Złożę, k..., na was
skargę i wyj...ą was z roboty! - zastraszał policjantów poseł Wojciech Penkalski
Tygodnik „Wprost” dotarł do policyjnych notatek na temat bliskiego
współpracownika Janusza Palikota.
AGNIESZKA BURZYŃSKA
MARIUSZ KOWALEWSKI
Karbowo, niewielka miejscowość na Mazurach, niedawne
święto Trzech Króli. Późnym popołudniem policjanci próbują zatrzymać pędzącego
z prędkością niemal 100
km/h opla insygnię. Kierowca lekceważy wezwanie, więc
funkcjonariusze wyjaśniają, że niemal dwukrotnie
przekroczył dozwoloną prędkość.
Mężczyzna jest wściekły: - Nie pokazuj na mnie palcem, to raz. A dwa,
nikt mnie nie zatrzymywał!
- krzyczy. Tym razem policjanci
bardziej stanowczo proszą, aby zjechał na pobocze i pokazał dokumenty. Po
sprawdzeniu prawa jazdy okazuje się, że uciekinierem jest Wojciech Penkalski,
poseł ugrupowania Janusza Palikota.
Kiedy przedstawiciele drogówki informują go, że dostanie 400 zł mandatu
i osiem punktów karnych, polityk traci nad sobą panowanie. - To załatwia
sprawę!
- mówi, wyciągając poselską
legitymację i próbując wyrwać dokumenty z rąk policjantów. Jest coraz bardziej
opryskliwy i wulgarny. Twierdzi, że funkcjonariusze, zatrzymując go do
kontroli, przeszkadzają mu w wykonywaniu obowiązków parlamentarnych. - Masz,
k..., na przeprowadzenie kontroli dwie minuty! - mówi do jednego z nich. I
żąda, aby pokazał swoją legitymację. - Złożę, k..., na ciebie skargę i w.. .bią
was z roboty - grozi.
Chwilę później w niewybredny
sposób instruuje: - Ja wam, k..., rozkazuję: macie tu stać i kierować ruchem,
aż naprawią te je.. .ne światła! A z roboty i tak was w.. .bią!
- krzyczy. Chodzi o awarię
sygnalizatora na przejeździe kolejowym.
Policjanci obelgi znoszą ze spokojem, ostatecznie rezygnują nawet z
wypisania mandatu. Informują go jednak, że przy
gotują notatkę, w której całe
zdarzenie opiszą, i że prawdopodobnie trafi ona do marszałek Sejmu wraz z
wnioskiem o odebranie parlamentarzyście immunitetu.
Dwa dni później policyjna notatka
jest już w Sejmie. Prokuratura Rejonowa w Lidzbarku Warmińskim chce postawić
Penkalskiemu zarzut kierowania pod adresem funkcjonariuszy gróźb karalnych.
Poseł przeprasza więc za swoje zachowanie i informuje, że sam zrzeknie się immunitetu.
Rezygnuje też z funkcji rzecznika dyscypliny klubowej Twojego Ruchu. Jednocześnie
utrzymuje, że policjanci kłamią, a on nikomu nie groził.
- To koniec sprawy? Nie będzie
żadnych innych konsekwencji? - pytamy współpracowników Janusza Palikota.
- Oczywiście, że koniec. Sprawa
jest zamknięta! - odpowiadają, podkreślając, że jeśli policja ma dowody na złe
zachowanie posła, to powinna je pokazać. Przekonują, że pokazanie legitymacji
poselskiej w takiej sytuacji to wręcz obowiązek parlamentarzysty. - Takie mamy
prawo - mówi nam poirytowany poseł Twojego Ruchu.
- Mieliśmy wątpliwości, ale Janusz
stwierdził, że wierzy Penkalskiemu. I że policjanci kłamią, bo go nie lubią.
Roma locuta, causa finita - podsumowuje inny polityk partii.
Wiara Palikota w niewinność Penkalskiego
jest zadziwiająca. Bo wydarzenia z Lubomina to nie pierwsza sytuacja, kiedy
poseł grozi policjantom zwolnieniem z pracy.
Okolice Ostródy na Mazurach, początek
2013 r. Nieoznakowany patrol goni jadącego z dużą prędkością mercedesesa
Penkalskiego, a całe zdarzenie rejestruje kamerą. Policjanci mają jednak
problem, bo nie dysponują wiarygodnym pomiarem prędkości. Powód?
Wideorejestrator mierzy prędkość auta na odcinku 100 m.
- Tymczasem Penkalski co chwila
zmieniał pas ruchu, chowając się za innymi autami - opisuje tamtą sytuację
jeden z policjantów.
Po kilkunastu kilometrach ścigany
samochód gwałtownie hamuje, zjeżdża do zatoczki autobusowej i czeka, aż patrol
go minie. Po chwili kierowca rusza z zatoczki i role się odwracają: teraz to on
jedzie za policjantami i nagrywa patrol na telefon komórkowy. Zostaje zatrzymany
kilka kilometrów dalej. Po sprawdzeniu dokumentów policjanci dowiadują się, że
kierowcą jest poseł. - Chcieli mu wystawić mandat na 200 zł za używanie telefonu
komórkowego podczas jazdy - opowiada
funkcjonariusz znający szczegóły zdarzenia. Parlamentarzysta zasłania się
jednak immunitetem. Zaczyna być agresywny. - Ja tu się pie...lę z waszymi
etatami, a wy traktujecie mnie jak leszcza?! - krzyczy. Zdarzenie, podobnie
jak to sprzed kilkunastu dni, zostaje opisane w specjalnej notatce. Poseł
składa skargę na działania policjantów, ale jego wniosek zostaje odrzucony.
Parlamentarzysta Twojego Ruchu czuje się na „swoim terenie” bezkarny.
Być może dlatego, że może liczyć na przychylność komendanta powiatowego policji
z Braniewa. „Wprost” dotarł do dokumentów sprawy z 27 maja 2013 r., która
toczyła się w braniewskim sądzie rejonowym. Wynika z niej, że miesiąc wcześniej
Penkalski przyjął mandat za jazdę bez zapiętych pasów. Po wystawieniu mandatu
komenda powiatowa w Braniewie wysłała jednak do sądu pismo, w którym poprosiła
o anulowanie mandatu. Argumentacja była kuriozalna: „Bo Penkalski to poseł”.
Sąd oddalił wniosek, uznając, że skoro parlamentarzysta nie pokazał sejmowej
legitymacji, zgodził się na przyjęcie kary. Dlaczego jednak policja najpierw
wystawiła mandat, a potem chciała go anulować? Według naszych informacji polecenie
przygotowania pisma i wysłania go do sądu wydał komendant powiatowy policji z
Braniewa Grzegorz Sieński. Prywatnie bliski znajomy Penkalskiego.
Zadzwoniliśmy do komendanta Sieńskiego.
- Nie przypominam sobie, czym był
spowodowany nasz wniosek do sądu o anulowanie mandatu. Była taka sytuacja, ale
nie wiem dlaczego.
- To pan kazał napisać ten
wniosek?
- Nie przypominam sobie.
- Jest pan znajomym Wojciecha Penkalskiego?
- Znam go, jak każdy. Nic więcej.
ZACHWYT KIEROWNICTWA
- Wojtek jest bezkarny, bo jest
najwierniejszym żołnierzem Janusza - mówią po cichu niektórzy posłowie Twojego
Ruchu. - Penkalski to karbowy - mówią o nim partyjni koledzy. Sprawdza
obecność i pilnuje, czy wszyscy głosują zgodnie z wytycznymi kierownictwa
klubu. W razie potrzeby zawsze skory do ostrej interwencji. Dodają, że Palikot
ma wobec Penkalskiego zbyt wielki dług wdzięczności, aby zrobić mu jakąkolwiek
krzywdę.
Aby zrozumieć karierę Penkalskiego
w partii Palikota, trzeba wrócić do narodzin tej formacji.
Początek 2011 r., siedziba
stowarzyszenia Ruch Poparcia Palikota, warszawska ulica Widok. Struktury
partyjne ugrupowania dopiero się tworzą. Podczas narady kierownictwa pojawia
się temat bardzo ambitnego Wojciecha Penkalskiego. Człowieka z niewielkiego
Braniewa, który na własny koszt drukuje ulotki i organizuje spotkania w swoim
regionie. Zaangażowanie przyszłego posła wzbudza zainteresowanie warszawskiej
wierchuszki. Podziw rośnie jeszcze bardziej, gdy się okazuje, że Penkalski
gotów jest sponsorować działalność stowarzyszenia, które ma duże kłopoty
finansowe. - On po prostu szastał kasą, opłacał wszystkie wyjazdy Janusza.
Zarówno na Mazury, jak i na Pomorze - opisuje świadek tamtych wydarzeń. - Nie
mieliśmy pieniędzy, mieliśmy kupę długów, niezapłaconych faktur, a tu nagle,
jak z nieba, spada nam Penkalski. Nie tylko sponsor, ale i organizator - dodaje
inna osoba.
Przyszły parlamentarzysta dba o
to, aby na spotkaniach z Palikotem zawsze była widownia gotowa do oklasków. -
Był wpatrzony w Janusza jak w obrazek - opowiadają dość zgodnie politycy
zakładający stowarzyszenie. Kierownictwo jest nim zachwycone. Kłopot pojawia
się po miesiącu, kiedy polityk zostaje sprawdzony przez współpracowników
Palikota. Okazuje się, że ma na koncie dwa wyroki za pobicie i wymuszenia rozbójnicze.
I że dwa lata spędził w więzieniu.
W siedzibie stowarzyszenia odbywa się gorączkowa narada. Ostatecznie
wszystko przesądza Palikot: - Skoro wyroki są zatarte, nie ruszamy sprawy.
Penkalski zostaje
- zdecydowanie oznajmia
zgromadzonym. Niedługo po naradzie działacz z Braniewa dostaje pierwsze miejsce
na liście w Elblągu.
W sprawie awantur z policjantami z posłem nie udało nam się porozmawiać.
Nie odebrał telefonu. Nie odpisał na SMS -y.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz