niedziela, 2 września 2018

Wnioski na Berdyczów



Łatwiej było obiecać, niż zrobić. Skarga nadzwyczajna, zapowiadana jako pomoc skrzywdzonym przez sądy obywatelom, okazała się głównie polityczną zagrywką.

Wszyscy, którzy czują się skrzywdzeni przez sąd, otrzymali od PiS nowe supernarzędzie do ręki - skargę nadzwyczajną. Jest jak czarodziejska różdżka. Pozwala unieważnić każdy prawomocny wyrok i to wydany nawet 20 lat temu (licząc od 1997 r., czyli wejścia w życie obecnej kon­stytucji). Wystarczy jedynie napisać o swo­jej krzywdzie i wysłać do prokuratora gene­ralnego albo rzecznika praw obywatelskich, praw dziecka czy praw pacjenta. I bez zna­czenia jest - to ważne - czy wcześniej wy­czerpało się całą ścieżkę sądową czy też nie. Na przykład pewna pani domaga się teraz wniesienia skargi nadzwyczajnej od wy­roku sądu rejonowego sprzed czterech lat w sprawie o zasiedzenie. We wniosku stwierdza wprost, że nie składała apelacji, bo spodziewała się, że sąd drugiej instancji wyrok utrzyma. Teraz chce, żeby zrobiono tak, by go unieważnić.
   Wyrok zostanie unieważniony, w tej czy w każdej innej sprawie, jeżeli będzie speł­niał choć jeden z trzech warunków. Gdy okaże się, że wyrok nie zgadza się z zebra­nymi dowodami w sprawie. Lub że sam wyrok naruszał prawo, np. przez błędną wykładnię przepisów. Albo też, tu cytat z ustawy, „narusza zasady lub wolności i prawa człowieka i obywatela określone w Konstytucji”.

Weto z wkładką
Takich szerokich możliwości odkręca­nia nawet starych prawomocnych wyro­ków nie ma nikt inny na świecie. Efektem, jak było do przewidzenia, jest lawina wniosków o skargę nadzwyczajną. Tyle że nie ma kto się nimi zajmować, a na­wet choćby tylko je przeczytać. Brakuje do tego ludzi, struktur, nie ma pieniędzy.
   Bo i sam pomysł skargi nadzwyczaj­nej pojawił się niespodziewanie i to w samym środku wojny o Sąd Najwyż­szy. Podczas ubiegłorocznych lipcowych protestów przeciw ustawie przejmującej SN przez PiS skandowano „Prezydencie zawetuj!”. I prezydent Andrzej Duda to zrobił - wygaszając tym protesty. Powiedział wtedy, że Polska potrzebu­je reformy wymiaru sprawiedliwości, ale „potrzebuje reformy mądrej, takiej, która zapewni dobre działanie wymia­ru sprawiedliwości i która zwiększy po­czucie sprawiedliwości”. I jeszcze dodał: „Czuję w głębi duszy, że ta reforma w tej postaci bezpieczeństwa i sprawiedliwo­ści nie zwiększy”.
   Dwa miesiące później okazało się, że prezydentowi nie chodziło o sprzeciw wobec zawłaszczania sądu, tylko wła­śnie o skargę nadzwyczajną, którą wpisał do swojej ustawy o Sądzie Najwyższym, niewiele poza tym zmieniając. Mówił wówczas: „Każdy obywatel będzie mógł ubiegać się o wniesienie skargi nadzwy­czajnej do Sądu Najwyższego po to, żeby właśnie trudne sprawy ludzkie, tych, którzy mają głębokie poczucie krzyw­dy na skutek orzeczeń polskich sądów, mogły być załatwiane, mogły być jeszcze raz rozpoznane”.
   Ale nawet dla PiS prezydencki pomysł podważania wyroków sprzed 20 lat wy­dał się z kosmosu. „Sądy od 1997 r. wy­dały 60 mln orzeczeń. Jeśli skargi będą dotyczyć tylko 0,1 proc. spraw, do SN wpłynęłoby 60 tys. spraw. To uczyniłoby skargę całkowicie niefunkcjonalną” - ar­gumentowali przedstawiciele PiS, chcąc to wykreślić z ustawy. Ostatecznie po­mysł pozostał z powodu, jak się mówiło, umowy politycznej z Andrzejem Dudą. Chodziło o jak najszybsze przyjęcie usta­wy i przejęcie Sądu Najwyższego.
   I tak ustawa o Sądzie Najwyższym, a z nią skarga nadzwyczajna, szybko przeszła przez parlament i z początkiem kwietnia weszła w życie. Lawina wnio­sków o skargę nadzwyczajną ruszyła od razu. Według ustawy wniosek o wnie­sienie skargi nadzwyczajnej należy skła­dać do prokuratora generalnego, rzeczni­ka praw obywatelskich, rzeczników praw pacjenta lub praw dziecka. Tam ma być on badany, z analizą akt sądowych włącznie, pod kątem szukania podstaw do wniesie­nia skargi.

Za rozwód i za betoniarkę
W ciągu dwóch pierwszych miesięcy do prokuratora generalnego wpłynę­ły 1054 wnioski o skargę nadzwyczaj­ną od prawomocnego wyroku, potem przestano chyba to podliczać, bo śwież­szych danych nie ma. Do Biura Rzeczni­ka Praw Obywatelskich przyszło ponad 700 wniosków. To główni odbiorcy próśb o wniesienie skargi. Przeważają sprawy cywilne. W Prokuraturze Generalnej stanowią aż dwie trzecie, niewiele mniej jest w Biurze Rzecznika Praw Obywatel­skich, gdzie do końca ubiegłego tygodnia wpłynęło 329 wniosków o skargę nad­zwyczajną w sprawach cywilnych.
   Sprawy są różnego kalibru: o podzia­ły spadku, o wadliwą wycenę nierucho­mości, o błędne ustalenie spadkobier­ców w wyroku sądu rejonowego sprzed 13 lat, o niewłaściwe ustalenie podziału majątku po ustaniu małżeństwa (niepra­widłowe rozliczenie pożytków), o znie­sienie współwłasności nieruchomości w wyroku z 2010 r., o wydanie nieru­chomości - to sprawa jeszcze z 1998 r. We wniosku o skargę nadzwyczajną na­pisano, że zeznania świadków były nie­zgodne z prawdą i niewłaściwie ustalono stan faktyczny. Inny wniosek dotyczy przejęcia nieruchomości przez Skarb Państwa jeszcze w latach 70. Są sprawy o odszkodowanie za ustanowienie słu­żebności przesyłu i o odszkodowanie za uniemożliwienie wjazdu betoniarce.
   Ale są też sprawy trochę innej natu­ry - żądanie zmiany orzeczenia rozwo­du z wyłączeniem winy drugiej strony, wniosek o skargę nadzwyczajną w spra­wie o rozwód z powodu „błędnego usta­lenia faktycznego, że wnioskodawca jest winny rozkładowi pożycia”, o błędne określenie wysokości alimentów 6 lat temu, skargę nadzwyczajną w sprawie o ustalenie ojcostwa, o wyrok narusza­jący prawa ojca.
   W Zespole Spraw Cywilnych Biura Rzecznika te kilkaset wniosków o skargę nadzwyczajną obsługuje głównie sześć osób. Rekordzistka ma 74 sprawy, inni mają po kilkadziesiąt.
   - Każdą taką sprawę trzeba zbadać, czy zaistniała choć jedna z trzech prze­słanek wniesienia skargi. Ktoś to musi robić. To bardzo żmudna i trudna praca - mówi Kamila Dołowska, szefowa pionu cywilnego Biura Rzecznika Praw Oby­watelskich. - Nie dość, że mamy wykazać naruszenie przepisów prawa materialne­go albo proceduralnych z danej dziedziny prawa, to jeszcze musimy zawrzeć osob­ny wywód argumentujący niezgodność tego stanu rzeczy z konstytucją. Trzeba mieć naprawdę duże doświadczenie zawodowe i wiedzę, żeby zająć się skar­gą nadzwyczajną.
   Jedyna, jak dotąd, skarga nadzwyczaj­na, jaką przed tygodniem wysłał do Sądu Najwyższego rzecznik Adam Bodnar, do­tyczyła sprawy, którą pion cywilny Biura Rzecznika zajmował się już dwa lata, od 2016 r. To sprawa spadkowa z woj. lubel­skiego. Na przestrzeni 5 lat w tej samej sprawie o nabyciu spadku zostały wyda­ne dwa sprzeczne orzeczenia. Najpierw sąd uznał, że całe gospodarstwo rolne dziedziczy mąż zmarłej, bo, co stwier­dziły wszystkie dzieci uczestniczące w rozprawie, tylko on tam pracował. Ale 5 lat później jeden z synów ponow­nie wystąpił o stwierdzenie nabycia spadku, twierdząc, że wszystkie dzieci pracowały na gospodarstwie razem z ojcem. I w związku z tym każde powinno dziedziczyć. I sąd, który nie sprawdził, że już raz wydał w tej sprawie orzeczenie - wydał drugie - o przyznaniu spadku też dzieciom. Sprawa wyszła na jaw, gdy ojciec chciał podarować gospodarstwo jednej z córek. Skoro okazało się, że nie wiadomo, do kogo ono należy, bo są dwa sprzeczne orzeczenia - nie można było zrobić darowizny. Kobieta napisała w tej sprawie do RPO. Ale wtedy nie można było jej pomóc, bo termin do wznowienia postępowania już minął.
   - Rzecznik zwracał uwagę na ten pro­blem, bo wcześniej też wpływały do nas skargi od osób, które nie mogły korzystać ze swoich praw majątkowych nabytych w drodze dziedziczenia właśnie z powo­du błędów w postanowieniach, ale bez powodzenia. Teraz pojawiła się szansa w postaci skargi nadzwyczajnej i rzecz­nik postanowił z niej skorzystać - mówi dyrektor Kamila Dołowska.
   A w sprawach karnych, niesłusznego skazania, zdaniem Adama Bodnara jest luka, która pozwala tylko na moralne zwycięstwo, a nie odszkodowanie. Niby drobiazg - zapomniano wpisać kwestii odszkodowania, więc jeżeli sąd uzna, że wyrok był wydany z naruszeniem prawa, nie może od razu zasądzić od­szkodowania. Bodnar zwrócił się do mi­nistra Ziobry o zmianę tej kwestii, na ra­zie bezskutecznie.

Spychologia nadzwyczajna
Biuro RPO nie dostało wsparcia finan­sowego w związku z wprowadzeniem skargi nadzwyczajnej. Ba, tegoroczny bu­dżet RPO okrojono. W maju Adam Bod­nar wystąpił w związku z dodatkowymi zadaniami związanymi z wejściem skargi nadzwyczajnej do Ministerstwa Finan­sów o 490 tys. zł, co dałoby osiem nowych etatów. Pisał, że w związku z tym, iż skar­gę nadzwyczajną można wnieść od każ­dego prawomocnego wyroku sądu, pod warunkiem oczywiście spełnienia prze­słanek, rozpatrywaniem tych wniosków mogą zajmować się jedynie pracownicy posiadający wysokie kwalifikacje zawo­dowe. Pismo zakończył stwierdzeniem, że biorąc pod uwagę, że od 2016 r. par­lament corocznie drastycznie zmniejsza budżet jego Biura, „uprzejmie informuję, że nie ma możliwości wygospodarowania z własnych zasobów potrzebnej kwoty na obsługę nowego zadania, jakim jest skarga nadzwyczajna”.
   Ministerstwo Finansów odmówiło, stwierdzając sucho, że ocena skutków fi­nansowych ustawy o Sądzie Najwyższym nie zakładała wzrostu budżetu dla rzecz­nika praw obywatelskich.
   Rzecznik nie kryje, że zaległości będą rosły i to szybko, bo niemal każdy dzień przynosi nowe wnioski o skargę nadzwy­czajną. Prawodawca nie wziął pod uwagę sprawy tak przyziemnej i banalnej, jak brak miejsca na składowanie akt spraw ściąganych z sądów w związku z każdym wnioskiem. Kilkanaście tomów jednej sprawy - to średnia. Do rzecznika trafiają sprawy, np. o oszustwo, które mają i sto tomów. Zresztą już dziś mówi się o tym, że niedługo trzeba będzie szukać gdzieś nowych pomieszczeń na akta. Pytanie - za co?
   - A codziennie ludzie dzwonią i piszą, pytając, dlaczego nic się nie dzieje w ich sprawie? To przykre, bo nie ma nic gor­szego, jak tortura nadziei, jak mawiała prof. Ewa Łętowska, gdy była pierwszym rzecznikiem praw obywatelskich - mówi Marek Łukaszuk, dyrektor Zespołu Prawa Karnego w Biurze Rzecznika Praw Oby­watelskich, gdzie zazwyczaj wpływają wnioski o kasacje wyroków, a od kwietnia trafiają również wnioski o skargę nadzwy­czajną. Przyznaje, że trudno im się dziwić, ma tylko 10 prawników w zespole, a już teraz odnotowano wpływ 1400 wniosków o kasacje i kilkaset wniosków o wniesie­nie skargi nadzwyczajnej, z każdym dniem ich przybywa. Ludzie prowadzą po kilka­set spraw.
   - Każdy obywatel ma prawo oczekiwać, że jego sprawa zostanie załatwiona w spo­sób sprawny, bez zbędnej zwłoki, a w takiej sytuacji będzie to bardzo trudne do wyko­nania. Myślę, że już niebawem przyjdzie taki moment, że po prostu nasze moce przerobowe się wyczerpią i jeszcze wydłuży się czas oczekiwania na nasze stanowisko w zgłoszonej przez skarżącego się sprawie. A na to stanowisko czeka też Prokuratura Generalna - mówi dyrektor Łukaszuk.
   Rzeczywiście prokurator generalny stara się uciec od zajmowania się problemami wynikającymi z napływających wniosków. I od razu w kwietniu, gdy tyl­ko nowe prawo weszło w życie, minister Ziobro bez rozgłosu zmienił „Regulamin wewnętrznego urzędowania jednostek organizacyjnych prokuratury”. I wpisał tam wygodne ułatwienia. Zgodnie z tym regulaminem prokurator z Prokuratury Krajowej z nowo utworzonego Wydziału Skargi Nadzwyczajnej (liczącego 8 osób) ma tylko za zadanie sprawdzać każdy wniosek o skargę pod względem formal­nym - czy jest podpisany i czy podano w nim prawidłowo, zgodnie z ustawą, podstawę wniosku. Jeśli nie - wniosek zostaje odrzucony. Wnioski właściwie napisane ma zaś przesyłać do właściwych miejscowo prokuratur regionalnych z za­daniem dokonania oceny ich zasadności. Następnie prokurator regionalny ma wy­stąpić do sądu apelacyjnego o akta danej sprawy. Ale też może - o tym mówi punkt trzeci - wystąpić do prezesa tegoż sądu, żeby to on przedstawił opinię o dopusz­czalności i celowości złożenia takiej skargi przez prokuratora generalnego. Co też, jak się okazało, robiono nagminnie.
   Jak podała niedawno „Gazeta Wyborcza”, do prezesa Sądu Apelacyjnego w Pozna­niu prokuratura w 56 sprawach wystąpiła o wydanie opinii. Według ustaleń „Gaze­ty” polecenie przygotowania tychże wy­dał sędziom prezes. Ostatecznie wydano 8 opinii, a rzeczniczka sądu powiedziała, że opinie nie będą już sporządzane. Także do sądu w Gdańsku wpłynęły 44 wnioski o akta i jednocześnie wydanie opinii. Tu sąd od razu odmówił. W Lublinie wpłynęły 73 wnioski o akta i opinie, a 86 - do Wrocła­wia. W obu przypadkach odpisano, że opi­nii sędziowie wystawiać nie będą.
   Jak nie tak, to prokuratura ma też inny sposób na uniknięcie żmudnego ślęczenia nad aktami zakończonych spraw, by pochy­lić się nad krzywdą obywatela. Wystarczy zadzwonić do którejś z instytucji zobo­wiązanych do przyjmowania wniosków o skargi nadzwyczajne. Takich telefonów do Biura RPO jest sporo - przyznają pra­cownicy. Zawsze pada jedno pytanie: czy taka a taka sprawa do nich trafiła? Rzeczy­wiście, często jest tak, że ten sam wniosek adresowany jest i do prokuratora general­nego, i do rzecznika. Ze wspomnianego wewnętrznego regulaminu prokuratury wyszło na jaw, po co te telefony. Zapisano w nim, że jeśli okaże się, że sprawą zajmuje się też inny organ, to należy czekać na pod­jęcie decyzji przez niego.
   Tak więc wszystkim, którzy czują się pokrzywdzeni wyrokami, pozostaje tyl­ko czekać.
Violetta Krasnowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz