„Gdy oni nam wywlekli FOZZ, to przecież nie mogli się
spodziewać, że pozostaniemy bierni. Walnęliśmy ich Art-B!" - taka
wypowiedź ciągle tłucze mi się po głowie, kiedy zastanawiam się nad fenomenem
Wojskowych Służb Informacyjnych i ich wpływem na wydarzenia ostatnich 20 lat
Cytat pochodzi z ust byłego szefa
krakowskiej delegatury WSI. Padł w trakcie naszej rozmowy na temat bierności
WSI wobec rosyjskich planów wpływania na polską gospodarkę. Tak oficer WSI
skomentował gangsterską rozgrywkę
pomiędzy sitwami ze służb
cywilnych i wojskowych. Pijany oficer pozwolił na to, abym - wraz z Przemkiem
Wojciechowskim - dojrzał tajny raport na temat aktywności rosyjskich służb
specjalnych w polskiej gospodarce.
W Krakowie przez pięć lat działała
firma Classic Diamond sp. z 0.0. kierowana przez byłego pułkownika
Specnazu Sobolewa. Jej szef miał na swoim koncie pracę dla GRU oraz kierowanie
współpracą z grupą oficerów Stasi w dawnym NRD. Classic Diamond
posiadała biura tuż przy krakowskim
Klubie Garnizonowym przy ul. Zyblikiewicza 2. Interesy firmy sięgały
Kazachstanu, Turcji, Kirgistanu, a przy granicy polsko-niemieckiej specjaliści
z CD chcieli otworzyć... szlifiemię diamentów.
Oficjalnie zarejestrowana w
Krakowie firma Sobolewa zajmowała się handlem diamentami i ich obróbką. W
rzeczywistości zbierała wszelkie informacje dotyczące wyższych oficerów
stacjonujących pod Wawelem oddziałów oraz - co chyba najważniejsze -
szpiegowała badania prowadzone w krakowskiej Akademii Gómiczo-Hutniczej. Rosjan
interesowały szczególnie odkrycia związane z wydobyciem gazu łupkowego i ropy
naftowej w Polsce. Precyzyjne informacje dotyczące tej firmy otrzymałem od
oficera krakowskiej delegatury WSI. Raport na ten temat wiele miesięcy przed
tym, nim ja się to tym dowiedziałem, został wysłany do Warszawy. Jak zwykle -
bez skutku.
Kiedy w 2006 r. opowiedziałem o
swojej wiedzy B., ówczesnemu szefowi krakowskiej delegatury Agencji
Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ten bardziej był zajęty poszukiwaniem wygodnego
domku pod Krakowem. Gdy w końcu ABW weszła do siedziby Classic Diamond przy ul. Zyblikiewicza, agenci zastali tam już
tylko puste pomieszczenia sześciopokojowego biura. Płk Sobolew, bliski znajomy
ówczesnego konsula Rosji w Krakowie, i jego firma zniknęli.
Na co Rosjanie mają chrapkę
Rok 2005. Pod łokciem pijanego
szefa krakowskiej delegatury Wojskowych Służb Informacyjnych widzimy wraz z
Przemkiem Wojciechowskim tajny raport wysłany z Krakowa do warszawskiej
centrali WSI. Raport był ciekawy. Wynikało z niego, że Rosjanie robią wszystko,
by przejąć gdański Lotos, tarnowskie Azoty, PKP Cargo oraz podejmą działania,
aby skutecznie ograniczyć w Polsce wydobycie i używanie węgla kamiennego
(dzięki temu wzrośnie konsumpcja sprowadzanego z Rosji gazu). Raport był
bardzo szczegółowy i został sporządzony przez „źródło WSI znajdujące się
wewnątrz służb rosyjskich” (w rzeczywistości był tam bardziej precyzyjny
zapis, jednak z oczywistych względów go nie podaję). Jak się później dowiedziałem,
raport został w trybie pilnym przesłany do stolicy. Oczywiście znów bez żadnego
efektu.
Krakowska delegatura WSI
prowadziła także rozpracowanie działań Marka Doch- nala w kontekście tzw.
raportu firmy Proxy,
sporządzonego na początku lat 90. i mówiącego
o stanie naszego przemysłu stalowego (w tym zbrojeniowego). Tu z ust oficerów
padały szokujące szczegóły. Czytałem też przesłane do Warszawy szczegóły
dotyczące nieudanego kontraktu na sprzedaż polskich czołgów do jednego z
azjatyckich krajów. Doszło tam do klasycznego sabotażu - do polskich pojazdów
dostarczono kiepskiej jakości paliwo i ich silniki zatarły się w czasie
pokazu. W raporcie podano prawdopodobnego sprawcę tego sabotażu. Te wszystkie
informacje wędrowały do centrali WSI. Nikt na to nie reagował.
Mniejszym skandalem w każdej z
tych spraw jest fakt, że tajne dokumenty przejrzeli dziennikarze.
Niechciany prokurator
M., jeden z najbardziej znanych (z
uczciwości, fachowości i dociekliwości) krakowskich prokuratorów, przez wiele
miesięcy przesłuchiwał świadków w kolejnych sprawach, zbiorczo określonych
mianem „mafii paliwowej”. Przez ręce prokuratora przechodziły informacje
o grupie oficerów z G. na czele,
którzy na dużą skalę fałszowali egipskie funty. Na biurku M. lądowały dokumenty
mówiące o tajemniczej działalności Ch., szefa konsorcjum Victoria, który szczycił się świetnymi kontaktami z najwyższymi
oficerami WSI. Szczególnie dobre stosunki łączyły pana Ch. z dwoma wpływowymi
grupami w wojskowych służbach: „pancemiakami” i „marynarzami”. Ch. był m.in.
aresztowany w Czechach za przemyt narkotyków, brał udział w niejasnych działaniach
w Iraku. Jego sprawa nigdy nie została wyjaśniona. W toku śledztwa dotyczącego
działań konsorcjum Victoria
krakowska prokuratura wydałakilka nakazów
aresztowania. Zatrzymano m.in. długoletniego współpracownika WSI B.Sz. -
człowieka, którego ojcem chrzestnym był gen. Adam Krzysztoporski, twórca m.in.
niezbadanego do dziś Ruchu Fala, swoistej hodowli janczarów dla służb
specjalnych PRL.
Kiedy prokurator M. zaczął wzywać
na przesłuchania byłych i aktualnych oficerów WSI, jego śledztwo nagle się
zatrzymało, a przełożeni natychmiast odsunęli go od prowadzenia ważniejszych
spraw. Dziś M. zajmuje się mało znaczącymi działaniami i czeka na emeryturę.
Oficerowie WSI byli zamieszani nie
tylko w niejasne machinacje związane z handlem polską bronią, byli także jądrem
przestępczości paliwowej (w bazach takich jak na Oksywiu interesy prowadzili
ludzie oskarżani o paliwowe przestępstwa). Ponadto oficerowie z dawnego
oddziału „Y” brali udział w kilkudziesięciu nielegalnych przejęciach kamienic w
polskich miastach - nieruchomości przejmowali podstawieni spadkobiercy,
przeważnie mający podrobione papiery świadczące o tym, że dane osoby
reprezentują rodziny żydowskie.
Wraz z Przemysławem Wojciechowskim
dokładnie badaliśmy aferę warszawskiego biura maklerskiego SursNet. Poprzez machinacje
oficerów 15 min doi. z państwowej Rafinerii Trzebinia i państwowego przedsiębiorstwa
Ciech bezprawnie trafiło na konto tego warszawskiego biura i natychmiast
zostało przesłane na wiedeńskie konta Jana Załuski, wymienianego w raporcie z
likwidacji WSI jako agent II Zarządu Sztabu Generalnego
o pseud. „Merc”. Pieniądze te nigdy nie wróciły do Polski, a śledztwo w tej
sprawie ślimaczyło się niemiłosiernie i nie przyniosło żadnego rezultatu. Warto
dodać, że Jan Załuska był kolegą ze studiów m.in. Bogusława Kotta, dziś
związanego z bankiem Millenium.
O aferach z udziałem ludzi
Wojskowych Służb Informacyjnych mógłbym napisać książkę. Tu wspominam o kilku z
nich jedynie tytułem ilustracji, aby czytelnicy mogli się dowiedzieć, z jakimi
to „ludźmi honoru w mundurach” mają do czynienia.
Oficerowie WSI byli obecni w
śledztwie dotyczącym łapówek wręczanych przy podpisywaniu dużych kontraktów
gazowych (śledztwo, pomimo wstrząsających zeznań Siergieja P. i Marka S., umarło śmiercią naturalną w Katowicach). Były ochroniarz
Źeljko Raznatovicia
„Arkana” opowiadał mi też o nadzwyczajnej aktywności oficerów WSI w wielu bałkańskich
„interesach” związanych z przerzutem kradzionych samochodów, broni i
narkotyków (nazwiska ludzi powiązanych z WSI pojawiają się w aktach
niemieckiego śledztwa poświęconego osławionemu „Balkan Route”).
Nigdy żadna z tych spraw nie
weszła na wokandę polskiego sądu.
Pewnego dnia spotkałem się z
Dariuszem P., jednym z oskarżonych w śledztwach paliwowych prowadzonych
na północy Polski. Ten, przy świadku, opowiedział mi o tym, jak był szkolony na
wariografie przez fachowców z WSI. Po co? Jego zadaniem było obciążenie
krakowskiego prokuratora Marka Wełny pomówieniem o wzięcie łapówki w wysokości
ponad 2 min zł. Marek Wełna złożył w tej sprawie doniesienie o możliwości
popełnienia przestępstwa, ja zeznawałem przed warszawską prokuraturą wojskową
i... sprawa została umorzona.
* * *
Drobny przegląd swojego archiwum
zrobiłem nie po to, aby epatować czytelników odgrzewanymi sensacjami, z
których większość nigdy nie przebiła się na czołówki głównych mediów, lecz po
to, by uzmysłowić państwu, co kryje się za powtarzanymi przez należących do
opcji niepodległościowej polityków i publicystów
sloganami o „przestępczych działaniach WSI”. Pomijam przy tym fakt, że wielu z
nich nieodpowiedzialnie szermuje takimi hasłami, nie posiadając odpowiedniej
wiedzy.
Czy dawne WSI istotnie należy
obciążać za wszelkie grzechy III Rzeczypospolitej? Nie, bowiem tak czyniąc,
zapominamy, że po 1990 r. polskie służby - cywilne i wojskowe - zamieniły się w
konkurujące ze sobą o korzyści ekonomiczne i wpływy gangi. Państwowotwórcza
działalność Wojskowych Służb Informacyjnych nie jest mitem - świadczą o tym
chociażby przytoczone przeze mnie doniesienia z krakowskiej delegatury tej
służby. Jednak narastająca skala patologii i demoralizacji powoli przesłoniła
te osiągnięcia. WSI nie były w stanie nie tylko osłonić produkcji naszych
zakładów zbrojeniowych, nie potrafiły również utrzymać sprzedaży polskiego
uzbrojenia na rynkach światowych - zostaliśmy stamtąd niemal zupełnie wyparci.
Rzeczone służby nie były także w
stanie zapewnić bezpieczeństwa naszym żołnierzom służącym na zagranicznych
misjach. Opowieści weteranów o zachowaniu za granicą oficerów wywiadu i
kontrwywiadu wojskowego jeżą włosy na głowie i pokazują skalę niefachowości
oraz zdemoralizowania funkcjonariuszy WSI.
Zło konieczne?
Wojskowe służby specjalne w każdym
kraju funkcjonują na nieco odmiennych zasadach niż służby cywilne. Wojskowi
wszędzie mają tendencję do tworzenia prawideł zamkniętej sekty i wyślizgiwania
się spod jakichkolwiek prób ustanowienia nad nimi cywilnej kontroli.
Przykładem takich działań jest
wiele akcji wojskowego wywiadu Izraela - Amanu. O jego działalności wiemy o wiele mniej niż o aktywności osławionego Mossadu. Aman zamieszany jest w
wiele afer gospodarczych w Afryce, stoi zapewne także za skrytobójczymi
zamachami, jednak już od swego początku jest ściśle związany z kierownictwem
obrony Izraela - IDF.
Pionierzy wojskowego wywiadu,
pułkownicy: Isser Beeri, Chaim Herzog i Beniamin Gibli, skonstruowali bardzo
precyzyjny system rozliczania przez władze Izraela wojskowych agentów. Nie
daje on możliwości podejmowania działań sprzecznych z interesem kraju.
Na całym świecie wywiad wojskowy
stanowi jądro ochrony najbardziej strategicznych interesów państwa. Trudno
wyobrazić sobie, aby jakiś izraelski oficer sprzedawał Rosji tajemnice
izraelskich konstrukcji nuklearnych w Dimonie. Gdy technik Mordechaj Vanunu pojawił się w Europie z rewelacjami na temat izraelskiego
programu jądrowego, rychło - przy użyciu pięknej agentki - został uprowadzony i
osądzony w Izraelu.
Specjalnie podaję przykład Państwa
Izrael, bowiem - co warto pamiętać - wojskowe służby specjalne w tym kraju
tworzyli emigranci z Polski, często po prostu oficerowie armii gen. Władysława
Andersa.
Wojskowe służby działają bardziej
ofensywnie niż cywilne, są bardziej elitarne i posiadają większą siłę
rażenia, trudno jednak wyobrazić sobie sytuację, aby tak groźne narzędzie
wymknęło się spod kontroli władz państwa. Tymczasem w Polsce po II wojnie
światowej wszelkie kierownicze funkcje w wojskowych służbach wywiadowczych
i wewnętrznych pełnili oficerowie sowieccy. Dopiero
po grudniu 1953 r. do tych stanowisk zostali dopuszczeni polskojęzyczni
komuniści szkoleni w Moskwie. Ten stan trwał do 1989 r. Kolejni dowódcy wojskowych
służb specjalnych, które przecież nie przeszły żadnej weryfikacji, byli
agentami wyszkolonymi przez Związek Sowiecki. Ostatni szef Wojskowych Służb
Wewnętrznych gen. Edmund Buła do końca istnienia swojej formacji kierował
akcją niszczenia dokumentów tej służby. Dostał za to symboliczny wyrok, a
ocalałe dokumenty WSW i II Zarządu Sztabu Generalnego (komunistyczny wywiad
wojskowy) do dziś w większości nie zostały odtajnione. Ciekawe, jak wyglądają
ich duplikaty ukryte w archiwum GRU?
Jak w takiej sytuacji kolejne
cywilne rządy miały kontrolować WSI, jak miały zmieniać ich postsowiecki
kształt? Instytucja, która od początku była nasycona sowieckimi, a potem
rosyjskimi „kretami”, nigdy nie mogła wybić się na samodzielne działanie. Jaki
mógł być poziom moralny w tak zhołdowanej i złamanej instytucji? Nic zatem
dziwnego, że największym polem do popisu dla oficerów i agentów WSI stały się
sprawy wewnętrzne III Rzeczpospolitej.
Podejrzewam, że treścią
najbardziej koszmarnego snu, jaki do dziś miewają dziennikarscy celebryci III
RP, znani politycy i aktorzy, jest obraz
nagłego odtajnienia wojskowych archiwów!
Nie zbudowaliśmy wojskowych służb,
które swoją moralnością, honorem, przesłaniem, praktyką i organizacją
nawiązywałyby do idei służby Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Nie wymieniliśmy
kadry w takim stopniu, aby ostatecznie zerwać nerwy wiążące nasze Wojskowe
Służby Informacyjne z rosyjskim GRU. Fakty i wszystkie propagandowe bon moty
ludzi z byłych WSI, które są obficie nagłaśniane przez nasze główne media,
tego nie zmienią. Ludzie WSI walczą dziś tak, jak potrafią - korzystając z
uzależnionych od siebie polityków, dziennikarzy i mediów, które czasem wprost
zasilane są postwojskowym kapitałem. Oni do transformacji gospodarczej
szykowali się od czasu wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Nie można mieć im
za złe faktu, że interes grupowy ich zjednoczył, a w działaniach na krajowym
podwórku są bardzo skuteczni.
Warto też zauważyć, że gdyby do
walki ze środowiskiem WSI wiele lat temu przystąpił Tadeusz Mazowiecki, dziś
nie pamiętalibyśmy go jako spokojnego staruszka, tylko jego widmo nadal
straszyłoby w naszych mediach. Każdy, kto wziąłby na siebie karkołomną nieomal
misję stworzenia polskich służb wojskowych, musiałby się liczyć z lawiną
błota, jaka na niego spadnie. W tym kontekście Antoni Macierewicz wydaje się
wyjątkowo spokojnym i rzeczowym człowiekiem.
Oceniając działania środowiska
wojskowych tajniaków, warto pozbyć się emocji, zdrapać z siebie propagandowy
bełkot i rozsądnie zapytać: Czy nos jest dla tabakiery, czy też tabakiera dla
nosa?
KROTKA HISTORIA WSI
27 lipca 1990 r.
utworzono Zarząd II Wywiadu i Kontrwywiadu Sztabu Generalnego WP. Jednostka
powstała z połączenia podległych dotąd Sowietom Wojskowej Służby Wewnętrznej
oraz wywiadu wojskowego LWP (II Zarządu Sztabu Generalnego i Kontrwywiadu LWP).
Bez weryfikacji oficerów i agentów przejęto wszelkie aktywa komunistycznego
wojska i zmieniając nazwę, usiłowano nadać nowej organizacji polski charakter.
22 lipca 1991 r. z
tymczasowej jednostki stworzono wojskowe służby specjalne III RP — Jednostkę
Wojskową numer 3362 pod nazwą Wojskowe Służby Informacyjne.
W 1994 r. w wyniku
afery sprowokowanej „obiadem drawskim" WSI podporządkowano szefom Sztabu
Generalnego WP - generałom Stelmaszukowi i Wileckiemu (powiązanym z Lechem
Wałęsą). Sytuacja ta zmieniła się w 1995 r., kiedy Wałęsa stracił władzę. WSI
wróciły wtedy pod kontrolę ministra obrony narodowej.
Funkcję szefa WSI
pełnili kolejno: kadm. Czesław Wawrzyniak, gen. Marian Sobolewski, gen.
Bolesław Izydorczyk, gen. Konstanty Malejczyk, kadm. Kazimierz Głowacki, gen.
Tadeusz Rusak, gen. Marek Dukaczewski (dwukrotnie), gen. Janusz Bojarski (też
dwukrotnie), gen. Jan Żukowski, ponownie Dukaczewski.
W 2006 r. Sejm RP
podjął decyzję o likwidacji WSI (375 posłów za, 48 przeciw).
WSieci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz