czwartek, 6 lutego 2014

Polska Partia Rozporkowa



0 tym, że politycy korzystają z sług prostytutek, wiedzą wszyscy. Sensacja wybucha, kiedy na światło dzienne wychodzi, kto, gdzie i z kim. A wychodź coraz częściej.

Styczeń 2014 roku.
Początek miesiąca: poseł To­masz Kaczmarek opuszcza klub PiS. Powód: jeden z tygodników ujawnia, że Kaczmarek do niedawna utrzymywał kontakty z „osobami powiązanymi z war­szawskimi agencjami towarzyskimi”.
Połowa miesiąca: poseł Piotr Szeliga z Solidarnej Polski zawiesza członkostwo w partii. Powód: był szantażowany przez prostytutkę.
Koniec miesiąca: były wiceminister łączności, Jarosław Okrągły, mąż posłan­ki PO, zostaje oskarżony przez prostytut­kę o gwałt.


Co się stało z Laurą?
Krzysztof Strauchmann, dziennikarz „Nowej Trybuny Opolskiej”, jako pierw­szy wysłuchuje opowieści o tym, co miało się wydarzyć w willi w Mosznej na Opolszczyźnie. Pracują tam trzy dziewczy­ny: Anna,Marzena i Laura. Imiona - jak u większości prostytutek - fałszywe.
10 stycznia do 18-letniej Laury dzwoni klient. Wkrótce przyjeżdża, wchodzi do pokoju dziewczyny. Gdy wychodzi, ko­leżanki słyszą szloch Laury: mężczyzna Zgwałcił ją analnie. Broniła się, ale był silniejszy.
Prostytutki wrzucają numer klienta do wyszukiwarki Google: należy do firmy Jarosława Okrągłego. To były wicemini­ster łączności, dziś przedsiębiorca i mąż posłanki PO. Laura i Marzena twierdzą, że poznają go na zdjęciach znalezionych w sieci. Jeszcze tego samego dnia wysyła­ją oskarżycielskie SMS-y.
Odpowiedzi dostają z dwóch różnych telefonów, więc znów googlują: ten dru­gi numer należy do centrum medycznego, w którym Okrągły jest udziałowcem i wi­ceprezesem. Dziewczyny kontaktują się z dziennikarzem, ten pisze artykuł.
Jarosław Okrągły na publikację reaguje stanowczo: klientem był ktoś inny, a pro­stytutki domagały się 10 tys. złotych za milczenie. - Sprawa jest prowokacją poli­tyczną - zapewnia jego mecenas Zbigniew Konowalczuk.
Po kilku dniach historia staje się mniej wyrazista. - Jedna z pań złożyła zawiado­mienie o popełnieniu przestępstwa, ale wniosku o ściganie sprawcy gwałtu już nie - mówi Henryk Wilusz, szef prokura­tury w Strzelcach Opolskich. To oznacza, że postępowanie w sprawie gwałtu zosta­nie umorzone.
Po przesłuchaniach w prokuraturze dziewczyny z Mosznej przestają odbierać telefony.
Irena Dawid-Olczyk, prezes Fundacji La Strada: - Zdarzyło mi się spotkać pro­stytutki, które rzuciły fałszywe oskarżenie na mężczyzn z pewną pozycją. Najczęś­ciej jednak kobiety nie kłamią, zdają sobie sprawę, że mówiąc o swojej traumie, nara­żają się na różne problemy, nie tylko praw­ne. Choćby takie, że zostaną rozpoznane przez rodzinę, która często nie wie, czym się zajmują.

Styczeń 2013 r. Wśród dziennikarzy z Warszawy i Wrocławia krąży opowieść o „Wampirze”. - A może „Drakuli”? Były dwie wersje tej ksywki - opowiada znany wrocławski dziennikarz. - „Wampir” vel „Drakula” miał prowadzić we Wrocławiu agencję towarzyską. Pewnego razu poja­wili się w niej dwaj konserwatywni posło­wie, nazwijmy ich X i młody Y.
X i Y są powszechnie znani, nie tyle z inicjatyw ustawodawczych, ile z za­miłowania do dobrych ciuchów. W Sej­mie grzeczni i czarujący. X wysoki, mimo młodego wieku dość tęgi, dragi szczupły, w okularkach.
Trwa imprezowa noc we Wrocławiu. Po­seł X, miejscowy, chce drugiemu pokazać swoje rewiry. Jadą do „Wampira”. Mówi dziennikarz: - Zażyczyli sobie panienki, ale coś poszło nie tak. Może byli pijani, może źle ich obsłużono? Doszło do awan­tury i małej demolki. Moje źródło w pro­kuraturze twierdzi, że obu nagrały kamery „Wampira”. Kiedy posłowie ochłonęli, za­częli się domagać zwrotu filmu, ale wtedy znów zachowali się mało elegancko: zaczę­li straszyć właściciela burdelu. X, z układa­mi w miejscowej policji, nasłał na niego kolegów. Wpadli do agencji w kominiar­kach, podawali się za jedną ze służb spe­cjalnych, bodaj CBA, chcieli odzyskać film. Wtedy „Wampir” miał się ostatecznie zde­nerwować i poskarżyć prokuraturze.
Sprawdzamy we wrocławskich proku­raturach: w ciągu ostatnich dwóch lat ani na X, ani na Y nikt się tu nie skarżył. Plot­ka? Być może. Opowieść o „Wampirze” i obu posłach powtarza nam jednak źródło w Prokuraturze Krajowej.

Ostatnie badania wśród prostytutek, po­nad dekadę temu, przeprowadził prof. Zbigniew Izdebski, seksuolog. 65 proc. kobiet deklarowało, że ich klientami są „zwykli ludzie”. 20 proc. przyznało, że wśród ich klientów są osoby „znane z te­lewizji”. Do kontaktów z politykami przy­znało się 16 proc.
A jak jest dziś? Nowych badań nie ma, choć zdaniem prof. Izdebskiego rynek po prostu się zmienił, przeniósł do świa­ta wirtualnego, do tych wszystkich porta­li z anonsami od studentek szukających sponsora, dyskretnych, luksusowych cali girls i escort girls.
W Warszawie jest jednak jeszcze kilka agencji, w których bywają politycy. - Co je wyróżnia? Mają opinie porządnych - tłu­maczy jedna z prostytutek. - Specjalnych agencji dla VIP-ów nie ma. Jest kilka sta­rych miejscówek, dobrze położonych: duży klub przy Chmielnej w centrum mia­sta czy agencja w okrąglaku na Grójeckiej. Luksusowe dziewczyny: solarium, pa­znokcie, zrobione biusty. Biznes półświat­ka zaprzyjaźnionego z policją.
Private-Lux, centrum warszawskiego Mokotowa. Jedno z miejsc, w których lubią bywać ludzie ze świecznika. W 2005 r. krę­cono tu odcinek serialu „Pitbull”. Dzwoni­my, odbiera kobieta. - Chciałbym zamówić dziewczyny do hotelu poselskiego.
- A gdzie to jest?
- Obok Sejmu, przy Wiejskiej.
- Pierwsza godzina kosztuje 150 zł plus koszt dojazdu taksówki. Każda kolejna go­dzina po 150 zł. Mamy akurat taką nową dziewczynę, mówi na siebie „nimfoman­ka”. Klient może być zadowolony.
- Klienci są znani. Politycy. Zależy nam na dyskrecji i anonimowości.
- Obu stronom zależy na dyskrecji. U nas ochroniarzem jest kobieta. Sądzę, że nie będzie problemu.

Erotyczne skandale polityków zawsze wzbudzają emocje. W1992 roku Marzena Domaros jako Anastazja P. wydaje „Ero­tyczne immunitety” (spisuje je dzienni­karz Jerzy Skoczylas) - ładna blondynka, która krąży po Sejmie, opisuje polityków jako bandę rozwiązłych seksualnie hipo­krytów (jedyny poseł, który wytacza jej proces i wygrywa, to Stefan Niesiołowski, reszta opisanych milczy).
W 2006 roku Aneta Krawczyk w „Gaze­cie Wyborczej” oskarża Andrzeja Leppera i Stanisława Łyżwińskiego z Samoobrony o wymuszanie seksu w zamian za pracę.
W 2009 r. senator Krzysztof Piesiewicz tańczy w damskiej sukience i wciąga bia­ły proszek do nosa. Filmik trafia do sieci.
Tylko jeden polski poseł przyznał, że ko­rzystał z usług prostytutek. Andrzej Rozenek z Twojego Ruchu w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”: „Kilkakrotnie na stu­diach, wybryk młodości”.
Doktor Wojciech Jabłoński, politolog: - Wszystko zależy od tego, na ile wizeru­nek polityka jest spójny, a więc na ile to ko­rzystanie z usług erotycznych wpisuje się w jego ogólny image. Jeśli jest to polityk prawicy, mamy do czynienia z dysonan­sem poznawczym po stronie wyborców. To, co zostało przedstawione oficjalnie w propagandzie na temat tego polityka, mija się z jego faktycznym stylem życia. Ciekawe, że kłopoty z prostytutkami, bur­delami miewają raczej politycy prawicy, a nie lewicy.
Prof. Zbigniew Izdebski: - Dlaczego politycy korzystają z usług prostytutek? Traktują seks za pieniądze jak transakcję handlową, która teoretycznie nie powinna skomplikować im życia - jak nieraz zwią­zek z kochanką - mówi. I dodaje: - Różnie można mówić o poziomie polskiego seksbiznesu, jednak wbrew pozorom panuje duża dyskrecja na temat ludzi znanych, w tym polityków, klientów osób świadczą­cych usługi seksualne.
- Obserwuję ich od prawie dwóch de­kad. Pewne rzeczy są niezmienne: cią­gle tak samo roszczeniowi, wielu uważa, że dziwka należy im się za darmo - mówi Robert, właściciel agencji towarzyskiej z Krakowa. Jego sklep z paniami - jak lubi nazywać firmę - stal się modny wśród po­litycznych notabli w połowie lat 90. Ro­bert tłumaczy: jeśli chodzi o polityków, a przewinęło się przez jego lokal kilkuna­stu, to ich schadzka zawsze poprzedzo­na jest telefonem. - Najczęściej chcą mieć dużo i szybko. Najchętniej ze sporą zniżką przyznaje. Nazwisk żadnych oczywiście nie poda. Powie tylko, że dziś interes kręci się gorzej niż dwie dekady temu. Za dużo konkurencji w sieci, portali, anonsów od panienek, które przyjmują w prywatnych apartamentach. - W żywe oczy kłamią, że nie mają alfonsów - wzdycha.

Magdalena nagrywa
Piotr Szeliga, magister teologii, członek sejmowej komisji do spraw polityki spo­łecznej i rodziny. Zaangażowany religijnie obrońca Telewizji Trwam, konserwatysta. Pierwsze kroki w polityce stawiał w Biłgo­raju, w PiS. Potem zmienił klubowe barwy na Solidarną Polskę.
Szantażowała go Magdalena I. Z po­słem spotykała się przynajmniej dwa razy. Wersja Magdaleny I.: za pierwszym ra­zem Szeliga miał nie zapłacić za seks. Chodziło o 200 zł. Wtedy kobieta posta­nowiła odzyskać dług z nawiązką: razem ze wspólnikami zażądała od niego około 3 tys. zł. Drugie spotkanie odbyło się w grudniu 2012 roku w trzygwiazdkowym hotelu Luxor pod Lublinem. Nagrali je dwaj współpracujący z kobietą mężczyź­ni, chcieli, by Szeliga zapłacił za nie 5 tys. zł. Poseł zawiadomił prokuraturę, a ta po­stawiła zarzuty mężczyznom współdziała­jącym z Magdaleną I.
Gdy sprawa wyszła na jaw, lokalne me­dia napisały, że Magdalena I. zobaczyła Szeligę w telewizji, dowiedziała się, że jest posłem, i postanowiła go szantażować. Polityk trafił na czołówki tabloidów: „Po­seł katolik zdradzał żonę w ciąży!”, „Zdra­dzał ciężarną żonę z prostytutką?”.
Mówi Ewa Egejska, była prostytutka i autorka bulwersującej, poczytnej książ­ki czarodziejki.com: - Znamienne, że dziewczyna zareagowała dopiero, gdy go zobaczyła w telewizji. Wtedy sobie przy­pomniała, że nie zapłacił? Proszę pamię­tać: prostytutki to są nie tylko młode, miłe i przyjemne gąski. To twarde zawodnicz­ki. Szantaż? A czemu nie. Po to w wie­lu agencjach i prywatkach pomontowane są kamery, żeby z nich korzystali nie tylko smutni panowie ze służb, ale też burdel­mamy, alfonsi i dziewczyny.

Mam pana zdjęcia
Problemy z szantażystami z domu pub­licznego miał też poseł Adam Hofman z PiS. Miesiąc po przegranych wyborach, 19 listopada 2007 roku, dzwoni do nie­go tajemniczy Tomek. Z konta losiull2@ interia.pl wysyła e-maile. Pyta, czy Hof­man pamięta rozmowę „na Okrętowej 30”. Sugeruje, że z posłem poznał się kiedyś w agencji towarzyskiej. I że ma zdjęcia, które zdmuchną go ze sceny politycznej.
„[Podczas jednej z rozmów - przyp. red.] zaczął mi mówić, że posiada zdjęcia, które mnie skompromitują, że jak mu nie zapłacę, to mnie zniszczy, że gazety za to dużo płacą. Mężczyzna dodał, że na tych zdjęciach piję alkohol i jestem w towarzy­stwie dziewczyn z jakimiś dwoma kolega­mi, z których jeden miał być Mulatem. To zdjęcie miało być zrobione przy ul. Okrę­towej” - zeznał w prokuraturze Hofman.
Hofman jest zdziwiony (kilka lat póź­niej powie w wywiadzie, że nigdy nie był na Okrętowej). Szantażysta Tomek tym­czasem brnie dalej. Dzwoni po raz kolejny i zapewnia, że już rozmawiał o zdjęciach z „Super Expressem”. Hofman przełącza tę rozmowę na tryb głośnomówiący przy swoim koledze. Nagrywa ją i zawiadamia ABW oraz prokuraturę. Ta ustala, że szan­tażysta Tomek to prawdopodobnie właści­ciel jednego z warszawskich sex-shopów.
Sprawa zostaje jednak umorzona. Po­wód? Amatorszczyzna prokuratury War­szawa-Śródmieście: „Przesłuchany [właściciel sex-shopu - przyp. red.] wska­zał, iż mógł w tym okresie pożyczyć ko­muś swój telefon bądź zgubić, bo kilka razy w listopadzie i grudniu 2007 roku mu się to zdarzyło”.
Prokuratura gładko łyka to tłumacze­nie. Przechodzi też do porządku dzien­nego nad faktem, że losiull2@interia.pl, rejestrując konto, podał fałszywe dane. Ze zrozumieniem przyjmuje, że Katarzy­na B., która wynajmuje willę na Okręto­wej 30, nic nie wie o agencji towarzyskiej na ulicy Okrętowej na warszawskim Be­mowie. To legendarny Gold Luxury Club, znany też jako Club Eden Girls.
Gdyby prokuratorzy skorzystali z Go­ogle, łatwo mogliby ustalić, że to na Ka­tarzynę B. zarejestrowana jest strona internetowa agencji, a z jej adresu wysy­łane są e-maile, którymi reklamuje usługi agencji i ściąga dziewczyny do pracy. Tak czy owak sprawa wędruje do kosza. Poseł zostaje oczyszczony.
Tylko raz, kilka lat później, w rozmo­wie z brukowcem Hofman przyznaje, że za czasów kawalerskich zdarzyło mu się bywać w nocnych klubach: - Stare dzieje. Jeszcze przed ślubem byłem w lokalu ze striptizem na jakimś wieczorze kawaler­skim. To nie miało jednak żadnego związ­ku z telefonami szantażystów.

Popłakał się jak dziecko
Katarzyna z Krakowa, 30-letnia doktor psychologii i dama do towarzystwa o twa­rzy Charlize Theron. Kochanków przyj­muje w swoim apartamencie w centrum miasta. Nikt jej nie pilnuje. Nie ma opie­kuna, ale ma kontakty na wysokim szczeb­lu. To wystarczy.
To był ludowiec, bardzo przywiąza­ny do tradycji - mówi Katarzyna i wycią­ga z torebki zdjęcie posła, które ściągnęła sobie przed naszą rozmową z internetu. I jeszcze kilka notek: że poseł ma wyższe studia, parę hektarów, żonę i dzieci. Ma też parafię, w której bardzo aktywnie się udziela.
Spotkała się z nim tylko raz, w sierpniu. Najpierw zaanonsował go znajomy bi­znesmen. - Miauczał mi do słuchawki, że ten ludowiec chciałby choć raz w życiu ina­czej, a kiedy ośmielił się zaproponować to żonie, to śmiertelnie się obraziła. Było cał­kiem miło. Trochę tylko dziwnie pachniał, jakby owsem. I jeszcze te buty, ze szpicza­stymi czubami do góry. Już po wszystkim popłakał się jak dziecko - wspomina luk­susowa prostytutka.
Ostatnio zobaczyła posła w telewizji. Mówił, że dziś zagrożeniem dla Polaków jest gender i seksualizacja.

ANNA SZULC, WOJCIECH CIEŚLA


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz