sobota, 29 września 2018

Karzące ramię partii



Od miesięcy pisaliśmy o zapowiedziach PiS rozprawy z nieposłusznymi sędziami. No i się zaczęło. Sędziowie są wzywani na przesłuchania dyscyplinarne, innym „trałuje się” orzecznictwo, by znaleźć formalne haki. Do akcji wkroczyła też prokuratura.

Dyscyplinuje się za wyro­ki i postanowienia wbrew oczekiwaniom władzy. Za krytyczne wobec wła­dzy wypowiedzi. Za udział w protestach w obronie sądów. Za za­dawanie pytań prawnych Trybunałowi Sprawiedliwości UE... W czasach PRL tylko w stanie wojennym władza zrobiła porównywalną akcję czyszczenia i za­straszania, pozbawiając kilkudziesięciu sędziów urzędu na podstawie przepisu, że Rada Państwa może usunąć sędziego, jeśli „nie daje rękojmi należytego spra­wowania urzędu”.
   Sędziów, którzy otwarcie przeciw­stawiają się odbieraniu sądownictwu niezależności, jest w Polsce niewielu. Jednak to oni nadają ton, tworzą stan­dardy postępowania, które mają zna­czenie dla pozostałych sędziów - widać to było np. po bojkocie wyborów do no­wej Krajowej Rady Sądownictwa. Usu­nięcie ich z zawodu może doprowadzić do osłabienia sędziowskiego „ruchu oporu” i zniechęcić do orzekania wbrew woli władzy. Sądownictwo stałoby się ta­kie jak prokuratura: posłuszne.

Za dużo niezależności
Gdy w zeszłym tygodniu Krajowa Rada Sądownictwa została zawieszona w pra­wach członka Europejskiej Sieci Krajo­wych Rad Sądownictwa, jej przewodni­czący sędzia Leszek Mazur powiedział w Polsat News, że ENCJ ma zawyżony standard niezależności sądownictwa od władzy wykonawczej i ustawodaw­czej. „Ten standard wydaje się zbyt ra­dykalny, (...) prowadzi do ograniczania naszej suwerenności i może stanowić zasadniczą przeszkodę w realizacji tych reform, które zostały podjęte”. Ta wypowiedź pokazuje, że mentalnie przewodniczący Mazur nie jest sędzią, ale funkcjonariuszem władzy wykonaw­czej. Pokazuje też, że celem tej władzy jest uzależnienie wymiaru sprawiedli­wości od władzy politycznej. Do dys­kusji jest stopień tego uzależnienia. Wygaszenie sędziowskiego oporu jest warunkiem koniecznym.
   Pomysł PiS na wymiar sprawiedli­wości jest prosty: ma być służebny wobec władzy i „nie przeszkadzać” w rządzeniu. Czyli: nie pełnić funkcji kontrolnej wobec władzy wykonawczej i ustawodawczej. PiS przejął Trybunał Konstytucyjny i spacyfikował tym sa­mym możliwość eliminacji z prawa niekonstytucyjnych przepisów i ustaw, które uchwalał. Próbuje przejąć Sąd Najwyższy - do wyrzucenia lub neutra­lizacji ma 51 „starych” sędziów. To może być wykonalne. Ale z pewnością nie jest wykonalna wymiana 10 tys. sędziów sądów powszechnych. W tej sytuacji najskuteczniejszą metodą jest spekta­kularna rozprawa z sędziami niepokor­nymi tak, by pozostałym odechciało się niezawisłości.
   PiS zbudował sobie do tego narzędzia: nowe postępowanie dyscyplinarne, gdzie można sądzić sędziów po raz drugi za osądzone już czyny, a także za sprawy objęte przedawnieniem. Sądzeni będą przez osoby, które wyznaczył PiS i mini­ster sprawiedliwości. Prezydent powołał właśnie sędziów do Izby Dyscyplinarnej w SN, wśród których połowa to prokura­torzy, a reszta - osoby, które zadeklaro­wały poparcie dla pisowskiej koncepcji służebnego wymiaru sprawiedliwości. I które doskonale wiedzą, że miecz po­stępowań dyscyplinarnych wisi także nad nimi, w razie gdyby tej koncepcji chcieli się sprzeniewierzyć.
   Sędziowie nowe postępowanie dyscy­plinarne odbierają jako narzędzie do za­straszania i odbierania niezawisłości. Dwoje sędziów: Igor Tuleya z Sądu Okrę­gowego w Warszawie i Ewa Maciejewska z SO w Łodzi, niezależnie od siebie zwró­cili się do Trybunału Sprawiedliwości UE z pytaniami prejudycjalnymi zmie­rzającymi do tego, by Trybunał ocenił, czy w tych warunkach prawnych mają jeszcze, wymagane prawem Unii, gwa­rancje niezawisłości.
   Są więc narzędzia, teraz trzeba podsądnych.

Dyscyplinowanie
Rzecznicy dyscyplinarni wezwali do złożenia wyjaśnień rzecznika sto­warzyszenia Iustitia Bartłomieja Przymusińskiego i sędziego Sądu Okręgo­wego w Warszawie Igora Tuleyę. A także prezesa Iustitii Krystiana Markiewicza. Chodzi o ich medialne krytyczne wypo­wiedzi na temat Krajowej Rady Sądow­nictwa i przebiegu wyborów do Sądu Najwyższego. Rzecznik dyscyplinarny zarządził kontrolę akt i wyników prac do 3,5 roku wstecz wobec sędzi Sądu Rejonowego w Gorzowie Wielkopolskim Olimpii Barańskiej-Małuszek, działaczki Iustitii, inicjatorki uchwał w obronie nie­zależności sądownictwa. Taka kontrola mogłaby być oparta tylko na skargach na przewlekłość lub inne nieprawidło­wości związane z orzecznictwem sędzi, ale na nic takiego rzecznik się nie powołał, a sama sędzia nic nie wie o skargach pod jej adresem.
   Wcześniej resort sprawiedliwości po­lecił skontrolować sprawy sądzone przez krakowskiego sędziego Waldemara Żurka, znanego z konsekwentnej publicznej krytyki poczynań władzy wobec sądów, byłego rzecznika „starej” KRS. Kontro­lował go wizytator z Sądu Apelacyjnego w Krakowie sędzia Paweł Rygiel. Nie miał zastrzeżeń do pracy sędziego Żurka - przestał być wizytatorem.
   Postępowanie dyscyplinarne za pu­bliczne wypowiedzi to nowość. Do tej pory pozasądowa aktywność sędziów była oceniana z punktu widzenia ewen­tualnego uchybienia godności zawo­du, ale nie uznawano, że uchybiają tej godności wypowiedzi dotyczące spraw publicznych, jeśli ich forma nie wy­kracza poza przyjęte obyczaje. Jednak na wniosek wiceprzewodniczącego KRS Wiesława Johanna (notabene sędziego Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku) Komisja Dyscyplinarna przy KRS (z udziałem m.in. posłanki Krystyny Pawłowicz) opracowuje standardy mają­ce służyć pociąganiu do odpowiedzial­ności za publiczne wypowiedzi. A także za wyroki.
   Postulując odpowiedzialność za wy­roki, Wiesław Johann wymienił sędziego Igora Tuleyę i jego wyrok z 2013 r. w spra­wie „doktora G”, gdzie w uzasadnieniu porównał metody prokuratury i CBA (za pierwszych rządów PiS) do metod z czasów stalinizmu.
   Na razie sędzia Tuleya ma się wytłu­maczyć rzecznikowi dyscyplinarnemu z „możliwego publicznego rozpowszech­nienia bez zezwolenia” informacji ze śledztwa w sprawie głosowania w Sali Kolumnowej Sejmu w grudniu 2016 r. Sędzia nakazał ponowne wszczęcie tej sprawy po umorzeniu jej przez proku­raturę i, uzasadniając wyrok, powołał się na ustalenia tego śledztwa, które potwierdzały, że PiS różnymi sposoba­mi utrudniał i uniemożliwiał opozycji wzięcie udziału w tym głosowaniu.
   Tą sprawą zajmuje się też prokuratura, twierdząc, że w grę wchodzi ujawnienie informacji ze śledztwa bez pozwolenia prokuratury. Tyle że kiedy sprawa tra­fia do sądu, jej gospodarzem nie jest już prokuratura, ale sąd. Ale po to właśnie PiS przejął prokuraturę i postępowania dyscyplinarne, by zapewnić sobie inter­pretację przepisów po myśli partii.
   Rzecznik dyscyplinarny przesłuchał w zeszłym tygodniu sędzię Ewę Macie­jewską - tę, która zadała Trybunałowi Sprawiedliwości pytanie w sprawie po­stępowań dyscyplinarnych naruszają­cych sędziowską niezawisłość.

Kto skontroluje kontrolujących
Pierwszym sędzią, któremu pogrożo­no dyscyplinarką za wydany wyrok, był sędzia Dominik Czeszkiewicz z Sądu Rejonowego w Suwałkach, który w ze­szłym roku uniewinnił działaczy KOD. Przejrzano jego sprawy i dostał zarzut o niewłaściwe zastosowanie przepisów o karze łącznej. Ostatecznie rzecznik dyscyplinarny postępowanie umorzył, stwierdzając, że „efekt dyscyplinujący wobec ogółu sędziów sądów rejonowych został osiągnięty przez sam fakt prowa­dzonego w tej sprawie postępowania”.
   Kłopoty miał też inny sędzia tego sądu Piotr Taraszkiewicz, który podtrzymał uniewinnienie ludzi z KOD. Jako prze­wodniczący wydziału karnego dostał upomnienie służbowe od prezesa sądu za brak prawidłowego nadzoru nad sę­dzią Czeszkiewiczem.
   Aby zwiększyć efektywność dyscypli­nowania sędziów, minister-prokurator Zbigniew Ziobro powołał właśnie w Mi­nisterstwie Sprawiedliwości specjalny zespół doradczy do spraw etyki i po­stępowań dyscyplinarnych sędziów. Przewodniczy mu wiceminister Łukasz Piebiak, a członkami są urzędnicy mi­nisterstwa. Piebiak tłumaczy, że zespół ma monitorować system i badać, czy nie trzeba go „usprawnić, by spełniał ocze­kiwania społeczne”. Sędziowie podejrze­wają, że zespół ma „trałować” akta spraw prowadzonych przez sędziów, którzy narażają się władzy, by znaleźć jakąś podstawę do pociągnięcia ich do odpo­wiedzialności dyscyplinarnej. Prawo dostępu ministra sprawiedliwości do akt jest prawnie wątpliwe. W 2015 r. Try­bunał Konstytucyjny orzekł, że byłoby to naruszeniem niezawisłości sędziow­skiej. Ale minister i jego urzędnicy i tak mają dostęp do każdej prowadzonej przez sędziów sprawy przez interneto­wy system Currenda. Teoretycznie nie wolno im podglądać bez formalnego postępowania dyscyplinarnego lub zarzą­dzenia kontroli konkretnego sędziego. Ale kto skontroluje, czy nie łamią prawa? A efekt zastraszania i tak został osiągnię­ty samym powołaniem zespołu.
   Kolejne narzędzie dyscyplinowania to prokuratura. Pierwszym sędzią, któ­rym się zajęła, jest Wojciech Łączewski z Sądu Rejonowego dla Warszawy Śród­mieścia. Jesienią 2015 r. był w trzyoso­bowym składzie, który uznał Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA, i jego trzech współpracowników za winnych nadużycia władzy podczas prowokacji w Ministerstwie Rolnictwa w 2007 r., zwanej też aferą gruntową. W jednym z wywiadów powiedział, że wyrok na Ka­mińskiego i innych zapadł jednogłośnie, co wykorzystał prokurator generalny Zbigniew Ziobro i złożył wniosek o ści­ganie go dyscyplinarnie za naruszenie tajemnicy narady sędziowskiej. Rzecz­nik dyscyplinarny odmówił, a sąd ape­lacyjny odmowę podtrzymał. Zaś pro­kuratura wszczęła śledztwo w sprawie ujawnienia przez sędziego Łączewskiego w uzasadnieniu wyroku na Kamińskie­go informacji niejawnych dotyczących agentów CBA działających pod przykry­ciem. Sędzia twierdzi, że cytował jawną część aktu oskarżenia. W tym śledztwie przesłuchano już sędziego Łączewskiego i pozostałych sędziów z tej sprawy: Mał­gorzatę Drewin i Łukasza Mrozka.

Wyrok za wyrok
W sprawie sędzi Agnieszki Pilarczyk z Sądu Rejonowego dla Krakowa Śród­mieścia, która sądziła sprawę wniesio­ną przez rodzinę Ziobrów przeciw leka­rzom, prokuratura, tuż przed końcem procesu, wszczęła postępowanie o nie­dopełnienie obowiązków służbowych polegające na zaakceptowaniu przez nią zawyżonego kosztorysu opinii bie­głych. Sędzia Pilarczyk, mimo tej presji, uniewinniła lekarzy od zarzutu przy­czynienia się do śmierci ojca ministra Ziobry. Śledztwo „w sprawie” sędzi Pi­larczyk trwa.
   Wobec sędziego Waldemara Żurka CBA wszczęło ostentacyjnie kontrolę jego oświadczeń majątkowych, która trwała półtora roku (może trwać 6 mie­sięcy) i dawała okazję do wielokrotne­go wzywania na przesłuchania. Teraz ogłosiła, że wyniki tego postępowania przekazała prokuraturze. Dla opinii publicznej to znak, że sędzia popełnił przestępstwo. Tymczasem prokuratu­ra ma tylko dokumenty „podać dalej” - do organu skarbowego.
   Prokuratura zareagowała też, gdy sędziowie Sądu Najwyższego zada­li - 2 sierpnia - pytanie prejudycjalne Trybunałowi Sprawiedliwości UE w sprawie wieku emerytalnego sędziów SN i zawiesili działanie tych przepisów. Na stronie Prokuratury Krajowej poja­wiło się „Oświadczenie” w imieniu pro­kuratora generalnego Zbigniewa Ziobry stwierdzające, że to, co zrobili sędziowie SN, wypełnia znamiona przestępstwa nadużycia władzy. Miesiąc później pro­kurator krajowy Bogdan Święczkowski stwierdził: „To, co zrobił Sąd Najwyższy, zawieszając funkcjonowanie kilku prze­pisów ustawy o Sądzie Najwyższym, to moim zdaniem rażące naruszenie prawa”. I zapowiedział, że „prokuratura zajmie się sprawą”. Będzie to pierwsze w historii postępowanie karne w spra­wie sędziów Sądu Najwyższego za wyda­ne orzeczenie.
   W najbardziej niepokornym okręgu sądowym - krakowskim - właśnie trwa śledztwo służące szykanowaniu sędziów, którzy w maju tego roku przyjęli uchwa­ły wyrażające oburzenie poniżaniem i maltretowaniem psychicznym byłego prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie Krzysztofa S. w areszcie śledczym w Rze­szowie. Prokuratura, po artykule na ten temat w POLITYCE z 8 maja, wszczęła śledztwo w sprawie przekroczenia obo­wiązków przez funkcjonariuszy więzien­nych. I w ramach tego śledztwa wzywa sędziów na przesłuchania, pytając, skąd powzięli informację o maltretowaniu Krzysztofa S. Trudno dociec, co ich ze­znania mogą wnieść do sprawy, w której dowodami są monitoring z więzienia, dokumenty, zeznania funkcjonariuszy, pokrzywdzonego i jego rodziny. A także kontrola, jaką po artykule w POLITYCE przeprowadziło Biuro RPO. Krakowscy sędziowie sprawę odbierają jednoznacz­nie: jako próbę zastraszenia, by zniechę­cić ich w przyszłości do podejmowania uchwał w obronie niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Na to, że spra­wa w istocie wymierzona jest w sędziów, a nie funkcjonariuszy więziennych, wska­zuje fakt, że prowadzi ją Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej. To wydział powołany przez prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę do „po­stępowań przygotowawczych w spra­wach najpoważniejszych przestępstw popełnionych przez sędziów, aseso­rów sądowych, prokuratorów i aseso­rów prokuratury”.
   W lipcu 2018 r. Sąd Rejonowy w Rzeszo­wie zwrócił prokuraturze akt oskarżenia
do uzupełnienia. Po odwołaniu proku­ratury - Wydziału Zamiejscowego Pro­kuratury Krajowej w Rzeszowie - Sąd Okręgowy podtrzymał decyzję zwrotu. Prokuratura zamiast uzupełnić akta, postanowiła zastraszyć sąd: Rafał Teluk, naczelnik rzeszowskiego Oddziału Za­miejscowego PK, telefonicznie zażądał od sędzi zmiany decyzji. Gdy odmówiła - zażądał od prezesa Sądu Apelacyjne­go pociągnięcia jej do odpowiedzialno­ści dyscyplinarnej.
   Jest też inna forma szykan dobrze zna­na z czasów PRL: przeniesienie do inne­go wydziału lub odwołanie z delegacji do sądu wyższej instancji. Latem 2016 r. minister odwołał z delegacji do sądu okręgowego warszawską sędzię Justy­nę Koskę-Janusz, bo przypomniał so­bie, że to ona sądziła w 2015 r. sprawę cywilną, którą przegrał. Sędzia Wojciech Łączewski został przeniesiony z wydzia­łu karnego do cywilnego. Podobnie po­traktowano sędzię Monikę Smagę-Leśniewską z Sądu Rejonowego Poznań Stare Miasto po tym, jak nie zgodziła się, w lutym 2017 r., zastosować aresztu tymczasowego wobec Józefa Piniora, działacza podziemnej „S” i byłego sena­tora PO. Wtedy skutecznie się odwołała do kolegium sądu. Dzisiaj już musiałaby się odwoływać do KRS „dobrej zmiany”.
   Przeniesienie do innego wydziału do­tknęło też sędziego Waldemara Żurka. Przeniosła go prezeska Sądu Okręgowe­go w Krakowie Dagmara Pawełczyk-Woicka, zwana „koleżanką Ziobry” (jest przy okazji członkinią KRS), wykorzy­stując nowe przepisy dające prezesom możliwość zmiany zakresu obowiązków sędziego. W nowym wydziale sędzia Żu­rek za przełożonego ma sędziego, prze­ciwko którego powołaniu na stanowisko przewodniczącego protestował, argu­mentując to brakiem jego kompetencji.

A Unia odpuszcza
Zastraszanie sędziów i eliminacja z za­wodu tych, którzy zastraszać się nie dadzą - tak PiS chce ostatecznie spacyfikować polskie sądy. Tymczasem Komisja Euro­pejska najpierw wstrzymała decyzję o za­skarżeniu przepisów o Sądzie Najwyższym do Trybunału Sprawiedliwości, potem (według Reutersa) zdecydowała się to zro­bić. Słaba nadzieja, że zaskarży przepisy dyscyplinarne. Sam Trybunał niespiesznie bierze się do pytań prejudycjalnych Sądu Najwyższego. Mimo upływu półtora mie­siąca nawet ich nie opublikowano, więc nie zanosi się na zarządzenie tymczasowe, które zawiesi zaskarżone przepisy, jak było w sprawie Puszczy Białowieskiej. A PiS czasu nie traci.
Ewa Siedlecka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz