Za kratkami pisał
„Poradnik dla Jarosława K.” - o tym, jak funkcjonują areszt, służba więzienna,
subkultura. - Jak pan prezes przeczyta, to dobrze. Wierzę głęboko, że taka
wiedza mu się przyda - mówi poseł PO
Rozmawia Paweł Reszka
NEWSWEEK: Pański gabinet?
STANISŁAW GAWŁOWSKI:
Mój!
Fajnie wrócić?
- Koledzy
wykorzystywali mój pokój do spotkań, ale niech pan zobaczy, że nic mojego nie
jest ruszone! Książka z dedykacją, dostałem tuż przed aresztem - na miejscu.
Papiery leżą, jak je zostawiłem. Miłe.
Ledwie co stał pan
przed sądem. Decydowało się: wolność czy powrót do aresztu śledczego przy
Kaszubskiej
w Szczecinie.
- Ulica Kaszubska! Ja mówię „MS Kaszuby”!
MS?
- Od motor ship, czyli statek.
Bo pan przecież
pływał.
- Skończyłem średnią szkołę morską. Czyli formalnie jestem
oficerem marynarki handlowej. Dawno temu pływałem, przeważnie na kutrach
rybackich.
Jest podobieństwo
między celą a kajutą?
- Kajuta jest nawet mniejsza od celi. Mieszkaliśmy we
trzech. Jak jeden stał, to dwóch musiało leżeć na kojach.
A w areszcie?
- Cela dwuosobowa, czyli dwóch
mogło stać, choć już niespecjalnie dało się poruszać.
Stoi pan przed sądem i
zastanawia się, czy nie wraca na „MS Kaszuby”...
- Potężne emocje. Przecież nawet
w najczarniejszych snach nie zakładałem, że mnie w ogóle aresztują, że trafię
do celi!
Skąd to przekonanie?
- Mógłbym powiedzieć: wiem, co
robiłem, a czego nie robiłem w życiu. Ale powiem inaczej. Przeczytałem wniosek
o uchylenie immunitetu, jaki prokuratura skierowała do Sejmu. Roi się tam od
kłamstw.
Na przykład?
- Pewien człowiek oświadcza, że
w 2011 r. wręczył mi łapówkę. Podaje datę. Tylko akurat wtedy nie było mnie w
kraju. Nie mógł mi dać łapówki. Takich przykładów jest więcej. No, jak na
podstawie takich bzdur można zamykać człowieka?
Ale pana zamknęli. A teraz
sąd orzekł, że pan wychodzi; tylko trzeba zapłacić kaucję, bo „zarzuty są
uprawdopodobnione”. Skoro kaucja, to coś na niego mają.
- Tylko trzeba wziąć pod uwagę,
że sąd nie widział wszystkich akt. Miał tylko to, co dostał
od prokuratora. No, i nie orzekał o mojej winie. Nie zostałem za nic skazany.
Ile pan przesiedział?
- Trzy miesiące i kilka godzin.
Te kilka godzin zajęły formalności. Prokurator potwierdzał, czy wpłynęły
pieniądze na kaucję.
Spora suma - 500 tysięcy.
- Cała rodzina - siostry, syn -
wpłacała swoje oszczędności. Po 50, po 100 tysięcy, ile kto miał. Wpłacali,
choć prokurator ich zniechęcał. „Bo jak on będzie mataczył albo ucieknie, to
pieniążki przepadną” - uprzedzał. Skandal! Zgłaszali się też znajomi, chcieli
się dorzucić. Znaczy - wierzą w moją niewinność.
Jak wyglądały te trzy
miesiące aresztu? Przesłuchania, dowody, konfrontacje czy raczej siedział pan w
celi i kruszał?
- To był klasyczny areszt
wydobywczy. Przez pierwszy miesiąc w ogóle nie działo się nic. Jakby o mnie
zapomnieli.
A potem?
- Podjęli próbę złamania mnie.
Zaczęły się przesłuchania i konfrontacje. Po pewnym czasie pytania zaczęły się
powtarzać. Mówiłem to samo pierwszy, drugi i piąty raz.
Po co pytali pięć razy o to
samo?
- Znana metoda, żeby w sądzie
pokazać, jak wiele czynności zostało wykonanych. Tomy opasłe, czyli śledczy
się nie obijają!
Mówi pan, że chcieli pana
złamać. Jak?
- Trwają intensywne
przesłuchania. W tym czasie oni odmawiają mi widzenia z żoną. Do tego przestają
do mnie docierać listy od bliskich. Jednocześnie wiem, że trwa nagonka na moją
rodzinę. Żona, siostry, brat są przesłuchiwani. I jeszcze dowiaduję się, że w
Szczecinie prowadzę burdel.
Co znaczy „wiem”, „dowiaduję
się”?
- Mam w celi telewizor. Odbieram
kanały reżimowej telewizji, m.in. TVP Info. A w tej stacji jestem
przecież stałym czarnym charakterem.
I jak się pan czuł?
- Można sobie wmawiać:
„Spokojnie, poradzę sobie”, ale nic nie jest „spokojnie”. Jedno pan wie i to do
pana wraca: „Siedzę za kratami, a oni szarpią moją rodzinę”. Bezradność.
Popłakał się pan w celi?
- Wie pan, ja nie mam ochoty
rżnąć tu bohatera...
Czyli, że tak.
- Pan sobie wyobrazi: noc,
wyłączyli już światło, leży pan na pryczy, sam ze swoimi myślami. Nie ma tutaj
mocarzy.
Pańska żona mówiła mi, że
władza usiłuje pana obrzydzić ludziom. Żeby nawet po uniewinnieniu był pan w
oczach opinii publicznej skończony.
- Już tego doświadczam. Dostaję
na Twitterze wiadomości, że lepiej, jakbym się sam powiesił. Media reżimowe
podsycają nienawiść do mnie. Dla nich jestem kryminalistą - winnym i
skazanym. I nie mam wątpliwości, że duża grupa Polaków za ich sprawą właśnie
tak o mnie myśli. Ale jest też druga strona medalu. Wielu ludzi wie, że jestem
ofiarą nagonki. Okazują mi sympatię i to jest bardzo budujące. Pozwala mi
łatwiej funkcjonować. Jestem przecież posłem i chcę normalnie sprawować
mandat.
Z czym było najgorzej w
kryminale?
- Ze światłem. Szybko zaczęła
mnie boleć głowa i oczy. Okazało się, że jarzeniówka w celi miga. Tak delikatnie.
Przez godzinę czy dzień się tego nie zauważa. Ale potem organizm zaczyna się
buntować.
Trzeba było zgasić światło.
- (śmiech) Włącznik jest na zewnątrz. Strażnik robi pstryk o 6.30 i
drugi raz o 22.00.
Intymność?
- Wszędzie kamery. Kącik
sanitarny w celi, ale tam też kamera. Żadnej intymności.
Robił pan plan dnia?
- Tak. Nie pisałem go, ale
miałem w głowie. 6.30 pobudka, 7.00 apel. Śniadanie, czytanie, ćwiczenia
fizyczne, godzina spaceru.
Świeże powietrze!
- Tak, chociaż spacer był w
klatce, nawet niebo było za kratkami. Obok funkcjonariusz.
Nigdy nie był pan sam?
- Nawet w niedzielę na mszy
świętej w więziennej kaplicy był ksiądz, ja oraz naturalnie funkcjonariusz.
Co jeszcze było w pańskim
planie dnia?
- Oglądanie telewizji, pisanie
książki, czytanie, odpisywanie na listy. Aż do 22.00, kiedy gasło światło.
Mówią, że widzenie z rodziną
to teatr.
- Bo tak jest. Opowiadam żonie:
„Wiesz, to tak, jakbym był na statku, na dłuższym rejsie. Szybko nam zleci”. I
ona tak samo: „A u nas wszystko dobrze, nic się nie martw, dbaj o siebie.”. Jak
coś cię uwiera, to nie mówisz. Po co ich denerwować?
A często uwiera?
- Miałem taki moment. Pojawiła
mi się myśl, że wiem, co musiała czuć Barbara Blida...
Jak to?
- Przychodzi zła chwila.
Zaliczasz taki dół, że zaczynasz się zastanawiać: „Po co dalej to ciągnąć,
może już wystarczy”...
I?
- Na szczęście pojawiła się inna
refleksja, że przecież nie chodzi tylko o mnie. Bo gdzie żona? Albo mama?
Trzeba odzyskać dobre imię. Na przekór tym, którzy już mnie „powiesili”.
Miał pan sporo czasu na
przemyślenia. Jakie pan popełnił błędy? Nie był pan za blisko z biznesmenami?
Może trzeba było się odciąć od starych znajomych, jak obejmował pan fotel w
ministerstwie?
- Ja nie chciałem od żadnego z
przyjaciół się odcinać. Mówię o przyjaciołach, a nie o tych, którzy starali się
wykorzystywać znajomości ze mną.
Krzysztof B., który mówi, że
dał mu pan łapówkę.
- Nie uważam go za przyjaciela.
To przykład człowieka, który wykorzystał znajomość ze mną...
Miał firmę z pańskim synem,
brał udział w przetargach melioracyjnych, potem twierdził, że dawał panu
łapówki, żeby je wygrywać. Przyzna pan - nie brzmi to dobrze.
- Pan mnie będzie teraz pytał o
sprawy z aktu oskarżenia?
Mam taki zamiar.
- To muszę zastrzec: ja nie mogę
ujawnić panu nic z materiałów śledztwa. Bo to by było przestępstwo. Moje
odpowiedzi będą być może zdawkowe, ale proszę, żeby pan to zrozumiał.
Rozumiem. Co pan może
powiedzieć o tej relacji z panem B.?
- Nigdy nie wpływałem na żaden
proces inwestycyjny. Melioracja nigdy mi nie podlegała. Wszyscy moi podwładni
potwierdzą, że nie tolerowałem żadnego powoływania się na mnie. Zawsze mówiłem:
„Działajcie zgodnie z prawem”.
A Bogdan K., przedsiębiorca
budowlany?
- To akurat mój przyjaciel. Od
20 lat przyjaźnimy się rodzinami. Nie będę i nie chcę tego zmieniać.
On też miał panu dawać
łapówki.
- Nikt mi nie dawał łapówek.
Formalnie nie. Jednak K.
sprzedał apartament w Chorwacji teściom syna. A teściowie - jak czytam
- nie mieli na to pieniędzy. I to miała być
ukryta łapówka dla pana.
- Media reżimowe to podnoszą...
... że laborantki i rencisty
nie stać na drogi apartament.
- Przecież ci ludzie pracowali
przez całe życie. Przez 40 lat nie można sobie odłożyć 200 czy 300 tysięcy
złotych? Dlaczego nie mogli wydać pieniędzy na mieszkanie w Chorwacji? Skąd
założenie, że byli mi potrzebni do jakiegoś procederu korupcyjnego? Mnie
przecież stać na apartament.
I zegarków Tag Heuera też pan
nie dostawał w ramach wdzięczności?
- Jedynego Tag Heuera dostałem
od żony. Zresztą znalazła rachunek. Łapówką miał być inny model. Prokuratura
stawała na głowie, żeby znaleźć zdjęcie potwierdzające, że miałem taki zegarek.
No, i się im nie udało.
Prokuratorzy łamią ludziom
kręgosłupy? „Nagadaj na Stacha, to sam unikniesz kary”?
- Moim zdaniem takie zdanie
usłyszało wiele osób. Ludzie, którzy mnie pomawiają, sami mają kłopoty z
prawem i szybko dostają propozycję zostania świadkami koronnymi.
O czym pan pisał w więzieniu?
- Książka ma roboczy tytuł
„Poradnik dla Jarosława K.”. To mój subiektywny opis tego, jak funkcjonuje
areszt, służba więzienna, subkultura. Z kim w kryminale warto mieć dobre
relacje, a z kim lepiej się nie zadawać. Wie pan, kto to kajfus?
Nie.
- To taki, co rozdaje jedzenie.
Ważna osoba! Warto wiedzieć takie rzeczy, zanim posadzą.
To poradnik dla prezesa PiS?
- Jak pan prezes przeczyta, to
dobrze. Wierzę głęboko, że taka wiedza mu się przyda.
Jest w panu gniew.
- Tak, jest we mnie gniew.
Dostałem zgodę na cztery telefony do mamy. Ona ma 82 lata. Jest schorowana.
Rozmowa nie mogła trwać dłużej niż sześć minut.
Trudne?
- Zostanie mi w głowie do końca
życia. Mama starała się nie płakać. Mówi: „Musisz się modlić”. „Dobrze”. „Ale
musisz się modlić za Ziobrę i Kaczyńskiego”. „Mamo, ale ja nie jestem w
stanie! Nie mogę. Przez nich siedzę”. „Musisz im wybaczyć! Nie możesz żyć
chęcią zemsty. To cię będzie zabijać”.
Mama swoje, a pan? Przyjeżdża
do Sejmu i mówi PiS-owcom: „W więzieniu na was czekają!”.
- Poseł PiS nazwał mnie
przestępcą. Nie miał prawa! Ja nie zostałem skazany. I w praworządnym państwie
nigdy nie zostanę skazany. Chyba że PiS uda się do końca zlikwidować państwo
prawa - do czego kroczy prostą ścieżką.
Pluje pan sobie w brodę, że
„nie dorżnęliście watahy”? Pamięta pan hamletyzowanie w zeszłej kadencji?
Komisja śledcza ds. SKOK? Nie wypada! Trybunał Stanu? Nie, to będzie nieładnie!
- Tak. Popełniliśmy wiele
błędów. SKOK i Trybunał Stanu dla Ziobry to jedne z nich. Ale dziś PiS posunęło
się za daleko. Przegrają. A wtedy nie będzie grubej kreski ani zmiłowania.
Każdy, kto łamał prawo, łamał konstytucję - odpowie.
No, i jak to się ma do słów
mamy? Pan jest chrześcijaninem. Ta
religia opiera się na miłosierdziu. Ma pan je w sobie?
- Co boskie Bogu, co cesarskie -
cesarzowi. Jeśli ktoś łamie prawo cesarskie, to odpowie za to. Nie możemy
sobie pozwolić na nieuzasadnioną litość.
Polska jest głęboko
podzielona. Ani jedna jej część, ani druga się nie wyprowadzi. A tak się jej
chyba nie sklei, prawda?
- Na tych, co przyjdą po PiS,
będzie ciążyć wielka odpowiedzialność. Z jednej strony - będą musieli
rozliczyć ten okres. Z drugiej - oprzeć się pokusie zemsty. Nie wolno
powiedzieć:
„OK, nic się nie stało”, ale tym
bardziej nie wolno się mścić, pozwalać sobie na osobiste emocje. Zemsta
zniszczy i jednostkę, i społeczność. Tak zrozumiałem słowa mamy. Nie należy
rozliczać PiS w całości. Należy rozliczać tych, którzy złamali prawo. Temida
się po nich zgłosi.
Ale najpierw to prokurator
zgłosi się po pana. Sam Jarosław Kaczyński mówi, że we wrześniu będzie pan miał
nowe zarzuty.
- Po pierwsze, to Jarosław
Kaczyński powinien wytłumaczyć, skąd ma taką wiedzę. W jakim trybie uzyskał
wiadomości dotyczące śledztwa. Ciekawe, bo ani ja, ani moi prawnicy o nowych
zarzutach nic nie wiemy, a prezes PiS owszem. Uważam, że to skandal. A co do
prokuratury, to nic mnie nie dziwi. Niczego innego po podległej ministrowi
reżimowej instytucji się nie spodziewam.
Załóżmy, że będzie pan na
wolności. 11 listopada, w rocznicę stulecia odzyskania niepodległości, pójdzie
pan w państwowym pochodzie?
- Nie mam żadnego powodu, żeby
nie iść! To nie Nowogrodzka decyduje, kto w Polsce jest patriotą i kto ma
prawo manifestować patriotyzm. Oni chcą nam wmówić: „jesteście gorszym
sortem”, „stoicie tam, gdzie ZOMO”. Ja się nawet z tego naigrawałem.
Niesłusznie?
- Zdecydowanie niesłusznie. Tu
nie ma z czego drwić. Oni naznaczają nas jako grupę. Budowanie państwa
totalitarnego zaczynało się od stygmatyzacji jakiegoś środowiska - gorszy
naród, grupa wyznaniowa, seksualna. A potem wybierano jednostki.
Czyli jeśli pana nie zamkną,
to pan pomaszeruje?
- Pomaszeruję, bo nie mam się
czego wstydzić. To oni mają powody do wstydu. Oni, nie ja, powinni chodzić ze
spuszczoną głową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz