Maciej Mikołajczyk
Jarosław Kaczyński, Żoliborz, luty 2017 r.: „Polskie sądownictwo to
jest gigantyczny skandal i z tym skandalem trzeba skończyć. Przypomnę sprawę
sędziego na telefon i tę sytuację, kiedy z ukaraniem sędziego były bardzo
poważne kłopoty i w gruncie rzeczy go nie ukarano. Natomiast dziennikarz, który
dokonał tej prowokacji dziennikarskiej - bardzo dobrego, prospołecznego czynu
- został ukarany. Tak to w Polsce wygląda”.
Beata Szydło, Warszawa, lipiec 2017 r.: „PiS jest konsekwentny w
przeprowadzaniu reformy wymiaru sprawiedliwości. I przeprowadzimy tę reformę
do końca. To należy się Polakom. Skończył się czas sędziów na telefon”.
Lipiec, 2018 r., Mateusz Morawiec- ki, Bruksela: „Czy wiecie o tym,
że w czasach wcześniejszych prezes sądu okręgowego był gotów na telefon
premiera - to była dziennikarska prowokacja - wybrać spolegliwego sędziego w
sprawie afery Amber
Gold? Czy takiego wymiaru sprawiedliwości
chcemy?”.
Paweł Miter do premiera Morawieckiego: „Przestańcie sobie wycierać
twarze sprawą, która do dziś niszczy mi życie, bo nie zrobiliście nic, żeby
cokolwiek zmienić”.
To dzięki niemu Ryszard Milewski, prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku,
został sędzią na telefon. I ikoną patologii wymiaru sprawiedliwości, którą PiS
wymachuje od sześciu lat. Nikt tak nie pomógł rządzącej partii w
usprawiedliwieniu zamachu na sądownictwo, jak Miter. Lecz, gdy pi- siory
zamachu już dokonały i zgodnie z planem oraz ku radości wszystkich Polaków, o
winie decyduje telefon od Ziobry lub Kaczyńskiego, Miter połapał się, że nie o
taką Polskę walczył. Nie dlatego, że jest idealistą, ale dlatego, iż w jego
sprawie nikt nie dzwoni.
Ukręcić łeb
Wrzesień 2012 r. Paweł Miter dzwoni do Ryszarda Milewskiego, prezesa Sądu
Okręgowego w Gdańsku. Podaje się za urzędnika Kancelarii Prezesa Rady
Ministrów, czyli Donalda Tuska. Milewski, acz nie bez aktywnego udziału
Mitera, daje się nabrać - umawia się na spotkanie z premierem, mówi, że
sędziowie, mający orzekać w sprawie afery Amber Gold, zostali
wybrani rzetelnie i wyznacza termin rozprawy odpowiadający rozmówcy. Miter
nagrywa rozmowę i jej treść publikuje w „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zostaje bohaterem.
Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze wszczyna postępowanie. Wątek
sędziego Milewskiego kończy umorzeniem, ale śledczy chcą się dowiedzieć, czy
bohater przy okazji prowokacji nie popełnił czynów zabronionych w postaci
podżegania do przestępstwa i podawania się za funkcjonariusza publicznego. W
trakcie śledztwa na jaw wychodzą nowe kwiatki, lecz Miter znika i nie można go
przesłuchać. W 2014 r. prokuratura śle list gończy. 2 miesiące później partyzant
wolnego słowa ląduje w puszce.
Patrioci, zwłaszcza z
PiS-u, drą się, że to zemsta polityczna i domagają się „natychmiastowego
uwolnienia dziennikarza, który obnażył służalczość sędziów wobec władzy".
Miter wnet wychodzi na powietrze, ale wcześniej prokurator stawia mu zarzuty
płatnej protekcji, próby wyłudzenia pieniędzy, fałszowania dokumentów i
podawania się za funkcjonariusza publicznego.
Prokuratura znajduje bowiem dowody, że do prezesa Milewskiego dzwonił
nie po to, żeby dokonać prowokacji dziennikarskiej i poinformować opinię
publiczną o serwilizmie sędziowskim, ale żeby wywiązać się z umowy, jaką zwarł
z Marcinem P., właścicielem Amber Gold. W ramach tej umowy przyjął
od Marcina E wynagrodzenie, w zamian zobowiązując się, że dzięki znajomościom
w służbach specjalnych pomoże mu w kłopotach, a nade wszystko, że wykaże, iż
w aferę Amber Gold umoczony jest Tusk. Nagranie rozmowy z sędzią Milewskim
miało być zatem kartą przetargową w rękach Marcina E: albo się ode mnie
odpierdolicie, albo świat się dowie, komu zależy na tym, aby sprawie łeb
ukręcić.
Nieślubne dziecko
W 2015 r. w trakcie kampanii prezydenckiej gotowy jest akt oskarżenia.
„To forma nacisku na mnie i
próba zaszczucia, ale i pozbawienia wiarygodności w oczach opinii publicznej.
Prokuratura uznała, że najlepszym schematem mojego zdyskredytowania będzie
uznanie i udowodnienie mi brania pieniędzy od Marcina P., a następnie zupełnie na spokojnie ukaranie mnie za
sędziego Ryszarda Milewskiego. Oskarżenie o wzięcie pieniędzy od prezesa Amber Gold ma przykryć zarzuty za ujawnienie służalczości sędziego.
Dodam, że w najbliższy piątek miał ukazać się mój materiał na temat nieślubnego
dziecka prezydenta Bronisława Komorowskiego. Publikacja jednak po ustaleniu z
wydawcą będzie miała miejsce po pierwszej turze wyborów” - oświadcza Miter. W domyśle: za spreparowanym aktem oskarżenia
stoi nie tylko premier, ale i prezydent.
Materiał o nieślubnym dziecku ukazuje się w „Warszawskiej Gazecie”.
Wynika z niego, że Miter pytał różne osoby, w tym ginekologa, czy Komorowski
ma dziecko z posłanką Platformy Obywatelskiej - nie uzyskując jednak
odpowiedzi.
Duda wygrywa. Potem triumfuje PiS. Prokuratury i sądy lądują pod butem
prezesa Kaczyńskiego i jego lokajów. Miter jest pewien, że po tak dobrej
zmianie włos mu z głowy nie spadnie. Błądzi.
Zatrzymać szaleństwa
Najpierw dostaje w łeb za przyjęcie od Marcina P. łapówki w kwocie 4
tys. zł i domaganie się kolejnych 21 tys. oraz powoływanie się na wpływy.
Odwołuje się od wyroku, apeluje o pomoc do ministra Ziobry i posła Kaczyńskiego. Bez skutku - w drugiej instancji zostaje
skazany na 10 miesięcy pudła w zawiasach na 2 lata. W kwietniu 2018 r. wyrok
staje się prawomocny. Miter idzie do Kancelarii Prezydenta. Domaga się łaski.
Nici. Wątek podżegania sędziego Milewskiego do popełnienia przestępstwa i
podawania się za funkcjonariusza publicznego jest wyłączony do odrębnego
postępowania. Sąd pierwszej instancji orzeka, że Miter jest niewinny. Ale
zielonogórska prokuratura nie daje za wygraną: składa apelację, domagając się
dla Mitera bezwzględnego więzienia. Sprawa wraca na wokandę. To bolesny cios.
Miter powiadamia, kogo się da, że szef Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze
jest spokrewniony z Mateuszem Kijowskim, co wszystko wyjaśnia.
„Panie ministrze Ziobro! Niech
pan zatrzyma to szaleństwo. 28 września mam kolejną sprawę za podżeganie
sędziego Milewskiego do przestępstwa. Prokuratorzy w Zielonej Górze cieszą
się, że teraz dojadą Mitera” - pisze Miter do ministra sprawiedliwości.
Minister milczy. Nie dzwoni do sądu ani do prokuratury. Miter pisze do
premiera, żeby politycy PiS przestali wycierać sobie twarze jego sprawą.
Premier nie dzwoni.
Miter nie jest już zwolennikiem zmiany ustrojowej dokonanej przez PiS. „Obecne
zmiany w sądownictwie dla zwykłych ludzi nie mają żadnego znaczenia” -
uważa. Najwyraźniej nie rozumie, że w każdym ustroju sędzia na telefon
przysługuje tylko wybranym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz