Obiecywanie
wyleczenia z homoseksualizmu to skrajna nieodpowiedzialność.
Osoba, która się na takie obietnice nabierze, straci tylko czas, a bywa, że
również pieniądze. Może czuć wściekłość i zawód. I rozpacz, że nie ma już dla
niej ratunku - mówi seksuolog, dr Stanisław Dulko.
Rozmawia RENATA KIM
NEWSWEEK: Zna pan kogoś
wyleczonego z homoseksualizmu?
DR STANISŁAW DULKO: Niestety, nie miałem przyjemności spotkać takiego człowieka.
Nikt też się ze mną nie podzielił taką dobrą nowiną.
Słyszał pan o ośrodkach w
Polsce, które oferują takie Leczenie?
- Tak. Całkiem niedawno był u mnie
pacjent, który opowiadał, że jest jakiś zespół, który prowadzi dwuletnią
terapię, płatną. Podobno ośrodek nieźle funkcjonuje, są chętni na leczenie.
Takie terapie są zwykle
prowadzone przez kościelne organizacje. Myśli pan,
że wiara może komuś pomóc
zmienić orientację?
- Nie, bo gdyby tak było, wszyscy
bylibyśmy zdrowi, szczęśliwi i heteroseksualni. A nie jesteśmy. Wiara z
pewnością może pomóc w dążeniu do celu, ale musi to być cel realny.
- Na pewno żarliwa modlitwa może
zdjąć z człowieka poczucie winy i grzechu. Bo znam takie niefortunne przypadki,
że na lekcji religii pani powiedziała, że ho
moseksualistów diabeł opętał. I
oni później się latami zastanawiają, czy może byli niegrzeczni dla rodziców i
Bóg ich za to ukarał. Więc jeżeli modlitwa wynika z poczucia winy i grzechu,
to ma sens. Zmniejsza ból i cierpienia, stanowi oczyszczenie. Natomiast samej
orientacji na pewno nie zmieni.
Może w takim razie rozwiązaniem
jest abstynencja seksualna?
- Nie wiem, czemu miałaby służyć.
Homoseksualiści mają prawo do miłości, do szczęścia. Dlaczego my mamy im wyznaczać,
z kim mają uprawiać seks? Powinni mieć prawo wyboru, a nam nic do tego.
Tym, którzy sobie ze swoją
orientacją nie radzą, czują się źle w społeczeństwie, możemy dać opiekę
psychologiczną. Po to, żeby ułatwić im życie z tą tożsamością, jaką mają. Na
pewno nie wolno jej zmieniać.
Czyli ktoś, kto obiecuje, że
wyleczy z homoseksualizmu, kłamie?
- Tak. To jest skrajna
nieodpowiedzialność. Osoba, która się na takie obietnice nabierze, straci
tylko czas, a bywa, że również pieniądze. Może czuć wściekłość i zawód.
Rozpacz, że nie ma już dla niej ratunku.
Miał pan kiedyś pacjentów,
którzy prosili o wyleczenie?
- W ciągu ponad 40 lat mojej
praktyki było kilku, którzy przyszli do mnie zdesperowani, mówiąc: „Niech pan
coś z tym zrobi, już dłużej nie mogę”.
Co pan im odpowiadał?
- Przedstawiałem aktualny stan
wiedzy: że homoseksualizm to predyspozycja psychiczna, która powstaje w
okresie życia płodowego, ma charakter trwały i nieodwracalny. Ze owszem, można
korzystać z pomocy psychologicznej, chodzić na wizytę raz w tygodniu i omawiać
swój stan ducha. Można wpadać do mojego gabinetu raz na dwa lata i pytać, czy
coś się w stanie wiedzy seksuologicznej zmieniło. Czy przypadkiem medycyna nie
wynalazła jakiegoś leku, który poprzestawia w główce i sprawi, że staną się
heteroseksualni.
A nie wynalazła?
- No nie, bo homoseksualizm to nie
choroba. To po prostu jeden z pięciu rodzajów tożsamości seksualnej.
Pięciu?!
- Tak, przy czym najwięcej ludzi
ma oczywiście tożsamość heteroseksualną. Dalej w kolejności występowania jest
biseksualizm i homoseksualizm. Czwarty rodzaj, który prawdopodobnie będzie
wkrótce umieszczony w międzynarodowej klasyfikacji, to tzw. tożsamość
autoerotyczna.
Pierwsze słyszę.
- To człowiek samowystarczalny
erotycznie. Realizuje swoje potrzeby wtedy, kiedy ma ochotę, w taki sposób,
jaki mu odpowiada.
Krótko mówiąc, masturbuje się?
- Zaspokaja się za pomocą różnych
form onanizmu. Jest zakochany w sobie, szczęśliwy i radosny.
A ten piąty rodzaj tożsamości?
- Aselcsualizm. Żyją wśród nas
ludzie zupełnie niezainteresowani seksem. Miałem kiedyś takiego pacjenta, był
studentem, mieszkał w akademiku. Opowiadał, że jak nadchodzi piątek, to jego
współlokator dostaje amoku. Kąpie się, goli, szuka czystej bielizny, prosi, by
mu pożyczyć spodnie, bo idzie na dyskotekę z dziewczyną. A mój pacjent
zupełnie nie rozumiał, o co tyle hałasu. Bo on sobie w tym czasie szedł do
czytelni Biblioteki Narodowej. Cisza, spokój, można napisać referat.
Czy aseksualny czuje, że coś go
omija?
- Nie, absolutnie. Jemu jest
dobrze, nawet bardzo. To najszczęśliwszy z ludzi. Wyliczam te wszystkie
rodzaje tożsamości seksualnej, żeby pokazać, że nie ma jednego wzoru popędu.
Natura, ewolucja, najwyższy Stwórca - jakkolwiek to nazwiemy - dopuszcza całą
paletę odcieni ludzkiej seksualności. To my, ludzie, mamy z tym problem.
Mówimy: masz być albo kobietą, albo mężczyzną, a na partnera wybierać płeć
przeciwną. Koniec, kropka. A jeśli ci się to nie podoba, to biada ci,
wyrzucamy cię poza margines życia społecznego. I tłumaczymy sobie, że Najwyższy
się pomylił, widocznie takiego wybrakowanego człowieka tworzył wieczorem,
kiedy był zmęczony.
Co decyduje o tym, że ktoś jest
homoseksualistą?
- Istnieje wiele teorii na ten
temat, ale najczęściej mówi się o uwarunkowaniach hormonalnych, anatomicznych
oraz genetycznych. Pierwsze dotyczą procesów hormonalnych w życiu płodowym,
które kształtują predyspozycje do jakiejś orientacji seksualnej. Drugie
sugerują, że mózg homoseksualnych mężczyzn jest dwukrotnie mniejszy niż
heteroseksualnych, ma podobną wielkość jak u kobiet. Na poparcie ostatniej
teorii, tej o wpływie genów, przytacza się badania na bliźniętach jednojajowych,
jakie od kilkudziesięciu lat prowadzą Amerykanie.
Na czym one polegają?
- Chodzi o sprawdzenie, na ile
kultura i wychowanie mogą zmienić bliźnięta, ich preferencje seksualne, a nawet
sposób myślenia. To, jakich partnerów wybierają i jakie imiona nadają
dzieciom. Proszę sobie wyobrazić, że kiedy bliźniętom kazano wytypować wyniki
meczów, one z reguły podawały ten sam! Okazuje się, że wpływ wszystkich
czynników zewnętrznych na życie bliźniąt wynosi od 5 do 15 procent. Tylko
tyle. Reszta to ich cechy wrodzone. Jeśli jedno jest homoseksualne, to
prawdopodobieństwo wystąpienia tej orientacji u drugiego wynosi 75 proc. Więc
żadne pobożne życzenia, że
metodą psychoedukacji,
resocjalizacji czy jakąkolwiek inną zmieni się czyjąś orientację, nie mają
sensu. Nie da się. A wszelkie próby jedynie narażają tych ludzi na ból,
cierpienie, dyskomfort, pogłębiają ich frustrację i stres.
To dlaczego wciąż ktoś próbuje?
- Bo nadal pokutuje pogląd
amerykańskich psychologów z połowy ubiegłego wieku, którzy uważali, że
człowiek rodzi się jako biała karta. Czysty. I dopiero doświadczenie życiowe,
wpływy rodziny, rówieśników, szkoły i kultury, ostatecznie człowieka
kształtują. Wie pani, w 2011 roku jedno ze stowarzyszeń gejów i lesbijek
zaatakowało portal Państwowego Wydawnictwa Naukowego, żądając, by zdjąć z
niego hasło, z którego wynikało, że homoseksualizm to „zaburzenie
identyfikacji płciowej”. PWN
zwrócił się z tym do mnie, bo
byłem autorem tej notki.
Pan?! Jak to?
- Napisałem ją w latach 80., kiedy
homoseksualizm był jeszcze na liście chorób sporządzonej przez Światową Organizację
Zdrowia. WHO skreśliła go dopiero w 1992 roku. Ale od tamtej pory nasza
wiedza seksuologiczna znacznie się poszerzyła. Są statystyki, z których wynika,
że homoseksualiści stanowią od 2 do 7 procent społeczeństwa. To setki tysięcy,
jeśli nie miliony ludzi. Poza tym wyciągnięto wnioski płynące z przeszłości - z
historii, literatury, poezji - bo jasno pokazywały, że zjawisko homoseksualizmu
istniało zawsze, jest stare jak ludzkość. Więc nie jest tak, że w XX wieku
nagle ludzie zwariowali i zaczęli niszczyć tradycyjną rodzinę. Po prostu
wcześniej nie mieliśmy pojęcia, czym jest homoseksualizm. Jeszcze kilkanaście
lat temu moi pacjenci zaczynali rozmowę tak: „Nie wiem, kim jestem. Coś ze mną jest
nie tak”. Nie bardzo wiedzieli nawet, jak to „coś” nazwać. Bali się.
Homoseksualizm był tematem tabu. Jak ktoś się ujawniał, nikt nie starał się go
zrozumieć, tylko od razu przyczepiano mu etykietkę.
Zboczeńca.
- Zboczeńca, człowieka chorego psychicznie.
Homoseksualistom radzono: „Poznaj ładną dziewczynę, poczujesz się lepiej”. Bo
wiadomo, jak się taki ożeni, zostanie ojcem, to mu przejdzie ochota na głupoty.
Rodziców pocieszano: „Nie martwcie się, skończy naukę, pójdzie do wojska,
zrobią tam z niego mężczyznę. Albo zacznie uprawiać męskie sporty”. Taka
„kuracja” oczywiście nie przynosiła efektu. Nie mogła przecież niczego zmienić
w psychice młodego człowieka, a tylko go narażała na dodatkowy stres.
Czy w XXI wieku homoseksualiści
nadal przychodzą do pana gabinetu, prosząc o pomoc?
- Mam kilku takich pacjentów
rocznie. Ale najczęściej przychodzą ich rodzice, a czasem dziadkowie, którzy
mówią, że się codziennie modlą za swojego wnuka, by się zmienił. Pytają, co
można z tym zrobić. W podtekście mówią: proszę go 'wyprostować.
I co pan na to?
- Informacje dla pacjentów są
dobre: że z tym nic się nie robi. Pacjenci się cieszą, bo może rodzice
przestaną ich wreszcie ciągać po znachorach, egzorcystach, wróżkach i
psychologach. Natomiast dla rodziców mam takie przesianie: należy to przyjąć do
wiadomości, nie zastanawiać się, co by było, gdyby. Nic ma sensu nawzajem się
oskarżać, że dziecko zostało poczęte po alkoholu, słuchało wielu kłótni itp.
To nic nie zmieni, trzeba iść dalej. To wasze dziecko, ono także cierpi. Nie
miało żadnego udziału w wyborze swojej tożsamości, nie było na giełdzie próżności
w ogrodach edenu.
Jak rodzice przyjmują taki
werdykt?
- Jedna trzecia z ogromną ulgą.
Mają poczucie, że zrobili dla dziecka wszystko, co się dało, ale skoro tak się
sprawy mają, to trzeba z tym żyć. Mówią: dalej jesteśmy twoimi rodzicami,
bardzo cię kochamy i będziemy wspierać.
Naprawdę tak łatwo godzą się z
trudną prawdą?
- O dziwo, tak. Mniej więcej jedna
czwarta rodziców, którzy przychodzą do mojego gabinetu, sprawia wrażenie obojętnych,
pogodzonych z losem. A ostatnia grupa jest bardzo wojownicza, mimo diagnozy
nie dopuszcza do siebie myśli, że dziecko jest homoseksualistą. Wolą udawać, że
nie wiedzą.
A można nie wiedzieć?
- Rodzice zwykle coś przeczuwają.
Ale dzieci potrafią się ukrywać, zdarza się, że wyprowadzają się do innego
miasta, odcinają od dotychczasowego życia. Często dla rodziny udają, że są
„normalni”. Znam przypadek, że osoba homoseksualna porozumiała się z
transseksualną i wzięły pokazowy ślub. Huczny, dla dwóch potężnych rodzin. Na
noc poślubną panna młoda pojechała do partnerki mieszkającej w akademiku, a
pan młody poleciał do swojego chłopaka do Paryża. I wszyscy byli zadowoleni.
Czy dzisiaj bycie gejem jest
równie trudne jak kiedyś?
- Nie, oni żyją teraz zupełnie
inaczej. Mają swoje kluby, dyskoteki, literaturę, filmy. Zakładają
stowarzyszenia, wspierają się.
Tylko nieliczni, może jeden na
dziesięciu, przychodzili do mojego gabinetu w stanie apatii, przygnębienia,
czasem depresji, a nawet z myślami samobójczymi. Większość jest świetnie
przystosowana do życia w społeczeństwie, potrafi znaleźć w nim swoje miejsce.
Ostatnio był u mnie pacjent, który stracił pracę dlatego, że jest gejem.
Powiedział to mimochodem i dodał, że przyjął zwolnienie z godnością. Tak naprawdę
problem mają rodziny moich pacjentów. Ich otoczenie, współpracownicy,
szefowie. To im się wydaje, że coś z gejami jest nie tak. A przecież to są
często niezwykle zdolni i twórczy ludzie. Mają ogromny wkład w budowę naszej
cywilizacji. Kto stworzył największe dzieła malarstwa, poezji, literatury? Kto
stworzył balet, komponował piękną muzykę, kręcił wielkie filmy? A kto dziś
projektuje modę? Oni. Nie ma sensu ich zmieniać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz