środa, 15 sierpnia 2018

Dorwać Brejzów



Inowrocław stał się polem politycznej bitwy przed wyborami do samorządów. Kto wygra tutaj - mówi się w ratuszu - wygra w całej Polsce. Dla PiS wina miasta polega na tym, że stąd pochodzi rodzina Krzysztofa Brejzy - posła, który zadaje władzy za dużo pytań.

Winą Inowrocławia są Brejzowie - syn poseł i ojciec prezydent miasta - te­raz trwają poszukiwania winy Brejzów. W ratuszu od jesieni 2017 r. pracuje CBA i TVP. Mimo że CBA nic jeszcze oficjalnie nie ustali­ło, od jesieni w kilku należących do TVP stacjach przedstawia się Inowrocław jako prywatne miasto Brejzów. Pada specjalnie ukuta na potrzeby takiego przekazu nazwa - Brejzoland lub Brejzolandia.
   Ryszard Brejza, 60 lat, historyk, dawniej nauczyciel, wraz z bratem działacz opo­zycji w PRL, samorządowiec od 1990 r., poseł AWS, a od 2002 r. bezpartyjny pre­zydent Inowrocławia, mówi, że słowo Brejzolandia pojawia się tak często, że już go nie razi. - Nawet żartowałem w rozmo­wie z dziennikarzem, że Brejzolandia jest podstawowym bastionem walki o wol­ność w Kaczystanie - opowiada. - Przy­pomina mi się okres komuny, wracam pamięcią do lat NZS i czuję się młodszy.
Nie poddam się i zachęcam syna, żeby nie odpuszczał i nie dał się pokonać, bo jest to winien wyborcom.
   - Nie zamierzam się cofać - mówi Krzy­sztof Brejza, 35 lat, prawnik, poseł PO, trzecia kadencja w Sejmie. - Choć muszę przyznać, że takiego zezwierzęcenia oby­czajów politycznych jak za rządów PiS nigdy wcześniej w Sejmie nie widziałem.
   W nocy z 25 na 26 maja, w przeddzień warszawskiej konferencji prasowej na te­mat afery powiązanej z partią rządzącą upadłej firmy windykacyjnej Getback, pod oknami mieszkania rodziny Krzysztofa Brejzy w Inowrocławiu nagle wybuchł po­żar. Płomień okopcił ścianę pod pokojem dziecinnym do wysokości kilku metrów. Kamienica jest w remoncie - po tej sa­mej ścianie biegnie rura gazociągu. Rano Brejza pojechał na konferencję. Po po­wrocie zgłosił policji podejrzenie usiło­wania zabójstwa.

Mątwy Na ścianie w inowrocław­skim ratuszu, przed wejściem do ga­binetu prezydenta, wisi ogromy obraz „Bitwa pod Mątwami” - przedstawia Polaków w trakcie rzezania innych Po­laków. To ostatni akt kłótni pomiędzy hetmanem polnym koronnym Lubo­mirskim a królem Janem Kazimierzem w 1666 r. Ścierają się kilkunastotysięczne armie polskie, król przegrywa. Jest kilka tysięcy ofiar - ludzie Lubomirskiego za­bijają nawet jeńców z armii królewskiej. Mątwy to dzisiaj dzielnica Inowrocławia. Prezydent Brejza chciał uczynić 2016 r. rokiem bitwy pod Mątwami, bo widzi w tym wydarzeniu przestrogę co do skut­ków bitew polsko-polskich, jednak wyż­sze szczeble samorządu - już wtedy pisowskie - nie były zainteresowane takim upamiętnianiem.
   Pan na Brezjolandzie - jak chcą war­szawscy przeciwnicy prezydenta Ino­wrocławia - zanim będzie mógł roz­mawiać, wykonuje z gabinetu kilka telefonów porządkujących bieżące kon­takty Inowrocław-CBA, a więc także Inowrocław-TVP, przed weekendem Bożego Ciała. Kontrola trwa, funkcjonariusze proszą o kolejne dokumenty - tak dziś wygląda codzienność ratusza. A z do­świadczenia opozycjonisty, zarówno za PZPR, jak i za PiS, wiadomo, że władza najchętniej atakuje wrogów politycz­nych w wieczory tuż przed weekendem, żeby nie mogli od razu zareagować. Tak było w październiku 2017 r. - w czwartek pojawiło się w gabinecie Brejzy kilkoro kulturalnych ludzi z CBA z informacją, że wszczynają kontrolę, a w piątek, po go­dzinach pracy, zadzwonił do prezydenta miasta wystraszony portier z ratusza. Po­dawał, że właśnie przyszło CBA i Brejza jest wzywany do urzędu. Przecież wiem, że jest CBA - zdziwił się prezydent, ale portier dopowiedział, że nagle funk­cjonariusze przyjechali wieloma samo­chodami i obstawili urząd. Rzeczywiście na parkingu stały służbowe auta na re­jestracjach z wielkich miast w innych częściach kraju.
   - Zdałem sobie sprawę, że ktoś politycz­nie włączył czerwony guzik - mówi Ry­szard Brejza. - Było kilkunastu funkcjo­nariuszy, mieli nakaz natychmiastowego przeszukania pomieszczeń wydziału kul­tury oraz zarekwirowania wszystkich fak­tur i sprzętu elektronicznego.
   Ludzie CBA pracowali w ratuszu do 3 nad ranem, na swój sztab zajęli salę posiedzeń Rady Miasta. W międzyczasie zdarzyło się dziwne zawirowanie kom­petencji - jak doniesiono wtedy prezy­dentowi, Anita Gargas (na stronach TVP przedstawiana jako „bezkompromiso­wa dziennikarka, która prześwietla naj­skrytsze tajemnice władzy”) w czasie rzeczywistym ogłaszała na Twitterze, że trwają działania CBA w Inowrocła­wiu. Prezydent Brejza mówi, że od razu poszedł do sali Rady Miasta zapytać kon­trolerów z CBA, jak to się dzieje, że TVP podaje takie informacje jako pierwsza. Pytał też: czy pani Gargas jest na wa­szym etacie? Zapadło milczenie - jak opowiada Brejza - kilku panów tylko popatrzyło na siebie, jeden miał powie­dzieć: widocznie rzecznik prasowy poin­formował. Szybki telefon do źródła i już było wiadomo, że z CBA taka informacja nie wyszła. Pojawiła się dopiero prawie pół godziny potem, pisano o zdecydo­wanych działaniach w związku z aferą fakturową w inowrocławskim ratuszu.
   Jednak ani CBA, ani TVP nie poinfor­mowały zgodnie z prawdą, że to Ryszard Brejza jako pierwszy złożył w miejscowej Prokuraturze Rejonowej zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstw finansowych na szkodę miasta przez pracownice wydziału kultury. Ratusz szybko poinformował o kolejności dzia­łań inowrocławskie portale internetowe, ale był piątkowy wieczór - informacja się nie przebiła.

Pożar Gdy zapaliło się pod oknami mieszkania rodziny posła Krzysztofa Brejzy, sąsiedzi gasili pożar, wylewając wiadra wody z okien. Pomagał także pe­wien znany z widzenia sąsiad z innego domu Sławomir M. Ugasili, a chociaż jeszcze rano pogorzelisko się tliło, nie powiadomili straży pożarnej ani poli­cji. Kiedy o sprawie zrobiło się głośno, jej wyjaśnienie zapowiedział sam Joachim Brudziński, minister spraw wewnętrz­nych i administracji. Pod kamienicą Brezjów przewijali się dziennikarze, do posła dzwonił nawet „Die Welt”. Przyje­chał Robert Szelągowski, prokurator rejo­nowy w Inowrocławiu. Przyznał, że na po­żar miał wpływ „czynnik ludzki”, ale brak dowodów, że podpalenie miało związek z jakąś zemstą polityczną na pośle Brejzie.
   Z kategorią „czynnik ludzki” i „nie­znani sprawcy” Brejzowie mają w obec­nej kadencji sejmowej Krzysztofa często do czynienia. Poseł wylicza: kilkukrotne zniszczenie skrzynki pocztowej, znisz­czenie szyldu kancelarii prawniczej żony posła, mieszczącej się w tym samym domu co mieszkanie. Oprócz tego liczne maile w rodzaju „niedługo zdechniesz na raka w męczarniach, kanalio”.
   - Ostatnio ktoś krzyczał pod naszym domem: chwała bohaterom, jebać kurwy i lewaki - cytuje Krzysztof Brejza. - Ale nie mam pojęcia, czy miało to jakiś związek ze mną.
   Bo Inowrocław nie ustępuje we „wzmo­żeniu patriotycznym młodzieży” innym małym miastom Polski. W ciepłe wieczory ulice starówki zdobywają bitni mężczyź­ni ubrani w modną odzież patriotyczną z Polską Walczącą, żołnierzami wyklęty­mi (nigdy z bitwą pod Mątwami, bo sze­rzej nieznana), wielu wcześniej należało do nieideologicznych subkultur „dresia­rzy”, „kiboli” i „żuli”. Jednak zwykli miesz­kańcy przyznają, że wolą to patriotyczne wcielenie, ponieważ, w razie zagrożenia pobiciem, można próbować powoływać się u nich na polskość.
   Kilka dni po pożarze zmienił się też spo­sób opisywania tego zajścia w mediach - z dramatycznego podejrzenia, że ktoś chciał zabić posła i jego rodzinę, przesunął się w groteskę, w której przez podwórze szedł pijak, rzucił niedopałek i niechcący podpalił wychodek.

Nożyce Prezydent Inowrocławia Ry­szard Brejza pod koniec lat 90. był posłem AWS. Wspominając tamte czasy i zwią­zane z nimi wiry i pyskówki polityczne, musi jednak przyznać, że w porównaniu z Polską PiS wtedy było całkiem niewin­nie. Można by mówić nawet o pewnym naiwnym etosie dawnych oporników, którzy wtedy weszli do polityki, gdyby nie to, że słowo etos wywołuje śmiech wśród dziś rządzących.
   - Inowrocław jest symbolem - mówi pre­zydent Brejza. - Wygląda na to, że cokol­wiek dzieje się w związku z poselską dzia­łalnością Krzysztofa w stolicy, promieniuje na Inowrocław, a to małe miasto promie­niuje na całą Polskę. Jednak jako historyk znam przykłady takich działań, to stara metoda dyktatorów: przecież wiadomo, że chodzi im o mojego syna, ale skoro nic na niego nie mają, atakują rodzinę.
   W obecnej kadencji Sejmu poseł Krzysz­tof Brejza ponad 300 razy pytał prominen­tów z partii rządzącej o sprawy związane z zasadami sprawowania przez nich wła­dzy od strony prawnej, w tym o sposoby finansowania. Pytania zadaje prostym językiem, by uniknąć wieloznaczności, i popiera dokumentami. Brejza pyta czepliwie - mówią członkowie partii rządzą­cej. Bo zapytał ich już m.in. o: wypadek Macierewicza pod Toruniem; dlaczego zatrzymania Władysława Frasyniuka do­konywała we Wrocławiu ekipa z Warszawy; dlaczego Frasyniuka skuto kajdankami; dlaczego komisja śledcza do wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej za pieniądze podat­nika wysadza w powietrze atrapę kadłubu samolotu, jeśli twierdzi, że domniemany wybuch nastąpił w skrzydle? Mimo że jako poseł ma prawo pytać instytucje publicz­ne o ich funkcjonowanie, a one powinny mu odpowiedzieć w ciągu 14 dni - czasem odbija się od milczenia. Bywa, że czeka na odpowiedzi rok i dłużej, bo instytucje zasłaniają się np. konstytucją, Kodeksem pracy lub dobrami osobistymi.
   To Krzysztof Brejza odkrył i podał do wiadomości publicznej, że w kolej­nych rządach PiS - też tych sprzed 10 lat - istnieje nieformalna druga pensja, doda­wana co miesiąc do poborów ministrów (przez byłą premier Beatę Szydło zwana „nagrodą”, a przez Brejzę „świadczeniem nienazwanym” wypłacanym „bez podstaw prawnych”). Dzięki niemu wypłynęła spra­wa spółki Srebrna, powołanej przez ludzi Kaczyńskiego w 1995 r. w oparciu o mają­tek po podziale RSW. Jako członek komisji badającej Amber Gold Brejza dowiedział się, że początki tej piramidy finansowej sięgają instytucji związanych finansowo z PiS, a pierwsze reklamy AG ukazywały się w mediach ojca Tadeusza Rydzyka.
   Kiedy po ujawnieniu przez Krzyszto­fa Brejzę sprawy „nagród” wypłacanych członkom rządu Jarosław Kaczyński na­kazał swoim ludziom przelać te pieniądze na Caritas, a potem zapowiedział z rozpę­du, że obniży pensje posłom i prezyden­tom miast - w PO koledzy mówili Brej­zie: on to mówi do ciebie i twojego ojca w Inowrocławiu.
   Kontrole prowadzone w samorzą­dach przez powołane do tego instytucje państwa nie są niczym nadzwyczajnym - mówią w inowrocławskim ratuszu. O sys­temie mogącym świadczyć o teorii war­szawskiego stołu i inowrocławskich nożyc zaczyna się myśleć dopiero, kiedy zdaje się sobie sprawę z częstotliwości kontroli i ich skoordynowania pomiędzy śledczy­mi i medialnymi instytucjami podległymi państwu. Bo tak naprawdę kontrole w Inowrocławiu trwają od 2016 r. - był PIP, NIK, a nawet MON (sprawdzano w Inowrocła­wiu przygotowanie samorządu do zarzą­dzania kryzysowego).
   We wrześniu 2017 r. młody Brejza w Warszawie wyciąga na światło dzienne sprawę powiązanej z rządem i partią rządzącą spółki Solvere odpowiedzialnej za kampa­nię billboardową atakującą sądy - cztery dni później u starszego Brejzy w Inowro­cławiu pojawia się ekipa telewizyjna re­daktor Gargas, która na początek filmuje plecy prezydenta, gdy wchodzi do gabi­netu. A jeśli widać plecy, można zawsze powiedzieć, że ten człowiek ucieka.

Animatorka Kamery TVP czuwały na korytarzach ratusza przez kilka dni, zanim pojawiło się CBA, ale ich inten­sywna obecność starczyła, by spodziewać się dalszego ciągu. Materiały telewizyjne o Brejzolandzie pojawiały się ustawicznie w różnych programach TVP - pokazywa­no zaniedbane kamienice w mieście, stare filmy z internetu ośmieszające prezyden­tów Brejzę i Komorowskiego, którzy stoją na otwarciu budowy obwodnicy, w tle ma­jąc spychacz przepychający ziemię z miejsca na miejsce.
   Ryszard Brejza rozmawiał z Anitą Gargas, ale już - opowiada - nie dał się namówić na prośbę o zamknięcie na potrzeby kame­ry drzwi gabinetu. Zmontowany program miał według niego wymowę jednoznaczną: bezpartyjny stary Brejza w Inowrocławiu wykonuje polecenia partyjnego młodego Brejzy z Warszawy.
   W tym samym czasie uruchomiona przez prezydenta kontrola w urzędzie trafiła na trop przekrętu, w który zamie­szane były dwie panie S., jedna z nich - młodsza - pracownica wydziału kultury i rzeczniczka prezydenta Brejzy od 2014 r. Pracowała wcześniej w Kruszwicy, gdzie zasłynęła jako animatorka z biglem. Za­chwalał ją sam wiceburmistrz Kruszwi­cy z PiS Mikołaj Bogdanowicz – obecnie wojewoda kujawsko-pomorski. Bogdanowicz bardzo żałował, że młoda pani S. odchodzi z Kruszwicy do Inowrocławia. Kontro­la wewnętrzna w 2017 r. wskazała, że z budżetu wydziału na lewe faktury za fikcyjne usługi, takie jak catering i noclegi, wystawiane przy okazji miejskich imprez kulturalnych, wyprowadzono drob­nymi sumami około 100 tys. zł. Starsza pani S., kobieta interesu, która z partii Gowina startowała w wyborach do europarlamentu, ma już w tej sprawie postawione zarzuty. Młodsza pani S. złoży­ła wymówienie.
   - Prezydent Brejza zawiadomił prokuraturę, zanim zrobiło to CBA - mówi Paweł Zieliński, gdański adwokat, pełnomocnik Inowrocławia w sprawie oszustw dokonywanych na szkodę mia­sta, uczestniczący w przesłuchaniach prowadzonych przez CBA.
- Miasto jest tu stroną pokrzywdzoną, a moim zadaniem jako prawnika jest doprowadzenie do skazania winnych i zwrócenia przez nich całości zagarniętych pieniędzy.
   Godzinę po zgłoszeniu sprawy prokuraturze prezydent Ryszard Brejza zwołał konferencję prasową. Mówił na niej: nie zakłada­łem z góry, że mam nieuczciwych pracowników. Długo rządził Inowrocławiem w koalicji z PiS - z PiS był jego szef kadr, z partii Gowina zastępca. Ale dziś - kilka miesięcy później - Brejza przy­znaje, że popełnił błąd, nie sprawdzając, kto z kim jest powiąza­ny. W ratuszu zastanawiają się teraz, czy obie panie S. nie były przypadkiem „koniem trojańskim”. - Ostrzegam samorządowców - mówi Ryszard Brejza. - Nie warto jest zawierać porozumień z PiS lub Solidarną Polską.

Wybory CBA nadal pracuje w inowrocławskim ratuszu. Funk­cjonariusze sprawdzają fakturę po fakturze bardzo skrupulatnie - pojedynczo kontaktują się z firmami, na które zostały wystawio­ne. Nie zanosi się na to, żeby mieli zdążyć z wynikami kontroli przed wyborami samorządowymi. Zwłaszcza że gdy na początku 2018 r. w Warszawie Krzysztof Brejza odkrył system cichego wy­płacania członkom rządu tzw. nagród, o nagrody przyznawane przez Ryszarda Brejzę pracownikom ratusza w Inowrocławiu za­częły się dopytywać TVP i CBA. Brejza przyznawał roczne nagrody w wysokości około 6 tys. zł pracownikom od sprzątaczki do sekre­tarza miasta.
   W kwietniu Ryszard Brejza odpowiedział TVP: „Blisko 2-milionowe nagrody trafiły do kilkuset pracowników Urzędu Miasta, bez prezydenta, natomiast nagrody wypłacane przez byłą pre­mier Beatę Szydło trafiły do niej samej i pozostałych ministrów. Idąc torem porównań, średnie wynagrodzenie pracowników UM Inowrocławia wraz z nagrodami, dodatkami i »trzynastkami« jest niższe o 12 proc. od średniego miesięcznego wynagrodze­nia Polaków”.
   Wojna polsko-polska toczy się teraz o samorządy, a Inowrocław jest poligonem. - Nie ulega dla mnie wątpliwości, że najbliższe wybory samorządowe będą miały większe znaczenie niż parlamen­tarne - mówi Krzysztof Brejza. - To będzie jak efekt psychologiczny rzutujący na wybory do parlamentu i europarlamentu.
   Jeśli chodzi o pożar pod oknami Brejzów w Inowrocławiu, Krzysztof Brejza mówi, że czeka na ustalenia śledztwa. Mówi dyplomatycznie: nieczęsto zdarza się, żeby rzucony niedopałek, który zgodnie z dyrektywami unijnymi sam szybko gaśnie, mógł spowodować zapłon toi toia z niepalnego plastiku. Ale równie nieczęsto zdarza się, żeby rura gazowa, koło której przypadkowo wybucha pożar, nie zapaliła się sama i nie doszło do wybuchu. Podejrzanym w sprawie podpalenia jest ten sam Sławomir M., który pomagał gasić ogień - z opinii zebranych o nim w okolicy wiadomo, że to człowiek co prawda pijący, ale z kulturą, osobo­wość tyleż szemrana, co nieśmiała. Taki podejrzany może prze­sunąć priorytet śledztwa z zainteresowania samego ministra Brudzińskiego do wydziału kryminalnego powiatowej policji.
Marcin Kołodziejczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz