Jako poseł
opozycyjnego PiS Andrzej Adamczyk grzmiał: „Budujemy drogi powoli, za
astronomiczne kwoty”. Dziś, gdy stoi na czele resortu infrastruktury, przetargi
stanęły, a ceny niemiłosiernie wzrosły
Radosław Omachel
Pamiętacie, jak
nasi poprzednicy mówili: budujmy nie politykę, tylko drogi i mosty? Nie było
ani dróg, ani mostów - wypalił na spotkaniu z mieszkańcami Świebodzina premier
Mateusz Morawiecki. Poirytowany szef PO Grzegorz Schetyna pozwał premiera w trybie
wyborczym za łgarstwo, a nawet obecni na wiecu świebodzinianie kręcili z
niedowierzaniem głowami. W końcu niecałe 2 km od rynku, na którym wiec się odbywał,
biegnie oddana w 2013 r. droga ekspresowa S3. A ciut dalej na północ owa S3
krzyżuje się z autostradą A2 oddaną do użytku dwa lata wcześniej.
MAGIA LICZB
Posłowie PiS tłumaczyli potem, że premier użył metafory, a w ogóle chodziło mu o drogi lokalne budowane przez
samorządy.
Te lokalne drogi - gminne, powiatowe czy metropolitalne -
to mniej więcej 95 proc. całej sieci drogowej. Reszta to należące do państwa
drogi krajowe zarządzane zwykle przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i
Autostrad (GDDKiA).
Kiedy w 2008 r. ruszała budowa tras szybkiego ruchu, rząd
PO-PSL sypnął też groszem na budowę i remonty dróg lokalnych. Publiczne
dofinansowanie rzędu 50 proc. zmobilizowało samorządowców do roboty, a
powstające trasy nazwano schetynówkami. Programem zawiadywało bowiem kierowane
wtedy przez Schetynę MSWiA. Do 2015 roku powstało w sumie 1500 km takich dróg, a
ponad 8,5 tys. km wyremontowano. Łączny koszt to 8 mld zł, z czego ponad 5 mld
zł wyłożył budżet centralny.
Po wyborach w 2015 roku nazwa schetynówki zaczęła wadzić.
Bo choć PiS odziedziczyło po PO program budowy dróg lokalnych, to co roku
obcinało jego finansowanie o 200-300 mln zł. Ku wyraźnemu rozczarowaniu
samorządów i drobnych firm budowlanych. - Budowy i remonty dróg lokalnych to
dla nich podstawa biznesu - tłumaczy Barbara Dzieciuchowicz, szefowa
Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa.
Teraz PiS zmienia front. Gwoździem przemówienia Morawieckiego
w Świebodzinie była zapowiedź uruchomienia Funduszu Dróg Lokalnych. Zasada
działania taka sama jak w programie z czasów PO, tyle że pod bardziej strawną
dla PiS nazwą. Środków też ma być więcej.
W kampanii wyborczej drogi to temat równie ważki jak
oświata czy sądownictwo. Tak przecież było też w 2015 r., gdy tuż przed
wyborami rząd Ewy Kopacz rozdmuchał plany budowy dróg ekspresowych i autostrad,
a opozycja - głosem Andrzeja Adamczyka, obecnego szefa resortu infrastruktury
- waliła w PO jak w bęben: a to wytykając wolne tempo budowy dróg, a to
mordercze warunki finansowe narzucane wykonawcom lub wysokie (rzekomo
najwyższe w świecie) koszty budowy.
PiS zapowiedziało, że skończy z tym. No i faktycznie - po
zmianie władzy przetargi na drogi stanęły. - Niektórych postępowań z 2015 r.
nie rozstrzygnięto do dziś. I wątpliwe, aby do tego doszło, bo ówczesne
kosztorysy już dawno są nieaktualne - mówi Adrian Furgalski z firmy doradczej
TOR.
TRUDNE POCZĄTKI
Zanim Polska weszła do Unii i
Bruksela sypnęła miliardami euro, tras szybkiego ruchu nad Wisłą w zasadzie
nie było. Z braku środków na inwestycje państwo przerzuciło trud ich budowy na
prywatne konsorcja w zamian za koncesje na płatne autostrady. Powstawały one w
żółwim tempie, po 30-50 km
rocznie.
Gdy pod koniec 2005 r. PiS doszło do władzy, nowy
minister transportu Jerzy Polaczek zablokował budowę A2 z Nowego Tomyśla do
granicy z Niemcami, bo cenę 6 mln euro za kilometr uznał za zbójecką. Nie pomagało
też nazwisko Jana Kulczyka w radzie nadzorczej spółki Autostrada Wielkopolska
(AWSA). Po półtorarocznym prawnym boksie i próbie odebrania AWSA koncesji
Polaczek ostatecznie zgodził się na inwestycję... za prawie 10 mln euro za
kilometr (ceny wzrosły, a inwestor zmienił technologię na droższy, ale
bardziej trwały od asfaltu beton). Nie miał wyjścia - Polska dostała prawo
współorganizacji Euro 2012 i brak autostradowego połączenia Warszawy z resztą
Europą byłby wizerunkowym blamażem.
Za budowę dróg na Euro odpowiadał już następca Polaczka,
Cezary Grabarczyk z PO. Na czele GDDKiA postawił Lecha Witeckiego, który
wprowadził rządy silnej ręki. Z nieruchliwego urzędu zrobił w miarę sprawną
maszynę do rozstrzygania przetargów i poganiania wykonawców. Przycisnął branżę
do muru: za jego czasów absolutnym priorytetem w przetargach była cena. I nawet
kiedy ceny materiałów i robocizny poszybowały, nie chciał słyszeć o renegocjacji umów.
Ta brutalna polityka wielu
wykonawców doprowadziła do ruiny, ale też pozwoliła GDDKiA zachować kontrolę
nad kosztami. Oddawane w pośpiechu tuż przed pierwszym gwizdkiem na Euro 2012
odcinki A2 ze Strykowa do Warszawy kosztowały po 20-25 mln zł za kilometr.
W sumie za rządów PO-PSL powstało 1970 km autostrad i dróg ekspresowych oraz 1100 km zwykłych dróg
krajowych. W zasadzie ukończono budowę autostrad A2 i A4. Łódź z Gdańskiem
połączyła A1. Powstała droga S8 z Warszawy do Wrocławia, kilka odcinków S5
(Wrocław - Poznań) oraz S3 (wzdłuż zachodniej granicy). Podpisano też kontrakt
na budowę S17 ze stolicy do Lublina (będzie gotowa wiosną przyszłego roku), S19
z Lublina do Rzeszowa (termin oddania w 2021 r.), a także budowę południowej
obwodnicy Warszawy (ma być oddana za dwa lata). O tym, czy to dużo, czy mało,
kierowcy mieli się przekonać po zmianie władzy.
ZAMRAŻARKA
Rządy w resorcie infrastruktury Andrzej Adamczyk rozpoczął
od zwołania okrągłego stołu. Urzędnicy i
wykonawcy mieli wynegocjować nowy wzór umowy kontraktowej, który bardziej
sprawiedliwie rozłożyłby ryzyko między GDDKiA a firmy drogowe, aby uniknąć
kolejnych bankructw. Ludzie Adamczyka w Generalnej Dyrekcji na dzień dobry
wstrzymali rozstrzyganie wszelkich przetargów, o rozpisywaniu nowych nie
wspominając.
- Przez cały rok 2016 i część
2017 r. niewiele się działo - mówi prezes firmy drogowej.
Minister cieszył się zaufaniem premier Szydło mniej
więcej przez rok. - Dopóki o opóźnieniach z przetargami pisała „Gazeta
Wyborcza”, nic złego się nie działo. Ale gdy podobne teksty pojawiły się w
prawicowych tytułach, zrobiło się nerwowo - mówi urzędnik z resortu
infrastruktury.
Nie udało się przeforsować nowego wzoru umowy. W efekcie
drogowa administracja straciła prawie półtora roku na próżne dyskusje.
Nadrabianiu straconego czasu nie pomogła też karuzela kadrowa w GDDKiA.
Obecny szef Generalnej Dyrekcji jest już piątym w ciągu
ostatnich trzech lat.
NOWE ROZDANIE
17 września. Świnoujście. Prezydent miasta Janusz Żmurkiewicz podpisuje wart
blisko miliard złotych kontrakt na budowę tunelu łączącego miasto z resztą
kraju. Unia ma pokryć 85 proc. kosztów.
Świnoujście nigdy by tych pieniędzy nie dostało, gdyby
nie pochodzący ze Szczecina Joachim Brudziński. Na podpisaniu umowy - a jakże
- przemawia premier Morawiecki. Obok niego widać Tomasza Żuchowskiego, od
sierpnia p.o. dyrektora generalnego GDDKiA.
Żuchowski uchodzi za człowieka premiera. Nieźle płatna
fucha w GDDKiA (prawie 19 tys. zł miesięcznie) to zadośćuczynienie za odwołanie
go w marcu z posady wiceministra infrastruktury (8 tys. zł miesięcznie). - Może
być drugim Witeckim - mówi menedżer z centrali GDDKiA. - Typ korpomenedżera.
Nastawienie zadaniowe.
W GDDKiA liczą, że dzięki znajomości z Morawieckim nowy
szef skuteczniej niż poprzednicy będzie odpierał naciski politycznych
interesantów z całej Polski, którzy nękają drogową centralę. Każdy chce się
pochwalić przed elektoratem, że działa na rzecz regionu.
Efekty niektórych politycznych nacisków widać w portfolio zamówień GDDKiA. Na papierze nie wygląda ono źle: w 2017
r. dyrekcja podpisała umowy na realizację 274 km. W 2018 - na 382 km. W większości to
kilku-, kilkunastokilometrowe odcinki dróg ekspresowych. Z większych projektów
obecnej ekipie można przypisać jedynie S61 z Ostrowi Mazowieckiej w stronę
Suwałk, odcinek S7 do Krakowa (skąd pochodzi minister Adamczyk) oraz dokończenie
budowy A1 na trasie z Tuszyna do Łodzi. Strategiczne dla PiS odcinki S19, znanej też jako Via Carpatia (podlaski i podkarpacki), nadal są we wstępnej
fazie. - Poprzednicy nie zostawili na nie żadnej dokumentacji - tłumaczy Jan
Krynicki, rzecznik GDDKiA.
Przetargowe ożywienie po miesiącach przestoju wywołało
jednak spiętrzenie robót. Ceny materiałów i robocizny idą w górę. Na budowach
zaczyna brakować kruszywa. Kilku wykonawców już walczy w Krajowej Izbie
Odwoławczej o wpisanie do kontraktów klauzul pozwalających domagać się podwyżek
cen w nadzwyczajnych sytuacjach, np. gdy drastycznie wzrosną ceny asfaltu. -
Tym bardziej żal straconego 2016 roku. Napięcia na rynku mogłyby być teraz
mniejsze - mówi Barbara Dzieciuchowicz.
To oznacza, że nowy szef GDDKiA, podobnie jak Lech Witecki,
będzie musiał stawić czoło rosnącym wymaganiom cenowym. Już teraz koszt budowy
niektórych odcinków przyprawia o zawrót głowy. O ile cenę prawie 100 mln zł za
kilometr trasy S3 przy granicy z Czechami da się wytłumaczyć licznymi estakadami,
to 45 mln zł za kilometr A1 spod Łodzi do Częstochowy musi budzić zdziwienie
(droga w dużej mierze biegnie po śladzie dawnej gierkówki). Ministrowie PiS
próbowali wymusić obniżenie kosztów budowy, choćby przez ustalenie standardów
dla mostów i wiaduktów, które miały być budowane z typowych, gotowych
elementów, ale projekt utknął w konsultacjach.
- Branża drogowa spekuluje już nie o tym, czy narodowy program
budowy dróg, wart obecnie 135 mld zł, trzeba będzie ciąć, tylko o ile - mówi
Adrian Furgalski.
Możliwe, że redukcje obejmą
nawet 15-20 proc. planu.
Zastanawiam się czy na tych platformach także używane są tego typu http://staltechnika.pl/oferta/ wiertnice czy moza tutaj korzystają już z innych/ Może ktoś z was jest mi w wstanie wytłumaczyć jak to wygląda?
OdpowiedzUsuń