Na Podkarpaciu byt
nietykalny. Ale dziś Ludzie związani z Janem Burym padają jak muchy pod ciosami
prokuratorskich zarzutów. A wokół szefa klubu parlamentarnego PSL krąży CBA.
Styczeń 2014 r., Rzeszów, delegatura
Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Oficer pyta świadka o kontakty biznesowe
Jana Burego, szefa klubu parlamentarnego PSL. Kobieta zeznaje do protokołu.
Nagle się wzdraga: za plecami oficera, za oknem, rozbłyskuje wielki neon z
napisem „BURY” - jak się okaże reklama miejscowej firmy, bez związków z
politykiem.
Tę scenę kilka tygodni temu opowiedział nam jeden z ludzi
przesłuchiwanych przez CBA. Pytania o Burego potwierdziliśmy u dwóch innych
świadków, którzy zeznawali w tym samym śledztwie.
Dlaczego służby chodzą za szefem klubu PSL? Dlaczego
prześwietlają jego kontakty? CBA nie zdradza. Prokuratura nabiera wody w usta.
Jan Bury też z nami nie porozmawia, ale po pytaniu o CBA przesyła ostrzeżenie:
„Nie wiem nic na ten temat. Natomiast jeżeli to prawda, to sądzę, iż złamał
pan tajemnicę państwową”.
Hodowca bydła płaci
za Szczyrk
W Rzeszowie ludzie mówią o pośle Burym z szacunkiem: Jan
albo prezes. Wokół prezesa od trzech lat robi się jednak pusto. Jego znajomi po
kolei dostają I zarzuty, a w tle za każdym razem pojawiają się te same trzy
litery: CBA.
Najpierw wiosną 2011 r. sam Bury, wtedy jeszcze
wiceminister skarbu, tłumaczy się w Biurze z udziałów w spółce, których nie
wpisał do oświadczenia majątkowego.
Kilka miesięcy później ABW zatrzymuje asystenta Burego,
Wacława S. Zarzut - próba wyłudzenia dotacji z Polskiej Agencji Rozwoju
Przedsiębiorczości.
Na początku kwietnia 2013 r. CBA zatrzymuje Stanisława T.,
znajomego biznesmena. Zarzut: łapówki.
W tym samym czasie agenci wyprowadzają z domu marszałka
województwa Mirosława Karapytę, najbliższego współpracownika Burego. Zarzuty:
wymuszanie seksu od pracownic i korupcja.
To najcięższy cios. Karapyta odpowiadał za PSL-owskie kadry
i unijne dotacje. W regionie był drugi po Burym. Na jego cześć działacze PSL
przechrzcili nawet województwo podkarpackie na „podkarapyckie”. Bury widział w
nim lidera listy do europarlamentu, ale po akcji CBA publicznie odciął się od
kolegi.
Warto na chwilę zatrzymać się przy sprawie Karapyty. Ciąży
na nim dziesięć zarzutów. Prokuratura i CBA chciały go zamknąć od razu na
kilka miesięcy w areszcie, ale sąd pozwolił mu odpowiadać z wolnej stopy.
Pierwsi zajrzeliśmy do akt jego sprawy. Wynika z nich, że
współpracownika Burego przez co najmniej rok
osaczało CBA: był śledzony, agenci podsłuchiwali jego rozmowy. W tym czasie
nieświadomy niczego Karapyta brał łapówki nie tylko w gotówce - od jednego z
biznesmenów miał wziąć 30 tys. zł i żądać kolejnych pięciu - ale też w naturze
i prezentach. Jedna z kobiet obiecywał załatwienie prawa jazdy, za co „trzykrotnie
przyjął od niej korzyść osobistą związaną z zaspokajaniem potrzeb erotycznych
w postaci obcowania płciowego i innych czynności seksualnych” jak ujęła to
prokuratura. Za seks z inną kobietą pomagał załatwiać posadę w urzędzie
marszałkowskim. Od stolarza z Medyki, który wykańczał mu dom, wziął łóżko i
cztery szafki - w rewanżu obiecał stanowisko w urzędzie dla synowej. Hodowcy
bydła w zamian za wczasy w Szczyrku i przejazd do Włoch załatwiał dotację z
urzędu marszałkowskiego.
Czy to w związku ze sprawą
Karapyty CBA w Rzeszowie pyta o szefa klubu parlamentarnego PSL?
Kolacja, hotel, prostytutka
W aktach sprawy Karapyty
kilkakrotnie pojawia się nazwisko Stanisława T., biznesmena, który miał
przekazać marszałkowi 30 tys. zł łapówki i dostał obietnicę załatwienia sprawy
w urzędzie.
Jak się okazuje, Stanisław T. od
kilkunastu lat zna się z Janem Burym. Z dokumentów Państwowej Komisji
Wyborczej wynika, że dwa dni przed wyborami parlamentarnymi w 2011 r., w
których Bury kandydował do Sejmu, Stanisław T. wpłacił 10 tys. zł na konto
PSL.
Inne z zarzutów dla Karapyty mówią
o łapówce od przedsiębiorcy pracującego przy budowie autostrady A4. Karapyta
obiecywał mu wpływy m.in. u ministra transportu Sławomira Nowaka. W zamian
biznesmen postawił Karapycie kolację, hotel, a także opłacił mu prostytutkę,
wszystko w luksusowym spa Blue Diamond obok rzeszowskiego
lotniska.
W Blue Diamond
dobrze znają też Jana Burego. Kilka tygodni temu brylował tam na noworocznym
spotkaniu z działaczami PSL. A na internetowej stronie hotelu, w zakładce
„znani goście” na pierwszym miejscu wisi zdjęcie Burego z Karapytą.
Nasi rozmówcy twierdzą, że poseł
od wielu lat zna się z mężem właścicielki hotelu Zbigniewem Klocem. Bywa w Blue Diamond. - Poznali się jeszcze w technikum, znajomość
przetrwała do dziś. Jan często wpada do Kloca pomoczyć się w jacuzzi -
opowiada jeden z działaczy PSL.
Urząd marszałkowski w 2010 r.
przyznał hotelowi ponad pięć milionów złotych dofinansowania.
Mnie tu nie ma
Poniedziałek, Warszawa. Wertujemy
opasłe skoroszyty, które PSL przysyła do Państwowej Komisji Wyborczej. Setki
stron, setki przelewów. Składki członkowskie, darowizny, wpłaty na fundusze
wyborcze. Wzorowy porządek, ale żeby dotrzeć do informacji, kto wpłacał gotówkę
na kampanię posła Burego, trzeba sprawdzać każdą wpłatę „na piechotę” -
informacje nie są dostępne w jednym miejscu, ale rozsiane po skoroszytach.
Spisujemy pierwsze z brzegu nazwiska kilkunastu osób, które przelewały
pieniądze z dopiskiem „Jan Bury”. Charakterystyczne: większość wpłat dla Burego
to duże i okrągłe kwoty: po 5,10 tys. zł.
Środa, Rzeszów. Jedziemy na
spotkanie z działaczem PSL, nazwijmy go X.
X zachowuje się jak zawodowy
szpieg. Zanim się spotkamy, trzy razy zmienia numer telefonu, w końcu wyznacza
miejsce, cichą restaurację na obrzeżach miasta. Zajmujemy niewielką salę,
działacz zamyka drzwi i odkłada daleko telefony. Jest ostrożny. - Nie ma mnie w
tej historii mówi. - Mam dziecko, żonę, mieszkam tu. Nie wiecie, jak wpływowy
jest Bury.
Co to znaczy: wpływowy?
Ma ludzi wszędzie. Nikt nie
zrobi kariery, jeśli koledzy z partii Jana zagną na niego parol.
Gdy pokazujemy mu listę wpłat na
kampanię Burego, na ustach X pojawia się szeroki uśmiech: - Trafiliście w
dziesiątkę.
Urzędnik płaci 10 tysięcy
Czytamy listę wraz z X. Okazuje
się, że na kampanię i partię płacą w Rzeszowie i okolicach wysocy rangą
pracownicy Agencji Nieruchomości Rolnych, szefowie Agencji Restrukturyzacji i
Modernizacji Rolnictwa, dyrektorzy oddziałów Agenci Rynku
Rolnego, nawet szefowie Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego czy Ochotniczych
Hufców Pracy. Jeden z szefów Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego
wysupłuje aż 11 tys. zł. Na kampanię Burego płacą członkowie managementu
spółek, w których ma akcje (każdy ze znalezionych przez nas wpłacał po 5 tys.
zł).
X rozkodowuje dla nas pozycję
wpłacających w instytucjach
i urzędach:
Kierownik powiatowej ARiMR -
wplata 5 tys. zł. Szef biura pisania projektów unijnych -15 tys. zł.
Syn szefa spółki z grupy
energetycznej PGE - 5 tys. zł. Jeden z szefów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony
Środowiska - 10 tys. zł na Burego i 9 tys. darowizny na PSL.
Szef Kasy Rolniczego
Ubezpieczenia Społecznego - 10 tys. zł. Ważna urzędniczka kuratorium - 2 tys.
zł.
Mówi X: - To ludzie związani z
PSL. Nie zawsze działacze, czasem po prostu zawdzięczają Buremu lub partii
posady. Zobaczcie, ilu wpłat dokonali ludzie z urzędu marszałkowskiego w
Rzeszowie. To miejsce, którym zarządzał do niedawna Mirek Karapyta.
Sprawdzamy, jak hojni byli w
2011 r. pracownicy urzędu marszałkowskiego: dyrektor departamentu rozwoju obszarów
wiejskich - 5 tys. zł. Jego
pracownica - 6 tys. zł. Wicedyrektor departamentu organizacyjnego - 5 tys. zł. Dyrektor departamentu rozwoju
regionalnego - 5 tys. zł. Pracownik departamentu dróg - 2 tys. zł.
Wielu ludzi wpłacających na PSL
lub Jana Burego po 5, 10 i 20
tys. zł pracuje w Rzeszowie w instytucjach kontrolnych. Szef
inspektoratu spożywczego (instytucja kontrolowała m.in. spółkę Makarony
Polskie, w której Bury jest udziałowcem) wpłaca 5 tys. zł.
Szef kontroli wewnętrznej urzędu
miasta tylko w jednym roku daruje PSL aż 16 tys. zł.
Beata Adamska, pracownica urzędu
marszałkowskiego, regularnie płaci składki w PSL (kilkaset złotych rocznie). Z
dokumentów PKW wynika, że Adamska w październiku 2011 r. przelewa na kampanię
Burego 5 tys. zł, a chwilę
potem (tego samego dnia) dopłaca jeszcze tysiąc. Adamska to żona wiceszefa
rzeszowskiej delegatury NIK, Pawła Adamskiego. On też w 2011 r. pragnie, aby
Jan Bury dostał mandat - przelewa mu 3 tys. zł. Sprawdzamy: oprócz tego wpłaca
w 2011 r. ponad tysiąc złotych na PSL.
X: - W urzędzie marszałkowskim
większość stanowisk obsadzona jest oficjalnie w drodze konkursu. Pewnie
konkursy mogłaby sprawdzić Najwyższa Izba Kontroli, ustalić, jak to się dzieje, że dyrektorami zostają ludzie PSL. Ale raczej nie sprawdzi.
Coś mi się przypomniało: wiecie, że Adamski to były wspólnik Burego? Kilkanaście
lat temu razem z żoną byli udziałowcami należącej do niego spółki, blisko
współpracowali ze „Szczypiorem” Jankiem Dziedzicem, kierowcą posła. Wydawali
gazetę. Kiedy padła, Adamski przeniósł się do NIK.
Czy wpłata to polityka?
Jedziemy do wiceszefa
rzeszowskiej NIK, ale o 14-30 Adamskiego nie ma w pracy. Gdy dzwonimy, nie
chce rozmawiać o wsparciu dla Burego. Rzuca,
że to jego prywatna sprawa; o wpłatach też „nie będzie rozmowy”. Czy sponsorowanie szefa lokalnego PSL nie stawia pod
znakiem zapytania jego apolityczności jako kontrolera? Trzask wyłączanego telefonu.
W rzeszowskiej NIK pracuje
również rodzina wspomnianego Jana „Szczypiora” Dziedzica, Urszula Dziedzic. Ona
też regularnie wpłaca na PSL. Mówi X: -
Taka sytuacja: były wspólnik Burego, Paweł Adamski, kontroluje urząd
marszałkowski, w którym pracuje jego żona.
Zaglądamy w dokumenty kontroli w
urzędzie podpisanej przez Adamskiego w 2013 r. - wniosków pokontrolnych brak.
Ocena - pozytywna.
Po naszym pytaniu o Adamskiego
szef NIK Krzysztof Kwiatkowski reaguje błyskawicznie - wszczyna postępowanie
wyjaśniające, bo ustawa zabrania jego podwładnym „publicznego manifestowania
poglądów politycznych”.
NIK ma teraz twardy orzech do
zgryzienia - czy wpłata na kampanię to manifestacja poglądów?
Komendant wozi posła
Nasi rozmówcy twierdzą, że CBA
wypytuje ich m.in. o kontakty Burego z ludźmi powiązanymi ze służbami,
prokuraturą
i sądami - na przykład o
zastępcę komendanta głównego policji, nadinspektora Mirosława Schosslera.
Kim jest Schossler? Obaj z Burym
znają się od czasów studenckich. Jeden z naszych rozmówców: - Kilka razy widziałem,
jak Bury po tygodniu pracy w Warszawie lądował na lotnisku w Rzeszowie.
Schossler ubrany w dres czekał na niego na parkingu. Wsiadali do samochodu i
znikali gdzieś razem.
Schossler określa swoje relacje z Burym jako koleżeńskie. Nie zaprzecza, zdarzało mu się
podwozić gdzieś posła z lotniska.
To ciekawe, bo według
oświadczenia majątkowego wiceszef policji nie ma samochodu. Czyim autem woził
Burego?
- Należącym do rodziny -
wyjaśnia. I dodaje, że bywało też odwrotnie, gdy to poseł zapraszał go do
swojej skody octawii.
Jego zdaniem w znajomości nie ma nic niestosownego:
- Trudno jest mi wyobrazić sobie sytuację, że miałbym odwracać głowę i udawać,
że nie znam człowieka, z którym łączą mnie koleżeńskie kontakty.
Zona Mirosława Schosslera do
niedawna była kadrową w Sądzie Okręgowym w Rzeszowie.
Inna znajomość Burego:
rzeszowskie małżeństwo Pawła i Magdaleny Jandów. On - prezes Sądu Rejonowego w Rzeszowie, orzekający w sprawach
gospodarczych, od ponad dwóch lat członek Trybunału Stanu. Ona - radca prawny z
-własną kancelarią.
Paweł Janda trafił do Trybunału
Stanu z rekomendacji PSL, jego życiorys z trybuny w Sejmie przedstawiał Bury.
Z kolei kancelaria jego żony w 2008 r. rozpoczęła obsługę prawną urzędu
marszałkowskiego. W ciągu trzech lat urząd wypłacił jej ok. pół miliona
złotych (wszystko z wolnej ręki). Po objęciu stanowiska marszałka przez
Mirosława Karapytę przetargi na obsługę prawną wygrywały konsorcja z udziałem
Jandy - w ciągu trzech lat dostały 2,2 min zł. Kancelaria Jandy od 2009 roku
współpracuje też ze spółką prowadzącą rzeszowskie lotnisko. Tu stawka jest
zryczałtowana: 84 tys. zł rocznie.
W historii rachunku bankowego
PSL z lat 2011-2012 znaleźliśmy ślad po kilku darowiznach od Magdaleny Jandy, w
sumie na ponad pięć tysięcy złotych.
Czy żonie sędziego wypada
finansować rządzącą partię? - Moje poglądy polityczne stanowią sferę
osobistą. Wpłaty były zgodne z prawem, transparentne i pochodziły z mojego majątku osobistego, bowiem z mężem
pozostajemy w rozdzielności majątkową - twierdzi Janda.
O znajomość z małżeństwem Jandów
pytamy też posła Burego. Odpowiedzi są skąpe: nie rekomendował radcy w urzędzie
marszałkowskim, a sędziego zna od kilkunastu lat. Skąd? Sędzia Janda jest w
Rzeszowie osobą publiczną - odpowiada Jan Bury, od lat członek Krajowej Rady
Sądownictwa.
Trudno nie odnieść wrażenia, że
poseł Bury w ostatnich latach nie miał ręki do ludzi. Weźmy takiego Marka M. Od
lat jest gwiazdą warszawskiej palestry, przed laty bronił Lwa Rywina. W czasie
gdy Bury był wiceministrem skarbu, trafił z usługami swojej kancelarii do
nadzorowanej przez resort spółki PSE Operator. Współpraca zakończyła się dla
niego nieprzyjemnie: wylądował na ławie oskarżonych z zarzutem wystawienia
spółce ponad dwudziestu fikcyjnych faktur (za przeglądanie akt, rozmowy z
prokuratorami i wizyty w urzędach) na ponad 560 tys. zł.
W aktach sprawy nazwisko Burego
pojawia się już na pierwszych kartach. Była prezes PSE Operator Stefania
Kasprzyk tak opowiedziała podczas przesłuchania o pomyśle ministra na
zarządzanie energetyką: „Współpraca [z M. - przyp. red.] rozpoczęła się z
rekomendacji (...) pana ministra Jana Burego. Jego rekomendacje pojawiły się
już w grudniu 2007 roku [Bury pojawił się w rządzie w listopadzie - przyp.
red.], natomiast udało mi się przeciągnąć sprawę (...). Pytania pana ministra
pojawiały się regularnie - kiedy rozpoczniemy współpracę z mec. M.”.
Zapytana przez prokuratora, co
by było, gdyby spółka nie podpisała umowy z kancelarią M., pani prezes
odpowiedziała krótko: „Spodziewałabym się odwołania. Wynikało to z kontekstu rozmów”. Dlaczego Buremu zależało
na wciśnięciu M.? W zeznaniach prezes Kasprzyk czytamy, że adwokat przechwalał
się znajomościami w warszawskiej prokuraturze. Mówił, że wyciszy śledztwo
dotyczące siedziby spółki, które - jak miał stwierdzić - „jest sprzeczne z
interesem premiera Pawlaka”.
Wybór M. nie był przypadkowy:
Bury przyznał podczas przesłuchania, że jako wiceminister widywał się z M.
czasami nawet dwa razy dziennie.
Kancelaria adwokata M. w
ostatnich latach zarabiała także w PSL. Na rachunku Stronnictwa znaj dujemy dwa
przelewy wychodzące do firmy M. - w sumie na ok. 73 tys. zł.
Za czasów ministra Burego PSE
Operator podpisała także dwie umowy z firmą High Profile Strategie Advisors, prowadzoną przez byłych dziennikarzy. Dwa i pół roku
później firma pojawiła się na liście płac PSL. Agencja Bezpieczeństwa
Wewnętrznego, która badała umowy PSE z High Profile, stwierdziła, że
współpraca „mogła stanowić próbę ominięcia ustawy o zamówieniach publicznych”.
Dobra opinia środowiskowa
Z akt Karapyty: „Sprawa ma
charakter wielowątkowy i wieloosobową konfigurację, a proces gromadzenia
materiału dowodowego (...) znajduje się w fazie początkowej Podejrzany może
podjąć próbę matactwa. W trakcie wykonywania czynności w budynku Urzędu
Marszałkowskiego w Rzeszowie polegających na zabezpieczeniu dokumentacji z
wyjazdów służbowych odebrał dokumenty wydawane funkcjonariuszom, a następnie
zatrzymał je w swoim gabinecie”.
Mówi osoba zaangażowana w
śledztwo: - To dlatego tak bardzo zależało nam na areszcie tymczasowym. Zarzuty
dla Karapyty to dopiero początek. My chcemy sięgnąć wyżej.
Na razie plany śledczych
pokrzyżowała lubelska sędzia Katarzyna Gałus, zamieniając areszt na kaucję.
Uzasadniając swoją decyzję, stwierdziła, że Karapyta, przeciw któremu zeznawali
zarówno urzędnicy, jak i przedsiębiorcy, „cieszy się dobrą opinią
środowiskową”. Na koniec zwróciła się do oskarżonego: - Powinien pan być
zadowolony.
Niektóre dane rozmówców i
bohaterów tekstu zastały zmienione
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz