Czy płaci pan za usługę z poślizgiem?
Czy obiecał pan komuś towar lepszy, niż jest pan w stanie
dostarczyć?
Czy wierzy
pan w Boga?
Co tydzień
ponad 200 przedsiębiorców spotyka się przed pracą na modlitwę i jajecznicę.
Wpraszam się do restauracji niedaleko hotelu Marriott w Warszawie. Punktualnie
o siódmej przychodzą biznesmeni, którzy uważają, że rządzi nimi Bóg, a nie
pieniądz.
Proszą, żeby gość przeczytał. Może
dlatego, że siedzę na początku stołu; oni daleko, bo stół długi jak korytarz.
Czytam „O naśladowaniu Chrystusa”: „Dwie rzeczy służą szczególnie do gruntownej
poprawy7: odrywanie się siłą od wrodzonych złych skłonności i
żarliwe zabieganie o cnoty, których nam najbardziej trzeba”.
Jemy jajecznicę. Właścicielka
biura tłumaczeń idzie po dokładkę, kiedy drukarz wstaje i przypomina, w jakiej
branży działa i jakich kontaktów poszukuje. Po nim wstają następni. Krzysztof
ma hurtownię sprzętu turystycznego. Robert zachęca do kredytów na nieruchomości,
to ostatni moment, kiedy banki dają na 100 procent. Jacek położył na stół
plastikową butelkę, nieprzezroczystą, białą, w niej elektrochemicznie
elektryzowana woda. Wystarczy pokropić mleko i nie zepsuje się nawet przez
tydzień stania w cieple. Wystarczy dać kurczakom, a nie będą chorowały.
Przedsiębiorcy, żeby zjeść
jajecznicę, musieli zapłacić Towarzystwu Biznesowemu roczny abonament, czyli
1,5 tys. zł, plus 25 zł za każde śniadanie. Przeszli również rozmowę
kwalifikacyjną:
Czy zalega pan komuś zapłatę?
Czy płaci pan za usługę z
poślizgiem?
Czy obiecał pan komuś towar
lepszy, niż jest pan w stanie dostarczyć?
Czy wierzy pan w Boga?
W całym kraju na takie śniadania
przychodzi ponad 200 przedsiębiorców, między innymi w Krakowie, Łodzi,
Lublinie. W Gdańsku i we Wrocławiu trwają rozmowy kwalifikacyjne.
Jacek skończył prezentację „wody
cud”. Bierzemy filiżanki z kawą i rozchodzimy się na rozmowy w kuluarach.
Szukam Boga w biznesie.
Wszyscy jedzący śniadania tworzą
Towarzystwo Biznesowa. Nowi kandydaci spowiadają się przed Maciejem Gnyszką.
Maciej Gnyszką, twórca agencji Gnyszką Fundraising Advisors (pozyskuje pieniądze dla organizacji pozarządowych),
założyciel pierwszego w Polsce Towarzystwa Biznesowego dla katolików
działającego na zasadzie networkings
- Widzę, że dotacje unijne
haratają głowę i sumienie. Środowiska kościelne typu parafie, zakony, fundacje
muszą ściemniać, żeby dostać dotację. Mówią: „Napiszemy coś niezgodnego ze
swoją misją, a potem nagniemy, że działalność rekolekcyjna była związana z promowaniem
wartości europejskich”. Dominikanie ze Starego Miasta w Warszawie nie dostali
w pierwszym podejściu dofinansowania na klub dla mam. Ktoś im doradził, żeby w
kolejnym wniosku wspomnieli o samotnym rodzicielstwie, feminizmie. Dopiero
tak opakowany wniosek przeszedł.
Byłem na spotkaniu organizacji pozarządowych. Każda miała się
przedstawić. Wstała zakonnica i mówi: „Zgromadzenie sióstr powstało, aby
przeciwdziałać wykluczeniu społecznemu...”. Nie mogłem tego słuchać, tej
unijnej nowomowy. Sto lat temu jakiś święty człowiek, z miłości do Chrystusa,
uznał, że powoła zgromadzenie, które będzie nieść Chrystusa ubogim, a siostra
mówi o misji, którą jest przeciwdziałanie wykluczeniu społecznemu.
Dotacje na infrastrukturę aż tak
mocno nie haratają. Chodzi o dofinansowanie na zabytki, czyli kościoły. Boję
się jednak, że ten dar nie jest za darmo. Czekam, aż Kampania przeciw Homofobii
zgłosi zażalenie, że proboszcz takiego a takiego kościoła nie zezwolił na koncert
drag queen albo na ślub gejów, którego miał udzielić sam Szymon
Niemiec. Będą mówić: Jak to?! Przecież kościół został wyremontowany ze
środków unijnych.
Jest porozumienie z Kościołem na
poziomie wojewódzkim. Ludzie się znają. Urzędnicy wiedzą, że taki a taki
proboszcz prowadzi od lat świetlicę, i naginają dla niego prawo, żeby dać mu
dotację. Piszą we wniosku, że w świetlicy będą prowadzone pogadanki, jak
piękna i dobra jest Unia Europejska. Gdyby zleciał desant urzędników z
Brukseli, to okazałoby się, że trzy czwarte wniosków jest źle przyznanych.
Nie, nie widzę w tym nic złego, to sprawiedliwe. Jeśli środowiska katolickie
nie naginałyby wniosków, to wspierana byłaby tylko jedna strona
światopoglądowa.
Agnieszka Pałasz, właścicielka
biura tłumaczeń El Mundo. Tłumaczy między innymi dla Samsunga, Electroluxa i Ministerstwa Sprawiedliwości:
- Nie znam zbyt wielu modlitw.
Ludziom wydaje się, że jak ktoś wierzy, to co wieczór klęka przed łóżkiem i
odmawia pacierz. Nie umiem tak. Czuję obecność Boga, gdy idę ulicą, jadę
samochodem, rozmawiam z ludźmi. Dawno temu, kiedy poszukiwałam, poznałam
medytację Wschodu. Dzisiaj uważam, że tam, gdzie kończy się medytacja Wschodu,
tam zaczyna się medytacja chrześcijańska. Wschodnia pomaga się wyciszyć i to
wyciszenie jest dobrym momentem, by pozwolić mówić Bogu.
Przez dziesięć lat nie chodziłam
do spowiedzi, do kościoła od wielkiego dzwonu. Mieszkałam w Lizbonie, gdzie
pracowałam w korporacjach. Nawróciłam się już po powrocie do Polski, po
założeniu firmy.
Miałam problem z samoakceptacją,
więc poszłam do psychologa. Pomyślałam:, Jako przedsiębiorca płacę wysoki
ZUS, pójdę na ubezpieczenie”. Poszłam. Dobrze mi się rozmawiało z panią psycholog.
Po powrocie do domu wygooglowałam ją i okazało się, że jest psychologiem
chrześcijańskim. Podczas któregoś spotkania zauważyłam, że jest jakaś
promieniująca, zakochana. A ona powiedziała, że właśnie wróciła z rekolekcji
ignacjańskich. Też pojechałam.
Czytam Biblię, książki religijne -
ostatnio z duchowości karmelitańskiej. Odsłuchuję w internecie konferencje z
duchowości. To dobry7 pomysł dla tych, którzy w kościele parafialnym
muszą słuchać księży mówiących o polityce, a nie o duchowości. A propos księży.
Powinni mieć spojrzenie papieża Franciszka. On patrzy na człowieka Jezusowymi
oczami - i na homoseksualistę, i na osoby żyjące w związkach
niesakramentalnych. Nie widzę tych Jezusowych oczu u duchownych.
Byłam ostatnio ze znajomym jezuitą
na pizzy. Powiedział mi: .Agnieszka, jak będziesz na mnie patrzeć, to miej
zawsze świadomość, że jestem takim sukinsynem, któremu Jezus umył nogi”. Jak
pan myśli, ilu księży to powtórzy? Bo ja myślę, że niewielu. Oni zapomnieli
o pokorze.
Nie podoba mi się, że Kościół w
Polsce skupił się na walce. Sam Jezus powiedział, że chwasty trzeba zostawić,
bo gdy urosną kłosy, to przytłoczą je swoim cieniem. Jezus powiedział również,
że nie potępia człowieka, ale jego grzech. A ja mam wrażenie, że Kościół w
Polsce, ten instytucjonalny, potępia i grzech, i człowieka. I to mi się nie podoba.
- Wiara pomaga w prowadzeniu
biznesu czy przeszkadza?
- Nie łączę wiary z biznesem,
tylko wyznawane wartości. Staram się być uczciwa względem innych, ale i
siebie. Nie godzę się na szybkie pieniądze. Na przykład dzwoni firma, że
potrzebuje na jutro rano przetłumaczyć sto stron, i że wiedzą, że czasu mało,
ale dobrze za
płacą. Odmawiam. Wiem, że nie
wykonałabym należycie tej pracy. Więc tracę tego klienta, bo on dzwoni do
konkurencji i konkurencja tłumaczy na jutro, ale jakość tego tłumaczenia może
być wątpliwa.
- Pracownicy wiedzą o pani
religijności?
- Nie rozgłaszam tego. Staram się
być wobec pracowników naturalna, normalna.
- Dobrze u pani zarabiają?
- Wypadkowa rentowności firmy. Nie
wyobrażam sobie, by nie mieli opłaconych składek by nie mieli pewności, że
kiedy zachorują, to będą mogli leczyć się za darmo.
- Jezus powiedział, że prędzej
wielbłąd przejdzie przez ucho igielne niż bogaty wejdzie do Królestwa Bożego.
Kupuje pani kremy za 300 zł?
- Zaraz, zaraz. Przypowieść o uchu
igielnym jest wyrwana z kontekstu. Jezusowi chodziło o przywiązanie do bogactw,
a nie o ich posiadanie, to jest różnica. A co do kremu, to kupiłam raz za 250
i miałam wyrzuty sumienia. Teraz kupuję tańsze. Do kosmetyczki nie chodzę, do
solarium nie chodzę, paznokci nie robię. Jedyne, na co sobie pozwalam, to
podróże. Byłam w Japonii, Indiach, na kilku europejskich wyspach. Teraz chcę
lecieć na Azory. Mogę sobie na to pozwolić, póki nie mam rodziny.
Moja babcia była ostatnio u mnie i
powiedziała, że żyję jak pustelnik Mam dwa pokoje w kamienicy na Woli, nie mam
telewizora ani drogich ubrań, zdarza mi się kupować ciuchy w lumpeksie.
Jak się jest w relacji z Bogiem,
to wszystko inne wydaje się mało ważne. Tak właśnie pojmuję ubóstwo. Nic nad
Boga.
Marek Bemaciak, właściciel AMB Technic, jednej z największych w Polsce firm sprzedających systemy
dozujące do rozprowadzania klejów.
- Pana pierwszy biznes? - pytam.
- Szyłem z żoną staniki.
Zobaczyliśmy w Kutnie na dworcu ogłoszenie „Szycie staników” i się
zdecydowaliśmy, bo nie mieliśmy za co zapłacić rachunków. Dostaliśmy worek z wyciętymi
miseczkami i paskami, trzeba było tylko pozszywać na maszynie. Ale straciliśmy
kontrakt, bo staniki wyszły krzywe.
Potem dostałem pracę w firmie
sprzedającej kleje. O sprzedaży mało wiedziałem. Teraz na ten temat w
księgarniach są całe regały. Wtedy książkę przysłał mi amerykański misjonarz,
którego poznałem, gdy przyleciał do Polski z darami, choć nigdy nie brałem
darów.
Szło mi dobrze, miałem najlepsze
wyniki. Coraz częściej spotykałem się z przypadkami, kiedy kleju nie dało się
nanieść patyczkiem, pędzelkiem, tylko trzeba było użyć profesjonalnego sprzętu.
W tym celu nawiązałem kontakty międzynarodowe. Ale szef powiedział, że nie
chce się w to bawić i że mogę wziąć tę działkę. Wziąłem. Któregoś dnia
zadzwonił do mnie dyrektor Nordson Polska i zaproponował dystrybucję
podzespołów. Wtedy, po 12 latach, porzuciłem etat.
- Bóg zawsze był dla pana ważny?
- Chodziłem do kościoła, czasami
do komunii, ale to wszystko było letnie. Nawróciłem się z katolicyzmu na
katolicyzm w wieku 22 lat. Poszedłem na pielgrzymkę do Częstochowy w intencji
mojej dziewczyny, a obecnie żony, żeby zdała egzamin na studia medyczne.
Prośba nigdy nie została wysłuchana. Ale na Jasnej Górze coś odkryłem.
Patrzyłem na ołtarz i myślałem sobie: „Kurczę, na tym ołtarzu musi być jakaś
Obecność”.
Obecność towarzyszy mi do teraz.
Ojciec Ba- deni by powiedział o Niej: „Kąpię się i Ona jest”.
Moim powołaniem jest
przedsiębiorczość. Uważam, że to jedyna sprawiedliwa metoda wzbogacenia się.
- A jak ktoś pracuje na etacie?
- U przedsiębiorcy OK. Ale można
pracować u gangstera.
- Państwo jest przedsiębiorcą czy
gangsterem?
- Państwo może być przedsiębiorcą.
Chociaż według definicji świętego Augustyna państwo jest działalnością opartą
na przemocy, a pozbawione sprawiedliwości staje się grupą zbójców. Definicję tę
przytoczył w Bundestagu Benedykt XVI.
Sprawiedliwości jest mało. Moje
dzieci studiują na uczelni za pieniądze biednych, bo biedni też płacą podatki,
a ich dzieci nie studiują. Jeżdżę po autostradach, które zbudowali biedni, a
wielu z nich nawet nie zobaczy autostrady. Czy to jest sprawiedliwe?
Państwo polskie nie jest przyjazne
również bogatym. Nie tylko państwo, bo i społeczeństwa. Kiedy na początku lat
90. zarobiłem pierwsze pieniądze, to czułem się winny. Poczucie winy zostało
mi wdrukowane w kościele, w szkole, w radiu, telewizji, prasie. Że bogaci to
źli ludzie. Nawet któryś z Kaczyńskich chwalił się, że jest uczciwym
człowiekiem, bo niczego się nie dorobił. Kalisz słusznie skomentował, mówiąc,
że z Kaczyńskiego nieudacznik. Chwalenie się nieudacznictwem to polska
przywara.
- Katolikowi przystoi być bogatym?
- Katolicy są przeznaczeni do
materialnego bogactwa. Jeżeli przestrzega się prawa Bożego i praw przyrody (w
tym również praw ekonomii), to bogactwo jest tego konsekwencją.
Chrystus powiedział:
„Błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą ziemię”. Prawdziwy amerykański
milioner nosi zegarek za 100 dolarów, mieszka w skromnym domu, nie jeździ
ferrari, jak prawnik czy lekarz. Taki Robert Kiyosaki to cichy człowiek.
Polecam jego książkę „Dlaczego piątkowi uczniowie pracują dla trójkowych, a
czwórkowi zostają urzędnikami”.
- Dlaczego?
- Piątkowi to specjaliści, którzy
nauczyli się wykonywać polecenia bez zastanowienia się nad ich sensem. Idą do
korporacji. Trójkowi to ci, którzy nie pasują do systemu szkolnictwa, odstają.
Większość przedsiębiorców to uczniowie trójkowi. Czwórkowi to tacy, którzy nie
byli na tyle błyskotliwi, aby pójść do korporacji albo żeby założyć własny
biznes. Ale byli na tyle systematyczni, że nadają się na urzędników. To wiedza
oparta na danych statystycznych.
- Korzysta pan z dotacji unijnych?
- Nie. Pieniądze są na rynku,
można je uczciwie zarobić. A Unia zabierze panu miesiąc życia, bo się okaże, że
faktury nie zgadzają się na 3 grosze. Chciałby pan im dać 30 złotych, żeby
tylko sobie poszli, ale oni nie chcą, bo muszą znaleźć te 3 grosze.
- Kościół powinien korzystać z
funduszy unijnych?
- Nie. I księża powinni
ostentacyjnie zrezygnować z pensji w szkole. Niech uczą za darmo. I niech
ostentacyjnie proszą z ambony o „co łaska”, urosną w oczach ludzi i na
swoich przychodach szkody nie poniosą. Wielu duchownych stało się urzędnikami,
przestali wierzyć.
- Daje pan ludziom umowy
śmieciowe?
- Jeśli chcą, to daję. Uważam, że
umowa śmieciowa to porządna umowa, a etat to propaganda państwa. Z etatu
największe zyski ma państwo, a nie pracownik i pracodawca. System emerytalny i
tak padnie; ludzie, którzy liczą na ZUS, będą żyć w biedzie.
- A jak ktoś zatrudnia na czarno,
to popełnia grzech?
- Nie, bo daje człowiekowi chleb.
Oczywiście mówimy o sytuacji, kiedy pracodawcy nie stać na legalne zatrudnienie.
- W pana biurze wisi krzyż?
- Wisi w hali i na ścianie przy
wjeździe do firmy. Oba poświęcone.
- A gdyby pana pracownik chciał
powiesić nad swoim biurkiem Buddę, to pozwoliłby mu pan?
- Nie widzę problemu. Ale na pewno
wiele byśmy dyskutowali.
Kelnerzy zbierają puste filiżanki.
Rozchodzimy się o dziewiątej.
Agnieszka Pałasz z biura tłumaczeń
mówi mi: - Lubię tych moich chłopaków, mamy różne poglądy polityczne i
gospodarcze, ale wszyscy jednego Ojca.
Kapcie na czarno
W Polsce jest kilka duszpasterstw
dla przedsiębiorców. Ks. Grzegorz Piątek z krakowskiego duszpasterstwa Talent
prowadzonego przez księży sercanów mówi, że przedsiębiorcy katolicy narzekają
głównie na prawo.
- Znam historię człowieka, który
chciał otworzyć sklep w galerii handlowej. Kazali mu podpisać umowę, w której
był zapis zobowiązujący go do otwierania sklepu w niedzielę. Nie podpisał.
- A gdyby podpisał, to mógłby rano
sprzedawać ciuchy, a wieczorem na mszy przyjąć komunię?
- Mógłby, bo przeszkodą do
przyjęcia komunii jest grzech ciężki - popełniony świadomie, dobrowolnie, w
rzeczy ważnej. W tym przypadku nie było dobrowolności.
Według św. Tomasza, doktora
Kościoła, prawo, aby obowiązywało moralnie, musi być przejrzyste, sprawiedliwe
i korzystne dla ogółu.
- Ale wiele przepisów nie jest
korzystnych dla ogółu, bo sprzyjają grupom interesów
- mówi ks. Piątek. - Wiele
przepisów nie jest przejrzystych, bo można je interpretować na dwa sposoby, a
zwykle wygrywa interpretacja korzystna dla państwa. Prawo bywa niesprawiedliwe.
Przykład? Drobni przedsiębiorcy na Podhalu, którzy od pokoleń robią kapcie i kurtki,
zeszli do podziemia. Nie stać ich na legalną działalność, bo państwo zezwoliło
na to, aby Podhale zalał import z Chin. Dlatego usprawiedliwiłbym tych górali,
którzy przez Chińczyków stracili dochody i muszą teraz robić kapcie na czarno.
O kapcie na czarno pytam księdza
Jacka Stryczka, pomysłodawcę Szlachetnej Paczki, który w przedświątecznych
spotach telewizyjnych mówi, że kocha bogatych.
- Obowiązkiem katolika jest
poruszanie się w granicach prawa, nawet jeśli są to górale, którzy od pokoleń
robią kapcie. Chińszczyzna na Podhalu to nie celowe działanie
rządu, tylko globalizacja.
Nie robiłbym męczenników z
wierzących przedsiębiorców. Moja znajoma prowadzi w Warszawie hotel i nie
skarży się. Mój znajomy ma ważne stanowisko w korporacji i nie ma problemu z
godzeniem wiary z pracą. Nie rozumiem też tych przedsiębiorców, którzy ze
względów ideologicznych nie korzystają z pieniędzy unijnych. Do wejścia do
Unii Europejskiej zachęcał nas Jan Paweł II - nie kazał nam wchodzić do jakiegoś
piekła, ale do wspólnoty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz