Morale spada. Może
nawet dojść do wypowiedzenia posłuszeństwa – ostrzegają policyjni
związkowcy. Ale czy rząd może się przestraszyć policji?
Małgorzata Święchowicz, Karol
Marczak
Strach rozmawiać przez telefon, bo nie
wiesz, czy nie jesteś już „na słuchawkach” i czy w pokoju nie podrzucili ci
pluskwy - mówi jeden z policjantów. Jeśli rozmawia z kimś o firmie, to tylko
przez kodowane łącze.
Mówi, że teraz jest
ten sam strach co za pierwszych rządów PiS. Szukało się pluskiew pod obudową
swojego telefonu, pod biurkiem, parapetem, za szafą, w lampie.
Drugi: - Co prawda
w tej robocie wszyscy są trochę przewrażliwieni, bo jeśli wiesz, jakie są
metody zbierania informacji, to zawsze gdzieś z tyłu głowy masz taką myśl, że
każdego można podsłuchać, więc dlaczego nie ciebie? O ile dawniej to była
raczej luźna myśl, to teraz jest natarczywa.
Trzeci: - Nie
wiesz, kto z kim trzyma przeciw komu. Jest dużo donosów, czasami takie głupoty:
głowę nosi wysoko i źle wypowiada się na temat komendanta. Albo: na Facebooku
zamieścił wizerunek pana premiera i pana prezydenta, pod zdjęciami zamieścił
prześmiewczy komentarz. Wszystkie anonimy są czytane, sprawdzane.
CIŚNIENIE
- Są w kiepskim
stanie psychicznym - mówi Patryk Tomaszewski, społecznik z Wielkopolski, do
którego zgłaszają się funkcjonariusze z różnych części kraju. Opowiadają o tym,
co się dzieje w komendach. Dostaje od czterech do ośmiu zgłoszeń tygodniowo.
Część przypadków opisuje na Facebooku (ma ponad 26 tys. obserwujących).
Skarżą się ludzie z różnych komend i wydziałów. Nie
dostał jeszcze skargi tylko z wydziału konwojowego. - Tam widocznie robi się
to, co zawsze robiło, czyli dowozi oskarżonych do sądu i tyle - tłumaczy Tomaszewski. W innych wydziałach nerwy,
ciśnienie ze strony szefów, żeby wyjść i przycisnąć obywatela.
- Drogówka narzeka, że ma robić coraz więcej kontroli, ma
wystawiać coraz więcej mandatów i częściej zabierać prawo jazdy. Mają zabierać
nawet przy kolizjach i jeśli później, w postępowaniu administracyjnym,
zostanie zwrócone, to do policyjnej bazy już zdąży trafić informacja, że było
zatrzymane. I to się liczy. Od prewencji z kolei oczekuje się, że będzie
legitymować kogo się da.
Niech będzie ślad w systemie, że
człowiek został wylegitymowany. W ogóle najlepiej: dużo takich interwencji i
„środków represji” - mówi Tomaszewski. Naciski nie ustały także po tym, jak
policjanci ogłosili, że w ramach akcji protestacyjnej zamiast wypisywać
mandaty, będą pouczać.
- Zmusza się policjantów do tego, żeby robili to, co milicjanci
za komuny. Ja to pamiętam. Kontrole i kary. Podstawą wykazania się:
legitymowanie i mandaty. Wtedy milicjanci w desperacji chodzili na cmentarz,
spisywali nazwiska z nagrobków - mówi Jerzy Dziewulski, milicyjny i policyjny
negocjator, antyterrorysta, później poseł.
Teraz już nie jest możliwe szukanie ratunku na cmentarzu.
Trzeba spisywać żywych.
- Jeśli policjant się nie wykaże, mogą być przykre
konsekwencje. Od drobnych, jak to, że nie będzie mógł wziąć urlopu wtedy,
kiedy by chciał, tylko wtedy, gdy to będzie pasować dowódcy. Po takie, że nie
będzie awansować, nie wyśle się go na kurs, po którym mógłby dostać wyższy
stopień - mówi Tomaszewski.
W jednej z komend funkcjonariusze, którzy - zdaniem
przełożonego - zbyt rzadko spisywali ludzi i zbytnio się ociągali z sięganiem
po „środki przymusu”, dostawali uwagi, jak w dzienniczku ucznia, podkreślane na
czerwono, żeby następnym razem bardziej się postarali.
Ciśnienie idzie od góry do dołu. I mimo że policjanci
boją się utraty pracy - trzeba przecież jakoś rodzinę utrzymać, kredyt spłacić
- to zdobywają się na tyle odwagi, żeby Tomaszewskiemu przesłać kopie poleceń,
jakie dostają od swoich szefów. Gdy to zaczyna wyciekać, coraz mniej poleceń
dostają na piśmie, coraz więcej ustnie, więc - żeby mieć dowód - niektórzy
nagrywają. Robi się taki łańcuszek: oni nagrywają szefa, wkurzeni, że każe im
legitymować ludzi. A później, jak idą legitymować, to nagrywają ich ci ludzie
wkurzeni, że są legitymowani.
PŁOTY
Policjant (stanowisko
w prewencji w mieście, z którego wysyłani są policjanci na manifestacje w
Warszawie): - W pierwszej kolejności jedzie oddział prewencji, a gdy trzeba
więcej ludzi, to także ci z nieetatowego pododdziału policji. Wcześniej
wysyłało się ich do klęsk, katastrof, przejazdu kibiców.
- Są wkurzeni, że muszą jechać pod Sejm albo pod Pałac
Prezydencki?
- Wkurzeni. Kto by chciał jechać taki kawał, żeby pilnować
płotków? Stoją w tym upale. Mają byle jaki nocleg, bo raczej rzadko to jest
hotel, mają byle jaką michę - często tylko suchy prowiant: wędlina albo
puszka, bułki, woda, mały soczek.
Policjant, który jeździ obstawiać manifestacje, mówi: -
Stoi się po 10-16 godzin.
Raz - jak sobie przypomina - było znośnie o tyle, że jego
grupę zakwaterowano w przyzwoitym miejscu, nocleg kosztował 150 zł za dobę.
Naturalnie od razu przychodzi do głowy taka myśl, ile kasy na to idzie, a na
podwyżki dla policji nie ma. 150 zł to dla niektórych więcej niż nagroda
motywacyjna z okazji święta policji. Na internetowym forum policyjnym
wymieniali się informacjami, jak wysokie nagrody dostali: ktoś 123 zł, inny 39
zł 75 gr. Tomaszewski mówi, że jednemu z policjantów dochodzeniówki za dobre
wyniki podnieśli dodatek do pensji o 2 zł.
W Cieszynie każdy z policjantów mógł dostać z okazji
swojego święta darmowy egzemplarz Nowego Testamentu - wersja kieszonkowa dla
służb mundurowych.
Narzekają i na to, jak są kopani w tyłek tymi nagrodami.
I upokarzani staniem przy tych płotkach - począwszy od miesięcznic, a
skończywszy na pilnowaniu budynku Sejmu, choć jest przecież - lepiej od nich opłacana - straż marszałkowska. Stoją
jednak. Jedni wzrok wbity w ziemię, drudzy patrzą w bok. Rozglądają się za
dowódcą, gdy zaczyna się jakieś poruszenie w tłumie. Co robić? Nic? Czy
reagować? A dowódcy sami nie wiedzą. Ogólnie zesranie dowódców - mówi jeden z
policjantów.
A drugi: - Niektórzy te protesty traktowali trochę jak
arenę, na której można się wykazać przed przełożonymi. Skoro jest zgromadzenie,
to był i urobek: legitymowani, zatrzymani, zarzuty, wnioski do sądu. W takiej
sytuacji najczęściej robi się znieważenie, napaść na funkcjonariusza. Może być
też coś innego, bzdurnego. I nieważne, że to później w sądzie upadnie.
Wystarczy, że do mediów zaraz po proteście pójdzie, że byli zatrzymani, postawiono
zarzuty. Od razu też wiadomo, kto z policjantów był aktywny, oddany, przyłożył
się.
Ostatnie wydarzenia spod Sejmu (gdy protestujących zaczęto
brutalnie wyciągać z tłumu) i kilka dni później sprzed Pałacu
Prezydenckiego (gdy policja
użyła gazu), pokazują, że to się robi już niebezpieczne.
Pisarka Klementyna Suchanow, która była w ostatni
czwartek pod Pałacem Prezydenckim, opowiada: - Kiedy tłum zaczął narastać i
policjanci otoczyli nas kordonem, czuło się, że są bardzo zestresowani, boją
się, sytuacja wymyka im się spod kontroli i nie za bardzo wiedzą, jak nad tym
zapanować.
Protestujący już nie tylko skandują: „ZOMO” czy „Wypierdalać”. W czwartek, na chodniku przed
pałacem, napisali: „PiS off”, „PiS won”. Na dwóch radiowozach:
„na L4”.
To wyraźna aluzja do tego, że coraz więcej policjantów z
oddziałów prewencji, którzy nie chcą stawać na wprost demonstrantów, idzie na
zwolnienie lekarskie. W Warszawie na zwolnieniu jest już ponad 80.
KAJDANKI
- Widać po niektórych
policjantach, że są zażenowani tym, co każe
się im z nami robić. Kiedy upewniają się, że nie są nagrywani, decydują się na
szczerą rozmowę. Opowiadają, w jak ciężkiej są sytuacji. Części z nich bardzo
się nie podoba to, że są wykorzystywani do celów politycznych. Media chętnie
podnoszą, że oni idą na L4. Ale nikt już nie mówi o tym, że pójście na L4 w takiej
sytuacji to ryzyko. Są kontrolowani, odbiera im się premię. Mówią o tym, że
pracują za psie pieniądze, nie płaci im się nadgodzin. To wszystko wywołuje
frustrację. Tylko nie mogę zrozumieć, dlaczego to się obraca przeciwko nam?
Przecież to nie my wyciągamy ich
na ulicę. To nie na nas ten gniew powinien być kierowany - tłumaczy Ula
Kitlasz, montażystka telewizyjna, ma 45 lat, od dwóch lat - jak to mówi - jest
„na ulicy”.
Czyli odkąd zaczęły się
protesty. - Na początku rozumiałam policjantów, gdy mówili, że rozkaz to
rozkaz. Ale teraz już przestałam rozumieć. Oni z nami coraz mniej
rozmawiają, już się nam nie przedstawiają. Zrobiliśmy ranking „nazwisk”
najczęściej spotykanych policjantów. To pan Jużpanumówiłem i Jużpodawałem, pan
Niemaprzejścia, pan Niebędęodpowiadaćnatopytanie.
To odpowiedzi policjantów na
pytania: „kto dowodzi?”, „czemu nie mogę
tędy przejść?”. Jest też inny rodzaj policjantów, czyli niemowy, które patrzą
człowiekowi prosto w oczy, często z wyraźną kpiną. Ignorują wszystko, co się
powie.
- Wbijanie palców w mostek, wykręcanie rąk, machanie gazem
przed twarzą - wspomina swoje pierwsze niemiłe spotkanie z policją Konrad
Korzeniowski, 40-latek z Warszawy. To było rok temu, manifestacja
antyfaszystowska. Innym razem pod KRS: wykręcenie rąk, wrzucenie do radiowozu.
Krzyczy: „wolne sądy!”, policjant skuwa mu ręce z tyłu. - Nie jestem proszony
o wylegitymowanie się, nikt mi się nie przedstawił, żadna z procedur nie jest
dotrzymana. Pytam, czy jestem zatrzymany, nikt mi nie odpowiada. Obok siedzi
skuty kolega. Nagle ruszamy, on prosi, żeby jechać wolniej, bo mamy ręce spięte
kajdankami z tyłu i nie mamy pasów, na co policjant gwałtownie zatrzymuje
samochód, walę głową o fotel. Przewieźli nas do komendy na ul. Malczewskiego,
zamknęli w tymczasowych jednoosobowych celach, w podziemiu. Gdy przyszli po
mnie, zapytałem: „idziemy na górę, tak?”, a on na to, że „możemy jeszcze pójść
do piwnicy, tam jest bardzo fajne miejsce, mogę je panu pokazać”. Przecież za
komuny na Malczewskiego w piwnicach była „rzeźnia”, tam katowali ludzi. Więc
pytam: „Chce mi pan powiedzieć, że jak zabierzecie mnie do piwnicy, to mnie tam
po prostu pobijecie? Pan sobie zdaje sprawę, co pan do mnie mówi?”. Uśmiechał
się.
UDERZENIE
- Pierwszy raz
dostałam w twarz od policjanta w lipcu zeszłego roku, na Rozbracie - opowiada
Klementyna Suchanow. - Wtedy w ogóle pierwszy raz w życiu doświadczyłam fizycznej
agresji. Z góry zbiegła jakaś brygada policjantów, zobaczyli, że filmuję, więc
się na mnie rzucili w paru. Jeden rzucił mną o latarnię, dostałam w twarz, w
żebra, zostałam powalona.
Jej zdaniem zachowanie policjantów nie radykalizuje się
stopniowo, tylko fazami. - Za poprzedniego ministra agresja rosła, zaczęła się
objawiać w lipcu, a 11 listopada była już mocno widoczna. Potem, jak nastąpił
Joachim Brudziński, to na krótko wyhamowało, a teraz pojawiają się jakieś nowe
oblicza. Właśnie teraz, w ostatnich dniach. Wydawało się, że dotąd jesień była
dla nas najgorsza. Wszyscy mieliśmy coś skasowane. Ja miałam uszkodzoną
łąkotkę, koleżanka miała połamane ręce. Podczas Warszawskiego Strajku Kobiet
podjęłyśmy decyzję, że trzeba stworzyć bazę lekarzy pro bono, bo już nie wyrabiamy. Żeby móc złożyć zażalenie na
policję za agresywne traktowanie, trzeba mieć obdukcję, a to kosztuje 200 zł,
do tego czasem dochodzi USG albo rentgen, razem 300 albo 400. A w miesiącu takich
okazji może być kilka - opowiada Suchanow.
Ma wrażenie, że policjanci inaczej traktują kobiety.
Facetów wrabiają w napaść na policjantów, kobietom jeszcze się to nie zdarzyło.
- Kiedyś mnie i mojego kolegę skuto w kajdanki za stanie przed radiowozem.
Oboje byliśmy w tej samej sytuacji, zarzucono nam blokowanie radiowozu. Zabrano
nas na ten sam komisariat, ja dostałam zarzut z kodeksu wykroczeń - blokowanie
samochodu, a on z kodeksu karnego - napaść na policjanta. Gdy trafiam na
przesłuchanie, mam wrażenie, że są przede mną policjanci innej kategorii niż
ci, z którymi mam do czynienia na protestach. Dają mi do zrozumienia, że jest
im głupio, wstyd. Czasem to tylko mina, gest, jakieś słowo, a czasem wyrażają
to całym zdaniem.
MORALE
- Policja jest
podzielona - mówi Jerzy Dziewulski. - Wielu
głosowało na PiS, licząc na duże podwyżki. I choć tych podwyżek na razie nie
widać, to nadal sprzyjają władzy. Niedawno, gdy ktoś uderzył w mój samochód i
wezwałem policję, przyjechał radiowóz, w którym na desce rozdzielczej
zobaczyłem trzy święte obrazki: Matka Boska, święta Teresa i Chrystus. Zatkało
mnie. Wiadoma sprawa, że PiS jest nieodłącznie związany z Kościołem, więc to
wyłożenie obrazków było ostentacyjnym okazaniem „z kim trzymam” - mówi
Dziewulski.
W Szczecinie, jak trzeba było na Trzech Króli przebrać
policjantów z patrolu konnego w białe, anielskie szaty i doprawić im skrzydła,
doprawiono. Na Podlasiu, w okręgu wyborczym Jarosława Zielińskiego,
wiceministra, któremu podporządkowana jest policja, zarządzono, żeby 11. dnia
każdego miesiąca odbywały się Nowenny Niepodległości. Funkcjonariusze modlą się
i śpiewają pieśni patriotyczne.
- Nie ma co opowiadać głupot o apolitycznej policji.
Zawsze w jakiś sposób była polityczna, choćby dlatego, że komendant główny był
z politycznego nadania. Dawniej jednak zmiana głównego pociągała za sobą
jedynie zmianę wojewódzkich. Jeśli wojewódzki był szalony, to zmieniał
zastępców, ale raczej już nie ścinał niżej. A teraz poszło do samych dołów,
przez komendy miejskie, powiatowe, komisariaty, wydziały. Jakby ktoś chciał
formacji wybić zęby - mówi nam były policjant kryminalny.
- Jak jedni spadają, drudzy
szukają okazji, żeby się wykazać i wskoczyć na zwolnione miejsca - dodaje. To
już wtedy, jak zauważył, przy tych roszadach, ludzie przestali ze sobą
rozmawiać, bo nie wiadomo, czy ten jest do odstrzału, czy
zostanie, i z kim trzyma.
Przewodniczący NSZZ Policjantów Rafał Jankowski napisał
ostatnio do ministra Joachima Brudzińskiego, że morale wśród policjantów spada.
Może dojść nawet do wypowiedzenia posłuszeństwa. Policjanci, jak twierdzi
przewodniczący, słyszą o sobie, że są bandytami działającymi na zlecenie
partii sprawującej władzę. Boją się o bezpieczeństwo swoje i swoich rodzin. W
liście prosi o pilne spotkanie i przypomina, że od marca na stole leżą
policyjne postulaty. Chcą podwyżki, pełnopłatnego chorobowego, płatnych
nadgodzin, przywrócenia dawnych przywilejów emerytalnych.
- Wiedzą, jak niezbędni są władzy. I domyślają się, że
posłuszeństwem osiągną, co chcą. Nie wierzę, żeby w policji znalazł się Don
Kichot, który rzuci mundur i powie, że nie będzie obezwładniał protestujących
- mówi były policyjny radca prawny.
- Policja nigdy się nie
buntowała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz