WOJCIECH FRYKOWSKI
uważał pośpiech za znak złego smaku. Kiedyś nad ranem wracał z libacji na dachu
triumpha, krzycząc do idących dziewcząt: Robotnice łódzkie! Dlaczego tak rano
wstajecie? - fragment książki Sławomira kopra „Skandaliści PRL”
Któregoś dnia
Agnieszka [Osiecka] zagadnęła mnie: Co ty tak ciągle o tym Frykowskim opowiadasz ? - wspominał Wojciech Solarz.
- Zacząłem o nim mówić: jaki to
jest łobuz, jak on wódkę popija, jak traktuje
kobiety, że z jednej strony jest genialnym kierowcą rajdowym, a z drugiej
potwornym leniem. Ona słuchała, aż powiedziała:
- To ja go muszę poznać.
Dałem jej jego adres i telefon. I
stała się rzecz straszna. Pięć-sześć tygodni później dostałem pocztówkę z
Kazimierza: „Tu jest cudownie, całujemy serdecznie - Agnieszka i Wojtek”.
Wojciech Frykowski był jedną z
największych legend PRL, człowiekiem przewijającym się przez niemal wszystkie
wspomnienia z tego okresu. Postać niezwykle malownicza, osobnik obdarzony
ogromną fantazją i zawsze dysponujący dużą gotówką. A do tego nigdy nie żałował
jej dla przyjaciół i znajomych.
„Ojciec Wojciecha urodził się na
milionera - pisał Krzysztof Kąkolewski - i był
nim. Cokolwiek zobaczył, stawało się towarem.
Pieniądze - mówiono - ścigają go
nieustannie, prześladują. Miał talent posiadania, ale uważał się za człowieka
pracy, który pracuje w pieniądzu”.
Jan Frykowski pochodził z
Poznania, przed wojną zajmował się drobnymi interesami, a budowę swojego
imperium rozpoczął w latach okupacji. Największe sukcesy osiągnął jednak już w
czasach Polski Ludowej. Tuż po wojnie założył firmy na Pomorzu, w Wielkopolsce
i Łodzi, specjalizował się w transporcie oraz produkcji wyrobów chemicznych i
tekstylnych. Gdy komuniści ograniczyli działalność prywatnych przedsiębiorców,
Frykowski przeniósł się do podziemia gospodarczego i nadal znakomicie
prosperował. „Stworzył [...] organizację zaufania, w której mieli etaty i
pełnili funkcje członkowie jego rodziny i przyjaciele. [..,] Jak się mówi, miał
własne zasoby dolarowe, bank podziemny, który
był tak potężny, że jego decyzje kupna i sprzedaży walut miały wpływ na
notowania rynku czarnogiełdowego w Polsce” [...].
„Z natury rzeczy taki człowiek jak
mój oj - ciec był wrogiem klasowym - wspominał Jerzy Frykowski, brat Wojtka. -
Miał przeciwko sobie Państwową Izbę Handlową, inspekcje kontrolno-rewizyjne,
izby skarbowe, komisje specjalne do walki ze spekulacją. Wszystkich trzeba było
przekupywać. Straszyło widmo obozu pracy dla spekulantów w Mielęcinie”
Rodzinie jednak znakomicie się powodziło,
do dyspozycji było zawsze kilka samochodów, a synowie chodzili do renomowanych
szkół. Ojciec przygotowywał ich do przejęcia rodzinnego interesu, poniósł
jednak spektakularną porażkę wychowawczą. Jerzy, zamiast studiować chemię,
wybrał prawo (obecnie jest producentem filmowym), a Maciej ukończył socjologię
(zamiast szkoły handlowej). Tylko Wojciech początkowo nie zawodził, ukończył
studia na Politechnice Łódzkiej, niebawem okazało się jednak, że on również nie
spełni oczekiwań ojca. Bardziej odpowiadało mu „towarzystwo chuliganów i
studentów szkoły filmowej” a swoje kontakty z
naukami technicznymi ograniczył do udziału w imprezach organizowanych przez
studentów politechniki. Związał się wówczas z „polską Brigitte Bardot” późniejszą modelką Ewą Morelle.
EWA
Dziewczyna była wówczas w drugiej
klasie liceum. Poznali się w bardzo romantycznych okolicznościach. Frykowski
pojawił się przed nią w roli rycerza broniącego damy przed bandytami. „Została
otoczona przez chuliganów - relacjonował Kąkolewski - którzy zaczęli zdzierać
jej sukienkę i szarpać za włosy. W tej chwili usłyszała pisk opon, na chodnik
wjechał samochód amerykańskiej marki, roztrącając bandę. Z wozu wyskoczył
barczysty młody chłopak, który straszliwym ciosem rzucił jednego chuligana na
ziemię, a drugiego kopniakiem złożył na dwie połowy, po czym jak książę, z
rykiem silnika, zarzucając potężnym wozem, uwiózł ocaloną”.
Ewa zakochała się w barczystym i
wysportowanym młodzieńcu. Wprawdzie Frykowski miał już opinię playboya i lekkoducha,
jednak uznała, że będzie dla niej tym jedynym. Gdy zaszła w ciążę, pobrali się,
a ich ślub w łódzkiej katedrze był znaczącym wydarzeniem towarzyskim.
Młoda pani Frykowska szybko się
jednak przekonała, że życie u boku takiego męża nie będzie łatwe. Zaraz po
ślubie „Wojtek od razu gdzieś uciekł”, a potem nie było wcale lepiej. Na domiar
złego Frykowski okazał się damskim bokserem. [...]
Obracali się w łódzkim środowisku
artystycznym, Wojtek uwielbiał przesiadywać w kawiarni Honoratka w gronie
studentów szkoły filmowej. Często go widywano w towarzystwie Romana
Polańskiego, którego poznał na balu gałganiarzy. „Nie wpuściłem go wtedy -
wspominał reżyser. - Lubił rozrabiać, poza tym nie miał zaproszenia. Omal nie
doszło do mordobicia, lecz później, gdy spotkałem go w jakimś barze na mieście,
wystąpił z kieliszkiem wódki. Tak się zaczęła nasza długotrwała przyjaźń”.
Polańskiemu Frykowski imponował,
był zamożny, przystojny i wysportowany. Wieczorami paradował po Piotrkowskiej
jak udzielny książę, schodzono mu z drogi. Sam nie szukał zaczepki, przyłączał
się do rozrób, czasami również stawał w obronie słabszych. „Wojtek z nosem
boksera i lekkim grymasem ust - opowiadał Polański - miał w sobie coś
supermęskiego i wyglądał jak wykidajło z nocnego lokalu. Pod powierzchownością
brutala kryła się natura łagodna, złote serce graniczące z sentymentalizmem i
absolutna lojalność”.
Zażyłość Frykowskiego ze
środowiskiem filmowców była tak wielka, że został nawet studentem szkoły
filmowej. Jego studiowanie nie trwało jednak zbyt długo, bowiem relegowano go
z uczelni za przedstawienie kupionej pracy. Ale świat filmu go zafascynował.
Sfinansował (oczywiście za pieniądze ojca) pierwszą powojenną prywatną
produkcję w bloku wschodnim. Była to krótkometrażówka Polańskiego „Ssaki”.
SCENY Z ŻYCIA TOWARZYSKIEGO
Frykowscy zamieszkali na zapleczu
manufaktury ojca, skąd Wojtek miał nadzorować produkcję zakładu. Nie był tym
jednak specjalnie zainteresowany i bardziej odpowiadała mu rola króla życia
towarzyskiego. Jedna z organizowanych przez niego imprez przeciągnęła się o
dziesięć dni. W tym czasie przez mieszkanie Frykowskiego „przewinęły się dwie
ekipy filmowe oraz tabuny bliższych i dalszych znajomych” Z powodu ograniczonego
metrażu balanga „wylała się” na dach, gdzie jej uczestnicy „zaliczali nowe
towary, które sprowadzasz miasta” Wkrótce u Wojtka pojawiła się „delegacja
kobiet” z pobliskiej fabryki protestujących przeciwko „gorszącym scenom na
dachu, odciągającym ich mężów od pracy”. [...]
Frykowski [...] wyznawał filozofię
„zwisu” - uważał, że zabawa i przyjemności są jedynym celem w życiu. Miało to
zastąpić pracę zawodową i wszelkie inne nudne obowiązki. „Uważał pośpiech za
znak złego smaku. Drażniło go i budziło odrazę podobieństwo ludzi do mrówek i
pszczół. Tych nie znosił. Kiedyś nad ranem wracał z libacji na dachu triumpha,
krzycząc do idących dziewcząt: Robotnice łódzkie! Dlaczego tak rano wstajecie?”.
Miał niezwykłe powodzenie u
kobiet. Decydował o tym nie tylko zasobny portfel, ale również wolny czas,
którym z reguły dysponował. „Mógł zawsze go ofiarować kobiecie - pisał
Kąkolewski - towarzyszyć jej wszędzie, nieustannie: do krawcowej, modystki,
czekać u fryzjera, opiekować się nią, choćby z nudów - był dobry, doskonaląc w
miarę mijania lat swój kunszt, w czasie gdy inni tracili czas na pracę” [...]
NÓŻ W WODZIE
Frykowski senior miał jednak już
dosyć wybryków syna i odbył z nim poważną rozmowę. Zabrał go wraz z Ewą do
Warszawy, aby im pokazać kupiony niedawno dworek w Radonicach, a podczas
podróży odwoływał się do sumienia Wojtka. Na próżno, w czasie obiadu w Hotelu
Europejskim syn „po prostu się urwał” a w drodze powrotnej Ewa oznajmiła
teściowi, że chce rozwodu. Frykowski zniknął z Hotelu Europejskiego, aby dołączyć
do Romana Polańskiego kręcącego na Mazurach „Nóż w wodzie”. Większość akcji
rozgrywała się na jeziorze, a Frykowski jako świetny pływak dostał angaż
ratownika. [... ]
Po miesiącu dołączyła do męża Ewa.
Z przyczyn kwaterunkowych musiała spać razem z Wojtkiem (w końcu wciąż pozostawali
małżeństwem), był to już jednak łabędzi śpiew ich związku. Przez pewien czas
małżonek rościł sobie jeszcze pretensje do wyłączności na jej wdzięki, aż
wreszcie interweniowali koledzy z ekipy [...].
Gdy Wojtek się rozwodził, jego
ojciec po raz kolejny przekonał się, że los biznesmena w kraju komunistycznym
bywa czasami niebezpieczny. Kilka lat wcześniej kupił
transport kradzionej przędzy i
teraz wydano nakaz aresztowania. „Wojtek poprosił mnie, żebym pomógł przerzucać
ojca z miasta do miasta - opowiadał Andrzej Kostenko. - Raz wiozłem go do
Sochaczewa, raz gdzieś koło Błonia. To było jak w komedii. Szyfrowany telefon
Wojtka, gdzie mam się stawić. W tym miejscu pojawiał się stary Frykowski w kapeluszu
i w czarnych okularach słonecznych. [...] Czuło się w nim siłę. Wojtek miał
respekt przed ojcem” Biznesmen ostatecznie trafił do więzienia, gdzie spędził
dwa lata. Zza krat nadzorował interesy, a wolny czas spędzał, wyplatając
wiklinowe koszyki. [...]
W tym czasie Wojtek był już
związany z Agnieszką Osiecką. Poetka uległa jego uro - kowi; inna sprawa, że
zawsze miała słabość do skandalistów. Jednym z poprzedników Wojtka był przecież
Marek Hłasko. „Wojtek był postacią tak malowniczą - wspominała po latach - że w
wielu ludziach, nie tylko we mnie, wzbudzał fascynacje literackie. Posiadał
swoisty dar uwodzenia ludzi, nie tylko kobiet, ale i mężczyzn. Każdy miał wrażenie,
że w chwili poznania Wojtka otwierał się przed nim baśniowy świat kolorowych
przygód”.
Pobrali się w Zakopanem latem 1963
r., a świadkami na ślubie byli Bogumił Kobiela i Krzysztof Komeda. Pan młody
wystąpił w smokingu, do ślubu jechali białym oplem Frykowskiego. Uroczystość
miała niecodzienny charakter. „Do dziś nieraz wzdragam się na myśl o
restauracyjnym charakterze tego ślubu - opowiadała Osiecka. - Ten smoking w
upalną niedzielę, ten biały opel, to towarzystwo pensjonatowe... Jeszcze dziś
czuję jakby zapach sałatki francuskiej. Aż dziw bierze, że kelner nie przyniósł
rachunku na ołtarz. Przez cały czas miałam poczucie grzechu. To śmieszne, ale
wydawało mi się, że to może sen, że się przerwie”.
Zamieszkali w Radonicach, które
stary Frykowski traktował „jako dobrą lokatę kapitału”. Przyjmowali wielu
gości, bywali tam: Dygatowie, Morgensternowie, Cybulski, Kobiela, Skolimowski,
Czyżewska. Na ich cześć urządzano huczne zabawy zwane frykowiskami, pod tym
względem na Wojtka zawsze można było liczyć. Frykowski miał jednak artystyczne
aspiracje, podobno „w środku zżerała go ambicja”. Marzył o karierze
scenarzysty, w Radonicach z pomocą żony napisał nawet
scenariusz. Dostał zaproszenie na rozmowy od jednej wytwórni, ale skończyło się
jak zwykle w jego przypadku. Wystarczyło, że tego dnia padał deszcz, a postój
taksówek był pusty, aby Wojtek zrezygnował ze spotkania.
Okazał się również fatalnym gospodarzem.
Polecił rozpędzić własne stado owiec (irytowało go ich beczenie), drażniły go
również pszczoły z pobliskich uli. Na koniec zwolnił zarządcę majątku
zanudzającego go przyziemnymi sprawami. Osiecka również nie mogła się tam
odnaleźć. [...] Obyczaje Frykowskich były jej obce; ona, córka artysty, poetka
z inteligenckiej rodziny, nie potrafiła zrozumieć interesów teścia i
nienormalnego świata gospodarki PRL. Pomimo to usiłowała tworzyć, w Radonicach
powstały teksty do spektaklu „Niech no tylko zakwitną jabłonie”. Małżeństwo z
Frykowskim układało się jednak coraz gorzej, Wojtek okazywał pogardę dla jej
pracy i regularnie nadużywał alkoholu. Irytował żonę swoją „pijacką mitomanią”,
w efekcie niedzielne przedpołudnia często upływały „na płaczliwym kacu”. Bywał
zazdrosny o swoich poprzedników, ale
przywłaszczył sobie kożuch otrzymany przez żonę od Hłaski. Kiedy jednak po
kolejnej awanturze (tym razem o Andrzeja Jareckiego) Agnieszka musiała uciekać
z pędzącego samochodu, to zdecydowała się na rozwód.
Po jej odejściu Frykowskiemu
nudziło się jeszcze bardziej.[...] Zapłacił za doprowadzę - nie do dworu
specjalnej linii telefonicznej, a potem wydawał ogromne sumy na rachunki. To
jednak nie pomogło mu zwalczyć nudy, tym bardziej że z nieukrywaną zazdrością
obserwował początki kariery Romana Polańskiego na Zachodzie. Sam też
postanowił opuścić Polskę.
ABIGAIL
Właściwie nie wiadomo, co
dokładnie planował Frykowski. Chciał współpracować z Polańskim? Jeżeli tak, to
w jaki sposób? A może po prostu pragnął coś zmienić i zabić nudę dostatniego
życia? W Polsce miał praktycznie wszystko, Zachód zaś stanowił dla niego
wyzwanie. Niebawem okazało się jednak, że będzie skazany niemal wyłącznie na
samego siebie, imperium Frykowskich runęło bowiem kilka miesięcy później, gdy w
wypadku samochodowym zginął jego ojciec. [...]
Na początku trafił do Francji, w
Marsylii przez pewien czas towarzyszył Hłasce. Żaden z nich nie miał pieniędzy,
snuli zatem plany zaciągnięcia się do Legii Cudzoziemskiej. Ostatecznie jednak
Marek grzecznie powrócił
do zamożnej żony, natomiast
Frykowski wybrał się za Atlantyk. W Nowym Jorku dopisało mu szczęście. [...]
Dzięki dobrze już zadomowionemu w USA Jerzemu Kosińskiemu poznał absolwentkę
historii sztuki Abigail
(Gibby) Folger. Dziewczyna pochodziła z niezwykle
zamożnej rodziny, była córką „księcia kawy”, prezesa Folger Coffee Company. Frykowski zrobił na niej duże wrażenie,
najwyraźniej z wiekiem nic nie stracił ze swojego uroku. A chociaż twierdził,
że Abigail jest zbyt bogata, aby mógł ją poślubić, to jednak korzystał
z jej pieniędzy. Wprowadził się do nowojorskiego mieszkania dziewczyny,
przedstawiał ją jako żonę, a ona nie protestowała.
W USA panowały jednak nieco inne
obyczaje niż w Polsce. Córka „księcia kawy” była dziedziczką gigantycznego
majątku, ale ojciec uważał, że sama powinna na siebie zarabiać. Wprawdzie miała
pokaźny dochód z tytułu spadków (130 tys. dolarów rocznie, równowartość
obecnego miliona dolarów), ale duże sumy wydawała na finansowanie kampanii
wyborczych demokratów i cele charytatywne. W efekcie Frykowski prosił rodzinę w
Łodzi o paczki żywnościowe [...]. Zapewne był jedynym emigrantem z bloku
wschodniego, który otrzymywał podobne przesyłki, zamiast je wysyłać.
Zdecydował się wreszcie poprosić
o pomoc Polańskiego odnoszącego sukcesy w Hollywood.
„Uwijał się wokół Romka Polańskiego - opowiadał Kostenko. - Pamiętam, jak
Romek pokazał mi kiedyś wylewny list Wojtka i pytał: Czy on chce się ze mną
żenić? A to był list człowieka zestresowanego, liczącego na to, że nadejdzie
pomoc.
- Romek mu pomogł”.
W sierpniu 1968 r. Abigail i Wojtek prze - nieśli się do Kalifornii [...]. Abigail zatrudniła się w pomocy społecznej, zainwestowała jednak
dużą sumę w nowy salon fryzjerski przyjaciela żony Polańskiego, Jaya Sebringa,
w San Francisco. Natomiast Wojtek usiłował sobie znaleźć miejsce w świecie
filmu. Polański zachęcał go do pisania scenariuszy, ale chyba jednak nie
wierzył, że Frykowskiemu wreszcie coś się uda. Tym bardziej że do jego
legendarnego lenistwa i upodobania do alkoholu doszło jeszcze uzależnienie od
narkotyków. Zdesperowany reżyser zatrudnił go wreszcie do prac przy
dekoracjach, ale po kilku dniach Wojtek stwierdził, że „nie ma zamiaru wbijać
gwoździ w jakieś pieprzone dechy” i zrezygnował z pracy.
Pan Roman pamiętał jednak, że to
Frykowski sfinansował przed laty jego krótkometrażówkę. I teraz dał mu posadę
ochroniarza swojej ciężarnej żony Sharon Tate.
Frykowski zajmował się nią, gdy Polański pracował w Londynie, razem z Abigail przenieśli się do posiadłości reżysera. Mieszkał tam
również Jay Sebring. „Niektórzy z naszych gości na Cielo Drive - wspominał Polański - rozdrażnieni jego [Frykowskiego
i S.K.] stałą obecnością u nas, nazywali go
pieczeniarzem, żigolakiem, a także zarzucali mu, że wyleguje się bez przerwy
koło basenu z nieodłączną szklaneczką wina w ręce. Nie zamierzałem we własnym
domu żałować przyjacielowi wina”.
MASAKRA PRZY CIELO DRIVE
Polański był w Londynie, gdy
otrzymał tragiczną wiadomość z Los Angeles. „Właśnie miałem wyjść na spotkanie
z Victorem Lownesem, kiedy zadzwonił telefon - wspominał po latach. -
Od razu poznałem Billa [Tennanta, swojego agenta - S.K.] i zapytałem, jak się
czuje. - Źle - zabrzmiała odpowiedź. Jego głos wydawał mi się daleki, przytłumiony.
Zdziwiło mnie to, ponieważ zwykle przy połączeniach z Ameryką miało się
wrażenie, że rozmówca siedzi w sąsiednim pokoju. - W domu wydarzyło się
nieszczęście i powiedział. Sądziłem, że ma na
myśli jakąś rodzinną awanturę u siebie - wiedziałem, że jego małżeństwo
przeżywa kryzys - ale na wszelki wypadek zapytałem: - W czyim domu? - W twoim.
Sharon nie żyje. Wojtek, Gibby i Jay też. Wszyscy nie żyją. Usłyszałem swój
własny głos: Nie, nie, nie! ”
W nocy z 8 na 9 sierpnia 1969 r.
do posiadłości Polańskich wdarli się członkowie sekty Rodzina Charlesa Mansona.
Przed domem zastrzelili 18-letniego Stevena Parenta, gościa ogrodnika,
któremu chciał sprzedać radio z zegarem (zbierał pieniądze na studia). Będąca w
ósmym miesiącu ciąży Sharon Tate otrzymała 16 ciosów nożem, Jay Sebring został
ugodzony siedem razy i dodatkowo postrzelony,
ich ciała znaleziono związane razem sznurem. Wojtek bronił się do upadłego, na
jego ciele było 51 ran kłutych, dwukrotnie zraniono go z broni palnej, dostał
też wiele razów tępym narzędziem w głowę. Abigail otrzymała 28 ciosów nożem.
Ciała Frykowskiego i Folger
znaleziono na trawniku koło domu. Najwyraźniej w ostatniej chwili próbowali
uciec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz