czwartek, 30 stycznia 2014

Imienia Kaczyńskich



Uczniowie zanurzają się w życiorysach patronów. Tropią tak zwany ludzki rys Marii i Lecha Kaczyńskich. Uczą się, że pies prezydenta miał na imię Tytus, a kotka Molly. Że prezydent wszystko robol dla Polski, a jego żona bez reszty poświęciła się rodzinie.

WOJCIECH CIEŚLA

Lech Kaczyński jest śnieżnobiały, lekko uśmiechnięty i dwa razy większy od brązowe­go Jana Pawia II. Stoi na szafie na pierwszym piętrze, w bibliotece podstawówki w Podsarniu, jedy­nej w Polsce szkoły imienia Marii i Lecha Kaczyńskich. Prezydent jest z gipsu, papież z kamienia. Popiersie to prezent od bratniej szkoły w Chełchach po Ełkiem, je­dynej w Polsce imienia Lecha Kaczyńskiego. - Dzi­wi mnie, że w całym kraju są tylko dwie takie szkoły - mówi Antoni Polkowski, wójt Ełku, wielbiciel zmar­łego prezydenta. - Roosevelt sprzedał Polskę Stalinowi, oddal nas w niewolę komunistom, a ulicę ma w każdym mieście. Kaczyńskiego wciąż tylko opluwają, jak coś ma być nazwanej ego imieniem, od razu awantura. A ja pytam: kto więcej zrobił dla Polski, on czy Roosevelt?

1.
Podsarnie, wieś po Rabą Wyżną, rzut kamieniem od Mszany i Nowego Targu. W tle ciemna sylwetka Babiej Góry, wzdłuż drogi małe gospodarstwa, między nimi sterty desek, wieś słynie z produkcji gontów. Geogra­ficznie: ostatni przyczółek Orawy. Politycznie: matecz­nik PiS (zdobywa w wyborach 65 proc. głosów, SLD - niecałe 2). Religijnie: silny katolicko. Z pobliskiej Raby Wyżnej pochodzi arcybiskup Stanisław Dziwisz. Przed kościołem w Rabie na granitowym kamieniu ol­brzymi i spiżowy biskup Dziwisz klęczy przed Janem Pawłem II, który udziela mu święceń. W kaplicy pojed­nania, na witrażu przedstawiającym zamach na papie­ża, kolorowy ks. Dziwisz podtrzymuje papieża. Rodzina Dziwiszów jest tu wpływowa: wójt gminy to bratanek arcybiskupa, bratanica znana jest jako radna sejmiku.
Również w Podsarniu czuć ducha syna tej ziemi: patronem miejscowego kościoła jest błogosławiony Jan Paweł II. Kościół stoi na górce, w bok od główniej szosy. W centrum wsi rzuca się w oczy element świe­cki - piętrowy budynek z brązowym napisem: Szkoła Podstawowa im. Marii i Lecha Kaczyńskich.

2.
„Mam na imię Dominika. Chodzę do szóstej klasy szko­ły podstawowej. Mieszkam w Podsarniu. (...) Nasza szkoła nie ma patrona, ale jeśli się pani zgodzi, zostaną
ech Kaczyński jest śnieżnobiały, lekko uśmiechnięty i dwa razy większy od brązowe­go Jana Pawia II. Stoi na szafie na pierwszym piętrze, w bibliotece podstawówki w Podsarniu, jedy­nej w Polsce szkoły imienia Marii i Lecha Kaczyńskich. Prezydent jest z gipsu, papież z kamienia. Popiersie to prezent od bratniej szkoły w Chełchach po Ełkiem, je­dynej w Polsce imienia Lecha Kaczyńskiego. - Dzi­wi mnie, że w całym kraju są tylko dwie takie szkoły - mówi Antoni Polkowski, wójt Ełku, wielbiciel zmar­łego prezydenta. - Roosevelt sprzedał Polskę Stalinowi, oddal nas w niewolę komunistom, a ulicę ma w każdym mieście. Kaczyńskiego wciąż tylko opluwają, jak coś ma być nazwanej ego imieniem, od razu awantura. A ja pytam: kto więcej zrobił dla Polski, on czy Roosevelt?
nimi niedługo pani rodzice” - to fragment listu, który w 2011 roku dostała Marta Kaczyńska. List jest sponta­niczny, lecz starannie kaligrafowany, zdobi dziś szkolną kronikę w Podsarniu.
Właściwie nie wiadomo, dlaczego podstawówka, która stoi w sercu wsi od lat 70., tak długo nie mia­ła patrona. Po prostu nie miała i “wszyscy się do tego przyzwyczaili. Nawet dyrektorka Danuta Siarka, która w szkole uczy od lat 80.
To ona wiosną 2011 roku zaczęła się starać o imię dla placówki. Nie ukrywa, że impulsem do poszuki­wań była katastrofa w Smoleńsku: - Przewijały się róż­ne propozycje. I Janusz Korczak, i różni poeci. Jednak wtedy tyle ciepłych rzeczy się mówiło o parze prezyden­ckiej, że zaczęliśmy zbierać informacje, wycinki. A po­tem usłyszeliśmy, że szkoła w Chełchach pod Ełkiem już się zdecydowała na patrona, na Lecha Kaczyńskiego. To nas dodatkowa zmo­tywowało. Stwierdziliśmy, że dlaczego nie uczcić pary? Skoro oni razem zgi­nęli, zawsze byli razem?
Oficjalnie o fakcie, że podstawów­ka w Podsarniu będzie nosić imię paty prezydenckiej, zdecydowali uczniowie, rodzice oraz nauczycie­le. W tajnym głosowaniu. Podob­no kontrkandydatami Kaczyńskich byli Jan Paweł II, Maria Skłodowska-Curie i Adam Mickiewicz. Ale dy­rektor nie pamięta szczegółów kon­kursu: - Tak po prostu wyszło, że będzie to para prezydencka - mówi. Opowiada je­den z rodziców: - Nie było innego wyboru.
Głosowanie było taj­ne, ale pytanie na kartce jedno: „Czy chcesz, aby patronem szkoły zostali Lech i Maria Kaczyńscy?”. Odpo­wiedź: „tak” lub „nie”.
Wybór patrona zwyczajowo zatwierdza rada gminy. - To wybór odważny i przy­szłościowy - przyznaje przewodniczą­cy rady. - Para prezydencka stanowi dla wszystkich wielki wzór.
Nie dla wszystkich. Gdy wieść o pa­tronach idzie w świat, do szkoły dzwo­nią dziennikarze z radia, podszywają się pod Ministerstwo Edukacji. Że niby mi­nister chciałby z dyrektorką porozma­wiać o Lechu Kaczyńskim. Pani dyrektor nie daje się wkręcić.

Otoczenie zareagowało pozytywnie. Dy­rektor Siarka nie odczuła, by ktoś powie­dział jej coś uszczypliwego. Może dlatego, że politycznie nikt się ze szkoły do Ka­czyńskich nie odnosił, tylko zwyczajnie, po ludzku, jako do tych, którzy mają osiągnię­cia i są wartościowi?
Złośliwi szeptali, że politycznie odno­si się głównie Edward Siarka, mąż pani dyrektor i poseł PiS. Że chce się podlizać prezesowi partii. Ale poseł utarł nosa zło­śliwcom: kiedy wiosną 2011 roku szkoła zaczęła się starać o patronów, był jeszcze posłem PiS. Ale gdy w grudniu święcono nowiutki sztandar, Edward Siarka przy­był na uroczystości już jako poseł Solidar­nej Polski.
Sztandar zamówiono przez internet - komputerowy haft artystyczny, firma z Piotrkowa, pięć tysięcy złotych. Było war­to, bo postaci są do siebie podobne.
Z okazji nadania imienia dzieci z Podsarnia na kilka tygodni zanurzają się w życio­rysie Marii i Lecha. Tropią tak zwany ludzki rys patronów. Oglądają film „O dwóch ta­kich, co ukradli księżyc”. Biorą udział w quizach i konkursach. Uczą się, że Maria Kaczyńska wolała zwyczajne życie, z dala od blasku fleszy. Ze pies prezydenta miał na imię Tytus, a kotka Molly. Ze prezydent mówił do żony „Maluszku”, a ona do niego „Leszeczku”. Młodsze dzieci rysują: prezy­dent z kotem, prezydentowa z tulipanem. Starsze przygotowują prezentacje multi­medialne. Szukają miejsc poświęconych Kaczyńskim. - Osiągnięcia, odznaczenia, młodość, rodzina, działalność społeczna, życie prywatne - streszcza jedna z nauczy­cielek. - Prowadziliśmy zajęcia na historii, polskim oraz godzinach wychowawczych. Bazowaliśmy na Internecie. No i bardzo dużo opracowań powstało po katastrofie.
Dziś opracowania są ozdobą szkolnej bi­blioteki. Oprócz „Obrączek” Anny Poppek to „List z Polski” Mariusza Pilisa, „Mgła” Joanny Lichockiej. Są też pozycje zdecydo­wanie mocniejsze, jak „Przemyśl pogardy” Sławomira Kmiecika.
Jednak o samej katastrofie w szkole za dużo się nie mówi. Nie ma sensu wtajem­niczać dzieci w zawiłości polityczne. Na pewno same coś słyszały w mediach. Ale jakoś nie pytają.

4.
Połowa grudnia 2011 roku. Zimno. W koś­ciele w Podsarniu zaproszeni goście: po­słowie Andrzej Duda i Jacek Sasin, dawni ministrowie Lecha Kaczyńskiego. Mar­ta Kaczyńska. Poseł Edward Siarka (pry­watnie członek rady parafialnej). Przed uroczystością do dyrektorki ciepły list pr/y- syła Jadwiga Kaczyńska, mama braci. Sam Jarosław Kaczyński nie pojawia się jednak obok sztandaru, na którym wyhaftowano Marię i Lecha.
- Dostał zaproszenie, ale prawdopodob­nie nie chciał się wystawiać przed obiekty­wy z Siarką, świeżym uciekinierem z Pis - spekuluje jeden z posłów Solidarnej Pol­ski. - Tak czy owak, na zaproszenie im na­wet nie odpisał. Marta mówiła potem, że stryj jest wdzięczny i prosił, żeby wszyst­kich pozdrowić. Chyba nadrabiała miną.
Inny wielki nieobecny to arcybiskup Stanisław Dziwisz. Zamiast niego pojawia się biskup pomocniczy Damian Muskus. Święci sztandar szkoły i urnę z ziemią spod Smoleńska. - Tylko imionami wielkich lu­dzi nazywa się ulice czy szkoły - mówi.
- Dlatego rozumiem wasz wybór i decy­zję, by to właśnie Maria i Lech Kaczyńscy patronowali dzieciom i młodzieży, na­uczycielom i wychowawcom, wszystkim, którzy tę szkołę tworzą.
W szkole Marta Kaczyńska odsłania wielkie zdjęcie rodziców. - To dla mnie wzruszający dzień. Cieszę się niezmiernie, że jako pierwsza ze szkół w Polsce przy­braliście imię obojga moich rodziców. Po­twierdza się, że na górali zawsze można liczyć - mówi.
Potem wszyscy jedzą piętrowy tort. Naj­pierw warstwy z góry, czyli duży portret Marii i Lecha. Słodki. Wśród gości wy­różnia się delegacja ze Szkoły Podstawo­wej w Chełchach. Obok dyrektora Karola
Marchela wójt gminy Antoni Polkowski. Nad nimi sztandar z Lechem Kaczyńskim
- komputerowy haft artystyczny, firma z Piotrkowa, pięć tysięcy złotych.

W Chełchach, 700 kilometrów na północ od Podsarnia, diabeł mówi dobranoc. Do wsi z pobliskiego Ełku jedzie się do­brych siedem kilometrów przez las. Po­niemieckie dom, droga szóstej kolejności odśnieżania.
Dawniej ludzie z Chełchów pracowa­li w PGR w Ledach, jednym z najlepszych w PRL. Dziś zostały po nim malownicze ruiny i trzech rolników na krzyż. Jak wspo­mnienie po burzliwych latach 90. straszą puste okna nieczynnego hotelu i agen­cji towarzyskiej. Mieszkańcy albo pracują w pobliskim mieście, albo gdzieś w Eu­ropie. W Chełchach uczy się setka dzie­ci. Z roku na rok coraz mniej. Wśród nich rośnie grupa eurosierot, których rodzice pracują za granicą.
O tym, że każda szkoła w gminie ma mieć patrona, zdecydował wójt Polkowski. Po prostu wezwał dyrektorów podstawów­ki oraz gimnazjum i kazał załatwić sprawę.
O wójcie, emerytowanym majorze LWP, w Ełku mówi się, że jest z niego kawał pa­trioty. Nie ma prawdziwej uroczystości bez wójta: w Tęczanie, przecinanie, odsłanianie i szeroko pojęta aktywność obywatelska. Polkowski ma dobry głos, więc często od­czytuje różne listy czy apele. Mówi zwięźle, czasem obcesowo.
Początkowo planowano, że podsta­wówka w Chełchach będzie nosić imię Tadeusza Kościuszki. Albo Janusza Kor­czaka. Ale w szczycie dyskusji o Kościuszce i Korczaku w Smoleńsku spadł Tu-154 M. Dyrektor szkoły Karol Marchel jest sympa­tyczny i postawny. W Chełchach przez 10 lat uczył religii, teraz zawiaduje świetlicą. Jako radny PiS od dwóch kadencji poglą­dów nie ukrywa, ale - zapewnia - szko­łę trzyma z dala od polityki: - Szkoła jest ostatnim miejscem na agitację. To nie sprzyja nauce i wychowaniu.
Wiosna 2012 roku. Marchel występuje na konferencji jako dyrektor szkoły imie­nia Kaczyńskiego. Konferencja ma tytuł „Jak być niezłomnym w dzisiejszej Polsce”. Słucha przemówień innych prelegentów: Nadal niewyjaśnione przyczyny katastro­fy, nadal pozostające w Rosji szczątki samo­lotu, kłamstwa, szyderstwa i upokorzenia, na które zgadza się rząd Donalda Tuska w imię iluzorycznej współpracy z Rosją.

Ale jeszcze w kwietniu 2010 roku, gdy dzie­ciaki z czwartej klasy powiedziały mu, że zamiast Kościuszki wolą Kaczyńskiego, dyrektor Marchel oblał się zimnym potem: Pan rozumie, co to znaczy? Dla części łu­dzi dokładnie tyle, że pisowski dyrektor przegłosował Kaczora na patrona - tłuma­czy jeden z nauczycieli. - Dyrektor mocno się starał, żeby było jak najbardziej demo­kratycznie. Zarządził tajne głosowanie.
Głosowanie było demokratyczne. Koś­ciuszko przegrał trzema głosami. Był czer­wiec 2010 roku, wybory prezydenckie, więc informacja o no wy u patronie poszła w świat dopiero po wakacjach.
Nauczyciel: - Już wtedy przewidziałem, co się zacznie. Kwasy. Nieprzyjemności. Anonimy z wyzwiskami, z pogróżkami, że należy nas wysadzić w powietrze. Komentarze w internecie. Dzieciaki czyta­ły o sobie, że są matołami. Karty wyborcze dyrektor do dzisiaj trzyma zalakowane w szkole, na wszelki wypadek. Spodziewa­liśmy się cięgów, bo Kaczor jest niepopraw­ny politycznie. I dostaliśmy - opowiada.
Uroczystość w październiku 2010 roku jest wyjątkowa - to pierwsza w Pol­sce szkoła imienia Lecha Kaczyńskiego. Na uroczystość jest zaproszony Jaro­sław Kaczyński, ale tego dnia w Łodzi Ryszard Cyba zabija w biurze PiS Mar­ka Rosiaka, więc Chełchy schodzą na dalszy plan. Miejscowy biskup odpra­wia mszę. Dziennikarz komercyjnej rozgłośni wyczuł łatwy temat: pyta dy­rektora, czy nauczyciele dostaną pensje za godziny odsiedziane w kościele.
Mówi nauczyciel: - Kościół ma tu wy­jątkową rolę, to trzeba zrozumieć. Opie­kunem i drużynowym dzieci z drużyny ZHP w Chelchach też jest ksiądz. A kto ma to robić?

7.
Co dzieci z Chełchów i Podsarnia wiedzą o patronach swoich szkół? Dużo. Uczyły się o nich, w każdej klasie trzeba było brać udział w konkursach. Więc wiedzą, że kie­dy Lech Kaczyński został szefem Najwyż­szej Izb Kontroli, to naprawiał Polskę. Dbał o tę Polskę, nie robił nic dla przyjaciół, znajomych, tylko dla Polski. Ze był prezy­dentem Warszawy, a potem całego kraju. Pojechał do Katynia, gdzie jako prezydent reprezentował nasz kraj. I zginął.
Maria Kaczyńska bez reszty poświęciła się rodzinie. Była dobra i miła. Bardzo ko­chała dzieci i zwierzęta. Była oddaną żoną kobietą życzliwą. Oczytaną.
Danuta Siarka: - Cecha patrona do naśladowania? Życzliwość, dobroć, cie­pło. I postawia pary prezydenckiej. Przy­wiązanie do tradycyjnych wartości. I do patriotyzmu.
Karol Marchel: - Czy rozmawiam z dzieć­mi o patronie? Nie. Przecież wiedzą, kim był i co robił. Zapraszamy tu czasem ludzi, któ­rzy byli związani z prezydentem. Był pan Duda. Mówił ciekawie. Co w naszym pa­tronie jest warte naśladowania? Hmm... Nie działalność polityczna. Raczej dba­łość o historię, pamięć. Muzeum Powstania Warszawskiego. Mam wrażenie, że dzię­ki patronowi podniósł nam się poziom na­uczania. Z polskiego i historii mamy teraz jeden z najlepszych wyników w powiecie.
Nauczyciel z Chełchów: - Pan pyta o pa­trona, a u każdego można znaleźć nega­tywne cechy. Weźmy Piłsudskiego: jeździł nago na koniu i mówił, że Polacy to wspa­niały naród, tylko ludzie kurwy. A i tak stawiamy mu pomniki.

8.
Szkoły z Podsarnia i Chełchów są do siebie podobne: wiejskie podstawówki na przy­zwoitym poziomie. Dzieci je lubią.
Uczniowie z obu placówek odwiedza­ją się nawzajem. Ostatnio Lech Kaczyń­ski wygrał z Marią i Lechem Kaczyńskimi w' piłkę. Motorem szkolnych spotkań jest Antoni Polkowski, wójt Ełku. Kiedyś oficer LWP i działacz Samoobrony, dziś obrońca dobrego imienia prezydenta. Od 1983 roku do końca komunizmu jako tajny współ­pracownik był zarejestrowany przez Woj­skowy Służbę Wewnętrzną. O tym, że był TW, pseudonim Różany, sam poinformo­wał w oświadczeniu lustracyjnym. - Nie będę się dziś wypowiadał, czy byłem TW, czy nie byłem. Całe życie pracuję dla Pol­ski. Byłem majorem.
Karol Marchel: - O wójcie można mó­wić różne rzeczy, ale o szkoły dba. Jako dy­rektor nie mam mu nic do zarzucenia. Bo stara się, żeby szkoły istniały. Część z nich balansuje na krawędzi, klasy sześciu, sied­mioosobowe, nie ma mowy o wyrównaniu szans. Tutaj jest walka o przetrwanie. Jak mnie pan spyta o marzenia, to odpowiem tak: żeby nam dzieci nie ubywało. I może jeszcze sala gimnastyczna, bo nie mamy.
Jedno marzenie Podsarnie i Chełchy mają wspólne: żeby choć jedna, dwie pa­miątki po patronach. Drobiazg, nawet chusteczka do nosa. Długopis. Coś od pani Marty. Albo prezesa. Może książki? Albo albumy. No i raz, może dwa razy do roku przydałoby się zainteresowanie tych, którzy w telewizji tak chętnie wspominają zmarłego prezydenta i jego małżonkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz