wtorek, 11 września 2018

Biedroń skacze na główkę




Między jesienią 2018 a wiosną 2020 roku. w polskiej polity­ce rozstrzygnie się wszystko. Po marato­nie wyborczym (wybory samorządowe, europejskie, parlamentarne, prezy­denckie) PiS albo zdobędzie władzę na drugą kadencję i dokończy demolkę pol­skiej demokracji, albo zostanie odsunię­te i rozliczone. Ktoś, kto w tej walce nie zaistnieje, wypisze się na długo z krajo­wej polityki. Gdyby Biedroń wygrał dru­gą kadencję na stanowisku prezydenta Słupska, następną szansę wejścia do po­lityki ogólnokrajowej miałby dopiero za cztery lata. Być może w zupełnie już in­nej Polsce. Jeśliby przegrał - a takie ry­zyko się pojawiło, m.in. po ujawnieniu afery pedofilskiej w słupskim urzędzie miejskim - potwierdziłoby to, że zaist­niał na scenie politycznej jedynie dzięki ciężkiej pracy Janusza Palikota.
   Politolog Rafał Matyja uważa, że Bie­droń dobrze wybrał moment startu swo­jej inicjatywy, przy okazji kampanii europejskiej, bo to jedyne wybory w Pol­sce, kiedy świeże, spersonalizowane, celebryckie partie osiągają świetne wyniki, nawet jeśli nie zbudowały jeszcze moc­nych struktur. W dodatku w wielkich miastach, gdzie Biedroń może liczyć na poparcie, frekwencja w wyborach euro­pejskich jest dwukrotnie wyższa niż na konserwatywnej prowincji.

LUDZIE, ŻEBY CIĄGNĄĆ WÓZEK
Popularność Roberta Biedronia, a także celebrytów, których chce do siebie przyciągnąć - ze środowisk dziennikarskich, artystycznych, inte­lektualnych - wystarczy do zbudowania rozpoznawalności na wybory europej­skie. Ale - ostrzega Matyja - „do wybo­rów parlamentarnych potrzebni będą ludzie, którzy potrafią ciągnąć wózek, ciężko pracować i zbudować struktury ruchu w całej Polsce”.
   Biedroń szuka tych ludzi wśród bur­mistrzów i radnych skupionych w Sieci Progresywnych Miast. Wielu z nich, po­dobnie jak on, było kiedyś w Ruchu Palikota, a potem - też jak on - zbudowali własną pozycję we wspólnotach lokal­nych. Wsparciem dla Biedronia byłby choćby burmistrz Wadowic Mateusz Klinowski, który jest faworytem w wal­ce o drugą kadencję w tym „papieskim” mieście.
   Drugi akwen, w którym łowi pre­zydent Słupska, to aktywiści istnieją­cych ugrupowań lewicowych. Wielu jest zmęczonych rutyną Czarzastego i sek­ciarstwem Zandberga, w Biedroniu wi­dzą szansę na wyjście z lewicowej niszy. Mówi się w tym kontekście o młodszych działaczach terenowych aparatu SLD, uważających, że zbyt wolno awansują, bo w partyjnej centrali rządzą starzy.
   Biedroń potrafił zebrać pieniądze na start swego ruchu, co w Polsce PiS jest
dużym osiągnięciem. Zgromadził też wokół siebie paru znanych speców od PR i komunikacji społecznej, w tym Jakuba Bierzyńskiego, który wcześniej doradzał Ryszardowi Petru, a teraz nie tylko wy­myśla Biedroniowi kąśliwe zaczepki pod adresem Schetyny, lecz także sam chciał­by wystartować z list nowego ruchu do Parlamentu Europejskiego.

NADZIEJA LEWICY I SCHETYNY?
Biedroń ma cechy kwalifikujące go na niezłego potencjalnego lide­ra centrolewu. Terminował u Paliko­ta, który przy całym swym populizmie i nieprzewidywalności nigdy nie zerwał z liberalnym centrum, był zwolennikiem „kapitalizmu z bardziej ludzką twarzą”, warunkowo poparł nawet podniesienie wieku emerytalnego przez rząd PO-PSL, a nade wszystko opowiadał się za głębo­ką integracją z UE.
   Biedroń też stara się łączyć antysystemowość, krytykę błędów transformacji i atak na polityczne elity z programem bardziej proeuropejskim i bardziej li­beralnym niż ten, jaki reprezentuje np. Partia Razem. Nawet jeśli podszczypu­je Schetynę, żmudnie klejącego koali­cję w centrum („niech się Schetyna nie maże, że nie chcę od niego odbierać te­lefonów”) i używa języka symetrystów („skończymy z niepotrzebnym konflik­tem PiS-PO”), jest to raczej zabieg tak­tyczny, próba wytyczenia sobie własnego terytorium w polskiej polityce, zdomi­nowanej przez konflikt dwóch partii.
   Jeśli jednak zbuduje ugrupowanie zdolne do poważnej politycznej gry, bę­dzie musiał negocjować z Platformą i Nowoczesną. Może im się przydać jako koalicjant przy budowaniu większości, która mogłaby odsunąć Kaczyńskiego od władzy, ale też zmusić do prowadze­nia odważniejszej polityki proeuropej­skiej i twardszej rozmowy z Kościołem. Byłoby to szansą na powtórzenie w Pol­sce irlandzkiej koalicji. Istniejący w Dub­linie koalicyjny rząd liberalnej prawicy i socjaldemokracji głęboko zmienił kraj. Irlandia jest dziś bardziej świecka, usta­wa antyaborcyjna jest powoli liberali­zowana, a przymuszony do rozliczenia pedofilii Kościół, odsunięty od władzy świeckiej, zajął się głoszeniem ewangelii.
   Aby taki scenariusz mógł się powtórzyć w Polsce, potrzebne jest albo przesunię­cie Platformy w stronę liberalno-socjalną, albo pojawienie się silniejszej lewicy, która wraz z PO będzie Polską rządzić. Pierwszą z tych strategii symbolizuje Bar­bara Nowacka, drugą Biedroń. Właśnie dlatego, nawet wśród ludzi z dawnego Ru­chu Palikota, nie wyłączając byłego lide­ra, nie słyszy się krytyki ani pod adresem Biedronia, ani Nowackiej. Weterani wal­ki o świecką Polskę uważają, że ewentual­ny sukces inicjatywy Biedronia wzmocni także pozycję Nowackiej w sojuszu z PO, gdyż „Schetyna będzie widział, że w Pol­sce pojawił się potencjał do zwrotu na lewo i oczekiwania bardziej świeckiego państwa”.

W OCZACH KONKURENTÓW
Pytana o Biedronia Nowacka za­czyna od komplementów: „Poznałam Roberta w Ruchu Palikota, był ambitny i pracowity, a z tego co wiem, z dawnego środowiska Janusza pozyskał ludzi, którzy potrafią pracować, jeździć po kraju, budować struktury. Oni będą największą siłą jego ruchu”.
   Dlaczego w takim razie sama wybrała drogę koalicji z PO i Nowoczesną, o któ­rych Biedroń wypowiada się z przekąsem?
   Nowacka: „Ja i Robert mamy inną diag­nozę sytuacji w Polsce. On uważa, że
rządy Kaczyńskiego są tylko chwilową turbulencją polskiej demokracji, raczej okazją do zbudowania własnej pozycji i partii niż walką naprawdę o wszystko. Ja myślę inaczej. Rządy PiS, rośnięcie naro­dowej prawicy, sięganie po pełnię władzy przez Kościół - to moment rozstrzygają­cy o tym, czy demokracja w Polsce w ogóle przetrwa, czy kobiety zostaną pozbawio­ne wszelkich praw, a Unia Europejska bę­dzie zwalczana jako »obce mocarstwo«. W takim momencie nie mogłam stanąć z boku i odpuścić wyborów samorządo­wych, by budować osobisty projekt”.
   W ledwie trzy dni po ogłoszeniu pla­nów Biedronia Nowacka zdołała prze­konać swoje środowisko do współpracy z PO i Nowoczesną. Można to traktować jako pierwszą porażkę Biedronia. Jed­nak część współpracowników Nowackiej zaakceptowała współpracę z PO i Nowo­czesną wyłącznie na czas wyborów samo­rządowych i tylko na poziomie wspólnych list do sejmików wojewódzkich. Boją się, że głębszy sojusz z liberałami to ryzyko utraty lewicowej tożsamości. A to ozna­cza, że Biedroń może liczyć, iż po wybo­rach samorządowych niektórzy przejdą pod jego sztandary.
   Także Andrzej Rozenek, który był z Biedroniem w Ruchu Palikota, a dziś jest kandydatem SLD na prezydenta Warszawy, waży słowa: „Kibicuję Rober­towi, jego projekt jest potrzebny w sze­rokim bloku lewicy, która wraz z koalicją PO i Nowoczesnej odbierze władzę PiS i przesunie Polskę na lewo”. Jednak py­tany o konkretne kontakty SLD z Bie­droniem punktuje jego słabości: „Dziś nie ma kontaktów, bo nie ma jeszcze żad­nego ugrupowania Biedronia, będziemy negocjować warunki współpracy, kiedy poznamy jego ludzi, siłę jego struktur, a przede wszystkim program, którego wciąż nie ma”.
   Sam Biedroń odpowiedź na pytanie o ludzi i program przekłada na luty przy­szłego roku - na okres po wyborach sa­morządowych, u progu kampanii do Parlamentu Europejskiego. Dzisiaj wia­domo tylko, że zdecydował się na krok dla każdego polityka najtrudniejszy - skoczył na główkę do basenu, w któ­rym nie wiadomo, czy jest jakaś woda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz