sobota, 15 lutego 2014

Mundur z niejedną plamą



„Gdy oni nam wywlekli FOZZ, to przecież nie mogli się spodziewać, że pozostaniemy bierni. Walnęliśmy ich Art-B!" - taka wypowiedź ciągle tłucze mi się po głowie, kiedy zastanawiam się nad fenomenem Wojskowych Służb Informacyjnych i ich wpływem na wydarzenia ostatnich 20 lat

Cytat pochodzi z ust byłego szefa krakowskiej delegatury WSI. Padł w trakcie naszej rozmowy na temat bierności WSI wobec rosyjskich planów wpływania na polską gospodarkę. Tak oficer WSI skomentował gangsterską rozgrywkę
pomiędzy sitwami ze służb cywilnych i woj­skowych. Pijany oficer pozwolił na to, abym - wraz z Przemkiem Wojciechowskim - dojrzał tajny raport na temat aktywności rosyjskich służb specjalnych w polskiej gospodarce.

Classic Diamond
W Krakowie przez pięć lat działała firma Classic Diamond sp. z 0.0. kierowana przez byłego pułkownika Specnazu Sobolewa. Jej szef miał na swoim koncie pracę dla GRU oraz kierowanie współpracą z grupą ofice­rów Stasi w dawnym NRD. Classic Diamond
posiadała biura tuż przy krakowskim Klubie Garnizonowym przy ul. Zyblikiewicza 2. Interesy firmy sięgały Kazachstanu, Turcji, Kirgistanu, a przy granicy polsko-niemieckiej specjaliści z CD chcieli otworzyć... szlifiemię diamentów.
Oficjalnie zarejestrowana w Krakowie firma Sobolewa zajmowała się handlem diamentami i ich obróbką. W rzeczywisto­ści zbierała wszelkie informacje dotyczące wyższych oficerów stacjonujących pod Wa­welem oddziałów oraz - co chyba najważ­niejsze - szpiegowała badania prowadzone w krakowskiej Akademii Gómiczo-Hutniczej. Rosjan interesowały szczególnie odkry­cia związane z wydobyciem gazu łupkowego i ropy naftowej w Polsce. Precyzyjne infor­macje dotyczące tej firmy otrzymałem od oficera krakowskiej delegatury WSI. Raport na ten temat wiele miesięcy przed tym, nim ja się to tym dowiedziałem, został wysłany do Warszawy. Jak zwykle - bez skutku.
Kiedy w 2006 r. opowiedziałem o swojej wiedzy B., ówczesnemu szefowi krakowskiej delegatury Agencji Bezpieczeństwa We­wnętrznego, ten bardziej był zajęty poszuki­waniem wygodnego domku pod Krakowem. Gdy w końcu ABW weszła do siedziby Clas­sic Diamond przy ul. Zyblikiewicza, agenci zastali tam już tylko puste pomieszczenia sześciopokojowego biura. Płk Sobolew, bliski znajomy ówczesnego konsula Rosji w Krako­wie, i jego firma zniknęli.

Na co Rosjanie mają chrapkę
Rok 2005. Pod łokciem pijanego szefa kra­kowskiej delegatury Wojskowych Służb In­formacyjnych widzimy wraz z Przemkiem Wojciechowskim tajny raport wysłany z Kra­kowa do warszawskiej centrali WSI. Raport był ciekawy. Wynikało z niego, że Rosjanie robią wszystko, by przejąć gdański Lotos, tarnowskie Azoty, PKP Cargo oraz podejmą działania, aby skutecznie ograniczyć w Pol­sce wydobycie i używanie węgla kamiennego (dzięki temu wzrośnie konsumpcja sprowa­dzanego z Rosji gazu). Raport był bardzo szczegółowy i został sporządzony przez „źródło WSI znajdujące się wewnątrz służb rosyjskich” (w rzeczywistości był tam bar­dziej precyzyjny zapis, jednak z oczywistych względów go nie podaję). Jak się później do­wiedziałem, raport został w trybie pilnym przesłany do stolicy. Oczywiście znów bez żadnego efektu.
Krakowska delegatura WSI prowadziła także rozpracowanie działań Marka Doch- nala w kontekście tzw. raportu firmy Proxy, sporządzonego na początku lat 90. i mówią­cego o stanie naszego przemysłu stalowego (w tym zbrojeniowego). Tu z ust oficerów padały szokujące szczegóły. Czytałem też przesłane do Warszawy szczegóły dotyczące nieudanego kontraktu na sprzedaż polskich czołgów do jednego z azjatyckich krajów. Doszło tam do klasycznego sabotażu - do polskich pojazdów dostarczono kiepskiej ja­kości paliwo i ich silniki zatarły się w czasie pokazu. W raporcie podano prawdopodob­nego sprawcę tego sabotażu. Te wszystkie informacje wędrowały do centrali WSI. Nikt na to nie reagował.
Mniejszym skandalem w każdej z tych spraw jest fakt, że tajne dokumenty przej­rzeli dziennikarze.

Niechciany prokurator
M., jeden z najbardziej znanych (z uczciwości, fachowości i dociekliwości) krakowskich pro­kuratorów, przez wiele miesięcy przesłuchi­wał świadków w kolejnych sprawach, zbiorczo określonych mianem „mafii paliwowej”. Przez ręce prokuratora przechodziły informacje
o grupie oficerów z G. na czele, którzy na dużą skalę fałszowali egipskie funty. Na biurku M. lądowały dokumenty mówiące o tajemniczej działalności Ch., szefa konsorcjum Victoria, który szczycił się świetnymi kontaktami z naj­wyższymi oficerami WSI. Szczególnie dobre stosunki łączyły pana Ch. z dwoma wpły­wowymi grupami w wojskowych służbach: „pancemiakami” i „marynarzami”. Ch. był m.in. aresztowany w Czechach za przemyt narkotyków, brał udział w niejasnych działa­niach w Iraku. Jego sprawa nigdy nie została wyjaśniona. W toku śledztwa dotyczącego działań konsorcjum Victoria krakowska pro­kuratura wydałakilka nakazów aresztowania. Zatrzymano m.in. długoletniego współpra­cownika WSI B.Sz. - człowieka, którego ojcem chrzestnym był gen. Adam Krzysztoporski, twórca m.in. niezbadanego do dziś Ruchu Fala, swoistej hodowli janczarów dla służb specjalnych PRL.
Kiedy prokurator M. zaczął wzywać na przesłuchania byłych i aktualnych oficerów WSI, jego śledztwo nagle się zatrzymało, a przełożeni natychmiast odsunęli go od prowadzenia ważniejszych spraw. Dziś M. zajmuje się mało znaczącymi działaniami i czeka na emeryturę.

Oficerowie WSI byli zamieszani nie tylko w niejasne machinacje związane z handlem polską bronią, byli także jądrem przestęp­czości paliwowej (w bazach takich jak na Oksywiu interesy prowadzili ludzie oskar­żani o paliwowe przestępstwa). Ponadto ofi­cerowie z dawnego oddziału „Y” brali udział w kilkudziesięciu nielegalnych przejęciach kamienic w polskich miastach - nieru­chomości przejmowali podstawieni spad­kobiercy, przeważnie mający podrobione papiery świadczące o tym, że dane osoby reprezentują rodziny żydowskie.
Wraz z Przemysławem Wojciechowskim dokładnie badaliśmy aferę warszawskiego biura maklerskiego SursNet. Poprzez ma­chinacje oficerów 15 min doi. z państwowej Rafinerii Trzebinia i państwowego przed­siębiorstwa Ciech bezprawnie trafiło na konto tego warszawskiego biura i natych­miast zostało przesłane na wiedeńskie konta Jana Załuski, wymienianego w raporcie z li­kwidacji WSI jako agent II Zarządu Sztabu Generalnego o pseud. „Merc”. Pieniądze te nigdy nie wróciły do Polski, a śledztwo w tej sprawie ślimaczyło się niemiłosiernie i nie przyniosło żadnego rezultatu. Warto dodać, że Jan Załuska był kolegą ze studiów m.in. Bogusława Kotta, dziś związanego z bankiem Millenium.
O aferach z udziałem ludzi Wojskowych Służb Informacyjnych mógłbym napisać książkę. Tu wspominam o kilku z nich jedy­nie tytułem ilustracji, aby czytelnicy mogli się dowiedzieć, z jakimi to „ludźmi honoru w mundurach” mają do czynienia.
Oficerowie WSI byli obecni w śledztwie dotyczącym łapówek wręczanych przy pod­pisywaniu dużych kontraktów gazowych (śledztwo, pomimo wstrząsających zeznań Siergieja P. i Marka S., umarło śmiercią natu­ralną w Katowicach). Były ochroniarz Źeljko Raznatovicia „Arkana” opowiadał mi też o nadzwyczajnej aktywności oficerów WSI w wielu bałkańskich „interesach” związa­nych z przerzutem kradzionych samocho­dów, broni i narkotyków (nazwiska ludzi powiązanych z WSI pojawiają się w aktach niemieckiego śledztwa poświęconego osła­wionemu „Balkan Route”).
Nigdy żadna z tych spraw nie weszła na wokandę polskiego sądu.

Pewnego dnia spotkałem się z Dariuszem P., jednym z oskarżonych w śledztwach paliwo­wych prowadzonych na północy Polski. Ten, przy świadku, opowiedział mi o tym, jak był szkolony na wariografie przez fachowców z WSI. Po co? Jego zadaniem było obciążenie krakowskiego prokuratora Marka Wełny po­mówieniem o wzięcie łapówki w wysokości ponad 2 min zł. Marek Wełna złożył w tej sprawie doniesienie o możliwości popełnie­nia przestępstwa, ja zeznawałem przed war­szawską prokuraturą wojskową i... sprawa została umorzona.

* * *
Drobny przegląd swojego archiwum zrobi­łem nie po to, aby epatować czytelników od­grzewanymi sensacjami, z których większość nigdy nie przebiła się na czołówki głównych mediów, lecz po to, by uzmysłowić państwu, co kryje się za powtarzanymi przez należą­cych do opcji niepodległościowej polityków i publicystów sloganami o „przestępczych działaniach WSI”. Pomijam przy tym fakt, że wielu z nich nieodpowiedzialnie szermuje takimi hasłami, nie posiadając odpowiedniej wiedzy.
Czy dawne WSI istotnie należy obciążać za wszelkie grzechy III Rzeczypospolitej? Nie, bowiem tak czyniąc, zapominamy, że po 1990 r. polskie służby - cywilne i wojskowe - zamieniły się w konkurujące ze sobą o korzyści ekonomiczne i wpływy gangi. Państwowotwórcza działalność Woj­skowych Służb Informacyjnych nie jest mi­tem - świadczą o tym chociażby przytoczone przeze mnie doniesienia z krakowskiej de­legatury tej służby. Jednak narastająca skala patologii i demoralizacji powoli przesłoniła te osiągnięcia. WSI nie były w stanie nie tylko osłonić produkcji naszych zakładów zbro­jeniowych, nie potrafiły również utrzymać sprzedaży polskiego uzbrojenia na rynkach światowych - zostaliśmy stamtąd niemal zupełnie wyparci.
Rzeczone służby nie były także w stanie zapewnić bezpieczeństwa naszym żołnie­rzom służącym na zagranicznych misjach. Opowieści weteranów o zachowaniu za granicą oficerów wywiadu i kontrwywiadu wojskowego jeżą włosy na głowie i pokazują skalę niefachowości oraz zdemoralizowania funkcjonariuszy WSI.
Zło konieczne?
Wojskowe służby specjalne w każdym kraju funkcjonują na nieco odmiennych zasadach niż służby cywilne. Wojskowi wszędzie mają tendencję do tworzenia prawideł zamknię­tej sekty i wyślizgiwania się spod jakichkol­wiek prób ustanowienia nad nimi cywilnej kontroli.
Przykładem takich działań jest wiele ak­cji wojskowego wywiadu Izraela - Amanu. O jego działalności wiemy o wiele mniej niż o aktywności osławionego Mossadu. Aman zamieszany jest w wiele afer gospodarczych w Afryce, stoi zapewne także za skrytobój­czymi zamachami, jednak już od swego po­czątku jest ściśle związany z kierownictwem obrony Izraela - IDF.
Pionierzy wojskowego wywiadu, pułkow­nicy: Isser Beeri, Chaim Herzog i Beniamin Gibli, skonstruowali bardzo precyzyjny sy­stem rozliczania przez władze Izraela woj­skowych agentów. Nie daje on możliwości podejmowania działań sprzecznych z inte­resem kraju.
Na całym świecie wywiad wojskowy sta­nowi jądro ochrony najbardziej strategicz­nych interesów państwa. Trudno wyobrazić sobie, aby jakiś izraelski oficer sprzedawał Rosji tajemnice izraelskich konstrukcji nukle­arnych w Dimonie. Gdy technik Mordechaj Vanunu pojawił się w Europie z rewelacjami na temat izraelskiego programu jądrowego, rychło - przy użyciu pięknej agentki - został uprowadzony i osądzony w Izraelu.
Specjalnie podaję przykład Państwa Izrael, bowiem - co warto pamiętać - wojskowe służby specjalne w tym kraju tworzyli emi­granci z Polski, często po prostu oficerowie armii gen. Władysława Andersa.
Wojskowe służby działają bardziej ofen­sywnie niż cywilne, są bardziej elitarne i po­siadają większą siłę rażenia, trudno jednak wyobrazić sobie sytuację, aby tak groźne na­rzędzie wymknęło się spod kontroli władz państwa. Tymczasem w Polsce po II wojnie światowej wszelkie kierownicze funkcje w wojskowych służbach wywiadowczych i wewnętrznych pełnili oficerowie sowieccy. Dopiero po grudniu 1953 r. do tych stano­wisk zostali dopuszczeni polskojęzyczni komuniści szkoleni w Moskwie. Ten stan trwał do 1989 r. Kolejni dowódcy wojsko­wych służb specjalnych, które przecież nie przeszły żadnej weryfikacji, byli agentami wyszkolonymi przez Związek Sowiecki. Ostatni szef Wojskowych Służb Wewnętrz­nych gen. Edmund Buła do końca istnienia swojej formacji kierował akcją niszczenia dokumentów tej służby. Dostał za to symboliczny wyrok, a ocalałe doku­menty WSW i II Zarządu Sztabu General­nego (komunistyczny wywiad wojskowy) do dziś w większości nie zostały odtajnione. Ciekawe, jak wyglądają ich duplikaty ukryte w archiwum GRU?
Jak w takiej sytuacji kolejne cywilne rządy miały kontrolować WSI, jak miały zmieniać ich postsowiecki kształt? Instytucja, która od początku była nasycona sowieckimi, a potem rosyjskimi „kretami”, nigdy nie mogła wybić się na samodzielne działanie. Jaki mógł być poziom moralny w tak zhołdowanej i złamanej instytucji? Nic zatem dziwnego, że największym polem do popisu dla oficerów i agentów WSI stały się sprawy wewnętrzne III Rzeczpospolitej.
Podejrzewam, że treścią najbardziej kosz­marnego snu, jaki do dziś miewają dzien­nikarscy celebryci III RP, znani politycy i aktorzy, jest obraz nagłego odtajnienia wojskowych archiwów!
Nie zbudowaliśmy wojskowych służb, które swoją moralnością, honorem, przesła­niem, praktyką i organizacją nawiązywałyby do idei służby Najjaśniejszej Rzeczypospoli­tej. Nie wymieniliśmy kadry w takim stopniu, aby ostatecznie zerwać nerwy wiążące nasze Wojskowe Służby Informacyjne z rosyjskim GRU. Fakty i wszystkie propagandowe bon moty ludzi z byłych WSI, które są obficie na­głaśniane przez nasze główne media, tego nie zmienią. Ludzie WSI walczą dziś tak, jak potrafią - korzystając z uzależnionych od sie­bie polityków, dziennikarzy i mediów, które czasem wprost zasilane są postwojskowym kapitałem. Oni do transformacji gospodar­czej szykowali się od czasu wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Nie można mieć im za złe faktu, że interes grupowy ich zjed­noczył, a w działaniach na krajowym po­dwórku są bardzo skuteczni.
Warto też zauważyć, że gdyby do walki ze środowiskiem WSI wiele lat temu przystąpił Tadeusz Mazowiecki, dziś nie pamiętalibyśmy go jako spokojnego staruszka, tylko jego widmo nadal straszyłoby w naszych mediach. Każdy, kto wziąłby na siebie karkołomną nieomal misję stworzenia pol­skich służb wojskowych, mu­siałby się liczyć z lawiną błota, jaka na niego spadnie. W tym kontek­ście Antoni Macierewicz wydaje się wyjąt­kowo spokojnym i rzeczowym człowiekiem.
Oceniając działania środowiska wojsko­wych tajniaków, warto pozbyć się emocji, zdrapać z siebie propagandowy bełkot i roz­sądnie zapytać: Czy nos jest dla tabakiery, czy też tabakiera dla nosa?


KROTKA HISTORIA WSI

27 lipca 1990 r. utworzono Zarząd II Wywiadu i Kontrwywiadu Sztabu Ge­neralnego WP. Jednostka powstała z połączenia podległych dotąd Sowietom Wojskowej Służby Wewnętrznej oraz wywiadu wojskowego LWP (II Zarządu Sztabu Generalnego i Kontrwywiadu LWP). Bez weryfikacji oficerów i agentów przejęto wszelkie aktywa komunistycznego wojska i zmienia­jąc nazwę, usiłowano nadać nowej organizacji polski charakter.

22 lipca 1991 r. z tymczasowej jednostki stworzono wojskowe służby specjalne III RP — Jednostkę Wojskową numer 3362 pod nazwą Woj­skowe Służby Informacyjne.

W 1994 r. w wyniku afery sprowokowanej „obiadem drawskim" WSI podpo­rządkowano szefom Sztabu Generalnego WP - generałom Stelmaszukowi i Wileckiemu (powiązanym z Lechem Wałęsą). Sytuacja ta zmieniła się w 1995 r., kiedy Wałęsa stracił władzę. WSI wróciły wtedy pod kontrolę ministra obrony narodowej.

Funkcję szefa WSI pełnili kolejno: kadm. Czesław Wawrzyniak, gen. Marian Sobolew­ski, gen. Bolesław Izydorczyk, gen. Konstanty Malejczyk, kadm. Kazimierz Głowacki, gen. Tadeusz Rusak, gen. Marek Dukaczewski (dwukrotnie), gen. Janusz Bojarski (też dwukrotnie), gen. Jan Żukowski, ponownie Dukaczewski.

W 2006 r. Sejm RP podjął decyzję o likwidacji WSI (375 posłów za, 48 przeciw).

WSieci

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz