Joachim Brudziński i
Mateusz Morawiecki coraz częściej grają razem. Ale w PiS mówi się, że są
skazani na konflikt, bo wyrastają na najpoważniejszych kandydatów do sukcesji
po Kaczyńskim
Renata Grochal
Lot do
Australii był jednym z większych upokorzeń w politycznym życiu Andrzeja Dudy.
Chwilę po tym, jak prezydent wsiadł do samolotu, wszyscy dowiedzieli się, że
jego podróż właściwie nie ma sensu, że może być jedynie wycieczką krajoznawczą
na koszt podatnika. Premier nie zgodził się bowiem na zakup w Australii
używanych fregat typu Adelaide. Duda miał podpisać tam list
intencyjny dotyczący zakupu okrętów dla marynarki wojennej.
Według moich rozmówców w pałacu prezydenckim
to szef MSWiA Joachim Brudziński do spółki z premierem Mateuszem Morawieckim
zablokowali tę transakcję. Bliski współpracownik Brudzińskiego przyznaje, że
gdyby doszło do podpisania listu intencyjnego, mogłoby to zaszkodzić PiS w
kampanii samorządowej i parlamentarnej. A w szczególności zaszkodzić Brudzińskiemu,
który jest posłem z Pomorza Zachodniego i wiele razy obiecywał, że PiS odbuduje
polskie stocznie. - Jeżeli mamy odbudowywać stocznie, to tam trzeba zamawiać
statki, a nie za granicą - podkreśla mój rozmówca.
OGRAĆ PREZYDENTA
Sojusz
Brudzińskiego z Morawieckim w sprawie
fregat wywołał zdziwienie w pałacu prezydenckim, bo obaj są uważani w PiS za
rywali do schedy po Jarosławie Kaczyńskim.
- Sprawa fregat pokazuje, że się dogadali i
wspólnie ograli prezydenta - ocenia zaufany współpracownik Dudy. Brudziński
rozegrał wszystko bardzo sprytnie. Sam - jak zwykle - działał za kulisami. Nie
krytykował publicznie pomysłu zakupu fregat, żeby nie narazić się szefowi MON
Mariuszowi Błaszczakowi. Znają się jeszcze z czasów Porozumienia Centrum,
pierwszej partii Kaczyńskiego. W mediach koncepcję potępiał minister
gospodarki morskiej Marek Gróbarczyk, najbliższy człowiek Brudzińskiego.
Podkreślał, że jego resort „niezmiennie stoi na stanowisku, że okręty wojenne
powinny być budowane w Polsce”. Atakował prezydenta za to, że upiera się przy
podpisaniu kontraktu z Australijczykami, bo to zahamuje programy modernizacji
marynarki wojennej na lata. Współpracownicy Brudzińskiego zorganizowali nawet
kilka spotkań posłów z premierem. Tam przekonywali Morawieckiego, że
transakcję trzeba zablokować.
- To cały Brudziński. Zawsze wyciąga gorące
kartofle z ogniska cudzymi rękami, żeby samemu się nie poparzyć - ocenia polityk
PiS.
Zaufany doradca Jarosława Kaczyńskiego mówi,
że prezes o wszystkim wiedział, bo Brudziński
przekonał go, że fregaty są stare i niedostosowane do działań na Bałtyku, a
Morawiecki był tylko wykonawcą decyzji. Przyznaje, że informację podano do
publicznej wiadomości tuż po wylocie Dudy, by upokorzyć prezydenta. Była to
zemsta za to, że zawetował uchwaloną przez PiS ordynację do Parlamentu
Europejskiego.
- Po tym, co Duda wywinął z ordynacją,
prezes uznał, że trzeba przestać się z nim cackać - twierdzi mój rozmówca.
Prezydent dowiedział się o tym, że nie ma zgody rządu na zakup fregat, zaledwie
trzy dni przed wylotem do Australii i było już za późno, żeby odwołać wizytę.
RAZEM PRZECIW ZIOBRZE
Zamknięte
posiedzenie klubu PiS po ostatniej konwencji
w Warszawie. Jarosław Kaczyński jest wyraźnie zadowolony. Mówi, że jest
spokojny, bo dziś zobaczył, że PiS jest partią na pokolenia. Prezesowi
spodobały się przemówienia premiera Morawieckiego oraz młodych kandydatów na
prezydentów miast i ich rodzin.
Gdy Kaczyński przemawia, Morawiecki jedzie
autobusem oklejonym hasłami PiS o 500+ i 300+ do Łowicza na spotkanie z
wyborcami. Bez marynarki, w białej koszuli z podwiniętymi rękawami pozuje do
zdjęć.
Chociaż w oficjalnych rozmowach politycy PiS
prześcigają się w zapewnieniach, że prezes będzie rządził partią jeszcze co
najmniej kilkanaście lat, to w kuluarach wciąż wraca pytanie o sukcesję.
Kaczyński ze względu na stan zdrowia nie może już jeździć po kraju tak dużo jak
kiedyś. Codziennie chodzi na rehabilitację kolana. Dlatego na posiedzeniu
klubu parlamentarnego ogłosił, że twarzą kampanii samorządowej będzie Morawiecki.
Zaufany doradca Kaczyńskiego zapewnia, że prezes odzyskał już sprawność, a
nawet przestał chodzić o kulach wcześniej, niż się spodziewano. Jednak
przyznaje, że po wyborach samorządowych będzie musiał iść do szpitala na kolejną
operację. Lekarze mają mu wszczepić endoprotezę kolana. To znowu na jakiś czas
wyłączy go z polityki.
- Mateusz bardzo dobrze wykorzystał
miesiące, kiedy prezes był w szpitalu. Dużo jeździł po kraju, popracował nad
swoimi przemówieniami. Nie jest już tak drętwy jak kiedyś, a w sondażach
zaufania do polityków jest na drugim miejscu za prezydentem - tłumaczy mój
rozmówca. Dodaje, że Kaczyński jest zadowolony z Morawieckiego, imponuje mu
jego zaangażowanie, które jest na granicy pracoholizmu, chociaż ma zastrzeżenia
do jego najbliższych współpracowników. To świetnie wykształceni, ale bardzo
młodzi ludzie niezwiązani z PiS, którzy potrafią arogancko potraktować starych
partyjnych działaczy, a Kaczyński jest przewrażliwiony na punkcie braku kultury
u młodych.
Mój rozmówca przyznaje, że pozycja
Morawieckiego w PiS wciąż jest słaba. Partyjny aparat nie traktuje go jak
swojego. Dlatego na posiedzeniu klubu Kaczyński apelował do posłów, żeby nikt
nie ważył się podkopywać pozycji Morawieckiego, bo będzie on premierem do końca
kadencji. W partii odebrano to jako przestrogę dla ministra sprawiedliwości
Zbigniewa Ziobry, który od trzech lat wojuje z Morawieckim o wpływy w spółkach
skarbu państwa.
Ostatnio Morawiecki przy pomocy
Brudzińskiego zaczął osłabiać Ziobrę. Pod koniec czerwca zaufany człowiek
ministra sprawiedliwości Józef Rojek, były poseł Solidarnej Polski, stracił
stanowisko wiceprezesa Grupy Azoty SA w Tarnowie. Nowym członkiem zarządu
został Mariusz Grab
z Polic kojarzony z Brudzińskim.
- Brudziński i Morawiecki mają wspólne
interesy, na przykład osłabienie Ziobry, żeby nie liczył się w walce o schedę
po Kaczyńskim. Dlatego w niektórych sprawach zaczęli grać razem - wyjaśnia
ważny polityk PiS. Dodaje, że chociaż Ziobro kontroluje wymiar
sprawiedliwości, to politycznie w ciągu ostatniego roku bardzo osłabł. Beata
Szydło, z którą tworzył tandem w rządzie, przestała być premierem. A
Morawiecki zablokował fuzję banku Pekao z Alior Bankiem. Pekao kieruje Michał
Krupiński, zaufany człowiek Ziobry. Ta decyzja także zapadła na najwyższym
szczeblu w PiS. Brudziński był o niej poinformowany. Morawiecki najchętniej pozbyłby się Ziobry
z rządu. Zabiega o to, żeby wysłać go do Parlamentu Europejskiego. Ale Ziobro
wyjechać do Brukseli nie chce.
Morawiecki próbował nawet
przekonać prezesa, że Ziobro w układzie władzy nie jest niezbędny, bo potrzebne
głosy mogą zapewnić PiS posłowie z koła parlamentarnego Wolni i Solidarni,
które założył w Sejmie jego ojciec Kornel. Ale prezes nie zgodził się na
wycięcie Ziobry. Wręcz przeciwnie, za wszelką cenę próbuje utrzymać jedność
prawicy, bo wie, że tylko to daje PiS szansę na ponowne zwycięstwo w wyborach
parlamentarnych. Dlatego Kaczyńskiemu tak bardzo zależało na tym, żeby na
ostatniej konwencji podpisać porozumienie z Ziobrą i Jarosławem Gowinem o
współpracy na kolejne wybory.
NIEUNIKNIONE STARCIE
Żeby mocniej
osadzić się w PiS, Morawiecki próbował doprowadzić
do tego, żeby ugrupowanie jego ojca podpisało umowę koalicyjną z tą partią na
wybory samorządowe. Nie udało się, bo Morawiecki senior postawił zbyt
wygórowane warunki, ale jego ludzie wystartują z jej list. Kandydatem PiS na
prezydenta Wałbrzycha będzie Ireneusz Zyska, bliski współpracownik Kornela
Morawieckiego. Na listach samorządowych PiS będą także ludzie premiera. Jego
asystentka Anna Gembicka wystartuje do Sejmiku Województwa
Kujawsko-Pomorskiego. Bez wsparcia Brudzińskiego, który odpowiada za partyjne
struktury, to byłoby niemożliwe.
Współpracownik Brudzińskiego przyznaje, że
relacje ministra z premierem ostatnio się ociepliły. Często razem występują
publicznie. Brudziński zaprosił premiera, żeby wspólnie powitali w Świnoujściu
strażaków wracających ze Szwecji, gdzie pomagali gasić pożary lasów. Zaprosił
też Morawieckiego na wmurowanie kamienia węgielnego pod budowę komendy policji
w Białogardzie. Dzięki obecności premiera na takich uroczystościach szef MSWiA
może pokazać u siebie w regionie, że ma silną pozycję w rządzie.
Jednak w PiS nie wierzą w trwały sojusz
Brudzińskiego z Morawieckim. Wielu moich rozmówców uważa, że obaj są politycznymi
solistami i musi między nimi dojść do zwarcia, bo to najpoważniejsi kandydaci
na następców Kaczyńskiego. I w końcu będą musieli walczyć o sukcesję. A gesty
Brudzińskiego wobec premiera wynikają tylko z tego, że stawia na niego
Kaczyński, a Brudziński chce się przypodobać prezesowi.
- Przejmowanie partii od Kaczyńskiego to
będzie proces długotrwały. Brudziński wie, że lepiej pozostać w drugiej linii,
żeby za wcześnie się nie spalić - mówi ważny polityk PiS.
Dla Brudzińskiego proces przejmowania partii
rozpoczął się w 2010 roku, gdy w katastrofie smoleńskiej zginął Przemysław
Gosiewski, który kontrolował partyjne struktury. Po jego śmierci Brudziński
zajął się aparatem i od tego czasu konsekwentnie umacnia swoją pozycję.
Jest bardzo ostrożny. Długo nie
chciał iść do rządu. Dopiero gdy premierem został Morawiecki, wszedł do
gabinetu, żeby go pilnować i informować Kaczyńskiego, co się dzieje w rządzie.
- Nie wziął teki ministra obrony, bo to są
gorące sprawy i trudno na tym zbudować pozycję. A w MSWiA przeciwnie - podkreśla
jeden z moich rozmówców. Dodaje, że w maju był gościem na uroczystości z okazji
dnia samorządu terytorialnego organizowanej na Zamku Królewskim. Brudziński,
który jako szef MSWiA odpowiada za współpracę z samorządami, wygłosił tam
przemówienie. Padło w nim wiele ciepłych słów pod adresem samorządów i
deklaracji współpracy. Prezydenci miast, w większości z PO, byli w szoku.
Gdyby Brudziński powiedział to samo na konwencji PiS, które opowiada się za
wzmocnieniem władzy centralnej, wprawiłby działaczy w konsternację.
Ale Brudziński prowadzi długofalową grę. Z
jednej strony w ostrych słowach atakuje politycznych oponentów i kokietuje
narodowców na Twitterze, a z drugiej pokazuje, że potrafi być umiarkowany i do
zaakceptowania dla centrum.
- On gra dzisiaj na wzmocnienie swojej
pozycji, a wie, że konflikt ogranicza pozyskiwanie głosów - podkreśla mój
rozmówca z PiS.
Znajomi Morawieckiego jeszcze z
czasów biznesowych uważają, że jest on mistrzem zakulisowych gier. W tym
sensie jest godnym rywalem Brudzińskiego. Obiera sobie cel i bezwzględnie do
niego dąży. Zawsze znajduje sobie mentora, wobec którego jest lojalny. Jako
prezes BZ WBK miał mentora w irlandzkich władzach banku. Dziś jest nim
Kaczyński. Także to łączy go z Brudzińskim, który od lat orientuje się na
Kaczyńskiego. Po drodze Morawiecki oczywiście zawiera taktyczne sojusze, ale na
koniec eliminuje konkurentów.
- Pojedynek Brudzińskiego z Morawieckim to
będzie arcyciekawa rozgrywka, bo trafił swój na swego - ocenia były współpracownik
premiera z banku.
W siedzibie partii przy Nowogrodzkiej mówią,
że prezes widzi rosnące ambicje Morawieckiego i Brudzińskiego, ale ma
poczucie, że kontroluje sytuację.
- A im większą prezes ma pewność, że nikt mu
nie zagraża, tym chętniej daje działać młodym. Pozwala więc Brudzińskiemu i
Morawieckiemu na pewną samodzielność - mówi doradca Kaczyńskiego.
Ale oni obaj zdają sobie sprawę, że najgorsze,
co mogliby zrobić, to zdradzić się ze swoimi ambicjami. Bo delfinów Kaczyński
nie toleruje. Przekonał się o tym Ziobro, który za wcześnie poczuł się
sukcesorem i został przed laty wyrzucony z PiS. Kaczyński do dziś mu nie ufa.
Dlatego Brudziński i Morawiecki dbają o to, żeby Kaczyński jak najdłużej
myślał, że to on o wszystkim decyduje.
Środowy poranek. Wysyłam do Joachima
Brudzińskiego esemes z prośbą o spotkanie.
Minister pisze na Twitterze,
który śledzą partyjni działacze: „Ponoć w nowym »Newsweeku« artykuł na temat
rzekomych walk w PiS. Dzięki »Newsweekowi« wiem już, że na śniadanie jadam
ogórki kiszone z golonką i piję wódkę w parku, a czytać nauczyłem się, jak
zostałem posłem. Teraz dowiem się, jak walczę z Morawieckim i Ziobro o schedę
po Kaczyńskim”. Na prośbę o spotkanie nie odpowiada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz