piątek, 21 marca 2014

Spin macherzy



Historia spin doktorów PiS to praktyczna lekcja polskiej polityki, w której wszystko jest możliwe. Ten, który najgło­śniej krytykował Platformę, dostał od niej nagrodę, ten który się kajał i przepraszał prezesa, nie wrócił do PiS.

Malwina Dziedzic

Jeszcze kilka lat temu Adam Bielan i Michał Kamiński stanowili zgrany tandem, który nadawał ton propa­gandzie PiS. Cieszyli się zaufaniem braci Kaczyńskich, wymyślali dla nich kampanie wyborcze i strategie ataków na Platformę Obywatelską. Uzupełniali się: Michał - z gorącą głową i mnóstwem pomysłów, Adam - na chłodno je kalku­lujący. Prywatnie - przyjaciele (Bielan jest ojcem chrzestnym młodszej córki Kamińskiego). Solidarnie opuścili szeregi PiS niedługo po przegranych przez Jarosława Kaczyńskiego wyborach prezydenckich, gdy w partii nastał czas rozliczeń i pretensji o zbyt „miękką kampanię”. Współtworzyli PJN, szybko jednak przekonali się, że projekt nie ma szans przełamać duopolu PO i PiS.
Ich drogi rozeszły się dwa lata temu. Bielan obrał kurs powrot­ny do PiS, Kamiński za przykładem byłej liderki PJN Joanny Kluzik-Rostkowskiej postanowił zbliżyć się do Platformy. I w końcu udało się, dostał „jedynkę” na lubelskiej liście; wspiera sztab PO i szykuje sobie miękkie lądowanie po powrocie z europarlamentu - bo nie jest pewne, czy pierwsze miejsce na liście wyborczej Plat­formy w tym okręgu da mu mandat. Poza tym podobno wcale mu na tym nie zależy, bo znacznie lepiej czuje się w polskiej polityce niż na europejskich salonach. Bielanowi poszło gorzej - nie udało mu się wrócić do łask prezesa. Pod koniec stycznia dołączył do Pol­ski Razem Jarosława Gowina. To raczej opcja na przeczekanie.
Bielan już prawie dopiął celu - udało mu się odnowić kon­takty z władzami PiS, spotkał się nawet z samym prezesem. Wcześniej oczywiście kajał się, wychwalał Kaczyńskiego i de­klarował, że drugi raz nie wyszedłby z PiS. Ponownie zatrud­nił w swoim biurze działaczy tej partii, dołożył się do budowy pomnika Lecha i Marii Kaczyńskich.
- Jednym z jego stronników był Marek Suski, który lansował koncepcję „miękkiego powrotu”, czyli: Bielan nie startuje do PE, ale dostaje jakąś fuchę na Nowogrodzkiej, żeby przez półtora roku miał ZUS i na waciki. Potem startuje w wyborach do Sejmu - opo­wiada polityk PiS. Suski potwierdza: - Adam szybko zrozumiał, że popełnił polityczny błąd. Byłem za tym, żeby go przyjąć z powrotem, bo PiS jest partią miłosierną. Poza tym Adam nigdy nie zachowywał się tak jak Kamiński.
Mozolnie odbudowywane zaufanie zostało jednak podważone na ostatniej prostej. Tabloidy doniosły, że Bielan w ta­jemnicy wziął w Brukseli drugi ślub, a jego świadkiem był Michał Kamiński, który już wówczas ostro recenzował politykę PiS i szykował się do wydania książki odsła­niającej kulisy partii (pod znamiennym ty­tułem „Koniec PiS-u”). To miał być sygnał, że spin doktorzy pozorują konflikt i dalej trzymają sztamę. Nie bez znaczenia - jak można usłyszeć w PiS - były też knowania Adama Hofmana, który w obawie przed utratą części wpływów zrobi wszystko, by nie dopuścić do powrotu Bielana.
-Nie mam wpływu na myślenie Kaczyń­skiego, nie jestem w stanie zrobić wszystkie­go, by być w PiS - tłumaczy Bielan. I doda­je: - Do mnie również zgłaszały się różne osoby w imieniu PO. Ale przecież wycho­dziłem z PiS, by budować lepszą opozycję wobec PO. Paradoks polega tylko na tym, że to Michał był zawsze bardziej radykal­ny w krytyce PO niż ja. Ale podobno Ka­miński już tak ma: albo kogoś kocha, albo nienawidzi. I potrafi diametralnie zmienić sympatie - tale to było z Legią. Gdy kupiła ją Grupa ITI, przestał jej kibicować i zaczął chodzić na mecze Polonii.
-  To wcale nie jest tak, że ich drogi się ro­zeszły. Już dawno temu mówiłem, że oni się podzielili: jeden obstawia PiS, a drugi PO. To celowa gra na dwóch instrumentach. Z tą różnicą, że Michała, który jest człowie­kiem od mokrej roboty, Platforma przytu­liła, a Bielan dostał od PiS kopa i poleciał tam, gdzie mu coś obiecano, czyli do Gowi­na - twierdzi Zbigniew Girzyński z PiS.

Salon
Kamiński, który przez lata „był w jądrze PiS”, jest dla Platfor­my cennym nabytkiem. Tym niektórzy politycy PO tłumaczą, dlaczego Tusk puścił w niepamięć złośliwe opinie, jakie pod jego adresem wygłaszał przez lata Kamiński. Jak choćby to, że jest koniunkturalistą, człowiekiem bezideowym, frustratem i „przeciwieństwem króla Midasa”, który czegokolwiek dotknie, zamienia to w... - tu już „każdy może sobie dośpiewać” (2009 r.). Zebrane cytaty z Kamińskiego krążą zresztą od paru dni wśród dziennikarzy, kolportowane przez polityków opozycji.
Kamińskiemu wypomina się także dawniejsze czasy. To, że jako nastolatek był członkiem skrajnie prawicowego NOP, że w 1999 r. (jako poseł AWS-ZChN) pojechał wraz z Markiem Jurkiem i To­maszem Wołkiem do Augusto Pinocheta, by chilijskiemu dyk­tatorowi ofiarować ryngraf z Matką Boską, że w 2000 r. mówił o „stowarzyszeniach pedałów”, a w 2001 r. namawiał mieszkań­ców Jedwabnego do protestów przeciwko przepraszaniu Żydów przez prezydenta Kwaśniewskiego „w imieniu całego narodu”. Krytycy Kamińskiego nie zapominają mu też podsycania antyniemieckich fobii - np. tego, jak przestrzegał, że niektórzy w Polsce chcą, aby niemiecka flaga zawisła nad Szczecinem.
Michał Kamiński twierdzi, że od tamtych czasów przeszedł ewolucję i „zmienił pogląd, co do tego, jak trzeba uprawiać polity­kę”. Za wizytę u Pinocheta przeprasza, od radykalizmu i szowini­zmu się odżegnuje. Woli nie pamiętać, jak po powrocie z Londynu rzucił w stronę posłów SLD, że jak na nich patrzy, to „dochodzi do wniosku, że ge­nerała trzeba naśladować”. W odpowiedzi lewicowi posłowie wyzwali Kamińskiego od „buraków” i „faszystów”. Krzyczeli też, by skończył studia. Bo tych ani Kamiński, ani Bielan nie ukończyli (Kamiński dopie­ro w 2008 r. zrobił licencjat z dyplomacji).
Za szybko weszli w politykę.

Telefon
Poznali się w połowie lat 90. w sztabie kandydatki na prezydenta Polski Hanny Gronkiewicz-Waltz - popieranej przez ówczesnego prezesa ZChN Ryszarda Czar­neckiego. 21-letni Adam był członkiem wspierającego ją NZS, dwa lata starszy Michał (ZChN) - rzecznikiem prasowym jej komitetu wyborczego. W 1997 r. z list AWS weszli do Sejmu. Potem mieli epi­zod z Przymierzem Prawicy, ale swoje polityczne CV na dobre zaczęli zapełniać po 2001 r., kiedy znaleźli się w szeregach nowo powstałej partii braci Kaczyńskich.
Adam został jej rzecznikiem.
Pierwszy sukces duetu samorodnych specjalistów od marketingu politycznego przyszedł w 2002 r., kiedy pomogli Lecho­wi Kaczyńskiemu wygrać wybory na prezy­denta stolicy - mimo iż sondaże wskazywa­ły na zwycięstwo Andrzej a Olechowskiego.
Od tego momentu zaczęli budować legen­dę nierozłącznych spin doktorów. Jeździli po świecie, obserwowali kampanie wy­borcze, uczyli się. W 2004 r. udało im się dostać do PE. Ale zdobyta wiedza miała dopiero zaprocentować. Rok później obie kampanie - prezydencka i parlamentarna -współtworzone przez Kamińskiego i Bielana wyniosły braci Kaczyńskich do władzy.
Potem już nie było tak łatwo.
W 2007 r. prezydent ściągnął Kamiń­skiego do siebie do Kancelarii. W randze sekretarza stanu od­powiadał za politykę medialną głowy państwa. Ale planował wrócić do europarlamentu, bo - jak twierdzi jeden z posłów Pis - chciał odłożyć trochę grosza. Prezydent w końcu na to przystał. W 2009 r. obaj z Bielanem kolejny raz zdobywają euromandaty.
- Sukces tandemu Bielan-Kamiński polegał na umiejętności wpływania na braci Kaczyńskich. Ich kariera nie byłaby możliwa, gdyby nie mechanizm zarządzania PiS - twierdzi były polityk PiS.
- Jeden spotykał się z prezydentem, drugi z prezesem i przekazywali im takie same informacje -np.że ktoś coś kombinuje. Potem bracia do siebie dzwonili. Myśleli, że skoro obaj słyszeli to samo, to jest toprawda, więc muszą zareagować. To takie proste socjotechniczne triki, które gwarantowały im sukces. Ale w momencie, gdy prezydent zginął, ten mechanizm przestał działać.

Układ
Rok 2010 jest kluczowy dla kariery spin doktorów. Katastrofa smoleńska, przegrane wybory prezydenckie, odejście z PiS. Michał ogłosił je na antenie TVN24, impulsywnie, bez konsultacji z Ada­mem. Bielan solidarnie dołączył do przyjaciela. Wraz z innymi po­litykami PiS odpowiedzialnymi za krótkotrwałą kampanijną „prze­mianę” prezesa zajęli się tworzeniem PJN. Bielan niedługo jednak zagrzał tam miejsce. Politycy PJN podejrzewali, że gra na dwa fronty i knuje z PiS. Kluzik-Rostkowska w końcu wykluczyła go z partii.
Michał został formalnie w PJN, ale nie angażował się w jej dzia­łania. Zaczął zacieśniać relacje z Romanem Giertychem i Rado­sławem Sikorskim. To właśnie Sikorski namawiał Tuska do współpracy z byłym spin doktorem PiS. - Radek twierdził, że kandydowanie Michała z list PO bar­dziej zwiąże go z partią i uwiarygodni jego pomoc. Ale nawet on nie proponował „je­dynki” dla Kamińskiego - twierdzi jeden z działaczy PO.
- Tę trójcę połączyła warszawka: rauty, teatry, imprezy. Bielan nie wszedł w to to­warzystwo - mówi jeden z warszawskich polityków. - Sikorski próbuje stworzyć so­bie frakcję w PO. Tylko czekać, aż na li­stach PO pojawi się Giertych.
- Jestem w stanie to sobie wyobrazić - mówi polityk Platformy. - Pytanie tylko, czy cierpliwość wyborców na to pozwoli?
W partii Kaczyńskiego nie są specjalnie zdziwieni „jedynką” byłego spin doktora na liście PO. - To zapłata Tuska za agresję i ataki wobec PiS - mówi Mariusz Błaszczak. A Marek Suski dodaj:- Robił dla nas spoty o układzie i kolesiostwie Platformy, życie pokazało, że doskonale znał ten mo­dus operandi i potrafił z niego korzystać.

Sztab
Sam Kamiński twierdzi, że o miejsce na listach PO nie zabiegał: - Naprawdę nie starałem się wejść do Platformy. Nie byłem specjalnie wobec niej krytyczny, ale nie prosiłem się o miejsce na liście. Polityk związany z PO: - Nie jest kandydatem z powodu Lublina i PE, ale dlatego, że ma pomóc wygrać przyszłoroczne wybory par­lamentarne. A ten Lublin to na zachętę.
Nie wszystkim jednak w PO podoba się mariaż z Kamińskim. - Największym jego wrogiem jest Paweł Zalewski. W 2009 r. Kamiński w chamski sposób atakował go, mówił o nim „Herr Zalewski”, nazywał „berlińskim lizusem” itd. Zalewski wyto­czył mu za to proces - opowiada jeden z posłów. Kamińskiego bronił Giertych, sprawa zakończyła się ugodą.
Zalewski odcina się od konfliktu: - Polityka to nie miej­sce na osobiste emocje. Lepiej, że Kamiński zaangażował się w popieranie programu Platformy niż złych projektów. Przyzna­je jednak: - To jest kontrowersyjna decyzja zarządu, który wziął za to odpowiedzialność.
Znajomy Kamińskiego twierdzi jednak, że PO na tym transfe­rze skorzysta. – Michał jest dodatkowo zmotywowany, bo chce się odegrać na Kaczyńskim. Zna psychikę lidera PiS i sytuację w jego partii, bo ma tam dalej przyjaciół, którzy się z nim potajemnie kontaktują. Wie, który przycisk wcisnąć, żeby PiS zareagował w określony sposób. Cała ta idea spotkań u Tuska w sprawie Ukrainy to na pewno był jego pomysł. To była zręczna pułapka, w której żadna reakcja prezesa PiS nie była dla niego korzystna - tłumaczy. - Wewnętrzne sondaże PiS pokazują, że jest duża demobilizacja zwolenników tej partii przed eurowyborami, że powtarza się efekt mobilizacji elektoratu wielkomiejskiego i pro­europejskiego i że niska frekwencja służy PO. W niektórych z tych sondaży PO zaczyna wyprzedzać PiS. To szansa dla Michała.
Najważniejsze zadanie czeka go w przyszłym roku - kolej­na podwójna kampania, równo 10 lat po tamtej, którą wygrali z Adamem. Jeśli Bielanowi uda się wrócić do PiS, dawnych przyjaciół czeka frontalne starcie.

Śródtytuły tekstu to tytuły spotów PiS z kampanii w 2007 r.
z pamiętnym „Mordo ty moja".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz