Tomasz Lis
Minister
Elżbieta Bieńkowska udowodniła, że kompletnie nie nadaje się do naszej tzw.
polityki. Nie potrafi bomem bez mrugnięcia okiem pleść bzdur, zaprzeczać
oczywistościom, opowiadać dyrdymał, schlebiać niskim gustom i przypochlebiać
się gawiedzi.
Cały ten nieszczęsny epizodzik z
wyrwanymi z kontekstu całkowicie niewinnymi i równie prawdziwymi słowami pani
minister nie powinien być jednak bagatelizowany. Ujawnił bomem
charakterystyczne cechy symbiotycznej relacji między przaśnymi politykami,
idiociejącymi mediami i niewybredną częścią
publiki.
Przez 24 godziny newsem dnia,
sygnowanym tak zresztą na wielkich internetowych portalach, było
stwierdzenie, że w zimie jest zimno. W ciągu godziny w jednym tylko - nomen omen
- kanale informacyjnym, zdanie to zacytowano (liczyłem) ponad 20 razy. Do jego
komentowania rzuciły się największe orły politycznej analizy, arbitrzy
elegancji i estetyki. Na czele z posłem z SLD, który jeszcze chwilę temu był
przekonany, że Powstanie Warszawskie odbyło się w 1988 roku, z posłem Solidarnej
Polski, którego największym osiągnięciem było prezentowanie w sejmowej debacie
słoika z robactwem, i rzecznikiem PiS, który - co było szczególnie urocze - dawał
'wykład o politycznej arogancji. Sekundowały im szerokie rzesze internautów,
na czele z autorami tzw. memów, w zdecydowanej większości będącymi
wizualizacją braku myśli i złego gustu.
Dokładnie dwa tygodnie przed tym,
gdy pogodowy armagedon dotkną kraj nad Wisłą, przypadłość ta dotknęła część
Ameryki. Sprawdziłem. W okolicy Buffalo zamknięto -wtedy drogi, bo była
zamieć. W
okolicach Chicago utknęło na 20 godzin kilka pociągów. W Kalamazoo w stanie Michigan pasażerowie spędzili w pociągu całą noc;
2600 lotów odwołano, ponad 6 tysięcy było opóźnionych. Chwilę wcześniej z
powodu temperatury wszystkie pociągi w stanach New Jersey i Nowy Jork przeszły
na rozkład weekendowy. Kilka dni temu z kolei, gdy w okolicach Nowego Jorku
spadł śnieg, przestały jeździć szkolne autobusy. Nikomu nie przyszło jednali
do głowy, by przesłuchiwać w tej sprawie amerykańskiego ministra transportu, po
cóż bowiem pytać go o powody kłopotów, skoro dla każdego średnio rozgarniętego
człowieka są one oczywiste - zima, mróz.
Minister Bieńkowska nie popełniła
żadnego błędu, mówiąc prawdę. Popełniła tylko błąd, przyjmując stanowisko,
którego przyjmować nikt o zdrowych zmysłach nie może. Toż wiadomo, że w Polsce
nikt w miarę rezolutny nie godzi się na bycie ministrem transportu lub
zdrowia. Przyjmując je, sama wpadła w pułapkę. Premier Tusk skwapliwie zresztą
skorzystał z okazji, by za „niefortunne słowna” pani minister przeprosić,
obnażając przy okazji brak jej „politycznych kompetencji”. To, że Bieńkowska
nie przyjęła zaraz potem pozycji „raki pa szwam”, należ jej jednak zapisać na
plus. Nawiasem mówiąc, nie wiadomo, dlaczego premier nie przeprosił też przy
okazji za to, że pojechał na narty w Dolomity, a co więcej - zapalił tam cygaro.
Przaśni politycy, idiociejące po części media i niewybredna publika uznały przecież
zgodnie, że jedno i drugie było aktem niezwykłej wprost arogancji. Zamiast szykować
się do odparcia ataku zimy w Polsce, korzystał z zimy we Włoszech!
Oczywiście w naszej polityce
zjawiska naturalne mają przyczyny niejednorodne. Za mgłę odpowiadają Rosjanie,
za mróz - rząd Tuska. A jeśli już nie da się
wskazać odpowiedzialnego, można się zawsze odwołać do instancji najwyższej.
Być może więc Bieńkowska zamiast mówić o klimacie, powinna wezwać w Sejmie do
modłów o odwilż. Bliźniaczy pomysł na radzenie
sobie z suszą, czyli modlitwę o deszcz, zaserwowało w 2006 roku w Sejmie PiS.
I pomogło. Po jakimś czasie deszcz rzeczywiście
spadł. Gdy modlitw brakuje, a zjawiska naturalne się ignoruje,
spadają nie deszcze, ale samoloty.
Każdorazowo, gdy zawiązuje się u
nas chwilowy sojusz przaśnych polityków, idiociejących mediów i niewybrednej
części publiki, szczególne kłopoty mają padające jego ofiarą kobiety. Sojusz
ten nabiera bowiem cech wyraźnie seksistowskich. Ileż to było w tablowypowiedziach
polityków, w tablomediach i w tablowpisach na internetowych forach jakże
wyrafinowanych złośliwości. Che, che, Elżunia, che, che, Elżbietka, che, che,
blond ministra, che, che - anomalia Bieńkowska itd., itp. Nasi
pszenno-buraczani piękni i mądrzy macho dokazywali, że ho, ho!
Być może w kategoriach naszej
żałosnej polityki minister Bieńkowska popełniła rzeczywiście błąd. Dodaje
jednak otuchy myśl, że jest ktoś, kto całkowicie odrzuca logikę i wymogi
prymitywnego populizmu, politycznego kretynizmu i medialnego debilizmu. A na
dodatek ma dość jaj, by ignorować pozbawionych ich pseudomacho.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz