Michał Karnowski: Przede wszystkim bardzo
nam przykro, że zaproszenie Jacka Karnowskiego do waszego programu narobiło
wam kłopotów i spowodowało zdjęcie waszego programu z anteny; choć na szczęście
nie było to zdjęcie całkowite, bo kolejne odcinki mają się ukazać. Wyjaśnijcie, proszę,
panowie widzom i naszym czytelnikom, czym się kierowaliście, zapraszając na
antenę redaktora naczelnego tygodnika „wSieci”?
Jan Pospieszalski: Sytuacja Lasów Państwowych od dawna
budzi nasz niepokój. Kiedy pojawiły się nowe propozycje rządowe, sprowadzające
się w opinii wielu ekspertów do próby wydrenowania tej narodowej firmy z
pieniędzy, postanowiliśmy zająć się tematem. Zaprosiliśmy byłego ministra
ochrony środowiska, naukowca, wicepremiera oraz ministra gospodarki Janusza
Piechocińskiego. Do tego potrzebny był głos publicysty, który wspólnie z nami
zastanowiłby się nad ogólną polityką państwa w stosunku do tego majątku, który
składa się na tzw. srebra rodowe, elementy, które powinny być pod szczególną
kontrolą. Lasy Państwowe są takim właśnie elementem.
Michał Karnowski: I wymyśliliście
Jacka?
Jan Pospieszalski: Tak, ale nie od razu. Najpierw
chcieliśmy zaprosić Katarzynę Gójską-Hejkę z „Gazety Polskiej". Niestety,
tego dnia miała zaplanowane kilka godzin nagrań w ’Telewizji Republika i
uznała, że nie da rady pojawić się w naszym studiu. Wtedy zadzwoniliśmy do
Jacka -naczelnego „wSieci”, jednego z największych pism w Polsce,
wieloletniego dziennikarza BBC, byłego szefa „Wiadomości" TVP, cenionego publicysty o propaństwowej
postawie. Zgodził się i nikt z nas nie przypuszczał, że może to być jakiś
problem.
Paweł
Nowacki: Przecież dyskusji o próbie zamachu na dobrze dotychczas funkcjonującą
dziedzinę gospodarki, o ważnych społecznych i przyrodniczych funkcjach, nie
można ograniczać do leśników! Czy o OFE rozmawiają w TVP tylko ekonomiści, a o służbie zdrowia
tylko lekarze i pielęgniarki? Nie, i dobrze, bo to byłby absurd.
Paweł Nowacki: Gdy w standardowej procedurze
przekazałem tę listę naszym zwierzchnikom, usłyszałem twarde: „Nie, Jacek
Karnowski nie może się na antenie TVP pojawić".
Michał Karnowski: Powód?
Paweł Nowacki: Na piśmie otrzymałem stwierdzenie, że
Jacek Karnowski jako naczelny portalu „wSieci.pl” jest w sporze prawnym z Telewizją
Polską na tle artykułów o Andrzeju Turskim. Skonfrontowałem ten argument z
rzeczywistością. Szybko okazało się, że to nieprawda. Spór w tej sprawie dotyczy
zupełnie innych podmiotów medialnych, którymi Jacek Karnowski nie kieruje.
Żaden spór prawny nie może więc mieć miejsca. Powiadomiłem o tym Redakcję
Publicystyki TVP Info. Myślałem,
że to załatwia sprawę. Niestety, wtedy dowiedziałem się, że to nie zmienia
decyzji, iż Jacek Karnowski nie może się na tej antenie pojawić. W tej sytuacji
próbowałem odwoływać się wyżej - do dyrektora anteny.
Jan Pospieszalski: A ja zdecydowałem się nawet zadzwonić
do prezesa Telewizji Polskiej Juliusza Brauna. Nic to nie dało.
Michał Karnowski: Dlaczego się
uparliście, by podtrzymać zaproszenie dla naczelnego „wSieci"?
Paweł Nowacki: Przy całej sympatii do Jacka
Karnowskiego nie chodziło o niego, ale o zasadę. Uczciwy dziennikarz nie może
zaakceptować sytuacji, w której obowiązują zapisy na czyjekolwiek nazwisko i
zasada odpowiedzialności zbiorowej.
Michał Karnowski: Był pan jednym z
pierwszych, którzy sprzeciwili się cenzurze w PRL, drukował poza cenzurą długo
przed powstaniem „Solidarności Można to porównać z zapisami cenzury PRL?
Paweł Nowacki: Rzadko i niechętnie używam porównań
z PRL, bezpośrednich analogii. Ale tym razem to wydało mi się oczywiste.
Pomyślałem: „Boże, to znowu jak za komuny, są listy osób, na które obowiązuje
zapis? Bo komuś tam się nie podobają?”. Przecież tak samo czyniono z Brandysem,
Andrzejewskim czy Herbertem i innymi, gdy powiedzieli coś, co władzy się nie
podobało, gdy podpisali jakiś protestacyjny list. Znikali z przestrzeni
publicznej, bo czyniono na nich zapis. To jest mechanizm, którego żaden
człowiek ceniący wolność i demokrację nie może zaakceptować.
Jan Pospieszalski: Jedno musi być wyraźnie powiedziane.
Otóż to nie jest tak, że my odmawiamy rozmowy o tematyce naszych programów czy o składzie gości zaproszonych do
studia. Rozumiemy odpowiedzialność kierownictw anten za to, co się na nich
emituje. Ale ta odpowiedzialność ma swoje ramy prawne, wynika z ustawy o radiofonii
i telewizji, wewnętrznych regulaminów, kodeksów etyki, a nie jest uznaniowa.
Każda uwaga musi mieć jakieś merytoryczne uzasadnienie. Tu padło stwierdzenie o
rzekomym konflikcie prawnym. Nieprawdziwe, więc nie mogliśmy go przyjąć. Na
marginesie dodam, że ten mechanizm odpowiedzialności za antenę w zależności od
potrzeb może być przez władze TVP nagle uchylony. Kiedy po jednym z
naszych programów, konkretnie chodziło o ten, w którym mówiliśmy m.in. o
Bronisławie Geremku, zostaliśmy pozwani do sądu, to ten sam prezes TVP i cała instytucja odcięli się od nas. A zatem to taka
dziwna sytuacja, gdy TVP
chce nad nami pełni władzy, ale nie bierze
współodpowiedzialności.
Michał Karnowski: Wróćmy do
„Bliżej”. Ostatecznie program się nie ukazał. Kiedy zapadła decyzja?
Paweł Nowacki: Nie
ustąpiliśmy, zatem po kilku godzinach nerwówki dotarła do nas decyzja, że tego
dnia program „Bliżej” nie ukaże się na antenie.
Jan Pospieszalski:
Zakaz występu dla kogokolwiek na antenie telewizji publicznej jest w ogóle
trudny do wyobrażenia, a jeśli już jest postulowany, to musi być precyzyjnie,
bez żadnych wątpliwości, uzasadniony. Tutaj taka sytuacja nie zaistniała.
Próbowano naruszyć konstytucyjną gwarancję wolności słowa za pomocą jakichś
prób zbiorowego zapisu na Karnowskich i wszystkie powiązane z nimi media. Nie
moglibyśmy spać, gdybyśmy to zaakceptowali. Tym bardziej że ciąży na nas, co
może zabrzmi nieskromnie, ale tak to odczuwamy, pewna szczególna
odpowiedzialność wobec widzów. Biorąc bowiem pod uwagę wszystkie anteny TVP, zdominowane przez wrażliwość lewicową, jesteśmy unikatowi,
prezentujemy nieco inny sposób myślenia. To rodzi oczekiwania, że będziemy
swojej niezależności pilnowali uważnie. I to robimy, bo wiele tematów czy
spraw, wiele głosów nie wybrzmi, jeśli my ich nie podejmiemy, kogoś nie
zaprosimy. Paweł Nowacki: Nasze intuicje okazały się niestety słuszne, gdyż już
po zdjęciu programu rzecznik Telewizji Polskiej Jacek Rakowiecki wprost
przyznał, że nie chodzi tu o żadne argumenty
merytoryczne, ale o to, iż nie może być zaproszony dziennikarz, który nosi
takie, a nie inne nazwisko. To jest jednak szokujące.
Jacek Karnowski: Ciekawe
swoją drogą, że Telewizja Polska w innych momentach, np.
gdy Tomasz Lis udostępnia
wielką antenę kobiecie zapowiadającej zabójstwo swojego nienarodzonego dziecka,
nie reaguje w żaden sposób.
Wtedy mówi się o pluralizmie. Jan Pospieszalski:
To ciekawy wątek, ale nie chcemy w to wchodzić. Nie chcemy być z nikim
porównywani, mówimy o zasadach i wartościach, które powinny być dla wszystkich
dziennikarzy telewizji publicznej takie same. Powtarzam: nie negujemy prawa
kierownictwa anteny do jej redagowania i współkształtowania. Ale to prawo musi
się opierać na jakichś merytorycznych przesłankach wynikających z zasad, na
ustawach i innych regulacjach, bo TVP nie jest prywatną fabryką, gdzie
właściciel robi, co chce. Domagamy się też pewnej elementarnej przyzwoitości,
bo jesteśmy na antenie w różnych formach już 10 lat i nasz dorobek wskazuje, że
działamy odpowiedzialnie. Tu to wszystko zostało złamane.
Michał Karnowski: Czy
możecie wskazać, kto konkretnie podjął decyzję o zdjęciu waszego programu z
anteny?
Paweł Nowacki: Decyzję
przekazało nam kierownictwo Redakcji Publicystyki i dyrekcja TVP Info, ale jest jasne, że zapadła ona wyżej. W mojej ocenie to
pytanie Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji jako ciało konstytucyjne powinna
zadać władzom TVP. Bo cenzura prewencyjna jest w naszym kraju zakazana w art. 54 konstytucji.
Jedynym śladem o tym, iż gdzieś na górze tę sprawę analizowano, jest komunikat
rzecznika Telewizji Polskiej. A potem jego naprawdę zadziwiające wypowiedzi -
jak to sam określił - jako osoby prywatnej. Nie sądzę, by było to właściwe
gremium kreowania polityki programowej. Ba, takie podejrzenie obraża prezesa
Brauna, który przecież nie po to jest prezesem, by mu program redagował
rzecznik.
Michał Karnowski: Nie
przeszło wam przez głowę, by się wycofać? Ulec i jednak wyemitować program?
Jan Pospieszalski:
Przyznam szczerze, że to rozważałem. Bo przecież istnieje jakieś wyższe dobro,
któremu służymy. Są widzowie, którzy na program czekają, są zaproszeni
goście, sam program jest przez swoją odmienność, o czym do nas piszą, wielką
wartością dla wielu widzów.
Paweł Nowacki:
Zdecydowała jednak świadomość, że gdy ulegniemy w tym wypadku, na stałe
stracimy niezależność. Bo Jacek Karnowski da sobie w życiu radę. Chodziło
jednak o istotę tego zawodu - wolność.
Jan Pospieszalski: Sytuację
pogarszało to, że umowa na kolejne odcinki miała być podpisana właśnie w
czwartek wieczorem. Liczyliśmy się więc z tym, że znikniemy z anteny na stałe.
Takie głosy, ostrzeżenia słyszeliśmy na telewizyjnym korytarzu. Sprawa naprawdę
stanęła na ostrzu noża.
Paweł Nowacki: Na
szczęście w ubiegłym tygodniu ostatecznie udało się podpisać umowę na kolejne
21 odcinków.
Michał Karnowski: Pojawiają
się informacje, że Telewizja Polska „będzie miała prawo decydować o tematyce
odcinka oraz doborze zaproszonych gości”. Tak twierdzi rzecznik TVP Jacek Rakowiecki.
Paweł Nowacki: Powiem
szczerze: tak to właśnie do tej pory się działo. Gdy szefostwo TVP nie chciało naszego programu, to nas po prostu z anteny
zdejmowało. Więc sensacji ani zmiany nie widzę. Nie mogę mówić o szczegółach ze względu na odpowiednie klauzule umowy, ale
nie jest prawdą, że to jakaś nowa jakość, jakiś nowy wpływ. We wcześniejszej
umowie też były zapisy mówiące o wpływie TVP na kształt
programu.
I były przypadki, gdy po prostu
nie pokazywaliśmy się na antenie, bo odrzucano nasz dobór gości i tematy.
Jeśli więc pan Rakowiecki uważa, że jakiś zapis w umowie umożliwia mu
prewencyjne cenzurowanie programu, to jest w błędzie - nikt nigdy naszego
programu nie będzie cenzurował.
Jacek Karnowski: Czy to był
pierwszy przypadek, gdy proponowany przez redakcję kształt programu wzbudził
tak silną reakcję?
Paweł Nowacki:
Oczywiście, że nie. Ale pierwszy raz powiedziano wprost, że nie chodzi o
uzgodnienia z innymi programami, które mogą podejmować te same tematy czy mieć
tych samych gości, lecz o jedno, konkretne nazwisko, na które nie ma zgody bez
wiarygodnego powodu.
Jan Pospieszalski:
Bywało wcześniej gorąco wielokrotnie. Przykładowo, choć na innej jeszcze
antenie, próbowano nam wyciąć z felietonu o zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki
zdjęcia Czesława Kiszczaka, w momencie tej zbrodni szefa MSW. Obroniliśmy się.
Jacek Karnowski: Jak wygląda
obecnie oglądalność waszego programu?
Paweł Nowacki: To są
setki tysięcy widzów. Niestety, zamiana miejsc na multipleksie spowodowała, że TVP Info wypadła z wielu kablówek i straciła widzów. To się powoli
odbudowuje i cieszy nas, że nasz w tym udział jest spory.
Jan Pospieszalski:
Powiedzmy otwarcie - wiemy, że wielu widzów szuka TVP Info właśnie dla naszego programu, a średnia oglądalność
„Bliżej” podwyższa znacząco średnią oglądalność stacji.
Jacek Karnowski: Mam nadzieję, że ta
cała sprawa będzie miała jeden dobry efekt, mianowicie pokaże opinii
publicznej, iż doszliśmy do niebezpiecznego momentu, w którym wiele mądrych
osób może powiedzieć, co myśli o sytuacji w Polsce właściwie tylko w waszym
programie. Mówię o dr Barbarze Fedyszak-Radziejowskiej, o prof. Zdzisławie Krasnodębskim, o prof Ryszardzie Legutce, prof Bogdanie
Musiale.
Paweł
Nowacki: Niestety, nie można się nie Zgodzić. I dlatego powtórzę w tej
rozmowie nasz postulat adresowany do władz TVP, byśmy wrócili na dużą antenę
Telewizji Polskiej, czy to TVPi, czy TVP2. Wyniki oglądalności i misja społeczna naszego programu, wyrażająca się
w setkach listów, telefonów i mejli, dają prawo do domagania się tego powrotu.
Jan Pospieszalski: Nie może być zgody na to, by konserwatywna wrażliwość ogromnej
części polskiego społeczeństwa, w mojej ocenie większości, była spychana gdzieś do kąta. Widać to
także na rynku prasowym, gdzie porównując dochody z reklam np. popularnego
„Gościa Niedzielnego” i tytułów liberalnych, okazuje się, że są one tak skrajnie
nieadekwatne do sprzedaży egzemplarzowej, zasięgu, opiniotwórczości, iż rodzi
to pytanie, czy mamy do czynienia z dyskryminacją. Jakim cudem pierwsi mają
dziesięciokrotnie mniej niż drudzy? Gdy na spotkaniach autorskich mówię o tym
ludziom, pokazuję zestawienia, nie mogą uwierzyć. Pytają, czy oni, katolicy, są
Polakami drugiej kategorii. Ja też sobie ostatnio zadaję to pytanie, gdy
patrzę, jak grilluje się wiceministra Rafała Królikowskiego tylko dlatego, że
jest wierzący i wydał zapis rozmowy o wierze z abp. Henrykiem Hoseiem.
Jacek Karnowski: Was obu też to
dotyka. Nikt przecież nie pyta, czy Tomasz Lis, redagujący agresywnie
antykatolickie pismo, może moderować program w TVP, a Jana Pospieszalskiego pytają o to co chwila.
Jan Pospieszalski: Nie chcę mówić o Lisie, ale uwaga
zasadna.
Jacek Karnowski: Może ktoś zapytać w
takim razie, czy nie lepiej przenieść się do inną telewizji, choćby Trwam czy
Republika? Mielibyście prawdopodobnie spokojniej i pewniej.
Paweł Nowacki: To byłaby kapitulacja.
Jan Pospieszalski: Telewizja Polska, podobnie jak np.
Stary Teatr w Krakowie i inne sceny narodowe, to dobro wspólne. Płacimy na to
wszyscy i mamy prawo oraz zadanie domagania się wpływu na te instytucje,
uczestnictwa w ich tworzeniu. Mamy prawo pytać o to, dlaczego są pieniądze na
bzdurny i kłamliwy w mojej ocenie film „Pokłosie", a na „Smoleńsk” być
może już nie. To nie Mr, tak nie działa uczciwe państwo.
Paweł Nowacki: Moje doświadczenie jest takie, że
telewizja publiczna jest dobrem narodowym, wokół którego Polacy w trudnych
chwilach odruchowo się jednoczą. W momentach ważnych, nadzwyczajnych jest
niezastąpiona. Widziałem to osobiście, od środka, w czasie, gdy żegnaliśmy Ojca
Świętego Jana Pawła II, gdy przeżywaliśmy tragedię smoleńską. Polacy masowo
przełączyli się na anteny TVP.
Michał Karnowski: Czy media
niezależne, wspomniane Telewizja Trwam na multipleksie, Telewizja Republika w
kablówkach, Radio Wnet i liczne media drukowane, mogą w panów ocenie tak się
rozwinąć, by nieco zmniejszyć obecny przechył lewicowo-liberainy?
Jan Pospieszalski: Tak, kibicuję wszystkim, lecz to w żaden
sposób nie zwalnia nas z walki o obecność na antenach publicznych. Paweł
Nowacki: Zgadzam się z Jankiem, ale kilkakrotnie już takie niezależne
inicjatywy współtworzyłem i przestrzegam wszystkich przed korzystaniem z pomocy
oligarchów oferujących pieniądze i pomoc. To zawsze ma smutny finał, zawsze na
końcu oni wcisną czerwony guzik i was wyłączą.
Jacek Karnowski: Podsumowując - nie żałujecie
tej całej awantury, w której moja skromna osoba postawiła was w trudnej
sytuacji?
Jan Pospieszalski: Nie, bo jednak pokazaliśmy, że nasza
niezależność nie ma ceny.
Paweł Nowacki: Pokazaliśmy, że nigdy, nigdy nie
ulegniemy cenzurze prewencyjnej. Nasi widzowie wiedzą, że kiedy jesteśmy
zdejmowani z anteny, to dlatego, że znowu czegoś takiego próbowano.
WSieci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz