niedziela, 16 lutego 2014

Prawdziwi założyciele III RP



STANISŁAW JANECKI publicysta, komentator, polityczny

Antoni Macierewicz rozbił wspa­niałą, skuteczną i bardzo cenioną przez międzynarodową wspólnotę wywiadowczą służbę wywiadu i kontrwy­wiadu wojskowego - mówią zgodnie politycy PO, SLD, PSL, TR. Przytakują im byli szefowie i oficerowie WSW i WSI, ich agenci, współ­pracownicy oraz beneficjenci. W tym chó­rze śpiewają też niektórzy ludzie mediów, kultury, komentatorzy, analitycy, naukowcy. Wyłania się z tego obraz Wojskowych Służb Informacyjnych (i ich poprzedniczki - Woj­skowej Służby Wewnętrznej) jako najwięk­szego skarbu odziedziczonego przez III RP po PRL. Prawda jest zupełnie inna.
Nie tylko Janusz Palikot i Artur Dębski z nieformalnego Towarzystwa Przyjaciół WSI twierdzą, że likwidator tych służb An­toni Macierewicz naraził oficerów WSI na dekonspirację, agentów i ich bliskich na śmierć (kto wie, czy nie w męczarniach), pol­skich żołnierzy w Afganistanie na zamachy, czyli na śmierć i kalectwo, a Polskę wystawił na pośmiewisko. Dlaczego tak mówią, łatwo się zorientować, czytając raport z likwidacji WSI (liczący prawie 400 stron) opubliko­wany w lutym 2007 r. A gdyby można było przeczytać nieopublikowany jeszcze aneks do raportu (liczący ok. 800 stron), dałoby się zrozumieć nie tylko niebywałą obronę WSI, ale wręcz odkryć tajemnice polskiej polityki, pochodzenie największych fortun, kulisy powstawania i ekspansji medialnych imperiów III RP, dostrzec sznurki, za które pociągana jest część ich gwiazd (ale też zwy­kłych wyrobników), licznych autorytetów świata kultury i nauki.

Ekspozytura KGB i GRU
W raporcie o likwidacji WSI oraz w anek­sie do niego ta służba nie jest bezcennym skarbem III RP, lecz ekspozyturą sowieckich, a potem rosyjskich służb i wpływów. Przede wszystkim poprzez kilkuset oficerów WSW i WSI szkolonych w ZSRR przez GRU oraz KGB i w części zwerbowanych do współpracy. Takich jak ppłk Czesław Wojtkun, były szef łódzkiej ekspozytury kontrwywiadu WSW, potem WSI. W 1986 r. zaliczył kurs KGB i prawdopodobnie wtedy został zwerbo­wany. Za tę współpracę skazano go na cztery lata pozbawienia wolności i zdegradowano. Wojtkuna nie przyłapały WSI, tylko cywilny UOP, co też świadczy o wojskowej służbie.
Żadne służby nie przyłapały natomiast płk. Mariana Kastelika, odwołanego z pla­cówki w Korei, gdyż „nie daje swoim postę­powaniem gwarancji szczerości i lojalności, jest niewiarygodny jako oficer wywiadu i może stanowić zagrożenie dla bezpieczeń­stwa realizowanych przez Instytucję zadań operacyjnych na rzecz obronności RP”. Ni­czym skończyła się też sprawa kontradmirała Piotra Gawliczka, o którym mjr Jan Żukowski pisał do szefa WSI w latach 1997-2001 płk. Tadeusza Rusaka, że „nie można wykluczyć, iż ww. kontradmirał [Piotr Gawliczek] podjął współpracę z GRU”. Ale nie należy podej­mować wobec niego żadnych działań, bo „rzutowałoby to negatywnie na wiarygod­ność polskich wojskowych służb specjalnych wobec sojuszników z NATO”.
Rosyjskie służby wpływały na funkcjona­riuszy WSI także poprzez partnerów bizne­sowych spółek zakładanych przez wojskowe służby, a będących rosyjskimi „nielegałami” w Polsce i w krajach, gdzie te firmy działały. W raporcie o likwidacji WSI napisano: „Wy­brano plan, który przewidywał stworzenie na terenie pasa krajów neutralnych ciąg­nącego się od Skandynawii po południowe wybrzeża Morza Śródziemnego - sieci spó­łek”. Ci rosyjscy „nielegałowie” stosowali proste metody, czyli najczęściej podstawiali swoim polskim kolegom kobiety będące ich agentkami albo wyciągali ważne informacje podczas alkoholowych libacji. Te same me­tody stosowali zresztą wobec oficerów WSI na placówkach dyplomatycznych.
WSW i WSI nie były profesjonalną służbą wywiadu i kontrwywiadu, lecz działały jak mafia, uczestnicząc wraz z gospodarczym podziemiem np. w wytwarzaniu oleju na­pędowego z opałowego, wprowadzaniu tej podróbki na rynek i wyłudzaniu setek mi­lionów złotych z tytułu zwrotu podatku VAT. W jednym z raportów kontrwywiadu napi­sano: „Przeładunków dokonywano, korzy­stając z rurociągu MW [Marynarki Wojennej] należącego do 35. Składnicy Materiałów Pęd­nych i Smarów w Dębogórzu. Ponadto w tej składnicy mieszane były paliwa z innymi pro­duktami w celu poprawienia ich własności chemicznych. Z tankowców pobierany był olej opałowy, a do wydzierżawionych zbior­ników dolewane było paliwo lotnicze, które po wymieszaniu z tym olejem uzyskiwało pa­rametry zbliżone do oleju napędowego. Praw­dopodobnie przedstawiciele Rafinerii Cze­chowice nadawali temu produktowi »klasę« (zgodnie z obowiązującymi normami), za­twierdzali ważność badań laboratoryjnych i wyrażali zgodę na jego dystrybucję”.
Wojskowe Służby Informacyjne uczest­niczyły również w nielegalnym handlu bro­nią, także do krajów objętych embargiem ONZ, a co jeszcze gorsze - dostarczały broń terrorystom. W raporcie z likwidacji WSI można przeczytać: „Celem było stworzenie mechanizmu nielegalnego handlu bronią. W tym m.in. celu utworzono specjalny Od­dział 6. (później 36.) Ochrony Przemysłu Zbrojeniowego. [...] Kierowali nim m.in. ofi­cerowie wywodzący się z Oddziału Y i szko­leni w ZSRR: Eugeniusz Lendzion i Cezary Lipert”. Oddział Y słynął m.in. z tego, że z po­mocą podstawionych agentów przejmował majątki osób mających polskie pochodzenie, a bezpotomnie zmarłych na Zachodzie. Ko­rzystając ze wsparcia wydziału spadków MSZ i placówek dyplomatycznych PRL, organizo­wał fałszywych świadków i preparował do­kumenty dowodzące pokrewieństwa zmar­łych z agentami WSW. Na tej podstawie sądy za granicą przyznawały agentom spadki.
W nielegalnym handlu bronią uczest­niczyły założone lub kontrolowane przez wojskowe służby firmy Cenrex, Steo, Itex czy Falcon. W ten sposób broń sprzedano np. do Jemenu, a jej odbiorcą był syryjski handlarz Monzer al-Kassar, łączony z zama­chami terrorystycznymi, w których zginęło ok. 400 osób. Interesy z nim prowadził - wedle raportu - płk Jerzy Dembowski, oficer „pod przykryciem” (Wirakocza) kierujący Cenreksem. Dembowski poznał al-Kassara w latach 80., gdy pełnił funkcję attache han­dlowego w Trypolisie. Na początku lat 90. po­przez al-Kassara broń sprzedano nielegalnie do Chorwacji i Somalii. Jak napisano w rapor­cie, „działania te miały charakter przestępczy i objęto je oskarżeniem prokuratorskim”.

Co najbardziej zaskakujące, WSI były „me­cenasem” polskiej kultury, bo uczestniczyły w zakładaniu stacji telewizyjnych, wpływały na rynek filmowy, inspirowały, a nawet or­ganizowały własne tytuły prasowe i dodatki do nich. Przychodziło im to tym łatwiej, że jako menedżerowie w mediach, redaktorzy i dziennikarze, producenci czy pomy­słodawcy programów występowali etatowi oficerowie WSI działający „pod przykry­ciem”. W raporcie udało się zidentyfikować „tylko” 67 współpracowników Wojskowych Służb Informacyjnych „w redakcjach telewi­zyjnych, radiowych i prasowych”, ale w rze­czywistości było ich znacznie więcej, w tym sporo znanych publicystów brylujących przez lata w telewizji.
Bardzo charakterystyczny dla opanowy­wania mediów przez wojskowe służby jest odnotowany w raporcie przypadek oficera WSI „pod przykryciem” Janusza Brodniewi­cza pseud. „Burski”. Opisano go jako „żoł­nierza Zarządu II Sztabu Generalnego LWP, od 1990 r. w Oddziale Y, w 1993 r. tworzył instytucję przykrycia o nazwie Fundacja Kul­tury i spółkę jej podległą »Dom Polski«, a na­stępnie rozpoczął pracę w TVP”. W1994 r. „Burski” został dyrektorem w „organizowa­nej Prasowej Agencji Telewizyjnej (PAT)” i „zaproponował Centrali WSI realizację projektu dotyczącego kontroli obiegu infor­macji”. Bowiem „WSI planowały uzyskanie wyprzedzającego dostępu do tych informacji i zamierzały gromadzić je poprzez ówczesne Biuro ds. Obronnych TVP”. Potem „wywiad [wojskowy] przejął kierowanie Fundacją [Kultury] i użył jej do zawłaszczenia - pod względem organizacyjnym i finansowym - Ośrodków Kultury i Informacji za granicą”. W ten sposób „WSI uzyskały sieć spółek na całym świecie i zamiast na uzyskiwaniu in­formacji skupiły się na organizowaniu na koszt państwa polskiego własnej infrastruk­tury gospodarczej”.
Wojskowe Służby Informacyjne nie tylko miały agentów w mediach, ale też stały za różnymi tytułami. Wzorcowa pod tym wzglę­dem jest opisana w raporcie sprawa „Prze­glądu Międzynarodowego” - dodatku do „Trybuny Śląskiej”, który „został powołany przez WSI w połowie lat 90.”. W przedsię­wzięciu tym brał udział znany dziennikarz telewizyjny Grzegorz Woźniak pseud. „Ce­zar”, któremu służby płaciły 1200 marek niemieckich miesięcznie („zachowało się 18 pokwitowań na powyższą kwotę, pod­pisanych nazwiskiem współpracownika”). W projekt „Przeglądu Międzynarodowego” zaangażowana była również „dziennikarka »Trybuny Śląskiej« Edyta Maluta-Gąsior, która równocześnie była tzw. OPP (oficerem pod przykryciem) pseud. »Krystyna«”.
W aneksie nr 9 do raportu o likwidacji WSI znajduje się bardzo znamienne i charakterystyczne zeznanie Grzegorza Żemka, byłego funkcjonariusza II Zarządu Sztabu Generalnego WP, skazanego w aferze FOZZ (już warunkowo wypuszczonego na wol­ność). Żemek opowiada, że odpowiedzialny „za lokowanie agentów w sferze mediów był Ryszard Pospieszyński”, pracownik ZPR, „a później dyrektor generalny Filmu Polskiego”. Po konsultacjach z Pospieszyńskim Żemek dostał polecenie, „aby znaleźć za granicą firmę, która mogłaby pełnić rolę konia trojańskiego, tzn. która mogłaby słu­żyć do wprowadzenia agentów na obszar na Zachodzie, w dziedzinie mediów”. I znalazł firmę „należącą do Jana Wejcherta, uloko­waną w Irlandii, na obszarze doków porto­wych”. Firma „nazywała się Cantal, a później zmieniono jej nazwę na ITI. Finansowała się z kredytów Banku Handlowego Internatio­nal w Luksemburgu. Zapytałem służby woj­skowe, czy mogę podjąć kontakt z Wejchertem. Otrzymałem wówczas informację, że on już współpracuje ze służbami wojskowymi, więc będzie to proste”.
Żemek wyjaśnia dalej, że „chodziło nie tylko o zaangażowanie renomy kinemato­grafii polskiej, lecz także bazy produkcyjnej filmów animowanych w Bielsku-Białej. Prze­kazałem te sugestie do wojska, ale postawi­łem warunek, że jeżeli mam się tym zająć, to muszę dostać ludzi, którzy znają się na mediach i byliby w stanie taki koncern zor­ganizować. Służby wskazały mi obywatela kanadyjskiego Cohena”. I tenże Cohen po­wiedział Żemkowi, iż „podejmuje się takiej organizacji i będzie podsyłał odpowiednich ludzi. W związku z tym pojawiły się w BHI, u mnie, takie osoby jak Grauso, Bosurgi, De Rudder. Osoby te złożyły mi biznesplan i [...] ten biznesplan przekazałem do WSI oraz Wejchertowi, do oceny”. Co było dalej, wszy­scy mniej więcej wiemy.

Miliarderzy dzięki WSI
Raport o likwidacji Wojskowych Służb In­formacyjnych oraz aneks do niego ujaw­niają prawdę o tym, jak dzięki funduszom WSW i WSI tworzył się polski kapitalizm. A tworzył się m.in. dzięki zleceniom i ope­racjom wojskowych służb, które poprzez różne firmy jeszcze pod koniec lat 80. sprowadzały artykuły (np. części kompute­rowe) objęte zakazem eksportu do krajów komunistycznych. W tych firmach działali późniejsi znani kapitaliści, np. nieżyjący już Wiktor Kubiak, właściciel firmy Batax, mecenas kultury, promotor talentów, przy­jaciel wielu ważnych obecnie polityków PO, a wcześniej KLD. Dzięki służbom i za pośrednictwem Grzegorza Żemka Batax Kubiaka otrzymał 32 min doi. kredytu (wedle innej wersji „miał dostać”). WSI zdecydowały też o pożyczeniu pieniędzy innemu swojemu współpracownikowi - Janowi Załusce pseud. „Merc”, właścicielowi m.in. spółek Carpatia i Agaricus, w których zatrudniano ludzi woj­skowych służb. Potem, „zgodnie z decyzją Szefa Wywiadu w styczniu I99ir., wszystkie zobowiązania finansowe współpracownika [Jana Załuski] względem Centrali zostały anulowane”.
Przykłady zakładania firm i powstawania majątków współpracowników wojskowych służb opisane w raporcie o likwidacji WSI są tylko przedsmakiem tego, co zawiera aneks do raportu. A wedle różnych przecieków za­wiera on opis dochodzenia do miliardowych fortun tuzów polskiego biznesu, którzy przez lata mogli liczyć na życzliwość WSW i WSI oraz na ich finansowe wsparcie. Na taką życz­liwość mogli również liczyć opisani w aneksie wykreowani przez służby magnaci medialni.
To wszystko tłumaczy, dlaczego tak wielu atakuje Antoniego Macierewicza i broni WSI. Bo za nimi stoją wykreowani przez wojskowe służby ludzie należący do najbogatszych w Polsce oraz ci, którzy mają w ręku najważ­niejsze media. Oni mogą inspirować i opłacać całe zastępy apologetów WSI, ponieważ mają za co być wojskowym służbom wdzięczni. To jednak nie znaczy, że opinia publiczna nie powinna się dowiedzieć, jak powstawały fortuny i medialne imperia. Dlatego aneks do raportu winien zostać odtajniony.

WSieci

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz