Historia spin
doktorów PiS to praktyczna lekcja polskiej polityki, w której wszystko jest
możliwe. Ten, który najgłośniej krytykował Platformę, dostał od niej nagrodę,
ten który się kajał i przepraszał prezesa, nie wrócił do PiS.
Malwina Dziedzic
Jeszcze
kilka lat temu Adam Bielan i Michał Kamiński stanowili zgrany tandem, który
nadawał ton propagandzie PiS. Cieszyli się zaufaniem braci Kaczyńskich,
wymyślali dla nich kampanie wyborcze i strategie ataków na Platformę
Obywatelską. Uzupełniali się: Michał - z gorącą głową i mnóstwem pomysłów, Adam
- na chłodno je kalkulujący. Prywatnie - przyjaciele (Bielan jest ojcem
chrzestnym młodszej córki Kamińskiego). Solidarnie opuścili szeregi PiS
niedługo po przegranych przez Jarosława Kaczyńskiego wyborach prezydenckich,
gdy w partii nastał czas rozliczeń i pretensji o zbyt „miękką kampanię”.
Współtworzyli PJN, szybko jednak przekonali się, że projekt nie ma szans
przełamać duopolu PO i PiS.
Ich drogi rozeszły się dwa lata
temu. Bielan obrał kurs powrotny do PiS, Kamiński za przykładem byłej liderki
PJN Joanny Kluzik-Rostkowskiej postanowił zbliżyć się do Platformy. I w końcu
udało się, dostał „jedynkę” na lubelskiej liście; wspiera sztab PO i szykuje
sobie miękkie lądowanie po powrocie z europarlamentu - bo nie jest pewne, czy
pierwsze miejsce na liście wyborczej Platformy w tym okręgu da mu mandat. Poza
tym podobno wcale mu na tym nie zależy, bo znacznie lepiej czuje się w polskiej
polityce niż na europejskich salonach. Bielanowi poszło gorzej - nie udało mu
się wrócić do łask prezesa. Pod koniec stycznia dołączył do Polski Razem
Jarosława Gowina. To raczej opcja na przeczekanie.
Bielan już prawie dopiął celu -
udało mu się odnowić kontakty z władzami PiS, spotkał się nawet z samym
prezesem. Wcześniej oczywiście kajał się, wychwalał Kaczyńskiego i deklarował,
że drugi raz nie wyszedłby z PiS. Ponownie zatrudnił w swoim biurze działaczy
tej partii, dołożył się do budowy pomnika Lecha i Marii Kaczyńskich.
Mozolnie odbudowywane zaufanie
zostało jednak podważone na ostatniej prostej. Tabloidy doniosły, że Bielan w
tajemnicy wziął w Brukseli drugi ślub, a jego świadkiem był Michał Kamiński,
który już wówczas ostro recenzował politykę PiS i szykował się do wydania
książki odsłaniającej kulisy partii (pod znamiennym tytułem „Koniec PiS-u”).
To miał być sygnał, że spin doktorzy pozorują konflikt i dalej trzymają sztamę.
Nie bez znaczenia - jak można usłyszeć w PiS - były też knowania Adama Hofmana,
który w obawie przed utratą części wpływów zrobi wszystko, by nie dopuścić do
powrotu Bielana.
-Nie mam wpływu na myślenie
Kaczyńskiego, nie jestem w stanie zrobić wszystkiego, by być w PiS - tłumaczy Bielan. I dodaje: - Do mnie również
zgłaszały się różne osoby w imieniu PO. Ale przecież wychodziłem z PiS, by
budować lepszą opozycję wobec PO. Paradoks polega tylko na tym, że to Michał
był zawsze bardziej radykalny w krytyce PO niż ja. Ale podobno Kamiński
już tak ma: albo kogoś kocha, albo nienawidzi. I potrafi diametralnie zmienić
sympatie - tale to było z Legią. Gdy kupiła ją Grupa ITI, przestał jej
kibicować i zaczął chodzić na mecze Polonii.
- To wcale nie jest
tak, że ich drogi się rozeszły. Już dawno temu mówiłem, że oni się podzielili:
jeden obstawia PiS, a drugi PO. To celowa gra na dwóch instrumentach. Z tą
różnicą, że Michała, który jest człowiekiem od mokrej roboty, Platforma przytuliła,
a Bielan dostał od PiS kopa i poleciał tam, gdzie mu coś obiecano, czyli do
Gowina - twierdzi Zbigniew Girzyński z
PiS.
Salon
Kamiński, który przez lata „był w
jądrze PiS”, jest dla Platformy cennym nabytkiem. Tym niektórzy politycy PO
tłumaczą, dlaczego Tusk puścił w niepamięć złośliwe opinie, jakie pod jego
adresem wygłaszał przez lata Kamiński. Jak choćby to, że jest koniunkturalistą,
człowiekiem bezideowym, frustratem i „przeciwieństwem króla Midasa”, który
czegokolwiek dotknie, zamienia to w... - tu już „każdy może sobie dośpiewać”
(2009 r.). Zebrane cytaty z Kamińskiego krążą zresztą od paru dni wśród
dziennikarzy, kolportowane przez polityków opozycji.
Kamińskiemu wypomina się także
dawniejsze czasy. To, że jako nastolatek był członkiem skrajnie prawicowego
NOP, że w 1999 r. (jako poseł AWS-ZChN) pojechał wraz z Markiem Jurkiem i Tomaszem
Wołkiem do Augusto Pinocheta, by chilijskiemu dyktatorowi ofiarować ryngraf z
Matką Boską, że w 2000 r. mówił o „stowarzyszeniach pedałów”, a w 2001 r.
namawiał mieszkańców Jedwabnego do protestów przeciwko przepraszaniu Żydów
przez prezydenta Kwaśniewskiego „w imieniu całego narodu”. Krytycy Kamińskiego
nie zapominają mu też podsycania antyniemieckich fobii - np. tego, jak
przestrzegał, że niektórzy w Polsce chcą, aby niemiecka flaga zawisła nad
Szczecinem.
Michał Kamiński twierdzi, że od
tamtych czasów przeszedł ewolucję i „zmienił pogląd, co do tego, jak trzeba
uprawiać politykę”. Za wizytę u Pinocheta przeprasza, od radykalizmu i szowinizmu
się odżegnuje. Woli nie pamiętać, jak po powrocie z Londynu rzucił w stronę posłów SLD, że jak na nich patrzy, to
„dochodzi do wniosku, że generała trzeba naśladować”. W odpowiedzi lewicowi
posłowie wyzwali Kamińskiego od „buraków” i „faszystów”. Krzyczeli też, by
skończył studia. Bo tych ani Kamiński, ani Bielan nie ukończyli (Kamiński dopiero
w 2008 r. zrobił licencjat z dyplomacji).
Za szybko weszli w politykę.
Telefon
Poznali się w połowie lat 90. w
sztabie kandydatki na prezydenta Polski Hanny Gronkiewicz-Waltz - popieranej
przez ówczesnego prezesa ZChN Ryszarda Czarneckiego. 21-letni Adam był
członkiem wspierającego ją NZS, dwa lata starszy Michał (ZChN) - rzecznikiem
prasowym jej komitetu wyborczego. W 1997 r. z list AWS weszli do Sejmu. Potem
mieli epizod z Przymierzem Prawicy, ale swoje polityczne CV na dobre zaczęli
zapełniać po 2001 r., kiedy znaleźli się w szeregach nowo powstałej partii
braci Kaczyńskich.
Adam został jej rzecznikiem.
Pierwszy sukces duetu samorodnych
specjalistów od marketingu politycznego przyszedł w 2002 r., kiedy pomogli
Lechowi Kaczyńskiemu wygrać wybory na prezydenta stolicy - mimo iż sondaże
wskazywały na zwycięstwo Andrzej a Olechowskiego.
Od tego momentu zaczęli budować
legendę nierozłącznych spin doktorów. Jeździli po świecie, obserwowali
kampanie wyborcze, uczyli się. W 2004 r. udało im się dostać do PE. Ale
zdobyta wiedza miała dopiero zaprocentować. Rok później obie kampanie -
prezydencka i parlamentarna -współtworzone przez Kamińskiego i Bielana wyniosły
braci Kaczyńskich do władzy.
Potem już nie było tak łatwo.
W 2007 r. prezydent ściągnął Kamińskiego
do siebie do Kancelarii. W randze sekretarza stanu odpowiadał za politykę
medialną głowy państwa. Ale planował wrócić do europarlamentu, bo - jak
twierdzi jeden z posłów Pis - chciał odłożyć
trochę grosza. Prezydent w końcu na to przystał. W 2009 r. obaj z Bielanem
kolejny raz zdobywają euromandaty.
- Sukces tandemu
Bielan-Kamiński polegał na umiejętności wpływania na braci Kaczyńskich. Ich
kariera nie byłaby możliwa, gdyby nie mechanizm zarządzania PiS - twierdzi były polityk PiS.
- Jeden spotykał się z
prezydentem, drugi z prezesem i przekazywali im takie same informacje -np.że
ktoś coś kombinuje. Potem bracia do siebie dzwonili. Myśleli, że skoro obaj
słyszeli to samo, to jest toprawda, więc muszą zareagować. To takie proste
socjotechniczne triki, które gwarantowały im sukces. Ale w momencie, gdy
prezydent zginął, ten mechanizm przestał działać.
Układ
Rok 2010 jest kluczowy dla kariery
spin doktorów. Katastrofa smoleńska, przegrane wybory prezydenckie, odejście z PiS.
Michał ogłosił je na antenie TVN24, impulsywnie, bez konsultacji z
Adamem. Bielan solidarnie dołączył do przyjaciela. Wraz z innymi politykami
PiS odpowiedzialnymi za krótkotrwałą kampanijną „przemianę” prezesa zajęli się
tworzeniem PJN. Bielan niedługo jednak zagrzał tam miejsce. Politycy PJN
podejrzewali, że gra na dwa fronty i knuje z PiS. Kluzik-Rostkowska w końcu
wykluczyła go z partii.
Michał został formalnie w PJN, ale
nie angażował się w jej działania. Zaczął zacieśniać relacje z Romanem
Giertychem i Radosławem Sikorskim. To właśnie Sikorski namawiał Tuska do
współpracy z byłym spin doktorem PiS. - Radek twierdził, że kandydowanie
Michała z list PO bardziej zwiąże go z partią i uwiarygodni jego pomoc. Ale
nawet on nie proponował „jedynki” dla Kamińskiego - twierdzi jeden z
działaczy PO.
- Tę trójcę połączyła
warszawka: rauty, teatry, imprezy. Bielan nie wszedł w to towarzystwo - mówi jeden z warszawskich polityków. - Sikorski próbuje
stworzyć sobie frakcję w PO. Tylko czekać, aż na listach PO pojawi się
Giertych.
- Jestem w stanie to sobie
wyobrazić - mówi polityk Platformy. - Pytanie
tylko, czy cierpliwość wyborców na to pozwoli?
W partii Kaczyńskiego nie są
specjalnie zdziwieni „jedynką” byłego spin doktora na liście PO. - To
zapłata Tuska za agresję i ataki wobec PiS - mówi Mariusz Błaszczak. A
Marek Suski dodaj:- Robił dla nas spoty o układzie i kolesiostwie Platformy,
życie pokazało, że doskonale znał ten modus operandi i potrafił z niego
korzystać.
Sztab
Sam Kamiński twierdzi, że o
miejsce na listach PO nie zabiegał: - Naprawdę nie starałem się wejść do
Platformy. Nie byłem specjalnie wobec niej krytyczny, ale nie prosiłem się o
miejsce na liście. Polityk związany z PO: - Nie jest kandydatem z powodu
Lublina i PE, ale dlatego, że ma pomóc wygrać przyszłoroczne wybory parlamentarne.
A ten Lublin to na zachętę.
Nie wszystkim jednak w PO podoba
się mariaż z Kamińskim. - Największym jego wrogiem jest Paweł Zalewski. W
2009 r. Kamiński w chamski sposób atakował go, mówił o nim „Herr Zalewski”,
nazywał „berlińskim lizusem” itd. Zalewski wytoczył mu za to proces -
opowiada jeden z posłów. Kamińskiego bronił Giertych, sprawa zakończyła się
ugodą.
Zalewski odcina się od konfliktu:
- Polityka to nie miejsce na osobiste emocje. Lepiej, że Kamiński
zaangażował się w popieranie programu Platformy niż złych projektów.
Przyznaje jednak: - To jest kontrowersyjna decyzja zarządu, który wziął za
to odpowiedzialność.
Znajomy Kamińskiego twierdzi
jednak, że PO na tym transferze skorzysta. – Michał jest dodatkowo
zmotywowany, bo chce się odegrać na Kaczyńskim. Zna psychikę lidera PiS i
sytuację w jego partii, bo ma tam dalej przyjaciół, którzy się z nim potajemnie
kontaktują. Wie, który przycisk wcisnąć, żeby PiS zareagował w określony
sposób. Cała ta idea spotkań u Tuska w sprawie Ukrainy to na pewno był jego
pomysł. To była zręczna pułapka, w której żadna reakcja prezesa PiS nie była dla
niego korzystna - tłumaczy. - Wewnętrzne
sondaże PiS pokazują, że jest duża demobilizacja zwolenników tej partii przed
eurowyborami, że powtarza się efekt mobilizacji elektoratu wielkomiejskiego i
proeuropejskiego i że niska frekwencja służy PO. W niektórych z tych sondaży
PO zaczyna wyprzedzać PiS. To szansa dla Michała.
Najważniejsze zadanie czeka go w
przyszłym roku - kolejna podwójna kampania, równo 10 lat po tamtej, którą
wygrali z Adamem. Jeśli Bielanowi uda się wrócić do PiS, dawnych przyjaciół czeka
frontalne starcie.
Śródtytuły tekstu to tytuły spotów PiS z kampanii w 2007 r.
z pamiętnym „Mordo ty moja".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz