STANISŁAW JANECKI publicysta, komentator, polityczny
Antoni
Macierewicz rozbił wspaniałą, skuteczną i bardzo cenioną przez międzynarodową
wspólnotę wywiadowczą służbę wywiadu i kontrwywiadu wojskowego - mówią zgodnie
politycy PO, SLD, PSL, TR. Przytakują im byli szefowie i oficerowie WSW i WSI,
ich agenci, współpracownicy oraz beneficjenci. W tym chórze śpiewają też
niektórzy ludzie mediów, kultury, komentatorzy, analitycy, naukowcy. Wyłania
się z tego obraz Wojskowych Służb Informacyjnych (i ich poprzedniczki - Wojskowej
Służby Wewnętrznej) jako największego skarbu odziedziczonego przez III RP po
PRL. Prawda jest zupełnie inna.
Nie tylko Janusz Palikot i Artur
Dębski z nieformalnego Towarzystwa Przyjaciół WSI twierdzą, że likwidator tych
służb Antoni Macierewicz naraził oficerów WSI na dekonspirację, agentów i ich
bliskich na śmierć (kto wie, czy nie w męczarniach), polskich żołnierzy w
Afganistanie na zamachy, czyli na śmierć i kalectwo, a Polskę wystawił na
pośmiewisko. Dlaczego tak mówią, łatwo się zorientować, czytając raport z
likwidacji WSI (liczący prawie 400 stron) opublikowany w lutym 2007 r. A gdyby
można było przeczytać nieopublikowany jeszcze aneks do raportu (liczący ok. 800
stron), dałoby się zrozumieć nie tylko niebywałą obronę WSI, ale wręcz odkryć
tajemnice polskiej polityki, pochodzenie największych fortun, kulisy
powstawania i ekspansji medialnych imperiów III RP, dostrzec sznurki, za które
pociągana jest część ich gwiazd (ale też zwykłych wyrobników), licznych
autorytetów świata kultury i nauki.
W raporcie o likwidacji WSI oraz w
aneksie do niego ta służba nie jest bezcennym skarbem III RP, lecz ekspozyturą
sowieckich, a potem rosyjskich służb i wpływów. Przede wszystkim poprzez
kilkuset oficerów WSW i WSI szkolonych w ZSRR przez GRU oraz KGB i w części
zwerbowanych do współpracy. Takich jak ppłk Czesław Wojtkun, były szef łódzkiej
ekspozytury kontrwywiadu WSW, potem WSI. W 1986 r. zaliczył kurs KGB i
prawdopodobnie wtedy został zwerbowany. Za tę współpracę skazano go na cztery
lata pozbawienia wolności i zdegradowano. Wojtkuna nie przyłapały WSI, tylko
cywilny UOP, co też świadczy o wojskowej służbie.
Żadne służby nie przyłapały
natomiast płk. Mariana Kastelika, odwołanego z placówki w Korei, gdyż „nie
daje swoim postępowaniem gwarancji szczerości i lojalności, jest niewiarygodny
jako oficer wywiadu i może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa
realizowanych przez Instytucję zadań operacyjnych
na rzecz obronności RP”. Niczym skończyła się też sprawa kontradmirała Piotra
Gawliczka, o którym mjr Jan Żukowski pisał do szefa WSI w latach 1997-2001 płk.
Tadeusza Rusaka, że „nie można wykluczyć, iż ww. kontradmirał [Piotr Gawliczek]
podjął współpracę z GRU”. Ale nie należy podejmować wobec niego żadnych
działań, bo „rzutowałoby to negatywnie na wiarygodność polskich wojskowych
służb specjalnych wobec sojuszników z NATO”.
Rosyjskie służby wpływały na
funkcjonariuszy WSI także poprzez partnerów biznesowych spółek zakładanych
przez wojskowe służby, a będących rosyjskimi „nielegałami” w Polsce i w
krajach, gdzie te firmy działały. W raporcie o likwidacji WSI napisano: „Wybrano
plan, który przewidywał stworzenie na terenie pasa krajów neutralnych ciągnącego
się od Skandynawii po południowe wybrzeża Morza Śródziemnego - sieci spółek”.
Ci rosyjscy „nielegałowie” stosowali proste metody, czyli najczęściej
podstawiali swoim polskim kolegom kobiety będące ich agentkami albo wyciągali
ważne informacje podczas alkoholowych libacji. Te same metody stosowali
zresztą wobec oficerów WSI na placówkach dyplomatycznych.
WSW i WSI nie były profesjonalną
służbą wywiadu i kontrwywiadu, lecz działały jak mafia, uczestnicząc wraz z
gospodarczym podziemiem np. w wytwarzaniu oleju napędowego z opałowego,
wprowadzaniu tej podróbki na rynek i wyłudzaniu setek milionów złotych z
tytułu zwrotu podatku VAT. W jednym z raportów kontrwywiadu
napisano: „Przeładunków dokonywano, korzystając z rurociągu MW [Marynarki
Wojennej] należącego do 35. Składnicy Materiałów Pędnych i Smarów w Dębogórzu.
Ponadto w tej składnicy mieszane były paliwa z innymi produktami w celu
poprawienia ich własności chemicznych. Z tankowców pobierany był olej opałowy,
a do wydzierżawionych zbiorników dolewane było paliwo lotnicze, które po
wymieszaniu z tym olejem uzyskiwało parametry zbliżone do oleju napędowego.
Prawdopodobnie przedstawiciele Rafinerii Czechowice nadawali temu produktowi
»klasę« (zgodnie z obowiązującymi normami), zatwierdzali ważność badań
laboratoryjnych i wyrażali zgodę na jego dystrybucję”.
Wojskowe Służby Informacyjne
uczestniczyły również w nielegalnym handlu bronią, także do krajów objętych
embargiem ONZ, a co jeszcze gorsze - dostarczały broń terrorystom. W raporcie z
likwidacji WSI można przeczytać: „Celem było stworzenie mechanizmu nielegalnego
handlu bronią. W tym m.in. celu utworzono specjalny Oddział 6. (później 36.)
Ochrony Przemysłu Zbrojeniowego. [...] Kierowali nim m.in. oficerowie
wywodzący się z Oddziału Y i szkoleni w ZSRR: Eugeniusz Lendzion i Cezary
Lipert”. Oddział Y słynął m.in. z tego, że z pomocą podstawionych agentów
przejmował majątki osób mających polskie pochodzenie, a bezpotomnie zmarłych na
Zachodzie. Korzystając ze wsparcia wydziału spadków MSZ i placówek
dyplomatycznych PRL, organizował fałszywych świadków i preparował dokumenty
dowodzące pokrewieństwa zmarłych z agentami WSW. Na tej podstawie sądy za
granicą przyznawały agentom spadki.
W nielegalnym handlu bronią uczestniczyły
założone lub kontrolowane przez wojskowe służby firmy Cenrex, Steo, Itex czy Falcon. W ten sposób broń sprzedano np.
do Jemenu, a jej odbiorcą był syryjski handlarz Monzer al-Kassar, łączony z
zamachami terrorystycznymi, w których zginęło ok. 400 osób. Interesy z nim
prowadził - wedle raportu - płk Jerzy Dembowski, oficer „pod przykryciem”
(Wirakocza) kierujący Cenreksem. Dembowski poznał al-Kassara w latach 80., gdy
pełnił funkcję attache handlowego w Trypolisie. Na początku lat 90. poprzez
al-Kassara broń sprzedano nielegalnie do Chorwacji i Somalii. Jak napisano w
raporcie, „działania te miały charakter przestępczy i objęto je oskarżeniem
prokuratorskim”.
Co najbardziej zaskakujące, WSI
były „mecenasem” polskiej kultury, bo uczestniczyły w zakładaniu stacji
telewizyjnych, wpływały na rynek filmowy, inspirowały, a nawet organizowały
własne tytuły prasowe i dodatki do nich. Przychodziło im to tym łatwiej, że
jako menedżerowie w mediach, redaktorzy i dziennikarze, producenci czy pomysłodawcy
programów występowali etatowi oficerowie WSI działający „pod przykryciem”. W
raporcie udało się zidentyfikować „tylko” 67 współpracowników Wojskowych Służb
Informacyjnych „w redakcjach telewizyjnych, radiowych i prasowych”, ale w rzeczywistości
było ich znacznie więcej, w tym sporo znanych publicystów brylujących przez
lata w telewizji.
Bardzo charakterystyczny dla
opanowywania mediów przez wojskowe służby jest odnotowany w raporcie przypadek
oficera WSI „pod przykryciem” Janusza Brodniewicza pseud. „Burski”. Opisano go
jako „żołnierza Zarządu II Sztabu Generalnego LWP, od 1990 r. w Oddziale Y, w
1993 r. tworzył instytucję przykrycia o nazwie Fundacja Kultury i spółkę jej
podległą »Dom Polski«, a następnie rozpoczął pracę w TVP”. W1994 r. „Burski” został dyrektorem w „organizowanej
Prasowej Agencji Telewizyjnej (PAT)” i „zaproponował Centrali WSI realizację
projektu dotyczącego kontroli obiegu informacji”. Bowiem „WSI planowały
uzyskanie wyprzedzającego dostępu do tych informacji i zamierzały gromadzić je
poprzez ówczesne Biuro ds. Obronnych TVP”. Potem
„wywiad [wojskowy] przejął kierowanie Fundacją [Kultury] i użył jej do
zawłaszczenia - pod względem organizacyjnym i finansowym - Ośrodków Kultury i
Informacji za granicą”. W ten sposób „WSI uzyskały sieć spółek na całym świecie
i zamiast na uzyskiwaniu informacji skupiły się na organizowaniu na koszt
państwa polskiego własnej infrastruktury gospodarczej”.
Wojskowe Służby Informacyjne nie
tylko miały agentów w mediach, ale też stały za różnymi tytułami. Wzorcowa pod
tym względem jest opisana w raporcie sprawa „Przeglądu Międzynarodowego” -
dodatku do „Trybuny Śląskiej”, który „został powołany przez WSI w połowie lat 90.”. W przedsięwzięciu tym
brał udział znany dziennikarz telewizyjny Grzegorz Woźniak pseud. „Cezar”,
któremu służby płaciły 1200 marek niemieckich miesięcznie („zachowało się 18
pokwitowań na powyższą kwotę, podpisanych nazwiskiem współpracownika”). W
projekt „Przeglądu Międzynarodowego” zaangażowana była również „dziennikarka
»Trybuny Śląskiej« Edyta Maluta-Gąsior, która równocześnie była tzw. OPP
(oficerem pod przykryciem) pseud. »Krystyna«”.
W aneksie nr 9 do raportu o
likwidacji WSI znajduje się bardzo znamienne i charakterystyczne zeznanie
Grzegorza Żemka, byłego funkcjonariusza II Zarządu Sztabu Generalnego WP,
skazanego w aferze FOZZ (już warunkowo wypuszczonego na wolność). Żemek
opowiada, że odpowiedzialny „za lokowanie agentów w sferze mediów był Ryszard
Pospieszyński”, pracownik ZPR, „a później dyrektor generalny Filmu Polskiego”.
Po konsultacjach z Pospieszyńskim Żemek dostał polecenie, „aby znaleźć za
granicą firmę, która mogłaby pełnić rolę konia trojańskiego, tzn. która mogłaby
służyć do wprowadzenia agentów na obszar na Zachodzie, w dziedzinie mediów”. I
znalazł firmę „należącą do Jana Wejcherta, ulokowaną w Irlandii, na obszarze
doków portowych”. Firma „nazywała się Cantal, a później zmieniono jej nazwę na
ITI. Finansowała się z kredytów Banku Handlowego International w Luksemburgu.
Zapytałem służby wojskowe, czy mogę podjąć kontakt z Wejchertem. Otrzymałem
wówczas informację, że on już współpracuje ze służbami wojskowymi, więc będzie
to proste”.
Żemek wyjaśnia dalej, że „chodziło
nie tylko o zaangażowanie renomy kinematografii polskiej, lecz także bazy
produkcyjnej filmów animowanych w Bielsku-Białej. Przekazałem te sugestie do
wojska, ale postawiłem warunek, że jeżeli mam się tym zająć, to muszę dostać
ludzi, którzy znają się na mediach i byliby w stanie taki koncern zorganizować.
Służby wskazały mi obywatela kanadyjskiego Cohena”. I tenże Cohen powiedział
Żemkowi, iż „podejmuje się takiej organizacji i będzie podsyłał odpowiednich
ludzi. W związku z tym pojawiły się w BHI, u mnie, takie osoby jak Grauso,
Bosurgi, De Rudder.
Osoby te złożyły mi biznesplan i [...] ten biznesplan przekazałem do WSI oraz Wejchertowi,
do oceny”. Co było dalej, wszyscy mniej więcej wiemy.
Miliarderzy dzięki WSI
Raport o likwidacji Wojskowych
Służb Informacyjnych oraz aneks do niego ujawniają prawdę o tym, jak dzięki
funduszom WSW i WSI tworzył się polski kapitalizm. A tworzył się m.in. dzięki
zleceniom i operacjom wojskowych służb, które poprzez różne firmy jeszcze pod
koniec lat 80. sprowadzały artykuły (np. części komputerowe) objęte zakazem
eksportu do krajów komunistycznych. W tych firmach działali późniejsi znani
kapitaliści, np. nieżyjący już Wiktor Kubiak, właściciel firmy Batax, mecenas kultury, promotor talentów, przyjaciel wielu ważnych
obecnie polityków PO, a wcześniej KLD. Dzięki służbom i za pośrednictwem
Grzegorza Żemka Batax
Kubiaka otrzymał 32 min doi. kredytu (wedle
innej wersji „miał dostać”). WSI zdecydowały też o pożyczeniu pieniędzy innemu
swojemu współpracownikowi - Janowi Załusce pseud. „Merc”, właścicielowi m.in.
spółek Carpatia i Agaricus, w których zatrudniano ludzi wojskowych służb.
Potem, „zgodnie z decyzją Szefa Wywiadu w styczniu I99ir., wszystkie
zobowiązania finansowe współpracownika [Jana Załuski] względem Centrali zostały
anulowane”.
Przykłady zakładania firm i
powstawania majątków współpracowników wojskowych służb opisane w raporcie o
likwidacji WSI są tylko przedsmakiem tego, co zawiera aneks do raportu. A wedle
różnych przecieków zawiera on opis dochodzenia do miliardowych fortun tuzów
polskiego biznesu, którzy przez lata mogli liczyć na życzliwość WSW i WSI oraz
na ich finansowe wsparcie. Na taką życzliwość mogli również liczyć opisani w
aneksie wykreowani przez służby magnaci medialni.
To wszystko tłumaczy, dlaczego tak
wielu atakuje Antoniego Macierewicza i broni WSI. Bo za nimi stoją wykreowani
przez wojskowe służby ludzie należący do najbogatszych w Polsce oraz ci, którzy
mają w ręku najważniejsze media. Oni mogą inspirować i opłacać całe zastępy
apologetów WSI, ponieważ mają za co być wojskowym służbom wdzięczni. To jednak
nie znaczy, że opinia publiczna nie powinna się dowiedzieć, jak powstawały
fortuny i medialne imperia. Dlatego aneks do raportu winien zostać odtajniony.
WSieci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz