Między
jesienią 2018 a
wiosną 2020 roku. w polskiej polityce rozstrzygnie się wszystko. Po maratonie
wyborczym (wybory samorządowe, europejskie, parlamentarne, prezydenckie) PiS
albo zdobędzie władzę na drugą kadencję i dokończy demolkę polskiej
demokracji, albo zostanie odsunięte i rozliczone. Ktoś, kto w tej walce nie
zaistnieje, wypisze się na długo z krajowej polityki. Gdyby Biedroń wygrał drugą
kadencję na stanowisku prezydenta Słupska, następną szansę wejścia do polityki
ogólnokrajowej miałby dopiero za cztery lata. Być może w zupełnie już innej
Polsce. Jeśliby przegrał - a takie ryzyko się pojawiło, m.in. po ujawnieniu
afery pedofilskiej w słupskim urzędzie miejskim - potwierdziłoby to, że zaistniał na scenie politycznej jedynie dzięki
ciężkiej pracy Janusza Palikota.
Politolog Rafał Matyja uważa, że Biedroń
dobrze wybrał moment startu swojej inicjatywy, przy okazji kampanii
europejskiej, bo to jedyne wybory w Polsce, kiedy świeże, spersonalizowane, celebryckie
partie osiągają świetne wyniki, nawet jeśli nie zbudowały jeszcze mocnych
struktur. W dodatku w wielkich miastach, gdzie Biedroń może liczyć na poparcie,
frekwencja w wyborach europejskich jest dwukrotnie wyższa niż na
konserwatywnej prowincji.
LUDZIE, ŻEBY CIĄGNĄĆ WÓZEK
Popularność Roberta Biedronia, a także celebrytów,
których chce do siebie przyciągnąć - ze
środowisk dziennikarskich, artystycznych, intelektualnych - wystarczy do
zbudowania rozpoznawalności na wybory europejskie. Ale - ostrzega Matyja - „do
wyborów parlamentarnych potrzebni będą ludzie, którzy potrafią ciągnąć wózek,
ciężko pracować i zbudować struktury ruchu w całej Polsce”.
Biedroń szuka tych ludzi wśród burmistrzów
i radnych skupionych w Sieci Progresywnych Miast. Wielu z nich, podobnie jak
on, było kiedyś w Ruchu Palikota, a potem - też jak on - zbudowali własną
pozycję we wspólnotach lokalnych. Wsparciem dla Biedronia byłby choćby
burmistrz Wadowic Mateusz Klinowski, który jest faworytem w walce o drugą
kadencję w tym „papieskim” mieście.
Drugi akwen, w którym łowi prezydent
Słupska, to aktywiści istniejących ugrupowań lewicowych. Wielu jest zmęczonych
rutyną Czarzastego i sekciarstwem Zandberga, w Biedroniu widzą szansę na
wyjście z lewicowej niszy. Mówi się w tym kontekście o młodszych działaczach
terenowych aparatu SLD, uważających, że zbyt wolno awansują, bo w partyjnej
centrali rządzą starzy.
Biedroń potrafił zebrać pieniądze na start
swego ruchu, co w Polsce PiS jest
dużym osiągnięciem. Zgromadził
też wokół siebie paru znanych speców od PR i komunikacji społecznej, w tym
Jakuba Bierzyńskiego, który wcześniej doradzał Ryszardowi Petru, a teraz nie
tylko wymyśla Biedroniowi kąśliwe zaczepki pod adresem Schetyny, lecz także
sam chciałby wystartować z list nowego ruchu do Parlamentu Europejskiego.
NADZIEJA LEWICY I SCHETYNY?
Biedroń ma cechy kwalifikujące go na niezłego
potencjalnego lidera centrolewu. Terminował
u Palikota, który przy całym swym populizmie i nieprzewidywalności nigdy nie
zerwał z liberalnym centrum, był zwolennikiem „kapitalizmu z bardziej ludzką
twarzą”, warunkowo poparł nawet podniesienie wieku emerytalnego przez rząd PO-PSL,
a nade wszystko opowiadał się za głęboką integracją z UE.
Biedroń też stara się łączyć antysystemowość,
krytykę błędów transformacji i atak na polityczne elity z programem bardziej
proeuropejskim i bardziej liberalnym niż ten, jaki reprezentuje np. Partia
Razem. Nawet jeśli podszczypuje Schetynę, żmudnie klejącego koalicję w
centrum („niech się Schetyna nie maże, że nie chcę od niego odbierać telefonów”)
i używa języka symetrystów („skończymy z niepotrzebnym konfliktem PiS-PO”),
jest to raczej zabieg taktyczny, próba wytyczenia sobie własnego terytorium w
polskiej polityce, zdominowanej przez konflikt dwóch partii.
Jeśli jednak zbuduje ugrupowanie zdolne do
poważnej politycznej gry, będzie musiał negocjować z Platformą i Nowoczesną.
Może im się przydać jako koalicjant przy budowaniu większości, która mogłaby
odsunąć Kaczyńskiego od władzy, ale też zmusić do prowadzenia odważniejszej
polityki proeuropejskiej i twardszej rozmowy z Kościołem. Byłoby to szansą na
powtórzenie w Polsce irlandzkiej koalicji. Istniejący w Dublinie koalicyjny
rząd liberalnej prawicy i socjaldemokracji głęboko zmienił kraj. Irlandia jest
dziś bardziej świecka, ustawa antyaborcyjna jest powoli liberalizowana, a
przymuszony do rozliczenia pedofilii Kościół, odsunięty od władzy świeckiej,
zajął się głoszeniem ewangelii.
Aby taki scenariusz mógł się powtórzyć w
Polsce, potrzebne jest albo przesunięcie Platformy w stronę liberalno-socjalną,
albo pojawienie się silniejszej lewicy, która wraz z PO będzie Polską rządzić.
Pierwszą z tych strategii symbolizuje Barbara Nowacka, drugą Biedroń. Właśnie
dlatego, nawet wśród ludzi z dawnego Ruchu Palikota, nie wyłączając byłego lidera, nie
słyszy się krytyki ani pod adresem Biedronia, ani Nowackiej. Weterani walki o
świecką Polskę uważają, że ewentualny sukces inicjatywy Biedronia wzmocni
także pozycję Nowackiej w sojuszu z PO, gdyż „Schetyna będzie widział, że w Polsce
pojawił się potencjał do zwrotu na lewo i oczekiwania bardziej świeckiego
państwa”.
W OCZACH KONKURENTÓW
Pytana o Biedronia Nowacka zaczyna od komplementów: „Poznałam Roberta w Ruchu Palikota, był ambitny i
pracowity, a z tego co wiem, z dawnego środowiska Janusza pozyskał ludzi,
którzy potrafią pracować, jeździć po kraju, budować struktury. Oni będą
największą siłą jego ruchu”.
Dlaczego w takim razie sama wybrała drogę
koalicji z PO i Nowoczesną, o których Biedroń wypowiada się z przekąsem?
Nowacka: „Ja i Robert mamy inną diagnozę
sytuacji w Polsce. On uważa, że
rządy Kaczyńskiego są tylko
chwilową turbulencją polskiej demokracji, raczej okazją do zbudowania własnej
pozycji i partii niż walką naprawdę o wszystko. Ja myślę inaczej. Rządy PiS,
rośnięcie narodowej prawicy, sięganie po pełnię władzy przez Kościół - to
moment rozstrzygający o tym, czy demokracja w Polsce w ogóle przetrwa, czy
kobiety zostaną pozbawione wszelkich praw, a Unia Europejska będzie zwalczana
jako »obce mocarstwo«. W takim momencie nie mogłam stanąć z boku i odpuścić
wyborów samorządowych, by budować osobisty projekt”.
W ledwie trzy dni po ogłoszeniu planów
Biedronia Nowacka zdołała przekonać swoje środowisko do współpracy z PO i
Nowoczesną. Można to traktować jako pierwszą porażkę Biedronia. Jednak część
współpracowników Nowackiej zaakceptowała współpracę z PO i Nowoczesną
wyłącznie na czas wyborów samorządowych i tylko na poziomie wspólnych list do
sejmików wojewódzkich. Boją się, że głębszy sojusz z liberałami to ryzyko
utraty lewicowej tożsamości. A to oznacza, że Biedroń może liczyć, iż po wyborach
samorządowych niektórzy przejdą pod jego sztandary.
Także Andrzej Rozenek, który był z
Biedroniem w Ruchu Palikota, a dziś jest kandydatem SLD na prezydenta Warszawy,
waży słowa: „Kibicuję Robertowi, jego projekt jest potrzebny w szerokim bloku
lewicy, która wraz z koalicją PO i Nowoczesnej odbierze władzę PiS i przesunie
Polskę na lewo”. Jednak pytany o konkretne kontakty SLD z Biedroniem punktuje
jego słabości: „Dziś nie ma kontaktów, bo nie ma jeszcze żadnego ugrupowania
Biedronia, będziemy negocjować warunki współpracy, kiedy poznamy jego ludzi,
siłę jego struktur, a przede wszystkim program, którego wciąż nie ma”.
Sam Biedroń odpowiedź na pytanie o ludzi i
program przekłada na luty przyszłego roku - na okres po wyborach samorządowych,
u progu kampanii do Parlamentu Europejskiego. Dzisiaj wiadomo tylko, że
zdecydował się na krok dla każdego polityka najtrudniejszy - skoczył na główkę
do basenu, w którym nie wiadomo, czy jest jakaś woda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz