Adam Tomczyński
sądził w procesach, które rujnowały ludziom życie. I milczał, przyzwalając na
jawne bezprawie. Ostatnio objawił się jako bojownik pisowskiej naprawy
sądownictwa i ma szansę zostać sędzią Sądu Najwyższego.
Violetta Krasnowska
Gdy zobaczyłem go w telewizji, gdzie z zapałem popierał reformę
sądownictwa przygotowywaną przez rządzący obóz, od razu go poznałem. Mimo że
upłynęło tyle lat - mówi w rozmowie z
POLITYKĄ Dariusz Baran, właściciel firmy CLiF, czyli Centrum Leasingu i Finansów.
- Są pewne zdarzenia w życiu, które się pamięta, a ogłoszenie upadłości to
była dla mnie trauma.
Trochę więc mnie zdziwiło, że ten człowiek
bierze udział w próbie reformy wymiaru sprawiedliwości. Akurat on.
Firma CLiF była prymusem na rodzącym się w latach 90.
wolnym rynku. Odniosła sukces w branży leasingu samochodów, szybko weszła na
giełdę, w jeden rok potrafiła dać 300 proc. zysku. A Dariusz Baran w dawnym
budynku KC PZPR przerobionym na Giełdę Papierów Wartościowych odbierał
statuetkę „byka i niedźwiedzia” giełdowej gazety „Parkiet” przyznawaną tym,
którzy najlepiej zapisali się na rynku kapitałowym.
Sędzia od upadłości
I właśnie wtedy jeden bank, z dnia
na dzień, bez dania racji, wycofał się z dalszego kredytowania CLiF oraz złożył
wniosek o jego upadłość do wydziału sądu upadłościowego, gdzie wtedy sądził
Adam Tomczyński i Dariusz Czajka, jako szef jego wydziału. - Najpierw nie
przejąłem się tym wnioskiem specjalnie - przyznaje Dariusz Baran - bo po
zerwaniu przez bank umów wychodziło nam, że to bank jest nam więcej winien niż
my bankowi, a spór co do wierzytelności jest przesłanką negatywną do
ogłoszenia upadłości, co sam pan sędzia Czajka wielokrotnie podkreślał w
swoich licznych publikacjach.
Mimo to trzyosobowy skład sędziowski - bo decyzja o
upadłości przedsiębiorstwa to poważna sprawa - Dariusz Czajka, Adam Tomczyński
i Urszula Wilk, 12 grudnia 2001 r. wydał postanowienie o upadłości CLiF-u.
Orzeczenie upadłości ma zawsze rygor natychmiastowej wykonalności,
wchodzi w życie od razu. Do firmy wszedł więc syndyk wskazany przez Czajkę
jako sędziego komisarza. Na dzień dobry pijany (2 promile we krwi) rozbił
luksusową limuzynę Audi
A8 należącą do majątku CLiF-u; trawą zarastały
podwarszawskie parkingi z flotą dopiero co sprowadzonych przez Dariusza Barana
z fabryki aut. Pieniądze szły na niebotycznie wyśrubowane finansowo usługi
zamawiane przez syndyka w zaprzyjaźnionych firmach. Tak że praktycznie nie
zostało nic, gdy dwa lata później – w 2003 r. - Sąd Najwyższy w wyniku kasacji
wniesionej przez Dariusza Barana stwierdził, że sędziowie, ogłaszając upadłość
CLiF-u, dopuścili się poważnego naruszenia prawa. I ją unieważnił. To był ewenement.
Sądowe imperium zła
Dla Dariusza Barana jest jasne, że
chodziło po prostu o wyeliminowanie go z rynku, bo stawał się coraz
poważniejszą konkurencją w leasingowym biznesie. Do tego na jaw zaczęły wychodzić dziwne historie innych upadłości, jakie
orzekano w wydziale, zwykle w tym samym składzie: Czajka, Tomkiewicz, Wilk.
Np. upadłość Zakładów Radiowych im. Kasprzaka na Woli, których tereny były
wielokrotnie więcej warte niż dług. O upadłość wystąpił sam sędzia Czajka -
jako komisarz innej upadłej spółki. Tereny te, dziś centrum finansowe, kupił
tanio od syndyka ten sam bank. I kupił też okazyjnie od tego samego syndyka
(jak później wyszło na jaw, związanego z tym bankiem) tereny
po Modzie Polskiej. Okazało się też, że ten sam bank udzielił na preferencyjnych
warunkach kredytu na zakup luksusowego jachtu „Fryderyk Chopin” dla Zrzeszenia
Prawników Polskich, oddział w Warszawie, kierowanego przez... sędziego Czajkę.
Ten sam skład sędziów w 2002 r. - w wyznaczonych na wokandzie 10 minutach na rozprawę - przeprowadził upadłość spółki
Newlin, wycenionej na 40 mln zł, właściciela atrakcyjnych dewelopersko terenów
na Mokotowie, którą zaraz syndyk sprzedał za 6 mln zł.
Podobnych historii było więcej. Najbardziej bulwersująca
wydaje się sprawa z upadłością małych Zakładów Konfekcyjnych Leda z Pragi.
Czajka jako sędzia komisarz Ledy zgodził się na sprzedaż za 600 tys. zł
należącego do niej kilkukondygnacyjnego budynku firmie Centrum Informacji
Prawno-Finansowej, której dziś jest wspólnikiem. Tu siedzibę znalazło
kierowane przez niego Zrzeszenie Prawników Polskich, oddział w Warszawie. A
także prywatna założona przez to zrzeszenie Europejska Wyższa Szkoła Prawa
i Administracji, której Dariusz Czajka jest rektorem.
Pod tym samym adresem mieści się też kancelaria Czajki.
- Według mnie pan sędzia Czajka stworzył w tym wydziale
swoiste imperium zła. Przecież robił to z wykształconymi prawnikami z
nominacjami sędziowskimi. Nie wyobrażam sobie, żeby to zło nie było widziane
przez jego kolegów, którzy z nim pracowali - mówi Dariusz Baran. Pamięta, że w sprawie upadłości CLiF-u całe
postępowanie prowadził Czajka, a Tomczyński i Wilk nie zadawali żadnych pytań,
milczeli. - Jeżeli sędzia Czajka ma taką siłę, że mówi, tu trzeba ogłosić
upadłość, pomimo że w książkach sam pisze, że nie można, i nie pada żadne votum separatum, to co, pozostali nie wiedzieli, co się dzieje? - pyta szef CLiF-u. Zresztą wiadomo, że o upadłości decydują
składy trzyosobowe. Wykłady Tomczyńskiego w „szkole Czajki”, jak nazywano
potocznie Europejską Wyższą Szkołę Prawa i Administracji, oceniano w mediach,
które szeroko opisywały aferę w wydziale upadłościowym, jako element panującego
tam układu wzajemnych przysług. W końcu to on „przyklepywał” decyzje Czajki.
Wobec Dariusza Czajki na wniosek ministra sprawiedliwości
wszczęto postępowanie dyscyplinarne. Sąd Najwyższy orzekł, że dopuścił się
„przewinień służbowych”, w tym przy upadłości CLiF-u. Ukarano go przeniesieniem
do sądu poza stolicę. Sędzia uzasadniał wyrok tym, że pozwoli to sędziemu
„uwolnić się z sieci powiązań, którą stworzył wraz z krewnymi i znajomymi.
Słownik polski taką sieć nazywa kumoterstwem”. Ale Dariusz Czajka już wtedy
był poza sądownictwem, sam chwilę wcześniej złożył rezygnację. Wkrótce potem
rezygnację z pełnienia zawodu sędziego złożył też Adam Tomczyński. Miało to
mieć związek z aferą i z tym, że pracował na uczelni Czajki bez zgody prezesa
swojego sądu. On sam tłumaczy dziś, że zaważyły względy finansowe. Chciał
więcej zarabiać.
List do prezesa
W 2005 r. zarejestrował się jako
radca prawny. Znalazł zatrudnienie w wydziale dyscypliny PZPN, potem w spółce
Ekstraklasa - do 2010 r. Miał się potem znaleźć w radzie nadzorczej Polskiej
Telefonii Cyfrowej (w miejsce Aleksandra Myszki), ale sąd rejestrowy odmówił
dokonania wpisu.
Nie wiadomo, co robił przez ostatnie lata, dla kogo
pracował. Nie sposób nawet z nim się skontaktować po poradę prawną. Jego
zarejestrowana kancelaria radcowska, która
znajduje się w prywatnym domu przy piaszczystej drodze na przedmieściach
podwarszawskich Marek, nie ma nawet numeru telefonu. Reporterom TVN24 powiedział, że nie udziela teraz wywiadów. Nam także nie
udało się z nim skontaktować.
Nie był aktywny w mediach społecznościowych, na Twitterze.
I nagle, w styczniu 2016 r., deklarując w ten
sposób swoje poparcie dla władzy w wojnie o Trybunał Konstytucyjny, Adam
Tomczyński napisał wspólnie ze Stefanem Hamburą (pełnomocnikiem rodzin ofiar
katastrofy smoleńskiej - Andrzeja Melaka i wnuka Anny Walentynowicz) list
do prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Tekst szybko trafił do internetu z
zapowiedzią: „dwaj prawnicy, Stefan Hambura i Adam Tomczyński, uważają,
że najgłośniejszy ostatnio wyrok TK [z 3 grudnia 2015 r. sygn. akt K 34/15, o
ważności wyboru członków TK w poprzedniej kadencji Sejmu] został wydany z
rażącym naruszeniem przepisów postępowania, co skutkować winno jego
nieważnością”.
Czy to ten list wrzucił Tomczyńskiego na orbitę PiS? W
każdym razie niedługo po nim, jak wynika z rejestru Monitora Sądowego i
Gospodarczego, Adam Tomczyński został przewodniczącym rady nadzorczej Huty
Stalowa Wola należącej do Polskiej Grupy Zbrojeniowej i firmował zmianę na
stanowisku prezesa. Lokalne media pisały: „»Dobra zmiana« zmiotła zarząd Huty
Stalowa Wola przed upływem końca kadencji. Hutą pokierują teraz ludzie w
większości spoza huty, nie mający do tej pory z branżą zbrojeniową nic
wspólnego”. Po kilku miesiącach został jednak usunięty z rady.
Wzorzec sędziego Sądu
Najwyższego
Prawnikiem, który w sieci pisał w
stylu: „Bronisław Komorowski, Ewa Kopacz, Donald Tusk, Maciej Lasek, prokuratorzy
od »śledztwa« - wypad pajace” albo „O opozycji nawet szkoda gadać. Intelektualne
tuzy typu Grześ, Borysek i Michaś to »prawdziwi« mężowie stanu - nadają się do
polityki jak Ryśki”, zainteresowały się media prorządowe: TVP Info, Republika, Polskie Radio. Stał się głównym orędownikiem
zmian w sądownictwie.
52-letni Adam Tomczyński, który sędzią przestał być 15 lat
temu, w tych mediach nazywany jest sędzią, wieloletnim sędzią, a niekiedy
doktorem, choć jako obecnie współpracownik w Katedrze Prawa Prywatnego Europejskiej
Wyższej Szkoły Prawa i Administracji
podpisywany jest skromnym „pr”, po prostu prawnik.
W telewizji Republika, gdzie jest praktycznie stałym
komentatorem, perorował, jacy powinni być sędziowie Sądu Najwyższego: „Sędziowie rejonowi, zresztą ze mną tak samo
było - jak patrzyłem w górę na sędziów Sądu Najwyższego, to ja zawsze chciałem
znaleźć tam jakieś wzory, żeby być taki jak ten sędzia Sądu Najwyższego, bo
on dobrze orzeka, mądrze się zachowuje. I kłopot jest taki, że wielu sędziom
sądów rejonowych było ciężko te wzorce w sędziach Sądu Najwyższego znaleźć.
Dlatego, że część z nich to jeszcze sędziowie z czasów stanu wojennego, mający
na koncie różnego rodzaju nie najciekawsze orzeczenia sądowe związane ze
stanem wojennym, a także ludzie, którzy zrobili dość dużą karierę na przełomie
89/90 i często ta kariera nie była tak uzasadniona jak powinna być. Mądre
orzecznictwo i wzorce osobowe - mam nadzieję, że nowy skład Sądu Najwyższego
jedno i drugie zapewni”.
Kiedy ogłoszono nabór, Adam Tomczyński zgłosił się jako
kandydat do Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Na niedawnym posiedzeniu KRS
z ponad 50 kandydatur wybrano 12 przyszłych sędziów Sądu Najwyższego - w tym
jego. „Zespół KRS stwierdził, że szerokie spektrum jego działalności pokazuje,
że wyróżnia się wiedzą prawniczą i zarekomendował go stosunkiem głosów 3:2” -
zapisano w protokole posiedzenia. Poseł Stanisław Piotrowicz uzasadniał,
dlaczego Tomczyński nadaje się na tę funkcję: „Dostrzega konieczność reform
wymiaru sprawiedliwości i jest świadom zadań, jakie stoją przed Izbą
Dyscyplinarną”.
- Cóż, dopuszczam sytuację, że taka osoba jak sędzia
Tomczyński właśnie dzięki złym doświadczeniom życiowym może być teraz dobrym
sędzią, bo będzie wiedziała z autopsji, jak może wyglądać delikt dyscyplinarny - ironizuje Dariusz Baran w biurze CLiF-u. Sądy odmówiły
mu odszkodowania za błędny wyrok sędziów Czajki, Tomczyńskiego i Wilk o
upadłości, co zrujnowało jego firmę. Uzasadniały to tym, że owa bezprawność
„nie była rażąca”, a odpowiedzialność Skarbu Państwa powstaje jedynie w
przypadku rażącej bezprawności działania funkcjonariuszy państwa. Szef CLiF-u
skarży więc Polskę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Radca Tomczyński opublikował niedawno oświadczenie, z którego
wynika, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Nie waha się przy tym mówić w
telewizyjnym studiu: „Trzeba zrozumieć i pogodzić się z tym, że ja - sędzia -
jestem kimś, kto ma służyć temu, kto przyjdzie na naszą rozprawę. A mój wyrok
to nie jest świstek papieru, który może sobie powiesić na ścianie, tylko tam
jest napisane, że jest
on wydany w imieniu Rzeczypospolitej.
I to powinno każdemu sędziemu
dawać coś do zrozumienia”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz