Znajomi Morawieckiego
z biznesu mówią, że kłamstwo jest dla niego poza sferą moralności. Jako prezes
banku do perfekcji opanował sprzedawanie korporacyjnej ściemy i przeniósł te
metody do polityki
Niedzielna
konwencja PiS w Szczecinie. Na sali słychać gromki śmiech. To reakcja
działaczy na dowcip opowiedziany przez Mateusza Morawieckiego. - Znacie pewnie
tę anegdotę, jak do tego premiera, który rządził siedem lat chudych, niedawno
dzwoni kuzyn i pyta: „Co robisz?”. „Nic. Jestem w pracy”. O, właśnie tak rządzili.
To była ta gnuśność, ta pasywność, ta inercja, to nicnierobienie - mówi, zapewniając,
że rządy PiS są zupełnie inne niż rządy Donalda Tuska.
Dzień wcześniej w Świebodzinie premier zarzucił koalicji
PO-PSL, że nie budowała dróg. Lider Platformy Grzegorz Schetyna oskarżył go o
kłamstwo i wyliczył, że za czasów poprzedniego rządu sieć autostrad wydłużyła
się o 800 km,
a dróg ekspresowych o około 1,2 tys. km.
CUDOWNA ZDOLNOŚĆ USYNAWIANIA SIĘ
Gdy kilka tygodni temu Jarosław
Kaczyński ogłosił, że to Morawiecki będzie
twarzą kampanii samorządowej PiS, w partii pojawiły się komentarze, że prezes
rzuca go na głęboką wodę. Zwycięstwo w wyborach samorządowych będzie dla niego
przepustką do sukcesji po Kaczyńskim. Już dziś bierze udział w najważniejszych
naradach przy Nowogrodzkiej. Raz w tygodniu przy okrągłym stole w gabinecie
prezesa zbiera się prezydium komitetu politycznego PiS. W jego skład – oprócz
Kaczyńskiego - wchodzą marszałkowie Sejmu i Senatu,
szefowie MON Mariusz Błaszczak i MSWiA Joachim Brudziński. Jest też szef klubu
Ryszard Terlecki, wiceprezesi partii Adam Lipiński, Antoni Macierewicz i Beata
Szydło, jedyna kobieta w tym gronie.
Morawiecki zawsze siada blisko prezesa i często zabiera
głos. Ważny polityk PiS mówi, że Kaczyński liczy się z jego opiniami nie tylko
w kwestiach gospodarczych. Oznacza to, że jego pozycja rośnie. W PiS uważa się,
że zaczarował Kaczyńskiego.
W banku BZ WBK (obecnie Santander), którego
Morawiecki był prezesem aż do wejścia do rządu w 2015 r., mówią, że ma on
cudowną zdolność usynawiania się.
- Każdy decydent, od którego coś zależy, szybko orientuje
się, że Mateusz stał się jego prawą ręką i jest niezastąpiony - mówi jeden z
moich rozmówców. Wspomina, że na początku pracy Morawieckiego w BZ WBK,
jeszcze pod koniec XX w., jego mentorem był Liam Horgan, szara eminencja banku,
przedstawiciel irlandzkiego wówczas właściciela. Promował go i pomógł mu
zostać prezesem. Morawiecki zdobył jego zaufanie tym, że był na każde
skinienie 24 godziny na dobę. Teraz Kaczyński z zachwytem powtarza, że
pracowitość Morawieckiego jest na granicy pracoholizmu.
Bliski współpracownik premiera przyznaje, że bardzo mu
zależy na wygranej w wyborach samorządowych, bo do PiS przyszedł dopiero po
wyborach parlamentarnych i ich sukcesu nie może sobie zaliczyć na konto. -
Chce być premierem nie tylko do końca tej kadencji, ale także przez następne
cztery lata. Jeśli wygra te wybory dla PiS, stanie się pełnokrwistym politykiem
- ocenia.
Na razie w otoczeniu Kaczyńskiego panuje przekonanie, że
Morawiecki radzi sobie nieźle, co pokazują rosnące notowania partii. Chociaż
ważny polityk PiS przyznaje, że premier niepotrzebnie naciąga fakty (nie
uważa, by można było mówić o kłamstwach), bo procesy w trybie wyborczym mogą
podważyć wiarygodność PiS.
Rzeczniczka rządu przekonuje, że Morawieckiemu chodziło
jedynie o drogi lokalne. Ale nawet gdyby przyjąć to tłumaczenie, to i tak
nieprawda, bo za czasów PO zbudowano ich lub zmodernizowano ponad 10 tysięcy
kilometrów.
- To jest retoryka polityczna - wykłada racje Morawieckiego
jeden z jego najbliższych współpracowników. - Nie jest intencją premiera,
żeby wprowadzać ludzi w błąd. Można dyskutować, czy 600-700 milionów złotych,
które średnio wydawała na budowę dróg lokalnych Platforma, to jest nic. Ale premier mówi, że my zrobimy trzy razy więcej i trzy razy
szybciej.
Przyznaje, że być może premier trochę popłynął, ale -
przekonuje - to efekt zmęczenia i niewyspania. - Odkąd zaczęła się kampania
samorządowa, tempo pracy Morawieckiego jest przepotężne - mówi.
W tamtym tygodniu jednego dnia
był na Śląsku, na nieformalnym szczycie UE w Salzburgu, a wieczorem znowu pojechał
w Polskę.
POPIERAŁ LIBERAŁÓW
Dzisiaj trudno wprost
uwierzyć, że ten sam człowiek, który oskarża
Donalda Tuska o nicnierobienie, był jednym z jego doradców i przez półtora roku
zasiadał w jego Radzie Gospodarczej. Nie zrezygnował z niej nawet po
katastrofie smoleńskiej, kiedy to politycy PiS oskarżyli ówczesnego premiera o
spisek z Putinem.
Jeden z dawnych
bankowych podwładnych Morawieckiego wspomina, że ten nieraz chwalił Tuska, że
załatwił w Brukseli potrzebne Polsce realne pieniądze.
Na posiedzeniach Rady dzisiejszy
premier prawie się nie odzywał. Inna sprawa, że jako historyk po kursach MBA
miał niewiele do powiedzenia na tle ekonomistów z naukowymi tytułami. - Na
koniec obrad zawsze rzucał jakiś bon mot, z którego wynikało, że jest gorliwie za tym, co myśmy ustalili, i się ze wszystkim
zgadza - mówi ekonomista Bogusław Grabowski,
też były członek Rady. Opowiada, że gdy jej członkowie zaproponowali, aby dla
odpolitycznienia spółek skarbu państwa powołać złożony z niezależnych autorytetów
komitet, który będzie nominował ich zarządy, Morawiecki gorąco popierał ten
pomysł. Dziś firmuje partyjny skok PiS na spółki.
Inni członkowie Rady wspominają, że Morawiecki nigdy nie
krytykował rządu PO-PSL. Prof. Witold Orłowski, ekonomista,
pamięta, że był bardzo lojalny wobec Tuska. - Nic nie wskazywało na to, żeby
miał być kiedykolwiek skłócony z premierem - podkreśla. Jako prezes BZ WBK
Morawiecki wydał nawet książkę z tekstami związanych z Tuskiem gdańskich
liberałów, opracowaną przez innego członka Rady, socjologa Ireneusza
Krzemińskiego.
W tamtych czasach nic nie wskazywało na to, że
Morawiecki może kiedyś związać się z PiS. W
kuluarach zdarzało mu się powiedzieć, że kapitał ma narodowość, co jest zgodne
z linią partii Kaczyńskiego. Ale tak samo mówił Bielecki, co tłumaczono
tym, że obaj kierowali bankami z zachodnim kapitałem.
Dla ówczesnych członków Rady metamorfoza Morawieckiego
jest szokiem.
- Przecież on jest na tyle
inteligentny, by wiedzieć, że to, co dzisiaj wygaduje, to są ordynarne
kłamstwa. On po prostu przyjął do wiadomości, że powtarzane kłamstwo staje
się prawdą. Jak mówi Jacek Kurski - „ciemny lud to kupi”. W życiu nie spotkałem
takiego człowieka! - irytuje się Grabowski.
Do Rady Gospodarczej Tuska wprowadził Morawieckiego były
premier Jan Krzysztof Bielecki. To dzięki niemu miał on w niej mocną pozycję.
Tak mocną, że po posiedzeniach Rady Bielecki nieraz zabierał później Morawieckiego do premiera, żeby mu
zreferować jej ustalenia. Irytowało to innych jej członków.
Bielecki poznał Morawieckiego w latach 90. Na początku
rządów AWS pracował on przez parę miesięcy w Urzędzie Komitetu Integracji
Europejskiej. Teraz, na niedawnym wiecu w Sandomierzu, premier stwierdził, że
sam negocjował przystąpienie Polski do Unii Europejskiej 20 lat temu. Były
premier Leszek Miller, który wprowadzał Polskę do Unii, odpowiedział mu na
Twitterze, że nieprawda - niczego nie
negocjował. „Proszę choć poczekać do czasu, kiedy umrę” - apelował o
zaniechanie tak jawnych kłamstw.
Morawiecki tłumaczył później, że przygotowywał
stanowiska negocjacyjne dla Jana Kułakowskiego, pełnomocnika rządu RP do spraw
negocjacji Polski z UE.
Znajomi z dawnej Rady
Gospodarczej lubią dokuczać Bieleckiemu,
pytając, jak dziś ocenia swojego pupila. Były premier bardzo się wtedy
denerwuje i prosi, żeby przestać się nad nim znęcać. - Bielecki wstydzi się
tego, że go promował - uważa były członek Rady.
Rzeczywiście, Bielecki o Morawieckim nie chce rozmawiać.
- Powiem pani tylko tyle, że był dobrym członkiem Rady i wnosił wartościową
kontrybucję chociażby do tematyki nadzoru właścicielskiego - ucina rozmowę.
Bielecki i Krzysztof Kilian, były prezes PGE i niegdyś
bliski przyjaciel Tuska, forsowali w 2013 roku kandydaturę Morawieckiego na
ministra skarbu. Ale ten się nie zdecydował. W PO panuje przekonanie, że już
wtedy grał na dwa fronty i rozmawiał także z PiS. Potwierdza to ważny polityk
z władz partii rządzącej. Jego zdaniem Morawiecki doszedł do wniosku, że PO
jest już słaba i nie wygra wyborów, postanowił więc postawić na innego konia.
Adam Lipiński - z którym znał się jeszcze z czasów wrocławskiej opozycji
demokratycznej - skontaktował go wówczas z Beatą Szydło, która odpowiadała w
partii za sprawy gospodarcze, ale nie było między nimi chemii. Za to w
relacjach z Kaczyńskim od razu zagrało. Morawiecki zaczarował prezesa wizją
wielkich narodowych czempionów, które mają pomóc Polsce dogonić Zachód.
KRĘGOSŁUP Z NITKI
Część moich rozmówców
uważa, że Morawiecki jest po prostu
karierowiczem.
- On ma kręgosłup moralny i
etyczny z nitki. Brnie w coraz większe kłamstwa i jest zachwycony, jak ludzie
biją mu brawo. Dla władzy zrobi wszystko - ocenia Bogusław Grabowski. Dodaje,
że Kaczyński ma niesamowity talent do wychwytywania takich osobowości.
Gdy w BZ WBK usłyszeli opowieści Morawieckiego o tym, że
za jego czasów bank nie udzielał kredytów we frankach, to reakcją był śmiech.
Później w zarządzie dyskutowano nawet, że może trzeba by wydać oświadczenie,
że to nieprawda. - Ale jak mieliśmy napisać? Że premier polskiego rządu i
nasz były prezes kłamie? To byłoby wypowiedzenie wojny rządowi - tłumaczy mój
rozmówca.
Gdy pytam rzeczniczkę rządu, dlaczego Morawiecki nie
mówił prawdy w sprawie kredytów frankowych, odpowiada, że za czasów jego
prezesury bank udzielił ich mało w porównaniu z innymi bankami. Jednak z
raportów finansowych wynika, że to właśnie pod jego rządami zaczęto ich dawać
coraz więcej.
Moi rozmówcy w banku uważają, że Morawiecki nie ma
świadomości, że kłamie: - Jako były prezes banku ma bogatą praktykę
występowania na różnych bankowych imprezach, gdzie przedstawia się
korporacyjną propagandę. Dla niego kłamstwo jest poza sferą moralności. Teraz
te rozwiązania przeniósł do polityki.
W banku Morawiecki był nazywany cyborgiem, bo zdaniem
wielu współpracowników jest pozbawiony emocji. Potrafił rano publicznie
pochwalić jakiegoś dyrektora, a w południe wyrzucić go z pracy, tłumacząc, że
wymaga tego sytuacja. W ostatnich latach pracy, gdy już widać było jego
polityczne ambicje, a bank finansował wiele prawicowych inicjatyw, przestał
jeździć windą, chociaż miał biuro na piątym piętrze. Nie chciał, żeby współpracownicy
wiedzieli, co akurat robi i ile czasu spędza na zewnątrz.
Psycholog biznesu Jacek Santorski (do Rady Gospodarczej
przy Tusku wszedł na miejsce Morawieckiego) wspomina, że poznał Morawieckiego,
prowadząc warsztaty w jego banku.
- Dziewięć do jednego, że
Morawiecki wierzy w to, co mówi - obstawia
Santorski. Tłumaczy, że według noblisty Daniela Kahnemana, jeżeli człowiek
nabiera jakiegoś mocnego przeświadczenia, to potem używa całej swojej
inteligencji, by je potwierdzać. Jeśli fakty, dane czy opinie przeczą temu, w
co wierzy, to w jego psychice uruchamiają się mechanizmy redukcji dysonansu
poznawczego.
- Premier wypiera niewygodne fakty? - dopytuję.
- Racjonalizuje. On tak myśli. Może sobie tak definiować,
na czym polega postęp w inwestycjach drogowych, że ma poczucie, iż mówi prawdę
- odpowiada Santorski. Dodaje, że Kaczyński snuje narrację „dlaczego”, czyli
ideologiczną, a Morawiecki narrację „jak to zrobimy”.
- Gdybyśmy podłączyli detektory
kłamstwa do ich mózgów, to okazałoby się, że nie drgną, bo jeśli człowiek się
z czymś mocno identyfikuje, a potem działa na rzecz tej idei, to nabiera
poczucia prawdziwości, a nawet bierze to za fakty - mówi Santorski.
I pewnie tak jest, co nie zmienia faktu, że Morawiecki
serwuje kłamstwa na skalę w polskiej polityce wcześniej niewyobrażalną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz