Od miesięcy pisaliśmy
o zapowiedziach PiS rozprawy z nieposłusznymi sędziami. No i się zaczęło.
Sędziowie są wzywani na przesłuchania dyscyplinarne, innym „trałuje się”
orzecznictwo, by znaleźć formalne haki. Do akcji wkroczyła też prokuratura.
Dyscyplinuje
się za wyroki i postanowienia wbrew oczekiwaniom władzy. Za krytyczne wobec
władzy wypowiedzi. Za udział w protestach w obronie sądów. Za zadawanie pytań
prawnych Trybunałowi Sprawiedliwości UE... W czasach PRL tylko w stanie wojennym
władza zrobiła porównywalną akcję czyszczenia i zastraszania, pozbawiając
kilkudziesięciu sędziów urzędu na podstawie przepisu, że Rada Państwa może usunąć sędziego, jeśli „nie daje
rękojmi należytego sprawowania urzędu”.
Sędziów, którzy otwarcie przeciwstawiają się odbieraniu
sądownictwu niezależności, jest w Polsce niewielu. Jednak to oni
nadają ton, tworzą standardy postępowania, które mają znaczenie dla
pozostałych sędziów - widać to było np. po bojkocie wyborów do nowej Krajowej
Rady Sądownictwa. Usunięcie ich z zawodu może doprowadzić do osłabienia sędziowskiego „ruchu oporu” i zniechęcić do
orzekania wbrew woli władzy. Sądownictwo stałoby się takie jak prokuratura:
posłuszne.
Za dużo niezależności
Gdy w zeszłym tygodniu Krajowa
Rada Sądownictwa została zawieszona w prawach członka Europejskiej Sieci Krajowych
Rad Sądownictwa, jej przewodniczący sędzia Leszek Mazur powiedział w Polsat
News, że ENCJ ma zawyżony standard niezależności sądownictwa od władzy
wykonawczej i ustawodawczej. „Ten standard wydaje się zbyt radykalny, (...)
prowadzi do ograniczania naszej suwerenności i może stanowić zasadniczą
przeszkodę w realizacji tych reform, które zostały podjęte”. Ta wypowiedź
pokazuje, że mentalnie przewodniczący Mazur nie jest sędzią, ale funkcjonariuszem
władzy wykonawczej. Pokazuje też, że celem tej władzy jest uzależnienie
wymiaru sprawiedliwości od władzy politycznej. Do dyskusji jest stopień tego
uzależnienia. Wygaszenie sędziowskiego oporu jest warunkiem koniecznym.
Pomysł PiS na wymiar sprawiedliwości jest prosty: ma być
służebny wobec władzy i „nie przeszkadzać” w rządzeniu. Czyli: nie pełnić
funkcji kontrolnej wobec władzy wykonawczej i ustawodawczej. PiS przejął
Trybunał Konstytucyjny i spacyfikował tym samym możliwość eliminacji z prawa
niekonstytucyjnych przepisów i ustaw, które uchwalał. Próbuje przejąć Sąd
Najwyższy - do wyrzucenia lub neutralizacji ma 51 „starych” sędziów. To może
być wykonalne. Ale z pewnością nie jest wykonalna wymiana 10 tys. sędziów sądów
powszechnych. W tej sytuacji najskuteczniejszą metodą jest spektakularna
rozprawa z sędziami niepokornymi tak, by pozostałym odechciało się
niezawisłości.
PiS zbudował sobie do tego narzędzia: nowe postępowanie
dyscyplinarne, gdzie można sądzić sędziów po raz drugi za osądzone już czyny, a
także za sprawy objęte przedawnieniem. Sądzeni będą przez osoby, które
wyznaczył PiS i minister sprawiedliwości. Prezydent powołał właśnie sędziów do
Izby Dyscyplinarnej w SN, wśród których połowa to prokuratorzy, a reszta -
osoby, które zadeklarowały poparcie dla pisowskiej koncepcji służebnego
wymiaru sprawiedliwości. I które doskonale wiedzą, że miecz postępowań
dyscyplinarnych wisi także nad nimi, w razie gdyby tej koncepcji chcieli się
sprzeniewierzyć.
Sędziowie nowe postępowanie dyscyplinarne odbierają jako
narzędzie do zastraszania i odbierania niezawisłości. Dwoje sędziów: Igor
Tuleya z Sądu Okręgowego w Warszawie i Ewa Maciejewska z SO w Łodzi, niezależnie od siebie zwrócili się do Trybunału
Sprawiedliwości UE z pytaniami prejudycjalnymi zmierzającymi do tego, by
Trybunał ocenił, czy w tych warunkach prawnych mają jeszcze, wymagane prawem
Unii, gwarancje niezawisłości.
Są więc narzędzia, teraz trzeba podsądnych.
Dyscyplinowanie
Rzecznicy dyscyplinarni wezwali do
złożenia wyjaśnień rzecznika stowarzyszenia Iustitia Bartłomieja Przymusińskiego
i sędziego Sądu Okręgowego w Warszawie Igora Tuleyę. A także prezesa Iustitii
Krystiana Markiewicza. Chodzi o ich medialne krytyczne wypowiedzi na temat Krajowej
Rady Sądownictwa i przebiegu wyborów do Sądu Najwyższego. Rzecznik
dyscyplinarny zarządził kontrolę akt i wyników prac do 3,5 roku wstecz wobec
sędzi Sądu Rejonowego w Gorzowie Wielkopolskim Olimpii Barańskiej-Małuszek,
działaczki Iustitii, inicjatorki uchwał w obronie niezależności sądownictwa.
Taka kontrola mogłaby być oparta tylko na skargach na przewlekłość lub inne
nieprawidłowości związane z orzecznictwem sędzi, ale na nic takiego rzecznik
się nie powołał, a sama sędzia nic nie wie o skargach pod jej adresem.
Wcześniej resort sprawiedliwości polecił skontrolować
sprawy sądzone przez krakowskiego sędziego Waldemara Żurka, znanego z
konsekwentnej publicznej krytyki poczynań władzy wobec sądów, byłego rzecznika
„starej” KRS. Kontrolował go wizytator z Sądu Apelacyjnego w Krakowie sędzia
Paweł Rygiel. Nie miał zastrzeżeń do pracy sędziego Żurka - przestał być
wizytatorem.
Postępowanie dyscyplinarne za publiczne wypowiedzi to
nowość. Do tej pory pozasądowa aktywność sędziów była oceniana z punktu
widzenia ewentualnego uchybienia godności zawodu, ale nie uznawano, że
uchybiają tej godności wypowiedzi dotyczące spraw publicznych, jeśli ich forma
nie wykracza poza przyjęte obyczaje. Jednak na wniosek wiceprzewodniczącego
KRS Wiesława Johanna (notabene sędziego Trybunału Konstytucyjnego w stanie
spoczynku) Komisja Dyscyplinarna przy KRS (z udziałem m.in. posłanki Krystyny
Pawłowicz) opracowuje standardy mające służyć pociąganiu do odpowiedzialności
za publiczne wypowiedzi. A także za wyroki.
Postulując odpowiedzialność za wyroki, Wiesław Johann wymienił sędziego Igora Tuleyę i jego wyrok z 2013 r. w
sprawie „doktora G”, gdzie w uzasadnieniu porównał metody prokuratury i CBA
(za pierwszych rządów PiS) do metod z czasów stalinizmu.
Na razie sędzia Tuleya ma się wytłumaczyć rzecznikowi
dyscyplinarnemu z „możliwego publicznego rozpowszechnienia bez zezwolenia”
informacji ze śledztwa w sprawie głosowania w Sali Kolumnowej Sejmu w grudniu
2016 r. Sędzia nakazał ponowne wszczęcie tej sprawy
po umorzeniu jej przez prokuraturę i, uzasadniając wyrok, powołał się na
ustalenia tego śledztwa, które potwierdzały, że PiS różnymi sposobami
utrudniał i uniemożliwiał opozycji wzięcie udziału w tym głosowaniu.
Tą sprawą zajmuje się też prokuratura, twierdząc, że w grę
wchodzi ujawnienie informacji ze śledztwa bez pozwolenia prokuratury. Tyle że
kiedy sprawa trafia do sądu, jej gospodarzem nie jest już prokuratura, ale
sąd. Ale po to właśnie PiS przejął prokuraturę i postępowania dyscyplinarne, by
zapewnić sobie interpretację przepisów po myśli partii.
Rzecznik dyscyplinarny przesłuchał w zeszłym tygodniu
sędzię Ewę Maciejewską - tę, która zadała Trybunałowi Sprawiedliwości pytanie
w sprawie postępowań dyscyplinarnych naruszających sędziowską niezawisłość.
Kto skontroluje kontrolujących
Pierwszym sędzią, któremu pogrożono
dyscyplinarką za wydany wyrok, był sędzia Dominik Czeszkiewicz z Sądu
Rejonowego w Suwałkach, który w zeszłym roku uniewinnił działaczy KOD.
Przejrzano jego sprawy i dostał zarzut o niewłaściwe
zastosowanie przepisów o karze łącznej.
Ostatecznie rzecznik dyscyplinarny postępowanie umorzył, stwierdzając, że
„efekt dyscyplinujący wobec ogółu sędziów sądów rejonowych został osiągnięty
przez sam fakt prowadzonego w tej sprawie postępowania”.
Kłopoty miał też inny sędzia tego sądu Piotr Taraszkiewicz,
który podtrzymał uniewinnienie ludzi z KOD. Jako przewodniczący wydziału
karnego dostał upomnienie służbowe od prezesa sądu za brak prawidłowego nadzoru
nad sędzią Czeszkiewiczem.
Aby zwiększyć efektywność dyscyplinowania sędziów,
minister-prokurator Zbigniew Ziobro powołał właśnie w Ministerstwie
Sprawiedliwości specjalny zespół doradczy do spraw etyki i postępowań
dyscyplinarnych sędziów. Przewodniczy mu wiceminister Łukasz Piebiak, a
członkami są urzędnicy ministerstwa. Piebiak tłumaczy, że zespół ma
monitorować system i badać, czy nie trzeba go „usprawnić, by spełniał oczekiwania
społeczne”. Sędziowie podejrzewają, że zespół ma „trałować” akta spraw
prowadzonych przez sędziów, którzy narażają się władzy, by znaleźć jakąś
podstawę do pociągnięcia ich do odpowiedzialności dyscyplinarnej. Prawo
dostępu ministra sprawiedliwości do akt jest prawnie wątpliwe. W 2015 r. Trybunał
Konstytucyjny orzekł, że byłoby to naruszeniem niezawisłości sędziowskiej. Ale
minister i jego urzędnicy i tak mają dostęp do każdej prowadzonej przez sędziów
sprawy przez internetowy system Currenda. Teoretycznie nie wolno im podglądać
bez formalnego postępowania dyscyplinarnego lub zarządzenia kontroli
konkretnego sędziego. Ale kto skontroluje, czy nie łamią prawa? A efekt
zastraszania i tak został osiągnięty samym powołaniem zespołu.
Kolejne narzędzie dyscyplinowania to prokuratura. Pierwszym
sędzią, którym się zajęła, jest Wojciech Łączewski z Sądu Rejonowego dla
Warszawy Śródmieścia. Jesienią 2015 r. był w trzyosobowym składzie, który
uznał Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA, i jego trzech współpracowników za
winnych nadużycia władzy podczas prowokacji w Ministerstwie Rolnictwa w 2007
r., zwanej też aferą gruntową. W jednym z wywiadów powiedział, że wyrok na Kamińskiego
i innych zapadł jednogłośnie, co wykorzystał prokurator generalny Zbigniew
Ziobro i złożył wniosek o ściganie go dyscyplinarnie za naruszenie tajemnicy
narady sędziowskiej. Rzecznik dyscyplinarny odmówił, a sąd apelacyjny odmowę
podtrzymał. Zaś prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie ujawnienia przez
sędziego Łączewskiego w uzasadnieniu wyroku na Kamińskiego informacji
niejawnych dotyczących agentów CBA działających pod przykryciem. Sędzia
twierdzi, że cytował jawną część aktu oskarżenia. W tym śledztwie przesłuchano
już sędziego Łączewskiego i pozostałych sędziów z tej sprawy: Małgorzatę
Drewin i Łukasza Mrozka.
Wyrok za wyrok
W sprawie sędzi Agnieszki
Pilarczyk z Sądu Rejonowego dla Krakowa Śródmieścia, która sądziła sprawę
wniesioną przez rodzinę Ziobrów przeciw lekarzom, prokuratura, tuż przed
końcem procesu, wszczęła postępowanie o niedopełnienie obowiązków służbowych
polegające na zaakceptowaniu przez nią zawyżonego kosztorysu opinii biegłych.
Sędzia Pilarczyk, mimo tej presji, uniewinniła lekarzy od zarzutu przyczynienia
się do śmierci ojca ministra Ziobry. Śledztwo „w sprawie” sędzi Pilarczyk
trwa.
Wobec sędziego Waldemara Żurka CBA wszczęło ostentacyjnie
kontrolę jego oświadczeń majątkowych, która trwała półtora roku (może trwać 6
miesięcy) i dawała okazję do wielokrotnego wzywania na przesłuchania. Teraz
ogłosiła, że wyniki tego postępowania przekazała prokuraturze. Dla opinii
publicznej to znak, że sędzia popełnił przestępstwo.
Tymczasem prokuratura ma tylko dokumenty „podać dalej” - do organu skarbowego.
Prokuratura zareagowała też, gdy sędziowie Sądu Najwyższego
zadali - 2 sierpnia - pytanie prejudycjalne Trybunałowi Sprawiedliwości UE w
sprawie wieku emerytalnego sędziów SN i zawiesili działanie tych przepisów. Na
stronie Prokuratury Krajowej pojawiło się „Oświadczenie” w imieniu prokuratora
generalnego Zbigniewa Ziobry stwierdzające, że to, co zrobili sędziowie SN,
wypełnia znamiona przestępstwa nadużycia władzy. Miesiąc później prokurator
krajowy Bogdan Święczkowski stwierdził: „To, co zrobił Sąd Najwyższy,
zawieszając funkcjonowanie kilku przepisów ustawy o Sądzie Najwyższym, to moim
zdaniem rażące naruszenie prawa”. I zapowiedział, że „prokuratura zajmie się
sprawą”. Będzie to pierwsze w historii postępowanie karne w sprawie sędziów
Sądu Najwyższego za wydane orzeczenie.
W najbardziej niepokornym okręgu sądowym - krakowskim -
właśnie trwa śledztwo służące szykanowaniu sędziów, którzy w maju tego roku
przyjęli uchwały wyrażające oburzenie poniżaniem i maltretowaniem psychicznym
byłego prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie Krzysztofa S. w areszcie śledczym w
Rzeszowie. Prokuratura, po artykule na ten temat w POLITYCE z 8 maja, wszczęła
śledztwo w sprawie przekroczenia obowiązków przez funkcjonariuszy więziennych.
I w ramach tego śledztwa wzywa sędziów na przesłuchania, pytając, skąd powzięli
informację o maltretowaniu Krzysztofa S. Trudno dociec, co ich zeznania mogą
wnieść do sprawy, w której dowodami są monitoring z więzienia, dokumenty,
zeznania funkcjonariuszy, pokrzywdzonego i jego rodziny. A także kontrola, jaką
po artykule w POLITYCE przeprowadziło Biuro RPO. Krakowscy sędziowie sprawę
odbierają jednoznacznie: jako próbę zastraszenia, by zniechęcić ich w
przyszłości do podejmowania uchwał w obronie niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Na to, że sprawa w istocie
wymierzona jest w sędziów, a nie funkcjonariuszy więziennych, wskazuje fakt,
że prowadzi ją Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej. To wydział
powołany przez prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę do „postępowań
przygotowawczych w sprawach najpoważniejszych przestępstw popełnionych przez
sędziów, asesorów sądowych, prokuratorów i asesorów prokuratury”.
W lipcu 2018 r. Sąd Rejonowy w Rzeszowie zwrócił
prokuraturze akt oskarżenia
do uzupełnienia. Po odwołaniu
prokuratury - Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej w Rzeszowie - Sąd
Okręgowy podtrzymał decyzję zwrotu. Prokuratura zamiast uzupełnić akta,
postanowiła zastraszyć sąd: Rafał Teluk, naczelnik rzeszowskiego Oddziału Zamiejscowego
PK, telefonicznie zażądał od sędzi zmiany decyzji. Gdy odmówiła - zażądał od prezesa Sądu Apelacyjnego pociągnięcia jej do
odpowiedzialności dyscyplinarnej.
Jest też inna forma szykan dobrze znana z czasów PRL:
przeniesienie do innego wydziału lub odwołanie z delegacji do sądu wyższej
instancji. Latem 2016 r. minister odwołał z delegacji do sądu okręgowego
warszawską sędzię Justynę Koskę-Janusz, bo przypomniał sobie, że to ona
sądziła w 2015 r. sprawę cywilną, którą przegrał. Sędzia Wojciech Łączewski
został przeniesiony z wydziału karnego do cywilnego. Podobnie potraktowano
sędzię Monikę Smagę-Leśniewską z Sądu Rejonowego
Poznań Stare Miasto po
tym, jak nie zgodziła się, w lutym 2017
r., zastosować aresztu tymczasowego wobec Józefa Piniora, działacza podziemnej
„S” i byłego senatora PO. Wtedy skutecznie się odwołała do kolegium sądu.
Dzisiaj już musiałaby się odwoływać do KRS „dobrej zmiany”.
Przeniesienie do innego wydziału dotknęło też sędziego
Waldemara Żurka. Przeniosła go prezeska Sądu Okręgowego w Krakowie Dagmara
Pawełczyk-Woicka, zwana „koleżanką Ziobry” (jest przy okazji członkinią KRS),
wykorzystując nowe przepisy dające prezesom możliwość zmiany zakresu
obowiązków sędziego. W nowym wydziale sędzia Żurek za przełożonego ma
sędziego, przeciwko którego powołaniu na stanowisko przewodniczącego protestował,
argumentując to brakiem jego kompetencji.
A Unia odpuszcza
Zastraszanie sędziów i eliminacja
z zawodu tych, którzy zastraszać się nie dadzą - tak PiS chce ostatecznie spacyfikować polskie sądy.
Tymczasem Komisja Europejska najpierw wstrzymała decyzję o zaskarżeniu
przepisów o Sądzie Najwyższym do Trybunału Sprawiedliwości, potem (według
Reutersa) zdecydowała się to zrobić. Słaba nadzieja, że zaskarży przepisy
dyscyplinarne. Sam Trybunał niespiesznie bierze się do pytań prejudycjalnych
Sądu Najwyższego. Mimo upływu półtora miesiąca nawet ich nie opublikowano,
więc nie zanosi się na zarządzenie tymczasowe, które zawiesi zaskarżone
przepisy, jak było w sprawie Puszczy Białowieskiej. A PiS czasu nie traci.
Ewa Siedlecka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz