Modlitwa, wsparcie
księdza i miłość Boga. A także wspólne kopanie w piłkę - tyle podobno
wystarczy, by wyjść z homoseksualizmu. Takie „leczenie" proponuje gejom
katolicki ośrodek w Lublinie.
RAFAŁ GĘBURA
Klęczymy w kaplicy. Łukasz, który
w co drugim mężczyźnie widzi pedała, bo ktoś mu kiedyś złożył niemoralną
propozycję. I Sylwek, który kocha się w facetach, ale bez wzajemności. Dawid,
który wciąż ukrywa prawdę przed rodzicami, i jeszcze kilku chłopaków. Ja też
klęczę z pochyloną głową, jedyny oszust w tym gronie.
Ciszę przerywa tylko burczenie w
czyimś brzuchu. Jesteśmy głodni, bo obiad będzie dopiero po godzinnej adoracji
Najświętszego Sakramentu. Modlitwie, która ma nam pomóc wyleczyć się z
homoseksualizmu.
Diabeł nie
śpi
Wszystko zaczęło się w czerwcu
ubiegłego roku, gdy w ręce wpadła mi informacja o katolickim ośrodku Odwaga w
Lublinie, który prowadzi terapię dla homoseksualistów. Zajrzałem na stronę
ośrodka prowadzonego przez Fundację Światło-Życie, by sprawdzić, na czym ona
polega. Okazało się, że przede wszystkim na pomocy „w trwaniu w czystości i
odrzuceniu homoseksualnego stylu życia”. Organizatorzy zapewniali, że
„korzystają także z osiągnięć psychologii i psychoterapii, aby pomóc osobom
homoseksualnym w przejściu procesu zdrowienia i dojrzewania”.
Wysłałem e-mail. Napisałem -
niezgodnie z prawdą - że j estem gejem, i poprosiłem o pomoc w rozwiązaniu tego „wstydliwego problemu”. Odpowiedź
przyszła po dwóch tygodniach. Grażyna Tokaj, założycielka
Odwagi, napisała, że koniecznie
trzeba będzie się spotkać, ale nie tak szybko, bo jest czas urlopów. Poprosiła
o kontakt po wakacjach, obiecała mnie wspierać codzienną modlitwą. Dzwoniłem
jeszcze kilka razy, ale wciąż była zajęta.
Spotkaliśmy się dopiero pod koniec
października w podwarszawskim Piasecznie. Pani Grażyna czekała na mnie przy
kościele Świętej Anny. Zaproponowała spacer. Była serdeczna, ale bacznie mi się
przyglądała, a ja drżałem, czy się nie domyśli, że żaden ze mnie gej. Miała
mnóstwo pytań: czy ktoś wie o mojej przypadłości, odkąd to czuję, czy miałem
jakichś partnerów? A może to wszystko siedzi tylko w mojej głowic?
Odpowiedzi miałem starannie przygotowane:
w mężczyznach zakochuję się już od liceum, na studiach byłem w kilku związkach,
ale nie czułem się z tym dobrze. Brzydziłem się tego, co robię, i wreszcie
postanowiłem z tym .skończyć. Dłużej tak się nie da żyć.
Grażyna Tokaj kiwała ze
zrozumieniem głową i zapewniała, że terapia w Odwadze mi pomoże. Zachwalała
zajęcia sportowe przygotowane dla uczestników. – Chodzi o to, żebyście w piłę grali i sobie gole strzelali. Ale nie
od razu. Najpierw' trzeba trochę pobiegać, poodbijać piłkę, żeby jeden
drugiego się nie przestraszył. Powiem panu z doświadczenia: chłopcy wstydzą się
rozebrać, wstydzą się swojej budowy, genitaliów. Boją się, że będą się
podniecać, że będą wzajemnie na siebie patrzeć, że jeden drugiego będzie obmacywał - tłumaczyła. Widząc moje
zdziwienie, szybko uspokoiła, że to wszystko po to, żeby się z tą męskością
oswoić.
Grupa wsparcia - przeszła w końcu
do konkretów - spotyka się raz w miesiącu w weekendy, w Lublinie. - Chłopcy
nocują u nas w ośrodku, jest wyżywienie. Pokoje jedno- lub trzyosobowa. Chodzi
o to, żeby nie spać po dwóch, bo, wie pan, diabeł nie śpi - rzuciła pół żartem,
pół serio.
- Jakie mam szanse wyleczyć się z
homoseksualizmu? - pytam.
- Nie mogę zagwarantować, że to
panu minie. Ze ruszy panu w majtkach do kobiety, że rzuci się pan na jakąś,
weźmie ślub i będzie miał pan pięcioro dzieci. Gwarantuję jednak, że poczuje
się pan facetem i będzie pan ze sobą szczęśliwy. Terapia zabierze panu ten
głód, poczuje się pan wolny - zapewnia założycielka Odwagi. Zanim się
pożegnamy, opowiada mi jeszcze o mężczyznach, którzy przychodzą do niej po
dwóch latach regularnych spotkań w Lublinie i mówią: „Pani Grażyno, mam
dziewczynę'’. I o całej masie „absolwentów”, którzy wzięli ślub i nawet mają
dzieci!
Czekam niecierpliwie na sygnał do
rozpoczęcia terapii, ale nie próżnuję. Dzwonię do znanych seksuologów - prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza i prof. Zbigniewa
Izdebskiego - by zdobyć informacje na temat homoseksualizmu. Obaj zapewniają,
że jest uwarunkowany biologicznie, człowiek się z tym po prostu rodzi.
Pod koniec stycznia mam spotkanie
z Krzysztofem Kościółkiem, psychoterapeutą od lat współpracującym z Odwagą.
Znowu opowiadam o sobie, powtarzam kłamstwa o chorej skłonności. Pytam, skąd
bierze się homoseksualizm. Kościółek wyjaśnia, że jest kilka teorii na ten
temat. - Na przykład genetyczna, że tacy się rodzimy. Ale na tyle, na ile ja
się na tym znam, nie jest wiarygodnie udowodniona.
Jest też - dodaje - teoria
genderowa, która mówi, że nie rodzimy się płciowi, to wszystko jest kwestią
wyboru. - Możemy wybrać orientację zgodnie z naszymi odczuciami. Albo i nie -
uśmiecha się lekko.
I wreszcie trzecia koncepcja:
orientacja seksualna jest związana z czynnikami środowiskowymi, rodzinnymi i
psychologicznymi. - Różnymi negatywnymi doświadczeniami, które w taki sposób
zostały przetworzone przez psychikę, że wytworzyły się odczucia homoseksualne
- tłumaczy psychoterapeuta. Ta teoria jest mu najbliższa. Wierzy, że
homoseksualizm to rzecz nabyta.
Wizyta miała być darmowa, ale nie
jest - płacę 120 złotych, dostaję paragon.
Kilka dni później długo
wyczekiwana wiadomość z Odwagi: pierwsze spodlanie grupy wsparcia już wkrótce,
w drugi weekend lutego. Mam zabrać rzeczy osobiste i 180 zł. To opłata za
noclegi, wyżywienie, pracę kucharki i posługę księdza.
Dowcipy o Żydach
Ośrodek to kilka jednopiętrowych
domów w lubelskiej dzielnicy Sławinek. Na progu wita mnie ksiądz Radosław i
prowadzi do nowych kolegów. Nasze pokoje mieszczą się w suterenie. W każdym
szafa, fragment meblościanki, krzesło, trzy tapczany, w niektórych biurko. Na
szafie wisi regulamin domu: nie pijemy alkoholu, zasadniczo nie wchodzimy do
kuchni, gasimy światło i wyjmujemy ładowarki z kontaktu, z wody korzystamy z
umiarem. Łazienkę mamy wspólną - dwie umywalki, dwa prysznice.
Dostaję przydział do pokoju z Łukaszem,
absolwentem ochrony środowiska, i Pawłem, studentem farmacji. Oprócz nas w
ośrodku jest jeszcze sześciu chłopaków, w większości studentów, ale także
politolog i świeżo upieczony przedsiębiorca. Pochodzą z różnych zakątków
Polski, głównie z małych miejscowości. Są wierzący, nie
którzy byli ministrantami. Gdy w
pełnej skrępowania ciszy czekamy na inauguracyjną kolację, ktoś rzuca dowcip o
Żydach. Wszyscy w śmiech i rozwiązuje się worek z kawałami. Okropnymi.
- Czym się różnią Murzyni od Żydów?
Murzyni jeżdżą na kolonie, a Żydzi na obóz
- to najłagodniejszy.
- Nie jestem antysemitą, ale te
dowcipy są śmieszne - mówi Błażej, absolwent kosmetologii, od niedawna
właściciel spa.
Posiłki jemy razem. Zaczynamy po
wspólnej modlitwie. Pomagamy w kuchni i podczas codziennej liturgii: jeden robi
za ministranta, drugi niesie dary (wodę, wino i
hostię), trzeciemu przypada czytanie, odważni mogą zaśpiewać psalm. Wpisałem
się na dyżur w kuchni. Razem z dwoma kolegami zmywam i wycieram naczynia.
Niemoralna propozycja
Łukasz, z którym mieszkam w
pokoju, zbierał się dwa lata, zanim zgłosił się do lubelskiego ośrodka. Wahał
się, ale gdy spotkał się z panią Grażyną, powiedziała mu, że i tak do nich
przyjdzie. - I oto jestem - mówi, popijając
kawę z fosami.
Dobrze wie, że homoseksualizm jest
nabyty i że bierze się z problemów z ojcem - w
końcu coś tam już na ten temat przeczytał. Trochę go to jednak dziwi, bo żadnych
problemów z ojcem nie miał, a matka też nie była nadopiekuńcza. Jedyne, co mu
się zgadza, to fakt, że był najmłodszy w rodzinie. Ale to chyba za mało, by
stać się homo? W każdym razie Łukasz do rodziców żadnych zarzutów nie ma.
- Mój ojciec musiał zapierdalać,
żeby nas wszystkich utrzymać - opowiada.
Zakochiwał się w koleżankach, ale
nie miał szczęścia do kobiet. Przełomowy był dzień, w którym jeden z kolegów
niespodziewanie złożył mu niemoralną propozycję. - Powiedział, że mi
obciągnie, a moim zadaniem będzie tylko spuścić się w spodnie - mówi drżącym
głosem.
Nie zrobił tego, ale coś w nim
pękło.
- Chyba wpadłem w paranoję.
Spotykam jakiegoś gościa i od razu zastanawiam się, czy nie jest pedałem.
Wchodzę do autobusu i patrzę, kto jest podejrzany. Może to mój mechanizm
obronny? - zastanawia się. Miewa fantazje z mężczyznami. Przez chwilę myślał
nawet, że jest bi, ale szybko doszedł do wniosku, że się tylko pociesza. Lubi
oglądać pornole, w których jest jedna kobieta i dwóch mężczyzn. - Zwykle w tych
filmach przychodzi moment, że oni zajmują się sobą, a ona tylko się przygląda.
Niby bi, a jednali gejostwo - mówi z obrzydzeniem.
Paweł, drugi współlokator,
dochodzi do wniosku, że ten kolega ze studiów prawdopodobnie rzucił na Łukasza
urok. - Naprawdę, zdarzają się takie rzeczy - mówi poważnie.
Łukasz wyznaje, że serdecznie
nienawidzi, kiedy ktoś pyta go, czy ma dziewczynę.
- Kurwa, chciałbym mieć. Zostałem
stworzony mężczyzną, a mężczyzna ma przecież zasadzić drzewko, wybudować dom
i założyć rodzinę - wzdycha.
Nie znosi samotności, nie zostaje
mu więc nic innego, jak związać się z kobietą.
- Trzeba będzie ją tylko
uprzedzić, przedstawić sytuację, żeby w chwilach kryzysu potrafiła człowieka
wesprzeć - mówi. Czasem miewa gorsze dni i myśli samobójcze. Myśli wtedy: -
Panie Boże, zabierz mnie z tego świata. Po chuj mam się tu męczyć?
-
Bieguny się odpychają
Sobota, już po adoracji
Najświętszego Sakramentu. Siedzimy w kręgu, ksiądz odpala komputer i
wyświetla z rzutnika wykład amerykańskiego psychoterapeuty Richarda Cohena,
wygłoszony 12 lat temu na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Cohen, który
przedstawia się jako były gej, chwali się żoną i trójką dzieci. Przekonuje, że
homoseksualizm to efekt niewyleczonych ran z dzieciństwa. Może przytrafić się
mężczyznom, którym zabrakło w młodości uwagi ojca. - Geje szukają miłości w
ramionach innego mężczyzny - wyjaśnia.
Zapewnia, że każdy
może wyjść z homoseksualizmu, wystarczy skuteczne leczenie, wsparcie
życzliwych osób i oczywiście miłość Boga. A potem sięga po dwa czerwone
magnesy i demonstruje: nic ma siły, te same bieguny zawsze będą się odpychały.
Na zakończenie wykładu przekonuje, że w 1973 roku psychiatrzy wykreślili homoseksualizm
z listy chorób, bo było im żal homoseksualistów. Decyzja nie była poparta
żadnymi naukowymi badaniami, wystarczyło zwykłe głosowanie.
- To tak, jakby lekarze
przegłosowali sobie dzisiaj, że nowotwór nie jest chorobą - denerwuje się
Dawid, absolwent politologii. Wciąż ukrywa prawdę przed rodzicami, mogłaby
ich zabić i miałby wyrzuty sumienia do końca życia.
- Nie bój się, nie zabije ich -
uspokaja go Błażej. Sam kiedyś myślał, że rodzice się od niego odwrócą, ale
nic takiego się nie stało. Ojciec w intencji jego wyleczenia przestał pić.
Matka, choć dała wyraźnie do zrozumienia, że tego nie akceptuje, zaprosiła
chłopaków na rodzinny obiad. Fajnie było, ale to już stare dzieje. Błażej jest
sam i kończy z tym całym gejostwem.
- O mnie wie tylko były i obecny
współlokator z akademika - wyznaje Tomek, student politechniki. - Pierwszy
trochę się załamał. Dla drugiego był to zarąbisty cios. Wiedział, że mam jakiś
problem, ale że taki? Tego się nie spodziewał.
Sylwek, który nigdy nie był w
związku z facetem (kochał się w kimś, ale bez wzajemności), przyznał się tylko
niektórym znajomym i starszej siostrze. Rodzicom w żadnym wypadku nie powie!
Okłamał ich, przyjeżdżając do Odwagi. Jest tu, bo wie, że homoseksualizm nie
jest dla niego.
- To zaburzenie - mówi stanowczo
Paweł. Już dawno zauważył, że homo są jacyś inni. - Wszyscy z nas to
wrażliwcy. Ktoś pięknie rysuje, ktoś pisze wiersze. Najlepsi projektanci mody
to homoseksualiści. Coco Chanel, wrażliwa osobowość męska, dziś projektuje
najpiękniejsze kreacje kobiece - dowodzi.
- Naprawdę uważacie, że homoseksualizm
jest chorobą? - pytam podstępnie.
- No, chyba wszyscy się zgadzamy,
że to nie jest normalne? - odpowiada pytaniem Błażej.
- Ale to przecież niemożliwe, żeby
wszystkie osoby homoseksualne pochodziły z rodzin dysfunkcyjnych - nie
odpuszczam.
- Ci, co mówią, że są z normalnych
rodzin, kłamią, bo wstydzą się przyznać - ripostuje Dawid. Kończymy rozmowę,
bo za chwilę msza.
Kontrola sytuacji
Ksiądz Radosław ma 30 lat,
pochodzi z Mazur, studiuje psychologię na KUL i od sześciu lat jest kapłanem
diecezji ełckiej. Potrafi rzucić dowcipem („Siedzą dwa gołębie na gałęzi.
Jeden grucha, drugi jabłko”), jednak - jak sam przyznaje - do postępowych nie
należy. Zaczął pracować z gejami za namową siostry zakonnej.
- Bałem się. Nie miałem pojęcia,
czym to jest - tłumaczy. Dzisiaj wie znacznie więcej, pisze nawet pracę naukową
o wierzących homoseksualistach. Chętnie cytuje Pismo Święte, np. list św. Pawia
do Koryntian:
- Czyż nie wiecie, że
niesprawiedliwi nie posiądą Królestwa Bożego? Ani rozpustnicy, ani
bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący ze
sobą nie odziedziczą Królestwa Bożego - czyta z patosem.
- Biblia bardzo mocno i konkretnie
klasyfikuje zachowania homoseksualne do skutków upadłej natury, czegoś
grzesznego. Te zachowania, które nie współpracują z łaską Bożą, rozmijają się
zbawieniem - wyjaśnia ks. Radosław, ale zapewnia. że nie chce nikogo potępiać
ani straszyć.
Na podorędziu ma też mądrości
jednego z psychiatrów (nie pamięta nazwiska, obiecuje sprawdzić). Odczytuje z
notatek: „Nie ma czegoś takiego jak homoseksualista. Jest tylko opóźniony w
rozwoju heteroseksualista. Są oczywiście myśli i pragnienia, odczucia
homoseksualne, są zachowania homoseksualne, ale nie istnieje tożsamość
homoseksualna. W środku każdego człowieka, który odczuwa homoseksualny popęd,
jest potężny heteroseksualista, który pragnie się ujawnić”.
- Niech to będzie otuchą, słowem,
które daje nadzieję - podsumowuje przemówienie.
Ksiądz służy nam wszystkim dobrą
radą. Na przykład taką, by w żadnym wypadku nie mówić o sobie „gej”. To zbyt
wesołkowate, zakrywa to, że homoseksualizm dla wielu oznacza cierpienie.
Najlepiej mówić więc: „osoba z problemem homoseksualnym”, ewentualnie ze
„skłonnością”. Łukasz uważa, że ksiądz ma dużo racji, bo przecież gej i
homoseksualista to dwie różne sprawy.
- Gej idzie z torebeczką przez
miasto, jeździ na parady, jest szczęśliwy i obnosi się z gejostwem. Co innego
homoseksualista, on nie akceptuje swoich skłonności - tłumaczy.
Zdaniem księdza najlepiej w ogóle
nie mówić o orientacji homoseksualnej. - To sformułowanie sugeruje, że homoseksualizm
jest czymś wrodzonym, że jeśli ktoś urodził się homo albo bi, to taki musi być.
A przecież nie musi - przekonuje.
Zbieram się na odwagę i pytani
wprost:
- Czy homoseksualizm jest chorobą?
- Mimo że tego nie ma w tej
klasyfikacji [chodzi o klasyfikację zaburzeń psychicznych - przyp. red.], to
grono takie jak my, katolickie i nie tylko, dobrze wie, że większość badań
była zrobiona niemetodologicznie, nienaukowo, na sfałszowanych próbkach ludzi -
odpowiada kapłan.
Na dziś to już koniec teorii. Ksiądz
Radosław prosi, by po opuszczeniu sali zachować „kontrolę sytuacji”.
Wieczorem oglądamy jeszcze fdm „Mój rower” w reżyserii Piotra Trzaskalskiego.
To o trudnej relacji ojca z synem.
W niedzielę rano jest msza, potem
obiad, a na koniec ogłoszenia: kolejne spotkanie odbędzie się w ostatni
weekend marca. Ksiądz prosi, aby uczestnicy grupy wsparcia zabrali ze sobą
strój sportowy. Tym razem będą kopać piłkę. Postanawiam, że nie pojadę. Tyle
mi wystarczy.
Imiona uczestników grupy zostały zmienione
Tak się już rodzą, nie mogą temu zapobiec a i pewnie zmienić tego. Dajcie im żyć!
OdpowiedzUsuń