Beata musi się
uświęcać, przez co nie może czytać harlekinów. Owija je w gazetę i mówi mężowi,
że czyta wydawnictwa religijne. Piotrek jest wkładany do chlebowego pieca za
pokazywanie języka sąsiadom. Małgośka z Jolą, jak są niegrzeczne, muszą rajtki
ściągnąć, pośladki wypiąć i dostają lanie bukietem pokrzyw.
Andrzej nie pozwala, aby katolicki głos był wypychany z jego domu.
Rodziców nie musi przekonywać, bo słuchają. Natomiast żona sympatyzuje z
„Zetką”. Nuci
w kuchni Whitney Houston
Siostra Andrzeja napisała list bez
adresata: „Jest wiele dat w moim życiu ważnych. Jedne z nich są bardziej ważne,
inne mniej. Ale jest wśród nich data, której nie zapomnę do końca swojej
pielgrzymki po tej ziemi. Tą datą jest 4 grudnia 2011 roku. Tego dnia mój
rodzony brat Andrzej zamordował swoją żonę”.
Furtka
Przy furtce stoi Chrystus z sercem
odsłoniętym, za furtką chodnik, na końcu chodnika dom murowany, w domu
pastelowe pokoje mają - licząc od najstarszego - Małgośka, Jola, Piotrek i Kaśka.
Rodzice zajęli największy, z widokiem na Bobową. Jest i salon, gdzie oglądają
filmy, w dni święte jedzą w nim obiady, w robocze jedzą w kuchni, bo dzieci o
różnych porach wracają ze szkoły, a Andrzej, jak gdzieś łazienkę robi, to do
dwudziestej. Bywa, że całymi dniami nie ma go w domu, ale jest i tak, że
całymi dniami siedzi na kanapie.
Beata i Andrzej dorabiają w branży
ślubnej. Reklamują się w internecie: „Proponowane elementy naszych dekoracji
to: udekorowane krzesła Młodej Pary oraz świadków; udekorowany klęcznik;
stojaki z kompozycjami z żywych lub sztucznych kwiatów; czerwony dywan; łuk
kwiatowy. Do tego usługi dodatkowe: bukiety z żywych kwiatów na ołtarze; poduszeczka
do podawania obrączek lub inne ustalenia indywidualne”. Przy okazji mogą zaproponować
łazienkę - w płytkach do sufitu lub do połowy.
Kiedy ludzie ani się nie
pobierają, ani łazienek nie robią, Andrzej buduje przed kościołem pomnik z
kamieni, z krzyżem brzozowym pośrodku i zdjęciami ofiar katastrofy smoleńskiej.
Zakłada także Koło Sympatyków Radia Maryja.
Zamieszkali kątem u rodziców
Andrzeja, gdzie mieszkała Krystyna z mężem i dziećmi. Dlatego Andrzej do
rodzinnego domu dokleił swój, odgrodził siatką, Chrystusa przy furtce postawił.
Ale pieniądze za łazienki nadal trzymał u mamy w pościeli.
Autobus
Olga Kuk, emerytowana
nauczycielka, czyta w gablocie przed kościołem:
„W najbliższą środę po nowennie
serdecznie zapraszam parafian na pierwsze spotkanie Koła Sympatyków Radia
Maryja. Najpierw Msza św., po niej spotkanie w salce. Jeszcze raz zapraszam -
Andrzej Bałoś”.
Na pierwsze spotkanie nie poszła,
na drugie namówił ją właśnie Andrzej. Zależało mu na niej.
- Po mszy - mówi pani Olga -
Andrzej w salce katechetycznej nawoływał do krucjaty modlitewnej za gnębioną
przez rząd ojczyznę. Może byłam dwa razy.
Andrzej ma pretensje do
proboszcza, że nie zgodził się na Koło Przyjaciół Radia Maryja, tylko na Koło
Sympatyków. To ostatnie nie wysyła regularnych składek na rzecz Radia Maryja.
Mówią, że proboszcz nawet sympatyków nie chciał, ale uległ Andrzejowi.
Andrzej namawia ludzi, żeby
pojechali na lipcową Pielgrzymkę Rodziny Radia Maryja do Częstochowy. Mimo
starań autobusu nie zbiera, więc przysiadają się do sąsiedniej parafii. Pewnie
słyszą w drodze biskupa Ignacego Deca: „Rodzina Radia Maryja, która właśnie
pielgrzymuje na Jasną Górę, to najzdrowsza część
naszego Narodu, która świadomie
bierze udział w życiu społecznym. (...) Ludzie, którzy tworzą Radio Maryja, są
blisko Pana Boga. To są osoby wewnętrznie uformowane, promieniuje z nich
życzliwość, serdeczność”.
A na Jasnej Górze po komunii o.
Tadeusz Rydzyk: „Oddajemy się Matce Bożej do dyspozycji. Niech w nas i przez
nas zwycięża i kochajmy, błogosławmy tych, którzy nas prześladują”.
Dla pielgrzymów pokrzepieniem jest
też przemówienie Jarosława Kaczyńskiego, prezesa PiS: „Nie dajcie się wypchnąć
z naszego życia! Nie dajcie się wypchnąć jako polscy patrioci, bo dziś
patriotów' próbuje się z tego życia wypychać. Nie dajcie się!”.
Andrzej nie pozwala, aby katolicki
i patriotyczny głos był wypychany z jego domu. Rodziców nie musi przekonywać,
bo słuchają i nawet sympatykami zostali. Natomiast żona sympatyzuje z „Zetką”.
Nuci w kuchni Whitney
Houston. Ale wystarczy, że Andrzej krzyknie z
salonu, i schodzi na inne tony.
O 15.00 koronka z radiem. O 21.00
Apel Jasnogórski. Za ścianą także śpiewają - rodzice Andrzeja i siostra
Krystyna z całą rodziną: „Maryjo, Królowo nasza,
Maryjo, Królowo nasza,
Ciebie prosimy uświęcaj rodziny,
Uświęcaj każdego z nas”.
Beata musi się uświęcać, przez co
nie może czytać harlekinów. Owija je w gazetę i mówi, że czyta o małżeństwie
wydawnictwa Nasza Przyszłość. Andrzej ma pretensje, że żona nie dąży do
świętości. Gdyby dążyła, nie pisałaby SMS-ów i nie włączała internetu.
Warszawianka
Beata pochodzi z Szalowej. Jest
najstarsza - ma trzech braci i cztery siostry. Nazywają ją
„Warszawianka”, bo do lasu idzie w
szpilkach i w chmurze perfum. Jej matka, Stanisława Igielska, i trzy siostry
nadal mieszkają w Szalowej, w domku kolejowym przy torach. Najmłodsze miało
półtora roku, kiedy pod kuchennym oknem pociąg relacji Stróże - Jasło przeciął
ojca na pół. - Zginął - mówi Igielska - bo był pod wpływem. Dlatego Beatka
chciała niepijącego z pielgrzymki.
Andrzej nie szanuje rodziny swojej
żony. „Zapraszam do wigilijnego stołu ubogich z Szalowej” - z zaproszeniem
dzwoni, do domu nie wchodzi, brzydzi się podartego linoleum. „Gdybym miał żyć
za takie pieniądze jak ty, to wolałbym się powiesić” - mówi do teściowej.
Matka i siostry przyjeżdżają do
Bobowej wyłącznie wtedy, kiedy Beata nie ma z kim dzieci zostawić. Latem
poprosiła, aby nie przyjeżdżały w bluzkach na szelkach, bo teść czuje się
zgorszony. Ale w Bobowej uważać trzeba nie tylko na ubranie, ale i na to, co
się mówi. Teść tak ma, że lubi przystanąć pod oknem, i jak coś nie po myśli
Kościoła i Ojczyzny, to zaraz gdy Andrzej z pracy wraca, biegnie do furtki. Później
stoi pod oknem i słucha, jak syn synową rozlicza z niewierności Kościołowi i
Ojczyźnie.
Uważać trzeba nie tylko na
ubrania, na to, co się mówi, ale także na Andrzeja, bo nieraz szwagierce
Dorocie propozycje dziwne składał. Od tamtej pory Dorota prosi o klucz do pokoju
gościnnego, w którym śpi.
Beata skarży się rzadko.
- Którejś jesieni zauważyłam, że
przyjechała podłamana, i zaczęłam drążyć - mówi Stanisława Igielska. - Okazało
się, że teść pomagał jej wnosić węgiel do piwnicy i dokuczał, że ma kochanka.
Ona nie wytrzymała i powiedziała, żeby spieprzał. Gdy wrócił Andrzej, musiała
teścia po rękach całować. Stara też swoje dokładała, mówiła, że Beata pazury
maluje, zamiast plewić grządki. A do niej należała opieka nad
czwórką dzieci, pranie, gotowanie,
odrabianie lekcji. Jeszcze ubierała kościoły, sprzedawała w internecie
świeczniki z makaronu. A i tak moja Beatka była dla nich nierobem.
Andrzej w spiżarni upycha latarki,
bo wierzy, że któregoś dnia słońce nie wzejdzie nad Bobową; konserwy, bo chleb
nie urośnie w polu; wodę, bo strumienie zali uje padlina. Dzieci uzbraja w medaliki
z Matką Boską, każe im szeptać modlitwy przy figurze, przed snem czyta
przepowiednie Królowej Saby: „Gdy się ludzie nawrócą, gdy wejdą na drogę cnoty
i chwały, wtedy zbliży się dzień ostateczny. Dzień ten strasznym będzie dla
wszechstworzenia, wtedy powstaną istoty z ziemi, ognia i wody”.
Przepowiednie wsiąkają głęboko w
rodzinę. Kiedy w sypialni tata krzyczy „Jesteś kurwą!” albo „Ździro, po co ci
nowa spódnica!?”, dzieci wiedzą, że musi tak krzyczeć, bo od Królowej Saby
słyszały, że „diabeł próżnować nie będzie, wymyśli coraz to nowe stroje i
mody, niewiasty zamiast bogobojnie żyć, dzieci wychowywać i mężów kochać, o
niczym innym myśleć nie będą”.
Tak przynajmniej sobie myślały
najstarsze, gdzieś do pierwszej gimnazjum. W drugiej nie pozwalały już tacie
przezywać diabła w mamie, więc usłyszały, że też są kurwy.
Zło nie tylko w strojach czyha,
ale i w kuchni, choćby w takim rosole - niczym
nie zagęszczonym ani nie zabielonym wywarze z drobiu lub wołowiny. Jego
smakowy sukces polega na „pykaniu”, to znaczy im wolniej się gotuje, tym wyrazistszy
smak. Rosół można wypić z filiżanki lub zjeść z talerza z dodatkiem treści
kalorycznej w postaci makaronu (nitki lub świderki). Według niejednej babci to
najlepsze lekarstwa na przeziębienie. Według Andrzeja każde tłuste oko to trucizna,
okrągły robak, który wtapia się w płytkę krwi, wędruje do serca i mózgu.
Człowiek nie może racjonalnie myśleć, jego mózg jest leniwy, oblepiony
tłuszczem, jak mrówka, na którą spadła flegma - ciepła, głęboko odkrztuszona.
Dlatego dzieci nie jedzą rosołu,
ale żurek - zupę przyrządzoną na bazie zakwasu z razowej mąki żytniej. Jedzą i
barszcz biały - zupę przyrządzoną na bazie zakwasu z razowej mąki pszennej.
Jedną i drugą z jajkiem lub ziemniakami.
Andrzej dba nie tylko o mózg, ale
i o włosy. Jego są gęste, mocne, choć nie stosuje odżywek ani szamponów. Ma
lepsze sposoby na wzmocnienie włosa u podstawy. Wchodzi do wanny i wylewa swój
mocz na głowię.
Andrzej bywa na forach. Może na Kafeteria.pl przeczytał:
Ana-Katia: „Ja tym moczem
(rozcieńczonym z wodą 1:1) polewam skórę głowy i włosy, i tak trzymam przed
myciem włosów, siedzę w wannie 20- 30 minut. Nikt mi nie powiedział, że potem
śmierdzą, więc chyba nie czuć. Włosy po moczu są błyszczące, miękkie i
sprężyste”.
Fua: „Może spróbuję. Ale jak to
żart, to zabiję!”.
Andrzejowi pomagało. Żona i dzieci
nie chciały skorzystać.
Piotrek jest wykładany do
chlebowego pieca: za pokazywanie języka sąsiadom, za jedynkę z matematyki, za
to, że powiedział siostrze, że jest kurwą. Za karę zamykany jest też na kilka
dni w pokoju i karmiony suchym chlebem.
I jest jeszcze jedna kara. Tata
kładzie rękę Piotrka na pniaku, unosi wysoko siekierę i gwałtownie opuszcza.
Hamuje centymetr przed nadgarstkiem.
Dziewczyny również bywają
niegrzeczne. Muszą iść wtedy na łąkę, wrócić z bukietem pokrzyw, rajtki
ściągnąć, pośladki wypiąć. Lanie pokrzywami pamiętają przez cały dzień, a jak
pokrzywa młoda, to przez dwa.
Jest takie zdjęcie, na którym
Małgośka z Jolą klęczą na wycieraczce i każda ściska w zębach gałązkę
pokrzywy. Tej kary unikają jak ognia, bo każdy głupi wie, że łatwiej drapać się
po pośladkach niż po języku.
Lubi te dni, kiedy Andrzej wraca
zmęczony - zjedzą kolację, pomodlą się z radiem, idą spać. Nie lubi, kiedy
Andrzej siedzi na kanapie - też jedzą kolację, też modlą się z radiem, też idą
spać, ale później jest inaczej. Budzi się z mężem na brzuchu. Zapewnia ją, że
jeśli pocznie, to na chwałę Pana. Owszem, kiedyś chciała mieć z nim dzieci.
Wysoki, umięśniony, myśliciel.
Z tęsknoty za dawnym życiem zabiera
dzieci i ucieka do matki. Na drugi dzień przyjeżdża Andrzej i wracają do domu. Decydują się na mediatora rodzinnego, ma im
pomóc naprawić pożycie, ale Beata przestaje współpracować, bo mediatorka
godzinami rozmawia z jej mężem, by go zrozumieć. Ona nie potrafi. Jednego dnia
zrywa jej kwiaty na łące, a drugiego włosy z głowy; wieczorem przytula do
siebie, w nocy przypiera do łóżka.
Na początku września wkłada czarną
spódnicę, czarną bluzkę i mówi, że to żałoba po dobrym życiu.
W żałobie przychodzi na posterunek.
Policjant sugeruje, że najlepiej przyjść ze świadkiem.
Krystyna jej odmawia, nie chce się
wtrącać w pożycie brata. Zresztą jest zdziwiona, bo Beata nie ma nawet
siniaka. Poza tym przytulał ją w niedzielę na obiedzie u rodziców i dał czekoladę
za 11,50 po powrocie z Tarnowa, gdzie przez tydzień kładł płytki w łazience.
Wysyła Małgośkę i Jolę do pedagoga
szkolnego Anny Oratowskiej.
„Mama kazała nam przyjść do pani,
bo w naszym domu źle się dzieje. Tata mamę gwałci, tata mamę bije, tata nie pozwala
mamie pracować na stacji paliw, tata myśli, że mama ma kochanka, tata każe nam
nosić medaliki, słuchać Radia Maryja, modlić się pod figurą”.
Beata również odwiedza panią
pedagog.
„Muszę chronić Piotrka, bo jak
Andrzej jednego dnia biega z nożem po domu, to na drugi dzień Piotrek robi to
samo. Jak Andrzej rozwali stół, to Piotrek rozwali krzesło. No i grzech
popełniam, bo idę z Andrzejem do Komunii świętej nawet wtedy, gdy nie mogę,
dla świętego spokoju. On jeszcze chce, byśmy odnowili przyrzeczenia małżeńskie
na niedzielnej mszy. Po tej mszy mam dopiero poczuć, co to małżeństwo”.
Pedagog Anna Oratowska działa.
Nieprzychylna bratu Krystyna również obiecuje pomoc.
- Beatka mi powiedziała, że nie
może się z Andrzejem dogadać i muszą od siebie odpocząć. Miałam jej pomóc w
ucieczce. Nie wiedziałam, że chciała uciec na zawsze - powie kilka miesięcy
później Krystyna.
Oratowrska: - Najpierw musiałam
przebić się przez niedowierzanie, że w tej porządnej rodzinie mogą się dziać
takie rzeczy. Wcześniej nie podobało mi się tylko to, że w grudniu dzieci zasypiały na lekcjach, bo wstawały na
roraty. Myślałam, że z pobożności. Gdy zrozumiałam, co tam się dzieje,
skierowałam Beatę do odpowiednich instytucji. Szybko otrzymała pokój w ośrodku
interwencji kryzysowej w Bieczu.
Beata wkłada czerwoną bluzkę,
czerwoną spódnicę, Andrzej myśli, że szczęśliwa. Całuje żonę i wychodzi robić
łazienkę. Beata wrzuca do bagażnika kilka wypchanych worków, ulubionego misia
Kasi, maszynkę do mięsa. Małgośka i Jola wyglądają na drogę, czy tata po
wiertarkę nie wraca, Krystyna pilnuje teściów. Napięcie maleje, gdy mijają
Chrystusa i już są pod szkołą, przyjechali po Piotrka i Kaśkę.
Gdzieś około 12.00 dostawczy
peugeot odjeżdża w stronę Biecza. Za dwa miesiące pokaże go telewizja.
15 ciosów
Kiedyś była tu podstawówka - sam
parter, dach płaski, bardziej sklep GS-u niż szkoła. Stowarzyszenie wyniosło
ławki, zdjęło tablice, wniosło łóżka, szafy i wprowadziły się maltretowane
żony. Do klasy biologicznej Beata, do matematycznej pani Katarzyna, co po 25 latach
odeszła od tyrana. Chemiczna i plastyczna były wolne.
Beata od dwóch miesięcy nie
słyszy: „Albo rzygosz, albo srosz, taki mam z ciebie pożytek”. Nie wymiotuje
po śniadaniu i obiedzie. Zwraca jeszcze kolację. Może dlatego, że ktoś świeci w
okno latarką.
Andrzej odnajduje Beatę przez
książkę z adresami ośrodków, które dają schronienie uciekającym żonom. Pomaga
mu Krystyna, bo nie może patrzeć, jak brat płacze w kuchni rodziców, a mama
jest po dwóch zawałach.
Kiedy Beata z dziećmi i panią
Katarzyną wracają z niedzielnej mszy do ośrodka, Andrzej wychodzi zza stodoły
Jana Wójcikiewicza - tej przy kapliczce z Ukrzyżowanym, i rzuca kamieniem w
przednią szybę peugeota. Beata zatrzymuje samochód, odpina pasy, otwiera
drzwi, Andrzej pomaga jej wysiąść, zadaje pierwsze ciosy.
Małgośka broni matki, ale słyszy,
że ma się odsunąć, bo w przeciwnym razie skończy poci
nożem. Sweter Beaty staje się
krwiście czerwony, w sumie 15 ciosów, stoi nad nią, jakby chciał mieć pewność,
że wystarczy. Nie słyszy krzyków dzieci, Katarzyny. Słyszy dopiero syreny i
ucieka do lasu.
Jako pierwsza o tragedii dowiaduje
się Krystyna. Przez zawały nie wie, jak powiedzieć mamie. Najpierw dzwoni po
karetkę, później mówi: „Mamo, tato, ten krzyż musimy przyjąć. Poniesiemy go
razem. Andrzej zabił Beatkę". Mama osuwa się na ziemię, tacie skacze ciśnienie,
przyjeżdża karetka, oboje zabiera do szpitala. Między Bobową a Gorlicami teść
mówi: „Bo ona miała kochanka”.
Trafiają na to samo piętro co ich
syn z raną kłutą brzucha (licząc na złagodzenie wyroku, będzie utrzymywał, że
to próba samobójcza). Na samym dole leży Beata - z przebitym sercem, wątrobą,
płucami, jelitami i nerkami.
Dzieci są u babci w Szalowej.
Wbrew temu, co mówią w telewizji, opieką psychologiczną nie zostały objęte. O
psychologa upomina się babcia.
W kościele w Bobowej, na mszy o
14.00, proboszcz nie modli się za śp. Beatę.
Sieroty
Mieszkają teraz w Szalowej. Na
rocznicę poszły na cmentarz. Kaśka zostawiła mamie swoje zdjęcie, bo nie wie,
czy anioły mają pamięć.
Małgośka cieszy się, że ojciec
nigdy nie wyjdzie z więzienia, i nie chce od niego listów. Cieszy się
również, że to babci Stasi udało się zostać ich prawną opiekunką.
Jola: nie chce widzieć ojca, jego
listów, jego rodziny. Zbuntowana nastolatka. Ma awersję do mężczyzn i modlitwy.
Piotrek: zdarza mu się rozwalić
szafę albo krzesło. Grozi bliskim.
Kaśka: do prawdziwego świata
dodaje fikcyjne postacie, na przykład: „Byłam w szkolnym sklepiku, kupiłam
sok - ten sam, który przede mną kupił lew Asian. Naprawdę,
nie zmyślam”.
Listy
Matka Andrzeja, Franciszka, szuka
winnych.
List do pedagog Anny Oratowskiej:
„Od dłuższego czasu zbieram się,
żeby do Pani napisać kilka słów. Jestem babcią tych nieszczęsnych czworga
sierot. Nie jestem w stanie opisać, co dzieje się w moim sercu od czasu odebrania
dzieci mojemu synowi, a nam naszych wnuków. Jest Pani matką i babcią i może
sobie Pani wyobrazić, co by było, gdyby to Pani była na moim miejscu. Na pewno
nic takiego by się nie wydarzyło, gdyby syn mógł spotykać się z dziećmi. Mogła
Pani postąpić inaczej, porozmawiać z nami, rodzicami Andrzeja, bo mieszkaliśmy
obok siebie i nic nie wiadomo nam było, że tam dzieje się coś złego. (...) Śp.
Beata dobrze znała najczulszy punkt mojego syna i poszła razem z Panią na
wykończenie go psychiczne, a jaki skutek to miało, to Pani dobrze wie. Wiedziała
Pani, co dzieje się u nas w domu po odejściu Beaty z dziećmi. Krystyna mówiła
Pani, że może dojść do jakiegoś nieszczęścia, a Pani miała kontakt z Beatą i
dziećmi i ciekawe, czy Pani w jakikolwiek sposób starała się wpłynąć na Beatę,
żeby pozwoliła ojcu i nam kontaktować się z dziećmi, w co wątpię, bo wiem, że
Pani bardzo nie lubiła Andrzeja.
Od tej pory życie nasze to koszmar
nie do opisania. Dzieci miały dom i rodziców, a teraz muszą kątem mieszkać u
babci i ciotek, które całkowicie je zawłaszczyły i nie dopuszczają ich do nas.
Ja, babcia tych sierot, Pani wybaczam, chociaż nie potrafię zapomnieć do końca
życia. Ale te biedne dzieci to jak się otrząsną, to nie wiem, czy potrafią
Pani wybaczyć kiedykolwiek”.
Krystyna szuka ukojenia.
List do Boga:
„W sercach rodzi się nienawiść do
brata, jak mógł dokonać tak okrutnego czynu. Na szczęście nienawiść nie trwa
długo tylko dzięki Tobie, Boże, bo szepczesz mi, że nie tędy droga, że trzeba
wybaczyć, choć serce krwawi, zadaję wiele pytań bez odpowiedzi. Przebaczam mojemu
bratu mordercy”.
Andrzej szuka zrozumienia i pisze
listy do dzieci, do kierowniczki ośrodka pomocy społecznej, do pedagog
szkolnej, do prezesa Stowarzyszenia Rodzin Katolickich. A ze mną chętnie
rozmawia w więzieniu na Montelupich w Krakowie.
- Byliśmy normalną rodziną. Nie
powiem, zdarzały się kłótnie, ale rzadko. Spowodowane
były tym, że ciężko pracowałem, a
żona nie wykonywała obowiązków domowych. Nie chciała prać, sprzątać, zasuszyła
moje kwiatki na parapecie. W tym pokoju, gdzie stał komputer, jest dużo
dziurek w podłodze. Bo żona chodziła w szpilkach, a podłoga była z miękkiego
drewna.
Przez zdecydowaną większość
małżeństwa czułem się szczęśliwy. Prowadziliśmy bogate życie seksualne,
kochaliśmy się i rano, i wieczorem. Gdy spożyłem alkohol, to nigdy nie dążyłem
do stosunku, bo ewentualne dziecko mogłoby się urodzić chore. Kochaliśmy się na
trzeźwo. Raz z mojej winy - z przepracowania - nie doszło do stosunku. Znalazło
się to na prywatnym blogu żony.
A nóż wziąłem z tą myślą, że dam
go żonie i powiem: „Albo mnie zabij, albo mi pozwól z dziećmi się widywać”.
Kiedy zobaczyłem, że nadjeżdża
samochód, coś mi się stało, straciłem pamięć. Pamiętam dopiero szpital, ktoś
stał nade mną i mówił: „Andrzeju, Andrzeju”. To chyba była Krystyna.
Modlę się dużo. Rano cztery części
różańca, wieczorem tak samo. W środku dnia koronka do Bożego Miłosierdzia.
Staram się o pozwolenie na Radio
Maryja. Dawniej z tym radiem modliłem się w pracy, słuchałem rad, które
wpływają na rozwój człowieka. Nie pamiętam konkretnych, ale tam wszystko jest
dobre.
Doradca
Kazimierz Szczepanek - emerytowany
nauczyciel matematyki, prezes Stowarzyszenia Rodzin Katolickich - autorytetem swym
wspiera Andrzeja: - Sąsiedzi wywlekają Andrzejkowi jakieś bzdury, że niby
ptaszki zabijał, jak był mały. Też byłem mały i ile kur zabiłem, ile królików.
On nie był złym chłopakiem.
Załamało go, że wrypano mu alimenty. Bo jak tu zimą płacić 2 tysiące złotych?
Był oszczędny.
- Skąpy - wtrąca żona Kazimierza.
- Przyszedł do mnie, żeby kupić
kwaterkę miodu. 40 lat mam pszczoły i pierwszy raz ktoś chciał kupić kwaterkę.
- Nie opowiadaj takich rzeczy, to
może pójść w świat.
- Może pójść. Nie powiem, żeby nie
przylał dzieciom. Słyszałem, że ją też uderzył. Na pewno wywiązała się awantura
i w afekcie to zrobił. Ona się obraziła, do mamusi wyjechała. Mało która
kobieta zostałaby w Bobowej, gdyby sprawdzić, czy dostała od męża.
- Kaziu, ale powiedz, że Beatka
miała ciężkie życie.
- Słuchaj! Usiądź sobie,
porozmawiasz później.
Rozmawiałem z nim trzy razy po
tym, gdy odeszła, bo przyszedł się poradzić. Z nią też rozmawiałem, mówiłem
jej, że dobre jest środowisko do wychowywania dzieci, jeżeli są obydwoje
rodzice. U księdza też była, proponował separację.
Po tym wszystkim list mi napisał,
że nie wiedział, co się z nim dzieje, że wszyscy go potępiają. Odpisałem mu,
że ma dużo czasu, żeby spojrzał na swoje życie, ale chciałbym, żeby kontakt z
dziećmi utrzymywał, pisał do nich listy. Napisał mi w liście, że on nie
widział innego wyjścia.
- Gdyby tak każdy zaczął reagować,
to...
- To pozamykać chłopów do
więzienia, niech zostaną kobiety z dziećmi.
- Kaziu, on był poczytalny, miał
ze sobą narzędzie zbrodni. Pojawiła się męska ambicja. Jak to, kobieta
odejdzie?
- Szkoda, że dzieci nie mają
normalnych relacji z dziadkami, przecież oni się nimi opiekowali. Tragedia
trwa, bo dwie rodziny są podzielone.
- Tragedia będzie trwała do końca,
bo dzieci były świadkami strasznej zbrodni.
Matka Beaty
Dzieci mają w głowie sieczkę, zwłaszcza
Piotrek. Od rana słyszę: „Ty kurwo! Ty ździro! Odjebaj się!". Słyszę od
psychologów, że jako babcia powinnam go przytulać, i pytam -kiedy? Po tym gdy
mnie zwyzywa czy przed. Że powinnam chwalić, i pytam - kiedy? Po tym gdy
zamieni w wióra krzesło czy przed.
A jeśli chodzi o kontakty dzieci z
tamtą rodziną, to ja nie widzę problemu - pod warunkiem że babcia, dziadek i
ciocia Krystyna nie będą im wmawiali, że tata siedzi za niewinność. Mąż
Krystyny przyjeżdża i potrafi normalnie z dziećmi rozmawiać, pyta, jak w
szkole, czy czegoś im nie trzeba, tak normalnie rozmawia.
I pomyśleć, że w jednym i drugim
domu zawsze leciało Radio Maryja. Kiedy moja Beatka stygła w kostnicy, wracał
do mnie obraz z dawnych lat: otwieram drzwi, przechodzę korytarzem do kuchni,
od pierwszego progu towarzyszy mi ojciec Rydzyk i mówi: „Radio Maryja, katolicki
głos w twoim domu".
Przez 17 lat małżeństwa nie była
tak szczęśliwa jak przez trzy miesiące spędzone w ośrodku. Mogła do mnie
przyjeżdżać na kawę, a wcześniej nie mogła nawet odwiedzać rodzinnych grobów.
Tuż przed śmiercią nadrobiła zaległości. Poszłyśmy przed Wszystkich Świętych
na grób ojca i ona do mnie mówi: „Mamo, jak pięknie, chciałabym tu leżeć”.
Odpowiedziałam: „Nie oddam ci tego miejsca, też chcę leżeć pod kasztanami i
patrzeć na wieś z góry”.
Oddałam.
Poeta
Krystyna szuka ukojenia w
ogrodzie.
- Kilka garści słonecznika
sypnęłam, tam gdzie Beatka pranie wieszała, a dzieci miały huśtawkę.
Andrzej szuka pocieszenia i pisze
list do parafii. Ksiądz przeczyta go na głos w środę, na nowennie do Matki
Boskiej Nieustającej Pomocy: „Mateczko kochana Z bobowskiej kaplicy Łask od
Ciebie doznanych Chyba nikt nie zliczy (...)
Bardzo, bardzo cierpię Ma
niebieska Mamo Bo kochane dzieci Siłą mi zabrano Wyszarpano serce Jest ogromna
rana Krew strumieniem płynie Choć jest tamowana”.
Kapitulacja
Krystyna dzwoni do mnie: „Igielska
oddała dzieci do domu dziecka".
Dzwonię do Igielskiej. Nie może
rozmawiać, płacze, szuka proszków. Daje do telefonu córkę, Dorotę: - Mama
nikła nam w oczach. Piotrek mówił jej: „Zdychaj, stara kurwo”. Dziewczyny nie
pozwalały sobie powiedzieć słowa, nie chciały, żeby je kontrolować. Tylko
żądały, na przykład pieniędzy.
Zrobiłyśmy naradę rodzinną. Po tej
naradzie mama zrzekła się praw do dzieci. Nie była w stanie poradzić sobie z
tym, co zrobił z ich głowami Andrzej. Wpoił im fałszywą pobożność. Do kościoła
biegały i w niedzielę, i w tygodniu, ale nie miały problemu, żeby kraść nam
pieniądze.
Piotrek z Kaśką są w domu dziecka,
Małgośka z Jolą również, ale w innym - przygotowują się do życia - gotują,
prasują, sprzątają. Dyrektor powiedział nam, że Piotrek to fajny chłopak, i dał
do zrozumienia, że przesadzamy. Kilka tygodni później Piotrek podcinał sobie
żyły, koledzy odsunęli się od niego, bo się go boją. Nie wiem, kto pracuje w
tych wszystkich domach dziecka, ośrodkach pomocy rodzinie; nikomu nie przyszło
na myśl, że dzieci trzeba uwolnić od naszych rodzin - jednej i drugiej, wysłać
na koniec Polski,.
Niektóre imiona bohaterów
zostały zmienione.
Pytanie moje jest następujące: Czy Gazeta Wyborcza kupiła ten artykuł?
OdpowiedzUsuńWraz z Misiem w ciągu dwóch tygodni znajdziemy odpowiedź.
Usuń