Widzimy
już jej zarysy. Jej patronem chce być Bronisław Komorowski, a obejmuje ona Ruch
Palikota, grupę Grzegorza Schetyny i establishment medialny, resortowe dzieci
Czym byty Wojskowe Służby
Informacyjne?
Konstanty Miodowicz powiedział
kiedyś, że to był kontyngent pomocniczy GRU, rosyjskich służb wojskowych. To
dobra, celna formuła. Podobnie jak „długie ramię Moskwy” opisane przez
Sławomira Cenckiewicza. Ale obie te formuły nie wyczerpują całego problemu.
Pomijają, iż był to najbardziej wiemy
aparat, najskuteczniejsze
narzędzie komunizmu, były to kadry w całości wyszkolone w Moskwie,
rozpracowane, wierne swoim mocodawcom. Nie ma też w tym opisie niczego o
destrukcyjnej roli WSI w polskiej gospodarce. Wystarczy przypomnieć, że to te
służby prowadziły operacje grabieży polskich finansów na początku lat 90.,
m.in.
operację FOZZ. Tak więc WSI były,
a ich ludzie są po dziś, ostatnim szańcem obrony interesów Rosji w Polsce.
Dlaczego mamy obecnie taki
powrót tego tematu? Skąd tylu obrońców WSI?
Jak zawsze przy tego typu
zjawiskach powodów jest kilka - od chęci zemsty środowiska
WSI za odsunięcie od władzy i
likwidację ich instytucji, po strach przed ujawnieniem kolejnych
kompromitujących informacji dotyczących także ich obecnych działań
przestępczych. Zapewne nie są mi znane wszystkie powody szaleństwa, jakie
ogarnęło w tej sprawie „elity 3 rp”. Mamy do czynienia z taką liczbą absurdów,
że nie da się tego wyjaśnić zgodnie z zasadami logiki.
O jakich absurdach pan myśli?
Choćby przykład z ubiegłego
tygodnia. Portal TVN24
stwierdził z dumą - a większość mediów
powtórzyła tę „szokującą” informację - iż prokurator Krzysztof Kuciński chciał
mi postawić zarzut „ujawnienia raportu prezydentowi Rzeczypospolitej”. Jego
przełożeni z warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej oraz Prokuratury Generalnej
uniemożliwili mu to i dlatego prokurator Kuciński
zrezygnował z prowadzenia tej sprawy. Media podają tę informację, dziennikarze
komentują, analizują... A przecież wystarczyłoby zajrzeć do ustawy o likwidacji
WSI - tam jest wprost napisane, że moim obowiązkiem było przedstawienie raportu
z weryfikacji WSI prezydentowi. Dla niego tę pracę wykonywałem. Innym zarzutem,
pamiętają Państwo, był fakt przekazania raportu wydrukowanego w Monitorze
Polskim do tłumaczenia. Główni publicyści establishmentu nazywali to „zdradą
stanu” i domagali się najostrzejszych kar. Szaleństwo sięgnęło zenitu. Nie
dziwię się więc, że Prokuratura Generalna nie chciała, by powstał akt oskarżenia
kompromitujący urząd prokuratorski.
Ale może nie udało się panu zbudować nowych służb? Polacy
są pogubieni, gdy słyszą, że wskutek nieudolności Służby Kontrwywiadu
Wojskowego podobno nasi żołnierze w Afganistanie
tracili życie.
W ciągu roku, kiedy kierowałem
SKW, w Afganistanie - w liczącym 1200 osób kontyngencie polskim - zginął
jeden żołnierz. To tragiczne wydarzenie, lecz musimy mieć świadomość, że na
innych misjach, zarówno wtedy, gdy zadanie to pełniły WSI, oraz później, kiedy
za bezpieczeństwo polskich żołnierzy odpowiedzialni byli minister Bogdan Klich
i koordynator służb specjalnych Paweł Graś - straty te były nieporównanie większe.
Nowe służby pod moim kierownictwem oparte na kompetentnej i uczciwej kadrze
zbudowały solidne i skuteczne kontakty z sojusznikami. Dysponowaliśmy
informacjami, jakich nigdy przedtem nasze służby nie posiadały. Wymagało to
nie tylko zaufania sojuszników, lecz także całkowitej zmiany taktyki działania
kontrwywiadowczego i zastosowania nowoczesnych narzędzi informatycznych. I
dzięki temu m.in. mogliśmy skutecznie chronić polskich żołnierzy. Takie są
fakty, ale w tej nagonce nie o fakty przecież chodzi, lecz o to, by umożliwić
powrót oszustom z komunistycznego wywiadu, dla których motorem działania
najczęściej były prywatne korzyści materialne.
Równie głośno stawiano zarzut, że mamy do czynienia z
absurdem, gdyż twierdzono - co poparł prokurator generalny pan Andrzej Seremet
- iż przygotowując raport, nie był pan urzędnikiem państwowym.
I znowu przekłamanie płynące albo
z całkowitej ignorancji prawnej, albo ze złej woli. Istotą decyzji prokuratury
była oczywistość: raport, będąc miarodajnym dokumentem urzędowym, nie
powodował, w sposób obligatoryjny, skutków prawnych. To znaczy, że nie można
było np. powołując się na raport, usunąć kogoś z pracy. To był swoisty
kompromis, jaki zawarli autorzy ustawy. Ja zresztą miałem w tej sprawie
odmienne zdanie. Ale ponieważ tak właśnie postanowiono - raport nie wypełnia
cech zdefiniowanych w art. 271 kk i nawet gdyby znalazły się
w nim błędne informacje (a dotychczas nikt ich nie wykazał!), nie można by za
nie ścigać kamie.
Z naszych obserwacji wynika, że to ludzie dawnych WSI
uruchamiają wszystkie sprężyny i wszelkie wpływy, jakie mają. Gdy patrzymy na
mapę mediów, to ośrodki tej histerii pokrywają się z informacjami o udziale
służb specjalnych w tych przedsięwzięciach.
Ale skąd ten atak histerii właśnie dzisiaj? Nie wiemy.
Myślę, że warto sięgnąć do lektury
drugiego raportu zespołu parlamentarnego badającego katastrofę smoleńską.
Zawiera on obszerny materiał analizujący przetarg na remont tu- polewa. Krok po
kroku pokazaliśmy, że cała ta operacja, zarówno w Polsce, jak i w samej Rosji
odbywała się pod nadzorem wywiadu rosyjskiego. Przebieg przetargu jest zadziwiający
- rosyjski wykonawca już trzy miesiące przed jego rozpisaniem wiedział, kto
będzie pośrednikiem w tej operacji. Cena, jaką za to wszystko zapłacono,
dwukrotnie przewyższała koszty zakupu nowej maszyny. Zdecydowano się jednak
na remont sowieckiego samolotu, któremu już dwa razy przedłużano dopuszczalny
okres użytkowania. A w tupolewie już po remoncie nastąpiło 12 poważnych awarii
systemu nawigacyjnego.
Co to ma wspólnego ze sprawą WSI?
Przynajmniej w jednej z firm,
które wygrały organizowany przez MON przetarg, ważne miejsca zajmowali ludzie
dawnych WSI. Ci sami ludzie uczestniczyli w organizacji „operacji remontowej”.
I dlatego przetarg ten powinien być przedmiotem śledztwa. A dzisiaj sprawę
próbuje się zamieść pod dywan, chociaż prokuratura posiada wszelkie dostępne
na ten temat materiały. Dla ludzi WSI to poważne zagrożenie. Połączenie tego
środowiska ze Smoleńskiem, dotychczas będące raczej przedmiotem ogólnych
rozważań, może się okazać zaskakująco konkretne.
Zastanawialiśmy się przed tą rozmową, czy bardziej pytać o
WSI, czy o sprawy smoleńskie, ale pan, paradoksalnie, odpowiada, że nie da się
polskich patologii tak rozdzielić, bo one się zazębiają.
Tak. I nie ma wątpliwości, że
istnieje ścisła relacja między tymi dwiema sprawami. Uczciwe śledztwo powinno
dać nam odpowiedź na szczegółowe pytania.
Takie wątki już się zresztą pojawiały. Znamy przecież
historię Tomasza Turowskiego, bardzo ważnego agenta SB, przez dekady
kierowanego na najważniejsze odcinki, który nagle odnalazł się jako polski
dyplomata w samym centrum tej tragedii
i odgrywał przez pierwsze dni w Smoleńsku kluczową rolę.
To tylko jeden z przykładów
osaczania prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zresztą w sprawie Turowskiego
najważniejsze informacje wciąż są tajne. Ale wracając do problemu WSI -bez
wątpienia ten cyniczny, szczególnie mocny atak ma jak najszybciej odwrócić
uwagę Polaków od faktu ograbienia ich przez rząd na sumę ponad 150 mld zł,
które właśnie przejęto z OFE. To rabunek w biały dzień, który chce się
przykryć tematem wojskowych służb. No i wreszcie mamy też do czynienia z próbą
ukrycia przed opinią publiczną udziału ludzi byłych WSI w licznych aferach,
rabunku polskiego mienia, choćby w infoaferze, w sprawie cyfryzacji ściany
wschodniej.
Mimo wszystko skala propagandy na rzecz WSI przekracza te
cele, które pan wymienił. By to osiągnąć, nie trzeba rozpętywać akcji
rehabilitowania tego długiego ramienia Moskwy, a to przecież właśnie się
dzieje.
Zgoda, w tym wszystkim jest
szerszy plan. W mojej ocenie - próba rehabilitacji tajnych służb
komunistycznych połączona z budowaniem wrogości wobec Kościoła i polskiej
tradycji, to tworzenie mitu założycielskiego nowej formacji politycznej, która
dobija się do władzy. Widzimy już jej zarysy - jej patronem chce być Bronisław
Komorowski, a obejmuje ona Ruch Palikota, grupę Schetyny (bardzo w tę operację
zaangażowaną) i establishment medialny, resortowe dzieci. Partia WSI, która
właśnie powstaje, ma się wyłonić jako kandydatka do objęcia władzy z chaosu,
który pogrąży Platformę Obywatelską.
Dlaczego Grzegorz Sćhetyna - bo on w tym składzie
najbardziej dziwi - tak mocno się w tę
akcję obrony WSI zaangażował?
Nie tylko on, również cała grupa z
nim związana. Mnie to akurat nie dziwi. Wiadomo, jakie było zaplecze interesów
Schetyny, wiadomo o związkach z aferą hazardową, z aferą informatyczną w MSW
itd. Oni wiedzą, że jeśli Prawo i Sprawiedliwość dojdzie do władzy, cały ten
system korupcyjny zostanie zniszczony. Podejmują więc kontrakcję.
Gdy mówi pan o partii WSI, to ma na myśli ponadpartyjny
front obrony czy realną strukturę partyjną?
PO przekształca się na naszych
oczach w zupełnie nową formację, w której zaczynają do
minować ideologia wulgarnego
seksualizmu, ochrona oligarchii oraz kult komunistycznej agentury. Zapewne nie
wszyscy się z tym godzą, ale ostatnia ofensywa ludzi WSI taki właśnie ma cel.
Ważną rolę w tej operacji odgrywa patronat Bronisława Komorowskiego jako męża
opatrznościowego WSI. Nie wiem, jak się ta próba sił wewnątrz Platformy zakończy,
lecz wydaje mi się, że rozstrzygnięcie jest blisko. Charakterystyczne jest
zaangażowanie się w tę akcję funkcjonariuszy wydziału XI komunistycznego
wywiadu działających teraz ręka w rękę z funkcjonariuszami Zarządu II Sztabu
Generalnego LWP, czyli komunistycznej wojskówki. I to jest istotna różnica w
porównaniu do genezy PO w końcu lat 90. Wówczas strona organizacyjno-koncepcyjna
była w rękach cywilnego wywiadu (Gromosław Czempiński, Andrzej Olechowski i in.). Teraz obok wywiadu cywilnego (np. Aleksander Makowski)
ważną rolę odgrywają ludzie z wojskówki (np. Marek Dukaczewski). Dawny konflikt
między służbami wojskowymi a
cywilnymi, widoczny też w strukturach mafijnych (np. Pruszkowa i Wołomina),
ustępuje szczególnemu sojuszowi wokół nowej formacji. Kłamstwem (mitem)
założycielskim jest obrona WSI, a wśród celów politycznych coraz wyraźniej
dominują ideologia gender
ze swą patologiczną swobodą obyczajową i
nienawiścią do Kościoła oraz otwarte dążenie do włączenia Polski do
federacyjnego państwa europejskiego. A Donald Tusk na otarcie łez ma szansę
otrzymać jakieś stanowisko w Komisji Europejskiej.
Jednak Donald Tusk nie wsparł pomysłu powołania komisji
śledczej w pana sprawie?
Widać, zrozumiał, iż to pułapka.
Wielokrotnie sygnalizował, że triumwirat Komorowski-Schetyna-Palikot wywiera
na niego w tej sprawie silną presję. I proszę
zauważyć, z jakim oporem i krytyką spotkał się w Platformie. Równocześnie
warto spojrzeć na sondażowe wyniki tej ofensywy agentury. Najpierw okazało się,
że większość Polaków nie chce komisji mającej mnie skazać za likwidację WSI.
Potem zaś sondaże ujawniły 4 proc. wzrostu notowań PiS, które wygrywa już z PO
przewagą 8 proc. Okazuje się więc, że ta mieszanka ideowo-polityczna źle
służy Platformie, a ci, którzy sądzili, że można będzie straszyć Polaków
Macierewiczem, złapali się we własne sidła.
Boi się pan komisji śledczej?
Skorzystam z każdej trybuny, która
pozwoli mi pokazać przestępstwa WSI, kształtowanie się systemu mafijnego,
grabież polskiej gospodarki.
Chyba że to będzie sąd kapturowy.
Takie próby będą, ale nie sądzę,
by się powiodły. Przed każdym organem zdołam powiedzieć prawdę o tej
organizacji, o jej ludziach i powiązaniach. Mówię tym wszystkim, którzy żądają
powołania komisji śledczej , że jestem do dyspozycji. I mówię jeszcze jedno:
atak w sprawie WSI nie zmusi mnie do zaniechania badania tragedii smoleńskiej.
A strach przed tym drugim jest w mojej ocenie, jeszcze raz to podkreślę,
kluczowym motorem napędzającym nagonkę. Wielu ludzi w Polsce jest gotowych
zrobić wszystko, by prawda o Smoleńsku nie wyszła na jaw, bo na tej zbrodni i
na tym kłamstwie wiszą ich kariery.
Twarzą tej kampanii jest
niejaki Aleksander Makowski, stawiany w książkach
i na okładkach części pism jako wzór osobowy dla młodzieży, prawie jak James
Bond. Co to za postać?
W mojej ocenie, jeśli już szukać
porównań, to raczej z sowieckimi czekistami niż z Bondem. To postać całkowicie
niewiarygodna, która naraziła państwo polskie w oczach sojuszników na
śmieszność. Mitoman próbujący namówić śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, by
poinformował Amerykanów, iż nasze służby skutecznie rozpracowały bin Ladena i lada moment będą go mieć na celowniku.
A jaka była prawda?
Tymczasem były to jakieś
niewiarygodne pomysły, znane już i nieaktualne ustalenia, informacje o
niemożliwych do sprawdzenia źródłach. Można sobie tylko wyobrazić
kompromitację Polski, gdybyśmy tych mistyfikacji nie zweryfikowali i nie
zatrzymali. Zresztą Makowski, także u ówczesnego szefa wywiadu Zbigniewa
Siemiątkowskiego i nadzorujących go oficerów, miał opinię osoby całkowicie
niewiarygodnej, działającej z pobudek finansowych i inspirowanej z zewnątrz.
Streszczam tu oficjalne dokumenty wywiadu podpisane przez konkretnych oficerów
prowadzących Makowskiego. Identyczne było stanowisko służb sojuszniczych,
które wskazywały, że jego informacje systematycznie wprowadzają w błąd. Ten z
kolei oskarżał służby, że odrzucają jego usługi, bo skrycie wspierają bin Ladena. Szaleństwo!
I ja miałem komuś takiemu
powierzyć bezpieczeństwo polskich żołnierzy? I on mnie dzisiaj poucza, jak
należy budować służby specjalne? Jest wyrocznią? To kpina z państwa polskiego.
To możliwe tylko w świecie, w którym media, działając na szkodę Polski, są
narzędziem używanym przez ludzi komunistycznych służb specjalnych.
Makowski chwali się, że wygrał proces z MON, który wytoczył
za umieszczenie jego nazwiska w raporcie
z weryfikacji WSI.
MON w czasach Bogdana Klicha
przyjęło politykę zawierania ugody z byłymi agentami. Ale w wypadku
Makowskiego nawet ten resort nie ośmielił się stwierdzić, że informacje
raportu na jego temat były nieprawdziwe. Przeciwnie, w swoich przeprosinach MON
potwierdza prawdziwość informacji raportu i przeprasza jedynie za to, że
zostały one opublikowane. Chociaż publikację tych informacji i nazwisk
nakazywała ustawa. Makowski nie miał odwagi wystąpić przeciwko mnie i skarżył
MON, bo wiedział, że proces ze mną w sprawie raportu przegra.
Co jest w aneksie
do raportu WSI, którego śp. Lech Kaczyński nie zdążył opublikować?
Przede wszystkim to materiał
czterokrotnie większy, liczy blisko l tys. stron. Skupia się na roli ludzi WSI
w gospodarce, opisuje działania destrukcyjne, przestępcze, pokazuje okradanie
polskiej gospodarki. Jest tam m.in. opis sprawy Funduszu Obsługi Zadłużenia
Zagranicznego, który zresztą nadal działa. FOZZ to był rodzaj przykrywki dla
działań II Zarządu Sztabu Generalnego LWP, a
następnie WSI. Jest tam wreszcie opis roli Wojskowych Służb Informacyjnych w
tworzeniu i chronieniu mafii pruszkowskiej. I wiele, wiele innych kwestii.
Pada w tym aneksie
do raportu nazwisko Bronisława Komorowskiego?
Panowie, wiecie doskonale, że nie
mogę o tym mówić. Ale na pewno warto rozważyć, iż prezydent może znajdować się
w stanie silnego konfliktu interesu. Z jednej strony może być zainteresowany
ukrywaniem aneksu, z drugiej jako prezydent ma obowiązek opublikować raport.
Niestety, Bronisław Komorowski jeszcze jako wicemarszałek Sejmu był jedną z
nielicznych osób, które odmówiły złożenia wyjaśnień przed komisją weryfikacyjną
WSI.
A może nam pan wyjaśnić, dlaczego Radosław Sikorski,
niegdyś przecież ofiara bezprawnych działań WSI, obecnie jest ich tak
zaciekłym obrońcą?
Przyznam, że to dla mnie też
zagadka. Nie znam pełnej odpowiedzi, jednak znam kontekst sprawy. Radosław
Sikorski w latach 90., w czasie, gdy WSI nadzorował Bronisław Komorowski, padł
ofiarą dwóch operacji tych służb - „Szpak” i „Bastard”. Był
wtedy, wraz z narzeczoną, brutalnie inwigilowany,
podglądany, szukano na niego wszelkich haków, usiłowano dowieść współpracy z
wywiadem brytyjskim. Co ciekawe, tę akcję nadzorował Lucjan Jaworski, którego
Komorowski postawił na czele kontrwywiadu WSI. I wtedy mamy do czynienia z
początkiem zmiany postawy Radosława Sikorskiego wobec WSI.
Złamano go, bo coś znaleziono?
Na pewno jest to bardzo
zastanawiające. Jak to się stało, że ofiara WSI została ich zaciekłym obrońcą?
Trudno pojąć.
A jaka była postawa Sikorskiego wobec WSI w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza? Zgadzał się co
najwyżej na zmianę nazwy, istotę WSI chciał pozostawić nienaruszoną. A na szefa
kluczowego, śląskiego okręgu wojskowego zaproponował... Marka Dukaczewskiego,
byłego szefa WSI. Nic dziwnego, że prezydent Lech Kaczyński odrzucił tę
propozycję. A następnie odmówił zgody na mianowanie Sikorskiego ministrem spraw
zagranicznych. Był to jedyny taki przypadek po 1989 r. Zgodnie z konstytucją
prezydent mianuje kandydatury zgłoszone przez premiera. W tym wypadku Lech
Kaczyński stanowczo sprzeciwił się ze względu na bezpieczeństwo państwa. Mamy
do czynienia z decyzją wyjątkową, niebywałą, niemającą precedensu. Pierwszy
obywatel Rzeczypospolitej ostrzegał, że Radosław Sikorski jako minister spraw
zagranicznych będzie szkodził bezpieczeństwu państwa polskiego. Można sobie
tylko wyobrazić, jak silnymi materiałami dysponował Lech Kaczyński, gdy
zdecydował się na tak niezwykły krok.
WSieci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz