Z Joachimem
Brudzińskim, posłem PiS, przewodniczącym Komitetu Wykonawczego Pis rozmawia
Piotr Gursztyn
PIOTR GURSZTYN: Obejrzał pan film o płk. Kuklińskim?
JOACHIM BRUDZIŃSKI: Jeszcze nie, ale obejrzę. Czytałem pozytywne opinie
o tym filmie. Najbardziej zachęciła mnie do jego
obejrzenia ofensywa byłych funkcjonariuszy PRL-owskich służb specjalnych.
Ruszyli do stacji telewizyjnych i radiowych jak ranione odyńce panowie
Dukaczewski, Czempiński, Makowski.
Kukliński jest bohaterem?
Płk Kukliński podjął współpracę z
Amerykanami nie dla finansowych profitów, lecz z powodów patriotycznych
o ideowych. Jest więc bohaterem. Ci, którzy teraz go
atakują, sprawiają wrażenie, jakby nadal byli w emocjonalnym stosunku z KGB czy
GRU.
Lech Kaczyński nie awansował go na stopień generalski ani
nie nadał mu odznaczeń.
Jestem przekonany, że gdyby
prezydentura śp. Lecha Kaczyńskiego nie została nagle i tragicznie przerwana, to ta sprawa byłaby załatwiona.
Wierzę, że to w końcu nastąpi.
Poczekamy do 2015 r. i to naród
zadecyduje. Wierzę, że będę należał do tych ludzi, którzy wybiorą nowego
prezydenta. A pan prezydent „oj tam, oj tam" nie będzie już mieszkał w
Belwederze i będzie mógł z otwartą przyłbicą oddać się swojej pasji. Czyli
hasać z Januszem Palikotem z flintą po lasach.
Rozumiem, że mówiąc o wygranej, ma pan na myśli prof. Glińskiego?
Nie ma jeszcze decyzji.
W PiS w ogóle nie ma decyzji. Nie wiadomo, kto będzie
kandydatem na prezydenta Polski, kto kandydatem na prezydenta Warszawy, nawet
listy do Parlamentu Europejskiego są niegotowe.
Jesteśmy poważną partią, a nie
zbieraniną ludzi od Sasa do Lasa, aby ekscytować ludzi listami wyborczymi,
gdzie brylują panie znane z tego, że są znane. Albo z tego, że wywijały na rurze,
a potem były zamieszane w aferę korupcyjną. My mówimy: najpierw program, potem
personalia. Tabloidyzacja polityki w wydaniu mniejszych partyjek - zarówno z
lewej, jak i prawej strony - jest czymś, co jest zabójcze dla jakości naszej
demokracji. Pani z rozkładówki „Playboya” nie podniesie poziomu polityki. Wręcz
przeciwnie - z tego powodu polski wyborca uważa, że klasa polityczna się
alienuje i nie zauważa prawdziwych problemów. Stąd malejąca frekwencja.
I z tego też powodu powstaje
wielki problem - sam wiem z własnego
doświadczenia, bo tym się zajmuję - aby zaangażować ludzi młodych, ideowych,
wykształconych i takich, którym się chce. Którzy chcą - zgodnie z powiedzeniem
Maksa Webera - żyć dla polityki, a nie żyć z polityki.
Nie zapytałem, czy PiS wystawi celebrytów, ale o to,
dlaczego ogłosicie listy w ostatnim momencie.
Nie jesteśmy
spóźnieni. Oficjalny kalendarz wynikający z ordynacji wyborczej pokazuje, że
jest jeszcze dużo czasu.
Nie o to chodzi, ale o to, że listy zostaną ogłoszone w
ostatnim momencie, aby uniknąć konfliktów wewnątrz partii o najlepsze miejsca.
Napięcia
wynikające z aspiracji kandydatów są normalne w każdej partii, same w sobie
nie są czymś złym. Natomiast rzeczywiście wybory do PE są skażone czymś,
co może zawstydzać, gdy
obserwowaliśmy niektórych polskich reprezentantów w Brukseli. Zachowanie ludzi
oszołomionych finansowymi bonusami, które daje Bruksela, budziło zażenowanie.
Nam w PiS bardzo zależy, żeby dobór kandydatów nie polegał na zasadzie: „Ja
chcę, bo tam dobrze płacą", ale był dokonany według kompetencji. Kryterium
będzie merytoryczne - wiedza, przygotowanie...
I wierność.
Lojalność.
Jesteście w tej ostatniej kwestii po przejściach. Zabrakło
dobrej ręki do ludzi.
Do PE trafiły
osoby ze ścisłego kierownictwa partii, które dzisiaj biegają po studiach
telewizyjnych i się skarżą, że były bardzo podle traktowane, gdy były w PiS. No, ale dzięki temu
„podłemu" traktowaniu Tadek Cymański, Jacek Kurski i Zbigniew Ziobro przez
pięć ostatnich lat dorobili się fortun. Rzeczywiście, straszną podłość uczynił
im PiS, rekomendując ich do Brukseli, za co oni odwdzięczyli się rozłamem.
Dlatego kwestia lojalności jest bardzo ważnym kryterium.
Rozmawiamy chwilę przed kongresem programowym PiS, a
wywiad ukaże się już po nim. Dość często urządzacie podobnego rodzaju
spotkania, ale nie widać ich efektu. Sondażowy przyrost PiS to ciułanie pojedynczych
punktów, a nie blitzkrieg.
Pewnie
łatwiej jest przykuć uwagę opinii publicznej jakimś szaleństwem niż merytorycznym
przekazem. Częste konferencje programowe wynikają z naszej koncepcji polityki.
Państwo polskie trzeba traktować poważnie. Można zrobić coś takiego jak Donald
Tusk: wyjść na Radę Krajową z grubym plikiem papierów, pomachać nim i
powiedzieć, że się jest przygotowanym do rządzenia krok po kroku, dzień po
dniu. Jednak potem się okazało, że to jakieś przypadkowo wydrukowane strony z witiyny
Ministerstwa Rozwoju, a nie program. My wolimy podjąć wysiłek intelektualny, a
nie oszukiwać. Zwłaszcza że wiemy, jakie trudności czekają Polskę. Najbliższe
dwa lata będą oznaczały kolejny wzrost zadłużenia finansów państwa co najmniej
o 150 mld zł, czyli o kwotę zagrabioną z OFE. Idę o zakład, że w 2015 r. dług
pu- | bliczny przekroczy wszystkie progi ostrożnościowe według wskaźników
krajowych, bo według
unijnych już dawno to się stało.
Mamy
świadomość, że za pięć czy i 10 lat nikt nie będzie pamiętał o Donaldzie Tusku,
ale będziemy mieli do rozwiązania pozostawione przez niego ogromne problemy: z
demografią, opieką społeczną, gospodarką itp. Podam przykład - dzisiaj rząd
przygotowuje nową ustawę. Jest o niej cicho, a powinno być bardzo głośno.
Chodzi o tzw. odwróconą hipotekę. Rząd chce umożliwić swojej nomenklaturze
uwłaszczenie się na majątku ludzi starszych. Za chwilę zobaczymy wysyp
bankructw i tragedii osób będących na emeiytiirze, które padły ofiarą różnego
rodzaju oszustów. To skok na to mienie. Im prędzej Tusk zostanie odsunięty od
władzy, tym lepiej - nie dla PiS, ale Polski i Polaków.
Wrócę więc do tego, co powiedziałem - przy obecnym
przyroście poparcia nie macie szans na rządzenie. A mówienie o rządzeniu w
stylu Orbana jest zwykłą tromtadracją.
Tromtadracji
w polskiej polityce nie brakuje. Widać partie, które funkcjonują na poziomie
poparcia poniżej 5 proc., a
ogłaszają na swoich konwentyklach, że zwyciężą. Jednak nas to nie dotyczy.
Wiele razy komentatorzy i publicyści ogłaszali koniec PiS. Ba, Jarosław Kaczyński
był nazywany politykiem starym i wypalonym już na początku lat 90. (śmiech).
Celem partii politycznej nie
jest survival,
ale sprawowanie władzy.
Aby ją sprawować, trzeba być
przygotowanym, by na drugi dzień po przejęciu władzy wiedzieć, co dalej robić.
Można nas nie lubić, można wyśmiewać i krytykować, ale nie można powiedzieć,
że nie mamy programu. Mamy, i to jako jedyni. Nie będziemy robić szopek, aby
przekonać wyborców. Będziemy posługiwać się instrumentami, które daje
nowoczesny marketing polityczny, ale nie będzie przerostu formy nad treścią.
Przekonamy Polaków w czasie maratonu wyborczego, który właśnie zaraz się
zacznie. Już teraz dużo osiągnęliśmy od czasów, gdy PO sporo nad nami górowała.
Wtedy były zachwyty nad PJN, jaki mądry ten Paweł Kowal. Albo Poncyljusz. Bez
nich PiS jest skończony. Najlepsi odeszli od Kaczyńskiego. Zostali przy nim
tylko popaprańcy i eunuchy...
O eunuchach mówił trzeci
bliźniak, czyli Ludwik Dorn.
I niedługo później Dorn dołączył
do tychże eunuchów, którzy odeszli od Kaczyńskiego (śmiech). Jednak
wystarczyło, że opuścili PiS i zaatakowali Jarosława Kaczyńskiego, a zaczęły
się zachwyty, że Ziobro to zbawienie polskiej prawicy. A Jacek Kurski? Toż to
prawdziwy Machiavelli!
Cóż Kaczyński bez niego pocznie? Kto będzie
prowadził kampanię? Beata Kempa i Andrzej Dera? Kiedy byli w PiS, byli
uosobieniem obciachu, a po wyjściu - cóż za wspaniali politycy! Koniec był
taki, że Markowi Migalskiemu niczego nie dały ustawki z tabloidami. Ziobro
zachrypiał oraz zapiszczał na manifestacji i tyle zostało z jego charyzmy.
Rząd dusz na prawicy mają tylko Jarosław Kaczyński i PiS.
Więcej pan mówi o Solidarnej
Polsce i PJN, a nie o Platformie. Wy
nimi bardziej się zajmujecie, także PSL, niż PO.
Nieprawda. Nigdy nie mówiłem, że
PO się kończy. Dzisiaj Tusk i PO mają ciągle wielki potencjał mobilizowania
własnego elektoratu. Nie wolno tego lekceważyć. Natomiast tymi, którzy mogą
przeszkodzić nam w zdobyciu samodzielnej większości, 26 są moi byli koledzy.
Dlatego czyścicie przedpole
przed najważniejszymi wyborami, czyli parlamentarnymi w 2015 r.?
Ziobro czy Kowal z Migalskim nie
są zagrożeniem dla PiS. Głównym konkurentem jest PO, a cała nasza strategia
sprowadza się do tego, aby możliwe były samodzielne rządy PiS. Niestety,
największym ostatnio politycznym oszustwem jest wmawianie wyborcom, że jest
potrzebne jakieś drugie płuco na prawicy. Dlatego tak dużo mówimy o SP i partii
Jarosława Gowina, aby uświadomić prawicowym wyborcom, że głos oddany na te dwie
partie jest de facto głosem oddanym na Tuska. Zmniejsza bowiem szansę na
samodzielne rządy PiS. Przy obecnej ordynacji wyborczej jest wielką naiwnością
sądzić, że Gowin czy Ziobro wprowadzą dość posłów, aby rządzić wspólnie z PiS.
Przy czym nie posądzam o naiwność Ziobry i
Gowina. Jeśli któraś z tych partii przekroczy
5 proc. głosów, to dostanie maksymalnie siedem mandatów poselskich. Te same 5
proc. dodane do wyniku PiS, np. do 39 proc. głosów, dałoby nam dodatkowe ponad
20 mandatów.
Tak działa system przeliczania
głosów na mandaty poselskie według obowiązującej w Polsce metody d'Hondta. Nie mam żadnych wątpliwości, że w interesie PO zaprzyjaźnione
z nią media i sondażownie będą w 2015 r. pompowały obie te partyjki. Ponieważ
szkodzą PiS, a nie Tuskowi.
Gowina akurat nie
atakowaliście. Traktowaliście go nieomal pieszczotliwie, jako potencjalnego
koalicjanta.
Bez przesady. Nie szukamy
koalicjanta.
Zaczęliście go atakować, bo
zaczął odbierać wyborców wam, a nie Platformie?
Nie gramy na rozpad PO, bo Tusk do
perfekcji opanował zdolność nawet nie tyle mobilizowania własnego elektoratu,
ile cementowania tworzonej przez niego nomenklatury. Od 2007 r., a na poziomie
samorządowym już od 2006 r., PO tworzy konsekwentnie kastę ludzi utrzymujących
się z publicznych pieniędzy. To nowa nomenklatura aspirująca do własności.
Kurczy się zasób dóbr, na których mogą się uwłaszczyć, stąd poszukiwania
ostatnich możliwości położenia łapy na czymś wartościowym. Został obszar
służby zdrowia, więc rodzą się sytuacje takie jak w Mysłowicach, gdzie
członkowie tej nomenklatury kupili szpital za 130 tys. zł. Albo skok na Lasy
Państwowe. To szmondactwo PO widać najbardziej na poziomie powiatów i sejmików wojewódzkich. W najgorszych czasach millerowskiej
smuty nie mieliśmy do czynienia z takim poziomem zawłaszczania państwa, jaki
jest dzisiaj.
Widać, że chcielibyście, aby to
był temat kampanii. Jednak będzie nim nie to, ale Antoni Macierewicz. Plus
pieniądze unijne i pozycja Tuska w Europie.
To marzenie naszych konkurentów.
Tak to będzie rozgrywane przez
największe media. Jednak nie ma już monopolu medialnego, co widać na przykład
na rynku tygodników. Jest wyłom we froncie medialnym i Tusk zdaje sobie z tego
sprawę. Mówię o Internecie, dlatego premier próbował załatać tę wyrwę przy
okazji ACTA. Nie udało mu się kontrolować tego segmentu komunikacji społecznej.
Nie bez powodu mamy tak gwałtowny wzrost poparcia dla PiS wśród ludzi w wieku
18-24 lata. To pokolenie, które nie pamięta medialnej histerii skierowanej
przeciw PiS z lat 2006-2007. Jednocześnie są impregnowani na głos płynący z
Czerskiej i Wiertniczej. To wyborcy, którzy
czerpią wiedzę o polityce z Internetu. Przejawem zmiany jest też wybuch postaw
patriotycznych, zapotrzebowanie młodego pokolenia na bohaterów. Widać, jak
młodzi ludzie reagują na szachownicę na kasku Kamila Stocha i traktują to - jak
powiedział Adam Małysz - jako mały prztyczek w nos Rosji. PO, „Gazeta Wyborcza”
i TVN24 będą próbowały sprowadzić dyskurs publiczny do straszenia
Antonim Macierewiczem...
To działa.
Z badań wynika, że coraz słabiej.
Coraz większa grupa ludzi uważa, że Macierewicz jest prawdziwym patriotą i że
wykonuje dobrą robotę dla Polski. Tusk i PO będą mieli problem.
W 2011 r. przegraliśmy nie przez
ukrytą opcję niemiecką, ale przez agresywny spot PO, w którym wykorzystali
pewnego pana Andrzeja, człowieka do zadań specjalnych, który został
zainstalowany wśród obrońców krzyża. To ten, który krzyczał w spocie PO: „Ja
was wszystkich nienawidzę". Wspomniany pan Andrzej parę miesięcy później
odnalazł się u boku Palikota, który jest głównym pomagierem Tuska. To bardzo
wymowny przykład. Spodziewamy się, że PO w kampanii będzie uciekała się do
takich tricków. Będziemy na to przygotowani.
DoRzeczy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz