środa, 29 stycznia 2014

Sorry i reakcja obory



Tomasz Lis

Minister Elżbieta Bieńkowska udo­wodniła, że kompletnie nie na­daje się do naszej tzw. polityki. Nie potrafi bomem bez mrugnięcia okiem pleść bzdur, zaprzeczać oczywistościom, opowiadać dyrdymał, schlebiać niskim gu­stom i przypochlebiać się gawiedzi.
Cały ten nieszczęsny epizodzik z wyrwa­nymi z kontekstu całkowicie niewinnymi i równie prawdziwymi słowami pani mi­nister nie powinien być jednak bagatelizo­wany. Ujawnił bomem charakterystyczne cechy symbiotycznej relacji między przaśnymi politykami, idiociejącymi mediami i niewybredną częścią publiki.
Przez 24 godziny newsem dnia, sygno­wanym tak zresztą na wielkich interne­towych portalach, było stwierdzenie, że w zimie jest zimno. W ciągu godziny w jednym tylko - nomen omen - kanale informa­cyjnym, zdanie to zacytowano (liczyłem) ponad 20 razy. Do jego komentowania rzu­ciły się największe orły politycznej analizy, arbitrzy elegancji i estetyki. Na czele z po­słem z SLD, który jeszcze chwilę temu był przekonany, że Powstanie Warszawskie odbyło się w 1988 roku, z posłem Solidar­nej Polski, którego największym osiąg­nięciem było prezentowanie w sejmowej debacie słoika z robactwem, i rzecznikiem PiS, który - co było szczególnie urocze - da­wał 'wykład o politycznej arogancji. Sekun­dowały im szerokie rzesze internautów, na czele z autorami tzw. memów, w zdecydo­wanej większości będącymi wizualizacją braku myśli i złego gustu.
Dokładnie dwa tygodnie przed tym, gdy pogodowy armagedon dotkną kraj nad Wisłą, przypadłość ta dotknęła część Ameryki. Sprawdziłem. W okolicy Buffa­lo zamknięto -wtedy drogi, bo była zamieć. W
okolicach Chicago utknęło na 20 godzin kilka pociągów. W Kalamazoo w stanie Michigan pasażerowie spędzili w pocią­gu całą noc; 2600 lotów odwołano, ponad 6 tysięcy było opóźnionych. Chwilę wcześ­niej z powodu temperatury wszystkie po­ciągi w stanach New Jersey i Nowy Jork przeszły na rozkład weekendowy. Kilka dni temu z kolei, gdy w okolicach Nowego Jorku spadł śnieg, przestały jeździć szkol­ne autobusy. Nikomu nie przyszło jednali do głowy, by przesłuchiwać w tej sprawie amerykańskiego ministra transportu, po cóż bowiem pytać go o powody kłopotów, skoro dla każdego średnio rozgarniętego człowieka są one oczywiste - zima, mróz.
Minister Bieńkowska nie popełniła żadnego błędu, mówiąc prawdę. Popełniła tylko błąd, przyjmując stano­wisko, którego przyjmować nikt o zdrowych zmysłach nie może. Toż wiadomo, że w Polsce nikt w miarę re­zolutny nie godzi się na by­cie ministrem transportu lub zdrowia. Przyjmując je, sama wpadła w pułap­kę. Premier Tusk skwapliwie zresztą skorzystał z okazji, by za „niefortunne słowna” pani minister przeprosić, obnaża­jąc przy okazji brak jej „po­litycznych kompetencji”. To, że Bieńkowska nie przyjęła zaraz potem pozycji „raki pa szwam”, należ jej jednak zapisać na plus. Nawiasem mówiąc, nie wiadomo, dlaczego premier nie przeprosił też przy okazji za to, że pojechał na narty w Dolomity, a co więcej - zapalił tam cy­garo. Przaśni politycy, idiociejące po części media i niewybredna publika uznały prze­cież zgodnie, że jedno i drugie było aktem niezwykłej wprost arogancji. Zamiast szy­kować się do odparcia ataku zimy w Polsce, korzystał z zimy we Włoszech!
Oczywiście w naszej polityce zjawiska naturalne mają przyczyny niejednorodne. Za mgłę odpowiadają Rosjanie, za mróz - rząd Tuska. A jeśli już nie da się wska­zać odpowiedzialnego, można się zawsze odwołać do instancji najwyższej. Być może więc Bieńkowska zamiast mówić o klima­cie, powinna wezwać w Sejmie do modłów o odwilż. Bliźniaczy pomysł na radzenie sobie z suszą, czyli modlitwę o deszcz, za­serwowało w 2006 roku w Sejmie PiS. I pomogło. Po jakimś czasie deszcz rze­czywiście spadł. Gdy modlitw brakuje, a zjawiska natural­ne się ignoruje, spadają nie deszcze, ale samoloty.
Każdorazowo, gdy zawią­zuje się u nas chwilowy sojusz przaśnych polityków, idiocie­jących mediów i niewybred­nej części publiki, szczególne kłopoty mają padające jego ofiarą kobiety. Sojusz ten na­biera bowiem cech wyraź­nie seksistowskich. Ileż to było w tablowypowiedziach polityków, w tablomediach i w  tablowpisach na interne­towych forach jakże wyrafinowanych złośliwości. Che, che, Elżunia, che, che, Elżbietka, che, che, blond mini­stra, che, che - anomalia Bieńkowska itd., itp. Nasi pszenno-buraczani piękni i mą­drzy macho dokazywali, że ho, ho!
Być może w kategoriach naszej żałos­nej polityki minister Bieńkowska popeł­niła rzeczywiście błąd. Dodaje jednak otuchy myśl, że jest ktoś, kto całkowi­cie odrzuca logikę i wymogi prymitywne­go populizmu, politycznego kretynizmu i medialnego debilizmu. A na dodatek ma dość jaj, by ignorować pozbawionych ich pseudomacho.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz