niedziela, 9 lutego 2014

TKM, czyli sami swoi



Krzysztof Varga

Przykre to strasznie, że do pisania wrednych książek biorą się grafomani, dla których miarą człowieka jest to, kto jego starym był, gdzie stary pracował, a jeszcze lepiej, jaki był stan jego napletka


Sięgnąłem po ''Resortowe dzieci'' nie z powodu jakiegoś wzmożenia politycznego, nie przecież z niezdrowej wścibskości, komu to autorzy jakich przodków i powinowatych wyciągnęli, ale dlatego, iż ciekawią mnie w sposób chorobliwy wszelkie kurioza. Wreszcie - i to był argument za sięgnięciem po książkę Targalskiego, Kani i Marosza najmocniejszy - dlatego, iż dzieło owo niewzruszenie tygodniami zajmowało pierwsze miejsce na liście bestsellerów internetowych księgarń Empik.com oraz Merlin.pl, co chyba obala sławny argument, że głos ''niepokornych'' jest nieustannie marginalizowany. No, jeśli mamy do czynienia z takim niebywałym bestsellerem (ponad 100 tys. sprzedanych egzemplarzy!), to warto się z nim zapoznać, by posiąść wiedzę, jak się bestsellery pisze, co w nich znaleźć można i czemu akurat po nie tłumnie naród sięga.

***

Dogłębnie polemizować z tą książką już nie warto, nie dlatego, że intensywnie polemizują opisani w niej dziennikarze, ale dlatego, iż współautorka jej, Dorota Kania, wszystko klarownie wyłożyła w słynnym wywiadzie z Robertem Mazurkiem w ''Rzeczpospolitej''. Nie ma co pisać, że nie o partyjnych rodziców tu po prawdzie chodzi, ale o to jedynie, by dopier wszystkim, którzy po złej politycznie stronie stoją, za to oszczędzić swoich, nawet jeśli również ''resortowe'' mają pochodzenie. Nie o prawdę tu chodzi, ale o słuszność podług zasady znanej z filmu ''Sami swoi'': sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Teraz, k , my! - mówi nam TKM.

Kania wyraźnie to wyartykułowała, fenomenalnie wpuszczona w kanał przez Mazurka, wywiad ten zresztą, który do klasyki dziennikarstwa wejść powinien, wyraźnie pokazuje, że Kania bardzo mocne ma poglądy, ale inteligencję za to wybitnie słabą. Co więcej, potwierdziła Kania dane w książce zapewnienia, że autorzy szykują już kolejne tomy z owej ''dziecięcej'' serii, po tomie o mediach nadejść mają księgi poświęcone ludziom biznesu, polityki, nauki, wreszcie służb specjalnych ma się rozumieć, niestety nie widzę w zapowiedziach tomu poświęconego ludziom kultury.

Oczywiście, kultura jak zwykle w Polsce zlekceważona! Nawet o uwikłaniach ludzi kultury nie chce TKM pisać, a przecież jest wystarczająco dużo resortowych dzieci, które w salonowej kulturze się wygodnie umościły, są reżyserzy, aktorzy, muzycy, poeci i dramatopisarze, zapewne nawet tancerze i śpiewacy, którzy jednoznacznie niesłuszne pochodzenie rasowe bądź klasowe mają, a których można by łatwo zdemaskować, ale kogo w Polsce obchodzi kultura? Nawet TKM-u nie obchodzi, nawet Frondy, która tę serię wydaje, nic kultura nie obchodzi, nawet skomplikowany temat ludzi nauki ciekawszy dla nich niż tak kluczowa dla duchowej siły narodu kultura.

Na darmo zdaje się poeta Wojciech Wencel - nieodmiennie aspirujący, by zająć miejsce Jarosława Marka Rymkiewicza w panteonie wieszczów narodowych - podał nam w swym niedawnym felietonie w ''Gazecie Polskiej'' pomysł na naprawienie polskiej kultury poprzez ustanowienie kilku (obsadzonych tylko sprawdzonymi ludźmi) instytucji narodowych. Nadaremno wzywał, by Jarosław Kaczyński przemyślał jego projekty powołania - po przejęciu władzy przez podziemie niepodległościowe - owych narodowych instytucji literackich, muzycznych i malarsko-rzeźbiarskich. Wszystko na nic, ani Kaczyński nie skomentował pomysłów Wencla, ani Kania z Targalskim i Maroszem nie wpadli na pomysł, by demaskatorską książkę o ludziach kultury napisać. Jeśli usłyszycie gdzieś, że prawicy na kulturze zależy, nie wierzcie!

Właśnie w ''Resortowych dzieciach'' znaleźć można przykłady wielkiej niekompetencji TKM-u w dziedzinie kultury. Wstrząsające informacje, że rysownik Marek Raczkowski bywał u Urbana w domu, pływał w jego basenie i łoił z Urbanem gorzałę, mają mały potencjał sensacyjności - Raczkowski zawsze deklarował uwielbienie dla Urbana i chęć rysowania w ''Nie'', więc jego bolszewizm żadnym odkryciem nie jest, za to różnica między bolszewizmem Raczkowskiego a bolszewizmem TKM-u taka mianowicie, że Raczkowski jest geniuszem, a TKM ni cholery nie.

Autorzy pomijają inne kwestie, co się bierze z ich braków w edukacji - wymieniają np. Tadeusza Olszańskiego z ''Polityki'' jako kontakt operacyjny ''Olcha'', nie mając pojęcia o tym, że Olszański to nade wszystko wielki tłumacz literatury węgierskiej, bez Olszańskiego znajomość madziarskiej prozy w Polsce tragicznie uboższa by była, trzeba było prześwietlić, jakie książki z węgierskiego Olszański przetłumaczył, a potem się do pisania brać, niedouki! Akurat co z węgierskiego Olszański tłumaczył, chyba ważne w kontekście permanentnego procesu kanonizacji Viktora Orbána w Polsce, azaliż nie?

***

Lektura ''Resortowych dzieci'' mimo pozornie mozolnej narracji jest w zasadzie lekka, szkoda tylko, że taka nudna. To jedynie enumeracja nazwisk, dat i jakichś numerów teczek z IPN-u, umajona porażającą wręcz liczbą przypisów, rzecz sprawiająca wrażenie przygniatającej, po prawdzie jednak porywająca jak kwity z pralni, napisana w dodatku w sposób dowodzący braku zdolności władania piórem u jej autorów.

Zły charakter można wybaczyć, ja np. mam ogromną tolerancję dla ludzi ze złym charakterem, brak talentu jest jednak niewybaczalny, a autorzy ''Resortowych dzieci'' talentu literackiego pozbawieni są immanentnie, z talentem dziennikarskim też jest mocno nietęgo, to jest jednak zawsze przykre, jak się nieudacznicy do pisania biorą.

Myślę, że są naprawdę pracowici (kto by nie był pracowity, mając świadomość, że da się tego gniota sprzedać w niebywałym nakładzie i kupę kasy zarobić), niewątpliwie zdeterminowani, lecz talentów Bóg złośliwie poskąpił. Jakże ja bym chętnie przeczytał taką książkę przez mrocznego geniusza napisaną, przez genialnego niegodziwca, przez diabolicznego cynika, ale wielkim talentem pisarskim obdarzonego, niestety nie tym razem. Przykre to strasznie, że do pisania wrednych książek biorą się grafomani, dla których miarą człowieka jest to, kto jego starym był, gdzie stary pracował, a jeszcze lepiej - jakiej stary był rasy i jaki - symbolicznie rzecz ujmując - był stan jego napletka.

Geniusz prawicowej publicystyki (a mimo braku talentu o swoistym geniuszu jednak tu trzeba mówić) polega na radykalnym przestawianiu wektora, co zwano kiedyś odwracaniem kota ogonem. Otóż jeśli jesteś sekciarzem smoleńskim, to wołaj, że wszyscy, którzy w zamach nie wierzą, są sekciarzami; jeśli tańczysz tzw. kujawiaka, czyli kopanie leżącego - zanoś się szlochem, że to ty leżysz i ciebie kopią; jeśli miałeś starego w partii - krzycz, że wszyscy inni mieli starych w partii; jeśli wciąż cię zapraszają do mediów masowych - lamentuj w tych masowych mediach, że cenzura nie wpuszcza cię do masowych mediów; jeśli kablujesz na wszystkich wokół - gardłuj, że wkoło sami kapusie, oskarżaj śmiało, bez obciachu, a nawet bez żadnych dowodów, syf i tak zostanie, a zobaczysz przynajmniej, jak się będą nerwowo tłumaczyć.

Pisz zatem, że w rodzinach tych, którym chcesz przyp , nie słuchano kolęd i nie chodzono na religię, zaraz frajerzy zaczną się tłumaczyć: ależ u nas śpiewano kolędy, ja sam śpiewałem! I na pasterkę żeśmy wszyscy chodzili! I ja przykładnie chodziłam na religię, owszem, stary był w partii, ale mama bardzo religijna była i ja musiałam chodzić na religię! Na tym z grubsza geniusz spod znaku TKM-u polega, żebyście się wszyscy tłumaczyli, że stary, owszem, był w partii, ale niskiego szczebla był działaczem, ale że kolędy żeście śpiewali, że na religię chodziliście, a jak się kto tłumaczy, znaczy, że coś ma za uszami, co nie? Jakby nie mieli za uszami, toby się tak nie tłumaczyli chyba? Tłumaczą się?

***

Andrzej Stasiuk przy okazji (jeśli dobrze pomnę) ataków na Zygmunta Baumana za jego ''stalinowskie zbrodnie'' rzekł, iż on sam jest w stanie wyobrazić sobie, że wstępuje po wojnie do UB, tym bardziej jeśli byłby żydowskim chłopakiem, który cudem przetrwał horror Holocaustu, który widział, jak jego rodzina i koledzy idą na śmierć, a przecież to akurat komuniści, nie kto inny, przegnali nazistów. Taki wybór, jaki stał się udziałem Baumana, nosił mocne znamiona wyboru oczywistego i racjonalnego.

Ja sam, kiedy usiłuję teraz wyobrazić sobie siebie jako tego, który ''ocalał prowadzony na rzeź'', dopuszczam możliwość, że jako młody mężczyzna (być może nawet kierowany żądzą odwetu) zapisuję się do UB albo KBW. Albowiem niezbadane są ludzkie wybory i zachowania w sytuacjach ekstremalnych.

Tyle że TKM piszą swoje donosy bynajmniej nie w sytuacji ekstremalnej, lecz wręcz przeciwnie - w sytuacji absolutnego komfortu i zerowego zagrożenia. Otóż nawet TKM nie wie, a wraz z nim nie wiedzą wszyscy, którzy bohatersko wyciągają ojcom i dziadkom swych przeciwników złe rasowe czy klasowe pochodzenie, jakby się zachowali w sytuacji np. szantażu ubeckiego, łomotu na komisariacie czy zwykłego faustowskiego kuszenia, dzięki któremu mogliby dostać paszport, awans czy możliwość druku książki; ja nie wiem, jak bym się zachował, może bym bohatersko się oparł, a może bym szybko spękał i podpisał to i owo? Ten, kto nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji, nie wie, co by zrobił. Jeśli ktoś mówi, że na wojnie z pewnością by się bohatersko zachował - mocna poszlaka, że jest tchórzem.

I mogę tylko dziękować Bogu i rodzicom, że nigdy przed takim wyborem nie stanąłem, bo najzwyczajniej za późno się urodziłem - w marcu 1968 roku, dodam dla ścisłości. Symboliczna data w kontekście przekazu tej książki, nieprawdaż?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz