poniedziałek, 10 września 2018

Taktyczny sojusz delfinów


Joachim Brudziński i Mateusz Morawiecki coraz częściej grają razem. Ale w PiS mówi się, że są skazani na konflikt, bo wyrastają na najpoważniejszych kandydatów do sukcesji po Kaczyńskim

Renata Grochal

Lot do Australii był jednym z większych upo­korzeń w politycznym życiu Andrzeja Dudy. Chwilę po tym, jak prezydent wsiadł do sa­molotu, wszyscy dowiedzieli się, że jego po­dróż właściwie nie ma sensu, że może być jedynie wycieczką krajoznawczą na koszt podatnika. Premier nie zgodził się bowiem na zakup w Australii używanych fregat typu Adelaide. Duda miał podpisać tam list intencyjny dotyczący zakupu okrętów dla ma­rynarki wojennej.
   Według moich rozmówców w pałacu prezydenckim to szef MSWiA Joachim Brudziński do spółki z premierem Mateu­szem Morawieckim zablokowali tę transakcję. Bliski współ­pracownik Brudzińskiego przyznaje, że gdyby doszło do podpisania listu intencyjnego, mogło­by to zaszkodzić PiS w kampanii samorządowej i parlamentarnej. A w szczególności zaszkodzić Brudzińskiemu, który jest posłem z Pomorza Za­chodniego i wiele razy obiecywał, że PiS odbudu­je polskie stocznie. - Jeżeli mamy odbudowywać stocznie, to tam trzeba zamawiać statki, a nie za granicą - podkreśla mój rozmówca.

OGRAĆ PREZYDENTA
Sojusz Brudzińskiego z Morawieckim w spra­wie fregat wywołał zdziwienie w pałacu prezy­denckim, bo obaj są uważani w PiS za rywali do schedy po Jarosławie Kaczyńskim.
   - Sprawa fregat pokazuje, że się dogadali i wspól­nie ograli prezydenta - ocenia zaufany współ­pracownik Dudy. Brudziński rozegrał wszystko bardzo sprytnie. Sam - jak zwykle - działał za ku­lisami. Nie krytykował publicznie pomysłu zakupu fregat, żeby nie narazić się szefowi MON Mariuszowi Błaszczakowi. Znają się jeszcze z czasów Porozumienia Centrum, pierwszej partii Ka­czyńskiego. W mediach koncepcję potępiał minister gospodarki morskiej Marek Gróbarczyk, najbliższy człowiek Brudzińskie­go. Podkreślał, że jego resort „niezmiennie stoi na stanowisku, że okręty wojenne powinny być budowane w Polsce”. Atakował pre­zydenta za to, że upiera się przy podpisaniu kontraktu z Austra­lijczykami, bo to zahamuje programy modernizacji marynarki wojennej na lata. Współpracownicy Brudzińskiego zorganizo­wali nawet kilka spotkań posłów z premierem. Tam przekonywa­li Morawieckiego, że transakcję trzeba zablokować.
   - To cały Brudziński. Zawsze wyciąga gorące kartofle z ogni­ska cudzymi rękami, żeby samemu się nie poparzyć - ocenia po­lityk PiS.
   Zaufany doradca Jarosława Kaczyńskiego mówi, że prezes o wszystkim wiedział, bo Brudziński przekonał go, że fregaty są stare i niedostosowane do działań na Bałtyku, a Morawiecki był tylko wykonawcą decyzji. Przyznaje, że informację podano do publicznej wiadomości tuż po wylocie Dudy, by upokorzyć pre­zydenta. Była to zemsta za to, że zawetował uchwaloną przez PiS ordynację do Parlamentu Europejskiego.
   - Po tym, co Duda wywinął z ordynacją, prezes uznał, że trzeba przestać się z nim cackać - twierdzi mój rozmówca. Prezydent dowiedział się o tym, że nie ma zgody rządu na zakup fregat, za­ledwie trzy dni przed wylotem do Australii i było już za późno, żeby odwołać wizytę.

RAZEM PRZECIW ZIOBRZE
Zamknięte posiedzenie klubu PiS po ostatniej konwencji w Warszawie. Jarosław Kaczyński jest wyraźnie zadowolony. Mówi, że jest spokojny, bo dziś zobaczył, że PiS jest partią na po­kolenia. Prezesowi spodobały się przemówienia premiera Morawieckiego oraz młodych kandydatów na prezydentów miast i ich rodzin.
   Gdy Kaczyński przemawia, Morawiecki jedzie autobusem oklejonym hasłami PiS o 500+ i 300+ do Łowicza na spotkanie z wyborcami. Bez mary­narki, w białej koszuli z podwiniętymi rękawami pozuje do zdjęć.
   Chociaż w oficjalnych rozmowach politycy PiS prześcigają się w zapewnieniach, że prezes będzie rządził partią jeszcze co najmniej kilkanaście lat, to w kuluarach wciąż wraca pytanie o sukcesję. Kaczyński ze względu na stan zdrowia nie może już jeździć po kraju tak dużo jak kiedyś. Codzien­nie chodzi na rehabilitację kolana. Dlatego na posiedzeniu klubu parlamentarnego ogłosił, że twarzą kampanii samorządowej będzie Morawie­cki. Zaufany doradca Kaczyńskiego zapewnia, że prezes odzyskał już sprawność, a nawet przestał chodzić o kulach wcześniej, niż się spodziewano. Jednak przyznaje, że po wyborach samorządo­wych będzie musiał iść do szpitala na kolejną ope­rację. Lekarze mają mu wszczepić endoprotezę kolana. To znowu na jakiś czas wyłączy go z polityki.
   - Mateusz bardzo dobrze wykorzystał miesiące, kiedy prezes był w szpitalu. Dużo jeździł po kraju, popracował nad swoimi przemówieniami. Nie jest już tak drętwy jak kiedyś, a w son­dażach zaufania do polityków jest na drugim miejscu za prezy­dentem - tłumaczy mój rozmówca. Dodaje, że Kaczyński jest zadowolony z Morawieckiego, imponuje mu jego zaangażowa­nie, które jest na granicy pracoholizmu, chociaż ma zastrze­żenia do jego najbliższych współpracowników. To świetnie wykształceni, ale bardzo młodzi ludzie niezwiązani z PiS, któ­rzy potrafią arogancko potraktować starych partyjnych działa­czy, a Kaczyński jest przewrażliwiony na punkcie braku kultury u młodych.
   Mój rozmówca przyznaje, że pozycja Morawieckiego w PiS wciąż jest słaba. Partyjny aparat nie traktuje go jak swojego. Dlatego na posiedzeniu klubu Kaczyński apelował do posłów, żeby nikt nie ważył się podkopywać pozycji Morawieckiego, bo będzie on premierem do końca kadencji. W partii odebrano to jako przestrogę dla ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który od trzech lat wojuje z Morawieckim o wpływy w spółkach skarbu państwa.
   Ostatnio Morawiecki przy pomocy Brudzińskiego zaczął osła­biać Ziobrę. Pod koniec czerwca zaufany człowiek ministra sprawiedliwości Józef Rojek, były poseł Solidarnej Polski, stra­cił stanowisko wiceprezesa Grupy Azoty SA w Tarnowie. No­wym członkiem zarządu został Mariusz Grab z Polic kojarzony z Brudzińskim.
   - Brudziński i Morawiecki mają wspólne interesy, na przy­kład osłabienie Ziobry, żeby nie liczył się w walce o schedę po Kaczyńskim. Dlatego w niektórych sprawach zaczęli grać razem - wyjaśnia ważny polityk PiS. Dodaje, że chociaż Ziobro kontro­luje wymiar sprawiedliwości, to politycznie w ciągu ostatniego roku bardzo osłabł. Beata Szydło, z którą tworzył tandem w rzą­dzie, przestała być premierem. A Morawiecki zablokował fuzję banku Pekao z Alior Bankiem. Pekao kieruje Michał Krupiński, zaufany człowiek Ziobry. Ta decyzja także zapadła na najwyż­szym szczeblu w PiS. Brudziński był o niej poinformowany.   Mo­rawiecki najchętniej pozbyłby się Ziobry z rządu. Zabiega o to, żeby wysłać go do Parlamentu Europejskiego. Ale Ziobro wyje­chać do Brukseli nie chce.
Morawiecki próbował nawet przekonać prezesa, że Ziobro w układzie władzy nie jest niezbędny, bo potrzebne głosy mogą zapewnić PiS posłowie z koła parlamentarnego Wolni i Solidar­ni, które założył w Sejmie jego ojciec Kornel. Ale prezes nie zgo­dził się na wycięcie Ziobry. Wręcz przeciwnie, za wszelką cenę próbuje utrzymać jedność prawicy, bo wie, że tylko to daje PiS szansę na ponowne zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. Dlatego Kaczyńskiemu tak bardzo zależało na tym, żeby na ostatniej konwencji podpisać porozumienie z Ziobrą i Jarosła­wem Gowinem o współpracy na kolejne wybory.

NIEUNIKNIONE STARCIE
Żeby mocniej osadzić się w PiS, Morawiecki próbował dopro­wadzić do tego, żeby ugrupowanie jego ojca podpisało umowę koalicyjną z tą partią na wybory samorządowe. Nie udało się, bo Morawiecki senior postawił zbyt wygórowane warunki, ale jego ludzie wystartują z jej list. Kandydatem PiS na prezydenta Wał­brzycha będzie Ireneusz Zyska, bliski współpracownik Kornela Morawieckiego. Na listach samorządowych PiS będą także lu­dzie premiera. Jego asystentka Anna Gembicka wystartuje do Sejmiku Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Bez wsparcia Brudzińskiego, który odpowiada za partyjne struktury, to było­by niemożliwe.
   Współpracownik Brudzińskiego przyznaje, że relacje mini­stra z premierem ostatnio się ociepliły. Często razem występują publicznie. Brudziński zaprosił premiera, żeby wspólnie po­witali w Świnoujściu strażaków wracających ze Szwecji, gdzie pomagali gasić pożary lasów. Zaprosił też Morawieckiego na wmurowanie kamienia węgielnego pod budowę komendy poli­cji w Białogardzie. Dzięki obecności premiera na takich uroczystościach szef MSWiA może pokazać u siebie w regionie, że ma silną pozycję w rządzie.
   Jednak w PiS nie wierzą w trwały sojusz Brudzińskiego z Morawieckim. Wielu moich rozmówców uważa, że obaj są politycznymi so­listami i musi między nimi dojść do zwarcia, bo to najpoważniejsi kandydaci na następców Kaczyńskiego. I w końcu będą musieli walczyć o sukcesję. A gesty Brudzińskiego wobec pre­miera wynikają tylko z tego, że stawia na niego Kaczyński, a Brudziński chce się przypodobać prezesowi.
   - Przejmowanie partii od Kaczyńskiego to będzie proces długotrwały. Brudziński wie, że lepiej pozostać w drugiej linii, żeby za wcześnie się nie spalić - mówi ważny polityk PiS.
   Dla Brudzińskiego proces przejmowania par­tii rozpoczął się w 2010 roku, gdy w katastro­fie smoleńskiej zginął Przemysław Gosiewski, który kontrolował partyjne struktury. Po jego śmierci Brudziński zajął się aparatem i od tego czasu konsekwentnie umacnia swoją pozycję.
Jest bardzo ostrożny. Długo nie chciał iść do rządu. Dopiero gdy premierem został Morawiecki, wszedł do gabinetu, żeby go pil­nować i informować Kaczyńskiego, co się dzieje w rządzie.
   - Nie wziął teki ministra obrony, bo to są gorące sprawy i trud­no na tym zbudować pozycję. A w MSWiA przeciwnie - podkre­śla jeden z moich rozmówców. Dodaje, że w maju był gościem na uroczystości z okazji dnia samorządu terytorialnego orga­nizowanej na Zamku Królewskim. Brudziński, który jako szef MSWiA odpowiada za współpracę z samorządami, wygłosił tam przemówienie. Padło w nim wiele ciepłych słów pod adresem samorządów i deklaracji współpracy. Prezydenci miast, w więk­szości z PO, byli w szoku. Gdyby Brudziński powiedział to samo na konwencji PiS, które opowiada się za wzmocnieniem władzy centralnej, wprawiłby działaczy w konsternację.
   Ale Brudziński prowadzi długofalową grę. Z jednej strony w ostrych słowach atakuje politycznych oponentów i kokietuje narodowców na Twitterze, a z drugiej pokazuje, że potrafi być umiarkowany i do zaakceptowania dla centrum.
   - On gra dzisiaj na wzmocnienie swojej pozycji, a wie, że kon­flikt ogranicza pozyskiwanie głosów - podkreśla mój rozmów­ca z PiS.
Znajomi Morawieckiego jeszcze z czasów biznesowych uwa­żają, że jest on mistrzem zakulisowych gier. W tym sensie jest godnym rywalem Brudzińskiego. Obiera sobie cel i bezwzględ­nie do niego dąży. Zawsze znajduje sobie mentora, wobec które­go jest lojalny. Jako prezes BZ WBK miał mentora w irlandzkich władzach banku. Dziś jest nim Kaczyński. Także to łączy go z Brudzińskim, który od lat orientuje się na Kaczyńskiego. Po drodze Morawiecki oczywiście zawiera taktyczne sojusze, ale na koniec eliminuje konkurentów.
   - Pojedynek Brudzińskiego z Morawieckim to będzie arcyciekawa rozgrywka, bo trafił swój na swego - ocenia były współpra­cownik premiera z banku.
   W siedzibie partii przy Nowogrodzkiej mó­wią, że prezes widzi rosnące ambicje Mora­wieckiego i Brudzińskiego, ale ma poczucie, że kontroluje sytuację.
   - A im większą prezes ma pewność, że nikt mu nie zagraża, tym chętniej daje działać mło­dym. Pozwala więc Brudzińskiemu i Morawieckiemu na pewną samodzielność - mówi doradca Kaczyńskiego.
   Ale oni obaj zdają sobie sprawę, że najgor­sze, co mogliby zrobić, to zdradzić się ze swoimi ambicjami. Bo delfinów Kaczyński nie toleru­je. Przekonał się o tym Ziobro, który za wcześ­nie poczuł się sukcesorem i został przed laty wyrzucony z PiS. Kaczyński do dziś mu nie ufa. Dlatego Brudziński i Morawiecki dbają o to, żeby Kaczyński jak najdłużej myślał, że to on o wszystkim decyduje.
   Środowy poranek. Wysyłam do Joachima Brudzińskiego esemes z prośbą o spotkanie.
Minister pisze na Twitterze, który śledzą par­tyjni działacze: „Ponoć w nowym »Newsweeku« artykuł na te­mat rzekomych walk w PiS. Dzięki »Newsweekowi« wiem już, że na śniadanie jadam ogórki kiszone z golonką i piję wódkę w par­ku, a czytać nauczyłem się, jak zostałem posłem. Teraz dowiem się, jak walczę z Morawieckim i Ziobro o schedę po Kaczyń­skim”. Na prośbę o spotkanie nie odpowiada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz