W internecie pączkują
serwisy, których strategią jest pogłębianie społecznych podziałów i sianie
półprawd, jeśli nie zwykłych fake newsów. Spróbowaliśmy ustalić, kto się kryje
po drugiej stronie monitorów.
Mają prostą,
przyciągającą uwagę szatę graficzną - najczęściej krzykliwymi, czasem
patriotycznymi, biało-czerwonymi kolorami - publikują informacje balansujące
na granicy kłamstwa, wyrastają jak grzyby po deszczu i często są ze sobą powiązane, Chociaż są mało znane, ich
publiczność liczy się w dziesiątkach milionów odsłon miesięcznie, Serwisy
informacyjne, takie jak Pikio.pl, Newsweb.pl, Polskaracja.com, tefakty.pl,
wRealu24.pl, Non24.pl, ale też Niewygodne.info.pl,
Prawdaobiektywna.pl, Niezlomni.com, Dziennik-polityczny.com czywprawo.pl, wspólnie budują jednorodny obraz świata.
Przekaz opiera się głównie na strachu: przed wojną, szczepionkami, UE,
ukraińskim nacjonalizmem i falami uchodźców z krajów arabskich. Jednym z
nielicznych stabilnych punktów na tej mapie jest Rosja i jej lider - surowy
pan, bo nieuciekający od stosowania przemocy, ale po ojcowsku sprawiedliwy,
dbający o bezpieczeństwo swych obywateli i
sojuszników.
„Putin jest GENIUSZEM ZŁA!
Właśnie spektakularnie splunął Ukraińcom w twarz” - tak przedstawiał go Newsweb.pl w jednym z nagłówków. Chodziło o mur, który Rosja rzekomo
budowała pomiędzy Ukrainą a Półwyspem Krymskim. „Strona rosyjska zaprzecza
podobnym oskarżeniom i - mówiąc wprost - robi swoje. Trzeba przyznać, że Moskwa
jest bardzo pewna siebie, a sam rosyjski przywódca niezwykle wyrachowany” -
komentował serwis. Z kolei na Newswebie ukazał się tekst zatytułowany „Putin ma
pomysł, co zrobić z uchodźcami”, w którym można było przeczytać, że gospodarz
Kremla radzi Syryjczykom, by wrócili do domów, bo niebezpieczeństwo ze strony
terrorystów, przy niebagatelnej pomocy rosyjskiej armii, zostało zażegnane.
Natomiast, zdaniem Newswebu, zachodnia Europa ogarnięta jest chaosem, z wlewającymi
się ze wszystkich stron muzułmańskimi ekstremistami i powstającymi strefami szariatu. Przykłady? „Uwaga! Do
Polski napływają tysiące islamskich emigrantów!”, „Islamizacja Austrii idzie
pełną parą. Tworzą się dwa społeczeństwa. Które przetrwa?”, „Wielka rzeź na
Europejczykach już pod koniec roku? Islamiści dostatecznie zbadali grunt”.
Adresowany głównie do młodszej publiczności przekaz serwisów
określających się często jako „patriotyczne” to zapewne, w jakimś stopniu,
efekt mody na radykalizm i specyficznie pojmowaną „wyrazistość”, która
opanowała tę część internetu. Pochodne światopoglądu, który dominuje u znacznej
części młodych zapatrzonych w Kukiza, Korwina, ONR. Ale jeśli chodzi o treść i formę przekazu „prawicowego internetu”, są też powinowactwa
znacznie bardziej niepokojące.
Oparcie w skrajnościach
Natowskie Centrum Doskonalenia
Komunikacji Strategicznej z siedzibą na Łotwie ostrzegało niedawno w swym
opracowaniu na temat rosyjskiej strategii dezinformacji przed łudząco podobnym
do naszego „patriotycznego” typem przekazu. I tak, zdaniem ekspertów Centrum,
promowany przez Moskwę przekaz głosi, że uchodźcy, migranci i w ogóle islam to
śmiertelne zagrożenie, UE się rozpada, Ukraina to kraj ogarnięty chaosem
i profaszystowskimi poglądami, a zagrożenie ze strony
pokojowo nastawionej Rosji to bzdura. Przyjrzyjmy się, do jakiego stopnia w tę
narrację wpisują się działające na polskim rynku liczne serwisy?
[Komentarze odwołujące się do
natowskich raportów poświęconych dezinformacji oraz opinie analityków zamieszczamy
w kwadratowych nawiasach,]
„To województwo przejęli
emigranci... z każdym dniem jest ich coraz więcej ” (mowa o pracownikach z
Ukrainy w Zachodniopomorskiem - red.); „Ukraińcy zapowiadają brutalne zamieszki
w Polsce - Wyjdzie nas ponad milion uzbrojonych” (Pikio.pl). W
podobnym tonie wypowiada się Newsweb: „Bardzo niepokojące doniesienia.
Ukraińcy masowo zwożą do Polski broń”. To jeden ze świeżych przekazów, dość zdumiewający,
jeśli weźmie się pod uwagę, że właściciele Pikio właśnie uruchomili vpolshe.pl, nową stronę internetową dla imigrantów z Ukrainy, Rosji i
Białorusi. „Ma im pomóc w aklimatyzacji” - deklaruje wydawca serwisu.
Wiele z tych serwisów powstało niedługo przed ostatnimi wyborami
prezydenckimi i parlamentarnymi lub tuż po nich. Jednym z najbardziej znanych jest cytowany Pikio.pl, który przez swych właścicieli jest określany jako
„informacyjny, o lekko tabloidowym zabarwieniu”. Jego „newsy” bywają powielane
przez największe polskie portale informacyjne.
Serwis założyło w 2013 r. trzech 20-latków: Albert Wójcik, Hugo Meissner
i Kuba Groblewski. Z początku ta dość prosta, napisana na bazie platformy
WordPress, strona internetowa niczym się nie wyróżniała. Jej lwią część
stanowiły proste notki informacyjne, kreatywnie przepisywane z mediów mainstreamowych
i niewzbudzające większych kontrowersji opinie. Na początku 2014 r,, gdy Polska
szykowała się do wyborów europejskich, Pikio zaczęło jednak zaostrzać przekaz,
ale w obu kierunkach - zarówno prawicowym, jak i lewicowym. Publikowało
równolegle teksty o „duszących oparach
poprawności politycznej”, ale też krytyczne wobec polityki historycznej IPN,
bo wyrażające niezgodę na jednoznacznie negatywną ocenę PRL. To miało
uzasadniać dewizę portalu, że jest „jedynym bezstronnym i pluralistycznym
portalem informacyjnym (...) wierzącym w siłę dialogu”. Bezstronny pluralizm i
siła dialogu polegały np. na cytowaniu Stanisława Michalkiewicza (oskarżanego o
antysemityzm wieloletniego współpracownika Janusza Korwin-Mikkego) i sięganiu
po zdecydowanie lewicowe wypowiedzi Piotra Szumlewicza, rzecznika prasowego
OPZZ. To, co pomiędzy, z perspektywy serwisu nie przedstawiało się
interesująco.
[Podobną strategię - jak wynika z ostatnich ustaleń amerykańskich
służb specjalnych - stosowały prorosyjskie media internetowe na początku
kampanii wyborczej w USA - wspierając skrajnych kandydatów po obu stronach - z
jednej strony Donalda Trumpa, z drugiej demokratę Berniego Sandersa.]
Lata 2014-15 to czas, kiedy Pikio
w zasadzie tylko trwało, wrzucając jeden tekst najpierw co kilka tygodni,
później co kilka dni. Temperatura wzrosła tuż przed polskimi wyborami
prezydenckimi i parlamentarnymi wraz z kryzysem uchodźczym w 2015 r. W Pikio
zaczęły seryjnie pojawiać się artykuły o alarmistycznych
tytułach. (I znów łudząco przypominające te z kont prowadzonych przez słynnych
trolli z Sankt Petersburga): „Islamista o zgwałceniu 200 kobiet przez jednego
mężczyznę: To u nas normalne, młody tego potrzebuje”, „Kolejny ISLAMSKI kraj
chce być członkiem Unii Europejskiej” (chodziło o Albanię), „Na granicy UE
powstaje islamska dyktatura. 1000 razy groźniejsza od ISIS” (mowa o Turcji pod
rządami Recepa Erdogana). Później tematy się zmieniały, ale styl pozo stał.
Oto przykładowe tytuły artykułów pojawiających się w Pikio w ciągu
ostatnich miesięcy: „Brytyjskie media: Donald Tusk to szef MAFII”, „Tusk z
hukiem POWRACA. Znamy listę do wyborów”, „N-I-E-S-A-M-O-W-I-T-E! Jan Paweł II
wygrał z szatanem we Francji! Coś pięknego!”. O co chodziło? O to, że UE
została nazwana w „The Sun” mafią, a POWRÓT - pisanie tytułów wersalikami
Stało się w Pikio i w innych „prawicowo-patriotycznie” zorientowanych serwisach
normą - przewodniczącego Rady Europejskiej do
Polski ma być związany z wyborami europejskimi, w których wystartować mieliby:
Bronisław Komorowski, Hanna Suchocka, Marek Belka czy Kazimierz Marcinkiewicz.
Nie szkodzi, że kandydatów wyssano z palca. Jan Paweł II, który pokonał
szatana w tej okropnie laickiej Francji, to po prostu informacja o tym, że
pomnik papieża zwieńczony krzyżem został przeniesiony na teren prywatnego
katolickiego gimnazjum, choć groziła mu rozbiórka, bo stojąc na terenie publicznym,
naruszał świeckość państwa.
Bywają również teksty wprost
kłamliwe, za które później trzeba przepraszać.
Spółka HGA Media i należący do
niej „serwis patriotyczny” Newsweb przepraszali ostatnio Dominikę i Sebastiana
Kulczyków w specjalnym oświadczeniu za „propagowanie pozbawionych podstaw
teorii kwestionujących fakt śmierci Pana Jana Kulczyka i sugerowanie, iż uciekł
on z kraju w celu uniknięcia odpowiedzialności prawnej”.
[Taka strategia - zdaniem
natowskiego Centrum Komunikacji Strategicznej - jest zgodna ze zdobywającym
dużą popularność kanonem dezinformacji. Opiera się on na krzykliwych
nagłówkach artykułów, które mają niewiele wspólnego z treścią, pisanych przez
nieznanych lub fikcyjnych autorów, żerujących na niskich instynktach -
uprzedzeniach i lękach, unikających cytowania wiarygodnych ekspertów.]
Kim są autorzy takich treści? Najczęściej ludzie młodzi - głównie studenci o narodowo-konserwatywnych poglądach. Co
ciekawe, w kwietniu 2017 r. internauci wytropili, że niektórzy autorzy Pikio
nie istnieją. Chodziło o Roksanę Lewicką, rzekomą studentkę kulturoznawstwa,
oraz Jana Bednarza, „pomorzanina, zapalonego żeglarza i miłośnika natury”.
Albert Wójcik, prezes HGA Media, do której należy również Pikio.pl, tłumaczy, że były to pseudonimy dwóch autorek tego serwisu,
które ukryły się pod nimi, bo były „zalewane seksistowskimi, wulgarnymi i
agresywnymi wiadomościami, w których grożono im śmiercią, gwałtami i pobiciami
za artykuły”. Nie tłumaczy jednak, dlaczego tworząc „Jana Bednarza”, sięgnięto
po wizerunek Jaya Ketelsena, projektanta ogrodów z Iowa w USA, zaczerpnięty z
darmowej bazy multimediów Pixabay.
[To niestety bardzo przypomina
metody rosyjskich trolli, którzy zakładając konta na Twitterze przed ostatnią
kampanią prezydencką w USA, stworzyli zastęp fałszywych autorów. Ich wizerunki
- jak choćby słynnej fake'owej twitterowiczki Jenny Abrams - próbowali uwiarygadniać „pożyczonymi" zdjęciami z
mediów społecznościowych. Z sukcesami: Abrams, zanim
została zdemaskowana, zyskała popularność - miała prawie 80 tys. followersów i
cytował ją m.in. „New York Times" czy „Washington Post".]
Dlaczego portal Pikio.pl próbował ukryć, kto dla niego
pisze?
Próbując rozwikłać tę zagadkę, natknęliśmy się na zaskakujące fakty.
Biorąc pod uwagę dane z maja 2018 r., w przybliżeniu 18 tys. użytkowników
przechodzi z Pikio na stronę ortograf.pl. Działa to w ten sposób, że
jeśli ktoś wielokrotnie wpisywał wcześniej w wyszukiwarkę frazy takie, jak
„ortografia”, „zasady pisowni”, „poprawna pisownia”, to na podstawie zapisanych
plików cookies częściej będzie otrzymywał reklamy stron zajmujących się
tego typu usługami. W tym przypadku ortograf.pl. Nie jest tajemnicą, że poprawna polszczyzna nie jest mocną stroną Pikio.pl. Jeśli jednak przejrzymy ruch z serwisu ortograf.pl, szybko dostrzeżemy, że duża część aktywności na nim
pochodzi z VKontakte.com
- rosyjskiej wersji Facebooka. Zatem słownik,
z którego - co potwierdził prezes Wójcik - regularnie korzysta część
pracowników Pikio, jest jednocześnie słownikiem poprawnej polszczyzny
popularnym wśród użytkowników z Rosji. Może to nasuwać podejrzenia, że część
treści publikowanych w Pikio najpierw powstaje w innej wersji językowej. Co więcej,
niektóre treści publikowane na Pikio.pl można było znaleźć po polsku
lub po rosyjsku na blogach połączonych z serwisem LiveJournal.com, będącym jednym z najpopularniejszych serwisów blogowych w
rosyjskim internecie.
16 godzin za darmo
„Ostra” strategia Pikio przynosi
efekty. W maj u tego roku, według similarweb, serwis Pikio miał aż 27 mln
wizyt. To więcej niż choćby serwis NaTemat.pl. Kolejnym celem ma być przeskoczenie
Onetu i Wirtualnej Polski - tak przynajmniej twierdzi prezes Albert Wójcik.
O założycielach Pikio i ich działalności biznesowej wiadomo niewiele.
Firmę HGA sp. z o.o. (od niedawna HGA Media), panowie Meissner, Wójcik i
Groblewski założyli w listopadzie 2015 r. Spółka jeszcze kilka tygodni temu nie
miała nawet strony korporacyjnej. Dziś można się z niej dowiedzieć, że HGA to „
grupa mediowa przyszłości”, która - jak podkreśla prezes Wójcik - „stawia na pluralizm medialny”.
Wiadomo, że jej założyciele
zaczęli swoją działalność z kapitałem zakładowym wynoszącym ledwie 5001 zł,
czyli o złotówkę większym niż ustawowo dopuszczany przez prawo dla spółek z
ograniczoną odpowiedzialnością. Z dostępnego w KRS sprawozdania finansowego
wynika, że HGA w pierwszym roku działalności miała przychód w wysokości 261
tys. zł, a zysk prawie 80 tys. zł. Czyli dość dużo jak na młodą firmę
utrzymującą się głównie z reklam z Google. W sprawozdaniu tajemniczo
prezentuj ą się jednak dane dotyczące wartości sprzedanych towarów - ta suma
sięga aż 3,5 mln zł! Co to za towar? Zapytany o to Wójcik odparł najpierw
- wbrew temu, co mówią dokumenty - że informacja o
operacjach przeprowadzanych na taką kwotę jest „fałszywa, a jej rozpowszechnianie
jest niezgodne z prawem”, następnie przesłał maila z oświadczeniem własnym i
obsługującego HGA biura księgowego, że to „oczywisty błąd pisarski”
przekopiowany z dokumentu innej firmy, HGA nie prowadzi sprzedaży towarów, a
zamiast 3,5 mln zł w rubryce powinno zostać wpisane 0 zł.
Za 2016 r. HGA zadeklarowała przychód w wysokości 160 tys. zł - zysk 100 tys. zł. W ubiegłym miała już ponad milion złotych
przychodu i 360 tys. zł zysku. I to mimo rosnących kosztów, głównie płac - z
ponad 80 tys. zł w 2016 r. do ponad 660 tys. zł w 2017 r.
Prezes chwali się rozwojem firmy. „Mam 23 lata, dorobiłem się po tym,
jak przez pierwsze półtora roku pracowałem po 16 godzin za darmo w swojej
własnej firmie Pikio.pl,
kiedy wszyscy inni pobierali w niej
wynagrodzenia. Ryzykowałem porażkę, ale los był łaskawy i ciężka praca
popłaciła” - pisał Wójcik w ubiegłym roku na Facebooku, publikując zdjęcie
swego nowego Mercedesa CLA (jego cena to 147-226 tys. zł w zależności od
wyposażenia). „A pomyśleć, że dwa lata temu, jak rejestrowałem portal,
zainwestowałem w niego wszystko, co miałem, czyli 1500 złotych i mnóstwo czasu.
Warto ryzykować” - zachęcał.
[Ekspert: Jak na tego typu
przedsięwzięcie i zainwestowane 1,5 tys. zł, można mówić o piorunującym
efekcie. Utrzymanie serwisu newsowego z kilkunastoosobową redakcją to koszt
przekraczający nawet 100 tys. zł miesięcznie.]
HGA Media, a z nią i Pikio.pl szybko zmieniają adresy - na
coraz lepsze. Jeszcze w 2016 r. zajmowało zwykłe mieszkanie w bloku na
warszawskim Ursynowie, by w sierpniu 2017 r, wprowadzić się do szeregowca w
tej samej dzielnicy. Wiadomo, że w firmie przybywa ludzi. W maju ruszyła z
dużą rekrutacją - szukała redaktorów, twórców filmików na YouTube oraz twórców memów. Zatrudniła m.in. specjalistę od piaru,
z przeszłością na ważnych stanowiskach w Agorze i Onecie, a więc u największych
graczy na rynku, oraz redaktora z doświadczeniem w dużych domach mediowych.
Serwisy Piki o i Newsweb to niejedyne produkty spółki HGA Media. Firma
miała do niedawna w portfolio
również nieistniejące już serwisy o podobnym
prawicowo-populistycznym charakterze: polskaracja.com i tefakty.pl. Straszące m.in. falą uchodźców i szczepionkami wywołującymi autyzm, niedawno połączone z
Newswebem, ale ślad po ich działalności można odnaleźć w sieci.
Z HGA Media powiązanych jest wiele profili na Facebooku, takich jak
„Nie głosuję na PO”, „NiepopieramKOD” czy„Gardzę.Nowoczesną” - te również mają
wielotysięczne zasięgi. Na zasadzie symetrii działa „Kartoflisko”, które ma 196
tys. polubień, a które w swojej wymowie jest... antypisowskie.
Dla Pikio.pl
media społecznościowe generują niemal połowę
ruchu. Strategia zdobywania czytelników przez Facebook polega na jak
najszybszym rozpowszechnianiu treści nie tylko za pośrednictwem powiązanych z
HGA fanpage’ow, ale także tych propisowskich, takich jak: „To my patrioci
polscy - zwolennicy PiS z całego świata”,
„Popieramy rząd Zjednoczonej Prawicy, PiS i Pana Prezydenta”, „Chcemy żeby TV Republika była ogólnodostępna” lub „Zwolennicy PiS!”. Każdy
z tych fanpage’ow ma od kilku do kilkudziesięciu tysięcy polubień.
[- Przypomina to trochę
to, co działo się podczas kampanii wyborczej w USA. Wówczas z miejscowości
Wełes w Macedonii było administrowanych ponad sto stron rozpuszczających
fałszywe, prowokujące informacje zarówno o Partii Demokratycznej, jak i
Republikańskiej - mówi analityk ruchu w social mediach,
pracujący dla znanej firmy. Macedończycy przyznali, że zarabiali na tym po
kilka tysięcy dolarów dziennie.]
Będzie wojna?
Interesujące wydają się sieci
powiązań pomiędzy „patriotyczno-tabloidowymi” serwisami. Z należącego do HGANewsweb.pl nie da się skopiować treści. Jeśli użytkownik spróbuje użyć
prawego przycisku myszy, pojawia się informacja, że treść jest chroniona
prawami autorskimi. Jeśli jednak przepiszemy część tekstu do wyszukiwarki, w
wynikach pojawi się zarówno Newsweb.pl, jak i wRealu24 - strona
telewizji kierowanej przez Marcina Rolę. Na obu znajdują się te same artykuły
- tekst na Newswebie zatytułowany „Uchodźcy jednak trafią do Polski. Oto zemsta
Netanjahu” na wRealu24 figuruje jako „Uchodźcy mają być ulokowani w Polsce.
Zemsta Netanjahu?”. Inny materiał - „Chorwacja: Nielegalni imigranci wdarli
się do kraju. Chorwaci odpowiedzieli ogniem” - był tak samo zatytułowany w obu portalach. Z informacji
przekazanych przez Wójcika wynika, że to efekt trzymiesięcznej współpracy
biznesowej serwisów HGA i niektórych mediów
Roli, która nie jest już kontynuowana.
Marcin Rola to samozwańczy dziennikarz, który zyskał sławę w internecie
głównie za sprawą kontrowersyjnych wypowiedzi w swoich programach. W ostatnich
wyborach samorządowych próbował zostać radnym Ursynowa, później kandydował do
Sejmu. Jako rzecznik Kukiz’15, próbował zdobyć popularność na YouTube za sprawą autorskich programów „W Rolach głównych” i „RingTV”. Jego najnowszym projektem jest telewizja wRealu24.pl, która należy do spółki Zona Zero. Tu ciekawostka - do niej
należy także wydawnictwo Fronda, które jest wydawcą magazynu „Fronda Lux”.
Sława Roli dotarła nawet do redakcji BBC, która zrobiła materiał o
polskiej ambasadzie w Londynie finansującej spotkania ze „skrajnie prawicowymi
ekstremistami” (oprócz Roli chodziło o Rafała
Ziemkiewicza i Wojciecha Sumlińskiego) .Rola tłumaczył przed kamerą, że takie
wypowiedzi, jak „Muzułmanie to pedofile” czy „Koran nawołuje do gwałcenia
dzieci”, były wyrwane z kontekstu.
Marcin Rola jest mocno powiązany także z portalami internetowymi,
takimi jak będące niemal stuprocentową kopią Newsweba Non24.pl, Otymsiemowi.pl czy wSedno24.pl. Co można na nich znaleźć?
Głównie lansują wizję Polski zagrożonej (w wersji bliskiej „Wiadomościom” TVP), chętnie też podsycając nienawiść wobec Ukrainy („Ukraina
wyczerpała cierpliwość Polski! PiS idzie na wojnę!”, „Ostry konflikt z Ukrainą!
Kijów ZEMŚCIŁ SIĘ za słowa Jarosława Kaczyńskiego”), a jednocześnie
bagatelizują zagrożenia ze strony Rosji: „Zobacz, jak robią Cię w konia!
Inwazja na Polskę?! Oto cała prawda, o której nikt nie powiedział [WIDEO]!”
(tekst o ćwiczeniach Zapad-17 przeprowadzanych na Białorusi).
[Analityk social mediów zwraca uwagę na ruch na drugim portalu. W grudniu
2017 r. miał prawie 2,5 mln wejść na stronę, miesiąc później zaledwie 10 tys. -
Oznacza to, że ruch był pompowany np. za pomocą reklam na Facebooku lub w
innych miejscach. Pompowanie strony w takim stopniu i natychmiastowe
porzucenie kampanii reklamowej nikomu by się nie opłacało. To nie wygląda na
komercyjną działalność - mówi.]
Podobieństwa między polskimi „patriotycznymi” portalami a tymi, które
służby specjalne w USA i innych krajach Zachodu rozpoznają jako sterowane z
Rosji, są na tyle duże, że pojawia się pytanie o to, jak bliskie są relacje
między nimi? - Niezależnie od tego, czy robi to człowiek czy maszyna, tego
typu treści są bardzo wygodne z perspektywy Kremla. Nie jest przecież żadną
tajemnicą, że Rosjanie w USA i w innych, częściach świata wspierają, a nawet
tworzą portale z wygodną dla siebie narracją - podkreśla Anna Mierzyńska,
specjalistka od marketingu politycznego, zajmująca się metodami dezinformacji
stosowanymi w sieci.
Czy tak jest w tym przypadku? A może te portale przedstawiają
rzeczywiste poglądy ich autorów? Albo to tylko rynkowa gra na zyskanie
popularności i przychodów dzięki szerzeniu kontrowersyjnych treści? Żadna z
tej wersji nie wyklucza innych. I to chyba jest najgorsze.
Jan Rojewski, Grzegorz Rzeczkowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz