Miał
być tydzień bez internetu i telefonu. Całkiem się nie dato. Już wiem, jak
trudno się odłączyć. Ale to było lekkie otrzeźwienie.
WOJCIECH STASZEWSKI
Wyciągam wtyczkę tuż przed północą. W
e-mailu ustawiam autoresponder, ogłaszam to też na swoim blogu i Facebooku. Na
trzy dni odłączam się od cyfrowego świata. „Bez odbioru”.
E-migrantka Susan Maushart, amerykańska dziennikarka, zauważyła, że jej
dzieci (troje nastolatków) nie używają mediów elektronicznych, tylko w nich
„zamieszkują”. Że kiedy zapraszają znajomych, to siedzą razem przy YouThbe
albo każde w kącie z konsolą/ laptopem/smartfonem. Ze sama „sypia z iPhone’em”,
a w toalecie surfuje po sieci, odpisuje na SMS-y. Że czytanie książek, wspólne
posiłki i rozmowy z dziećmi zniknęły z jej domu.
Postanowiła odłączyć się na pół roku z dziećmi nie tylko od
internetu, ale też od telefonu i telewizji. Eksperyment opisała w wydanej
właśnie w Polsce książce „e-migrand”.
W domu Susan Maushart najpierw był szok, potem nuda, a
później zaczęły się dziać cuda. Rodzeństwo postanowiło wybrać się razem do
kina, pierwszy raz od lat. Starsza córka zapisała się na siłownię, a syn
przypomniał sobie o grze na saksofonie.
Dziennikarka twierdzi, że przeciętne amerykańskie dziecko poświęca
na surfowanie w sieci tyle samo czasu co na sen. Problem jednak jak
najbardziej dotyczy dorosłych i to nie tylko w Ameryce.
Dzień pierwszy
Budzik dzwoni (oczywiście w
telefonie), wyłączam i chcę poczytać newsy o Ukrainie. Nie wolno, włączam TVN24. A do śniadania czytam papierową gazetę.
Dzwoni telefon, nieznany numer -
nie odbieram, nie wolno. Może to od dentysty, mieli oddzwonić w ważnej
sprawie. Idę do przychodni, bo telefonu stacjonarnego nie mam od kilku lat.
Spytałem sąsiadkę, ale też już nie ma.
U dentysty jeszcze nie wiadomo,
co z moją sprawą. Pani mówi, że da mi znać po południu. Tylko jak? Przyjdę
lepiej jutro rano.
W redakcji szefowa ostentacyjnie
zakrywa ekran swojego komputera, ale tak, żebym widział, że ma otwartego
Facebooka. Dostaję zadanie - zrobić wywiad z prezesem Legii Warszawa. Tylko skąd
wezmę numer do klubu, skoro z internetu nie wolno? Książki telefonicznej w sekretariacie
nie mamy. Ktoś przypomina sobie numer do biura numerów.
Pierwsza kapitulaqa - zaczynam dzwonić na komórki. Kolega podaje mi numer
prezesa, ten nie odbiera. Druga kapitulacja - muszę wysłać SMS-a, kim jestem.
Trzecia - dzwoni telefon, odbieram i bardzo dobrze, bo to asystentka prezesa.
Dobrze, ale jak się przygotuję
do wywiadu? Iść do biblioteki i czytać gazety z ostatnich lat? Czwarta
kapitulacja - otwieram przeglądarkę internetową, ale z żelaznym postanowieniem,
że żadnego surfowania, tylko zbieranie materiałów do pracy.
W domu trafiam na końcówkę
konkursu skoków narciarskich. Normalnie sprawdziłbym w internecie, jaka jest
sytuacja po pierwszej serii. Nie wiem, ale oglądam. Kamil Stoch skacze nieźle.
Pięta Achillesa
- Uważam, że nie jestem
uzależniona od internetu. Ale mąż mówi, że jestem, bo ile razy stanie za moimi
plecami, to mam włączonego Facebooka - zaczyna Magda, pisarka.
Konto na Facebooku założyła dwa
lata temu, żeby promować swoją książkę. A teraz nie ma godziny, żeby chociaż
na chwilę nie zerknęła na serwis. W kolejce w sklepie. Kiedy dziecko tak długo
zakłada buty w przedszkolu. Kiedy gotuje się woda na kawę. - Gdybym chodziła
do kościoła, na pewno zaglądałabym też w czasie kazania - zapewnia.
Magda mieszka w małym miasteczku,
wielu przyjaciół ma w Warszawie, widuje się z nimi najczęściej na Facebooku.
Ale widzi, jak dużo jej to czasu zjada. Dlatego postawiła sobie granicę: nie
wchodzić w filmiki, linki, które wstawiają znajomi na fejsie.
Magda uważa, że internet
poszatkował jej mózg: - Zabrał mi koncentrację. Dawniej 40-stronicowy rozdział
w książce łykałam na raz bez problemu, teraz ciągle się odrywam, żeby coś
sprawdzić, gdzieś zadzwonić.
Komórka w torebce
Kiedyś pytano ludzi, jakie trzy
książki zabraliby na bezludną wyspę. Teraz agencja Think
Kong zapytała Polaków, jakie
jedno medium by wybrali. Prasę wskazało 2,5 proc., radio - 4 proc., telewizję
- 10 proc., a internet - prawie wszyscy - 82 proc. Nie potrafilibyśmy już żyć
bez sieci, zwłaszcza teraz, kiedy jest zawsze pod ręką.
Wygląda też na to, że najważniejszym
elementem damskiej torebki stała się komórka - 98 proc. kobiet mają zawsze
przy sobie, a 64 proc. czuje, że jest od niej uzależniona. Wśród mężczyzn za
uzależnionych uważa się 58 proc. - wynika z
badań McCann Worldgroup. 88 proc. ankietowanych jest zdania, że
„smartfon jest gwarancją robienia czegoś ciekawego”. Korzystają z niego codziennie
średnio przez 1,5 godziny.
Przyklejeni
do smarfona
- Ona jest przyklejona do
smartfona! Musi go ładować dwa razy dziennie - opowiada o Zuzi, swojej
16-letniej córce, Robert, programista spod Warszawy. - Nie potrafi się skupić
na rozmowie ze mną. Rozmawiamy, a ona komuś odpisuje. Zauważyłem, że zarywa
noce, więc skonfigurowałem modem tak, że jej smartfon nie ma dostępu do WiFi od godz. 23 do
4. Ale nie mam powodu do większych restrykcji, bo ona się świetnie uczy,
startuje w olimpiadach przedmiotowych. Trochę też ją rozumiem, bo jej znajomi
ze szkoły mieszkają w Warszawie. Nie pozwolę jej wracać pociągiem samej po
nocy, więc najczęściej spotyka się z nimi na Facebooku.
Roberta dziwi tylko, że licealiści
nie potrafią ze sobą rozmawiać. Są w tym niezręczni, niezgrabni i kończą z
ulgą: „Dobra, to zobaczymy się wieczorem na fejsie”.
Inny Robert jest współtwórcą
przykościelnej grupy wsparcia Anonimowi Siecioholicy. Pod koniec studiów
zauważył u siebie uzależnienie od gier komputerowych. Nie może jednak odciąć
się od komputera, bo został programistą.
- Trzeba sobie wprowadzić
restrykcje - opowiada. - W domu nie korzystam z komputera poza robieniem
przelewów i zakupami przez internet. W pracy rano sprawdzam prywatną pocztę i
pozwalam sobie przez 10-15 minut coś obejrzeć.
Przez grupę przewinęły się
osoby, które zmieniały pracę na niezwiązaną z komputerami. Był drobny
przedsiębiorca, którego firma zbankrutowała kiedyś przez rachunki za
połączenia modemowe. Były rozpadające się małżeństwa.
Dzień drugi
Dzwonię już bez zażenowania. Bez
telefonu czułem się jak głuchoniemy. Nie mogłem potwierdzić ping-ponga z przyjacielem
ani odebrać połączenia od siostry ciotecznej, z którą miałem się spotkać.
W pracy szefowa szydzi, że siedzę w intemecie, i
nie przyjmuje wyjaśnień, że siedzę merytorycznie. Ale i tak wiem, że mnie
podziwia, wcześniej bezskutecznie próbowała namówić innych na
odłączenie od sieci. Najlepszy był kolega, który stwierdził, że teraz ma za
dużo pracy, mógłby dopiero za miesiąc.
Najgorzej jest ze smartfonem.
Cały świat na wyciągnięcie ręki, a nie wolno po niego sięgnąć. Czuję
charakterystyczny skurcz mięśni prawego przedramienia, kiedy mi się nudzi -
ręka już kieruje się do kieszeni po smartfon.
Susan
Maushart przyznaje się do sypiania z iPhone’em. Ale opisuje ostrzejsze przypadki, np. facet z telefonem
w wodoodpornej torebce chodził nawet pod prysznic. Podaje zaczerpniętą z
poradnika dla rzucających smartfony BlackBerry tzw. tabelę wstydu. Czy przerywam
rozmowę z drugą osobą, żeby skorzystać z telefonu? Czy odpisuję na e-maile
podczas posiłku z innymi? Czy piszę na klawiaturze podczas kierowania
samochodem? Czy wysyłam SMS-y podczas jazdy na nartach? Odpowiada: „Otóż nie
wysyłam! Bo nie umiem jeździć na nartach”.
Moje wyznanie wstydu wyglądałoby
tak: zdarza mi się sięgać po iPhone’a w kolące, w korku
samochodowym, podczas oglądania meczu piłkarskiego reprezentacji Polski, w
trakcie nudnych spotkań towarzyskich. Wcale nie jestem z tego dumny. Czuję, że
obowiązujący mnie teraz zakaz to terapeutyczna część mojego eksperymentu
dziennikarskiego.
Mózg jak wyszukiwarka
Gdybym nie mógł korzystać z
internetu, nie wyszukałbym informacji o tym, że:
- Statystyczny Polak surfuje w
sieci 18 godzin miesięcznie, Duńczyk 30 godzin, a Ukrainiec 11 - wynika z
badań firmy Gemius.
- W Polsce jest 6,8 min
użytkowników Facebooka, co daje nam 24. miejsce na świecie. Na Facebooku jest
więc co trzeci polski internauta. Na świecie jest łącznie 750 min użytkowników
serwisu.
- 69 proc. polskich pracowników
korzysta w pracy z internetu w celach prywatnych - wynika z badań firmy
Sedlak & Sedlak. Najczęściej odwiedzają sklepy internetowe, prywatną
pocztę, portale informacyjne i społecznościowe.
- Według amerykańskich badań
cytowanych przez prof.
Kazimierza Krzysztofka „młodzi ludzie
korzystający z sieci zapamiętują nie informaqe, ale
to, gdzie
ich szukać”. - Mózg zaczyna
działać jak wyszukiwarka - komentuje profesor.
Szabat internetowy
William Powers, amerykański dziennikarz, którego książka „Wyloguj się do
życia” właśnie ukazała się w Polsce, proponuje „internetowy szabat” -
odłączanie się od internetu w każdy weekend. Przyznaje, że wprowadzenie tej
zasady było dla jego rodziny sporym dyskomfortem. Nie można sobie czegoś
spontanicznie wygooglować, odpisać znajomym na e-maile. Ale pisze też o dużej
korzyści: „Jeszcze raz uczyliśmy się zdolności do bycia samemu”.
„Wyobrażam sobie, że gdyby
więcej modemów było wyłączanych w piątkowy wieczór, ludzie zaczęliby otwierać
okna i wychodzić na ulice jak podczas przerwy w dostawie prądu, spotykać
sąsiadów, których ledwie znają” - zauważa Powers.
I cytuje Stephena Kinga: „Nie
sądzę, by ktokolwiek na łożu śmierci żałował, że nie spędził więcej czasu,
rozmawiając przez komunikator internetowy”.
Dzień trzeci
Z wywiadu z prezesem Legii nic
nie wyszło, piszę tekst o Polakach i Rosjanach. Mam trochę namiarów, ale nie
wszyscy odbierają telefon. Więc ostatnia kapitulacja - wchodzę na Facebooka,
wyszukuję bohaterów, wysyłam im wiadomości. Ale obiecuję sobie: tylko
merytorycznie. Obietnicy dotrzymuję. W jeden dzień zbieram prawie wszystko.
Wydajność dwa, trzy razy większa niż przy zwykłej swobodzie internetowej.
Wieczorem robimy z córką (lat
12) parówki na kolację. Córka zawija się z talerzem do telewizora, zatrzymuję
ją, że będzie wspólny posiłek jak w epoce przed- cyfrowęj. - Tak jak ostatnio,
kiedy czytałeś coś na smartfonie? - pyta. Ma rację, czytałem i się tego
wstydzę.
Rano sprawdzam zapis smartfona
- eksperyment skończony. Mam 73 nieodebrane
e-maile i 22 powiadomienia na Facebooku. Oraz kilka postanowień: nie czytać
smartfona w korkach ani podczas rozmowy z żoną, nie surfować bez celu, nie
sprawdzać maniakalnie komentarzy na blogu i Facebooku. Siadam do pisania tekstu
o Rosji i naprawdę nie surfuję po Morzu Czarnym.
Na koniec znajduję - oczywiście
w in- temecie - test na uzależnienie od inter
netu. Osiem pytań, trzy razy
zaznaczam „tak”: że czasem nie mogę się doczekać wejścia do sieci, bywam
rozdrażniony, kiedy próbuję to ograniczać, i zdarza mi się siedzieć w
intemecie dłużej, niż zamierzałem. Reszta „nie”. Dostaję diagnozę: „Nie masz
wcale lub masz niewiele objawów uzależnienia od internetu. Gratulujemy!”
Czubek góry
Przychodzi baba do lekarza i
mówi, że nie może odciągnąć syna od komputera.
- No cóż, trzeba go będzie
leczyć.
- Ale czym?
- Dziewczynami, papierosami i
piwem.
Ten dowcip znalazłem w
intemecie.
Kinga Jasińska, psycholog z
warszawskiego ośrodka Polana, potwierdza, że nie- leczone uzależnienie
behawioralne może przejść w chemiczne: - W szpitalu spotkałam pacjenta, który
wcześniej siedział w intemecie po kilkanaście godzin dziennie, grał, sprawdzał
kompulsywnie portale społecznośdowe. Nie spał nocami, więc żeby funkcjonować w
dzień, zaczął sięgać po amfetaminę. To go tak nakręcało, że zaczął brać leki
uspokajające, które bardzo silnie uzależniają.
Psychoterapeuci mówią, że
uzależnienie to wierzchołek góry lodowej. Najważniejsze, co jest pod nim. -
Może to być ucieczka od rzeczywistości, nieumiejętność radzenia sobie ze stresem.
Ucieczka od relacji. Albo ucieczka od emocji - wylicza Jasińska.
Na przykład ktoś godzinami gra w
Quake’a. Psycholog zapyta, po co mu taka tożsamość albo czy nie
radzi sobie ze złością w realu. Ktoś kompulsywnie sprawdza informacje,
psycholog spyta, skąd się biorą jego lęki. A kiedy ktoś wpisuje na Facebooku
dziesiątki nieważnych wiadomości, np. zaczyna dzień od postu „Poranna kawa”?
- Może nie ma bliskiej osoby,
której może tę kawę podać? A może ucieka od rzeczywistości, bo zaraz wychodzi
do pracy, której nie cierpi? Zawsze chodzi o to samo: o ludzi, o ucieczkę, o
emocje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz