czwartek, 27 lutego 2014

Druh Andrzej



Andrzej Duda wystąpił obok Jarosława Kaczyńskiego w telewizyjnym spocie. W tej partii to awans na generała.

Anna Dąbrowska

Czterdziestolatek Andrzej Duda został szefem kampanii PiS do europejskiego parlamentu. Już to świadczyło, że prezes da­rzy go zaufaniem. Poniekąd - odziedzi­czonym. Sam Duda wspomina, że pre­zydent Lech Kaczyński często mawiał do niego: „Aż mi trudno uwierzyć, że mi­nistrem w mojej Kancelarii j est chłopak, który mógłby przecież być moim synem”. I nie chodziło tylko o te 23 lata różnicy między prezydentem i jego ministrem do spraw prawnych, ale też o pewną zbieżność dat. Lech Kaczyński i ojciec Andrzeja Dudy urodzili się w tym sa­mym, 1949 r. To zdanie stało się dla Dudy czymś w rodzaju przykazania lojalności, testamentem, dla którego był w stanie poświęcić polityczne relacje i przyjaźnie. - On uważa, że prezydent nigdy nie wy­baczyłby swoim dawnym współpracow­nikom. (Paweł Kowal, Michał Kamiński, Adam Bielan, Elżbieta Jakubiak - red.), że opuścili jego brata - opowiada jeden z posłów PiS.

W obronie ciąży
Gdy w 2005 r. PiS wygrało wybory Duda, mało znany pracownik Wydzia­łu Prawa UJ, kończył doktorat. Nigdy nie zdawał na żadną aplikację prawni­czą. Kilka tygodni po wyborach prezes oddelegował Arkadiusza Mularczyka do pisania ustawy lustracyjnej. Ten szukał pomocy teoretyków, a z Dudą skontaktował go ich wspólny kolega z harcerstwa. Duda w Sejmie pierwszy raz zaistniał jako ekspert PiS na po­siedzeniach specjalnej komisji, która pracowała nad nowym prawem lustra­cyjnym. Jego żona Agata, germanistka w krakowskim liceum, była z tego po­litycznego zaangażowania męża wy­bitnie niezadowolona. Bardzo ciężko przeżyła internowanie swojego ojca, poety Juliana Kornhausera. Nie chciała polityki w domu. Znajomi opowiadają, że do dziś, gdy Andrzej wraca do domu, przed drzwiami czeka na niego wo­rek ze śmieciami. To żona dba o to, by w domu był przede wszystkim mę­żem i ojcem ich 18-letniej córki.
Środowisko naukowe UJ kategorycznie sprzeciwiało się pisowskiej wersji lustra­cji. Wiele osób na uniwersytecie uznało, że Duda ponosi za to współodpowiedzial­ność. Wtedy Zbigniew Ziobro, też prawnik bez aplikacji, zaproponował mu stanowi­sko swojego zastępcy w Ministerstwie Sprawiedliwości. Tworzyli zgrany duet, odwiedzali się w domach. Kiedy Duda zajmował się pisaniem surowego prawa, Ziobro mógł uprawiać politykę.
Gdy PiS przegrało przedterminowe wybory, Zbigniew Ziobro wychodził dla Andrzeja Dudy ministerialną posadę w kancelarii Lecha Kaczyńskiego. Duda tak dziś na to patrzy: - To był zaszczyt. Okazało się, że umiem pisać spójne tek­sty legislacyjne i mogę się przydać panu prezydentowi. Uważam, że to był rodzaj powołania, na które odpowiedziałem. Ale ze strony Ziobry to nie była zwykła przyjacielska przysługa. Wielu widzia­ło to tak, że Ziobro chciał mieć nasłuch na to, co dzieje się w Pałacu.
W czasie prezydentury Kaczyńskiego Duda zaistniał właściwie tylko raz, kie­dy podczas sejmowej debaty nad pre­zydenckim projektem wydłużającym wypłatę emerytur pomostowych oskar­żył Donalda Tuska o to, że zamiast sam odpowiadać na pytania, „zasłania się” wiceminister pracy Chłoń-Domińczak, „która jest w zaawansowanej ciąży”. „Czuję ogromny dyskomfort, patrząc na to” - mówił Duda. Po tym wystąpie­niu, z platformerskiej strony sali, steno­gramy odnotowały: „Zejdź z trybuny, ty prostaku!” (Niesiołowski], „Podła ka­nalia!”. Jednak jego notowania u braci Kaczyńskich poszybowały w górę.

W obronie osób trzecich
W oficjalnych przekazach partyjnych to Antoni Macierewicz, opowieściami o wybuchu i zamachu, ma zaspokajać apetyty smoleńskiego elektoratu PiS. Duda zaś ma być ukłonem w stronę cen­troprawicowego, inteligenckiego wy­borcy, „sieroty po popisie”. Czy wierzy w zamach? - Nie jestem w stanie powie­dzieć - odpowiada - ale chcę uczciwego wyjaśnienia tej sprawy i powrotu wraku.
Na spotkaniach z tzw. ludem smoleń­skim Duda nie ma jednak wątpliwości: „Wreszcie udało się im załatwić tego prezydenta - nazwijmy rzecz po imie­niu” - mówił we wrześniu zeszłego roku w Mielcu. I dalej: „Na wizytę przygoto­wawczą do Rosji chciał polecieć minister prezydenta, ale powiedziano mu, że tam już pojechał pan minister Arabski, a on spotykał się w restauracji z jakimiś dziwnymi panami z otoczenia Putina. Dziś jest już na placówce. (...) W 1970 r., kiedy strzelano pod stocznią, pan gene­rał, który dowodził tym, też wylądował na placówce. Te metody się nie zmienia­ją. W MSZ niewiele się zmieniło, bo za­miast tatusiów są ich synowie”. Jakby fraza Macierewicza.
Dwa dni przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia, razem z członka­mi Klubu „Gazety Polskiej”, przy grobie pary prezydenckiej na Wawelu dzielił się opłatkiem, śpiewał kolędy i opowiadał o ostatniej wieczerzy wigilijnej z prezy­dentem. - On jest szczerze lojalny wobec prezydenta Kaczyńskiego, ale też dba, by prezes to widział - mówi osoba z bli­skiego otoczenia Kaczyńskiego.
Duda jest w stałym kontakcie z bra­tanicą prezesa Martą Kaczyńską. Kie­dy tylko prezydencka córka przyjeżdża do Krakowa, może liczyć na posła PiS. To też pomaga mu w budowaniu dobrych relacji z prezesem. A te tuż po katastro­fie smoleńskiej były nadwyrężone. Kiedy do Pałacu wprowadziła się ekipa Broni­sława Komorowskiego, wyszło na jaw, że jego poprzednik ułaskawił skaza­nego za wyłudzenia biznesmena Ada­ma S., wspólnika Marcina Dubienieckiego, męża Marty Kaczyńskiej. Wniosek o ułaskawienie, w trybie szybszym niż zwykle, przygotowywał Duda. Jarosław Kaczyński chciał całą odpowiedzialność zrzucić właśnie na niego. Duda nie dał się jednak złapać w tę pułapkę. Oświad­czył przed dziennikarzami w Sejmie, że „Prośba o ułaskawienie spełniała kry­teria, na które prezydent Lech Kaczyń­ski zwracał uwagę: naprawienie szkody i dobro osób trzecich”. I dodał, że według niego nie mogło dojść do żadnych nie­prawidłowości. To właśnie wtedy Ziobro musiał się za nim wstawić u prezesa.

W imię lojalności
Zaraz po wyborach parlamentarnych w2011 r. Duda celująco zdał najważniej­szy test lojalności. Jarosław Kaczyński postanowił wtedy wyrzucić z partii kry­tykujących go polityków, którym prze­wodził Zbigniew Ziobro. - Arkadiusz Mularczyk uważał, że ja mam obowią­zek iść za nimi. Ja uważałem, że to był błąd - mówi Duda. A Ziobro był pewny, że Duda właśnie wtedy zacznie spłacać swój dług wdzięczności. Przecież rok wcześniej dzięki poparciu Ziobry Pis wystawiło Dudę na prezydenta Krakowa. Wynegocjował z partyjnym skarbnikiem spore pieniądze na kampanię nieznane­go w stolicy Małopolski kandydata. Pla­katy z Dudą wisiały dosłownie wszędzie. Choć nie wszedł do drugiej tury, to stał się na tyle rozpoznawalny, że rok później dostał się do Sejmu. Zdobył aż 80 tys. gło­sów, szósty wynik w kraju.
„Koniunkturalista i karierowicz” - mówi dziś o Dudzie Mularczyk. Teraz, kiedy mijają się na sejmowych korytarzach, udają, że się nie znają, choć muszą współpracować jako za­stępcy przewodniczącego sejmowej komisji odpowiedzialności konstytu­cyjnej. - Zachowują się dość profesjonal­nie i jeśli to jest konieczne, to na komisji odzywająsię do siebie, ale raczej chłodno - mówi Robert Kropiwnicki (PO) z pre­zydium komisji.
Nowa gwiazda PiS publicznie, w Sej­mie, stara się zachować klasę i nie obraża byłych kolegów. Jednak kiedy przemawia na zamkniętych spotkaniach, do swojego elektoratu, nie jest dla nich już tak łaska­wy: „Zbigniew Ziobro mógłby się jeszcze przez dziesięć lat pouczyć przy Jarosławie, nabrać doświadczenia i byłby pełnym politykiem”. Ziobro nie komentuje. Wie, że były minister w Kancelarii Prezydenta odpowie mu, że spadkobiercą politycz­nym prezydenta jest jego brat i dlatego on przy nim trwa, a Ziobro zdradził.
Kilku naszych rozmówców z PiS mówi, że prezes promuje Dudę również dlatego, by odegrać się na Ziobrze, który przecież też jest z Krakowa. Odejście ziobrystów wzmocniło Andrzeja Dudę w partyjnej hierarchii. Po wybuchu afery Amber Gold wyrósł na szeryfa PiS, miał repre­zentować partię w komisji śledczej. Wy­szedł z cienia Ziobry, ale prezes czuje się przy nim bezpiecznie, bo Duda za krótko jest w PiS i nie zdążył zbudować politycz­nego zaplecza.
Czy chciałby zostać europosłem? - Je­stem szefem sztabu wyborczego do Par­lamentu Europejskiego, ale bardziej interesuje mnie polityka krajowa. O tym, czy będę startował, poinformujemy w odpowiednim czasie - odpowiada la­konicznie. W Krakowie PiS potrzebuje silnego kandydata, więc Duda najpew­niej będzie musiał powalczyć o euro- mandat. Ale jak mówią lokalni działa­cze, po kilku miesiącach spędzonych w Brukseli stanie do wyborów na pre­zydenta Krakowa. - Pewnie nie pokona prezydenta Majchrowskiego, ale chcemy, aby przeszedł z nim do drugiej tury. To nas wzmocni przed wyborami parlamentar­nymi - mówi jeden z ważnych lokalnych działaczy. Duda bardzo nie lubi, gdy ktoś go pyta, czy chce być kolejnym premie­rem z Krakowa. Wie, że to nie spodoba­łoby się prezesowi.

W imię tradycji
Tadeusz Lemański, architekt z Krako­wa, syn byłego posła SLD, który współ­pracował z Dudą, mówi, że nie jest on typowym pisowcem: - Widać, że spędził lata w harcerstwie. Jest uczciwy, lojalny i oddany pracy. Jeśli PiS wróci do władzy, choć ja bym sobie tego absolutnie nie ży­czył, to mam nadzieję, że jest tam więcej takich ludzi jak Andrzej.
Duda dba o te harcerskie przyjaź­nie. Raz w roku już od 20 lat wyjeżdża z przyjaciółmi w góry. Jednego z nich zatrudnił w swoim biurze poselskim. W krakowskiej kamienicy jego biu­ro poselskie sąsiaduje z biurem Anny Grodzkiej. Ona jako jedyna z małopol­skich posłów usiadła z Dudą do okrą­głego stołu na temat sytuacji mieszka­niowej w Krakowie.
Dziennikarz Radia Kraków Marcin Kwaśny mówi, że Duda już w kampanii wyborczej kreował się na swojaka, bli­skiego ludziom: taki Tusk, tylko że z PiS. Jest wierzący, ale zapewnia, że księży radzi się tylko w konfesjonale. - Gdybym miał sąsiadów homoseksualistów, któ­rzy na siłę nie żądają zrównania swoich praw z prawami małżeństw, to podawał­bym im rękę - mówi Duda. A in vitro? -Jestem przeciw, ale rozumiem ludzi, którzy bardzo chcą mieć dzieci, a nie są w stanie pokochać adoptowanych.
Duda wyrastał w akademickim, kon­serwatywnym domu. Rodzice, matka chemik, ojciec automatyk, są profeso­rami w Akademii Górniczo-Hutniczej. Ten rodowód, jak i to, że dziadek Dudy był w AK, bardzo pasuje prezesowi.
Andrzej Duda kilka dni temu wystąpił obok prezesa PiS w telewizyjnym spo­cie. Ma być kolejną nową twarzą PiS. Duda jeździ na nartach, dobrze wyglą­da, nosi dopasowane garnitury, spraw­nie mówi. To ewidentny znak, że partia przestawia się na wyborcze tory. To PiS w wersji light, które może spodobać się centrowym, znużonym Platformą wy­borcom.

6 komentarzy:

  1. Czasami warto nie silić się na dowcip. Hasło tego bloga szufladkuje właściciela na starcie. Biogram Dudy odpowiada szufladce. Trudno go uznać za przenikliwy. Raczej pod swoich robiony.
    Ogólnie przydał mi się po odsączeniu dziegciu.
    Maciek

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedna z pojebanych blogerek matka apostołka REBE z ścierwomedium Neon24.ru ma cieczkę i wkleja ten post gdzie sie da.
    Co za debilka. Wypieprzyli ja z Niepoprawnych.pl to teraz dostaje wściku macicy
    jeszcze bardziej głupsza jest ta druga apostolka Patria zwana Astrą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z niepopków to wypieprzyli ich w ostatnim czasie kilkoro - teraz szukaja sobie miejscy ale ich poganiaja jak psów. Sowieckich psów

      Usuń
    2. A ty eskimoski piesku coś masz do powiedzenia w temacie, czy tylko ujadasz?

      Usuń
  3. Była i się zbyła żal i jej bo Krysia łatwo sie nie poddaje a tam jeden józós ja załatwił

    OdpowiedzUsuń