WIELKA ORKIESTRA Jak
pieniądze z Orkiestry idą do chorych
Agnieszka Kublik: Symbolem
tegorocznej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy stal się dziesięcioletni
Łukasz Bereza. A kim jest dla ciebie?
Jerzy Owsiak: Powodem, by bronić 119 tys. 999wolontariuszy, ja jestem
tym 120-tysięcznym, też mam swój identyfikator, numer.
Jestem przygotowany na to, co się
dzieje, na tę krytykę. Na twarz muszę brać różne rzeczy, głupotę ludzką i te
ciągle pytania o rozliczenia. Muszę cierpliwie odpowiadać, bo wiem. że jestem
osobą publiczną. Ale nie można wrzucać do jednego kotła tych, którzy decydują
się nam pomagać, czy ktoś ma dziesięć lat, czy 99, bo i tacy byli bardzo
dorośli wolontariusze. Nie można im sugerować, że są efektem prania mózgów.
Zawsze będę stawał w ich obronie i w obronie Łukasza.
A Łukasz to chłopaczek, który ma
niesamowitą dorosłość, tak jak to chore dzieci. Mierzy się z chorobą długą, bo
trwa ona od jego urodzenia i będzie trwała do końca jego życia, Łukasz jest
świadomy tego, co się dzieje wokół niego. Bezbłędnie wymawia nazwę lekarstwa,
które musi wziąć, a nazwa nie do powtórzenia. Jak byłem u niego, mówił: „Ojej,
emocje wzięły górę, muszę wziąć lekarstwo”. I nie panikuje. Pytali go
reporterzy, czy udzieli im odpowiedzi, a on mówi: „Już powiedziałem, że nie”.,
A o czym rozmawiałeś z Jurkiem?”. „To tajemnica”. Człowiek dorosłyby sobie
chyba z tym nie dal rady, gdy nagle widzi, że na je- go podwórku jest
największa zadyma świata, jaka. tylko może tyć. Orkiestra przyjeżdża.
- Bo robiłem to razem z
przyjaciółmi. Bo wszystko, co robimy, robimy z przyjaciółmi Od 22 lat.
Jak jechaliśmy do Łukasza
samochodem z Warszawy o szóstej rano, to bez przerwy dzwonił telefon: „Jurek,
to my dojedziemy”. A my mówimy: „Chyba już nie dacie rady”. „Ja jestem gotowy,
biorę wiosełko, gitarkę, będę grał”. Ktoś tam potem dzwoni: „Będzie
Orkiestra”. Ja mówię: „To może słonie będą?”. A ktoś w samochodzie zwraca uwagę:
„Nie mów o słoniach, bo już są załatwione”.
To byt twój pomysł - Orkiestra
dla Łukasza?
- No nie, to był pomysł tej pani.
która mnie obraziła. To jej trzeba podziękować. Tej pani. której ja w ogóle
nazwiska nie kojarzę, pani posłanka...
Chyba już teraz kojarzysz,
zgrywasz się. Chodzi o Krystynę
Pawłowicz. Jej pomysł? Ona przecież apeluje, by na Orkiestrę nie dawać
pieniędzy.
- No jej, jej. Było tak. Pytanie
padło od dziennikarki, kiedy podsumowywaliśmy finał - a proszę
pamiętać, że kończymy finał o godzinie pierwszej w
nocy w telewizorze, następnie musimy posprzątać wszystko, potem tu. w
Fundacji, się spotykamy. żeby sobie podziękować, napić się szampana. O
godzinie trzeciej rano pojechałem do domu. O piętnastej była konferencja
prasowa.
Mamy w sobie taką radość, poszło
świetnie, super meldunki. ludzie opowiadali o tak nieprawdopodobnych rzeczach,
które miały miejsce na finale, była zła pogoda, a jednak pod Pałacem Kultury było mnóstwo ludzi. Idę na konferencję prasową. Krzysiu
Dobies, który zajmuje się u nas public relations, mówi mi o Łukaszu.
Ja mówię: „Już go gdzieś widziałem”. Okazuje się, że rok temu pisałem do niego
list, jakiś reportaż był o nim.
Schodzę na konferencję, opowiadam,
co zrobiła Orkiestra, jakieś pierwsze cyfry rzucam i dziennikarka zadaje
pytanie kompletnie z d.... no takie, jakby ktoś mówił, że mam ogon, kopyta ,
które chowam w kaloszach. No i jak można na to odpowiedzieć, kiedy parę
godzin temu zakończyła się największa zbiórka pieniędzy współczesnej Europy?
Kiedy pokazujemy coś fantastycznego? A pytanie zmierza do tego, że to wszystko
to jedna wielka ścierna. No i moje emocje wtedy idą na maksa. To nie jest tak,
że mi puściły nerwy, jakby mi puściły, to by to inaczej wyglądało.
Co byś zrobił? Dałbyś komuś w
mordę?
- Nie, nie! Odpowiedziałbym w
żołnierskich słowach, jak kiedyś Piłsudski. Powtarzam za nim: „Naród piękny,
ale ludzie kurwy”.
I dlatego krzyczałeś: „Polsko,
zwariowaliście?!”, „Pochrzaniło was!?".
- No bo pochrzaniło! Jesteśmy
kontrolowani, to jest normalne, ja nie mam o to pretensji. Mało tego, my mamy
własne audyty, wynajmujemy firmę. której trzeba zapłacić. Ja tego audytu nie
chowam do buta. audytor ma nakaż wysyłania tych wyników także do Ministerstwa
Finansów.
Ale miałeś wyjaśnić, dlaczego
poseł Pawłowicz...
- Aha, Krysia. Gdy usłyszałem te
zarzuty, najpierw szukam słoika z pieniędzmi, potem mówię: „Czy was
pochrzaniło, zawsze musicie dyskredytować wszystko, co się wydarzyło w tym
kraju?”. I pokazuję Łukasza: „To jest prawdziwy gość i rano będziemy u niego.
Łukasz, jesteśmy juto u ciebie!”. I jak to mówię, to nasza, ekipa już szukaw
Googleu, jak wygląda jego podwórko. Bo już czuli, co będzie. I ktoś zaraz mówi,
że podwórko nie jest duże. OK, scena może przyjechać z Kostrzyna, będzie
najbliżej. Dobra, dzwońcie do artystów.
Pierwszy chyba był Kamil Bednarek,
Enej, a. potem zaczęli ludzie się zgłaszać: „Jezu, rozjechaliśmy się, ale
postaramy się, będziemy”. Potem załatwiliśmy wszystkie formalności, musieliśmy
znaleźć prezydenta miasta, którego prosimy o zgodę na zrobienie koncertu, żeby
nie było, że to nielegalne zbiegowisko. Wszystkich zawiadamiamy, wszyscy są.
życzliwi, podejmują wyzwanie. Bo my kochamy takie rzeczy, energia tysięczna w
nas jest!
Ale co z tą Krysią?
- To taka moja filozofia, klasyka Monty Pythona skoro ta. Pani jest przeciwko nam. może tyć naszym
bohaterem, dziękujemy jej dziesięć razy.
To była super prywatka.
podwórkowa. Orkiestra wojskowa, motocykliści, straż pożarna. Mówili: „Jurek my
tu czekamy, jak skończysz, to przewieziemy Łukasza, pojeździmy z nim po
mieście”.
Byłem u Łukasza w domu. Typowe
polskie mieszkanie ludzi, którzy mają kłopoty bytowe, tata nie ma teraz pracy.
Ale widzę ludzi, którzy dbają o tego chłopaka, jak tylko potrafią. Mamy gifty
dla niego, mam taką oryginalną kurtkę lotniczą, dostałem od pilotów parę lat
temu i ją trzymałem. Mówię do Łukasza: „Trzymaj, urośniesz do niej, ja. ci zrobię
jeszcze naszywkę »Łukasz«”. Pytam: „Znasz Kamila Bednarka?” „No!” - mówi i
widzę wielkie otwarte oczy. Mówię: „On będzie tu. na twoim podwórku grał”. I on
wtedy: „Mamo, chyba muszę wziąć... - i tu wymienia to lekarstwo - bo takie
emocje...”.
Jeżeli w tym roku szukam powodów
do radości, to jest, nią. właśnie Łukasz. Bo to całe nieprawdopodobne
ujadanie, większe niż w poprzednich latach, zwłaszcza w Telewizji Republika,
bardzo ludzi dotyka. To, że ktoś pisze, że jestem wariat, taki. śmaki, owaki,
to jego sprawa, nie musi mnie lubić, ja już mam tyle lat, że mnie to
kalafiorem... Ale jak ktoś zarzuca nieuczciwość, że jakiś układ zbudował
Orkiestrę, to dotyka nas wszystkich.
Dwa lata temu mówiłeś, że masz
fioła na punkcie Polski, że Polska to fantastyczny kraj, prawie wszystko nam
tu wychodzi. Teraz krzyczysz: Polsko, co robisz?!
- Kocham ten kraj i mówię to w każdym
miejscu. Ale dlaczego się tak głupio zachowuje?
Polak potrafi nienawidzić
pięknie.
- Tak ale bez Polski Polak się nie
obejdzie. W ,,Latarniku” pokazane jest wszystko, co w Polakach siedzi, ta nostalgia, która cię
zabija Wszystkie prawdy, jakie tylko by człowiek miał w sobie o świecie,
zamykają się w małym świecie: Polska, do Polski, z Polską, dla Polski. Jako
gostek urodzony 60 lat temu jestem zbudowany na tych wszystkich fiołach
polskich, które tworzą, ale też zabijają skutecznie. Gdyby mnie ktoś
wypierdzielił gdzieś w świat, to bym nie wyrobił. Bo to jest moje miejsce.
Moje zapachy, moje cztery pory roku. I to wszystko, co kocham i także
nienawidzę. To wszystko składa się na to, że tu się czuję najlepiej.
Wierzę, że moje dzieci będą
obywatelami świata, że będą kochały ten kraj z zupełnie innych powodów, z
takich, że to będzie patriotyzm dobrego życia - tak, jestem Polakiem, jestem
Polką, wiem, że Polska, to dobrze skonstruowany kraj, który będzie się o mnie
troszczył, jeżeli będę gdzieś daleko. albo będzie mi miło powiedzieć, że
jestem z Polski, z kraju, który skacze najdalej, strzela najwięcej goli i ma
świetną gospodarkę.
Wyzbyłeś się naiwności? Jeszcze
parę lat temu wierzyłeś, że jeśli ktoś się do ciebie przypieprza, to tylko po
to, żebyś się stawał lepszy.
- Nie jestem takim na zimno
skalkulowanym gościem, który ci powie, że ludzie to robią z nienawiści. Cały
czas wierzę, że z niewiedzy.
Jakiej niewiedzy? Nie wiedzą,
co robi Orkiestra, jaki sprzęt kupuje, za ile?
- Nie wiedzą, nie zetknęli się z
tymi danymi, np., że kupiliśmy 30 tys. sztuk urządzeń za 160 min dolarów.
Gdybym był aktorem, to ktoś mógłby
mnie nie lubić, bo gram złe role. gdybym był piosenkarzem, mógłby mnie nie
lubić, bo nie śpiewam w jego stylu, gdybym był sportowcem i bym przegrywał,
też można by mnie nie lubić. Ale ja przecież nie daję powodów do nielubienia.
Zastanawiałeś się, dlaczego cię
nie lubią?
- Nie lubią, bo ktoś inny
sugeruje, żeby mnie nie lubić.
Kościół?
- Kościół bardzo nam dał do
wiwatu. To jedna z najbardziej przykrych rzeczy. Ale Kościół to normalni
ludzie. Przestańmy myśleć, że Kościół zjeżdża z nieba i jest niebiański. To
nie są anioły.
Mamy wszystkie nagrody polskiego
Kościoła, Medal św. Jerzego, Medal św. Brata Alberta, które nam zostały
wręczone przez ludzi myślących, mądrych, ekumenicznych. Którzy rozumieją, że
niekoniecznie ktoś niezwiązany z Kościołem ma być niedostrzegany w tym. co
robi. Ale Kościół, ten pospolity Kościół, rozszerzył nieprawdopodobne, złe
wiadomości na temat Orkiestry.
Taki przykład. Jesteśmy w Białej
Podlaskiej, gdzie mamy szpital neonatologiczny. i tam jest. oddział imienia
Wielkiej Orkiestry. Przyjeżdżamy z supersprzętenr. Podchodzi do mnie 12-letnia
dziewczynka: „Panie Jurku, jestem wolontariuszką, to jest w ogóle coś
niesamowitego, ale gdyby pan te 10 proc., co pan bierze z Fundacji, też przeznaczył
na ten sprzęt, byłoby lepiej”. Pytam:„A skąd masz taką wiadomość?”. Ona na to:
„Pan katecheta tak nam mówi”. Więc ja jej spokojnie tłumaczę, że nie biorę
takich pieniędzy: „Wiesz, my w Fundacji od samego początku powiedzieliśmy
sobie, że nikt z zarządu nie bierze żadnych pieniędzy, gdybym pracował w niej,
dostawałbym pensję, ale nie biorę takich pieniędzy, to nieprawda”. Ona na to.
że pan katecheta. „ Ja nadal spokojnie, choć się cały gotuję: „Nie, to
nieprawda, być może nie wiedział. dostał złą informację”.
Do dziś o tym myślę i cały czas
się zastanawiam, czy ta dziewczynka przyjęła, to do wiadomości, czy nie. Czy na
następnej lekcji katecheta powtórzył to jeszcze dziesięć razy?
Mam taką pracę dyplomową „Fundacja
w świetle gazet, katolickich”. Pierwsze dwa lata nikt nie wiedział, o co
chodzi, i wokół był spokój, cisza. Potem pokazało się hasło „Róbta, co chceta”,
czyli wmawianie mam, że taka jest prawda o Orkiestrze. A to tylko hasło z lat
90., z mojego programu telewizyjnego, to nie było hasło Orkiestry. Wtedy nie
zwracaliśmy na to uwagi, wychodziliśmy z założenia, że to taka pierdolą, nie
ma się czym zajmować. Ale będąc w Australii, od Polonii usłyszałem, że nie
można mówić „Róbta, co chceta”. Potem ilość złej prasy się zwiększała. To byłe
te same oskarżenia co dzisiaj: że źle wydajemy pieniądze, że je defraudujemy,
że ja mam z tego zyski, że finał kosztuje dużo drożej, niż
zbieramy, że kupujemy zly sprzęt. Od mniej więcej 20 lat to samo.
Może Kościół cię nie lubi, bo
uważa, że rywalizujesz z Caritasem?
- Nigdy nie rywalizowaliśmy.
Spotykamy się od czasu do czasu przy różnych okolicznościach i szefowie
Caritasu mówią tale „Panie Jerzy, takich mamy adwokatów, to są adwokaci złej
sprawy”.
Im jest głupio.
- Ale my także tonujemy naszych
adwokatów. Na naszych stronach nie można „fakować”, parę lat ternu to wprowadziliśmy,
no to dostaliśmy jednego wielkiego „faka”. O, cenzura! A teraz się do tego
ludzie przyzwyczaili. Powstał pomysł wysiania tej posłanki w kosmos i my to
tonujemy, mówimy ludziom: „Śmiejcie się z tego”.
Ty w Fundacji nie zarabiasz?
- Nie, nie mam etatu.
Gdzieś masz etat?
Mam swoją, firmę Mrowia Cała, to jest
przedsiębiorstwo produkcji programów telewizyjnych. Od samego początku, jak
nie było jeszcze Orkiestry Kiedyś było Ćwierć Mrówki, a teraz Mrówka Cała.
Jeżeli np. wystawiam rachunek za swój wykład, a mam wykłady w całej Polsce,
ludzie mnie zapraszają i firmy też, żebym dał spicz przez półtorej godziny, to
na Mrówkę.
W Mrówce jesteś prezesem?
- Nie, to jest jednoosobowa firma.
Moja firma, od której plącę podatki.
Jaki ma związek z Fundacją WOŚP?
- Sporadycznie wykonuje umowy
związane z reklamowaniem działań Fundacji, czyli produkcje telewizyjne z
wykorzystaniem materiałów, które m.in. tworzę do swojego błoga Owsiaknet.pl. Trudno jest zlecać komuś z zewnątrz, np. agencji, zrobienie
filmu o Finale WOŚP. Ostatnia taka umowa miała miejsce w2012 r. i dotyczyła
produkcji filmu dokumentalnego „Miłość, przyjaźń, muzyka, czyli 20 lat grania
Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy”. Są to bardzo sporadyczne zlecenia.
Ma związek, przez ciebie.
- Ale nie należy do Fundacji
Orkiestry. nigdy nie należała. Dwa lata przed fundacją powstała ta Mrówka.
Ile masz tych wykładów w roku? Ze 20?
- Coś takiego.
Ile na nich zarabiasz? Kilka tysięcy czy kilkanaście za
wykład?
- Kilkanaście.
Na czym jeszcze zarabiasz? Masz program w radiowej Trójce?
Ile dostajesz?
- Z Polskiego Radia otrzymuję na
rękę ok. 250 zł za jedną audycję.
Robię jeszcze programy telewizyjne
na zamówienie. Książki to jest kolejna rzecz, na której zarabiam. Opublikowałem
trzy. Jestem szefem firmy Zloty Melon. Została powołana przez Fundacje ponad
dziesięć lat temu, żeby prowadzić wszelkie działania komercyjne, bo nie może
tego robić Fundacja Czyli jak robimy Przystanek Woodstock, na który
zaprasza Fundacją to żeby wynająć scenę czy zapłacić za prąd, wszystkie te
finansowe operacje prowadzi Zloty Melon. Produkuje wszystkie nasze gadżety,
koszulki, płyty i organizuje Przystanek. Gdyby Fundacja prowadziła działalność
komercyjną, nie mogłaby korzystać ze zwolnień podatkowych.
Ty jesteś prezesem Złotego Melona?
- Tak, prezesem zarządu. To jest
spółka z o.o., założona przez Fundację w 2003 r., w której 100 proc. udziałów
ma Fundacja. Pracuję w niej od roku i bardzo się cieszę, że angażując się w
jej prowadzenie, także przyczyniłem się do bardzo dobrych wyników firmy.
Ile zarabiasz w Melonie?
- Kilka tysięcy złotych. A w
Fundacji, żeby było jasne, ludzie nie zarabiają więcej niż trzykrotność
przeciętnej pensji w Polsce, czyli maksymalnie 3 x 3,8 tys. zł brutto. Czyli
można sobie policzyć, ile zarabia jeden z szefów najważniejszych działów. To
nie jest 20 tys. zł!
11,4 tys. zł brutto.
- No właśnie. Czyli na rękę
niewiele ponad 7 tys. zł. Właścicielem Melona jest Fundacja, wyłożyła ok. 1,5
min zł na jego powstanie. Melon już przekazał ponad 1 min zł. Cały zysk z
Melona przekazywany jest Fundacji. To dywidendy za. lata: 2009 -162 420,12 zł.
wpłacone w 2010; 2010 - 222 563,20 zl, wpłacone w 2011; 2011 - 321553,55 zł.
wpłacone w2012; 2012 - 408 882,28 zł, wpłacone w 2013.
W sumie 1 min 115 419.15 zł. Jest
to gotówka, wpłacona do Fundacji. Oprócz tego Zloty Melon zainwestował ok.
1.3 min zł, budując ośrodek w Sza- dowie Młyn. Budowa hostelu trwa i w
okolicach kwietnia być może łatwiej nam będzie oszacować dokładne koszty.
Tam masz dom?
- Nie! To ośrodek szkoleniowy dla
naszych wolontariuszy, członków Pokojowego Patrolu, ludzi, którzy
zabezpieczają nasze imprezy. Tu uczymy nauczycieli pierwszej pomocy w ramach
programu edukacyjnego „Ratujemy i uczymy ratować”.
Gdzie mieszkasz? Masz nowy dom?
- W Warszawie mieszkam, na
Kabatach, od lat. Jak mógłbym sobie za pieniądze Orkiestry kupić dom?! Nie ma
takiej możliwości! Proszę, idź do mojego urzędu skarbowego, weź mój PIT, nie mam nic przeciwko temu. Dwa. lata temu na moim blogu
pokazałem PIT-a. Wtedy miałem bardzo slaby PIT, nie tyło
wykładów dużo, to nie był biznesowo dla mnie dobry rok.
Dlaczego pokazywałeś odbiorcom błoga? Podejrzewali, że
skręcasz kasę Orkiestry?
- Ponieważ wtedy znowu się nasiliły
te ataki, że coś tam nakradłem. Każdy może obejrzeć mojego PIT-a. Tam nie ma
żadnych rewelacji.
Żona pracuje w Fundacji.
- Tak, od 12 lat, jest dyrektorem
działu medycznego. Założycieli Fundacji było siedmioro, trzy osoby się
wykruszyły w sposób naturalny, zajmują się innymi rzeczami, pozostała nas
czwórka. Ja, moja żona i dwójka lekarzy. 12 lat temu lekarze powiedzieli, że
nie mogą być tu na co dzień: „Mamy oddział szpitalny, tam pracujemy”. Została
moja żona, która robi to doskonale.
Żona zarabia...
- 12,2 tys. zł brutto, czyli na
rękę blisko 8 tys. zł. Tego się trzymamy.
8 proc. funduszy Fundacji idzie na cele administracyjne.
- W różnych latach ten odsetek był
różny i średnia być może byłaby 8 proc., ale w 2012 r. na koszty
administracyjne (u trzymanie biura, pracownicy. transport itd.) Fundacja
wydala zaledwie 4,2 proc. wszystkich przychodów z działalności statutowej. Co
istotne, mówimy tu o całorocznym bilansie Fundacji, a nie tylko o Finale WOŚP,
bo ten jako zbiórka publiczna rozliczany jest dodatkowo i środki zebrane w
styczniu nie są wykorzystywane na pokrycie kosztów administracyjnych.
Jak zdobywacie pieniądze na te koszta?
- Od sponsorów, mamy ich stałych.
Nam jako Fundacji bardzo znanej jest łatwiej je zdobywać. Jeżeli gdzieś moja
twarz jest na reklamie, to dla mnie jest to non profit. Te wszystkie pieniądze
pozwalają nam zrobić Woodstock. Ale żeby była jasność:
pieniądze z Finału Orkiestry nie idą na Przystanek Woodstock. Bo nie mogą iść.
Chociaż ja uważam, że powinniśmy
mieć prawo. Bo to, co robimy na Przystanku, jest tak niezwykle edukacyjne, to
już nie jest koncert. Koncert był przez pierwsze pięć lat. dziś to jest gigantyczna
praca fundacyjna. Pokazujemy ludziom,
jak udzielać pierwszej pomocy,
mówimy, że nie ma tu prawa nikt wjechać z narkotykami.
W internecie pojawiła się informacja, że pieniądze z
Orkiestry idą na Woodstock. Bo z waszego sprawozdania w 2009 r. wynika, że na
„organizację koncertu Przystanek Woodstock poszło 2 661 877,57 zł” (s. 60. bilansu WOŚP).
- Tak. to Fundacja jest organizatorem
Przystanku Woodstock,
jednak na jego organizację nie może i nie
wydaje środków zebranych w Finale! Są to pieniądze od sponsorów i darczyńców
przekazane m.in. na ten cel. Organizacja Przystanku to jedno z naszych działań
statutowych, ale nie jest on celem finałowej zbiórki.
Gen charytatywny kiedy w sobie odkryłeś?
- Ja go nie mam. Ja nie jestem
żadna charytatywa. jestem facetem, który dosyć solidnie jest skonstruowany na
potrzeby życia w tym kraju. Nie urodziłem się jako filantrop. Ale pamiętam, jak
ojciec potrafił z domu wynieść rowerek. Mama pyta; „Gdzie rowerek?”. Ojciec,
A, wiesz, kolega ma trochę gorzej niż my...". I mój ojciec to miał w sobie,
i uczył nas oszczędności. I szacunku, że jeżeli się coś ma. to trzeba o to
dbać. U nas się nie przelewało. mimo że ojciec tył na państwowej posadzie,
był milicjantem. To było takie życie normalne wśród sąsiadów, bez wielkich
sensacji. W tamtych czasach wszyscy się czuliśmy rodzinnie, sto razy bardziej
związani niż teraz. Teraz się wszystko porozjeżdżało, bo są biznesy, bo ludzie
muszą pracować, gonią za różnymi rzeczami.
Więc to nie jest żaden gen. Gen
charytatywny to ma. 120 tys. osób, wolontariusze. Ma go1700 osób, które są
szefami sztabów, niektórzy są nastolatkami i mają pierwszy raz odpowiadać za
kasę.
Ja myślę, że we mnie siedzi taka
solidność, że dwa. plus dwa jest, cztery. I że jeżeli się zebrało pieniądze,
to trzeba się z nich rozliczyć. Nie siedzi we mnie gen szaleńca, narodowca,
chociaż bym się dal za ten kraj pokroić. Siedzi we mnie może gen biznesmena. To
jest np. odpowiedzialność za 15 mln dolarów, które zebraliśmy w zeszłym roku.
A w tym będzie rekord?
- Może tyć podobnie, jak rok temu.
Ale mówimy wszystkim ludziom: „Nie dajcie się tylko ponieść fantazji, że jeżeli
będzie mniej pieniędzy, to dlatego, że przylepiła się do nas jakaś negatywna
ocena. Jeśli będzie mniej, to dlatego, że mamy mniej w kieszeni. Jeżeli
dołączysz do tego polskie piekło, które gdzieś iluś osobom zasugerowało, że nie
warto wrzucić pieniądza, to może być mniej".
Wiesz, że jest strona „Nie daję na Owsiaka”.
- Pamiętani oburzenie Polaków,
kiedy się pokazał program BBC, tu ż przed Euro 2012, że strach przyjeżdżać do
Polski. I gdyby premier Anglii powiedział, że nie daje na Owsiaka, to ludzie by
powiedzieli: „Co za sk... z tego Anglika!”. No tak jesteśmy skonstruowani, na
kontrze. Na szczęście ktoś mówi, że nie daje na. Owsiaka, a z drugiej strony
Łukasza w internecie wspierają setki tysięcy ludzi. Jeżeli taka polaryzacja
następuje, to znaczy, że się coś dzieje. Gorzej by było, gdyby cała sprawa
odbyła się w takim bez namiętnym braku emocji: albo daję, albo nie daję, wisi
mi to.
Ale los płata figle
nieprawdopodobne. Kiedyś pewien burmistrz bardzo walczył z Orkiestrą i bardzo
nie chciał, żeby u niego zagrała. Potem jego córka uległa wypadkowi i uratował
ją sprzęt Orkiestry.
Następnie on wpadł w tarapaty, ale szpital dla
dorosłych był w jego mieście bardzo słabo wyposażony i człowiek nie przeżył.
Inny burmistrz był bardzo przeciwny Woodstockowi. Apotem przyjechał do mnie i mówi: „Moje dzieci na
wakacjach były nad morzem i dwójka się zatruła. W szpitalu był sprzęt z
serduszkiem, chciałem panu podziękować”.
Co jest problemem służby zdrowia: ludzie, sprzęt czy
procedury?
- Sprzęt, naprawdę jest, już
niezły. Procedury same nic nie znaczą. Nie ma empatii wśród lekarzy. Kiedyś
zawód lekarza był ceniony. To był zawód z przesianiem, z misją, z powołania.
Dziś lekarzom. niektórym oczywiście, przeszkadzają pacjenci i rodzina.
W Londynie lekarze doszli do
wniosku, że w całym
łańcuchu leczenia pacjenta oprócz sprzętu,
lekarstw, pieniędzy ważnym, o ile nie najważniejszym elementem jest rodzina. A
więc nikomu tam nie przeszkadza, że ta rodzina się pęta obok pacjenta, że
dwuletni bliźniak, który przyjeżdża na dializę, w szpitalu jest razem z matką i
drugim bliźniakiem. I jest do tego bliźniaka przypisana osoba. która się nim
zajmuje. Dzięki temu dziecko bezstresowo przyjmuje tę dializę. W tym szpitalu
pielęgniarka jest cały czas do twojej dyspozycji, lekarz jest, do dyspozycji,
żeby ci powiedzieć, co się dzieje z pacjentem. Mało tego, za parę funtów wynajmujesz
tablet i z tym tabletem chodzisz, i z niego się dowiadujesz, co się dzieje z
twoim bliskim. To jest empatia.
Nauczmy lekarzy i pielęgniarki
takiej empatii. Nauczmy ich, że ty lubili pacjentów, żeby nie przeganiali ich
rodzin. Ja wierzę w ludzi. Kiedy robiliśmy 22 lata temu pierwszy finał,
wjeżdżały pierwsze urządzenia, to lekarze byli tak podbudowani, że sami
malowali, odświeżali oddziały, bo mówili: „Jezu, przyjadą do nas nowe
inkubatory”. Do dziś spotykam takich lekarzy.
My musimy ludzi uczyć empatii,
wymagając tego od nich. Można oczywiście zmienić to rozporządzeniem pana
ministra. Ale te rozporządzenia słabo raczej funkcjonują w Polsce.
Gdybyś był ministrem zdrowia...
- To bym krzyczał: „Do domu!”.
Uciekłbym po prostu. Ty wiesz, śniło mi się nawet, że jestem ministrem
zdrowia, i to był najstraszniejszy sen. jaki mogłem mieć. To był koszmar, że jestem
w gabinecie i patrzę przez okno. i szukam gdzie stoi mój samochód, żebym ja
mógł stąd jak najszybciej uciec. Ale nie mogłem uciec, bo jakby mnie ktoś
uwiązał, nie mogłem z tego gabinetu wyjść.
Współczujesz ministrom zdrowia?
- Tak, wszystkim ministrom
zdrowia.
Nie mógłbyś zostać ministrem? Poznajesz służbę zdrowia od
22 lat.
- Nie znam się na tym. Nie znam
się na pensjach pielęgniarek, na procedurach, które są, źle wyceniane. albo na
tym, że kto jest mocniejszy, w ministerstwie wyrwie dla siebie procedury. Nie
znam się na tym, że w listopadzie szpital mówi: „Skończyły się dla nas pieniądze,
mamy zamknąć to na, cztery spusty”.
Ja się znam wąsko, teraz np. na
geriatrii. I ty wiesz, że z ministerstwa pies z kulawą nogą nie podejmuje
tematu? Nikt nie zapyta: „Proszę państwa, a co będziecie kupowali? Bo jak wy
kupicie to, to my byśmy np. inwestowali w powiększenie tych oddziałów. Albo
zróbmy krótką ścieżkę do przekwalifikowania się lekarzy na geriatrów”. Ci
ludzie nie potrafią myśleć perspektywicznie. Jeżeli za, coś można Polaków krytykować,
oprócz tego polskiego pieklą, to właśnie za taką bezmyślność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz