Inowrocław stał się
polem politycznej bitwy przed wyborami do samorządów. Kto wygra tutaj - mówi
się w ratuszu - wygra w całej Polsce. Dla PiS wina miasta polega na tym, że
stąd pochodzi rodzina Krzysztofa Brejzy - posła, który zadaje władzy za dużo
pytań.
Winą Inowrocławia
są Brejzowie - syn poseł i ojciec prezydent miasta - teraz trwają poszukiwania
winy Brejzów. W ratuszu od jesieni 2017 r. pracuje CBA i TVP. Mimo że CBA nic jeszcze oficjalnie
nie ustaliło, od jesieni w kilku należących do TVP stacjach
przedstawia się Inowrocław jako prywatne miasto Brejzów. Pada specjalnie ukuta
na potrzeby takiego przekazu nazwa - Brejzoland
lub Brejzolandia.
Ryszard Brejza, 60 lat, historyk, dawniej nauczyciel, wraz
z bratem działacz opozycji w PRL, samorządowiec od 1990 r., poseł AWS, a od
2002 r. bezpartyjny prezydent Inowrocławia, mówi, że słowo Brejzolandia
pojawia się tak często, że już go nie razi. - Nawet żartowałem w rozmowie z
dziennikarzem, że Brejzolandia jest podstawowym bastionem walki o wolność w
Kaczystanie - opowiada. - Przypomina mi się okres komuny, wracam
pamięcią do lat NZS i czuję się młodszy.
Nie poddam się i zachęcam syna,
żeby nie odpuszczał i nie dał się pokonać, bo jest to winien wyborcom.
- Nie zamierzam się cofać
- mówi Krzysztof Brejza, 35 lat, prawnik, poseł PO, trzecia kadencja w Sejmie.
- Choć muszę przyznać, że takiego zezwierzęcenia obyczajów politycznych jak
za rządów PiS nigdy wcześniej w Sejmie nie widziałem.
W nocy z 25 na 26 maja, w przeddzień warszawskiej
konferencji prasowej na temat afery powiązanej z partią rządzącą upadłej firmy
windykacyjnej Getback, pod oknami mieszkania rodziny Krzysztofa Brejzy w
Inowrocławiu nagle wybuchł pożar. Płomień okopcił ścianę pod pokojem
dziecinnym do wysokości kilku metrów. Kamienica jest w remoncie - po tej samej
ścianie biegnie rura gazociągu. Rano Brejza pojechał na konferencję. Po powrocie
zgłosił policji podejrzenie usiłowania zabójstwa.
Mątwy Na ścianie w inowrocławskim ratuszu, przed wejściem do gabinetu
prezydenta, wisi ogromy obraz „Bitwa pod Mątwami” - przedstawia Polaków w
trakcie rzezania innych Polaków. To ostatni akt kłótni pomiędzy hetmanem
polnym koronnym Lubomirskim a królem Janem Kazimierzem w 1666 r. Ścierają się
kilkunastotysięczne armie polskie, król przegrywa. Jest kilka tysięcy ofiar -
ludzie Lubomirskiego zabijają nawet jeńców z armii królewskiej. Mątwy to
dzisiaj dzielnica Inowrocławia. Prezydent Brejza chciał uczynić 2016 r. rokiem
bitwy pod Mątwami, bo widzi w tym wydarzeniu przestrogę co do skutków bitew
polsko-polskich, jednak wyższe szczeble samorządu - już wtedy pisowskie - nie
były zainteresowane takim upamiętnianiem.
Pan na Brezjolandzie - jak chcą warszawscy przeciwnicy
prezydenta Inowrocławia - zanim będzie mógł rozmawiać, wykonuje z gabinetu
kilka telefonów porządkujących bieżące kontakty Inowrocław-CBA, a więc także
Inowrocław-TVP, przed weekendem Bożego Ciała. Kontrola trwa, funkcjonariusze
proszą o kolejne dokumenty - tak dziś wygląda codzienność ratusza. A z doświadczenia
opozycjonisty, zarówno za PZPR, jak i za PiS, wiadomo, że władza najchętniej
atakuje wrogów politycznych w wieczory tuż przed weekendem, żeby nie mogli od
razu zareagować. Tak było w październiku 2017 r. - w czwartek pojawiło się w
gabinecie Brejzy kilkoro kulturalnych ludzi z CBA z informacją, że wszczynają
kontrolę, a w piątek, po godzinach pracy, zadzwonił do prezydenta miasta
wystraszony portier z ratusza. Podawał, że właśnie przyszło CBA i Brejza
jest wzywany do urzędu. Przecież wiem, że jest CBA -
zdziwił się prezydent, ale portier dopowiedział, że nagle funkcjonariusze
przyjechali wieloma samochodami i obstawili urząd. Rzeczywiście na parkingu
stały służbowe auta na rejestracjach z wielkich miast w innych częściach
kraju.
- Zdałem sobie sprawę, że ktoś politycznie włączył czerwony
guzik - mówi Ryszard Brejza. - Było
kilkunastu funkcjonariuszy, mieli nakaz natychmiastowego przeszukania
pomieszczeń wydziału kultury oraz zarekwirowania wszystkich faktur i sprzętu
elektronicznego.
Ludzie CBA pracowali w ratuszu do 3 nad ranem, na swój
sztab zajęli salę posiedzeń Rady Miasta. W międzyczasie zdarzyło się dziwne
zawirowanie kompetencji - jak doniesiono wtedy prezydentowi, Anita Gargas (na
stronach TVP przedstawiana jako „bezkompromisowa dziennikarka, która
prześwietla najskrytsze tajemnice władzy”) w czasie rzeczywistym ogłaszała na
Twitterze, że trwają działania CBA w Inowrocławiu. Prezydent Brejza mówi, że
od razu poszedł do sali Rady Miasta zapytać kontrolerów z CBA, jak to się
dzieje, że TVP podaje takie informacje jako pierwsza. Pytał też: czy pani
Gargas jest na waszym etacie? Zapadło milczenie - jak opowiada Brejza - kilku
panów tylko popatrzyło na siebie, jeden miał powiedzieć: widocznie rzecznik
prasowy poinformował. Szybki telefon do źródła i już było wiadomo, że z CBA
taka informacja nie wyszła. Pojawiła się dopiero prawie pół godziny potem,
pisano o zdecydowanych działaniach w związku z aferą fakturową w
inowrocławskim ratuszu.
Jednak ani CBA, ani TVP nie poinformowały
zgodnie z prawdą, że to Ryszard Brejza jako pierwszy złożył w miejscowej
Prokuraturze Rejonowej zawiadomienie o możliwości
popełnienia przestępstw finansowych na szkodę miasta przez pracownice wydziału
kultury. Ratusz szybko poinformował o kolejności działań inowrocławskie
portale internetowe, ale był piątkowy wieczór - informacja się nie przebiła.
Pożar Gdy zapaliło się pod oknami mieszkania rodziny posła
Krzysztofa Brejzy, sąsiedzi gasili pożar, wylewając wiadra wody z okien.
Pomagał także pewien znany z widzenia sąsiad z innego domu Sławomir M.
Ugasili, a chociaż jeszcze rano pogorzelisko się tliło, nie powiadomili straży
pożarnej ani policji. Kiedy o sprawie zrobiło się głośno, jej wyjaśnienie
zapowiedział sam Joachim Brudziński, minister spraw wewnętrznych i
administracji. Pod kamienicą Brezjów przewijali się dziennikarze, do posła
dzwonił nawet „Die Welt”. Przyjechał Robert Szelągowski, prokurator rejonowy
w Inowrocławiu. Przyznał, że na pożar miał wpływ „czynnik ludzki”, ale brak dowodów,
że podpalenie miało związek z jakąś zemstą polityczną na pośle Brejzie.
Z kategorią „czynnik ludzki” i „nieznani sprawcy”
Brejzowie mają w obecnej kadencji sejmowej Krzysztofa często do czynienia.
Poseł wylicza: kilkukrotne zniszczenie skrzynki pocztowej, zniszczenie szyldu
kancelarii prawniczej żony posła, mieszczącej się w tym samym domu co
mieszkanie. Oprócz tego liczne maile w rodzaju „niedługo zdechniesz na raka w
męczarniach, kanalio”.
- Ostatnio ktoś krzyczał pod naszym domem: chwała bohaterom,
jebać kurwy i lewaki - cytuje Krzysztof
Brejza. - Ale nie mam pojęcia, czy miało to jakiś związek ze mną.
Bo Inowrocław nie ustępuje we „wzmożeniu patriotycznym
młodzieży” innym małym miastom Polski. W ciepłe wieczory ulice starówki zdobywają
bitni mężczyźni ubrani w modną odzież patriotyczną z Polską Walczącą,
żołnierzami wyklętymi (nigdy z bitwą pod Mątwami, bo szerzej nieznana), wielu
wcześniej należało do nieideologicznych subkultur „dresiarzy”, „kiboli” i
„żuli”. Jednak zwykli mieszkańcy przyznają, że wolą to patriotyczne wcielenie,
ponieważ, w razie zagrożenia pobiciem, można próbować powoływać się u nich na
polskość.
Kilka dni po pożarze zmienił się też sposób opisywania
tego zajścia w mediach - z dramatycznego podejrzenia, że ktoś chciał zabić
posła i jego rodzinę, przesunął się w groteskę, w której przez podwórze szedł
pijak, rzucił niedopałek i niechcący podpalił wychodek.
Nożyce Prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza pod koniec lat 90.
był posłem AWS. Wspominając tamte czasy i związane z nimi wiry i pyskówki
polityczne, musi jednak przyznać, że w porównaniu z Polską PiS wtedy było
całkiem niewinnie. Można by mówić nawet o pewnym naiwnym etosie dawnych
oporników, którzy wtedy weszli do polityki, gdyby nie to, że słowo etos
wywołuje śmiech wśród dziś rządzących.
- Inowrocław jest symbolem
- mówi prezydent Brejza. - Wygląda na to, że cokolwiek dzieje się w
związku z poselską działalnością Krzysztofa w stolicy, promieniuje na
Inowrocław, a to małe miasto promieniuje na całą Polskę. Jednak jako historyk
znam przykłady takich działań, to stara metoda dyktatorów: przecież wiadomo, że
chodzi im o mojego syna, ale skoro nic na niego nie mają, atakują rodzinę.
W obecnej kadencji Sejmu poseł Krzysztof Brejza ponad 300
razy pytał prominentów z partii rządzącej o sprawy związane z zasadami
sprawowania przez nich władzy od strony prawnej, w tym o sposoby finansowania.
Pytania zadaje prostym językiem, by uniknąć wieloznaczności, i popiera dokumentami. Brejza pyta czepliwie - mówią
członkowie partii rządzącej. Bo zapytał ich już m.in. o: wypadek Macierewicza
pod Toruniem; dlaczego zatrzymania Władysława Frasyniuka dokonywała we
Wrocławiu ekipa z Warszawy; dlaczego Frasyniuka skuto kajdankami; dlaczego komisja śledcza do wyjaśnienia katastrofy
smoleńskiej za pieniądze podatnika wysadza w powietrze atrapę kadłubu
samolotu, jeśli twierdzi, że domniemany wybuch nastąpił w skrzydle? Mimo że
jako poseł ma prawo pytać instytucje publiczne o ich funkcjonowanie, a one
powinny mu odpowiedzieć w ciągu 14 dni - czasem odbija się od milczenia. Bywa,
że czeka na odpowiedzi rok i dłużej, bo instytucje zasłaniają się np.
konstytucją, Kodeksem pracy lub dobrami osobistymi.
To Krzysztof Brejza odkrył i podał do wiadomości
publicznej, że w kolejnych rządach PiS - też tych sprzed 10 lat - istnieje nieformalna druga pensja, dodawana co miesiąc do
poborów ministrów (przez byłą premier Beatę Szydło zwana „nagrodą”, a przez
Brejzę „świadczeniem nienazwanym” wypłacanym „bez podstaw prawnych”). Dzięki
niemu wypłynęła sprawa spółki Srebrna, powołanej przez ludzi Kaczyńskiego w
1995 r. w oparciu o majątek po podziale RSW. Jako członek komisji badającej Amber Gold Brejza dowiedział się, że początki tej piramidy finansowej
sięgają instytucji związanych finansowo z PiS, a pierwsze reklamy AG ukazywały
się w mediach ojca Tadeusza Rydzyka.
Kiedy po ujawnieniu przez Krzysztofa Brejzę sprawy
„nagród” wypłacanych członkom rządu Jarosław Kaczyński nakazał swoim ludziom
przelać te pieniądze na Caritas, a potem zapowiedział z rozpędu, że obniży
pensje posłom i prezydentom miast - w PO koledzy mówili Brejzie: on to mówi
do ciebie i twojego ojca w Inowrocławiu.
Kontrole prowadzone w samorządach przez powołane do tego
instytucje państwa nie są niczym nadzwyczajnym - mówią w inowrocławskim ratuszu. O systemie mogącym świadczyć o teorii
warszawskiego stołu i inowrocławskich nożyc zaczyna się myśleć dopiero, kiedy
zdaje się sobie sprawę z częstotliwości kontroli i ich skoordynowania pomiędzy śledczymi i medialnymi
instytucjami podległymi państwu. Bo tak naprawdę kontrole w Inowrocławiu trwają
od 2016 r. - był PIP, NIK, a nawet MON (sprawdzano w Inowrocławiu
przygotowanie samorządu do zarządzania kryzysowego).
We wrześniu 2017 r. młody Brejza w Warszawie wyciąga na
światło dzienne sprawę powiązanej z rządem i partią rządzącą spółki Solvere odpowiedzialnej za kampanię billboardową atakującą sądy -
cztery dni później u starszego Brejzy w Inowrocławiu pojawia się ekipa
telewizyjna redaktor Gargas, która na początek filmuje plecy prezydenta, gdy
wchodzi do gabinetu. A jeśli widać plecy, można zawsze powiedzieć, że ten
człowiek ucieka.
Animatorka Kamery TVP czuwały na korytarzach ratusza przez kilka dni, zanim
pojawiło się CBA, ale ich intensywna obecność starczyła, by spodziewać się
dalszego ciągu. Materiały telewizyjne o Brejzolandzie
pojawiały się ustawicznie w różnych programach TVP - pokazywano
zaniedbane kamienice w mieście, stare filmy z internetu ośmieszające prezydentów
Brejzę i Komorowskiego, którzy stoją na otwarciu budowy obwodnicy, w tle mając
spychacz przepychający ziemię z miejsca na miejsce.
Ryszard Brejza rozmawiał z Anitą Gargas, ale już - opowiada
- nie dał się namówić na prośbę o zamknięcie na potrzeby kamery drzwi
gabinetu. Zmontowany program miał według niego wymowę jednoznaczną: bezpartyjny
stary Brejza w Inowrocławiu wykonuje polecenia partyjnego młodego Brejzy z
Warszawy.
W tym samym czasie uruchomiona przez prezydenta kontrola w
urzędzie trafiła na trop przekrętu, w który zamieszane były dwie panie S., jedna z nich - młodsza -
pracownica wydziału kultury i rzeczniczka
prezydenta Brejzy od 2014 r. Pracowała wcześniej w Kruszwicy, gdzie zasłynęła
jako animatorka z biglem. Zachwalał ją sam wiceburmistrz Kruszwicy z PiS
Mikołaj Bogdanowicz – obecnie wojewoda kujawsko-pomorski. Bogdanowicz bardzo
żałował, że młoda pani S. odchodzi z Kruszwicy do Inowrocławia. Kontrola
wewnętrzna w 2017 r. wskazała, że z budżetu wydziału na lewe faktury za
fikcyjne usługi, takie jak catering i noclegi, wystawiane przy okazji miejskich
imprez kulturalnych, wyprowadzono drobnymi sumami około 100 tys. zł. Starsza
pani S., kobieta interesu, która z partii Gowina startowała w wyborach
do europarlamentu, ma już w tej sprawie postawione zarzuty. Młodsza pani S.
złożyła wymówienie.
- Prezydent Brejza zawiadomił prokuraturę, zanim zrobiło
to CBA - mówi Paweł Zieliński, gdański adwokat, pełnomocnik Inowrocławia w
sprawie oszustw dokonywanych na szkodę miasta, uczestniczący w przesłuchaniach
prowadzonych przez CBA.
- Miasto jest tu stroną
pokrzywdzoną, a moim zadaniem jako prawnika jest doprowadzenie do skazania
winnych i zwrócenia przez nich całości zagarniętych pieniędzy.
Godzinę po zgłoszeniu sprawy prokuraturze prezydent Ryszard
Brejza zwołał konferencję prasową. Mówił na niej: nie zakładałem z góry, że
mam nieuczciwych pracowników. Długo rządził Inowrocławiem w koalicji z PiS - z
PiS był jego szef kadr, z partii Gowina zastępca. Ale dziś - kilka miesięcy
później - Brejza przyznaje, że popełnił błąd, nie sprawdzając, kto z kim jest
powiązany. W ratuszu zastanawiają się teraz, czy obie panie S. nie były
przypadkiem „koniem trojańskim”. - Ostrzegam samorządowców - mówi Ryszard Brejza. - Nie warto jest zawierać
porozumień z PiS lub Solidarną Polską.
Wybory CBA nadal pracuje w inowrocławskim ratuszu. Funkcjonariusze
sprawdzają fakturę po fakturze bardzo skrupulatnie - pojedynczo kontaktują się z firmami, na które zostały
wystawione. Nie zanosi się na to, żeby mieli zdążyć z wynikami kontroli przed
wyborami samorządowymi. Zwłaszcza że gdy na początku 2018 r. w Warszawie
Krzysztof Brejza odkrył system cichego wypłacania członkom rządu tzw. nagród,
o nagrody przyznawane przez Ryszarda Brejzę pracownikom ratusza w Inowrocławiu
zaczęły się dopytywać TVP i CBA. Brejza przyznawał roczne
nagrody w wysokości około 6 tys. zł pracownikom od sprzątaczki do sekretarza
miasta.
W kwietniu Ryszard Brejza odpowiedział TVP: „Blisko 2-milionowe nagrody trafiły do kilkuset pracowników
Urzędu Miasta, bez prezydenta, natomiast nagrody wypłacane przez byłą premier
Beatę Szydło trafiły do niej samej i pozostałych ministrów. Idąc torem
porównań, średnie wynagrodzenie pracowników UM Inowrocławia wraz z nagrodami,
dodatkami i »trzynastkami« jest niższe o 12 proc. od średniego miesięcznego
wynagrodzenia Polaków”.
Wojna polsko-polska toczy się teraz o samorządy, a
Inowrocław jest poligonem. - Nie ulega dla mnie wątpliwości, że najbliższe
wybory samorządowe będą miały większe znaczenie niż parlamentarne - mówi
Krzysztof Brejza. - To będzie jak efekt psychologiczny rzutujący na wybory
do parlamentu i europarlamentu.
Jeśli chodzi o pożar pod oknami Brejzów w Inowrocławiu,
Krzysztof Brejza mówi, że czeka na ustalenia śledztwa. Mówi dyplomatycznie:
nieczęsto zdarza się, żeby rzucony niedopałek, który zgodnie z dyrektywami
unijnymi sam szybko gaśnie, mógł spowodować zapłon toi toia z niepalnego
plastiku. Ale równie nieczęsto zdarza się, żeby rura gazowa, koło której
przypadkowo wybucha pożar, nie zapaliła się sama i nie doszło do wybuchu.
Podejrzanym w sprawie podpalenia jest ten sam Sławomir M., który pomagał gasić
ogień - z opinii zebranych o nim w okolicy wiadomo, że to człowiek co prawda
pijący, ale z kulturą, osobowość tyleż szemrana, co nieśmiała. Taki podejrzany
może przesunąć priorytet śledztwa z zainteresowania samego ministra
Brudzińskiego do wydziału kryminalnego powiatowej policji.
Marcin
Kołodziejczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz