U kresu życia są znów
na wojnie. Weterani powstania zmagają się z oskarżeniami o współpracę ze
służbami i zarzutami, że w PRL budowali fabryki, pisali teksty, otrzymywali
tytuły naukowe jakbyśmy mieli pretensje, że żyją, choć mogli zginąć śmiercią
bohaterów.
Paweł Reszka
Powązki.
Właśnie chowają Zbigniewa Ścibora-Rylskiego. 101-letni generał spocznie obok
swej żony Zofii. Ona w czasie wojny działała w wywiadzie AK, m.in. na terenie
III Rzeszy, przeszła przez więzienie gestapo i powstanie. On to - według IPN
- ubecki kapuś. A donosić miał właśnie na nią!
Generał stał w cieniu oskarżenia od 2012 r. To wtedy wypłynęły kwity na niego.
Przed pogrzebem rozmawiałem z jego kolegami.
Profesor Leszek Żukowski (prezes Światowego Związku Żołnierzy AK,
major, weteran powstania, więzień obozu koncentracyjnego): - Myśmy wiedzieli,
że on wykonywał rozkaz dowództwa AK. Miał być wtyczką, wyciągać z UB
informacje. Myśmy mu ufali i on o tym wiedział. Ale czuł się źle z tym
wszystkim, bo przecież te oskarżenia poszły do społeczeństwa.
Prof. Witold Kieżun (weteran powstania, Krzyż Walecznych, Virtuti Militari, więzień sowieckiego łagru, porucznik): - Z generałem spotykaliśmy się średnio trzy razy w roku.
Pytałem go o tę sprawę.
- A on?
OSKARŻENIE
Rozkaz „gry” z UB miał
wydać powstańczy dowódca - Jan Mazurkiewicz „Radosław”. Ścibor-Rylski miał
zdobywać informacje i ostrzegać ludzi z AK. Generał mówił, że wielu ostrzegł.
Okazało się też, że w jego teczce nie było deklaracji współpracy, żadnych
donosów podpisanych jego ręką.
Mimo to nieformalny wyrok zapadł szybko. Jeszcze w 2012 r. historyk IPN
Władysław Bułhak mówił „Rzeczpospolitej”: „Z materiału, który przejrzałem, wynika
niezbicie, że generał współpracował”.
Prof. Kieżun został oskarżony dwa lata później. Sławomir
Cenckiewicz (dyrektor Wojskowego Biura Historycznego, zastępca
przewodniczącego kolegium IPN) i Piotr Maria Woyciechowski (astronom,
politolog, urzędnik związany z Antonim Macierewiczem) na łamach „Do Rzeczy”
ogłosili, że był tajnym współpracownikiem ps. Tamiza. Artykuł wzbudził
kontrowersje.
Piotr Gontarczyk, wieloletni współpracownik Cenckiewicza, mówił: -
Byłem zbulwersowany, zajmuję się zawodowo lustracją. Tak nierzetelnego i
tendencyjnego tekstu jeszcze nie widziałem.
Profesor Jan Żaryn uważał, że nie ma dowodów na to, by profesor donosił.
Agnieszka Romaszewska, publicystka, i Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania
Warszawskiego, w proteście odeszli z kapituły nagrody tygodnika.
Sam profesor stanowczo zaprzeczył, że współpracował ze służbami PRL.
Prof. Żukowski był następny. Został oskarżony w tym roku. Zaczęło
się od polemiki ze Sławomirem Cenckiewiczem. W tekście (też na łamach „Do
Rzeczy”) Cenckiewicz krytykował Żukowskiego, że ten. wpuścił do Światowego
Związku Żołnierzy AK ludzi z PZPR-owską przeszłością. Profesor polemizował.
Historyk w kolejnym tekście zaatakował jego przeszłość. „Zamiast obrażać
pamięć żołnierzy niezłomnych, niech prezes Leszek Żukowski sam wytłumaczy się z własnej
przeszłości, o której w kartotece SB możemy
przeczytać: »Były t[ajny] współpracownik] akta złożone w archiwum (...)”.
Żukowski odpowiedział pozwem, opublikował dokument z IPN
potwierdzający, że nie ma go w katalogach funkcjonariuszy, współpracowników i
kandydatów na współpracowników służb PRL.
PERSPEKTYWA
- Dlaczego nie było lustracji weteranów?
- pytam Jana Ołdakowskiego, dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego.
- Uznaliśmy, że z naszej perspektywy to niczego nie zmienia. Byli
powstańcami niezależnie od tego, jakie były ich powojenne losy.
- Pan wiele razy wstawiał się za weteranami, przestrzegał przed
ferowaniem pochopnych wyroków.
- Bo czasem mam wrażenie, że to powstańcy odpowiadają za całe zło PRL.
UB, SB, WRON, ludzie, którzy
strzelali do robotników, komunistyczni generałowie nie zostali osądzeni. A
bierzemy się za powstańców - środowisko najbardziej tępione po wojnie przez
komunistów.
- Milczeli o swojej przeszłości?
- Kilka lat temu przyszedł do nas weteran: „Chciałbym zdać relację z
tego, co robiłem w czasie wojny”. Mocny akowski życiorys - m.in. służba w
grupie likwidacyjnej, czyli przy wykonywaniu wyroków śmierci wydanych przez
sądy Polskiego Państwa Podziemnego. Nagrywamy, umieszczamy w internecie. Kilka
tygodni później weteran znów przychodzi. Rozbity, roztrzęsiony. Błaga, żeby
zdjąć wspomnienie i opublikować je po jego śmierci. „Ale dlaczego?”. „Ubek,
który mnie lata temu przesłuchiwał, zadzwonił na domowy numer: »Widzi pan! Tak
mnie pan oszukiwał. A ja wiedziałem!«”.
Ołdakowski przestrzega przed ahistorycznością osądów. Czyli przed ocenianiem
tego, co działo się z akowcami po wojnie z perspektywy pierwszej połowy XXI w.
ŻYCIE PO ŚMIERCI
Z Blanką Popowską chcę rozmawiać o jej ojcu - Kazimierzu Barkanie ps. Oskar,
żołnierzu pułku Baszta. Barkan wydaje mi się idealny do
złapania historycznego kontekstu. Pułk Baszta, batalion Olza, kompania 02,
kapral, więzień stalagu. W cywilu ekonomista, mąż, ojciec. Nigdy nie był na
świeczniki!.
Wspomnienia córki zaczynają się od drobnych okruchów. Okruch pierwszy to
zapłakana matka: - Przyszła odebrać mnie z zajęć muzycznych. „Co się stało,
mamo?”. „Ząb mnie boli”. Wróciłyśmy do domu. Nie było ojca. Jeden dzień,
drugi... nie pojawił się nawet na święta.
Okruch drugi to wyjazd na „wakacje” do Czarnego koło Szczecinka: -
Patrzę - ojciec! W jakiejś dziwnej piżamie.
Niosę mu worek cukru. On mi macha. Znów się rozstajemy. Potem zrozumiałam, że
ojciec trzy łata spędził w więzieniu. Jeszcze później, że siedział za AK i za
powstanie.
- Opowiadał ci o powstaniu?
- Nie mówił nic. Ani nam, ani nikomu. To było niebezpieczne.
- Kiedy zaczęłaś rozumieć, że tata coś ukrywa?
- 1 listopada ojciec zawsze prowadził nas na grób „Kajtka” -
przyjaciela, który zginął w powstaniu. Więc się trochę domyślałam. Potem o
powstaniu opowiadała nam ciocia: to był barwny film sensacyjny z elementami
grozy.
- A kiedy dowiedziałaś się, jak było w realu?
- Weterani z Baszty zebrali się i opublikowali swoje wspomnienia. Wtedy
„zobaczyłam” ojca. Dowiedziałam się, że się spóźnił na zbiórkę, o 17, że szedł
na nich żołnierz z automatem. Ojciec strzelił i zabił. Pierwszy Niemiec, który
padł w alei Niepodległości!
- Ojciec był z tego dumny?
- Oni zaraz pobiegli, żeby reanimować niemieckiego wojaka. Tata spojrzał
mu w twarz: „Taki sam blondyn jak ja”. Ojciec walczył w powstaniu do końca,
zabijał, ale ten pierwszy zawsze do niego wracał. W opowieściach ojca powstanie
nie było ani piękne, ani bohaterskie. Powtarzał często: „Ciężko jest zabić
człowieka”.
- Powstanie go złamało?
- Ja się często zastanawiam, skąd on brał siłę. Pracował, zbudował jacht,
nauczył nas jeździć konno, na łyżwach. Był wesołym człowiekiem. Ale wiem, że
powstanie
w nim siedziało przez cały czas.
Nie mógł tego z siebie wyrzucić. I wszystko wróciło.
- Kiedy?
- Zmarł rok temu, w lipcu. Był już chory na demencję. Znów przyszedł ten
pierwszy Niemiec z alei Niepodległości, był zgruzowany szpital z ludźmi
pogrzebanymi żywcem: „Boże, ile tu trupów”. Ostatnie pół roku życia to było
powstanie. Można powiedzieć że przeżył je dwa razy
TECZKI
Według byłego historyka IPN mówiło się, że generał Scibor-Rylski podpadł, bo był za bardzo
platformerski. Wchodził w skład honorowego komitetu poparcia Bronisława
Komorowskiego przed wyborami prezydenckimi. Strofował młodych ludzi buczących
na władze z PO podczas uroczystości powstańczych.
A profesor Leszek Żukowski? Sprzeciwiał się odczytywaniu 1 sierpnia
nazwisk ofiar katastrofy w Smoleńsku, mieszaniu ich z poległymi w powstaniu.
Naraził się tym ministrowi Macierewiczowi. Do tego publicznie mówił, że
żołnierze wyklęci kontynuowali bezsensowną walkę. Tu nadepnął na odcisk
apologetom NSZ.
Ale profesor Kieżun zupełnie do tego nie pasuje! On był akurat
propisowski.
Popierał w wyborach Lecha, a potem
Jarosława Kaczyńskiego. Ostro krytykował transformację i prywatyzację po l989 roku.
- No więc jaki jest klucz? - pytam.
- Formalnie? Na przykład Scibor był sekretarzem Kapituły Orderu Wojennego
Virtuti Militari. Musiał więc złożyć oświadczenie lustracyjne. Był
powód, by je sprawdzić.
- A realnie?
- Nie ma klucza. Chlapniesz coś kontrowersyjnego? „Co za gość? Co my o nim
mamy w archiwach?”. Albo po prostu ktoś zwróci na ciebie uwagę.
- Na przykład?
- Profesor Kieżun ma 192
cm wzrostu. Załapał się do kroniki powstańczej.
Uśmiechnięty facet z wielkim niemieckim cekaemem. Jak Longinus z krzyżackim mieczem. Ten kawałek wszedł do filmu
dokumentalnego o powstaniu. Wpadł komuś w oko i zaczęło się grzebanie w jego
przeszłości.
- Ale dlaczego nie chcą zostawić dziadków w spokoju? Przecież są całe
korytarze teczek?
- Powstańcy po wojnie usiłowali jakoś przeżyć. Pracowali, budowali Polskę,
niektórzy zapisywali się nawet do partii. Nie siedzieli w lasach. Robienie im z
tego zarzutu jest dziwne. W galerii oskarżeń jest też to, że Kieżun był profesorem
ekonomii, pracował w Narodowym Banku Polskim i pisał opracowania dla Edwarda
Gierka. A Żukowski, fachowiec od technologii drewna, budował fabryki na Kubie
i w ZSRR.
Przeglądam dyskusję wywołaną tekstami o profesorach Żukowskim i
Kieżunie. Wciąż wraca wątek pracy w PRL. Sławomir Cenckiewicz mówi wyprost:
„Profesor Kieżun nie jest reprezentatywny dla pokolenia ludzi Armii Krajowej.
Ci w okresie PRL na ogół klepali biedę, nie wyszli poza ramy swojego
mieszkania, nie mieli paszportu, nie mogli podróżować po świecie, nie
wykładali w KC PZPR i na kilku uniwersytetach naraz”.
RACHUNEK SUMIENIA 1
Umawiam się z Leszkiem Żukowskim. Niby
rozmawiać o generale Ściborze-Rylskim, ale przecież wiadomo, że na tym się nie
skończy. Mówimy o powstaniu. We wrześniu 1944 r. Żukowski ma 15 lat i 7
miesięcy. Jest strzelcem. Na ruinach ratusza z dwoma kolegami ma pozorować
obecność dużego oddziału. Świta. Dwaj koledzy już nie żyją. On nie ma ani
jednego naboju. Idą Niemcy.
- Po pięciu dniach byłem już w hitlerowskim obozie we Flossenbürgu.
- A co to był marsz śmierci?
- Jak w 45 pędzili nas do Dachau. Wyruszyły cztery grupy. Każda po
ponad pięć tysięcy więźniów. Do Dachau doszła jedna. Niewiele ponad 1200
jeńców. Zabijali nas. Ktoś wyszedł z szeregu? Ucieczka! „Pach!”. Nocleg na
ziemi. Kto nie mógł wstać rano - „Pach!” - strzelają. 300 km w drewniakach na nogach,
pierwsze cztery dni bez jedzenia i picia.
- Wyzwolili was Amerykanie..
- Jak weszli, ważyłem 29 kilogramów i miałem tyfus. Potem dwa
miesiące przerwy w życiorysie. Straciłem świadomość. Ostatnia rzecz, którą
zapamiętałem, że stawiają mnie na wadze.
- Dlaczego pan wrócił do Polski?
- Okazało się, że mama żyje. Studiowałem technologię drewna na SGGW.
O swojej przeszłości nikomu nie
mówiłem.
Żukowski po studiach pracował w fabrykach
płyt pilśniowych - Świeradów-Zdrój, Czarna Woda. Zrobił doktorat i habilitację.
- Po habilitacji przeniesiono mnie do Warszawy. Praca polegała na projektowaniu
fabryk płyt pilśniowych i eksportowaniu ich. W Rumunii, w ZSRR w Omsku i
Władimirze, na Kubie.
- Do partii pan nie należał.
- Nigdy.
- A teraz jest zarzut, że pan stawiał fabryki na Kubie i robił
doktoraty w PRL.
- Pracowałem dla ojczyzny. Miałem żebrać? Walczyłem w powstaniu, wróciłem
do Polski, choć po wojnie mogłem jechać do Kanady albo Australii. Chyba jestem
dobrym Polakiem, co?
- Ale w publikacji tygodnika „Do Rzeczy”...
- Pan Cenckiewicz jest wielka świnia. Mam oficjalny dokument z IPN, że
nie byłem żadnym agentem. Prawdziwa cnota krytyk się nie boi. Gdybym był złodziejem,
tobym się bał. Gdybym był szpiegiem - też. Sprawa zostanie wyjaśniona, jestem
spokojny. Ale co mnie opluł, to mnie opluł. Tylko że to on jest złodziejem.
Chce ukraść mój honor.
RACHUNEK SUMIENIA 2
Idę do profesora Kieżuna. Ma 96 lat. Już prawie
nie wstaje. Sprawa z lustracją odbiła się na jego zdrowiu.
- Siedem razy byłem w szpitalu, ale będę żył do
setki. Nie mogę pozwolić, żeby mnie tak krzywdzono. Bo przecież nie można tak
traktować człowieka. To, co oni mi zrobili, to jest skandal.
- Teczka?
- Cała ta teczka to konfabulacja. Nigdy nie współpracowałem z żadną
bezpieką.
Kieżun mówi już bardzo cicho. Mówimy
o „złodziejskiej prywatyzacji” z lat 90. i o „planie Sorosa, który zniszczył
polską gospodarkę”. O pracy w NBP: „Tam byli potrzebni fachowcy, a ja byłem
prymusem. W gimnazjum, na wyższej uczelni miałem zawsze same piątki”.
Cofamy się do wojny. Kiedy wspomina,
jak generał Bór osobiście przypinał mu w czasie powstania Virtuti, jest przez chwilę tak samo młody i zawadiacki jak ten „Longinus” ze starej powstańczej kroniki. Potem znów wracają mroczne
obrazki.
- Pan strzelał do ludzi?
- Niestety tak. Często w walce, ale raz do związanego człowieka.
- Do związanego?
- Szmalcownik. Stodoła pod Otwockiem. Był przesłuchiwany, koledzy chcieli
wyciągnąć z niego informacje. Stałem przed stodołą z kolegą na ubezpieczeniu.
Wołają mnie do środka: „Strzel mu w kolano?”. On skrępowany i ja, wie pan, no
strzeliłem...
- A potem?
- On zawył. Straszne wycie! Ból. Pojechałem do domu. 40 stopni
gorączki. Napisałem raport, że nie chcę brać udziału w takich akcjach. Dowódca
mówi: „No, ale ty już zabijałeś”. „On strzela, ja strzelam. To co innego, a tu
człowiek związany...”. Odpuścili mi.
Specjalnie zapytałem o to zabijanie.
I o pistolet.
- Był tu pan Woyciechowski? Z dokumentami o TW „Tamiza?”.
- Był.
- Słyszałem, że wtedy też wyciągnął pan pistolet?
- Eee tam...
- Co to za pistolet?
- Jeszcze z powstania. Piękny, rękojeść z kości. Najpierw zakopany na
Hożej 23. Potem przechowywałem go w
pewnym miejscu. Ostatnio w domu. Jak przyszedł ten pan z dokumentami, to
dostałem cholery... Pomyślałem, że skoro wyprodukowali na mnie takie dokumenty,
to jak ja mam dalej żyć?
- Chciał pan się zabić?
- No tak, ale jego też bym chyba stuknął. Tylko nie mogłem opanować
drżenia ręki. Nacisnąłem guzik, wypadł magazynek.
- Pana gość miał szczęście?
- Obaj mieliśmy.
***
Na odchodne pytam profesora o ostatnią rozmowę z generałem Ściborem-Rylskim.
- Pamięta pan?
- Ścibor mówi do mnie: „Witek, oni mnie ciągle wzywali. Ale ty przecież
to wiesz, wszystkich nas wzywali. I powiem ci - mam ich w dupie. I jednych, i drugich”.
- Jednych i drugich, czyli jakich?
- Tych, co wtedy wzywali, i tych, co teraz oskarżają.
http://www.newsweek.pl/plus/spoleczenstwo/bohaterowie-powstania-w-czasach-pis-mieszani-z-blotem,artykuly,431365,1,z.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz