poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Afera pedofilska w Słupsku - czego nie zrobił Robert Biedroń



W Słupskim Ośrodku Kultury dochodziło do wykorzystywania seksualnego nieletnich. Prokuratura sprawdza, czy pani wiceprezydent miasta, prawa ręka prezydenta Roberta Biedronia, próbowała zamieść sprawy pod dywan

Renata Grochal

Słupsk od maja żyje sprawą pedofilii w nadzorowanym przez ratusz ośrodku kultury. Policja zatrzymała wtedy Pa­wła K.. 34-łetniego instrukto­ra tańca w Słupskim Ośrodku Kultury. K. prowadził tam zajęcia z brcakdance'u dla dzieci i młodzieży. To jeden z najbar­dziej znanych w kraju specjalistów od tego typu tańca. Wygrał wiele krajo­wych konkursów. Był drużynowym mi­strzem Europy. W 2016 r. prezydent Biedroń przyznał mu miejskie stypen­dium w dziedzinie kultury.
   Z ustaleń śledczych wynika, że K. współżył z 13- i 14-łatką oraz rozpijał dzieci. Ofiar może być więcej, bo prze­słuchania dzieci trwają. a ostatnio pro­kuratura rozszerzyła zarzuty wobec K. o zmuszanie 16-latki „przemocą do in­nych czynności seksualnych”.
   - Dla im to był szok. Nie podejrzewa­liśmy. że może chodzić o naszą córkę. Po­licja wezwała nas i powiedziała, że mają zebrane materiały, z których wynika, że nasza córka była wykorzystywana sek­sualnie - opowiadają „Newsweekowi” rodzice jednej z ofiar. Wykorzystywanie trwało rok i zaczęło się. gdy dziewczynka miała 14 lat. - Nie mogliśmy w to uwie­rzyć. Córka bardzo lubiła tańczyć. Zaję­cia z brcakdance'u były spełnieniem jej marzeń. Nigdy się nie skarżyła, że coś jest nie tak. Ale kiedy ginekolog potwier­dził. że nie jest dziewicą, przyznała się do tego, że była wykorzystywana seksu­alnie. Zresztą nic ona jedna, bo teraz się okazuje, że takich historii było więcej. Paweł K. upatrywał sobie jakąś dziew­czynę. chwalił ją, wyróżniał w zespole i się z nią zaprzyjaźniał. Wysyłał SMS-y, nawiązywał bliższą relację i wykorzysty­wał - opowiadają ze łzami w oczach.
   Instruktor tańca został w maju tym­czasowo aresztowany przez sąd. ale po dwóch tygodniach wyszedł na wolność, bo sąd wyższej instancji uchylił areszt.

KRYTYKA I AGRESJA
O pedofilskim skandalu w 90-tysięcznym Słupsku od kilku tygodni pi­szą ogólnopolskie media. Pierwszy był tygodnik „Polityka”. Jedna ze słupskich radnych, cytowana w tygodniku, narze­kała, że Biedroń to .gęba pełna fraze­sów", a na słowa krytyki reaguje agresją.
Jako przykład podała sprawę braku re­akcji na mobbing w miejskiej bibliotece oraz podejrzenie zaniedbań podległych mu urzędników związane z ujawnionym skandalem pedofilskim w ośrodku kul­tury. - Prawdziwa twarz Biedronia wy­chodzi, kiedy ktoś się z nim nie zgadza - skwitowała radna. W podobnym tonie pisały Wirtualna Polska i tygodnik „Do Rzeczy”, podkreślając, że afera pedofil­ska może pokrzyżować wyborcze plany Biedronia
   W Słupsku mówi się bowiem, że niepo­kojące sygnały o wykorzystywaniu nie­letnich dziewczynek w ośrodku kultury dochodziły do ratusza od dawna, ale nikt nie zareagował. - Pojawia się więc pyta­nie. czy ratusz nic zaniedbał swych obo­wiązków - mówił cytowany przez WP radny Robert Kujawski (PiS). Dzienni­karze portalu nie mogli się skontakto­wać z Biedroniem.

ZIMOWY ANONIM
Słupsk szybko obiegła informacja, że miejscy urzędnicy już w lutym mie­li sygnały o tym. że K. wykorzystuje sek­sualnie nieletnie. Wtedy do ośrodka wpłynął anonim z informacją o po­dejrzanych relacjach nauczyciela tań­ca z dziewczynkami. Ale dyrektorka zamiast powiadomić organy ścigania, wezwała do siebie pracownika i zapy­tała, czy to prawda. Gdy zaprzeczył, nie zawiadomiła policji ani prokuratury. Sprawa wyszła na jaw, bo anonim jedno­cześnie został wysłany na policję. Dzięki temu, że funkcjonariusze zabezpieczy­li komputer i telefon mężczyzny, ustalo­no listę ofiar.
   O anonimie, który przyszedł do ośrod­ka kultury, jego szefowa poinformowała wiceprezydent Słupska Krystynę Danilecką-Wojewódzką. To najbardziej za­ufana współpracownica i prawa ręka prezydenta Biedronia. Obie panie do­brze się znają. Wiceprezydent Słupska, która przez wiele lat była nauczycielką, uczyła obecną szefową ośrodka kultury w liceum. Danilecka-Wojewódzka tak­że nie uznała sprawy za na tyle ważną, by powiadomić policję czy prokuraturę.
   - Anonim wpłynął do ośrodka kultury na początku roku i nic z tym nie zrobio­no. Chciano zamieść sprawę pod dywan, przez co mężczyzna podejrzewany o wy­korzystywanie dzieci miał kontakt z nie­letnimi aż do maja - mówi mi szefowa rady miejskiej Słupska Beata Chrza­nowska (PO), kandydatka na prezyden­ta Słupska.
   Oburzenie mieszkańców budzi też fakt, że zaraz po wyjściu z aresztu na­uczyciel tańca poszedł do ośrodka kul­tury na spotkanie z dziećmi. Namawiał je do wyjazdu na obóz taneczny. Trwa­ło akurat spotkanie z psychologiem, na którym omawiano także sprawę za­rzutów pod adresem trenera i jego aresztowania.
   - Myśmy nie chcieli, żeby dzieci czuły się pozostawione same z tą sytuacją, że nie ma trenera, nie ma zajęć. Dlatego po­prosiliśmy panią dyrektor ośrodka, żeby zorganizowała spotkanie dzieci z psy­chologiem - opowiadają rodzice wyko­rzystywanej dziewczynki.
   - Psycholog chciała sama porozmawiać z dziećmi, więc czekaliśmy na zewnątrz. Przyszedł Paweł K., przywitał się z panią dyrektor, nie było widać, żeby ona była ja­koś zbulwersowana jego obecnością. Mie­liśmy poczucie, że go wspiera. Wszedł na salę, gdzie odbywało się spotkanie, i był tam chwilę. Psycholog mówiła, że dzieci źle na to zareagowały - wspominają. Do­dają, że część osób odebrała to jako wy­wieranie presji na dzieci.
   Według relacji rodziców jednej z dziewczynek, jeszcze przed aresztowa­niem mężczyzna próbował docierać do ofiar i je zastraszać. Ich córce przekazał przez koleżankę, żeby skasowała wszyst­kie wiadomości, które jej wysyłał.
   - Do innej dziewczyny, która wcześ­niej odeszła z zespołu, przyszedł do domu i groził, że jeśli będzie zeznawać na policji, to ją zniszczy, bo ma w mieście wielkie wpływy. Odsunięcie tego problemu przez miasto odbieramy jako pomoc sprawcy. Zaczynamy wie­rzyć w to, co on mówił, że tutaj mu nic nie grozi - nie kryją rozgoryczenia moi rozmówcy.
   Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku Paweł Wnuk pytany, jakie kroki prokuratura podjęła w związku z tym, że podejrzany wszedł na spot­kanie z dziećmi, chociaż miał zakaz zbliżania się do ofiar, odpowiada, że mężczyzna wykorzystał moment, kie­dy zakaz jeszcze nie obowiązywał. Pro­kurator zastosował go kilka dni później, gdy akta sprawy wróciły z sądu, który rozpatrywał zażalenie na tymczasowy areszt.
   Wnuk dodaje, że prokuratura spraw­dza, czy wiceprezydent Słupska i szefowa ośrodka kultury popełniły przestępstwo, nie powiadamiając or­ganów ścigania o anonimie. Dyrektor­ka przekazała policji anonim dopiero pod koniec kwietnia na wyraźną prośbę funkcjonariuszy. Zgodnie z art. 240 par. 1 Kodeksu karnego każdy, kto wejdzie w posiadanie wiarygodnej informacji dotyczącej wykorzystywania seksual­nego nieletnich, ma obowiązek powia­domić organa ścigania. W przeciwnym razie grozi mu do trzech lat pozbawie­nia wolności.

ROMANS Z CZTERNASTOLATKĄ
Szefowa ośrodka kultury cały czas pozostaje na stanowisku. Odmawia spotkania z „Newsweekiem”. Każe sobie przesłać pytania e-mailem. W odpowie­dzi zapewnia, że nie pozwoliła na spotka­nie instruktora z dziećmi po jego wyjściu z aresztu, a mężczyzna przyszedł do ośrodka na zaproszenie części rodziców.
   Z wiceprezydent Słupska Krystyną Danilecką-Wojewódzką spotykam się w urzędzie. Pani wiceprezydent mówi mi, że jeśli Robert Biedroń zdecyduje się odejść do krajowej polityki, to ona za­mierza wystartować w wyborach w Słup­sku i chce być prezydentem. Twierdzi, że teraz będzie jej łatwiej niż w 2010 r., gdy także walczyła o ten urząd, bo przez ostatnie cztery lata oglądała miasto z in­nej perspektywy - osoby zarządzającej. Przyznaje, że szefowa ośrodka kultury w marcu powiedziała jej o anonimie, któ­ry przyszedł do ośrodka. Jednak jego treść jej nie zaniepokoiła, dlatego nie zawiado­miła policji. Danilecka-Wojewódzka czy­ta mi anonim, w którym ktoś napisał, że Paweł K. to zboczeniec i alkoholik. Że ma romans z 14-latką i ciekawe, czy jej matka o tym wie, oraz że rozpija dzieci.
   - I to pani nie zaniepokoiło? - pytam.
   - Dyrektorka ośrodka powiedziała mi, że anonim nie wydaje jej się wiarygodny. Jak zapewniała, atmosfera wokół tego instruktora była dobra, a wcześniej nie było żadnych zastrzeżeń do jego pracy. Treść anonimu nie zawierała żadnych wiarygodnych przesłanek - odpowiada pani wiceprezydent.
   - Jak to nie, przecież było napisa­ne, że instruktor ma romans z 14-latką - mówię.
   - Anonimowo można wszystko na­pisać i oczernić człowieka - odpowiada pani wiceprezydent. Zapewnia, że dy­rektorka ośrodka kultury „wdrożyła dro­biazgowy nadzór nad pracą instruktora” i rozmawiała z rodzicami. Ale rodzice twierdzą, że szefowa placówki zapytała ich tylko, czy mają jakieś zastrzeżenia do zajęć, nie wspominając nawet o podej­rzeniu wykorzystywania dzieci.
   Na kolejne moje pytania Danilecka-Wojewódzka zareagowała sugestią, że jestem homofobką. Jak powiedzia­ła, „nie wie, skąd się bierze we mnie ta­kie homofobiczne zniewolenie, że jeżeli w Słupsku coś się dzieje, a takie historie są w całej Polsce, to jest proste skojarze­nie, że jeśli prezydent miasta jest gejem, to znaczy, że na pewno ukrywa pedofi­lię”. Na moje stwierdzenie, że tematem jest wykorzystywanie dzieci, a orienta­cja seksualna prezydenta miasta nie ma ze sprawą żadnego związku, oświadczy­ła, że „nie byłoby tego artykułu, gdyby prezydentem Słupska nie był gej”.

BIEDROŃ W ROZJAZDACH
W związku z aferą pedofilską opo­zycyjni radni zarzucają biedronio­wi zaniedbania i niewłaściwy nadzór nad urzędem. Tuż po zatrzymaniu Pawła K. radni Platformy domagali się odwo­łania ze stanowiska dyrektorki ośrod­ka lub zawieszenia jej w obowiązkach. Chcieli też kontroli w Słupskim Ośrod­ku Kultury, który - zgodnie ze statutem - jest nadzorowany przez prezyden­ta. Jednak Biedroń odpowiedział na konferencji prasowej, że nie może za­wiesić ani zwolnić dyrektorki, bo jest tylko organizatorem instytucji (za­pewnia jej funkcjonowanie i finan­sowanie), a nie pracodawcą szefowej placówki.
   Szefowa rady miejskiej Beata Chrza­nowska mówi jednak, że dyrektorka ośrodka została wybrana w konkursie organizowanym przez ratusz (jesz­cze za czasów poprzedniego prezyden­ta) i to prezydent miasta podpisał z nią kontrakt.
   Biedroń zapewnia w rozmowie z „Newsweekiem”, że o pedofilskim skandalu dowiedział się dopiero w maju, a o tym, że jego zastępczyni wiedziała o nim dużo wcześniej, nie miał pojęcia.
   - Pierwszą moją decyzją była kontro­la w Słupskim Ośrodku Kultury i zapew­nienie bezpieczeństwa dzieciom. Ten mężczyzna został odsunięty od prowa­dzenia zajęć z dziećmi, a następnie zwol­niony - deklaruje prezydent Słupska.
   Pytanie, dlaczego prezydent dowie­dział się o całej sprawie dopiero w maju? Przecież jego najbardziej zaufana w ra­tuszu osoba wiedziała o wszystkim kil­ka miesięcy wcześniej. A nie mówimy o jakiejś drobnej sprawie, tylko o wy­korzystywaniu seksualnym dzieci. Beata Chrzanowska z PO twierdzi, że jeśli Biedroń nie dowiedział się o skandalu wcześniej, to pewnie dlatego, że rzadko bywa w urzędzie. Jeździ po kraju i w za­graniczne delegacje.
   W ciągu czterech lat urzędowania dziewięć miesięcy spędził w delegacjach. Nie pojawił się nawet na nadzwyczajnej sesji rady miejskiej, którą zwołano na początku sierpnia na jego prośbę. Rad­ni mieli zatwierdzić wniosek do mar­szałka województwa o dofinansowanie ważnej dla miasta budowy zbiorników retencyjnych na jednym z osiedli. Koszt inwestycji to ponad 30 milionów zło­tych, a wniosek o dofinansowanie z UE trzeba złożyć do 31 sierpnia. W czasie sesji rady miejskiej Biedroń był na spot­kaniach z wyborcami w nadmorskich miejscowościach.
   W sprawie seksualnego wykorzysty­wania dzieci prezydent broni Danileckiej-Wojewódzkiej. Więcej, przekonuje, że nie musiała zawiadamiać prokuratury o anonimie.
   - Urzędy nie rozpatrują anonimów. Mówi o tym wyraźnie art. 64 Kodeksu postępowania administracyjnego - ar­gumentuje. Jego zdaniem ta sprawa nie podważa kompetencji pani wiceprezy­dent. - Jeśli odejdę do krajowej polity­ki, to zostawię ratusz w dobrych rękach. Współpracuję z panią wiceprezydent od wielu lat i wiem, że będzie świetną pre­zydentką - podkreśla.
   Zarzuty radnych o brak nadzoru nad urzędem odrzuca. - To jest próba oczer­niania mnie przez opozycję. Dla dobra dzieci sprawę powinny wyjaśnić organy ścigania, nie politycy - ocenia.
   Ale rodzice wykorzystywanej dziew­czynki zapewniają, że nie chodzi im o wielką politykę. - Nie chcemy oczer­niać pana Biedronia. Nam chodzi o to, że instytucja publiczna powinna chronić dzieci. Jeżeli ktokolwiek z miasta wie­dział o wykorzystywaniu seksualnym nieletnich, to powinien być czujny i pod­jąć jakieś kroki. Albo chociaż nas, rodzi­ców, o tym poinformować. My byśmy coś zrobili dużo wcześniej. Dla naszych dzie­ci to jest trauma, z którą będą musiały żyć do końca życia. Szkoda, że pan prezy­dent, który tyle mówi o prawach kobiet, o tym, że trzeba wspierać dziewczynki od najmłodszych lat, o tym nie pomyślał - podkreślają moi rozmówcy.
   W dniu, w którym rozmawiałam z Robertem Biedroniem i wiceprezy­dent Danilecką-Wojewódzką, oboje za­rejestrowali wspólny komitet wyborczy na wybory samorządowe. Jeśli Biedroń zdecyduje się zakładać nową partię, a w mieście są przekonani, że tak się sta­nie, Danilecka-Wojewódzka będzie jego kandydatką na prezydenta Słupska.
PS Chcieliśmy dać Robertowi Biedro­niowi szansę odniesienia się do zarzutów w sprawie wykorzystywania seksualne­go dzieci w Słupskim Ośrodku Kultury w odrębnym, szerszym wywiadzie. Jed­nak propozycję odrzucił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz