wtorek, 4 marca 2014

Polskie Konklawe (Newsweek)



Kardynał Nycz liczy głosy, jeśli nie będzie pewien wygranej, raczej nie wystartuje.
A konserwatyści szukają kandydata, który nie będzie zbyt radykalny. Czy biskupi posłuchają papieża Franciszka?

ALEKSANDRA PAWLICKA

Oczekuję wyboru kogoś na mia­rę polskiego papieża Franciszka, ale bardziej liczę na opatrzność, która potrafi splatać figla, niż na decy­zję biskupów - mówi dominikanin Pa­weł Gużyński. - Stopień odwagi biskupów w podejmowaniu decyzji oceniam na nie­wystarczający w stosunku do oczekiwań wiernych.
W przyszłym tygodniu biskupi wybio­rą nowego przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski - człowieka, który przez najbliższe pięć lat będzie twarzą Kościoła katolickiego w Polsce.

Wytyczne z Watykanu
- W Kościele tak samo jak w każdej in­stytucji są ci, którzy nadają się do pełnie­nia danych funkcji, i ci, którzy się tylko po nie pchają. Mam nadzieję, że tym razem weźmie górę poczucie odpowiedzialności i głoszona przez papieża Franciszka po­trzeba dotarcia przez Kościół do człowie­ka - mówi „Newsweekowi” bp Tadeusz Pieronek, który po poprzednich wyborach szefa episkopatu w 2009 r. nie krył rozcza­rowania. Gdy biskupi zdecydowali się na reelekcję abp. Józefa Michalika, bp Piero­nek skwitował to lapidarnie: „Miało być słońce, a jest księżyc”.
- Abp Michalik gwarantował bisku­pom trwanie starego porządku. Najgor­szą rzecz, jaką dziś mogą zrobić biskupi, to ponownie próbować bronić starych struktur - uważa ks. Tadeusz Isakowicz- -Zaleski, duchowny od lat domagający się rozliczenia grzechów Kościoła. Dziś mówi z nadzieją: - To musi być człowiek, któ­ry rozumie zmiany i będzie miał odwagę odpowiadać w imieniu Kościoła na bieżą­ce wydarzenia. Gotowy do prowadzenia dialogu, a nie jak abp Michalik przema­wiający ponad główkami wiernych i zwy­kłych księży.
Jedno jest pewne - Józefa Michalika biskupi nie wybiorą, bo funkcji szefa epi­skopatu nie można pełnić dłużej niż dwie kadencje. Równocześnie nadzieję na zmianę daje papież Franciszek, który od pierwszych dni pontyfikatu postu­luje, a wręcz demonstruje, konieczność otwarcia na zwykłego człowieka.
- Sądzę, że polscy biskupi nie mogą zig­norować faktu, że ich szef w Watykanie przedkłada ewangelizację nad administro­wanie instytucją. Jeśli w polskim Kościele ma się dokonać zmiana, to zbliżające się wybory są dobrą do tego okazją - uważa ojciec Ludwik Wiśniewski, autor głośnego kilka lat temu listu piętnującego grzechy polskiego episkopatu. On także oczekuje przełomu.
Według nieoficjalnej informacji papież Franciszek dal polskim biskupom wy­tyczne dotyczące wyborów podczas niedawnej wizyty „Ad limina apostolorum”. To odbywana co kilka lat pielgrzymka do Watykanu, w czasie której biskupi przedsta­wiają papieżowi raport z dzia­łalności swoich diecezji. - Papież zasugerował, że trzeba postawić na człowieka jednocześnie medialnego i zaangażowanego społecznie. Takiego, który wykorzystując dzisiejsze możliwości przekazu, będzie potrafił zbliżyć insty­tucję Kościoła do wiernych - potwierdza „Newsweekowi” jeden z uczestników tego spotkania.

Biskupi obstawiają
Dość długo uważano, że decydujące star­cie rozegra się między metropolitą war­szawskim kard. Kazimierzem Nyczem a ordynariuszem diecezji warszawsko-praskiej abp. Henryki cm Hoserem. Hoser przestał jednak być mocnym kandydatem, gdy wyszło na jaw, że ukrywa w swojej die­cezji księdza pedofila. Arcybiskup mimo wyroku sądu pozwolił oskarżonemu pełnić funkcję proboszcza aż do momen­tu, gdy sprawę nagłośniły media. - Na pierwszą linię nie moż­na wystawiać kogoś, kto jest łatwym celem do trafienia. Trwają poszukiwania innego kandydata, który podobnie jak abp Hoser gwarantowałby koś­cielnym konserwatystom obro­nę ich status quo - twierdzi jeden z biskupów pomocniczych, biorący aktywny udział w przedwyborczych układankach. Jego telefon jest pełen SMS-ów dotyczących tego, kto ma szanse i na czyje poparcie może liczyć.
Także zwolennicy kard. Nycza liczą głosy. Nycz jest dziś uznawany za lide­ra Kościoła otwartego na zmiany. Jest jednym z nielicznych hierarchów, który rozmawia z obecną władzą. To on nego­cjował z rządem PO zamianę Funduszu Kościelnego na odpis podatkowy. Ojciec Ludwik Wiśniewski mów wprost: - Dla mnie kard. Nycz jest naturalnym wybo­rem. Jako pasterz stolicy jest w centrum, ma dobrą orientację, co dzieje się w pol­skim Kościele i polskim państwie. I co ważne, nie należy do żadnej ze skraj­nych opcji. Co jednak zrobią biskupi, zobaczymy.
- Zobaczymy przede wszystkim, co zrobi sam kardynał - mówi je­den z jego współpracowników. - Jeśli z przedwyborczych obliczeń wyjdzie mu, że nie jest w stanie wygrać w pierwszym glosowaniu, czyli dostać połowę głosów plus jeden, to najprawdopodobniej w ogóle nie wystartuje. Rywalizowanie w drugiej turze z jakimś konserwatywnym biskupem, a co gor­sza - ewentualna przegrana z nim, nie jest w interesie kard. Nycza. I bez funk­cji szefa episkopatu jest dziś jedynym polskim kardynałem, który ma coś do powiedzenia w Watykanie.

Dotkliwy brak Życińskiego
Kardynał Nycz, choć uchodzi za naj­mocniejszego kandydata, ma pewne słabości. Przede wszystkim jest bardzo zachowawczy w działaniach, co najdobitniej objawiło się podczas wojny o krzyż na Krakowskim Przedmieściu po kata­strofie smoleńskiej. Jako metropolita stolicy to właśnie on powinien zareagować i nie dopuścić do gorszących przepycha­nek wokół krzyża. Obawiając się jednak posądzenia o sprzyjanie władzom, wolał się wycofać i oddać pole tłumowi. Odwaga publicznych wystąpień i medialność, które charakteryzują papieża Franciszka, z pew­nością nie są mocną stroną kardynała.
Kard. Nycz woli jednak hołdować zasa­dzie: tisze jediesz, dalsze budiesz, co jak twierdzą jego zwolennicy, wynika z faktu, że ma spory elektorat negatywny wśród biskupów. Udowodniły to wybory z ostat­nich lat. W 2012 roku kard. Nycz prze­grał dwukrotnie. Raz forsując na szefa kościelnej komisji ds. mediów abp. Sta­nisława Budzika (byłego sekretarza ge­neralnego episkopatu), który wydawał się pewnym kandydatem, ale przegrał ze zgłoszonym w ostatniej chwili przez abp. Głodzia częstochowskim abp. Wacławem Depo. Podobnie było w czasie wyborów członka Rady Stałej Episkopatu. Kandy­datem Nycza był chwalony za otwartość krakowski biskup pomocniczy Grzegorz Ryś. Tymczasem wygrał konserwatywny bp Adam Lepa.
Popierająca kard. Nycza frakcja liberal­na episkopatu jest więc w trudnej sytuacji. Jeśli ich kandydat nie podejmie ryzyka wy­borczego, to kogo wystawić w wyborach ? Na giełdzie nazwisk pojawia się kandyda­tura biskupa polowego Józefa Guzdka, któ­rego sposób walki z pedofilią został uznany za wzorcowy. Zanim jeszcze biskupi wydali rodzony w bólach dokument „zero toleran­cji dla pedofilii”, bp Guzdek doprowadził do wykluczenia ze stanu duchownego pod­ległego mu księdza podejrzanego o czyny pedofilskie. Zapewnił jednocześnie pomoc terapeutyczną ofiarom i ich rodzinom. Uchodzi za jednego z najbardziej obiecują­cych hierarchów. Jeśli nie wystartuje w wy­borach szefa episkopatu, wskazuje się go na następcę prymasa, bo pełniący tę funk­cję abp Józef Kowalczyk odejdzie wkrótce na emeryturę.
Oprócz Guzdka brani są pod uwagę tak­że ordynariusze: diecezji poznańskiej abp Stanisław Gądecki, obecny wiceprzewod­niczący episkopatu, oraz arcybiskup diece­zji wrocławskiej Józef Kupny. - Ławka jest krótka. Wybierać można tylko spośród bi­skupów diecezjalnych i to najlepiej tych, którzy nie osiągną w czasie trwania kaden­cji wieku emerytalnego. To ogranicza pulę do góra trzydziestki hierarchów spośród blisko setki biorących udział w wyborach - mówi jeden z księży i dodaje: - Niestety, wśród tej trzydziestki nie ma nikogo, o kim można by powiedzieć: polski Franciszek. Najbliższy temu ideałowi był nieżyjący już abp Józef Życiński, który miał odwagę mó­wienia i budował Kościół otwarty na lu­dzi. Dotkliwy brak Życińskiego odczujemy w czasie zbliżających się wyborów.

Szarża watykańczyków
Szanse liberałów w znacznej mierze za­leżą od tego, kogo wystawi druga strona. Żelaznym kandydatem konserwatystów w czasie różnych wyborów był zwykle abp Sławoj Leszek Głódź. Tym razem jed­nak uważany jest, podobnie jak abp Hoser, za kandydata z obciążeniami - chodzi o doniesienia o jego wystawnym stylu ży­cia i skłonności do alkoholu. Nie oznacza to jednak, że pozbawiony szans na od­grywanie pierwszoplanowej roli, nie zechce pociągać za sznurki zza kulis. Mówi się, że jego kandydatem będzie szczeciń­ski abp Andrzej Dzięga. Podobnie jak Głódź zwolennik Radia Maryja, PiS, spi­skowej teorii o zamachu smoleńskim („tego typu katastrofy same się nie zdarza­ją, to albo zamach czynny, albo bierny”), wróg gender i in vitro (na władzach Szcze­cina 'wymusił wycofanie się z projektu dofinansowania tej metody).
Konserwatyści wiedzą jednak, że wybór abp. Dzięgi byłby odebrany jako demon­stracyjne weto wobec postawy papieża Franciszka. W tym, co w ciągu roku trwa­nia jego pontyfikatu robił poi siei episkopat, trudno doszukać się zalecanego wietrze­nia zatęchłych zakrystii. Postawa polskich hierarchów była raczej strategią na prze­czekanie, dlatego obrona wygrzanych i do­brze umoszczonych stołków przebiegnie raczej z zachowaniem pozorów.
Konserwatyści wiedzą, że są to być może już ostatnie wybory, które mają szansę wy­grać. Trzon ich frakcji to tzw. dawni watykańczycy, biskupi z nadania Jana Pawła II, ale typowani przez tandem: nuncjusz Józef Kowalczyk i sekretarz papieski Stani­sław Dziwisz, który przez 20 lat decydował o biskupich nominacjach. Watykańczycy zaczynają się wykruszać, odchodzą na emeryturę, a ci, którzy ich zastępują, są coraz częściej wybierani z klucza: dobry proboszcz sprawdzający się w pracy z wier­nymi albo sprawny rektor seminarium odnoszący sukcesy wychowawcze.
- Watykańczycy to Kościół tryumfujący, pewny siebie i przekonany o swojej wielko­ści oraz o tym, że trzeba bronić się jak oblę­żona twierdza przed atakami ze wszystkich stron. W erze papieża Franciszka taki Koś­ciół jest dla wiernych nie do przyjęcia - mówi ks. Isakowicz-Zaleski.
Inny ksiądz dodaje: - Gdyby wybo­ry odbywały się nie teraz, a na jesieni, to ich przebieg mógłby być zupełnie inny. W najbliższych miesiącach pojawi się siedmiu nowych biskupów, którzy zastą­pią emerytów. Będzie inny układ sił i inna pula kandydatów mogących piastować prestiżowe funkcje.

Pływający środek
Konserwatyści, sondując swoje przedwy­borcze szanse, doszli do wniosku, że je­śli chcą wygrać, muszą zdobyć poparcie tzw. pływającego środka, czyli hierarchów mniej radykalnych, lecz niechętnych zmia­nom, stojących na straży przywilejów kle­ru i silnej pozycji episkopatu wobec władz.
W wyniku tych kalkulacji jako kandydat pojawił się arcybiskup łódzki Marek Jędraszewski. Znany jest z tego, że bezkompro­misowo walczy z pedofilią. Po ogłoszeniu przez episkopat dokumentu „zero toleran­cji” abp Jędraszewski natychmiast ujaw­nił i zawiesił proboszcza ze swojej diecezji podejrzanego o molestowanie nieletnich. Błyskawicznie zadziałał też w sprawie ks. Bochyńskiego, który zasłynął wypo­wiedzią o „dzieciach wchodzących do łó­żek dorosłych, chcących być spełnionymi”. Z drugiej jednak strony abp Jędraszewski równie bezkompromisowo zlikwidował wieloletnią łódzką tradycję ekumenicznej drogi krzyżowej. Bo, jak stwierdził, „dro­ga krzyżowa jest katolicka”. Takie gesty podobają się radykałom.
Abp Jędraszewski jako pierwszy ordy­nariusz wprowadził comiesięczne spotka­nia z wiernymi, tzw. dialogi w katedrze, na których odpowiada na pytania. Tyle że, jak mówi jeden z łódzkich księży, „są to raczej monologi w katedrze, bo trudno się oprzeć wrażeniu, że biskup odpowiada na pytania pisane pod jego dyktan­do”. Wizerunkowo jednak zbija punkty. Trzy miesiące temu papież mianował go członkiem watykańskiej Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej.
- Zbliżające się wybory są szansą na zmianę w polskim Kościele, ale wszyst­ko zależy od tego, czy biskupi postawią na obsługę wewnętrznych spraw Kościo­ła i obronę swoich pozycji, czy wybiorą li­dera, który będzie ich samych motywował do nowego stylu posługi - mówi jezuita Ja­cek Prusak. - Jak większość z nas chciał­bym wierzyć, że biskupi wybiorą to drugie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz