Jeśli Rafał
Trzaskowski nie zmieni swojej kampanii, to może przegrać - były premier Kazimierz
Marcinkiewicz o znaczeniu wyborów sam o
rządowych, pewności siebie i arogancji, która wygląda jak siła
Rozmawia Renata Grochal
NEWSWEEK: Był pan w Jaki Cafe, kawiarni, którą Patryk Jaki otworzył w
Warszawie, żeby rozmawiać z mieszkańcami?
KAZIMIERZ MARCINKIEWICZ:
Nie byłem i się nie wybieram. Z PiS nie ma
rozmowy. Patryk Jaki jest typowym aparatczykiem PiS. Może być rzucony na każdy
front. To może być Ministerstwo Sprawiedliwości, może być ustawa o IPN i mogą być wybory samorządowe w Warszawie.
PiS-owskim aparatczykiem? Przecież obiecuje refundację in vitro, zgodę na parady gejowskie.
Warszawa ma być miastem wolności, otwartym i europejskim.
- Dziś tak mówi. żeby wygrać
wybory. Przecież glosował w Sejmie przeciwko in vitro. A jak
już wygra, to będzie postępował tak, jak mu każe Jarosław Kaczyński. Bo jest
karnym żołnierzem partyjnym. Jeśli wygra, to Warszawa nie będzie miastem
wolności, tylko brunatnych marszów. Nawet w najbliższym otoczeniu Jakiego są
ludzie o brunatnych poglądach, pełni rasizmu, ksenofobii i nacjonalizmu. To oni
będą zajmowali stanowiska i decydowali o tym. jaka będzie Warszawa. Nie miejmy
złudzeń. Można powiedzieć wszystko, ale ważniejsze są czyny. A są takie, że za
prezydentury Lecha Kaczyńskiego w Warszawie inwestycje stanęły. I za Jakiego
także staną. Bo on będzie promował inwestycje państwowe, tak jak robi to PIS,
a nie prywatne. A w Warszawie zdecydowana większość to są inwestycje prywatne.
To one budują miasto i zmieniają życie mieszkańców.
Po co PiS Warszawa? Nie lubią samorządów, wszystko chcą
centralizować.
- Gdy w 2006 r. Jarosław Kaczyński namawiał mnie do startu na prezydenta
Warszawy, mówił, że trzeba wygrać w stolicy, bo jeśli PiS tu wygra, to będzie
miało argumenty w kampanii parlamentarnej. To wciąż jest aktualne. Wygrana w
Warszawie byłaby dla PIS wiatrem w żagle na początku maratonu wyborczego
2018-2020. Poza tym Kaczyński jest człowiekiem władzy. Kiedyś jeszcze
interesował go brat, mama, ale dziś już ich nie ma. Dziś interesuje go tylko
czysta władza. A w Warszawie dochodzi jeszcze jeden element. Jaki jako prezydent
Warszawy zagwarantuje odpowiednie decyzje ratusza dotyczące budowy wieżowców
na terenach należących do spółki Srebrna, kontrolowanej przez elitę PiS Jeśli
Jaki wygra wybory, to elita PiS ma zagwarantowany byt na bardzo wysokim
poziomie na co najmniej trzy pokolenia.
Zna pan Patryka Jakiego?
- Tak. To jest taki młody gniewny,
zdolny do wszystkiego Ma tzw. gadkę potrafi
mówić na każdy temat. Tylko że z tego słowotoku nic nie wynika, to są
puste slogany. PiS go wystawiło w wyborach, bo jest w stanie zdobyć nie tylko
elektorat PiS. ale też dotrzeć do nowych wyborców, 20-latków, którym jego
sposób bycia może się spodobać. PiS znowu, tak jak w wyborach prezydenckich i
parlamentarnych w 201S r., chce poszerzyć elektorat, bo odwołując się tylko do
własnego, nie ma szans wygrać w Warszawie. Ja wygrałem pierwszą turę wyborów
prezydenckich w stolicy w 2006 r..
ale drugą przegrałem, bo cała lewica przerzuciła głosy na Hannę Gronkicwicz-Waltz.
Przegrałem, bo byłem z Pis. I teraz też warszawiacy podejmą decyzję polityczną:
dać drugą szansę PiS w Warszawie, czy nie?
Kiedyś
już dali szansę Lechowi Kaczyńskiemu, był prezydentem Warszawy w latach
2002-2005.
- Lech Kaczyński wygrał dlatego,
że stworzono wrażenie, że Warszawa jest totalnie skorumpowana. Że ekipa
Piskorskiego ciągnie stolicę na dno. Dlatego wybrano szeryfa, bo z Lecha Kaczyńskiego
próbowano zrobić szeryfa, chociaż nim nie był.
Teraz Patryk Jaki jest nowym wcieleniom pisowskiego
szeryfa?
Dokładnie tak. PiS próbuje
powtórzyć ten manewr. Jaki i jego otoczenie chcą stworzyć wrażenie, że Hanna
Gronkiewicz-Waltz i cała Warszawa to jest świat skorumpowany. Bo tylko wtedy
warszawiacy mogą zagłosować na Jakiego. Ale to jest dla nich bardzo trudne
miasto.
Czy Jaki może wygrać w
Warszawie?
- Może tylko w dwóch wariantach.
Jeśli kampania będzie bardzo ostra i PiS przekona Polaków, że w Warszawie jest
jakiś układ. Ale na razie im się to nie udaje. Na razie takie przekonanie jest
w blokowiskach, w reprywatyzowanych budynkach. To za mało. A druga możliwość -
jeśli Trzaskowski położy kampanię wyborczą. Dziś mamy aroganckiego aparatczyka
Jakiego, który wygląda na człowieka pewnego siebie, zwycięzcę. I mamy
inteligentnego, świetnie wykształconego Trzaskowskiego, który jest przemęczony
i ma trochę chaotyczną kampanię. W jego spojrzeniu, wystąpieniach nie widać
pewności siebie, nie ma błysku zwycięstwa. Jeśli Trzaskowski nie zmieni
kampanii, to może przegrać.
To pan wprowadził do polskiej
polityki PR na taką skalę. Lepił pan bałwana, tańczył na studniówce, jeździł na
kinderbale. Niech pan powie, dlaczego ludzie kupują Jakiego, mimo że popełnia tyle
gaf, myli w spocie Pragę warszawską z czeską, pokazuje śmieci z Grecji jako te
z Mokotowa?
- Ludzi przyciąga siła. Jaki co
prawda jej nie ma, bo jest aparatczykiem, ale jest arogancki i ta arogancja
wygląda jak siła. Wygląda na człowieka, który zwycięża. I nie przejmuje się
gafami. Przecież popełnił gafę roku, pisząc ustawę o IPN, i nikt mu nie
wypomina, że naraził Polskę na niesamowite tąpnięcie. A Trzaskowski ma
podkrążone oczy, nie uśmiecha się. Jest odbierany jako człowiek dużo bardziej
przygotowany do rządzenia, ale niemający siły. Mistrzem był Tusk. Zawsze się
prezentował jako człowiek bardzo silny, pewny siebie, w każdej sprawie
potrafił zabrać głos i powiedzieć, jak będzie. I tym wygrywał. Wygrał tym w
2007 r. i w 2011 też, chociaż PO prawie leżała na łopatkach. Pokazał: mam power, ja to wszystko zrobię. Na tym polega dzisiejsza polityka.
Trump też przekonał Amerykanów, że jest dużo silniejszy niż konkurenci, a
przecież nie jest. Jest aroganckim dupkiem, ale wmówił Amerykanom, że ma siłę.
A dziś, po śmierci senatora McCaina, wychodzi, jakim jest małym człowiekiem.
Nie potrafi nawet oddać mu czci, na którą tamten zasłużył.
Ale czy ten cały PR nie
hoduje populistów i nie sprawia, że polityka schodzi na psy? Przecież wszyscy wiedzą, że Jaki nie zbuduje
dwóch linii metra i trzech mostów. To czysty populizm.
- Od iluś lat wybory przestały
być wyborami programów, a zaczęły być wyborami ludzi. Dlatego kampania polega
na pokazywaniu ludzi. Labour Party za Blaira przejęła
większość postulatów Partii Konserwatywnej i wygrywała. CDU Merkel przejęła całą masę postulatów socjalistów oraz Zielonych
i wciąż rządzi w Niemczech. Wyborcy wybierają pomiędzy ludźmi, nie - programami.
Czy to jest psucie polityki? Pewnie tak, ale tego się nie zmieni, bo social
media i możliwość bezpośredniego dotarcia do ludzi przez internet powodują, że
nie ma innego wyjścia. Będzie jeszcze gorzej.
PO za szybko ogłosiła
kandydaturę Trzaskowskiego?
- Nie, oni po prostu nie zwracają
uwagi na to, co jest najważniejsze, czyli na obraz lidera. Schetyna też nie
wygląda na zwycięzcę, dlatego PO jest taka, jaka jest. Trzaskowski musi to
zmienić.
Co powinien zrobić?
- On jest człowiekiem pewnym
siebie, kompetentnym, ale musi się wyspać, musi się uśmiechać i musi wiedzieć,
że wygra, bo on wygra. A przegra tylko wtedy, jeśli nie wygra z samym sobą.
A może on się nie nadaje na
lidera?
- Był bardzo dobrym ministrem
ds. europejskich. To, co w życiu robił, robił bardzo sprawnie. Raczej uważam,
że jest podobnie jak w wypadku Bronisława Komorowskiego, że sztab jest źle
przygotowany i nie zwraca uwagi na rzeczy w kampanii najważniejsze, np. żeby
podczas wszystkich wystąpień w Warszawie wokół Trzaskowskiego było 100-200
osób. Przecież to nie jest dla PO problem, żeby zawsze było wokół kandydata
pełno ludzi, także młodych, i żeby byli entuzjastyczni.
To PiS próbuje budować taką
analogię, że Trzaskowski jest jak Komorowski.
- Nie. Trzaskowski kompletnie
nie jest taki jak Komorowski. On ma zupełnie inny temperament. Kampania
Trzaskowskiego jest dużo lepsza niż Komorowskiego, jest dużo bardziej
aktywna, jest więcej spotkań z ludźmi, jest kampania door to door, która daje świetne efekty.
Tylko nie ma w niej entuzjazmu zwycięstwa.
Czy wybory samorządowe
powinny być starciem PiS i anty-PiS, czy kampania powinna być o sprawach
lokalnych?
- Niestety, żyjemy już w kraju
niedemokratycznym. Sytuacja nie jest kolorowa, tylko czarno-biała. Jest PiS,
które wprowadza niedemokratyczny system w Polsce, oraz są inne partie, które
różnią się we wszystkim oprócz jednego - że Polska powinna być demokratyczna.
Wybory samorządowe dają możliwość startu różnym kandydatom, ale w drugiej
turze musi nastąpić opamiętanie, że podział jest czarno-biały. Demokratyczna
opozycja może się różnić, może być Partia Razem i Nowoczesna, które nie zgadzają
się w sprawach społecznych, ale to nie ma znaczenia, bo obie chcą w Polsce systemu
demokratycznego, a PiS nie chce.
Czy PiS uda się odebrać PO
duże miasta?
- Obawiam się, że w niektórych
miastach PiS może wygrać, bo powiększyło swój elektorat w wyborach w 2015 r.
Sporo ludzi z klasy średniej wciąż ma żal do PO za osiem lat rządów. Wiedzą,
że PiS robi źle, ale mimo to dalej popierają tę partię, uznając, że nie ma
alternatywy. Boję się jeszcze jednego. Jeśli wygra opozycja i PiS nie poszerzy
władztwa w miastach i sejmikach, to PiS zrobi kolejny zamach na samorządność.
Kompetencje samorządów zostaną zmniejszone na rzecz wojewodów.
Sondaże mówią, że PiS
zdobędzie kilka sejmików.
- Uważam, że zdobędą pięć
sejmików, ale jest szansa, że i tak w sejmikach będzie rządzić opozycja.
Pamiętajmy, że cztery lata temu PiS wygrało w sejmikach, ale nie było w stanie
z nikim zrobić koalicji i ostatecznie to PO i PSL rządzą w 15 na 16 sejmików.
Teraz PiS pomoże Kukiz’15.
- Ale Kukiz’15 wejdzie do góra
dwóch sejmików, bo to nie jest partia ogólnopolska, oni są popierani bardziej
lokalnie.
To może PSL pójdzie na układ
z PiS?
- Nie sądzę. PSL jest
największym wrogiem PiS, bo PiS wygrywa wybory dzięki przejmowaniu elektoratu
ludowców. Dlatego paktowanie z PiS nie jest w ich interesie. Oni odrobili
lekcję Samoobrony. Koalicja z PiS była dla niej śmiertelna.
Czym te wybory samorządowe są
dla PO?
- To w ogromnej mierze jest być
albo nie być dla Grzegorza Schetyny. Jeśli PO przegra wybory, czyli straci
największe miasta i władzę w sejmikach, siła odśrodkowa może być tak duża, że
Schetyna nie utrzyma przywództwa. Na szczęście PO zmieniła kandydata we
Wrocławiu, ale gdyby przegrała w Gdańsku czy w Warszawie, to Schetyna miałby
się czego bać.
Dlaczego PiS nie lubi
samorządów i dąży do takiej
centralizacji władzy?
- Bo PiS musi mieć wpływ na
wszystko. Na tym polega cała wizja Kaczyńskiego, żeby mieć bezpośredni wpływ na
to, co dzieje się w państwie. Wpływ nie przez instytucje czy procedury, tylko
przez ludzi.
Zgodnie z leninowską zasadą,
że kadry są najważniejsze?
- Dokładnie. Kaczyński chce
ręcznie sterować każdą rzeczą. Na krótką metę to się sprawdza, bo jak
prokurator zażąda za małej kary dla bandziora, to każe mu się zażądać
większej. Tak samo PiS chce sterować samorządami. Ale na dłuższą metę tak się
nie da rządzić państwem. Poza tym samorządy to tysiące miejsc pracy, a to jest
dziś życie opozycji. I PiS chce to jej odebrać.
Czy te wybory samorządowe
mają jakieś wyjątkowe znaczenie?
- Będą prognostykiem na początku
maratonu wyborczego 2018-2020, w tym sensie ich wynik będzie ważny. W
eurowyborach, które odbędą się pół roku po samorządowych, opozycja będzie
musiała odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dać PiS szansę wygrania, czy
stworzyć koalicję, która będzie w stanie zdobyć ponad 40 proc. głosów i odsunąć
PiS od władzy w 2019 r.
Uważa pan, że opozycja
powinna stworzyć wspólną listę?
- Tak i uważam, że powinna
powstać już w wyborach europejskich. Oczywiście, partie powinny się dalej
różnić, mieć własne programy. W wyborach europejskich powinno być jasno
powiedziane, że każda partia idzie do swojej grupy w Parlamencie Europejskim.
Ale gdyby opozycja wygrała te wybory i zdobyła więcej głosów od PiS, to byłby
genialny prognostyk na wybory parlamentarne. I odebranie PiS argumentu, którym
dziś szafuje, że mają mandat społeczny na swoje destrukcyjne zmiany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz