W Słupskim Ośrodku
Kultury dochodziło do wykorzystywania seksualnego nieletnich. Prokuratura
sprawdza, czy pani wiceprezydent miasta, prawa ręka prezydenta Roberta
Biedronia, próbowała zamieść sprawy pod dywan
Renata Grochal
Słupsk
od maja żyje sprawą pedofilii w nadzorowanym przez ratusz ośrodku kultury.
Policja zatrzymała wtedy Pawła K.. 34-łetniego instruktora tańca w Słupskim
Ośrodku Kultury. K. prowadził tam zajęcia z brcakdance'u dla
dzieci i młodzieży. To jeden z najbardziej znanych w kraju specjalistów od
tego typu tańca. Wygrał wiele krajowych konkursów. Był drużynowym mistrzem
Europy. W 2016 r. prezydent Biedroń przyznał mu miejskie stypendium w
dziedzinie kultury.
Z ustaleń śledczych wynika, że K. współżył z 13- i 14-łatką oraz
rozpijał dzieci. Ofiar może być więcej, bo przesłuchania dzieci trwają. a
ostatnio prokuratura rozszerzyła zarzuty wobec K. o zmuszanie 16-latki „przemocą do innych czynności
seksualnych”.
- Dla im to był szok. Nie podejrzewaliśmy. że może chodzić o naszą
córkę. Policja wezwała nas i powiedziała, że mają zebrane materiały, z których wynika, że nasza córka była wykorzystywana seksualnie
- opowiadają „Newsweekowi” rodzice jednej z ofiar. Wykorzystywanie trwało rok i
zaczęło się. gdy dziewczynka miała 14 lat. - Nie mogliśmy w to uwierzyć. Córka
bardzo lubiła tańczyć. Zajęcia z brcakdance'u były spełnieniem jej
marzeń. Nigdy się nie skarżyła, że coś jest nie tak. Ale kiedy ginekolog
potwierdził. że nie jest dziewicą, przyznała się do tego, że była
wykorzystywana seksualnie. Zresztą nic ona jedna, bo teraz się okazuje, że
takich historii było więcej. Paweł K. upatrywał sobie jakąś dziewczynę.
chwalił ją, wyróżniał w zespole i się z nią
zaprzyjaźniał. Wysyłał SMS-y, nawiązywał bliższą relację i wykorzystywał -
opowiadają ze łzami w oczach.
Instruktor tańca został w maju tymczasowo aresztowany przez sąd. ale po
dwóch tygodniach wyszedł na wolność, bo sąd wyższej instancji uchylił areszt.
KRYTYKA I AGRESJA
O pedofilskim skandalu w 90-tysięcznym Słupsku od kilku tygodni piszą
ogólnopolskie media. Pierwszy był tygodnik „Polityka”. Jedna ze słupskich
radnych, cytowana w tygodniku, narzekała, że Biedroń to .gęba pełna frazesów",
a na słowa krytyki reaguje agresją.
Jako przykład podała sprawę braku
reakcji na mobbing
w miejskiej bibliotece oraz podejrzenie
zaniedbań podległych mu urzędników związane z ujawnionym skandalem pedofilskim
w ośrodku kultury. - Prawdziwa twarz Biedronia wychodzi, kiedy ktoś się z nim
nie zgadza - skwitowała radna. W podobnym
tonie pisały Wirtualna Polska i tygodnik „Do Rzeczy”, podkreślając, że afera
pedofilska może pokrzyżować wyborcze plany Biedronia
W Słupsku mówi się bowiem, że niepokojące sygnały o wykorzystywaniu nieletnich
dziewczynek w ośrodku kultury dochodziły do ratusza od dawna, ale nikt nie
zareagował. - Pojawia się więc pytanie. czy ratusz nic zaniedbał swych obowiązków
- mówił cytowany przez WP radny Robert Kujawski (PiS). Dziennikarze portalu
nie mogli się skontaktować z Biedroniem.
ZIMOWY ANONIM
Słupsk szybko obiegła informacja, że miejscy urzędnicy już w lutym mieli
sygnały o tym. że K. wykorzystuje seksualnie nieletnie. Wtedy do ośrodka wpłynął anonim z informacją o podejrzanych relacjach nauczyciela
tańca z dziewczynkami. Ale dyrektorka zamiast powiadomić organy ścigania,
wezwała do siebie pracownika i zapytała, czy to prawda. Gdy zaprzeczył, nie
zawiadomiła policji ani prokuratury. Sprawa wyszła na jaw, bo anonim jednocześnie
został wysłany na policję. Dzięki temu, że funkcjonariusze zabezpieczyli
komputer i telefon mężczyzny, ustalono listę ofiar.
O anonimie, który przyszedł do ośrodka
kultury, jego szefowa poinformowała wiceprezydent Słupska Krystynę Danilecką-Wojewódzką.
To najbardziej zaufana współpracownica i prawa ręka prezydenta Biedronia. Obie
panie dobrze się znają. Wiceprezydent Słupska, która przez wiele lat była
nauczycielką, uczyła obecną szefową ośrodka kultury w liceum.
Danilecka-Wojewódzka także nie uznała sprawy za na tyle ważną, by powiadomić
policję czy prokuraturę.
- Anonim wpłynął do ośrodka kultury na
początku roku i nic z tym nie zrobiono. Chciano zamieść sprawę pod dywan,
przez co mężczyzna podejrzewany o wykorzystywanie dzieci miał kontakt z nieletnimi
aż do maja - mówi mi szefowa rady miejskiej Słupska Beata Chrzanowska (PO),
kandydatka na prezydenta Słupska.
Oburzenie mieszkańców budzi też fakt, że
zaraz po wyjściu z aresztu nauczyciel tańca poszedł do ośrodka kultury na
spotkanie z dziećmi. Namawiał je do wyjazdu na obóz taneczny. Trwało akurat
spotkanie z psychologiem, na którym omawiano także sprawę zarzutów pod adresem
trenera i jego aresztowania.
- Myśmy nie chcieli, żeby dzieci czuły się
pozostawione same z tą sytuacją, że nie ma trenera, nie ma zajęć. Dlatego poprosiliśmy
panią dyrektor ośrodka, żeby zorganizowała spotkanie dzieci z psychologiem -
opowiadają rodzice wykorzystywanej dziewczynki.
- Psycholog chciała sama porozmawiać z
dziećmi, więc czekaliśmy na zewnątrz. Przyszedł Paweł K., przywitał się z panią
dyrektor, nie było widać, żeby ona była jakoś zbulwersowana jego obecnością.
Mieliśmy poczucie, że go wspiera. Wszedł na salę, gdzie odbywało się
spotkanie, i był tam chwilę. Psycholog mówiła, że dzieci źle na to zareagowały
- wspominają. Dodają, że część osób odebrała to jako wywieranie presji na
dzieci.
Według relacji rodziców jednej z
dziewczynek, jeszcze przed aresztowaniem mężczyzna próbował docierać do ofiar
i je zastraszać. Ich córce przekazał przez koleżankę, żeby skasowała wszystkie
wiadomości, które jej wysyłał.
- Do innej dziewczyny, która wcześniej
odeszła z zespołu, przyszedł do domu i groził, że jeśli będzie zeznawać na
policji, to ją zniszczy, bo ma w mieście wielkie wpływy. Odsunięcie tego problemu
przez miasto odbieramy jako pomoc sprawcy. Zaczynamy wierzyć w to, co on
mówił, że tutaj mu nic nie grozi - nie kryją rozgoryczenia moi rozmówcy.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku
Paweł Wnuk pytany, jakie kroki prokuratura podjęła w związku z tym, że
podejrzany wszedł na spotkanie z dziećmi, chociaż miał zakaz zbliżania się do
ofiar, odpowiada, że mężczyzna wykorzystał moment, kiedy zakaz jeszcze nie
obowiązywał. Prokurator zastosował go kilka dni później, gdy akta sprawy
wróciły z sądu, który rozpatrywał zażalenie na tymczasowy areszt.
Wnuk dodaje, że prokuratura sprawdza, czy
wiceprezydent Słupska i szefowa ośrodka
kultury popełniły przestępstwo, nie powiadamiając organów ścigania o anonimie.
Dyrektorka przekazała policji anonim dopiero pod koniec kwietnia na wyraźną
prośbę funkcjonariuszy. Zgodnie z art. 240 par. 1 Kodeksu karnego każdy, kto wejdzie w posiadanie
wiarygodnej informacji dotyczącej wykorzystywania seksualnego nieletnich, ma
obowiązek powiadomić organa ścigania. W przeciwnym razie grozi mu do trzech
lat pozbawienia wolności.
ROMANS Z CZTERNASTOLATKĄ
Szefowa ośrodka kultury cały czas pozostaje na
stanowisku. Odmawia spotkania z „Newsweekiem”. Każe sobie przesłać
pytania e-mailem. W odpowiedzi zapewnia, że nie pozwoliła na spotkanie
instruktora z dziećmi po jego wyjściu z aresztu, a mężczyzna przyszedł do
ośrodka na zaproszenie części rodziców.
Z wiceprezydent Słupska Krystyną
Danilecką-Wojewódzką spotykam się w urzędzie. Pani wiceprezydent mówi mi, że
jeśli Robert Biedroń zdecyduje się odejść do krajowej polityki, to ona zamierza
wystartować w wyborach w Słupsku i chce być prezydentem. Twierdzi, że teraz
będzie jej łatwiej niż w 2010 r., gdy także walczyła o ten urząd, bo przez
ostatnie cztery lata oglądała miasto z innej perspektywy - osoby
zarządzającej. Przyznaje, że szefowa ośrodka kultury w marcu powiedziała jej o
anonimie, który przyszedł do ośrodka. Jednak jego treść jej nie zaniepokoiła,
dlatego nie zawiadomiła policji. Danilecka-Wojewódzka czyta mi anonim, w
którym ktoś napisał, że Paweł K. to zboczeniec i alkoholik. Że ma romans z
14-latką i ciekawe, czy jej matka o tym wie,
oraz że rozpija dzieci.
- I to pani nie zaniepokoiło? - pytam.
- Dyrektorka ośrodka powiedziała mi, że
anonim nie wydaje jej się wiarygodny. Jak zapewniała, atmosfera wokół tego
instruktora była dobra, a wcześniej nie było żadnych zastrzeżeń do jego pracy.
Treść anonimu nie zawierała żadnych wiarygodnych przesłanek - odpowiada pani
wiceprezydent.
- Jak to nie, przecież było napisane, że
instruktor ma romans z 14-latką - mówię.
- Anonimowo można wszystko napisać i
oczernić człowieka - odpowiada pani wiceprezydent. Zapewnia, że dyrektorka
ośrodka kultury „wdrożyła drobiazgowy nadzór nad pracą instruktora” i rozmawiała
z rodzicami. Ale rodzice twierdzą, że szefowa placówki zapytała ich tylko, czy
mają jakieś zastrzeżenia do zajęć, nie wspominając nawet o podejrzeniu
wykorzystywania dzieci.
Na kolejne moje pytania Danilecka-Wojewódzka
zareagowała sugestią, że jestem homofobką. Jak powiedziała, „nie wie, skąd się
bierze we mnie takie homofobiczne zniewolenie, że jeżeli w Słupsku coś się dzieje,
a takie historie są w całej Polsce, to jest proste skojarzenie, że jeśli
prezydent miasta jest gejem, to znaczy, że na pewno ukrywa pedofilię”. Na moje
stwierdzenie, że tematem jest wykorzystywanie dzieci, a orientacja seksualna
prezydenta miasta nie ma ze sprawą żadnego związku, oświadczyła, że „nie
byłoby tego artykułu, gdyby prezydentem Słupska nie był gej”.
BIEDROŃ W ROZJAZDACH
W związku z aferą pedofilską opozycyjni radni
zarzucają biedroniowi zaniedbania i
niewłaściwy nadzór nad urzędem. Tuż po zatrzymaniu Pawła K. radni Platformy
domagali się odwołania ze stanowiska dyrektorki ośrodka lub zawieszenia jej w
obowiązkach. Chcieli też kontroli w Słupskim Ośrodku Kultury, który - zgodnie
ze statutem - jest nadzorowany przez
prezydenta. Jednak Biedroń odpowiedział na konferencji prasowej, że nie może
zawiesić ani zwolnić dyrektorki, bo jest tylko organizatorem instytucji (zapewnia
jej funkcjonowanie i finansowanie), a nie pracodawcą szefowej placówki.
Szefowa rady miejskiej
Beata Chrzanowska mówi jednak, że dyrektorka ośrodka została wybrana w
konkursie organizowanym przez ratusz (jeszcze za czasów poprzedniego prezydenta) i to prezydent miasta podpisał z nią kontrakt.
Biedroń zapewnia w rozmowie z „Newsweekiem”,
że o pedofilskim skandalu dowiedział się dopiero w maju, a o tym, że jego
zastępczyni wiedziała o nim dużo wcześniej, nie miał pojęcia.
- Pierwszą moją decyzją była kontrola w
Słupskim Ośrodku Kultury i zapewnienie bezpieczeństwa dzieciom. Ten mężczyzna
został odsunięty od prowadzenia zajęć z dziećmi, a następnie zwolniony -
deklaruje prezydent Słupska.
Pytanie, dlaczego prezydent dowiedział się
o całej sprawie dopiero w maju? Przecież jego najbardziej zaufana w ratuszu
osoba wiedziała o wszystkim kilka miesięcy wcześniej. A nie mówimy o jakiejś
drobnej sprawie, tylko o wykorzystywaniu seksualnym dzieci. Beata Chrzanowska
z PO twierdzi, że jeśli Biedroń nie dowiedział się o skandalu wcześniej, to
pewnie dlatego, że rzadko bywa w urzędzie. Jeździ po kraju i w zagraniczne
delegacje.
W ciągu czterech lat urzędowania dziewięć
miesięcy spędził w delegacjach. Nie pojawił się nawet na nadzwyczajnej sesji
rady miejskiej, którą zwołano na początku sierpnia na jego prośbę. Radni mieli
zatwierdzić wniosek do marszałka województwa o dofinansowanie ważnej dla
miasta budowy zbiorników retencyjnych na jednym z osiedli. Koszt inwestycji to
ponad 30 milionów złotych, a wniosek o dofinansowanie z UE trzeba złożyć do 31
sierpnia. W czasie sesji rady miejskiej Biedroń był na spotkaniach z wyborcami
w nadmorskich miejscowościach.
W sprawie seksualnego wykorzystywania
dzieci prezydent broni Danileckiej-Wojewódzkiej. Więcej, przekonuje, że nie
musiała zawiadamiać prokuratury o anonimie.
- Urzędy nie rozpatrują anonimów. Mówi o tym
wyraźnie art. 64 Kodeksu postępowania administracyjnego - argumentuje.
Jego zdaniem ta sprawa nie podważa kompetencji pani wiceprezydent. - Jeśli
odejdę do krajowej polityki, to zostawię ratusz w dobrych rękach. Współpracuję
z panią wiceprezydent od wielu lat i wiem, że będzie świetną prezydentką -
podkreśla.
Zarzuty radnych o brak nadzoru nad urzędem
odrzuca. - To jest próba oczerniania mnie przez opozycję. Dla dobra dzieci
sprawę powinny wyjaśnić organy ścigania, nie politycy - ocenia.
Ale rodzice wykorzystywanej dziewczynki
zapewniają, że nie chodzi im o wielką
politykę. - Nie chcemy oczerniać pana Biedronia. Nam chodzi o to, że
instytucja publiczna powinna chronić dzieci. Jeżeli ktokolwiek z miasta wiedział
o wykorzystywaniu seksualnym nieletnich, to powinien być czujny i podjąć
jakieś kroki. Albo chociaż nas, rodziców, o tym poinformować. My byśmy coś
zrobili dużo wcześniej. Dla naszych dzieci to jest trauma, z którą będą musiały żyć do końca życia. Szkoda, że pan
prezydent, który tyle mówi o prawach kobiet, o tym, że trzeba wspierać dziewczynki od najmłodszych lat,
o tym nie pomyślał - podkreślają moi
rozmówcy.
W dniu, w którym rozmawiałam z Robertem
Biedroniem i wiceprezydent Danilecką-Wojewódzką, oboje zarejestrowali wspólny
komitet wyborczy na wybory samorządowe. Jeśli Biedroń zdecyduje się zakładać
nową partię, a w mieście są przekonani, że tak się stanie,
Danilecka-Wojewódzka będzie jego kandydatką na prezydenta Słupska.
PS Chcieliśmy dać Robertowi
Biedroniowi szansę odniesienia się do zarzutów w sprawie wykorzystywania
seksualnego dzieci w Słupskim Ośrodku Kultury w odrębnym, szerszym wywiadzie.
Jednak propozycję odrzucił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz