest chory i ona cały czas się nim opiekuje, że tylko ona przepisuje Wojtyle wszelkie prace naukowe i referaty. TW [tajny współpracownik, w tym przypadku Konrad Strzelewicz - red.] bywa również u Kinaszewskiej. Miał możliwość - podczas jej nieobecności - przejrzeć jej korespondencję z jakimś bliżej mi nieznanym mężczyzną podpisującym się Ojciec i Wujek. Z treści korespondencji zorientował się, że musi to być jakiś ksiądz. (...) Treść listów i bardzo intymnym charakterze. Naświetlając sylwetkę Kinaszewskiej, TW powiedział, że jest to wdowa jeszcze dobrze się trzymająca i mogąca się podobać”
Tyle że te informacje nie przekonują SB. Strzelewicz najwyraźniej blefuje, najwy­raźniej nie wie, że w tym czasie bp Wojtyła
jest już intensywnie inwigilowany. - SB mocno rozpracowywała otoczenie przyszłego papieża, a co najważniejsze, kontrolowała jego korespondencję. Funkcjonariusze mieli świadomość, że jakikolwiek romans kardy­nała nie mógłby umknąć ich uwadze - mówi dr Marek Lasota.
Rzeczywiście, major, który prowadził Strzelewicza, notuje: „To, co podał TW, by­łem skłonny uznać za mało prawdopodobne”

BABSKA PAPLANINA
Jednak legenda o romansie Wojtyły i Ki­naszewskiej zaczyna w środowisku SB żyć własnym życiem. W1978 r. u Kinaszewskiej zostaje założony podsłuch, ale - jak po la­tach zeznawał gen. Zenon Płatek - tą drogą niczego ciekawego nie udaje się pozyskać. „Informacje nie miały szczególnej wartości, była to taka babska paplanina. Trudno mi powiedzieć, czyja to była decyzja, aby do­kumenty techniki wykorzystywać w formie pamiętników” - opowie w 1990 r. przed prokuratorem były dyrektor IV Departamentu MSW, zajmującego się inwigilacją kleru.
Ostateczną papierową wersję pamiętnika prawdopodobnie przepisała sekretarka Piotrowskiego. Do podrobienia maszynopisu wykorzystano nawet czcionkę z oryginalnej maszyny do pisania pani Ireny. Najprawdopodobniej wykorzystano moment, gdy maszyna była w naprawie.
Sensacyjne informacje na ten temat przekazał prokuratorom w 1990 r. Grzegorz Piotrowski. Według niego, aby przygoto­wać spreparowane zapiski Kinaszewskiej, bezpieka ją zwabiła i podała środki odurza­jące. Liczono, że pod ich wpływem kobieta zdradzi jakieś intymne szczegóły. Rozmowę miał przeprowadzić sam Piotrowski, całość rzekomo nagrano na kamerę. Podobno jednak opowieści pani Ireny nie przyniosły spodziewanych rezultatów, okazało się, że kobieta nie ma na temat Wojtyły nic kompromitującego do powiedzenia.
Brzmi fantastycznie, wręcz niewiarygod­nie. - Ja jednak nie wykluczałbym, że bez­pieka mogła się posunąć i do tego - ocenia dr Lasota. - Zajmująca się dezintegracją Kościoła grupa „D” w MSW, do której należał Piotrowski, stosowała bardzo drastyczne metody. Skądinąd wiadomo, że zdarzało się także aplikowanie środków odurzających.
Irena Kinaszewska nie zdążyła się ustosunkować do tej wersji. Zmarła w Krakowie niedługo przed tym, jak Piotrowski złożył sensacyjne zeznania. Od sześciu lat nie żyje też jej syn Adam, wieloletni działacz opozycji, dziennikarz i filmowiec. Na przełomie 1968 i 1969 r. bezpiece udało się go zwerbować, on jednak poinformował o tym ks. Bardeckiego, a prawdopodobnie też bp. Wojtyłę. W tej sy­tuacji współpracę z nim niemal natychmiast zerwano. Adam Kinaszewski przez lata działał później w opozycji, w stanie wojennym był nawet internowany. - Niestety, nie zdążyłem z nim porozmawiać na ten temat, jednak sprawa była wyjątkowo delikatna - żałuje dziś dr Lasota. - W końcu on też był ofiarą całej sytuacji, do dziś w internecie można znaleźć insynuacje, że jest nieślubnym dzieckiem papieża - dodaje historyk.

KSIĄDZ DZIWISZ NA PLAŻY
Po wyborze Jana Pawła II na obyczajowym celowniku bezpieki znalazł się też papieski sekretarz Stanisław Dziwisz. - W latach 80. ks. Dziwisz spędzał w Polsce wakacje, SB wyśledziła go nad Rabą. W Myślenicach na plaży w Zarabiu robiono mu zdjęcia, kilka metrów dalej opalała się obca kobieta. SB próbowała do niej dotrzeć, ustalić, kim jest. Okazało się, że była to zupełnie przypadkowa osoba, więc sprawę z żalem odpuszczono
- mówi dr Marek Lasota.
Kard. Dziwisz pojawia się za to w donosach innych. M.in. Juliana Polana-Haraschina, stalinowskiego sędziego, który w 1956 r. ożenił się z Julią Macharską, siostrą późniejszego kard. Franciszka Macharskiego. Dzięki tym koneksjom wszedł na krakowskie salony, także kościelne. Miał wyjątkową zdolność autopromocji, na podstawie zwykłych spotkań towarzyskich pisał dla bezpieki barwne raporty. - Trudno w to uwierzyć, ale znala­złem jego donos z apartamentów papieskich, gdzie opisywał kolor mebli! Nawet tam umiał się dostać - mówi dr Lasota.
Jak to się dzieje, że esbeckie fałszywki będące próbą skompromitowania papieża nadal żyją? Wiadomo, że Grzegorz Pio­trowski współpracował z antyklerykalnym czasopismem „Fakty i Mity”. Trzy lata temu „Rzeczpospolita” ujawniła, że zabójca ks. Popiełuszki i współtwórca antypapieskiej prowokacji pisze dla tygodnika pod pseudonimami Anna Tarczyńska i Dominika Nagel, ale pieniądze za tę pracę trafiają na konto jego żony Janiny P.
Tak się składa, że twórca i naczelny „Faktów i Mitów” Roman Kotliński jest dziś posłem Twojego Ruchu i bliskim współpra­cownikiem Janusza Palikota. Tę zbieżność faktów trudno uznać za przypadkową.

KORZYSTAŁEM Z KSIĄŻEK: M. LASOTY „DONOS NA WOJTYŁĘ”, KRAKÓW 2006; P. LITKI, G. GŁUSZAKA „SKOMPROMITOWAĆ PAPIEŻA”, KRAKÓW 2011;
K. KOZŁOWSKIEGO IM. KOMARA „HISTORIA Z KONSE­KWENCJAMI”, WARSZAWA 2009.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz