piątek, 10 sierpnia 2018

Szpiedzy hybrydowi



Będzie proces o szpiegostwo. Taki zarzut dostał polityk, a więc sprawa jest szczególna.
I być może na niej właśnie będziemy testować, gdzie są granice pojęcia szpiegowania w czasach fake newsów.

Ewa Siedlecka

Żyjemy w epoce trolli interne­towych i wykorzystywania da­nych portali społecznościowych do manipulacji emocjami, opi­niami i decyzjami wielkich grup ludzi, w tym wyborców. W czasach czegoś, co nazwano cyberwojną, a co nie ma nawet prawnej definicji. Skutki tych działań mogą się okazać znacznie poważniejsze i mające większy wpływ na politykę państwa i stan bezpieczeństwa niż znane dotąd klasycz­ne szpiegostwo.
   ABW już promuje tezy teoretyków pra­wa, że pojęcie szpiegostwa należy rozsze­rzyć. Np. by nie ograniczało się do współ­pracy z obcym wywiadem.

Szpiegowanie przez kształtowanie
Człowiekiem, na którym ABW, prokura­tura i sąd przećwiczą te tematy, jest Mate­usz Piskorski, czterdziestolatek o bogatym życiorysie. Polityk Samoobrony, poseł, po­litolog, wykładowca różnych uczelni, pu­blicysta, prezes zarządu Nord Media Press Sp. z o.o., zastępca dyrektora Polskiego Radia Euro, członek i założyciel kilkunastu rozmaitych stowarzyszeń, fundacji i innych ciał - m.in. prorosyjskiej partii Zmiana, postulującej wyjście Polski z NATO, To­warzystwa Współpracy Polsko-Wenezuelskiej, Stowarzyszenia Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych, Stowarzyszenia na rzecz Tradycji i Kultury Niklot propa­gującego słowiański nacjonalizm.

   Piskorskiego aresztowano dwa lata temu, w maju 2016 r., pod zarzutem szpiegostwa. Od tego czasu siedzi w areszcie. Jego adwo­kaci: Wanda Marciniak i Mikołaj Pietrzak, uważają, że jest niewinny, oskarżono go z powodu głoszonych kontrowersyjnych poglądów, a w areszcie przetrzymywany jest bezprawnie, bo nie zachodzi obawa matactwa, bo dowody są dawno zebrane. Wnieśli skargę do Grupy Roboczej ds. Arbi­tralnego Pozbawienia Wolności działającej przy Radzie Praw Człowieka ONZ.
   Pod koniec kwietnia Grupa przyjęła stanowisko, w którym ich skargę uznaje w całości za słuszną: „Pan Piskorski był aktywny w zakresie polityki wewnętrznej i międzynarodowej. W skład jego działań wchodziło tworzenie partii politycznych i stowarzyszeń, organizowanie konferen­cji i uczestniczenie w pikietach i demon­stracjach, w tym w sprawach takich jak stosunki i współpraca pomiędzy Polską i innymi państwami. Działania te obejmo­wały rozpowszechnianie niepopularnych poglądów lub poglądów sprzecznych
z poglądami politycznymi rządzącej większości politycznej. (...) Z braku alter­natywnego wyjaśnienia od rządu [rząd, swoim obyczajem, zignorował pytanie międzynarodowego organu „wtrącające­go się w polskie sprawy”], Grupa Robocza uważa, że działania pana Piskorskiego mieszczą się w granicach wolności prze­konań i słowa, oraz swobody pokojowe­go zrzeszania się chronionej artykułami 19 i 20 Powszechnej Deklaracji Praw Czło­wieka i artykułami 19, 21 i 22 Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych”.
   Pod koniec maja prokuratura wniosła do sądu akt oskarżenia. Na stronach Pro­kuratury Krajowej ukazał się komunikat: że Departament ds. Przestępczości Zor­ganizowanej i Korupcji Prokuratury Kra­jowej skierował akt oskarżenia, dotyczący „brania udziału w działalności rosyjskie­go wywiadu cywilnego Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) i Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR)” i w działalności wywiadu chińskiego. Uzasadniając zarzu­ty, prokuratura napisała: „W toku śledztwa ustalono, że Mateusz P, prowadząc zakro­joną na szeroką skalę działalność oraz wy­korzystując swoją pozycję społeczną, za­wodową i polityczną oraz kontakty wśród polityków i dziennikarzy krajowych i zagra­nicznych, oddziaływał na grupy społeczne w Polsce i za granicą. W Polsce i za granicą promował on cele polityczne Federacji Rosyjskiej. Próbując kształtować opinię publiczną poprzez prowokowanie antyukraińskiego nastawienia Polaków i anty­polskiego nastawienia Ukraińców, dążył on między innymi do pogłębiania podziałów między Polakami i Ukraińcami i między Polską i Ukrainą. Działania te oskarżony re­alizował w powiązaniu z rosyjskimi służba­mi wywiadowczymi, osiągając z tego tytułu pokaźne korzyści majątkowe”.
   A więc jego działania polegały na „kształtowaniu opinii”. Czy to szpiego­stwo? Czy są dowody, że kształtował tę opinię na zlecenie rosyjskiego wywiadu? Prokuratura wyraża się bardzo enigma­tycznie: „w powiązaniu z rosyjskimi służ­bami”. Co dokładnie znaczy „w powią­zaniu”? Jeśli dostawał pieniądze z Rosji, czy powinien był sprawdzić (jak?) czy pochodzą od wywiadu? Analogicznie: czy firma Cambridge Analytica powinna była sprawdzić, czy za pieniędzmi, które dostawiała za przygotowywanie danych pozyskanych z Facebooka pod kątem ma­nipulacji wyborcami w różnych krajach, nie stoi np. wywiad rosyjski albo inny?

Szpiegowanie na wizji
   - Pan Piskorski mógł się tak zachowy­wać z trzech powodów. Po pierwsze, bo jest pożytecznym idiotą, czyli ma takie poglą­dy i je głosi, nie przejmując się, do czego i przez kogo mogą zostać wykorzystane. Po drugie, działał jako lobbysta: brał pie­niądze w sposób jawny za mówienie i za­bieganie o określone sprawy. I po trzecie, rzeczywiście działał na zlecenie obcego wywiadu - mówi Piotr Niemczyk, praw­nik, specjalista od spraw bezpieczeństwa, w latach 1993-94 zastępca dyrektora Za­rządu Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa.
   W sprawie Piskorskiego wszystko jest tajne, więc niczego nie możemy przesą­dzić. Przesądzi sąd, który dostanie dostęp do wszelkich tajnych materiałów. Ale jeśli nie ma dowodów, że podejrzany świado­mie działał na rzecz obcego wywiadu, to fakt skierowania tego aktu oskarżenia do sądu może oznaczać, że prokuratu­ra i służby zamierzają przekonywać sąd do poszerzenia pojęcia „szpiegostwa”.
   Opisane jest ono w art. 130 Kodeksu kar­nego. To „branie udziału w działalności ob­cego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej” lub w „działaniu na jego rzecz” i „udzielanie temu wywiadowi wiadomo­ści, których przekazanie może wyrządzić szkodę RP”. A także o „gromadzenie lub przechowywanie” takich wiadomości w celu przekazania ich obcemu wywia­dowi”, „wchodzenie do systemu informa­tycznego w celu ich uzyskania”, i o „orga­nizowanie lub kierowanie” działalnością obcego wywiadu.
   W publikacjach zamieszczanych na stronie ABW postuluje się poszerzenie definicji szpiegostwa. Argumentuje się, że wymóg, by konieczna była współ­praca z wywiadem obcego państwa, nie przystaje do dzisiejszej rzeczywistości i metod działania rozmaitych agend niekoniecznie wywiadowczych, ale działających na rzecz interesu „państw obcych”, przeciw interesowi Polski.
   Np. Piotr Burczaniuk, z Katedry Prawa UKSW, relacjonując poglądy doktryny w artykule „Przestępstwo szpiegostwa - rys historyczny, aktualne regulacje na tle doświadczeń praktycznych i analizy prawno-porównawczej wybranych państw” (w „Uprawnienia służb specjalnych z perspektywy współczesnych zagrożeń bezpieczeństwa narodowego. Wybrane zagadnienia”, strona internetowa ABW) pisze, że definicja przestępstwa szpiego­stwa w Kodeksie karnym „nie odpowiada na wyzwania współczesnych zagrożeń bezpieczeństwa zewnętrznego państwa”. W szczególności problemem jest, że „mia­nem obcego wywiadu nie można określić obcych agencji telewizyjnych, radiowych i prasowych, placówek badawczych i na­ukowych”, bo „metoda zbierania przez te podmioty informacji ma charakter jawny”. Trzeba więc tak zmienić definicję szpiegostwa, by obejmowała „działania prowadzone przez podmiot lobbujący, w swoisty sposób „zlecane” przez przed­stawicieli innych państw (bezpośrednio lub pośrednio przez ich służby specjalne - w szerokim rozumieniu tego słowa)”. Jako przykład podaje zlecanie np. „analiz, opinii, ukierunkowanych artykułów praso­wych, w celu przyjęcia określonych rozwią­zań legislacyjnych zbieżnych z interesami tych mocodawców bądź oddziaływania na kształtowanie zgodnego z tym intere­sem otoczenia politycznego”.

Szpiegowanie jako politykowanie
   I tu atmosfera robi się duszna. Bo co w takim razie zrobić z polskim konstytucjo­nalistą, który na zlecenie np. niemieckiego Uniwersytetu Humboldta napisze analizę wykazującą sprzeczność reform wymiaru sprawiedliwości dokonanych przez obecną władzę z    europejskimi standardami?
   Tak rozszerzona definicja szpiegostwa może sprawić, że internet, w tym media społecznościowe, okażą się zbiorem po­tencjalnych agentów wpływu piszących lub powielających rozmaite analizy i opi­nie szkodzące (z punktu widzenia ekipy aktualnie rządzącej) Polsce i jej interesom. Zapewne trudno byłoby im udowodnić, że działają „w celu” Polsce wrogim, ale ta trudność pojawi się dopiero na etapie sądowym. Wcześniej podległa rządowi prokuratura może wnioskować o areszt, stawiać zarzuty, pisać akty oskarżenia.
   Mało prawdopodobne, aby robiła to w stosunku do tzw. Kowalskiego. Ale wobec polityków opozycji „skarżących na Polskę za granicą”? W sytuacji, gdy prokuratura rozważa postawienie Donal­dowi Tuskowi zarzutu „zdrady dyploma­tycznej” za to, że zgodził się, by katastrofa smoleńska była badana według przepisów konwencji chicagowskiej?
   To, że z wykorzystaniem nowych tech­nologii można skuteczniej niż dotąd ma­nipulować nie tylko opinią publiczną, wyborami czy polityką poszczególnych państw i organizacji jest faktem. Może więc jednak warto inaczej niż „szpiego­stwo”, ale jednak spenalizować takie dzia­łania? „Cyberwojnę”? „Agentów wpływu”?
Piotr Niemczyk: - Jak zaczniemy wpro­wadzać mgliste pojęcia do prawa karnego, okaże się, że można to dowolnie rozciągać, także np. w ramach walki politycznej. Każ­da wypowiedź niekorzystna dla rządu może być uznana za działanie agenta wpływu.
   Nie jesteśmy bezbronni wobec pożytecz­nych idiotów czy lobbystów działających na szkodę państwa. Jeśli jest zarzut, że ktoś szkodził stosunkom polsko-ukraińskim, to trzeba wykazać, że rozpowszechniał nieprawdziwe informacje, które naruszy­ły czyjeś dobra. Jeśli brał pieniądze za for­sowanie określonych poglądów - można ukarać za prowadzenie nielegalnej dzia­łalności lobbingowej - wylicza Niemczyk.
   Manipulacja informacjami i opiniami, dezinformacja za pomocą masowych mediów, w tym internetu, pseudoekspertów i fałszywych analiz, są dla polityki i społeczeństw wyjątkowo toksyczne. Niektórzy z tego powodu głoszą śmierć demokracji. Bo demokracja oparta jest na świadomych wyborach ludzi, a wy­bory ludzi zmanipulowanych przestają być świadome. Ale państwowe restryk­cje w sferze wolności słowa i debaty pu­blicznej mogą być nie mniej groźne. Po­dobnie katastrofalne, jak katastrofalne dla prawa do prywatności, okazały się skutki tzw. walki z terroryzmem: totalna inwigilacja i szereg restrykcji - m.in. do­tyczących swobody podróżowania.
   W przypadku walki z prawdziwym czy domniemanym manipulowaniem opinią publiczną otwiera to drogę nie tylko do sta­wiania zarzutów za działalność politycz­ną. Damy też prawo służbom specjalnym do uruchomienia prewencyjnej inwigilacji internetu, mediów czy ośrodków nauko­wych. Uznane zostaną bowiem za po­tencjalne narzędzie wojny hybrydowej, którą spenalizujemy. Znowu ta fałszywa, za to wygodna dla polityków, alternatywa: wolność albo bezpieczeństwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz