Życie prywatne
teologów amatorów polskiej prawicy nie ma nic wspólnego z wartościami, które
głoszą. Można tu znaleźć ludzi niezdolnych do życia w monogamicznych związkach,
dotkniętych seksualnymi obsesjami, mających na koncie narkotykowe odjazdy
Niedawna decyzja
papieża Franciszka o jednoznacznym potępieniu kary śmierci w nauczaniu
Kościoła sprawiła, że polska prawica przestała udawać. Publicyści, którzy
przez wiele lat potępiali reformatorskie ruchy w Kościele zachodnim - takie
jak niemieckie „Wir sind Kirche” („My jesteśmy Kościołem”) - dziś sami piszą: „To my jesteśmy ludem Bożym, a papież się
myli!”.
Mury hipokryzji runęły. Prawica postanowiła wypisać się z
chrześcijaństwa, żeby stworzyć własną narodową i tradycjonalistyczną herezję. Z
własnymi teologami amatorami i własnymi (bardzo nieortodoksyjnymi) papieżami.
BUNT
Przedstawiciele polskiej prawicy - choćby Paweł Lisicki, Marek Jurek czy Jacek Bartyzel - już
w okresie pontyfikatu Jana Pawła II krytykowali „herezję ekumenizmu” czy
nadmierne angażowanie się w dialog międzyreligijny (z judaizmem, a także z
islamem). Jednak na papieża Polaka prawica bała się podnosić głos.
Dopiero Franciszek sprawił, że puściły wszelkie hamulce. Prawicowi
publicyści - zapraszani przecież przez wielu biskupów i księży do kościołów i
na łamy katolickich mediów - mają na swych kontach cytaty, przy których bledną
najostrzejsze antyklerykalne wypowiedzi Janusza Palikota.
I tak Rafał Ziemkiewicz jako pierwszy napisał o Franciszku: „Papież
idiota”. Janusz Korwin-Mikke nazywał głowę Kościoła „wcieleniem Lucyfera”
(zadając przy okazji retoryczne pytanie: „dzięki jakim piekielnym sztuczkom
usunął On z Tronu św. Benedykta XVI?!?”). Wojciech Cejrowski z wyżyn swojej
teologicznej wiedzy informuje prawicowych wiernych, że „doskonały z teologii
był Benedykt, natomiast Franciszek jest lichy”, po czym przechodzi do argumentów
ze świata mody: „oczekiwałbym, żeby namiestnik Chrystusa na Ziemi nie miał
takich okropnych buciorów”. Tomasz Terlikowski (tym razem jako ambonę wybrał
sobie „Super Express”)
poucza wiernych, że decyzja o wpisaniu potępienia
kary śmierci do Katechizmu Kościoła katolickiego to „osobista decyzja papieża,
umotywowana wyłącznie jego wolą, a nie argumentami teologicznymi”.
Wreszcie Paweł Lisicki, który przez całe lata miażdżył
kościelnych reformatorów za próby podważania nieomylności papieża, z nadzieją
przedstawia wizję antypapieskiego buntu: „dążenie do unowocześnienia
katolicyzmu doprowadziło do tego, że przeciw Franciszkowi uformowała się
coraz silniejsza koalicja. Są tam nie tylko tradycjonaliści, ale także liczne
i pełne zaangażowanych świeckich ruchy obrońców życia, umiarkowani katoliccy konserwatyści, a nawet po prostu
zwykli watykańscy zwolennicy porządku, którego tak brakuje państwu
papieskiemu. Trudno wyobrazić sobie, jak w tak hierarchicznej strukturze, jaką
jest Kościół, mógłby wyglądać bunt przeciw najwyższemu zwierzchnikowi. Wydaje
się jednak, że od wieków nie było do niego tak blisko”.
INNA RELIGIA
Prawica zaproponowała Polakom nacjonalistyczną
i tradycjonalistyczną herezję w miejsce uniwersalnego chrześcijaństwa, w którym
zgodnie ze słowami Świętego Pawła „nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika
ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety, albowiem wy wszyscy jedno
jesteście w Jezusie Chrystusie”. W tej herezji podział na naszych i obcych jest
najważniejszy, a kobieta zawsze podlega mężczyźnie.
Lista „grzechów” współczesnego Kościoła, którym polska prawica przeciwstawia
własną doktrynę, jest długa i dotyczy kwestii podstawowych dla etycznego
nauczania chrześcijaństwa. Papież i Kościół opowiadają się za ekumenizmem i
dialogiem międzyreligijnym, podczas gdy polska prawica postawiła na wojnę
międzyreligijną, „nawrócenie protestantów i Żydów”, a nawet „obronę białego
katolicyzmu”. To ostatnie sformułowanie jest wyjątkowo absurdalne, bo blisko
cztery piąte spośród ponad dwóch miliardów wyznawców katolicyzmu na całym
świecie to - zgodnie z rasistowską nomenklaturą polskiej prawicy - „niebiali”,
„należący do innych ras”.
Franciszek i Kościół - zgodnie z ewangelicznymi wskazaniami najbardziej
jednoznacznie wyrażonymi w przypowieści Jezusa o dobrym Samarytaninie -
wzywają do zorganizowanej pomocy uchodźcom i obcym. Tymczasem polska prawica
kapitalizuje polityczne zyski, jakie biorą się ze wzmacniania lęku przed
wszelką obcością.
Kolejna różnica to wspomniane już stanowisko Kościoła wobec kary śmierci,
podczas gdy polska prawica domaga się wypowiedzenia przez polskie państwo
regulacji unijnych, które zakazują jej wykonywania.
Dalej - Franciszek wzywa do włączenia rozwodników ponownie w liturgiczne
życie Kościoła, podczas gdy polska prawica domaga się karania ich całkowitym
wykluczeniem ze wspólnoty wierzących. Franciszek - w duchu Soboru
Watykańskiego - podkreśla konieczność „przyjaznego rozdziału Kościoła od
państwa”.
Tymczasem polska prawica domaga się użycia kodeksu karnego i przemocy
egzekwowanej przez instytucje państwa jako narzędzi ewangelizacji,
wymuszających zachowania „zgodne z doktryną Kościoła”.
Wreszcie urzędujący papież uznał
za obowiązek Kościoła rozliczenie i potępienie wszystkich przypadków pedofilii
czy molestowania seksualnego, których sprawcami byli przedstawiciele kleru. W
Polsce zaś prawica uznała za swe zadanie i doktrynę obronę hierarchów i księży
przed zarzutami.
Poznański biskup Juliusz Paetz,
któremu zarzucono molestowanie kleryków, był długo broniony przez prawicowych
polityków i media, gdy „Tygodnik Powszechny” i „Znak”, które nagłośniły
sprawę, były przez prawicę atakowane jako „zdrajcy polskiego Kościoła”.
Warto przypomnieć, że Stanisław Piotrowicz - zanim jeszcze rozpoczął
karierę polityczną w PiS - wcześniej jako
prokurator blokował postępowanie przeciwko księdzu pedofilowi w Tylawie. Ten
klasyczny oportunista, który w PRL ścigał antykomunistów, próbował przypodobać
się przemyskiemu arcybiskupowi Józefowi Michalikowi, którego uważał za nowego
dysponenta ziemskiej władzy na Podkarpaciu.
BESTIE LUDZKIE
W polemice z całym nauczaniem dzisiejszego Kościoła polska prawica odwołuje się do
Josepha de Maistre i Romana Dmowskiego. Problem polega na tym, że żaden z tych
„religijnych” autorytetów nie był ortodoksyjnym katolikiem, a Roman Dmowski
nie był nawet człowiekiem wierzącym.
Joseph de Maistre przez większość życia był wyznawcą doktryny eklektycznej,
deistycznej masonerii francuskiej (saint-martinizmu). Uważał, że wszystkie
religie są równoprawnymi przybliżeniami niepoznawalnego Boga, którego głównym
przesłaniem jest wezwanie do miłości, miłosierdzia, pomocy wzajemnej.
Będąc świadkiem przerażających
scen terroru podczas rewolucji francuskiej, stracił wiarę w człowieka i boskie
miłosierdzie. Uznał, że jedynym sposobem na zachowanie społecznego pokoju
jest wychowanie ludu w absolutnym lęku przed karą śmierci, egzekwowaną przez
kata, a w ostatecznej instancji przez „Boga kata”, niemającego nic wspólnego z
chrześcijańskim Bogiem miłosierdzia.
Z kolei założyciel polskiej endecji, Roman Dmowski, był pozytywistą, darwinistą
i materialistą, który podobno nawrócił się na łożu śmierci. Religię - podobnie jak kulturę czy język - uważał za całkowicie
świeckie, wręcz naturalistyczne wyposażenie, za pomocą którego narody (uznawał
je za odpowiednik gatunków w teorii Darwina) walczą o przetrwanie, dominację,
terytorium, bogactwa. W tekście „Kościół, naród i państwo” z 1927 roku zauważał
z goryczą, że Polacy muszą używać Kościoła jako jedynej dostępnej im narodowej
formy, bo w przeciwieństwie do Anglików, Francuzów czy Niemców nie zdołali
nigdy stworzyć silnego świeckiego państwa ani świeckiej kultury.
Kult „Boga kata”, którego najważniejsze argumenty to piekło i wieczne
potępienie, jest dla wielu polskich prawicowców narzędziem nie tylko
dyscyplinowania rodaków, lecz także samodyscyplinowania. Nie chcę wchodzić w
tabloidowe szczegóły, ale życie prywatne większości teologów amatorów
dzisiejszej polskiej prawicy nie ma nic wspólnego z wartościami, które
oficjalnie głoszą. Można wśród nich znaleźć ludzi niezdolnych do życia w
monogamicznych związkach, dotkniętych seksualnymi obsesjami, mających na
swoim koncie długie odjazdy narkotykowe czy obyczajowe transgresje, które sami
nazywają „opętaniem przez szatana”. Jeszcze inni mają dzieci z in vitro, a więc dzięki metodzie, którą potępiają publicznie.
To nie tylko kwestia prostej hipokryzji. Wielu z nich naprawdę uważa
się za „bestie ludzkie” czy „worki skórno-mięśniowe”
(to autentyczne cytaty), które przed grzechem może powstrzymać wyłącznie
perspektywa kary. Dlatego Lisicki czy Terlikowski potrafią napisać, że komunia
dla rozwodników, którą proponuje Franciszek, będzie uderzeniem w tych, którzy
wytrwali w małżeństwie (jak się można domyślać - w bólu, cierpieniu i wyrzeczeniach) i spowoduje
większą rozwiązłość.
NAJTRUDNIEJSZY EGZAMIN
POLSKIEGO KOŚCIOŁA
Większość hierarchów jest świadoma tego, że
współczesna prawica stała się antychrześcijańska. Stąd coraz częstsze wypowiedzi
biskupów krytykujące nacjonalizm, politycznie podsycaną nienawiść do
imigrantów czy bliską współpracę wielu księży z politykami Prawa i
Sprawiedliwości.
Nie brak też jednak takich, którzy postanowili przymknąć oko na to, że
światopogląd polskiej prawicy nie ma wiele wspólnego z chrześcijaństwem.
Prawica zaproponowała bowiem Kościołowi z pozoru bardzo opłacalny deal. W
zamian za coś tak mało uchwytnego jak faktyczne wyrzeczenie się ewangelii
Tadeusz Rydzyk i inni duchowni propagujący religię smoleńską czy wspierający
rządzącą prawicę w kampaniach wyborczych otrzymują gigantyczne publiczne
pieniądze, własność, realną władzę w szkołach i instytucjach państwowych.
PiS, narodowcy, ugrupowania Gowina czy Ziobry proponują też Kościołowi
obronę przed sekularyzacją, która ma Polsce zagrażać z Zachodu.
Wojna polskiej prawicy z papieżem Franciszkiem jest dla polskiego Kościoła
najpoważniejszym egzaminem w całej jego historii. Łatwiej było poradzić sobie
z komunizmem, który Kościołowi groził fizycznym zniszczeniem i nie proponował
mu żadnych łapówek. Tymczasem antychrześcijańska prawica postanowiła polski
Kościół skorumpować i trudno zaprzeczyć, że przynajmniej w jakiejś mierze jej
się to udaje.
Cezary Michalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz