poniedziałek, 17 września 2018

Wolta lewicowej feministki



Odkąd przystąpiła do Koalicji Obywatelskiej, politycy lewicy zaczęli mówić, że będzie paprotką Schetyny. Ale Barbara Nowacka nigdy nie dala się obsadzić w tej roli


Poniedziałek. Rodzina 6.20. Barbara Nowacka wspólnie z Rafałem Trzaskowskim, kandydatem Koalicji Obywatelskiej na prezydenta stolicy, rozdaje ulotki przy stacji metra War­szawa Centrum. Dwa dni wcześniej Nowacka razem ze twoim stowarzyszeniem Inicjaty­wa Polska przystąpiła do KO. Nowacka chce kandydować do Sejmu w 2019 r. Ma dostać miejsce w pierwszej trójce na listach koalicji w Warszawie.
   - O. zdradziła lewicę! - krzyczy sześćdziesięciokilkuletni męż­czyzna przechodzący obok. Na wyborcę lewicy nie wygląda, to raczej sympatyk Pis, bo nie chce nawet wziąć ulotki Trzaskow­skiego. Ale zaraz podchodzi czterdziestokilkuletnia kobieta, nie­wiele starsza od Nowackiej, obejmuje ją i mówi. że to wspaniale widzieć ją razem z Trzaskowskim. Gdy kilka godzin później No­wacka czeka na przystanku na autobus, przejeżdżający autem mężczyzna otwiera okno i wyciąga uniesiony do góry kciuk.

ROZCZAROWANIE BIEDRONIEM
Najwięcej krytyków Nowacka ma dziś na lewicy. Nic dziw­nego, bo przez ostatnie lata uchodziła za nadzieję lewicy, a te­raz będzie odbierać jej głosy.
   Robert Biedroń, który sam szykuje nową partię, ocenił, że Nowacka popełniła błąd, przystępując do Koalicji Obywatel­skiej, bo jest ona „bezideowa i Barbara się w niej rozpuści”. Ale w pewnym sensie to Biedroń wepchnął Nowacką w objęcia li­dera PO Grzegorza Schetyny.
   Miała tworzyć postępową partię razem z prezydentem Słup­ska. Jednak wiosną ich drogi się rozeszły, chociaż wydawało się, że mogą stanowić idealny polityczny tandem.
   Gdy Biedroń kandydował na stanowisko prezydenta Słup­ska, Nowacka jako pierwsza pojechała tam wesprzeć jego kampanię. On miał tyl­ko skrzynkę jabłek, które wspólnie roz­dali mieszkańcom. Kiedy w 2015 roku to ona była twarzą koalicji Zjednoczonej Le­wicy w wyborach do Sejmu i potrzebowa­ła wsparcia, Biedroń zaprosił ją na wspólną konferencję. Ale zaczął od podziękowań dla ówczesnej premier Ewy Kopacz, któ­ra dała mu pieniądze na oddłużenie mia­sta. Nowacka poczuła się wykorzystana i do dziś to pamięta.
   W marcu na dobre się pokłócili, gdy oka­zało się, że ich wspólny think tank, który miał przygotować program dla nowej par­tii, nie pracuje. Biedroń uwierzył w swoją gwiazdę i - jak twierdzi jeden z moich roz­mówców z otoczenia Nowackiej - uznał, że Barbara nie jest mu potrzebna. Utwierdzali go w tym najbliż­si współpracownicy, powtarzając, że ona będzie im tylko przeszkadzać.

PÓŁ ROKU STARAŃ SCHETYNY
Schetyna kusił ją ponad pół roku. Bliżej poznali się podczas marszów KOD, na których wspólnie przemawiali. Już wtedy li­der PO mówił Nowackiej, że Platforma nie jest w stanie sama wygrać z PiS, dlatego zamierza budować szeroki blok, do któ­rego będzie chciał wciągnąć Nowoczesną i lewicę. Później były rozmowy na temat poparcia przez PO projektu liberalizacji aborcji. Nowacka była twarzą komitetu Ratujmy Kobiety 2017. Wraz z organizacjami kobiecymi zebrała pod obywatelskim projektem liberalizującym dostęp do aborcji przeszło około 400 tys. podpisów. To jej największy jak dotąd polityczny suk­ces. Schetyna obiecał, że klub PO będzie głosował za skierowa­niem projektu do dalszych prac w Sejmie. Jednak część posłów się wyłamała i projekt przepadł w pierwszym czytaniu. Dlate­go politycy lewicy zarzucają dziś Nowackiej, że przystępując do Koalicji Obywatelskiej, zdradziła swoje ideały. Bo w tak kon­serwatywnym środowisku na liberalizację aborcji nie ma szans.
   Szef SLD Włodzimierz Czarzasty uważa, że Schetyna kupił sobie czwartą paprotkę lewicową, obok Bartosza Arłukowicza, Dariusza Rosatiego i Grzegorza Napieralskiego.
- Będzie mówił na konwencjach: teraz występuje prawica, to wystąpi Ujazdowski. A jak gwizdnie, że występuje lewica, to wystąpi Nowacka i tyle - komentuje złośliwie Czarzasty.
   Ale Paulina Piechna-Więckiewicz, która odeszła z Inicjaty­wy Polska, uważa, że Nowacka na pewno nie będzie paprotką. - Basia jest zbyt stanowcza. Jeśli czegoś nie czuje, to tego nie zrobi. Gdy złożyła w Sejmie projekt Ratujmy Kobiety, była ata­kowana, że rozbija opozycję. Nie przejmowała się i robiła swo­je, bo prawa kobiet są dla niej najważniejsze - podkreśla.
   Chyba nie mogło być inaczej. Jej mama Izabela Jaruga-Nowacka była jedną z najbardziej znanych polskich feministek, posłanką Unii Pracy, pełniła funkcję wicepremiera w rządzie Marka Belki. Barbara nasiąkała tą atmo­sferą od dziecka. Gdy miała 17 lat, przy­szła do matki i powiedziała, że chce działać społecznie.
   - Tak mnie wychowano. Zawsze poma­gałam mamie w kampaniach. W Warsza­wie powstawała akurat Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Mama zapro­ponowała, żebym została wolontariuszką - opowiada Nowacka. Przez pięć lat odbie­rała w federacji telefony. To był początek lat 90. Aborcja była w Polsce zakazana, nie było edukacji seksualnej. Kobiety dzwoni­ły z pytaniami, jak się zabezpieczyć przed ciążą i co zrobić, gdy się zaszło w ciążę nie­chcianą. Od tego czasu uważa, że kobiety powinny mieć prawo same decydować, czy chcą urodzić dziecko, czy nie.
   Później działała w młodzieżówce Unii Pracy. Tam poznała Adriana Zandberga, dziś lidera Partii Razem. Byli parą przez dwa lata. Zandberg nie szczędził jej zresztą słów krytyki za to, że przystąpiła do Koalicji Obywatelskiej. Przypominał, że jest długa lista ludzi, którzy wchodzili do PO i obiecywali, że pchną ją na lewo. Ale Platforma traktuje innych jak przystawki. - Bar­dzo się dziwię Barbarze, że chce się związać z tym mocno kon­serwatywnym i bezideowym światkiem - mówił Zandberg.
Nowacka pytana o tę wypowiedź śmieje się, że kiedyś Zand­berg był bardziej kompromisowy. - Byłam zdumiona sekciar­stwem Partii Razem, tym, że innym odmawiają lewicowości. Politykę rzadko robi się z tymi, których się lubi. Ważniejsza jest wspólnota celów - argumentuje Nowacka. Zapewnia, że projektu liberalizacji aborcji nie porzuci. Przypomina, że po feralnym głosowaniu nad projektem Ratujmy Kobiety trój­ka konserwatywnych posłów PO została wyrzucona z partii, a więc Platforma uznała swój błąd.
   - Zacznę od edukacji seksualnej. Ale myślę, że im więcej bę­dziemy mówić o tym, że prawo do aborcji trzeba zliberalizo­wać, bo dziś uderza głównie w uboższe kobiety, tym szybciej ludzie do tego dojrzeją. Jedno jest pewne: przy PiS to się na pewno nie wydarzy - podkreśla. Dlatego uważa, że dziś najważ­niejsze jest odsunięcie tej partii od władzy.

MIĘDZY PALIKOTEM A CZARZASTYM
Jest rok 2014. Prof. Magdalena Środa zaprasza na kolację Nowacką i feministkę Kazimierę Szczukę. Znają się z Kongre­su Kobiet. Przychodzi też Janusz Palikot. Proponuje Nowackiej i Szczuce start do Parlamentu Europejskiego z list Komitetu Eu­ropa Plus Twój Ruch. Nowacka myśli, jak pogodzić wyjazdy do Brukseli z wychowywaniem dwójki dzieci. Zawsze podkreślała, że rodzina jest dla niej najważniejsza. Nawet wtedy, gdy była ata­kowana za to, że po upadku projektu Ratujmy Kobiety pojechała z dziećmi na ferie, zamiast zostać w Warszawie i wykorzystać sy­tuację do budowania własnej pozycji politycznej. Mówi, że dziś zrobiłaby tak samo.
   - Chyba każdy normalny człowiek, mając do wyboru szczęście dzieci i politykę, wybierze to pierwsze. W życiu są rzeczy ważne i ważniejsze - przekonuje.
   Nauczyła się tego od matki. Wspomina, że nawet jak mama była w rządzie i wracała z pracy o godz. 23, to brała psa i razem z ojcem wychodzili na spacer, żeby porozmawiać. Gdy traci mat­kę w katastrofie smoleńskiej, jest w ósmym miesiącu ciąży. Nie może płakać, bo skurcze mogłyby przyspieszyć poród. Kiedy do­staje propozycję wejścia do polityki, jej córka Zosia ma zaledwie cztery lata.
   - Uznałam, że muszę startować, bo byłabym niewiarygod­na dla kobiet, które od lat przekonywałam, żeby się angażowa­ły w życie publiczne - wspomina. Na trzy miesiące kampanii praktycznie przeprowadza się do Lublina. W tym czasie dzieć­mi zajmuje się jej partner. Jednocześnie dostaje propozycję startu z list SLD, ale odmawia, bo proponowano jej kandydowa­nie z okręgu słupsko-gdyńskiego, skąd posłanką była jej mat­ka. Barbara uznała, że to była próba wykorzystania tragedii do polityki. Do europarlamentu nie wchodzi, bo chociaż zdobywa przeszło 10 tysięcy głosów, to cała lista nie przekroczyła progu wyborczego.
   W 2015 r. Nowacka zostaje twarzą koalicji Zjednoczonej Le­wicy w wyborach parlamentarnych. Ale koalicja nie wchodzi do Sejmu. W Sojuszu wielu wini za tę porażkę Nowacką, bo położyła telewizyjną debatę i dała się zaatakować Zandbergowi. Ale ona odbija piłeczkę, mówiąc, że koalicja przegrała, bo na listach było za dużo starych działaczy, a za mało młodych. Choć przyznaje, że wtedy młodzi na lewicy byli za słabi, żeby odsunąć starych.
   Ostatnie trzy lata to był dla Nowackiej przyspieszony kurs po­litycznego dojrzewania. Bezproduktywne rozmowy o współpra­cy na lewicy coraz bardziej ją męczyły. Nie wierzy w koncepcję dwóch opozycyjnych bloków: konserwatywno-liberalnego oraz lewicowego, które miałyby odsunąć PiS od władzy w 2019 r. Przede wszystkim dlatego, że Partia Razem nigdy nie dogada się z SLD.
Dla niej także współpraca z Sojuszem była­by trudna, choćby ze względu na SLD-owski sentyment do PRL. Lidera Sojuszu Włodzi­mierza Czarzastego uważa za cynika. Dzi­siejsza krytyka ze strony lewicy trochę ją boli, ale stara się tym nie przejmować.
   - Tylko łącząc się, możemy odsunąć PiS od władzy. Jesteśmy to winni naszym dzieciom, które nigdy nam nie wybaczą, jeśli pozwoli­my zawrócić Polskę z Zachodu na Wschód.
Tymczasem cała lewica woli się kłócić. Ro­zumiem, że są wściekli, bo obnażyłam ich indolencję, ale dla mnie ważna jest skutecz­ność - mówi mi Nowacka.

BRZYDKI ZAPACH POLITYCZNEJ KUCHNI
Zdała sobie sprawę, że jej Inicjatywa Polska samodziel­nie nie ma szans. Nie udało się zbudować struktur w terenie. Pierwsze nieporozumienia zaczęły się już w Warszawie. Nowa­cka nie chciała, żeby IP poparła kandydaturę Jana Śpiewaka na prezydenta stolicy, bo nie podobało jej się, że niezbyt energicz­nie odcina się on od PiS. Od początku chciała, żeby Inicjatywa poparła Trzaskowskiego. Ale część działaczy naciskała na ko­alicję z Partią Razem i ruchami miejskimi. Inni chcieli starto­wać z list PO.
   Do partyjnej roboty Nowacka nigdy nie miała głowy. Były prezydent Aleksander Kwaśniewski mówi, że to jest genetycz­ne obciążenie, bo bardzo podobny stosunek do polityki miała jej matka.
   - Iza też była osobą bardzo zaangażowaną publicznie, jas­ną, czytelną w poglądach, bardzo aktywną i silnie zdystanso­waną wobec struktur partyjnych - wspomina Kwaśniewski. Dodaje, że niektórzy nazywają to partyjniactwem, ale to jest kuchnia polityczna, której nie da się omi­nąć, jeżeli chce się coś osiągnąć. Trzeba iść na kompromisy, zawierać sojusze z jedny­mi, a eliminować innych.
   - Jak w każdej kuchni - są rzeczy czyste i brudne. Barbara tego nie czuje i stąd jej inicjatywy kończyły się na kilku wydarze­niach, paru pomysłach programowych, ale się nie zakotwiczyły - podkreśla były prezy­dent. Według Kwaśniewskiego, żeby ocenić decyzję Nowackiej, trzeba będzie zobaczyć, jaki będzie miała wpływ na linię programo­wą Koalicji Obywatelskiej. Bo jeśli uda jej się przeforsować jedną czy dwie kwestie doty­czące kobiet lub spraw społecznych, to bę­dzie mogła ogłosić sukces.
   - Myślę, że ona nie docenia dosyć konser­watywnego charakteru ludzi w PO - mówi Kwaśniewski.
Na razie Nowackiej udało się przeforsować wpisanie do pro­gramu Koalicji Obywatelskiej na wybory samorządowe bez­płatnych obiadów dla dzieci. Liderka Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer liczy na to, że wraz z przejściem Nowackiej do KO zy­skała sojuszniczkę w walce o realizację wielu postulatów, takich jak świeckie państwo, związki partnerskie czy refundacja in vi­tro. Bo teraz, jak się wydaje, Koalicja Obywatelska w naturalny sposób lekko skręci w lewo, o co od wielu miesięcy zabiegali mło­dzi posłowie z Joanną Muchą, Trzaskowskim i Sławomirem Nitrasem na czele. Lubnauer z Nowacką dobrze się dogadują. Może dlatego, że obie są ścisłowcami. Lubnauer jest matematyczką, a Nowacka - informatyczką.
   - Wejście Barbary Nowackiej sprawiło, że kolejna grupa ludzi zaczęła wierzyć, że ta koalicja ma sens - cieszy się Lubnauer.
   A im szersza koalicja, tym większa szansa, że małe partie nie staną się tylko przystawkami PO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz