poniedziałek, 13 stycznia 2014

Żołnierz Palikota




Złożę, k..., na was skargę i wyj...ą was z roboty! - zastraszał policjantów poseł Wojciech Penkalski Tygodnik „Wprost” dotarł do policyjnych notatek na temat bliskiego współpracownika Janusza Palikota.




AGNIESZKA BURZYŃSKA MARIUSZ KOWALEWSKI



Karbowo, niewielka miejscowość na Mazurach, niedawne święto Trzech Króli. Późnym popołudniem policjanci próbują zatrzymać pędzącego z prędkością niemal 100 km/h opla insygnię. Kierowca lekceważy wezwanie, więc funkcjonariusze wyjaśniają, że niemal dwukrotnie przekroczył dozwoloną prędkość.
   Mężczyzna jest wściekły: - Nie pokazuj na mnie palcem, to raz. A dwa, nikt mnie nie zatrzymywał!
- krzyczy. Tym razem policjanci bardziej stanowczo proszą, aby zjechał na pobo­cze i pokazał dokumenty. Po sprawdzeniu prawa jazdy okazuje się, że uciekinierem jest Wojciech Penkalski, poseł ugrupowa­nia Janusza Palikota.
   Kiedy przedstawiciele drogówki infor­mują go, że dostanie 400 zł mandatu i osiem punktów karnych, polityk traci nad sobą panowanie. - To załatwia sprawę!
- mówi, wyciągając poselską legitymację i próbując wyrwać dokumenty z rąk poli­cjantów. Jest coraz bardziej opryskliwy i wulgarny. Twierdzi, że funkcjonariusze, zatrzymując go do kontroli, przeszkadzają mu w wykonywaniu obowiązków parla­mentarnych. - Masz, k..., na przepro­wadzenie kontroli dwie minuty! - mówi do jednego z nich. I żąda, aby pokazał swoją legitymację. - Złożę, k..., na ciebie skargę i w.. .bią was z roboty - grozi.
Chwilę później w niewybredny sposób instruuje: - Ja wam, k..., rozkazuję: macie tu stać i kierować ruchem, aż naprawią te je.. .ne światła! A z roboty i tak was w.. .bią!
- krzyczy. Chodzi o awarię sygnalizatora na przejeździe kolejowym.
   Policjanci obelgi znoszą ze spokojem, ostatecznie rezygnują nawet z wypisania mandatu. Informują go jednak, że przy­
gotują notatkę, w której całe zdarzenie opiszą, i że prawdopodobnie trafi ona do marszałek Sejmu wraz z wnioskiem o ode­branie parlamentarzyście immunitetu.

POSEŁ SIĘ KAJA
Dwa dni później policyjna notatka jest już w Sejmie. Prokuratura Rejonowa w Lidz­barku Warmińskim chce postawić Penkalskiemu zarzut kierowania pod adresem funkcjonariuszy gróźb karalnych. Poseł przeprasza więc za swoje zachowanie i informuje, że sam zrzeknie się immu­nitetu. Rezygnuje też z funkcji rzecznika dyscypliny klubowej Twojego Ruchu. Jed­nocześnie utrzymuje, że policjanci kłamią, a on nikomu nie groził.
- To koniec sprawy? Nie będzie żadnych innych konsekwencji? - pytamy współpra­cowników Janusza Palikota.
- Oczywiście, że koniec. Sprawa jest zamknięta! - odpowiadają, podkreślając, że jeśli policja ma dowody na złe zachowa­nie posła, to powinna je pokazać. Przekonują, że pokazanie legitymacji poselskiej w takiej sytuacji to wręcz obowiązek parlamentarzysty. - Takie mamy prawo - mówi nam poirytowany poseł Twojego Ruchu.
- Mieliśmy wątpliwości, ale Janusz stwierdził, że wierzy Penkalskiemu. I że policjanci kłamią, bo go nie lubią. Roma locuta, causa finita - podsumowuje inny polityk partii.
Wiara Palikota w niewinność Penkalskiego jest zadziwiająca. Bo wydarze­nia z Lubomina to nie pierwsza sytuacja, kiedy poseł grozi policjantom zwolnieniem z pracy.
Okolice Ostródy na Mazurach, począ­tek 2013 r. Nieoznakowany patrol goni jadącego z dużą prędkością mercedesesa Penkalskiego, a całe zdarzenie rejestruje kamerą. Policjanci mają jednak problem, bo nie dysponują wiarygodnym pomia­rem prędkości. Powód? Wideorejestrator mierzy prędkość auta na odcinku 100 m.
- Tymczasem Penkalski co chwila zmie­niał pas ruchu, chowając się za innymi autami - opisuje tamtą sytuację jeden z policjantów.
Po kilkunastu kilometrach ścigany samochód gwałtownie hamuje, zjeżdża do zatoczki autobusowej i czeka, aż patrol go minie. Po chwili kierowca rusza z zatoczki i role się odwracają: teraz to on jedzie za policjantami i nagrywa patrol na telefon komórkowy. Zostaje zatrzy­many kilka kilometrów dalej. Po spraw­dzeniu dokumentów policjanci dowiadują się, że kierowcą jest poseł. - Chcieli mu wystawić mandat na 200 zł za używa­nie telefonu komórkowego podczas jazdy - opowiada funkcjonariusz znający szczegóły zdarzenia. Parlamentarzysta zasła­nia się jednak immunitetem. Zaczyna być agresywny. - Ja tu się pie...lę z waszymi etatami, a wy traktujecie mnie jak lesz­cza?! - krzyczy. Zdarzenie, podobnie jak to sprzed kilkunastu dni, zostaje opisane w specjalnej notatce. Poseł składa skargę na działania policjantów, ale jego wniosek zostaje odrzucony.
   Parlamentarzysta Twojego Ruchu czuje się na „swoim terenie” bezkarny. Być może dlatego, że może liczyć na przychylność komendanta powiatowego policji z Bra­niewa. „Wprost” dotarł do dokumentów sprawy z 27 maja 2013 r., która toczyła się w braniewskim sądzie rejonowym. Wynika z niej, że miesiąc wcześniej Penkalski przy­jął mandat za jazdę bez zapiętych pasów. Po wystawieniu mandatu komenda powiatowa w Braniewie wysłała jednak do sądu pismo, w którym poprosiła o anulowanie mandatu. Argumentacja była kuriozalna: „Bo Penkal­ski to poseł”. Sąd oddalił wniosek, uznając, że skoro parlamentarzysta nie pokazał sejmowej legitymacji, zgodził się na przyję­cie kary. Dlaczego jednak policja najpierw wystawiła mandat, a potem chciała go anu­lować? Według naszych informacji pole­cenie przygotowania pisma i wysłania go do sądu wydał komendant powiatowy poli­cji z Braniewa Grzegorz Sieński. Prywatnie bliski znajomy Penkalskiego.
Zadzwoniliśmy do komendanta Sieńskiego.
- Nie przypominam sobie, czym był spowodowany nasz wniosek do sądu o anu­lowanie mandatu. Była taka sytuacja, ale nie wiem dlaczego.
- To pan kazał napisać ten wniosek?
- Nie przypominam sobie.
- Jest pan znajomym Wojciecha Pen­kalskiego?
- Znam go, jak każdy. Nic więcej.

ZACHWYT KIEROWNICTWA
- Wojtek jest bezkarny, bo jest najwierniejszym żołnierzem Janusza - mówią po cichu niektórzy posłowie Twojego Ruchu. - Pen­kalski to karbowy - mówią o nim partyjni koledzy. Sprawdza obecność i pilnuje, czy wszyscy głosują zgodnie z wytycznymi kierownictwa klubu. W razie potrzeby zawsze skory do ostrej interwencji. Dodają, że Palikot ma wobec Penkalskiego zbyt wielki dług wdzięczności, aby zrobić mu jaką­kolwiek krzywdę.
Aby zrozumieć karierę Penkalskiego w partii Palikota, trzeba wrócić do naro­dzin tej formacji.
Początek 2011 r., siedziba stowarzysze­nia Ruch Poparcia Palikota, warszawska ulica Widok. Struktury partyjne ugrupo­wania dopiero się tworzą. Podczas narady kierownictwa pojawia się temat bar­dzo ambitnego Wojciecha Penkalskiego. Człowieka z niewielkiego Braniewa, który na własny koszt drukuje ulotki i organizuje spotkania w swoim regionie. Zaangażo­wanie przyszłego posła wzbudza zain­teresowanie warszawskiej wierchuszki. Podziw rośnie jeszcze bardziej, gdy się okazuje, że Penkalski gotów jest sponso­rować działalność stowarzyszenia, które ma duże kłopoty finansowe. - On po prostu szastał kasą, opłacał wszystkie wyjazdy Janusza. Zarówno na Mazury, jak i na Pomorze - opisuje świadek tamtych wyda­rzeń. - Nie mieliśmy pieniędzy, mieliśmy kupę długów, niezapłaconych faktur, a tu nagle, jak z nieba, spada nam Penkalski. Nie tylko sponsor, ale i organizator - dodaje inna osoba.
Przyszły parlamentarzysta dba o to, aby na spotkaniach z Palikotem zawsze była widownia gotowa do oklasków. - Był wpatrzony w Janusza jak w obrazek - opo­wiadają dość zgodnie politycy zakładający stowarzyszenie. Kierownictwo jest nim zachwycone. Kłopot pojawia się po mie­siącu, kiedy polityk zostaje sprawdzony przez współpracowników Palikota. Okazuje się, że ma na koncie dwa wyroki za pobicie i wymuszenia rozbójnicze. I że dwa lata spędził w więzieniu.
   W siedzibie stowarzyszenia odbywa się gorączkowa narada. Ostatecznie wszystko przesądza Palikot: - Skoro wyroki są zatarte, nie ruszamy sprawy. Penkalski zostaje
- zdecydowanie oznajmia zgromadzonym. Niedługo po naradzie działacz z Braniewa dostaje pierwsze miejsce na liście w Elblągu.
   W sprawie awantur z policjantami z posłem nie udało nam się porozmawiać. Nie odebrał telefonu. Nie odpisał na SMS -y.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz