Odkąd przystąpiła do
Koalicji Obywatelskiej, politycy lewicy zaczęli mówić, że będzie paprotką
Schetyny. Ale Barbara Nowacka nigdy nie dala się obsadzić w tej roli
Poniedziałek. Rodzina 6.20. Barbara Nowacka
wspólnie z Rafałem Trzaskowskim, kandydatem Koalicji Obywatelskiej na
prezydenta stolicy, rozdaje ulotki przy stacji metra Warszawa Centrum. Dwa dni
wcześniej Nowacka razem ze twoim stowarzyszeniem Inicjatywa Polska przystąpiła
do KO. Nowacka chce kandydować do Sejmu w 2019 r. Ma dostać miejsce w pierwszej
trójce na listach koalicji w Warszawie.
- O. zdradziła
lewicę! - krzyczy sześćdziesięciokilkuletni mężczyzna przechodzący obok. Na
wyborcę lewicy nie wygląda, to raczej sympatyk Pis, bo nie chce nawet wziąć
ulotki Trzaskowskiego. Ale zaraz podchodzi czterdziestokilkuletnia kobieta,
niewiele starsza od Nowackiej, obejmuje ją i mówi. że to wspaniale widzieć ją
razem z Trzaskowskim. Gdy kilka godzin później Nowacka czeka na przystanku na
autobus, przejeżdżający autem mężczyzna otwiera okno i wyciąga uniesiony do
góry kciuk.
ROZCZAROWANIE BIEDRONIEM
Najwięcej krytyków Nowacka ma
dziś na lewicy. Nic dziwnego, bo przez ostatnie lata uchodziła za nadzieję
lewicy, a teraz będzie odbierać jej głosy.
Robert Biedroń, który sam szykuje nową
partię, ocenił, że Nowacka popełniła błąd, przystępując do Koalicji Obywatelskiej,
bo jest ona „bezideowa i Barbara się w niej rozpuści”. Ale w pewnym sensie to
Biedroń wepchnął Nowacką w objęcia lidera PO Grzegorza Schetyny.
Miała tworzyć postępową partię razem z
prezydentem Słupska. Jednak wiosną ich drogi się rozeszły, chociaż wydawało
się, że mogą stanowić idealny polityczny tandem.
Gdy Biedroń kandydował na stanowisko
prezydenta Słupska, Nowacka jako pierwsza pojechała tam wesprzeć jego
kampanię. On miał tylko skrzynkę jabłek, które wspólnie rozdali mieszkańcom.
Kiedy w 2015 roku to ona była twarzą koalicji Zjednoczonej Lewicy w wyborach
do Sejmu i potrzebowała wsparcia, Biedroń zaprosił ją na wspólną konferencję.
Ale zaczął od podziękowań dla ówczesnej premier Ewy Kopacz, która dała mu
pieniądze na oddłużenie miasta. Nowacka poczuła się wykorzystana i do dziś to
pamięta.
W marcu na dobre się pokłócili, gdy okazało
się, że ich wspólny think tank, który miał przygotować
program dla nowej partii, nie pracuje. Biedroń uwierzył w swoją gwiazdę i -
jak twierdzi jeden z moich rozmówców z otoczenia Nowackiej - uznał, że Barbara
nie jest mu potrzebna. Utwierdzali go w tym najbliżsi współpracownicy, powtarzając,
że ona będzie im tylko przeszkadzać.
PÓŁ ROKU STARAŃ SCHETYNY
Schetyna kusił ją ponad pół
roku. Bliżej poznali się podczas marszów KOD, na których wspólnie przemawiali.
Już wtedy lider PO mówił Nowackiej, że Platforma nie jest w stanie sama wygrać
z PiS, dlatego zamierza budować szeroki blok, do którego będzie chciał
wciągnąć Nowoczesną i lewicę. Później były rozmowy na temat poparcia przez PO
projektu liberalizacji aborcji. Nowacka była twarzą komitetu Ratujmy Kobiety
2017. Wraz z organizacjami kobiecymi zebrała pod obywatelskim projektem
liberalizującym dostęp do aborcji przeszło około 400 tys. podpisów. To jej
największy jak dotąd polityczny sukces. Schetyna obiecał, że klub PO będzie
głosował za skierowaniem projektu do dalszych prac w Sejmie. Jednak część
posłów się wyłamała i projekt przepadł w pierwszym czytaniu. Dlatego politycy
lewicy zarzucają dziś Nowackiej, że przystępując do Koalicji Obywatelskiej,
zdradziła swoje ideały. Bo w tak konserwatywnym środowisku na liberalizację
aborcji nie ma szans.
Szef SLD Włodzimierz Czarzasty uważa, że
Schetyna kupił sobie czwartą paprotkę lewicową, obok Bartosza Arłukowicza,
Dariusza Rosatiego i Grzegorza Napieralskiego.
- Będzie mówił na konwencjach:
teraz występuje prawica, to wystąpi Ujazdowski. A jak gwizdnie, że występuje
lewica, to wystąpi Nowacka i tyle - komentuje złośliwie Czarzasty.
Ale Paulina Piechna-Więckiewicz, która
odeszła z Inicjatywy Polska, uważa, że Nowacka na pewno nie będzie paprotką. -
Basia jest zbyt stanowcza. Jeśli czegoś nie czuje, to tego nie zrobi. Gdy
złożyła w Sejmie projekt Ratujmy Kobiety, była atakowana, że rozbija opozycję.
Nie przejmowała się i robiła swoje, bo prawa kobiet są dla niej najważniejsze
- podkreśla.
Chyba nie mogło być inaczej. Jej mama Izabela
Jaruga-Nowacka była jedną z najbardziej znanych polskich feministek, posłanką
Unii Pracy, pełniła funkcję wicepremiera w rządzie Marka Belki. Barbara
nasiąkała tą atmosferą od dziecka. Gdy miała 17 lat, przyszła do matki i
powiedziała, że chce działać społecznie.
- Tak mnie wychowano. Zawsze pomagałam
mamie w kampaniach. W Warszawie powstawała akurat Federacja na rzecz Kobiet i
Planowania Rodziny. Mama zaproponowała, żebym została wolontariuszką - opowiada
Nowacka. Przez pięć lat odbierała w federacji telefony. To był początek lat
90. Aborcja była w Polsce zakazana, nie było edukacji seksualnej. Kobiety
dzwoniły z pytaniami, jak się zabezpieczyć przed ciążą i co zrobić, gdy się
zaszło w ciążę niechcianą. Od tego czasu uważa, że kobiety powinny mieć prawo
same decydować, czy chcą urodzić dziecko, czy nie.
Później działała w młodzieżówce Unii Pracy.
Tam poznała Adriana Zandberga, dziś lidera Partii Razem. Byli parą przez dwa
lata. Zandberg nie szczędził jej zresztą słów krytyki za to, że przystąpiła do
Koalicji Obywatelskiej. Przypominał, że jest długa lista ludzi, którzy
wchodzili do PO i obiecywali, że pchną ją na lewo. Ale Platforma traktuje
innych jak przystawki. - Bardzo się dziwię Barbarze, że chce się związać z tym
mocno konserwatywnym i bezideowym światkiem - mówił Zandberg.
Nowacka pytana o tę wypowiedź
śmieje się, że kiedyś Zandberg był bardziej kompromisowy. - Byłam zdumiona
sekciarstwem Partii Razem, tym, że innym odmawiają lewicowości. Politykę
rzadko robi się z tymi, których się lubi. Ważniejsza jest wspólnota celów -
argumentuje Nowacka. Zapewnia, że projektu liberalizacji aborcji nie porzuci.
Przypomina, że po feralnym głosowaniu nad projektem Ratujmy Kobiety trójka
konserwatywnych posłów PO została wyrzucona z partii, a więc Platforma uznała
swój błąd.
- Zacznę od edukacji seksualnej. Ale myślę,
że im więcej będziemy mówić o tym, że prawo do aborcji trzeba zliberalizować,
bo dziś uderza głównie w uboższe kobiety, tym szybciej ludzie do tego dojrzeją.
Jedno jest pewne: przy PiS to się na pewno nie wydarzy - podkreśla. Dlatego
uważa, że dziś najważniejsze jest odsunięcie tej partii od władzy.
MIĘDZY PALIKOTEM A CZARZASTYM
Jest rok 2014. Prof. Magdalena Środa zaprasza na kolację Nowacką i feministkę
Kazimierę Szczukę. Znają się z Kongresu Kobiet. Przychodzi też Janusz Palikot.
Proponuje Nowackiej i Szczuce start do Parlamentu Europejskiego z list Komitetu
Europa Plus Twój Ruch. Nowacka myśli, jak pogodzić wyjazdy do Brukseli z
wychowywaniem dwójki dzieci. Zawsze podkreślała, że rodzina jest dla niej
najważniejsza. Nawet wtedy, gdy była atakowana za to, że po upadku projektu
Ratujmy Kobiety pojechała z dziećmi na ferie, zamiast zostać w Warszawie i
wykorzystać sytuację do budowania własnej pozycji politycznej. Mówi, że dziś
zrobiłaby tak samo.
- Chyba każdy normalny człowiek, mając do
wyboru szczęście dzieci i politykę, wybierze to pierwsze. W życiu są rzeczy
ważne i ważniejsze - przekonuje.
Nauczyła się tego od matki. Wspomina, że
nawet jak mama była w rządzie i wracała z pracy o godz. 23, to brała psa i
razem z ojcem wychodzili na spacer, żeby porozmawiać. Gdy traci matkę w
katastrofie smoleńskiej, jest w ósmym miesiącu ciąży. Nie może płakać, bo
skurcze mogłyby przyspieszyć poród. Kiedy dostaje propozycję wejścia do
polityki, jej córka Zosia ma zaledwie cztery lata.
- Uznałam, że muszę startować, bo byłabym
niewiarygodna dla kobiet, które od lat przekonywałam, żeby się angażowały w
życie publiczne - wspomina. Na trzy miesiące kampanii praktycznie przeprowadza
się do Lublina. W tym czasie dziećmi zajmuje się jej partner. Jednocześnie
dostaje propozycję startu z list SLD, ale odmawia, bo proponowano jej kandydowanie
z okręgu słupsko-gdyńskiego, skąd posłanką była jej matka. Barbara uznała, że to była próba wykorzystania tragedii do
polityki. Do europarlamentu nie wchodzi, bo chociaż zdobywa przeszło 10 tysięcy
głosów, to cała lista nie przekroczyła progu wyborczego.
W 2015 r. Nowacka zostaje twarzą koalicji
Zjednoczonej Lewicy w wyborach parlamentarnych. Ale koalicja nie wchodzi do
Sejmu. W Sojuszu wielu wini za tę porażkę Nowacką, bo położyła telewizyjną
debatę i dała się zaatakować Zandbergowi. Ale ona odbija piłeczkę, mówiąc, że
koalicja przegrała, bo na listach było za dużo starych działaczy, a za mało
młodych. Choć przyznaje, że wtedy młodzi na lewicy byli za słabi, żeby odsunąć
starych.
Ostatnie trzy lata to był dla Nowackiej
przyspieszony kurs politycznego dojrzewania. Bezproduktywne rozmowy o współpracy
na lewicy coraz bardziej ją męczyły. Nie wierzy w koncepcję dwóch opozycyjnych
bloków: konserwatywno-liberalnego oraz lewicowego, które miałyby odsunąć PiS od
władzy w 2019 r. Przede wszystkim dlatego, że Partia Razem nigdy nie dogada się
z SLD.
Dla niej także współpraca z
Sojuszem byłaby trudna, choćby ze względu na SLD-owski sentyment do PRL.
Lidera Sojuszu Włodzimierza Czarzastego uważa za cynika. Dzisiejsza krytyka
ze strony lewicy trochę ją boli, ale stara się tym nie przejmować.
- Tylko łącząc się, możemy odsunąć PiS od
władzy. Jesteśmy to winni naszym dzieciom, które nigdy nam nie wybaczą, jeśli
pozwolimy zawrócić Polskę z Zachodu na Wschód.
Tymczasem cała lewica woli się
kłócić. Rozumiem, że są wściekli, bo obnażyłam ich indolencję, ale dla mnie
ważna jest skuteczność - mówi mi Nowacka.
BRZYDKI ZAPACH
POLITYCZNEJ KUCHNI
Zdała sobie sprawę, że jej
Inicjatywa Polska samodzielnie nie ma szans. Nie udało się zbudować struktur w
terenie. Pierwsze nieporozumienia zaczęły się już w Warszawie. Nowacka nie
chciała, żeby IP poparła kandydaturę Jana Śpiewaka na prezydenta stolicy,
bo nie podobało jej się, że niezbyt energicznie odcina się on od PiS. Od
początku chciała, żeby Inicjatywa poparła Trzaskowskiego. Ale część działaczy
naciskała na koalicję z Partią Razem i ruchami miejskimi. Inni chcieli startować
z list PO.
Do partyjnej roboty Nowacka nigdy nie miała
głowy. Były prezydent Aleksander Kwaśniewski mówi, że to jest genetyczne
obciążenie, bo bardzo podobny stosunek do polityki miała jej matka.
- Iza też była osobą bardzo zaangażowaną
publicznie, jasną, czytelną w poglądach, bardzo aktywną i silnie zdystansowaną
wobec struktur partyjnych - wspomina Kwaśniewski. Dodaje, że niektórzy nazywają
to partyjniactwem, ale to jest kuchnia polityczna, której nie da się ominąć,
jeżeli chce się coś osiągnąć. Trzeba iść na kompromisy, zawierać sojusze z
jednymi, a eliminować innych.
- Jak w każdej kuchni - są rzeczy czyste i
brudne. Barbara tego nie czuje i stąd jej inicjatywy kończyły się na kilku
wydarzeniach, paru pomysłach programowych, ale się nie zakotwiczyły -
podkreśla były prezydent. Według Kwaśniewskiego, żeby ocenić decyzję
Nowackiej, trzeba będzie zobaczyć, jaki będzie miała wpływ na linię programową
Koalicji Obywatelskiej. Bo jeśli uda jej się przeforsować jedną czy dwie
kwestie dotyczące kobiet lub spraw społecznych, to będzie mogła ogłosić
sukces.
- Myślę, że ona nie docenia dosyć konserwatywnego
charakteru ludzi w PO - mówi Kwaśniewski.
Na razie Nowackiej udało się
przeforsować wpisanie do programu Koalicji Obywatelskiej na wybory samorządowe
bezpłatnych obiadów dla dzieci. Liderka Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer liczy
na to, że wraz z przejściem Nowackiej do KO zyskała sojuszniczkę w walce o
realizację wielu postulatów, takich jak świeckie państwo, związki partnerskie
czy refundacja in
vitro. Bo teraz, jak się wydaje, Koalicja
Obywatelska w naturalny sposób lekko skręci w lewo, o co od wielu miesięcy
zabiegali młodzi posłowie z Joanną Muchą, Trzaskowskim i Sławomirem Nitrasem
na czele. Lubnauer z Nowacką dobrze się dogadują. Może dlatego, że obie są
ścisłowcami. Lubnauer jest matematyczką, a Nowacka - informatyczką.
- Wejście Barbary Nowackiej sprawiło, że
kolejna grupa ludzi zaczęła wierzyć, że ta koalicja ma sens - cieszy się
Lubnauer.
A im szersza koalicja, tym większa szansa,
że małe partie nie staną się tylko przystawkami PO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz