Muszę myśleć raczej o ławie oskarżonych niż o ławie
sejmowej - mówi Aleksandra Jakubowska, była polityk SLD, która odeszła z
polityki po aferze Rywina.
Rozmawia: MAGDALENA RIGAMONTI
Pije pani?
Aleksandra Jakubowska: Nie, nie
piję. Pani mnie pyta, jakbym była jakąś ukrytą alkoholiczką, której zdarza się
wypadek i przyznaje się do swojego problemu. Wtedy, w 2006 r., miałam 0,4
promila alkoholu. Wieczorem oglądaliśmy mecz, finał mistrzostw świata, był 30
- stopniowy upał i popijaliśmy whisky z wodą. Następnego dnia teściowa mnie
poprosiła, żebym poje - chała po pierogi, z krzaków wyjechał pijany rowerzysta
i wjechał na mnie. Potem został skazany przez sąd. A ja dostałam grzywnę...
...i dwuletni zakaz prowadzenia samochodu.
Plus zabrane prawo jazdy. Pani pro
- kurator miała wielką ochotę wsadzić mnie do aresztu na 48 godz., ale jakoś
się powstrzymała. A ponowny egzamin zdałam za pierwszym razem. Losowało się
egzaminatorów. Powiedział mi: „Wszyscy koledzy mi zazdroszczą, że pani mnie wylosowała”.
Dobrze pani wygląda.
Wraca pani od fryzjera w Domu Poselskim.
Nie ciągnie pani?
Nie, nie. Poza tym to już jest
zupełnie inny Sejm.
Budynek ten sam. Politycy, pani koledzy, też chodzą. Coraz
ich więcej.
Ale życie towarzyskie tam zamiera,
bo wszyscy się boją paparazzich. To już nie jest parlament tętniący życiem i
różnymi skandalikami. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale się zmieniło. Widzi
pani, ja jestem osobą, która dochowuje wierności takim osobom, jak fryzjerka,
manikiurzystka, kosmetyczka. O własnym mężu nie mówiąc...
No i Leszek Miller.
Mam coś takiego, że jestem lojalna
w stosunku do szefów. Oczywiście różne są stopnie mojej sympatii...
I lojalności?
Nie, lojalności nie. Rzadko sobie
pozwalam na publiczne osobiste oceny, choć ostatnio to zrobiłam. Taki młody
człowiek pisze książkę o rzecznikach i robił ze mną długi wywiad. Powiedziałam
mu, którego lubię, którego nie lubię.
Cimoszewicza mniej niż Millera?
Cimoszewicza nie lubię ani nie
lubiłam.
Bo mruk?
Bardzo trudny charakter.
Robi piękne zdjęcia żubrów.
Ma dużą wrażliwość. Wrzuca te
zdjęcia na Facebooka, ale w żadne interakcje z innymi uczestnikami tego portalu
społecznościowego nie wchodzi.
Pani Aleksandro, jeśli mogę tak mówić... Czy lepiej
funkcjami?
Niektórzy mówią do mnie „pani
minister” ale to już minęło. Jak widzę w telewizji program, gdzie jest pięciu
premierów i do każdego się mówi „panie premierze” to trochę mi zgrzyta.
Pani w ogóle wszystko zgrzyta ostatnio.
Zgrzyta mi głupota. Zgrzyta mi
agresja i taki straszliwie tandetny, niski, knajacki poziom dyskursu
publicznego. Media działają na pewnym wtrysku, który powoduje, że politycy
stają się agresywniejsi. Nawet, wie pani, płeć nie gra roli. Teraz na odlew
się wali w Kempę, w Pawłowicz, w Senyszyn.
Jarosław Kaczyński w kobiety nie wali.
Myślę, że to wynika z - i nie
mówię tego złośliwie - żoliborskiego wychowania. Natomiast pojawiło się takie
nowe pokolenie - i to nawet nie zależy od wieku - które uważa, że wszystko
wolno i każdy argument, nawet poniżej pasa, wykorzystany przeciwko
przeciwnikowi, jest ku chwale i w służbie swojej partii.
Pani zaczyna mówić: „Za moich czasów to było...”.
Jestem już leciwą kobietą.
Niestety, mamy ten zwyczaj, że każdy tabloid, kiedy
pisze o kimś, natychmiast dodaje po nazwisku,
ile ma lat. Nie miałam więc takiego szczęścia jak moje ciotki, które w
powstaniu war
szawskim straciły dokumenty i
natychmiast wykorzystały okazję, odmładzając się. Go im się zresztą odbiło
czkawką, bo miały potem problemy z przyjęciem do organizacji kombatanckiej.
Właściwie jedyne, na czym się dobrze znam, to polityka. I nie chcę być złośliwa
w stosunku do swojego byłego ugrupowania, ale sądząc po publicznych
wypowiedziach, nie wszyscy powinni występować publicznie.
Którzy?
Nie wyciągnie pani tego ode mnie.
Dopóki Leszek Miller jest przewodniczącym tej partii, będę się starała, nawet
gryząc zęby i język, mówić źle o nich tylko w
najradykalniej szych przypadkach. Zresztą wrogowie sami to za mnie zrobią. A
ja, jak pani wie, nie jestem wrogiem SLD, choć w grudniu tego roku minie
dziesięć lat, odkąd nie jestem członkiem tej partii.
Myślałam, że pani się z powrotem zapisała, bo pojawia się
pani w biurze partii.
Nie widziałam powodów, żeby się
zapisywać. Nie widzę też, żeby ze strony SLD były jakieś podchody.
Przecież spotyka się pani z Leszkiem Millerem. Słyszałam,
że planujecie pani polityczną przyszłość.
O mojej przyszłości nie rozmawiamy.
Podrzucam mu historie, które znajduję na różnych portalach.
Doradza mu pani?
Nieformalnie tak, bo jeśli mnie
prosi o opinię, to mu jej nie skąpię. Dzisiaj np. wrzuciłam mu taki blog, który
opisywał, co Joanna Senyszyn powiedziała o Żołnierzach Wyklętych.
Czyli doniosła pani na Senyszyn.
To jest w publicznej przestrzeni.
Senyszyn sama na blogu i na Twitterze o tym pisze.
Senyszyn pani też nie lubi.
Wie pani, ja z Joanną Senyszyn cztery
lata siedziałam w ławach poselskich ramię w ramię i zdążyłam sobie przez ten
czas wyrobić na jej temat zdanie. Dwa czy trzy lata
temu napisałam blog pt. „Joasiu, lepiej zatańcz z gwiazdami”. Potem Joanna
zmieniła zdanie na temat Leszka Millera, więc... Odpuściłam jej trochę
(śmiech). Ostatnio bardzo mocno się wyściskaliśmy na imieninach Leszka, to
znaczy ona się na mnie rzuciła.
Co roku od afery Rywina bywa
pani na imieninach Leszka Millera?
Na imieninach nie co roku,
natomiast co roku się spotykamy 4 grudnia, w rocznicę katastrofy śmigłowca. W
ubiegłym roku minęło dziesięć lat.
Z czego pani żyje?
Administruję galerią handlową w
Podkowie Leśnej.
A dla SLD pani nie pracuje? Nie
zarabia pani w partii?
Robię ekspertyzy dla SLD, ale nie
jest to dla mnie główne źródło utrzymania, bo to są sporadyczne historie.
Kiepsko płacą czy rzadko?
Płacą w miarę możliwości...
Jakie to są ekspertyzy?
Dotyczące mediów, marketingu
politycznego - tego typu rzeczy.
Ale jak pani robi te ekspertyzy,
skoro na Twitterze pani pisze, że telewizji pani nie śledzi. „Jak to dobrze, że
od lat nie oglądam! Dziś w ©KropkaNadl (a)Prof M
Płatek i ©Niesiołowski”.
Szkoda mi czasu na oglądanie, bo
ja to sobie buty mogę obejrzeć w sklepie. Poza tym wszystko wiem, co tam jest.
Słyszę, że Monikę Olejnik też
pani ceni.
W pewnym momencie nasze drogi
życiowe się absolutnie rozeszły. Gdy w stanie wojennym Monika Olejnik była
przyjmowana do radia, to mnie akurat komisja weryfikacyjna wyrzucała ze
„Sztandaru Młodych” I może te różne
doświadczenia...
Sugeruje pani coś, pani
Aleksandro?
Nie, niczego nie sugeruję. Mówię,
jak było.
„Nie potwierdzam, nie
zaprzeczam” - tak w 2011 r. mówiła pani
o swoich planach politycznych.
To wszystko był PR w związku z wydaniem
książki.
To pani jest PR-owcem?
Tak, oczywiście. Wie pani, każdy
rzecznik rządu ma we krwi trochę PR. A ponieważ głównie na moich barkach
spoczywała promocja tej książki...
Ja oczywiście pani do końca nie
wierzę,
(śmiech) Bo pani myśli, że kto raz
polizał polityki, ten... Wie pani, to jest tak jak z chorobą telewizyjną... Nie
mam tej choroby.
Po tym wywiadzie kilku
polityków mogłoby się do pani zgłosić po doradztwo. Właśnie załatwiam pani
pracę.
Proszę bardzo. Mam działalność
gospodarczą, gdzie taki punkt jest przewidziany.
Droga pani jest?
Nie, jestem bardzo tania, bo nie
mam szans, by konkurować z wielkim firmami piarowskimi, ale jestem skuteczna.
Tak?
Tak.
I twarda?
Wie pani, muszę być twarda, bo
gdybym się załamała, to wszystko wokół mnie by się załamało.
Pani bliscy znajomi mówią,
ludzie z SLD też, że pani czyni kroki, by do tej polityki wrócić.
Jednak ja nie mam osób bliskich.
Poza moją rodziną, moim mężem, moim synem i może dwiema osobami, które
absolutnie nic z tzw. warszawką nie mają wspólnego, nie mam bliskich.
Chciałabym, żeby się powiodło Millerowi, bo uważam, że jest człowiekiem, który
zasłużył sobie na to, by z polityki odejść w chwale, a nie tak, jak mu to
usiłowano zgotować... Poza tym utożsamiam się z nim tak jakby osobiście, bo
nasze losy były podobne w pewnym momencie. To znaczy ja też dzięki moim kolegom
znalazłam się w tym miejscu, w którym się znalazłam.
Czyli na dole.
Tak, wywrócili moje życie do góry
nogami. Zapłaciłam za swoją przygodę z polityką.
W wyborach chyba nie może pani
startować, bo była pani skazana prawomocnym wyrokiem.
W tym roku wyrok ulega zatarciu.
Jednak mam jeszcze swoje sprawy sądowe nierozstrzygnięte i byłabym osobą
głupią i nieodpowiedzialną, gdybym którekolwiek ugrupowanie obciążała swoimi sprawami,
startując w wyborach. Muszę myśleć raczej o ławie oskarżonych niż o ławie
sejmowej.
Myślałam raczej o szefowaniu
sztabowi wyborczemu SLD.
Tam są młode, fajne dziewczyny,
które mają dużo energii... Chciałabym, żeby
się powiodło Millerowi, bo uważam, że jest człowiekiem, który zasłużył sobie na
to, by z polityki odejść w chwale
No, dobrze, Leszek Miller nie
powiedział: „Ola, my im jeszcze pokażemy”?
Nie, nie. Nie było takich tekstów.
On już pokazuje, ale ja nie... (śmiech). Myślę, że Donald Tusk wiele korzysta
na doświadczeniach Leszka Millera, usuwając ludzi, którzy mu potencjalnie mogą
w podobny sposób zagrozić... Jeśli kiedyś napiszę pamiętnik...
...a napisze pani?
Może napiszę, a może już
napisałam.
0 Jezu.
Kręcą się dwa wydawnictwa...
Nie zaprzeczam, nie
potwierdzam?
Wie pani, zawsze jest dobrze
powiedzieć, jeśli człowiek za dużo wie, że napisał pamiętniki i są złożone u
adwokata albo u notariusza i w razie gdyby...
Gdyby co?
...gdyby coś się człowiekowi stało...
Zbyt duża wiedza jest czasami groźniejsza niż śmiertelna choroba. W polityce
czasem zapomina się o tym, kto kiedyś był śmiertelnym wrogiem, i zawiera się z
nim alianse. No jakoś nie mogę zapomnieć, kto był mo - im śmiertelnym wrogiem,
(śmiech)
Kto na pierwszym miejscu?
Kwaśniewski?
On śmiertelnym wrogiem nie jest.
Raczej człowiekiem, który okazał się wielkim rozczarowaniem. Myślę, że nie
tylko moim. Nie mogę mu darować, że rozwalił SLD w taki sposób.
Kto jeszcze?
Nałęcz. On jest u mnie skreślony, nie
chcę mieć z nim nic wspólnego. Wie pani, nie lubię zdrajców, a ktoś, kto tyle
razy zdradzał, jest skreślony absolutnie. Kiedy patrzę na te tony wazeliny,
którą wylewa w mediach na temat swojego szefa, to widzę w nim żałosnego
karierowicza. Po kimś, kto ma tytuł profesora, oczekiwałoby się subtelniejszych
metod włażenia, za przeproszeniem, w d...ę szefowi.
Jak mi pani to wytnie w
autoryzacji...
Nie, nie wytnę. Tylko pani będzie
musiała wykropkować.
Miller, Czarzasty, Kwiatkowski
- oni wrócili na salony. Kwiatkowski u Pal i kota...
Jeżeli myśli pani, że marzeniem
mojego życia jest bycie na salonach u Palikota, to nie.
Pani ma Millera.
Miller nie prowadzi salonu.
Czarzasty ma wielkie ambicje,
podobno prezydenckie.
Nie wiem, jakby to pogodził z
koniecznością zrezygnowania ze sweterków.
Kiedy z nim rozmawiałam, był w
marynarce.
Tak? Może on specjalnie ubiera się
do mediów w te sweterki, żeby zwrócić na siebie uwagę.
Więc tylko pani została.
Widzi pani. Jestem osobą, która
zawsze wzbudzała skrajne emocje. Nie ma stanów pośrednich. Lubię różne cytaty,
nie stosuję ich tak często jak Leszek, ale przypomniał mi się jeden: „Upadłeś?
Podnieś się i idź dalej”.
Coelho
Ani jednej jego książki nie
przeczytałam.
Te ostatnie 12 lat pani życia
to niezła masakra, którą sama pani sobie zafundowała.
Nie sama, nie sama. Ale nie
umiałam odmawiać.
Kiedy SLD dojdzie do władzy, to
pani doradzi mu, żeby...
Nie wiem, czy SLD dojdzie do
władzy... Miałam wiele pomysłów. Kiedyś nawet pisałam fragment przemówienia dla
Leszka na taką konwencję, gdzie był taki program „Bilet do przeszłości”. To
miał być taki system stypendiów dla dzieci z terenów dotkniętych strukturalnym
bezrobociem.
To znaczy, już w tym okresie można
było zauważyć, że to bezrobocie zaczyna być dziedziczne na tych terenach.
Wychowałam się na Żbikowie, w dzielnicy Pruszkowa. Gdyby nie kluby sportowe,
które wyciągały do dzieciaków rękę, to wiele z nich źle by skończyło. Teraz
tych klubów nie ma. A powinno się postawić na sport wśród dzieci.
To są hasła na papierze.
No są. Ale kiedyś kluby sportowe
działały. Teraz też działają.
Działają, ale nie na taką skalę.
Była pani najbliżej premiera
Millera. Zresztą nie tylko jego, bo i Oleksego, i Cimoszewicza.
I nigdy nie miałam oporów przed mówieniem
im przykrych rzeczy. Moi koledzy z otoczenia premiera Oleksego mówili: „Jezus
Maria, ty przestań do niego chodzić, bo później on zawsze jest w złym humorze”
Mówiłam: „Ja mu złe wieści przynoszę, od dobrych to wy jesteście”. Rzucał w
nich piórami, bo twierdził, że atramentu nie było. Potem się okazywało, że
Oleksy źle przyciska pióro...
Możemy wspominać, rozmawiać o
tym, co było, aleja chciałabym wiedzieć, jak pani zamierza naprawić swój wizerunek.
Bo wydaje mi się, że przez administrowanie galerią handlową w Podkowie Leśnej
to się nie uda.
A po co ja mam ten wizerunek
odbudowywać? Do dzisiaj przypisuje się Marii Antoninie zdanie: „Nie mają
chleba, niech
Jestem osobą, która wzbudzała
skrajne opinie. Nie ma stanów pośrednich. Lubię różne cytaty, przypomniał mi
się jeden: „Upadłeś? Podnieś się i idź dalej”
jedzą ciastka”, co było okrutnym
czarnym PR, bo Maria Antonina była królową, która szalenie dbała o biednych,
ale ktoś postanowił ją niszczyć.
Tak jak panią?
Trudno sobie wyobrazić, żeby zmasowana
akcja medialna nie przyniosła rezultatów.
Afera Rywina i „lub
czasopisma”, afera ubezpieczeniowa w Opolu i jazda po pijanemu - to była
zmasowana akcja medialna przeciwko Jakubowskiej?
Nie, tylko „lub czasopisma” Proszę
pamiętać, że ja w sprawie „lub czasopisma” nawet jako świadek nie byłam
przesłuchiwana. Żadnego wyroku w tej sprawie nie ma. Teraz czasami piszę na
stronie Salonu 24 LubCzasopisma. Igor Jankę mnie tam zaprosił.
Widzę, że dystansik do siebie
jest.
Jest. Mam taką koszulkę i kiedyś
ją włożę.
Z jednej strony jest „Lub
czasopisma”, z drugiej „i inne rośliny”. Dzisiaj ludzie, którzy się znają na
mediach i śledzą ustawy, pytani, jaki wpływ na przepisy miały słowa: „lub
czasopisma” nie potrafią powiedzieć. Nawet Nałęcz by nie potrafił.
A pani potrafi?
Nie, nie potrafię. W owym czasie
jedyna instytucja, która podlegała pod rygor tego punktu w projekcie ustawy, to
byli franciszkanie.
Niech pani nie żartuje.
Nie żartuję. Oni mieli Telewizję
Niepokalanów i wydawali czasopisma.
Powtórzę: niech pani nie
żartuje.
Dobrze, to był błąd, techniczny
błąd.
W każdym „Monitorze” jest rubryka
sprostowań do wydrukowanych już tekstów ustaw. Pamiętam wielką aferę z przecinkiem
w Kodeksie karnym...
No dobrze, po aferze Rywina scena
polityczna zaczęła się walić, a pani mówi, że to kwestia franciszkanów...
Zostałam skazana za to, że w
ustawie, która była przyjmowana trzy miesiące przed pojawieniem się Lwa Rywina
w Agorze, za zgodą Juliusza Brauna, przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii
i Telewizji, i oczywiście premiera, wprowadziłam zapis zakazujący prywatyzacji
ośrodków regionalnych TVP. Pierwszy wyrok był uniewinniający,
drugi skazujący. I to jest zaszczyt. Bo zostać skazanym w Polsce za to, że się
broniło interesów państwa, to jest zaszczyt.
Pani każdą porażkę przekuje w
sukces.
W Polsce nikt, żaden urzędnik, nie
został skazany za to, że działał na szkodę interesu Skarbu Państwa. Umie pani
wymienić jakieś nazwisko? Nie. Przeciwstawiałam się mocarstwowym zakusom
Agory, bo wiedziałam, że w Polsce będzie źle, jeśli jedna firma wykupi
wszystkie środki masowego przekazu. Tyle że ludzie zapamiętują politykom coś,
co nie do końca rozumieją. Pamięta pani grubą kreskę Mazowieckiego? Byłam
wtedy sprawozdawcą sejmowym, wiem, że on powiedział o grubej kresce w
kontekście gospodarki, a nie nierozli- czania ubeków. Albo Cimoszewicz w czasie
powodzi.
Powiedział, że ludzie się
powinni ubezpieczać.
A w drugim zdaniu, że rząd
uruchomi wszystkie możliwe środki na pomoc powodzianom.
Mnie się zdaje, że pani nie
przestała rzecznikować.
Jak się miało z premierami tyle
kryzysowych sytuacji... Za Oleksego Olin, za Cimoszewicza powódź, no i za
Millera afera Rywina.
Olin, powódź, Rywin...
OPR, czyli opresyjna Jakubowska. Po
tym jak w 2003 r. spadliśmy tym helikopterem, Urban napisał, że ja przynoszę
pecha.
Z tej naszej rozmowy rodzi się
takie przesłanie, że pani jest uczciwa, ufna, nieskazitelna, dobra, tylko
ludzie wilcy...
Nie mam zamiaru zwalać winy na
innych za to, co złego wydarzyło się w moim życiu. Nie mam zamiaru mieć
pretensji do wody, że był taki silny nurt, a ja nie umiem pływać. Powinnam mieć
pretensje tylko do siebie, że do tej rzeki wchodziłam. Nie mam snów emigranta
politycznego. Nie śni mi się Sejm, konferencje
prasowe, nic z tych rzeczy.
A ja jednak uważam, że niedługo
pani przestanie być emigrantem.
To niech pani założy Społeczny
Komitet Rewitalizacji Aleksandry Jakubowskiej za fundusze unijne premier
Bieńkowskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz