0 tym, że
politycy korzystają z sług prostytutek, wiedzą wszyscy. Sensacja wybucha, kiedy na światło dzienne wychodzi,
kto, gdzie i z kim. A wychodź
coraz częściej.
Styczeń
2014 roku.
Początek miesiąca: poseł Tomasz
Kaczmarek opuszcza klub PiS. Powód: jeden z tygodników ujawnia, że Kaczmarek do
niedawna utrzymywał kontakty z „osobami powiązanymi z warszawskimi agencjami
towarzyskimi”.
Połowa miesiąca: poseł Piotr
Szeliga z Solidarnej Polski zawiesza członkostwo w partii. Powód: był
szantażowany przez prostytutkę.
Koniec miesiąca: były wiceminister
łączności, Jarosław Okrągły, mąż posłanki PO, zostaje oskarżony przez
prostytutkę o gwałt.
Krzysztof Strauchmann, dziennikarz
„Nowej Trybuny Opolskiej”, jako pierwszy wysłuchuje opowieści o tym, co miało
się wydarzyć w willi w Mosznej na Opolszczyźnie. Pracują tam trzy dziewczyny:
Anna,Marzena i Laura. Imiona - jak u większości prostytutek - fałszywe.
10 stycznia do 18-letniej Laury
dzwoni klient. Wkrótce przyjeżdża, wchodzi do pokoju dziewczyny. Gdy wychodzi,
koleżanki słyszą szloch Laury: mężczyzna Zgwałcił ją analnie. Broniła się, ale
był silniejszy.
Prostytutki wrzucają numer klienta
do wyszukiwarki Google:
należy do firmy Jarosława
Okrągłego. To były wiceminister łączności, dziś przedsiębiorca i mąż posłanki
PO. Laura i Marzena twierdzą, że poznają go na zdjęciach znalezionych w sieci.
Jeszcze tego samego dnia wysyłają oskarżycielskie SMS-y.
Odpowiedzi dostają z dwóch różnych
telefonów, więc znów googlują: ten drugi numer należy do centrum medycznego, w
którym Okrągły jest udziałowcem i wiceprezesem. Dziewczyny kontaktują się z
dziennikarzem, ten pisze artykuł.
Jarosław Okrągły na publikację
reaguje stanowczo: klientem był ktoś inny, a prostytutki domagały się 10 tys.
złotych za milczenie. - Sprawa jest prowokacją polityczną - zapewnia jego
mecenas Zbigniew Konowalczuk.
Po kilku dniach historia staje się
mniej wyrazista. - Jedna z pań złożyła zawiadomienie o popełnieniu
przestępstwa, ale wniosku o ściganie sprawcy gwałtu już nie - mówi Henryk
Wilusz, szef prokuratury w Strzelcach Opolskich. To oznacza, że postępowanie w
sprawie gwałtu zostanie umorzone.
Po przesłuchaniach w prokuraturze
dziewczyny z Mosznej przestają odbierać telefony.
Irena Dawid-Olczyk, prezes
Fundacji La Strada:
- Zdarzyło mi się spotkać prostytutki, które rzuciły fałszywe oskarżenie na
mężczyzn z pewną pozycją. Najczęściej jednak kobiety nie kłamią, zdają sobie
sprawę, że mówiąc o swojej traumie, narażają się na różne problemy, nie tylko
prawne. Choćby takie, że zostaną rozpoznane przez rodzinę, która często nie
wie, czym się zajmują.
Styczeń 2013 r. Wśród dziennikarzy
z Warszawy i Wrocławia krąży opowieść o „Wampirze”.
- A może „Drakuli”? Były dwie wersje tej ksywki - opowiada znany wrocławski
dziennikarz. - „Wampir” vel „Drakula” miał prowadzić we Wrocławiu agencję
towarzyską. Pewnego razu pojawili się w niej dwaj konserwatywni posłowie,
nazwijmy ich X i młody Y.
X i Y są powszechnie znani, nie
tyle z inicjatyw ustawodawczych, ile z zamiłowania do dobrych ciuchów. W Sejmie
grzeczni i czarujący. X wysoki, mimo młodego wieku dość tęgi, dragi szczupły, w
okularkach.
Trwa imprezowa noc we Wrocławiu.
Poseł X, miejscowy, chce drugiemu pokazać swoje rewiry. Jadą do „Wampira”.
Mówi dziennikarz: - Zażyczyli sobie panienki, ale coś poszło nie tak. Może byli
pijani, może źle ich obsłużono? Doszło do awantury i małej demolki. Moje
źródło w prokuraturze twierdzi, że obu nagrały kamery „Wampira”. Kiedy
posłowie ochłonęli, zaczęli się domagać zwrotu filmu, ale wtedy znów zachowali
się mało elegancko: zaczęli straszyć właściciela burdelu. X, z układami w
miejscowej policji, nasłał na niego kolegów. Wpadli do agencji w kominiarkach,
podawali się za jedną ze służb specjalnych, bodaj CBA, chcieli odzyskać film.
Wtedy „Wampir” miał się ostatecznie zdenerwować i poskarżyć prokuraturze.
Sprawdzamy we wrocławskich prokuraturach:
w ciągu ostatnich dwóch lat ani na X, ani na Y nikt się tu nie skarżył. Plotka?
Być może. Opowieść o „Wampirze” i obu posłach
powtarza nam jednak źródło w Prokuraturze Krajowej.
Ostatnie badania wśród
prostytutek, ponad dekadę temu, przeprowadził prof. Zbigniew
Izdebski, seksuolog. 65 proc. kobiet deklarowało, że ich klientami są „zwykli
ludzie”. 20 proc. przyznało, że wśród ich klientów są osoby „znane z telewizji”.
Do kontaktów z politykami przyznało się 16 proc.
A jak jest dziś? Nowych badań nie
ma, choć zdaniem prof.
Izdebskiego rynek po prostu się zmienił, przeniósł
do świata wirtualnego, do tych wszystkich portali z anonsami od studentek
szukających sponsora, dyskretnych, luksusowych cali girls i escort girls.
W Warszawie jest jednak jeszcze
kilka agencji, w których bywają politycy. - Co je wyróżnia? Mają opinie
porządnych - tłumaczy jedna z prostytutek. - Specjalnych agencji dla VIP-ów
nie ma. Jest kilka starych miejscówek, dobrze położonych: duży klub przy
Chmielnej w centrum miasta czy agencja w okrąglaku na Grójeckiej. Luksusowe
dziewczyny: solarium, paznokcie, zrobione biusty. Biznes półświatka
zaprzyjaźnionego z policją.
Private-Lux, centrum warszawskiego
Mokotowa. Jedno z miejsc, w których lubią bywać ludzie ze świecznika. W 2005 r.
kręcono tu odcinek serialu „Pitbull”. Dzwonimy, odbiera kobieta.
- Chciałbym zamówić dziewczyny do hotelu poselskiego.
- A gdzie to jest?
- Obok Sejmu, przy Wiejskiej.
- Pierwsza godzina kosztuje 150 zł
plus koszt dojazdu taksówki. Każda kolejna godzina po 150 zł. Mamy akurat taką
nową dziewczynę, mówi na siebie „nimfomanka”. Klient może być zadowolony.
- Klienci są znani. Politycy.
Zależy nam na dyskrecji i anonimowości.
- Obu stronom zależy na dyskrecji.
U nas ochroniarzem jest kobieta. Sądzę, że nie będzie problemu.
Erotyczne skandale polityków zawsze
wzbudzają emocje. W1992 roku Marzena Domaros jako Anastazja P. wydaje „Erotyczne
immunitety” (spisuje je dziennikarz Jerzy Skoczylas) - ładna blondynka, która
krąży po Sejmie, opisuje polityków jako bandę rozwiązłych seksualnie hipokrytów
(jedyny poseł, który wytacza jej proces i wygrywa, to Stefan Niesiołowski,
reszta opisanych milczy).
W 2006 roku Aneta Krawczyk w „Gazecie
Wyborczej” oskarża Andrzeja Leppera i Stanisława
Łyżwińskiego z Samoobrony o wymuszanie seksu w zamian za pracę.
W 2009 r. senator Krzysztof
Piesiewicz tańczy w damskiej sukience i wciąga biały proszek do nosa. Filmik
trafia do sieci.
Tylko jeden polski poseł przyznał,
że korzystał z usług prostytutek. Andrzej Rozenek z Twojego Ruchu w wywiadzie
dla „Rzeczpospolitej”: „Kilkakrotnie na studiach, wybryk młodości”.
Doktor Wojciech Jabłoński,
politolog: - Wszystko zależy od tego, na ile wizerunek polityka jest spójny, a więc na ile to korzystanie z usług erotycznych wpisuje się w jego ogólny image. Jeśli jest to polityk prawicy, mamy do
czynienia z dysonansem poznawczym po stronie wyborców. To, co zostało
przedstawione oficjalnie w propagandzie na temat tego polityka, mija się z jego
faktycznym stylem życia. Ciekawe, że kłopoty z prostytutkami, burdelami
miewają raczej politycy prawicy, a nie lewicy.
Prof. Zbigniew Izdebski: - Dlaczego politycy korzystają z usług
prostytutek? Traktują seks za pieniądze jak transakcję handlową, która
teoretycznie nie powinna skomplikować im życia - jak nieraz związek z kochanką
- mówi. I dodaje: - Różnie można mówić o poziomie polskiego seksbiznesu, jednak
wbrew pozorom panuje duża dyskrecja na temat ludzi znanych, w tym polityków,
klientów osób świadczących usługi seksualne.
- Obserwuję ich od prawie dwóch dekad.
Pewne rzeczy są niezmienne: ciągle tak samo roszczeniowi, wielu uważa, że
dziwka należy im się za darmo - mówi Robert, właściciel agencji towarzyskiej z
Krakowa. Jego sklep z paniami - jak lubi nazywać firmę - stal się modny wśród
politycznych notabli w połowie lat 90. Robert tłumaczy: jeśli chodzi o
polityków, a przewinęło się przez jego lokal kilkunastu, to ich schadzka
zawsze poprzedzona jest telefonem. - Najczęściej chcą mieć dużo i szybko.
Najchętniej ze sporą zniżką przyznaje. Nazwisk
żadnych oczywiście nie poda. Powie tylko, że dziś interes kręci się gorzej niż
dwie dekady temu. Za dużo konkurencji w sieci, portali, anonsów od panienek,
które przyjmują w prywatnych apartamentach. - W żywe oczy kłamią, że nie mają
alfonsów - wzdycha.
Magdalena nagrywa
Piotr Szeliga, magister teologii,
członek sejmowej komisji do spraw polityki społecznej i rodziny. Zaangażowany
religijnie obrońca Telewizji Trwam, konserwatysta. Pierwsze kroki w polityce
stawiał w Biłgoraju, w PiS. Potem zmienił klubowe barwy na Solidarną Polskę.
Szantażowała go Magdalena I. Z posłem
spotykała się przynajmniej dwa razy. Wersja Magdaleny I.: za pierwszym razem
Szeliga miał nie zapłacić za seks. Chodziło o 200 zł. Wtedy kobieta postanowiła
odzyskać dług z nawiązką: razem ze wspólnikami zażądała od niego około 3 tys.
zł. Drugie spotkanie odbyło się w grudniu 2012 roku w trzygwiazdkowym hotelu Luxor pod Lublinem. Nagrali je dwaj współpracujący z kobietą
mężczyźni, chcieli, by Szeliga zapłacił za nie 5 tys. zł. Poseł zawiadomił
prokuraturę, a ta postawiła zarzuty mężczyznom współdziałającym z Magdaleną
I.
Gdy sprawa wyszła na jaw, lokalne
media napisały, że Magdalena I. zobaczyła Szeligę w telewizji, dowiedziała
się, że jest posłem, i postanowiła go szantażować. Polityk trafił na czołówki
tabloidów: „Poseł katolik zdradzał żonę w ciąży!”, „Zdradzał ciężarną żonę z
prostytutką?”.
Mówi Ewa Egejska, była prostytutka
i autorka bulwersującej, poczytnej książki czarodziejki.com: -
Znamienne, że dziewczyna zareagowała dopiero,
gdy go zobaczyła w telewizji. Wtedy sobie przypomniała, że nie zapłacił?
Proszę pamiętać: prostytutki to są nie tylko młode, miłe i przyjemne gąski. To
twarde zawodniczki. Szantaż? A czemu nie. Po to w wielu agencjach i
prywatkach pomontowane są kamery, żeby z nich korzystali nie tylko smutni
panowie ze służb, ale też burdelmamy, alfonsi i dziewczyny.
Mam pana zdjęcia
Problemy z szantażystami z domu
publicznego miał też poseł Adam Hofman z PiS. Miesiąc po przegranych wyborach,
19 listopada 2007 roku, dzwoni do niego tajemniczy Tomek. Z konta losiull2@ interia.pl wysyła e-maile. Pyta, czy Hofman pamięta rozmowę „na
Okrętowej 30”.
Sugeruje, że z posłem poznał się kiedyś w agencji towarzyskiej. I że ma
zdjęcia, które zdmuchną go ze sceny politycznej.
„[Podczas jednej z rozmów - przyp.
red.] zaczął mi mówić, że posiada zdjęcia, które mnie skompromitują, że jak mu
nie zapłacę, to mnie zniszczy, że gazety za to dużo płacą. Mężczyzna dodał, że
na tych zdjęciach piję alkohol i jestem w towarzystwie dziewczyn z jakimiś
dwoma kolegami, z których jeden miał być Mulatem. To zdjęcie miało być
zrobione przy ul. Okrętowej” - zeznał w prokuraturze Hofman.
Hofman jest zdziwiony (kilka lat
później powie w wywiadzie, że nigdy nie był na Okrętowej). Szantażysta Tomek
tymczasem brnie dalej. Dzwoni po raz kolejny i zapewnia, że już rozmawiał o
zdjęciach z „Super Expressem”.
Hofman przełącza tę rozmowę na tryb
głośnomówiący przy swoim koledze. Nagrywa ją i zawiadamia ABW oraz prokuraturę.
Ta ustala, że szantażysta Tomek to prawdopodobnie właściciel jednego z
warszawskich sex-shopów.
Sprawa zostaje jednak umorzona. Powód?
Amatorszczyzna prokuratury Warszawa-Śródmieście: „Przesłuchany [właściciel
sex-shopu - przyp. red.] wskazał, iż mógł w tym okresie pożyczyć komuś swój
telefon bądź zgubić, bo kilka razy w listopadzie i grudniu 2007 roku mu się to
zdarzyło”.
Prokuratura gładko łyka to
tłumaczenie. Przechodzi też do porządku dziennego nad faktem, że losiull2@interia.pl, rejestrując konto, podał fałszywe dane. Ze zrozumieniem przyjmuje, że
Katarzyna B., która wynajmuje willę na Okrętowej 30, nic nie wie o agencji
towarzyskiej na ulicy Okrętowej na warszawskim Bemowie. To legendarny Gold Luxury Club, znany też jako Club Eden Girls.
Gdyby prokuratorzy skorzystali z Google, łatwo mogliby ustalić, że to na Katarzynę B.
zarejestrowana jest strona internetowa agencji, a z jej adresu wysyłane są
e-maile, którymi reklamuje usługi agencji i ściąga dziewczyny do pracy. Tak czy
owak sprawa wędruje do kosza. Poseł zostaje oczyszczony.
Tylko raz, kilka lat później, w
rozmowie z brukowcem Hofman przyznaje, że za czasów kawalerskich zdarzyło mu
się bywać w nocnych klubach: - Stare dzieje. Jeszcze przed ślubem byłem w
lokalu ze striptizem na jakimś wieczorze kawalerskim. To nie miało jednak
żadnego związku z telefonami szantażystów.
Popłakał się jak dziecko
Katarzyna z Krakowa, 30-letnia
doktor psychologii i dama do towarzystwa o twarzy Charlize Theron. Kochanków
przyjmuje w swoim apartamencie w centrum miasta. Nikt jej nie pilnuje. Nie ma
opiekuna, ale ma kontakty na wysokim szczeblu. To wystarczy.
To był ludowiec, bardzo przywiązany
do tradycji - mówi Katarzyna i wyciąga z torebki zdjęcie posła, które
ściągnęła sobie przed naszą rozmową z internetu. I jeszcze kilka notek: że
poseł ma wyższe studia, parę hektarów, żonę i dzieci. Ma też parafię, w której
bardzo aktywnie się udziela.
Spotkała się z nim tylko raz, w
sierpniu. Najpierw zaanonsował go znajomy biznesmen. - Miauczał mi do
słuchawki, że ten ludowiec chciałby choć raz w życiu inaczej, a kiedy ośmielił
się zaproponować to żonie, to śmiertelnie się obraziła. Było całkiem miło.
Trochę tylko dziwnie pachniał, jakby owsem. I jeszcze te buty, ze szpiczastymi
czubami do góry. Już po wszystkim popłakał się jak dziecko - wspomina luksusowa
prostytutka.
Ostatnio zobaczyła posła w
telewizji. Mówił, że dziś zagrożeniem dla Polaków jest gender i seksualizacja.
ANNA SZULC, WOJCIECH CIEŚLA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz