Krzysztof
M. ps. Bajbus to sprawca i ofiara. On za swoje przestępstwa odpokutował, ale
ci, którzy zabili mu żonę, pozostają bezkarni.
Piotr Pytlakowsk
Do
aresztu, w którym siedział Bajbus, prokurator wpadł jak po ogień. A wie pan co,
zagaił, dzisiaj rano ktoś zabił pana żonę, głupia sprawa. Po czym oznajmił, że
pędzi na czynności, zamknął drzwi i zniknął. Bajbus nie zdążył nawet spytać,
co i jak. Chciał płakać, ale miał wrażenie, że łzy wyschły.
Żonę Bajbusa Annę zastrzelono 10
stycznia 2008 r. o 6.55 rano w Kobyłce pod Warszawą, kiedy szła do sklepu, w
którym pracowała. Pierwsza notatka policyjna brzmiała: „Według pozyskanej
informacji została znaleziona n/n kobieta potrącona przez samochód”. To była
pomyłka, lekarz stwierdził rany postrzałowe, dostała sześć pocisków w plecy,
kark i głowę. Pies policyjny Agar nie podjął tropu, trwały roztopy, na domiar
złego mżył deszcz. W pobliżu widziano żółtego busa, szybko go zlokalizowano,
należał do piekarni i nie miał ze sprawą nic wspólnego.
Urodziłem się i wychowałem w pod-
grójeckiej wsi, dziadkowie byli rolnikami, ojciec kierowcą, w domu bieda z
nędzą. Wyrwałem się w świat dzięki boksowi, trenowałem w Legii, Janusz Gortat
był moim trenerem. Chodziłem w wadze średniej, dobry byłem, na zawodach nie
przegrałem żadnej walki, ale w wieku 18 lat skończyła się kariera w ringu, bo
poszedłem siedzieć. Głupia sprawa, po paru piwach pobiłem kolegę, dostałem trzy
lata.
Jak wyszedłem z więzienia,
poznałem na dyskotece Ankę. Wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy razem, mamy dwoje
dzieci: córkę dzisiaj 19-letnią i syna - 16 lat. Otworzyliśmy z żoną mały pub
przy Złotej w centrum Warszawy. Któregoś razu przyszedł gość i zaproponował
biznes, wstawianie do pubów niskowygraniowych maszyn do gry. Miał ksywkę Żyd i
- jak się potem dowiedziałem - był od słynnego Korka (szef gangu mokotowskiego,
jednej z najgroźniejszych grup przestępczych w Polsce - przyp. aut.].
Powiedział, że wszystko jest legalne, firma podatki płaci, a ja mam tylko przywozić
pieniądze z automatów i się uczciwie rozliczać.
Dostałem 10 proc. prowizji od
każdej maszyny i interes kręcił się jak złoto, zarabiałem coraz więcej. Ale
eldorado się skończyło, Korek popadł w kłopoty, musiałem się przebranżowić.
Jakoś tak wyszło, że wziąłem się za odzyskiwanie długów. Znałem trochę sportowców:
zapaśników i wojowników z KSW i MMA, oraz paru policjantów, którzy też trzymali
automaty do gry w pubach i potrzebowali kogoś do ich ochrony. Tak powstała
grupa, którą nazwano grupą Bajbusa. Odzyskiwałem długi dla moich znajomych,
potem dla znajomych znajomych, krąg się rozszerzał, bo zyskałem mir
skutecznego windykatora. Brałem wysokie stawki, płaciłem chłopakom godziwie,
dlatego chętnie dla mnie pracowali. Grupa liczyła nawet 50 ludzi, których w
każdej chwili mogłem skrzyknąć.
Policjanci też jeździli ze mną
odzyskiwać pieniądze, było ich sześciu. Pracowali w Komendzie Stołecznej,
przy Żytniej, Malczewskiego, Opaczewskiej i Grenadierów - dzięki temu miałem informacje
z całej Warszawy, co tam gliny planują.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia, odzyskiwanie
długów przestało nam wystarczać. Zabraliśmy się za rozboje. Zgłosili się
goście, którzy mieli kłopoty
z gangiem Szkatuły, i ja im trochę
pomogłem. W zamian zaoferowali, że mają parę rzeczy do wystawienia. Byli z okolic
Łaz, to niedaleko centrum chińskiego w Wólce Kosowskiej. Wystawili nam
hurtownie Chińczyków i Wietnamczyków. Wynajmowaliśmy tira i jechaliśmy jak po
swoje. Towar braliśmy różny zbyt zapewniony. Raz zabraliśmy całego tira męskich
majtek typu bokserki - towar był wart z milion złotych, ale u pasera poszedł za
ułamek wartości. Na nasz widok Wietnamczycy sami kładli się na ziemi, broń nie
była potrzebna. Byliśmy poprzebierani w policyjne mundury, a oni byli
przyzwyczajeni, że policjantom trzeba płacić bez szemrania. Pewnie ich
dziwiło, że nie domagamy się kasy, tylko zabieramy męskie gatki, ale chyba to
sobie jakoś tłumaczyli, że w Polsce gliniarze mają różne potrzeby.
Potem już było mniej zabawnie, bo
doszło do dwóch zabójstw. Niejaki Dony wystawił kantorowca, który miał trzymać
w chałupie 300 tys. euro. Pojechaliśmy do niego pod Warszawę, nie miał
pieniędzy. Był z nami Antek, zawodnik MMA. Złapał cinkciarza za gardło, za
mocno schwycił i skręcił człowiekowi kark. Jak już grupa wpadła, sam słyszałem,
jak śledczy gadali, że szkoda Antka, bo to student z dobrego domu i do tego
obiecujący sportowiec. Dostał lekki zarzut udziału w napadzie i odsiedział niecałe
dwa lata. Ale to było potem, wcześniej zabito jeszcze Dzika.
Dzik był młody i narwany, do
naszej grupy przyprowadził go kumpel, ksywka Pulpet. Dzik był Polakiem wychowanym
w Rosji, stąd może taki nieokrzesany. Na własną rękę chodził po haracze i
rozrabiał. Zdemolował sklep na Mokotowie, właściciel przyszedł na skargę i
płakał rzewnymi łzami. Powiedziałem Dzikowi, chłopie zbastuj, nie chodź sam,
nie wariuj. Nie posłuchał. Poszedł do restauracji i porozbijał szkło, połamał
krzesła. W agencji towarzyskiej pobił kurwy i klientów. A przy tym powoływał
się na mnie, podnosił sobie markę, mówiąc, że dla mnie pracuje. W miasto
poszło, że mój człowiek psuje rynek, anarchię robi. No i kiedyś Daks, drugi po
Korku w gangu mokotowskim, zażądał, żeby zrobić z Dzikiem porządek. Daksa
kolega, ksywka Bobek, zaoferował, że osobiście przywoła Dzika do porządku. Nie
było już odwrotu. Ci z Łaz przygotowali dół w lesie. Antek, ten od kantorowca,
przywiózł Dzika do lasu. Ja odszedłem na bok, nie mogłem patrzeć, na swój
sposób lubiłem tego chłopaka. Bobek na nim usiadł i go zabił. Wrzucili do dołu,
zasypali.
A potem grupa wpadła i każdy na wyścigi
kapował na każdego. Ja długo milczałem, ale jak wyczułem, co się święci, też
zacząłem zeznawać, ale nie tak, żeby innych pogrążać, trochę kluczyłem. Z moich
zeznań nikt z mojej grupy wyroku nie dostał, taka jest prawda. Ale Daksa
obciążyłem, nie mogłem mu tego Dzika darować. Dostał zarzut zlecenia zabójstwa
i skazali go na 15 lat. (...)
Pętla wokół Daksa
Śledztwo w sprawie śmierci Anny M.
prokurator powierzył policjantom z CBS. Na miejscu zdarzenia zabezpieczono
siedem łusek, niedopałek papierosa oraz zapisy monitoringu z kamery w
pobliskim sklepie. Ustalono, że broń, z której zastrzelono żonę Bajbusa, była
wcześniej użyta w trakcie napadu rabunkowego na hurtownię w podwarszawskich
Michałowicach. Do śledztwa nic to nie wniosło, bo sprawców napadu nie ustalono.
Domyślano się, że zamach na życie
Anny mógł mieć związek z faktem, że jej aresztowany mąż współpracował w śledztwie
z prokuraturą, obciążał innych, w tym Zbigniewa C. ps. Daks, jednego z liderów
gangu mokotowskiego. Z Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce ściągnięto zeznania
Mariusza S. ps. Marcel, członka grupy mokotowskiej, a potem świadka koronnego.
Złożył je w listopadzie 2007 r., a więc kilka miesięcy przed śmiercią Anny M.
Mówił, że na spotkaniach z udziałem Daksa planowano zamordowanie kogoś z
rodziny Bajbusa, bo ten zeznaje na szefów gangu, trzeba go zastraszyć.
Polecenie zabójstwa dostał Dony. „To miało być zrobione na cito, stawka
wynosiła 10 tys. euro lub dolarów” - zeznawał. Prokurator z Ostrołęki przekazał
to zeznanie policjantowi z warszawskiego zarządu CBŚ, a ten -jak potem
ustalono - włożył je do swojej szafy pancernej i o nim zapomniał. Dopiero po
śmierci Anny M. przypomniano sobie, że Marcel już wcześniej ostrzegał o niebezpieczeństwie.
Przesłuchano Donego, który potwierdził,
że już w 2006 r. Daks proponował mu zabicie niewymienionej z nazwiska kobiety.
Domyślił się, że chodziło o żonę Bajbusa, i dlatego odmówił, argumentując, że
nie może krzywdzić rodziny osoby, z którą blisko współpracował. Po aresztowaniu
Daksa (na podstawie zeznań Bajbusa) Dony jednak pomógł w przygotowaniu zamachu
- pokazał dwóm mężczyznom z gangu mokotowskiego dom Bajbusa w Kobyłce. Jednym
z tych mężczyzn był Norbert D. Przesłuchano go i na tym czynności zakończono,
bo Norbert D. zaprzeczył: „Nie miałem z tym nic wspólnego”.
Inny świadek, przestępca z Łodzi,
opowiedział, że ludzie z grupy mokotowskiej zaprosili go do Warszawy. W
restauracji na Starym Mieście spotkał się z Daksem, który zaproponował, żeby za
pieniądze zabił kobietę, która „strasznie zalazła mi za skórę”. „Powiedziałem, że przemyślę sprawę i że może na
mnie liczyć” - zeznał. Uciekł do Łodzi i więcej się z Daksem nie kontaktował.
Prok. Michał Szulepa z
warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej ustalił, że już w lutym 2007 r. gang
mokotowski stworzył listę osób do odstrzału. Na jej czele była rodzina
Bajbusa.
Przesłuchano wielu świadków, także
mężczyzn siedzących z Bajbusem w areszcie. W większości zeznań pojawiał się
ten sam schemat. Według świadków to Daks szukał ludzi do wykonania wyroku na
żonie zdrajcy. W kilku zeznaniach pojawiły się też nazwiska i pseudonimy dwóch
wykonawców zabójstwa. Jednym miał być wspomniany już Norbert D., a drugim
Wojciech S. ps. Wojtas.
Opowieść Bajbusa cd.
Ostatni raz żonę widziałem w
grudniu 2007 r., przed świętami. Przyszła z dziećmi na widzenie. Powiedziała,
że nasze psy zdechły, mieliśmy dwa rottweilery. Jak to zdechły, razem zdechły?
Tak, mówi, nagle zdechły, pochowałam je w lesie. Coś mnie tknęło, może otrute.
Pytam żony, czy coś się dzieje, jakieś groźby? Nic, mówi, spokój jest. Ale była
trochę zaniepokojona. A ja już miałem w więzieniu sygnały, że jak się nie zamknę,
to będzie zemsta.
(Z notatki policyjnej: „W grudniu
po powrocie z widzenia z mężem Anna M. przemeblowała pokój, poprzestawiała
fotele tak, aby zasłaniały pokój od ulicy”).
Wzięli mnie na czynności do prokuratora
Szulepy. Powiedziałem mu o tych psach i że się niepokoję o rodzinę. Nie wziął
tego poważnie. A po miesiącu przyszedł, żeby powiedzieć, że moją Ankę
zastrzelili.
Gdybym mógł cofnąć czas, to nigdy
w życiu bym nie usiadł do stolika z tym człowiekiem. Ani z Szulepą, ani z innymi
prokuratorami. Wolałbym odsiedzieć za to, co
zrobiłem, niż iść na układy. Bo dzisiaj już wiem, że to nic niewarte, te ich
obietnice. Wiedzieli pierwsi ode mnie, że bandyci wydali wyrok na moją rodzinę,
i nic z tym nie zrobili. Wrzucili zeznania koronnego do szafy i zapomnieli.
Mieści się to panu w głowie?
Pilnowali mnie, żebym czegoś sobie
nie zrobił, nie powiesił się, ale na pogrzeb nie zawieźli, za dużo fatygi. Naobiecywali,
że zajmą się dziećmi, żebym tylko na procesie potwierdził, co zeznawałem w
śledztwie. A kiedy ruszył proces, prokurator mi mówi: dzisiaj rano podpalili
panu dom. Kto, co - nie wiedział. Nie zeznawałem tego dnia. A potem kolejna
rozprawa, przywożą mnie, a prokurator znów to samo: jeszcze raz podpalili panu
dom! Szlag mnie trafił. Odmówiłem potwierdzenia wcześniejszych zeznań i
przestałem im być potrzebny.
Wyroki i tak zapadły, ja dostałem
sześć lat. Odsiedziałem od deski do deski. Wyszedłem niedawno. Idę do
prokuratury, bo chcę wiedzieć, jak śledztwo w sprawie zabójstwa Anki.
Prokurator mówi: a, tamta sprawa, to już dawno umorzone. Dlaczego, pytam,
umorzone? Jak zwykle, odpowiada, nie wykryliśmy sprawców.
Różnica między koszem a
szufladą
Śledztwo w sprawie śmierci Anny M.
umorzono w 2009 r., już po roku od zabójstwa. Prok. Michał Szulepa napisał w
uzasadnieniu: „Przeprowadzone w tej sprawie czynności wskazały na duże
prawdopodobieństwo, iż fakt zabójstwa Anny M. stanowił formę odwetu ze strony
świata przestępczego za podjętą przez Krzysztofa M. współpracę z prokuraturą”.
Uznał jednak, że poszlaki to za mało, aby komukolwiek przedstawić zarzuty.
Przypomnijmy, te poszlaki to
zeznania świadka koronnego i innych osób (nie- związanych ze sobą) o tym, kto
wydał zlecenie zabójstwa Anny M. i kto był jego wykonawcą. Na podstawie
znacznie słabszych dowodów prokuratorzy pisali akty oskarżenia i wygrywali
sprawy.
Bajbus nie jest w stanie pogodzić
się z myślą, że zabójcy jego żony wciąż są bezkarni. - Coraz częściej myślę
o tym, że wszystko było ułożone - mówi. - Ktoś dał bandytom glejt
bezpieczeństwa, ktoś im pomagał, przekazywał informacje. Zabili moją kobietę,
dwa razy podpalili dom, a ci, którzy mieli chronić mnie i moją rodzinę,
odwrócili się tyłem. O sobie mówi, że też był bandytą, miał własny gang,
ale to było, minęło. Pracuje w prywatnej firmie jako kierowca, tyra, by
utrzymać dorastające dzieci.
Sprawę bada teraz Prokuratura Generalna.
Może potwierdzić zasadność umorzenia albo nakazać wznowienie śledztwa.
Ckliwa historia,szkoda że tak niewiele w niej prawdy...pominięto rzeczywista działalność którą swobodnie prowadzi po opuszczeniu aresztu...Budzi współczucie wspominając o żonie i dzieciach które sa pod opieką teściowej a zapomniał o wieloletnich przyjaciółkach zajmujących miejsce żony...Gangster próbuje wrócić na salony,jak dlugo bedzie błyszczal?Czy można czuc się bezpiecznie?Czy prawda i sprawiedliwość wypłynie na światło dzienne?...
OdpowiedzUsuńta zawsze mowilem ze prokuratorzy to mordercy a ta swinia co napisala troche wyzej to taki sam jestes jak psy
OdpowiedzUsuńwidac ze prokuratorzy ktorzy prowadzili ta sprawe sa zamieszani w ta zabojstwo dax jest widocznie dla nich bardzo cennym czlowiekiem skoro morduja razem niewinnych ludzi i tak bardzo go kryja zalosne
OdpowiedzUsuńZobacz sobie filmy o gangsterach nigdy nie kabluj i nie zdradzaj swoich. Bajbus to cwel sprzedał się. Dax to by go na kaszankę przerobił
Usuńpanie prokuratorze szulepa dlaczego pan zleca zabojstwa niewinnych kobiet
OdpowiedzUsuńpanie prokuratorze szulepa i pana koledzy jak mozecie mordowac niewinne kobiety tylko poto aby wymusic zeznania ciekawe czy pan jeszcze pracuje w tej prokuraturze ale pewnie tak tacy jak pan i koledzy to mysle ze juz nie jedna osobe zamordowaliscie w taki sam sposob bedziecie sie smazyc w piekle swinie mordercy
OdpowiedzUsuńBAJBUS TO DZIWKA KURWA SZMATA I FRAJER W OJCU CHRZESTNYM TO BY ZDECHŁ
OdpowiedzUsuńanonmowy ty kurwo ruro jak bym cie zlapal to bys byl rozerwany
OdpowiedzUsuń