Ze wszystkich
problemów Ryszarda Krauzego ten z pewnością jest najpoważniejszy. Niewiele
brakowało, by bójka na sopockim Monciaku zakończyła się śmiercią jego syna.
RADOSŁAW OMACHEL
Noc z soboty na
niedzielę, tydzień temu, dochodzi piąta rano. Aleksander Krauze, 25-letni syn
Ryszarda - znanego miliardera z Gdyni - wychodzi ze znajomymi z klubu Unique, położonego w pobliżu wejścia na molo w Sopocie. Niektórzy
świadkowie twierdzą, że został wyproszony z klubu za zbyt głośne zachowanie. Menedżer
klubu twierdzi, że niczego takiego nie było.
Prawie równocześnie położony sto
metrów dalej klub Ego opuszcza o cztery lata młodszy od Aleksandra Mikołaj P.
- bezrobotny. Wlał w siebie prawie pół litra, poprawił jointem. Awanturuje
się, zaczepia ludzi. Najwyraźniej na haju przecenił swoje możliwości, bo
zaczepia także Krauzego juniora. Świadkowie mówią, że dochodzi do pyskówki.
Mikołaj P. odchodzi, ale za chwilę wraca. Rzucają się na siebie. Według części
świadków to wtedy Mikołaj P. dwukrotnie rani Aleksandra Krauzego nożem.
Policja zatrzymuje go kilka minut później. Ma już na koncie wyrok za udział w
pobiciu z użyciem noża. Wtedy dostał rok w zawieszeniu. Teraz grozi mu 10 lat.
- Być może ciosy nożem padły,
kiedy Mikołaj się bronił. Jeśli tak, to trzeba rozważyć, czy działał w
warunkach obrony koniecznej i czy przekroczył jej zasady - mówi Paweł Giemza,
obrońca Mikołaja P. Wiadomo, dlaczego tak mówi - bo to oznaczałoby łagodny
wyrok dla jego klienta. Ale to nie znaczy, że nie ma racji.
Aleksander Krauze przechodzi
operację, wraca do zdrowia w jednym z gdańskich szpitali. Być może do tego
wszystkiego by nie doszło, gdyby nie zmniejszenie liczby pilnujących go
ochroniarzy. Jeszcze parę miesięcy temu było ich czterech, teraz tylko dwóch.
- Najważniejsze, że żyje, ta bójka mogła się skończyć tragicznie - mówi jego
znajomy.
Rówieśnik Prokomu
Gdy Krauze junior pojawi się na
świecie w 1989 roku, jego ojciec był początkującym przedsiębiorcą,
właścicielem raczkującej spółki informatycznej Prokom. Wychodził jej w
urzędach status jednostki innowacyjnej, co pozwalało na korzystanie z dużych
ulg podatkowych. Dobre relacje z sektorem państwowym stały się z czasem znakiem
firmowym Prokomu, który seryjnie wygrywał wielomilionowe przetargi na dostawę
usług i oprogramowania komputerowego. Między innymi dla NIK, MON, MEN i ZUS.
W połowic lat 90. nazwisko
Krauzego zaczęło się pojawiać w rankingach najbogatszych Polaków - w 2008
roku, w szczycie giełdowej hossy, jego majątek był wyceniany na 4,5 miliarda
złotych. Składały się na niego aktywa funduszu inwestycyjnego Prokom Investments (spółkę informatyczną Prokom Software Krauze sprzedał w
2007 roku regionalnemu potentatowi informatycznemu Asseco za prawie 600 min zł)
i akcje firm zajmujących się m.in. produkcją insuliny (Bioton), budową i
sprzedażą mieszkań (Polnord), a także poszukiwaniem ropy na stepach Kazachstanu
(Petrolinvest). Krauze bratał się z politykami, między innymi z Aleksandrem
Kwaśniewskim i Lechem Kaczyńskim, latał po świecie prywatnym odrzutowcem, a na
bankietach otaczał się atrakcyjnymi kobietami i palił najdroższe cygara.
Dzieci (Aleksandra i jego starszą
siostrę Monikę) posłał do niezłej, ale publicznej szkoły - liceum sportowego w
Gdyni.
- Zależało mu, żeby wyrośli na tak
zwanych normalnych ludzi, a nie rozpieszczone pod kloszem dzieciaki - mówi
wieloletni współpracownik Krauzego.
Z drugiej strony jeden z kolegów
młodego Krauzego wspomina, że jego ojciec wybudował salę gimnastyczną dla gdyńskiego
liceum. - Aleksander i Monika dobrze się uczyli, ale dla wszystkich było
oczywiste, że po takiej inwestycji nie będą przez
nauczycieli traktowani tak jak inni uczniowie - mówi nasz rozmówca
Inny z kolegów Aleksandra, który
jeździł z nim na obozy sportowe, wspomina, że pewnego razu na takim wyjeździe
synowi miliardera szybko skończyły się pieniądze. - Zadzwonił do ojca, a ten
taksówką przysłał mu symboliczne ISO zł. To musiało wystarczyć na kilka dni.
Sam kurs kosztował pewnie dobre kilka razy tyle.
- Kiedy zrobił prawo jazdy, spodziewaliśmy
się, że ojciec kupi mu superbrykę. I owszem, dostał własny samochód, ale
zwykły kompakt - dodaje inny kolega, jeszcze z czasów szkolnych.
W liceum Krauze junior wszedł w
fazę buntu. W zasadzie normalną dla rozsadzanego hormonami młodego mężczyzny,
ale w jego wypadku wyjątkowa intensywną. - Zaczęło mu odbijać. No, ale jak ma
nie odbijać 16-latkowi, który wadzi, że borowcy zamykają całą ulicę, bo wśród
gości zaproszonych przez jego ojca jest prezydent Kwaśniewski - mówi szkolny
kolega Aleksandra. Jego zdaniem z wielu cech, które starał się młodemu
Krauzemu wpoić ojciec, najlepiej przyjęła się jedna - poczucie władzy. Tego, że
wolno mu wiele.
Od wczesnej młodości rodzeństwu
Krauze, jak większości dzieci milionerów, towarzyszyli ochroniarze. Truchtali
za nimi nawet podczas joggingu. Nie bez powodu. Policja podobno kilka razy
sygnalizowała rodzinie, że profesjonalna ochrona jest niezbędna. Tyle że z
biegiem lat okazało się, że zagrożeniem dla tej dwójki mogą być nie tylko
niezrównoważeni frustraci zazdroszczący im zamożności czy gangsterzy szykujący
kidnaping.
- Oni sami byli dla siebie
zagrożeniem. Zaczęły się imprezy, na nich alkohol, narkotyki. Rodzice - Kalina
i Ryszard Krauze - bali się tego chyba bardziej niż potencjalnego porwania -
opowiada znajomy rodziny.
Niektóre dzieci milionerów wybierają
anonimowość. Wiele z nich wyjeżdża za granicę już na etapie szkoły średniej ich
nazwiska nic nikomu nie mówią. Za granicą uczyli się między innymi Łukasz
Wejchert czy Sebastian Kulczyk.
- Ali [Aleksander Krauze - przyp.
red.] nigdy nie miał z tym problemu. Nigdy się nie ukrywał, nie używał żadnych
pseudonimów. Podkreślał, że jest dumny z rodziny, i bez skrupułów korzystał z
przywilejów, jakie daje w Trój- mieście nazwisko Krauze - mówi jego znajomy.
Konkurs wsadów
Monika Krauze trenowała tenis. Występowała
w lokalnych turniejach, także w eliminacjach organizowanych przez ojca Prokom Polish Open, najlepszych turniejów tenisowych, jakie odbywały się w
Polsce. Nie zrobiła jednak kariery, wyjechała na studia do USA. Teraz mieszka
w Paryżu.
Aleksandra Krauze też widywano w
Sopockiej Akademi i Tenisowej, ale jego największą pasją była koszykówka.
Mógł tak jak siostra wyjechać na studia do Stanów Zjednoczonych i spróbować sił
w silnej lidze akademickiej NCAA, jednak został w kraju. Grał w pierwszoligowym
Starcie Gdynia. Podobnie jak 30 lat wcześniej jego ojciec.
Ryszard Krauze stworzył w Sopocie
drużynę (potem, gdy poprztykał się z prezydentem Jackiem Karnowskim, przeniósł
ją do sąsiedniej Gdyni), która jako Prokom Trefl, a następnie Asseco na dekadę
całkowicie zdominowała krajowe rozgrywki. W składzie była tylko garstka
Polaków.
- Aleksander nieźle wypadał w konkursach
wsadów. Zawsze harował na treningach, ale na zawodową Polską Ligę Koszykówki
zabrakło mu umiejętności. Do pierwszej drużyny Asseco Prokomu nie przebił się,
mimo że to jego ojciec finansował klub - mówi nasz informator.
- W szatni był prawie najmłodszy,
ale dawał sobie radę. Miał poważanie u starszych graczy, i to nie tylko ze
względu na nazwisko. To silna osobowość.
W czasach juniorskich młody Krauze
jeździł na zgrupowania reprezentacji Polski, ma na koncie sukcesy w mistrzostwach
Polski młodzików. Dziś ma 25
lat i już wiadomo, że wielkiego sukcesu w koszykówce mieć nie będzie. Jego
karierę pod koniec 2012 roku przerwała kontuzja wię- zadła krzyżowego. Ale
oprócz sportowego prowadził drugie, mniej surowe życie.
Kilkaset złotych napiwku
Gdy ojciec poluzował dorosłemu już
synowi limity finansowe, Aleksander zaczął szastać pieniędzmi, jak na syna
miliardera przystało. Zainteresował się żeglarstwem, co w jego wypadku
oznaczało, że wynajmował najdroższe i najbardziej luksusowe jachty. Jego
pieniądze przyciągały coraz bardziej „lanserskie” towarzystwo. Coraz lepsze
samochody, markowe ubrania, luksusowe alkohole.
- To dzieci zamożnych biznesmenów,
głównie z Trójmiasta. Wydają masę pieniędzy rodziców, sami nie mają smykałki do interesów i nawet nie wyobrażają sobie, że można żyć za
tysiąc złotych miesięcznie. Aleksander chce korzystać z życia na maksa - mówi
jego znajomy.
- Miewa takie strzały, że odpala
papierosa od stuzłotowego banknotu albo zostawia barmance kilkaset złotych
napiwku. Mówiliśmy mu: „Puknij się w głowę”. Odpowiadał, że po alkoholu różne
rzeczy się robi.
Cytowany przez trójmiejską „Gazetę
Wyborczą” były ochroniarz Aleksandra Krauzego przyznaje, że „junior” nie należy
do grzecznych chłopców. Zdarza mu się szukać zaczepki i prowokować awantury.
Zaglądał do lokali, w których spotykają się ludzie z policyjnych kartotek.
Osoba znająca światek
trójmiejskich przestępców: - Robi to, chociaż wie, że nie jest w tym środowisku
mile widziany. Na jednej z imprez sprał osobę z półświatka. Poza tym on im
gra na nosie. Ci mniej i bardziej drobni przestępcy próbują żyć jak
bohaterowie filmu „Młode wilki”, szastają pieniędzmi na dziewczyny i używki,
Młody Krauze niczego nie musi udawać. Zazdroszczą mu, a on patrzy na nich z
góry.
Do biznesu Aleksander się na razie
nie garnie. W siedzibach spółek prowadzonych przez ojca bywa rzadko. -
Częściej widywaliśmy się na gruncie prywatnym. Wygadany chłopak - mówi o
Aleksandrze Krauzem (nie wiadomo - z akceptacją czy ironią) jeden z menedżerów, który wiele lat pracował dla
jego ojca.
Awantura na sopockim Monciaku
zbiegła się z wielkim kryzysem w biznesowym imperium Ryszarda Krauzego. Jeszcze
rok temu miesięcznik „Forbes” wycenił jego majątek na 1,2 miliarda złotych. W
zeszłym tygodniu biznesmen ogłosił jednak, że sprzedał Prokom Investments. Zwrócił się też do dziennikarzy z apelem, żeby nie łączyli
więcej jego nazwiska z firmami takimi jak Bioton czy Polnord. Swoich akcji tych
notowanych na giełdzie spółek pozbył się już wcześniej, zostawił sobie tylko
skromny pakiet papierów Petrolinvestu.
Niepewna jest też przyszłość
sopockiego aquaparku
należącego do Ryszarda Krauzego. Obiekt jest
zadłużony i może wkrótce zmienić właściciela.
Ta gigantyczna wyprzedaż to w
dużej mierze efekt chybionej inwestycji właśnie w Petrolinvest - spółkę, która pochłonęła do tej pory miliard dolarów, w
sporej części z pieniędzy inwestorów, którzy kupili akcje spółki biznesmena z
Gdyni. Wygląda na to, że szans na zysk z inwestycji nie mają, bo okazuje się,
że w złożach, które kupił Petrolinvest, ropy jest niewiele.
Być może jednak Krauze - pozbywając
się akcji Prokomu Investments
- dokonuje tylko taktycznego wybiegu. Nie
podano, kto został nowym właścicielem tej firmy, wiadomo za to, że jej szefowie
(z wyjątkiem Ryszarda Krauzego) zostają na stanowiskach. Rynek spekuluje, że
Prokom mogły kupić spółki zarejestrowane w rajach podatkowych, a celem całej
operacji jest albo ucieczka przed fiskusem, albo zabezpieczenie majątku przed
wierzy ci cłami, w tym bankami.
Współpraca Marta Ciastach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz